Strony

piątek, 22 lutego 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 14.

cześć wszystkim. :) po pierwsze, wybaczcie za ankietę. :D przyznaję, lubię je robić, ale w trakcie tego opowiadania miała być tylko jeszcze jedna, ale będą dwie. pytanie wymyślone przez moją koleżankę Karinę, odpowiedzi również ułożone przez nią.

po drugie... kilka osób miało okazję już czytać ten rozdział przedpremierowo i parę z nich o mało nie posikało się w majtki, tak przynajmniej mówili. :D koleżanka od ankiety bała się wczoraj zasnąć, bo miała wrażenie, że ktoś obok niej leży (pozdrawiam, Karinko. :D). nie pytajcie mnie, czy Cliff faktycznie ją odwiedził, czy tylko się jej to śniło, bo... nie wiem. ten rozdział był pisany dawno (prawie całe to opowiadanie mam już napisane), chciałam coś paranormalnego i tylko to przyszło mi wtedy do głowy. nie jestem pewna, ale chyba widziałam to w jakimś filmie.

komentujcie, głosujcie w ankiecie i pozdrawiam. :)

Kiedy Nick wyszedł z mieszkania Davida, nie miał ochoty wracać do siebie. Poszedł do najbliższego sklepu, gdzie kupił tanie wino, a potem ruszył w stronę Canyon Lake Drive, skąd rozlegał się niesamowity widok na Hollywood Sign.
Po jakimś czasie był już na miejscu i wszedł na punkt widokowy. Szybko dostrzegł tam pewną młodą dziewczynę, która popatrzyła przestraszona w jego stronę. Wyglądała mniej więcej na 25 lat, miała blond włosy związane w gruby warkocz i brązowe oczy. Ubrana była w białą koszulkę, jasne obcisłe dżinsy i czerwone trampki. Na kolanach trzymała swoją czarną skórzaną kurtkę.
- Nie boisz się tutaj siedzieć sama o tej porze? - spytał chłopak, podchodząc do niej.
- Jest dopiero po 22. I zawsze tutaj przychodzę, jak nie mam humoru.
- Chciałabyś pogadać?
- Niee, nie trzeba.
- Wiesz, zawsze jest lepiej wyżalić się komuś obcemu...
- Ale naprawdę nie mam takiej potrzeby, już jest lepiej. - powiedziała z uśmiechem, spoglądając na niego. - Jestem Tracy.
- A ja Nick. - przedstawił się, po czym usiadł obok niej.
- Ty chyba bardziej potrzebujesz rozmowy ode mnie.
- Dlaczego tak myślisz? - zdziwił się.
- Przyszedłeś tutaj sam w piątkowy wieczór z tanim winem. Chyba coś jest na rzeczy.
Nick popatrzył na nią uważnie, a po chwili spuścił wzrok i wziął głęboki oddech.
- Ma na imię Shanell.
- Tak myślałam. Kobieta. - powiedziała z zadowoleniem Tracy. - Ma kogoś czy nie odwzajemnia uczuć?
- Od kilku lat jesteśmy przyjaciółmi. Zawsze bardzo mi się podobała, ale to wszystko... Nigdy nie czułem do niej czegoś więcej, oprócz przyjaźni. A niedawno jej chłopak zginął w wypadku samochodowym. Bardzo to przeżyła i wprowadziłem się do niej, żeby nie była sama. No i... tak jakoś się zaczęło...
- Ona wie o tym?
- Nie. Chcę jej to powiedzieć, ale boję się tego, że ona mnie odrzuci...
- A jeśli nie? - spytała i zacięła się, a po chwili mówiła dalej. - Może ty też nie jesteś jej obojętny, a ona boi się tego, że ją odrzucisz?
- Nie wiem, jej dalej jest ciężko po śmierci chłopaka, często o nim mówi...
- Ale chyba zdaje sobie sprawę z tego, że on nie żyje i teraz powinna ułożyć sobie życie na nowo, znaleźć sobie innego kochającego faceta...
- Właśnie ja mam wrażenie, że ona nie zdaje sobie z tego sprawy...
Tracy westchnęła i założyła swoją kurtkę, po czym poprawiła swój warkocz.
- Pogadasz z nią?
- Tak... to znaczy nie. Ehh, nie wiem.
- Zrób to dla mnie.
- Po co? - zapytał, przyglądając się jej.
- Żebym miała lepszy humor. - powiedziała z uśmiechem, odkręcając butelkę wina Nicka. - Na pewno będę zadowolona, kiedy będę wiedziała, że dzięki tej rozmowie jesteś szczęśliwy.
- Nie wiem, czy będę szczęśliwy...
- Nie mów tak. Jeśli naprawdę ci na niej zależy to spróbuj.
- Mhm... - mruknął, a po chwili ziewnął. - Wybacz, idę do domu. Jestem zmęczony.
- A twoje wino?
- Możesz je sobie wziąć. I tak go już nie wypiję.
- Dzięki. Jak będziesz chciał jeszcze pogadać lub pochwalić się jak poszła rozmowa, to znajdziesz mnie tutaj prawie każdego wieczora.
- Hmm... ok. Mnie znajdziesz w... supermarkecie Jewel... tam pracuję... a ty...?
- Jestem pośrednikiem nieruchomości. - powiedziała Tracy. - Teraz będę wiedziała, gdzie mam robić zakupy.
- Taa... - uśmiechnął się pod nosem Nick. - Lecę, trzymaj się.
- Paa. - krzyknęła za nim, machając mu na pożegnanie.
Nick ruszył na stację metra i niecałe pół godziny później był już w mieszkaniu Shanell. Zastał ją siedzącą na kanapie w salonie z podkulonymi nogami. Oglądała telewizję i co chwilę zmieniała kanały.
- Cześć Shan. - przywitał się, wchodząc do salonu. Dziewczyna odwróciła się do niego i uśmiechnęła się.
- Cześć Nick.
- Jak ci minął dzień?
- Mega nudno. - mruknęła, włączając inny kanał. - Wpadłam na 2 godziny do agencji, a potem siedziałam cały dzień w domu. A tobie?
- Po pracy poszedłem do Davida pogadać i wróciłem, bo spać mi się chce.
- Czyli nie masz ochoty nigdzie wyskoczyć?
- Teraz?
- No... tak...
- Wybacz, ale nie... - powiedział cicho, spoglądając na nią. - Chciałbym się już położyć spać...
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęła się dziewczyna i wstała z kanapy.
- Aha, Shan...
- Tak?
- Chciałabym z tobą chwilę pogadać... - oznajmił nieśmiało. Shanell spojrzała na niego zachęcająco.
- To słucham.
- Zresztą... nieważne. Zapomnij o tym.
Dziewczyna popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- No to... hmm... dobranoc. - mruknęła i poszła w stronę swojej sypialni. Weszła do środka i zapaliła lampkę nocną, po czym podeszła do szafy. Naszykowała sobie ubrania na jutro i położyła je na krzesełku. Podchodząc do łóżka, chwyciła swoją książkę leżącą na szafce i położyła się.
Po przeczytaniu kilku stron zrobiła się senna. Ziewając, zamknęła książkę i schowała ją do szuflady. Zgasiła lampkę, po czym naciągnęła na siebie mocno kołdrę i kilka chwil później ogarnął ją błogi sen.
Kiedy się obudziła, w jej sypialni było ciemno i podejrzanie zimno. Zmarszczyła brwi, myśląc, że już jest poranek. Spojrzała na zegarek, który wskazywał 2:00 w nocy. Gdy jeszcze bardziej się skuliła i zakryła kołdrą po szyję chciała wrócić do spania, jednak poczuła ten charakterystyczny zapach... Szampon do włosów. Kokosowy. Niby nic nadzwyczajnego, ale znała tylko jedną osobę, która używała tego szamponu. Przewróciła się na drugi bok i zauważyła, że ktoś obok niej leży. Mógł być to tylko Nick, ale to nie był on. To był Cliff. Te same długie, falowane, brązowe włosy. Ta sama blada skóra. No i ten kokosowy szampon do włosów.
- Cliff...? - szepnęła Shanell i przejechała dłonią po jego ręce. - Dlaczego jesteś taki zimny?
Cisza.
- Cliff... kochanie...
Cisza.
- Nieważne, nic nie mów, jeśli nie chcesz... - powiedziała i wtuliła się w jego plecy. - Dobrze, że jesteś...
W tym samym czasie Nick, który był w kuchni napić się wody, usłyszał z sypialni Shanell jakieś głosy. Wszedł tam po cichu i podszedł do jej łóżka. Widząc, że mruczy coś niewyraźnie przez sen i niespokojnie się kręci, położył się obok niej i chwilę później zasnął.

***

Rano Shanell obudziła się z uśmiechem na twarzy. Przetarła ręką oczy i pocałowała w ramię osobę leżącą obok niej.
- Cześć kochanie. - powiedziała spokojnie, przeciągając się.
- Kochanie...? - zdziwił się Nick, a zaraz po tym odwrócił się do niej. Shanell popatrzyła na niego przerażona i zakryła się mocniej kołdrą, delikatnie odsuwając się od niego.
- Co ty robisz w moim łóżku?
- Wybacz... Ale wczoraj gadałaś przez sen, byłaś dosyć niespokojna, no i położyłem się obok ciebie. Przepraszam, jeśli to jakiś pro...
- Nie, nic się nie stało. - przerwała mu i machnęła ręką. - Mam taką nietypową prośbę... Mogłabym powąchać twoje włosy?
- Co? - skrzywił się. Dziewczyna spuściła wzrok i spytała ciszej:
- Mogłabym powąchać twoje włosy?
- Skoro chcesz...
Shanell przysunęła się do niego i wtuliła twarz w jego miękkie ciemne loki. Nie czuła kokosowego szamponu do włosów. Poczuła ostry truskawkowy zapach i szybko cofnęła twarz z grymasem.
- Ugh, truskawka...
- O co ci chodzi, uwielbiam ten szampon!
- O nic, po prostu nie lubię tego zapachu.
- Hmm... ok. Kawy? - zaproponował.
- Tak, poproszę.
Nick kiwnął głową i ziewając, ruszył w stronę kuchni. Shanell westchnęła i położyła się z powrotem na łóżku zastanawiając się, czy powoli nie dostaje świra od tej samotności.

***

- Nie, nie pogodzę się z nią! Nie chcę jej więcej widzieć! - wykrzykiwał Lars w kuchni Shanell. Dziewczyna westchnęła i usiadła obok niego.
- Słuchaj, każdy związek ma gorsze dni... Ja i Cliff też się kłócimy...
- Tak, tylko nasze kłótnie kończyły się tym, że zostałem poparzony wrzątkiem, a raz nawet podpalony.
- Daj spokój Lars, mnie też kiedyś Shanell podpaliła. - odezwał się nagle Cliff, który stał oparty o blat i pił colę ze swojej puszki.
- Co ty pierdolisz, kiedy?! - oburzyła się Shan.
- W San Francisco, na urodzinach mojego kumpla z byłego zespołu.
- Nieprawda, sam się opiłeś jak świnia i zasnąłeś z papierosem. - oznajmiła dziewczyna, a jej chłopak po tych słowach wyszedł zmieszany z kuchni. Spojrzała na Larsa i uśmiechnęła się. - Przepraszam cię za niego.
Duńczyk odwzajemnił jej gest.
- Chciałbym być kiedyś w takim związku. 

piątek, 15 lutego 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 13.

skoro było już trochę Sophii i Nathana (i w kilku późniejszych rozdziałach też będą mieli jeszcze trochę do powiedzenia), może teraz kolej na to, żeby Mason miał swoje pięć minut? :3 czytajcie, komentujcie. :)

miłego weekendu. :)

- Tato, możemy pogadać? - spytał Mason, wchodząc do sypialni Davida.
Dav podniósł wzrok znad swojego basu i spojrzał na swojego syna. Kiwnął potakująco głową i odłożył gitarę na bok.
- Jasne, wchodź. - powiedział, wyciągnąwszy kostkę ze swoich ust. Chłopiec usiadł obok niego na łóżku i spuścił wzrok.
- No bo chciałem pogadać z mamą, ale ona będzie mnie cały czas wypytywać i podsuwać głupie pomysły...
- Więc o co chodzi?
- No bo... mama kiedyś opowiadała, że nie chciała z tobą chodzić. Jak udało ci się ją przekonać? - zapytał, przyglądając mu się. David westchnął.
- Twoja mama zaszła w ciążę.
- A gdyby nie była w ciąży to nie chodzilibyście razem?
- No raczej nie.
- Dlaczego?
- Bo kiedy zacząłem spotykać się z twoją mamą robiłem dużo nieciekawych rzeczy, które się jej nie podobały.
- Jakich na przykład? - dopytywał Mason.
David westchnął po raz kolejny. Mase prawie nic nie wiedział o jego przeszłości. Wiedział, że kiedyś i tak będzie musiał z nim o tym porozmawiać, bo prędzej czy później dowie się o tym, co jego ojciec robił w młodości. David od początku powtarzał sobie, że będą to rozmowy ku przestrodze. Za nic nie chciał, aby jego syn poszedł w jego ślady i żył na całego w rock n' rollowych klimatach, tylko żeby skończył szkołę, trzymał się z dala od używek i szanował kobiety.
- Wiesz... ciężko nie robić głupich rzeczy, kiedy przyjaźnisz się z Dave'em... - mruknął David, uśmiechając się pod nosem.
Owszem, przyjaźnił się już wtedy z Dave'em, ale wiedział że to nie przez niego popadał w nałogi i robił mnóstwo głupich rzeczy. Dave nigdy do niczego go nie zmuszał i nie wbijał mu igły w ramię. Tylko raz, kiedy David chciał pierwszy raz spróbować heroiny i nie potrafił wkłuć się w żyłę, Dave wbił mu igłę w przedramię i wstrzyknął pierwszą dawkę heroiny. Najpierw brał raz w tygodniu, później dwa razy, a potem codziennie dawkę typową dla osoby silnie uzależnionej. Do tego doszły imprezy do białego rana, alkohol, inne narkotyki, kobiety... Później poznał Judy i zakochał się. Też darzyła go uczuciem, ale była bardzo podporządkowana swoim rodzicom, którzy w ogóle nie akceptowali tego związku. Dlatego spotykali się po kryjomu. Wtedy starała się mu pomagać, wyciągała go z nałogu i niedługo później zaszła w ciążę. Nie bała się reakcji swoich rodziców, nie bała się konsekwencji. Bała się tylko tego, że nawet to nie zmieni Davida i ucieknie od odpowiedzialności. Kiedy jednak powiedziała mu, że myśli nad aborcją, postanowił w końcu wziąć się za siebie. Skończył z narkotykami, przystopował z alkoholem, przestały interesować go przygody na jedną noc. Chciał być dobrym przykładem dla swojego dziecka.
- Tatooooo... - powiedział zniecierpliwiony Mason, wyrywając tym samym Davida z zamyślenia.
- Co?
- To opowiesz mi o tych głupich rzeczach?
- Kiedy indziej. Wydaje mi się, że teraz chcesz porozmawiać ze mną o czymś innym. - rzucił, przyglądając mu się uważnie. Mały starał się unikać jego spojrzenia i wbił wzrok w podłogę.
- No nie, chciałem tylko wiedzieć jak poznałeś się z mamą...
- Coś mi tu nie gra. Równie dobrze mógłbyś spytać o to swoją mamę, ale powiedziałeś mi na początku, że chcesz pogadać ze mną, bo mama będzie cię wypytywać i podsuwać głupie pomysły. Więc czemu miałaby to robić...?
- Ehh, tato, no bo ja... ja... - zaczął się jąkać. - Ja się chyba zakochałem...
David zaśmiał się cicho i zakrył dłonią usta. Mason zerwał się ze swojego miejsca.
- Wiedziałem, że będziesz się z tego śmiał! - krzyknął. - Mogłem jednak iść do mamy, ona chociaż by mnie nie wyśmiała!
- Mase, daj spokój, nie śmieję się. - Dav pociągnął go za rękę. Mały z powrotem usiadł obok niego z obrażoną miną. - To nie jest śmieszne tylko... słodkie.
- Naprawdę?
- Tak. Jasne. To opowiesz mi kto to jest?
- Ale... ty ją znasz...
- Nie, tylko nie mów mi, że zakochałeś się w Shanell...
- Nie, nie! Przecież ona jest stara! - powiedział zniesmaczony Mason.
- No dobrze... Więc kto to jest?
- Sophia.
- Sophia? - zdziwił się David. Mały momentalnie się uśmiechnął i pokiwał głową.
- Tak. Jest bardzo miła, ładna, słodka i urocza. A tobie się ona nie podoba?
- Mase... ja jestem w wieku jej ojca.
- Ale możesz mi powiedzieć, czy jest ładna i czy pasuje do mnie.
- Ty powinieneś wiedzieć najlepiej czy pasuje do ciebie. A czy jest ładna... Owszem, jest śliczną dziewczynką, ale nie powinieneś patrzeć tylko na to.
- A na co jeszcze? - dopytywał.
- Mówi się, że liczy się tylko charakter a nie wygląd, ale na to drugie też się patrzy. W przypadku na przykład Dave'a patrzy się tylko na wygląd. Dla niego liczy się tylko to, żeby znaleźć sobie atrakcyjną kobietę, do zabaw i pochwalenia się nią przed kolegami. Ale jest z nią tylko dzień lub dwa, bo nie ma z nią wspólnych tematów, zainteresowań, nie mają o czym rozmawiać. Związek nie opiera się tylko na fizycznej przyjemności, tylko na szacunku, miłości, zaufaniu. Dla Dave'a to się teraz nie liczy, ale pewnie kiedyś to zrozumie. Shanell na przykład nie zwraca uwagi na to jak ktoś wygląda, tylko na to, jakim jest człowiekiem. Jest piękną kobietą, prawda?
- Jest bardzo piękna, ale za stara dla mnie...
- Nie chodzi o to. Widzisz, sam mówisz, że jest śliczna. Znam Shanell odkąd skończyła 15 lat i przynajmniej według mnie nigdy nie miała przystojnego chłopaka. W tamtym czasie spotykała się z Dave'em. Dave nie jest zbyt przystojny, prawda?
- Może jakby miał inny kolor włosów, nie robił głupich min i jadł normalnie to byłby przystojniejszy. - pomyślał Mason. - Ale tak to super się ubiera, dobrze śpiewa i gra na gitarze, zawsze ma dużo dziewczyn. Chciałbym być taki jak on...
- Taa, nie przesadzajmy. Później Shanell zaczęła spotykać się z Cliffem. Też nigdy nie był tak bardzo przystojny jak na przykład Nick albo Kirk, ale była jednak z nim przez długi czas. Bo obydwoje się kochali, mieli wspólne zainteresowania, tematy, poglądy. Czasami na imprezach zamiast się bawić to siedzieli razem i rozmawiali do rana. Gdyby nie wypadek Cliffa, pewnie nadal by z nim była. A ja... zwracam uwagę i na wygląd i na charakter.
- Przecież mama cały czas krzyczy i jest zła, dlatego ją kochasz? Jeszcze mówisz, że jak nie ma makijażu to...
- Nie, Mase, źle mnie zrozumiałeś... - przerwał mu. - Chodzi o to, że jak pierwszy raz zobaczyłem twoją mamę to bardzo mi się spodobała i nie ukrywam, chciałem z nią być. A potem zacząłem z nią rozmawiać i pokochałem ją jeszcze bardziej. Bo mieliśmy wspólne zainteresowania. Lubiliśmy tę samą muzykę, filmy, książki. Uwielbiam jej towarzystwo i rozmowy z nią. A każda kobieta wygląda inaczej bez makijażu i z makijażem. Twoja mama nawet bez tego dla mnie zawsze będzie najpiękniejszą kobietą.
- A co ja mógłbym zrobić, żeby sprawić Sophii przyjemność, żeby mnie bardziej polubiła? - spytał mały. - Kupić jej kwiaty?
- Nie, nie kupuj kwiatów. - zaśmiał się David. - Ale wiesz co zrobił Dave, kiedy chciał poprosić Shan o chodzenie? Też chciał jej kupić kwiaty. Tylko że nie miał pieniędzy. Wszedł do ogródka mojej mamy i zerwał jej wszystkie możliwe kwiatki, razem z korzeniami. Dał jej ten bukiet na środku ulicy, a ludzie patrzyli na nich jak na idiotów. Ale prezent jej się podobał i zaczęli razem chodzić, a mi moja mama zrobiła awanturę i na drugi dzień twoja mama pomagała mi w sianiu kwiatów.
- Mógłbym zrobić to samo? - zapytał Mason z nadzieją w oczach. David uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Pod warunkiem, że powiesz babci, że to był twój pomysł, a nie mój.
- A jeśli się jej nie spodoba?
- Zawsze możesz jej coś narysować, podzielić się ciastkami, powiedzieć jej, że ładnie wygląda. Jest dużo możliwości.
- Dzięki tato. - powiedział mały, przytulając się do Davida. - Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
- Nie ma za co. Wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść pogadać.
Mason przytaknął i wyszedł z jego sypialni. David uśmiechnął się sam do siebie i pokręcił głową, po czym wziął ponownie do ręki swój bas i zaczął grać.

***

- Mamo, zrobiłaś bardzo dobrą kolację! - pochwalił Mason Judy, wstając od stołu. Dziewczyna popatrzyła na niego ze zdziwieniem, upijając kilka łyków swojej herbaty.
- Dziękuję...
- Proszę. Idę położyć się do łóżka. Przyjdziesz mi coś przeczytać?
- Tak, tylko wypiję herbatę i posprzątam po kolacji, dobrze?
- Dobrze. - powiedział z uśmiechem i poszedł do swojego pokoju. Judie spojrzała na Davida, który uśmiechał się pod nosem i wkładał talerze do zlewu. Dziewczyna wzięła swój kubek do ręki i podeszła do niego.
- Nasz syn dorasta.
- Zakochał się.
- Co zrobił? - spytała zdezorientowana.
- Zakochał się. - szepnął, spojrzawszy w stronę pokoju Masona. - Rozmawiałem z nim dzisiaj.
Judy uśmiechnęła się promiennie i jeszcze bardziej przysunęła się do swojego chłopaka.
- W kim?
- W Sophii.
- W Sophii? - zapytała cicho Judy. - W naszej Sophii?
- Tak, w tej Sophii.
- Nigdy nic na to nie wskazywało, że on coś do niej czuje...
- Kochanie, on ma dopiero 6 lat. Zauroczył się i to wszystko. Za tydzień przyjdzie i powie, że podoba mu się inna koleżanka z przedszkola.
- Ale mimo wszystko to jest słodkie. Wyobrażasz ich sobie, jak chodzą razem za rączkę, przytulają się...
- Masz rację... - stwierdził David. Objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Złożył delikatny pocałunek na jej ustach, a zaraz po tym jego wargi powędrowały do jej dekoltu. Dziewczyna wplotła palce w jego włosy i odchyliła głowę do tyłu, pomrukując przy tym cicho.
- Kupiłam dzisiaj szampana. - szepnęła, kiedy składał pocałunki na jej nagim dekolcie. Chłopak uśmiechnął się i odgarnął kosmyk włosów z jej policzka.
- W takim razie wezmę kieliszki i pójdę do sypialni, a ty idź do małego.
- Ok. Przyjdę do ciebie za jakieś 20 minut.
Judie poszła do pokoju swojego syna, a David wziął z kuchni kieliszki wraz z butelką szampana i poszedł do sypialni. Otworzył butelkę z alkoholem i napełnił kieliszki, po czym rozebrał się i położył do łóżka.
Po jakimś czasie drzwi sypialni otworzyły się i stanęła w nich Judy. Rozejrzała się po pomieszczeniu, a kiedy jej wzrok padł na Davida, momentalnie się uśmiechnęła. Zrzuciła z siebie ubrania i została w samej bieliźnie, po czym położyła się obok niego i wtuliła się w jego nagi tors.
David przytulił ją mocniej. Wślizgnął się językiem do jej ust i pocałowali się namiętnie. Judie odchyliła głowę i kolejny pocałunek wylądował na jej szyi, a następny za jej uchem. Zamruczała cicho, wtulając głowę w jego obojczyk.
Jego dłonie powędrowały najpierw do jej koronkowych majtek, potem do zapinki stanika, łańcuszka na szyi, który jej podarował i kilku bransoletek na lewej ręce. Zarzuciła mu ramiona na szyję i wplotła palce w jego miodowe włosy. Nie wiadomo kiedy, jej bielizna wylądowała na podłodze. Zadrżała, gdy musnął dłonią jej wewnętrzną stronę ud. Zaczęła całować jego nagi tors, a on nie pozostał dłużny. Usiadł na skraju łóżka, sięgając ręką po jeden z kieliszków. Upił zaledwie łyk, resztę podając swojej dziewczynie. W chwili, gdy schylił się ku jej piersiom, usłyszeli dzwonek do drzwi. Oboje udawali, że niczego nie słyszą i jak gdyby nigdy nic nadal się całowali, ale po czwartym dzwonku Judy odsunęła się od niego.
- Idź otworzyć. Może to coś ważnego.
- Nie obchodzi mnie to. Jesteś dla mnie ważniejsza. - mruknął, sunąc ustami po jej płaskim brzuchu. Dziewczyna zaśmiała się cicho i odsunęła go od siebie.
- Idź otworzyć. - powtórzyła, zakrywając się kołdrą. David przewrócił oczami. Wziął swoje spodnie, które leżały na krześle i naciągnął je na siebie, po czym wyszedł z sypialni. Ziewając, podszedł do drzwi i otworzył je. Zobaczył stojącego na progu Nicka, który bez słowa wszedł do środka.
- Nick, co ty tu robisz?
- Zrób to pyszne kakao.
- Nie będę robił żadnego kakao! Chcę spędzić piątkowy wieczór z moją kobietą, a ty przychodzisz bez zapowiedzi i każesz mi robić ka...
- Dav... Ja się zakochałem w Shanell... - przerwał mu Nick, wywołując tym samym chwilową ciszę.
- To ja pójdę zrobić kakao... - wykrztusił David i poszedł w stronę kuchni.
Nick usiadł zrezygnowany na kanapie w salonie i ukrył twarz w dłoniach. David wrócił po kilku chwilach, po czym postawił przed nim kubek i usiadł obok niego.
- Jak to się zakochałeś? Tak nagle, po prostu?
- No chyba tak... Ten jakiś czas temu, kiedy się do niej wprowadziłem, jeszcze tego nie zauważałem, ale teraz... Kurwa mać, dlaczego ona musi być taka piękna, idealna? To, jak się porusza, jak mówi, jak się uśmiecha... Ja nie potrafię oderwać od niej wzroku. Wiesz co wczoraj zrobiłem? Zamiast iść spać w nocy, poszedłem do jej sypialni, usiadłem przy łóżku i patrzyłem jak śpi... Dopóki nie zadzwonił mi budzik... Cały dzień w robocie byłem nieprzytomny, w pewnym momencie nawet zasnąłem przy kasie. Kiedy wróciłem do domu marzyłem tylko o tym, żeby się położyć i zasnąć, ale niedługo później ona wróciła z agencji i... nie mogę, po prostu nie mogę... - jęknął, po czym wplótł palce w swoje włosy. - Chciałem z nią pogadać, powiedzieć jej co czuję, ale kiedy zobaczyłem, że nosi pierścionek zaręczynowy na łańcuszku, a potem zaczęła mi mówić, że dalej jest jej ciężko, co noc śni jej się Cliff i że pewnie już nigdy nie będzie szczęśliwa, to... zrezygnowałem... Ale ja tak nie potrafię... Nie umiem trzymać w sobie uczuć, muszę je z siebie wyrzucać!
- To pogadaj z nią. Wybierzcie się gdzieś razem. Najlepiej w jakieś miejsce, gdzie będziecie sami albo po prostu przygotuj jej jakąś kolację, śniadanie i spokojnie porozmawiacie. Powiesz jej, co czujesz, powiesz, że nie chcesz aby do końca życia przeżywała śmierć swojego chłopaka, tylko żeby w końcu ułożyła sobie życie. A ty jej chętnie w tym pomożesz.
- Ale ja jestem pewny tego, że ona powie: "Nie jestem gotowa na związek. Nie chcę mieć faceta. Nie odwzajemniam twoich uczuć".
- No to powie coś takiego, trudno, żyje się dalej. - wyjaśnił David, biorąc do ręki swój kubek, który stał na stole. - Nicky, nie możesz jej zmusić do tego, żeby cię pokochała.
- Wiem... - szepnął i również wziął do ręki swój kubek, upijając równocześnie z Davidem kilka łyków kakao. - Niezłe to kakao...
- Rodzice przywieźli mi je z wakacji. Prosto z Belgii.
- To pewnie dlatego...
- Mhm. - mruknął David, uśmiechając się do niego.

piątek, 8 lutego 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 12.

nareszcie! ferie!

rozdział z myślą i dedykacją Justynie. za to, że pomogłaś mi rozwinąć wątek z Jamesem. :) i za to, że czytasz moje rozdziały na swoim roztrzaskanym telefonie. i za fotki Motley, które przysyłasz mi na mój telefon na lekcjach. 

miłego weekendu wszystkim życzę. :)

Minęło trochę czasu. James patrzył bezmyślnie na swój napełniony kieliszek. Przechylił go i poczuł ostre pieczenie w gardle, a zaraz po tym rozejrzał się po całym lokalu. Poczuł się samotny i smutny, kiedy połknął resztę wódki i odsunął od siebie kieliszek. Barman zrozumiał jego gest i po raz kolejny go napełnił.
- Nienawidzę swojego życia... - mruknął, patrząc na swoje podarte obcisłe dżinsy. Była to już kolejna sobota, którą spędzał samotnie. Melanie wolała wyjść gdzieś z Judy i Roxxi. Shanell spędzała wieczór z Nickiem, a reszta chłopaków miała już swoje plany. Był jedynie David, który siedział u siebie w mieszkaniu razem z dziećmi, ale James nie miał na to najmniejszej ochoty. Miał już dosyć krzyków Nathana i płaczu Sophii, których musiał wysłuchiwać po każdej kłótni z Melanie. A zdarzały się one coraz częściej. Mel miała już dosyć problemów alkoholowych Jamesa. Na podłodze pod łóżkiem znajdowała puste butelki po wódce, nawet kiedy przychodził z pracy czuła od niego woń alkoholu. Początkowo wszystkie rozmowy o odwyku kończyły się kłótnią, ale jakiś czas temu doszły do tego jeszcze wyzwiska i rękoczyny. Jednak dzisiejsza awantura przebiła wszystko. Kiedy Melanie rzuciła Jamesowi pod nogi kolejną pustą butelkę, którą znalazła w szafie, a on zaczął się wykręcać że to nie jego, powiedziała, że jeśli nie pójdzie na odwyk, rozstaną się, wyrzuci go z domu i pozbawi praw rodzicielskich.
Przymknął oczy, a po chwili otworzył je i spojrzał na swój pełny kieliszek. Wziął go do ręki i wypił całą jego zawartość. Zmarszczył nos i w tym samym momencie rozejrzał się po barze. Od razu jego wzrok przyciągnęła dziewczyna, kilka lat młodsza od niego. Miała falowane blond włosy do połowy pleców, zielone oczy, pełne usta i bladą skórę. Siedziała sama przy barze i trzymała w dłoni drinka. Spojrzała na niego i posłała w jego stronę uśmiech. W końcu wstała ze swojego miejsca i podeszła do niego. Miała czarną bluzkę na szerokich ramiączkach z głębokim dekoltem, która przylgnęła do jej szczupłej talii i obcisłe dżinsy, które podkreślały jej kształtne biodra.
Była niezwykle piękna. Kiedy była coraz bliżej James zauważył, że była wyższa niż mu się wydawało. Jego dolna warga zadrżała, kiedy zatrzymała się przed nim.
- Hej. - wykrztusił.
- Cześć. - powiedziała cicho. James wyłapał akcent w jej głosie, co czyniło ją jeszcze bardziej atrakcyjniejszą. - Jestem Lisa.
- James. - przedstawił się, patrząc na jej nogi. Dziewczyna uniosła brew i uśmiechnęła się do niego.
- Więc? Co robisz tutaj sam?
- Powinienem cię zapytać o to samo.
Lisa przygryzła dolną wargę i pociągnęła go za rękę w stronę toalet. Weszli do damskiej łazienki, a James rozejrzał się tępo po jasnoniebieskich ścianach. Popatrzył, jak dziewczyna zamyka drzwi łazienki i po chwili weszli do jednej z kabin.
Lisa przyparła go do ściany i przysunęła się do niego. Stanęła lekko na palcach i pocałowała go. James, chcąc przejąć kontrolę nad sytuacją, pociągnął ją lekko za włosy i popchnął na ścianę, po czym położył ręce na jej biodrach. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona i jęknęła z rozkoszy, kiedy poczuła jego język na swojej szyi. Przygryzł ją delikatnie, a ona cicho krzyknęła. Jego dłonie powędrowały do jej biustu. Lisa jęknęła cicho, kiedy poczuła jego dłonie na swoich piersiach i pocałunki składane przez niego na jej dekolcie.
James ściągnął z niej bluzkę, a ona zadrżała lekko, gdy przejechał zimną dłonią po jej nagim brzuchu. Spojrzał w jej oczy i uśmiechnął się, a po chwili wpił się w jej usta. Podniósł ją do góry, a Lisa owinęła nogi wokół jego bioder. W końcu dziewczyna przerwała namiętny pocałunek, a on postawił ją na ziemię ze zdziwieniem.
- Coś się stało?
- Dlaczego nie pozwolisz mi się dotknąć? - spytała z tajemniczym uśmiechem. James westchnął i rozłożył ramiona.
- Śmiało, dotykaj mnie.
Lisa podeszła do niego i wsunęła dłonie pod jego koszulkę, po czym jednym ruchem zdjęła ją z niego. Zaczęła całować jego ramiona, brzuch, klatkę piersiową. James zamknął oczy i oparł głowę o ścianę. Jej ręka powędrowała do jego krocza. Potarła dłonią jego męskość, ściskając ją lekko. Kiedy usłyszała jego cichy jęk, sięgnęła po ich koszulki leżące na podłodze i wzięła go za rękę. Wyszli z kabiny i szybko je na siebie wciągnęli.
- Mieszkam 2 przecznice dalej, może masz ochotę... - zaczęła, ale James przerwał jej.
- Mam. - powiedział bez zastanowienia i uśmiechnął się do niej. Lisa odwzajemniła jego uśmiech, a kilkanaście minut później byli już w jej mieszkaniu.

***

James otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Leżał na czyimś łóżku mając przed oczami okno, z którego rozlegał się widok na Wilshire Boulevard.
Obrócił się na drugi bok i zobaczył obok siebie Lisę. Spała, a jej blond włosy przykryły jej połowę twarzy. Odgarnął je za jej ucho, a zaraz po tym pocałował ją w policzek. Dziewczyna poruszyła się delikatnie, a po chwili obudziła się i popatrzyła na niego z uśmiechem.
- Cześć. - szepnęła, przytulając się do niego. - Jak się spało?
- Normalnie. - mruknął i usiadł na łóżku. Ukrył twarz w dłoniach, a chwilę po tym popatrzył tępo przed siebie. - Jaki dzisiaj dzień?
- 5 czerwca 1988 roku.
James przewrócił oczami.
- Chodzi mi o dzień tygodnia.
- Niedziela. - odpowiedziała, przytulając go od tyłu i całując w ramię.
- Niedziela? - zdziwił się, odsuwając ją od siebie. - A która godzina?
Lisa westchnęła i rzuciła wzrokiem na zegarek.
- Niedługo 12:00.
- Kurwa mać... - powiedział ledwo słyszalnie i zaczął rozglądać się po sypialni. Dostrzegł swoje ciuchy leżące na podłodze. Przykucnął i zebrał je, po czym poszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi. Wsunął się szybko w ubrania i chciał wyjść, kiedy prawie wpadł na Lisę owiniętą kołdrą krok za drzwiami.
- Idziesz do siebie? - spytała, gdy przeczesywał palcami włosy.
- Tak.
- Musisz?
- Muszę. Masz może jakieś papierosy?
- Nie mam. Ja nie palę.
- Mhm. - mruknął, nie patrząc na nią. - Pożyczysz mi kasę na taksówkę?
- Tak, poczekaj chwilę. - powiedziała i poszła w stronę sypialni. Wróciła po chwili, z banknotem z małą karteczką w dłoni. - Zadzwonisz dzisiaj do mnie?
- Zadzwonię. - przytaknął i pocałował ją, biorąc od niej numer telefonu i 20 dolarów. - Postaram się wieczorem.
- Jasne. Pa.
- Pa.
James ubrał buty i wybiegł z mieszkania. Wyszedł z bloku i rozejrzał się po ulicy. Na chodniku akurat przystawała taksówka. Podbiegł do niej i wpakował się na tylne siedzenie, po czym rzucił kierowcy swój adres. Samochód ruszył, a James westchnął i oparł głowę o szybę. Po kilkunastu minutach taksówka dowiozła go pod wskazany adres.
- Reszty nie trzeba. - rzucił do kierowcy i podał mu banknot, a chwilę potem wyszedł z samochodu. Taksówkarz podziękował i odjechał, a on pobiegł do swojego bloku. Wszedł na 3. piętro i otworzył drzwi swojego mieszkania. Od razu skierował się w stronę kuchni, gdzie zobaczył Melanie stojącą przy oknie.
- Cześć. - powiedział cicho, bojąc się jej reakcji. Dziewczyna nawet na niego nie spojrzała, tylko pociągnęła nosem. - Płakałaś?
- Nie.
- Przecież widzę...
- Gdzie byłeś w nocy? - spytała cicho, odwracając się do niego.
- U mojego brata... - skłamał, spuszczając wzrok.
- Twój brat ma telefon, więc mogłeś do mnie zadzwonić. Martwiłam się! Nie spałam całą noc tylko obdzwaniałam wszystkich i pytałam, gdzie jesteś!
- Wczoraj wieczorem mówiłaś, że nie chcesz mnie widzieć, a teraz masz do mnie pretensje, że zniknąłem na całą noc, żeby nie wchodzić ci w drogę!
- Wiesz dobrze, że nie o to mi chodziło! Po prostu chciałam pobyć sama, wyjść gdzieś bez ciebie, odreagować cały tydzień. Nie miałam na myśli tego, że masz zniknąć na całą noc i wrócić dopiero na drugi dzień.
- Czyli tego, że wyrzucisz mnie z domu i pozbawisz praw rodzicielskich też nie miałaś na myśli?
Melanie wzięła do ręki swój kubek z kawą i oparła się o blat kuchenny.
- Z tym akurat nie żartowałam... - powiedziała cicho.
- Dlaczego chcesz mi to zrobić?
- Bo cię nie poznaję. Nie wiem, co się z tobą dzieje. Tłumaczyłam sobie na początku, że to przez śmierć Cliffa, przeżywasz to i trudno ci się z tym pogodzić. Ale już nawet Shanell sobie z tym wszystkim poradziła, a z tobą jest coraz gorzej. Mam już dosyć twojego zachowania, alkoholizmu, znajdowania pustych butelek w twoich rzeczach i tłumaczenia naszym dzieciom, dlaczego cały czas się kłócimy. Starałam się to wszystko jakoś na nowo odbudować, uporządkować. Ale nie wiem, czy jest jeszcze sens. Jeśli jest, to teraz twoja kolej ratować naszą rodzinę.
James popatrzył na nią zszokowany, a po chwili usiadł na krześle i ukrył twarz w dłoniach. Mel wzięła drugie krzesełko i usiadła naprzeciwko niego. Znała go nie od dzisiaj i wiedziała, że chce z kimś porozmawiać. Odstawiła kubek na stół i położyła mu rękę na kolanie. Spojrzał na nią, a ona dała mu porozumiewawcze spojrzenie. Kiwnął potakująco głową i wziął głęboki oddech.
- Gdy mój ojciec odszedł, miałem 13 lat. Gdy zmarła moja mama, miałem 16 lat. Winiłem go za to, za odejście mamy. Zmarła na raka, a my patrzyliśmy, jak umierała. Ja z siostrą. Sami. To jak wielkie, mgliste wspomnienie... Jedno wielkie, mgliste wspomnienie po tym wszystkim, wiesz, całe liceum. Od razu przeszedłem do picia, więc maskowałem spore, spore uczucie porzucenia... - opowiedział cicho, patrząc w podłogę. - Potem poznałem ciebie, niedługo później urodził się Nathan, później Sophia... Wiesz, budzenie się w nocy, karmienie ich butelką, przebieranie... Spędzanie z tobą czasu, spanie w jednym łóżku, mieszkanie razem, jedzenie wspólnie śniadania...Wtedy zacząłem się bardzo głęboko wiązać z tobą i z dziećmi. Moja rodzina się rozpadła, więc stworzyłem własną rodzinę. Z tobą, Nathanem i Sophią, ale też z przyjaciółmi. I wtedy odszedł Cliff... To wszystko na nowo otworzyło tę ranę porzucenia, tego, że do kogokolwiek się nie zbliżę, to ten ktoś po prostu odejdzie i że może lepiej nie chodzić z sercem na dłoni. Może i wszyscy już się pogodzili z jego śmiercią, ale ja nadal się z tym borykam. Wiesz, z ochotą, by wszyscy się ode mnie odpierdolili, dali mi spokój raz na zawsze. Nie mam emocji, jestem niewzruszalny... - powiedział na koniec i zaciął się, a po chwili zaczął mówić dalej. - Dopiero po tym jak Cliff odszedł ja zacząłem odczuwać, że nie jestem z tobą już tak blisko jak wcześniej, w ogóle nie spędzamy razem czasu, nigdzie razem nie wychodzimy, pracujemy na takie zmiany, że prawie w ogóle się nie widujemy. Nie rozmawiamy, tylko kłócimy się. Nie pamiętam, kiedy ostatnio powiedziałaś mi: "Kocham cię". Ja chcę tylko trochę miłości i czułości, mieć obok siebie kogoś ważnego i bliskiego, niczego więcej nie chcę.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? - spytała Mel ze łzami w oczach. - Nie miałam pojęcia, że ty... że czujesz się odrzucony...
- Bo to jest głupie...
- To nie jest głupie...
- To jest głupie. - powiedział głośniej. - Naprawdę dopiero po jego śmierci zacząłem odczuwać, że jestem sam, moja kobieta nie okazuje mi żadnych uczuć, przelewa całą miłość na dzieci...
- Jaymz, co ty gadasz...
- Kochasz mnie jeszcze?
- Oczywiście, że cię kocham. - powiedziała bez zastanowienia. - Zastanów się o czym ty mówisz... Według mnie po prostu nie muszę okazywać ci tak bardzo uczuć tak jak dzieciom, ale nie wiedziałam, że jest ci z tym źle... Przepraszam...
- Czasami też myślę o tym, że jesteś ze mną tylko ze względu na Sophię i Nathana.
- James...
- Po prostu chcesz, żeby wychowywali się w pełnej rodzinie. - przerwał jej. - W końcu dzieci z rozbitych rodzin kończą w życiu jak największe cioty. Zupełnie tak jak ja.
- James...
- Jako narkomani, alkoholicy, ludzie z problemami psychicznymi... Wszystko się zgadza!
- Jaymz, przestań! - uniosła się Melanie. - Nigdy czegoś takiego ci nie powiedziałam!
- Nie? Na każdym kroku mówisz mi, że jestem alkoholikiem i mam ze sobą problemy.
- Skończmy już tę rozmowę, nie chcę się pokłócić.
- Widzisz? - spytał ironicznie. - Nie zaprzeczasz.
- Nie mam zamiaru więcej z tobą dyskutować! - krzyknęła Mel. - I nie odzywaj się do mnie. - dodała ciszej, kiedy zobaczyła, że Sophia stoi w progu i patrzy na nich uważnie.
- Suka. - mruknął James, a chwilę później wyszedł, trzaskając drzwiami. Melanie westchnęła i wplotła palce w swoje włosy. Spojrzała na swoją córkę i uśmiechnęła się do niej zachęcająco.
- Chodź do mnie.
- Dlaczego cały czas się kłócicie? - spytała, podchodząc do niej. Mel wzięła ją na kolana i pocałowała ją w czoło.
- Nie kłócimy się.
- Ale słyszałam...
- Po prostu mamy gorsze dni... Ale niedługo będzie lepiej, obiecuję.
- Cały czas mi to mówisz. - powiedziała dziewczynka ze łzami w oczach.
- Sofi, kochanie...
- Nie mów tak do mnie.
- Przestań się tak zachowywać.
- Chcę iść do Shanell.
- Shanell nie ma w domu. - oznajmiła Melanie, kiedy Sophia zeskoczyła z jej kolan.
- To chcę iść do Larsa i Roxxi.
- Nie chcesz być ze mną?
- Nie. - odpowiedziała Sophia i poszła do przedpokoju ubrać buty. Melanie westchnęła. Była przeciwna temu pomysłowi, ale mimo wszystko ubrała swoją córkę i zawiozła do mieszkania swoich przyjaciół.

piątek, 1 lutego 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 11.

Angelice, za zarwanie nocki w poszukiwaniu zdjęć.

Michałowi, za pomoc przy tym rozdziale. Bez Ciebie nie byłby taki jaki jest, albo nie byłoby go w ogóle.

Rano Shanell obudził ból pleców i nieprzyjemne drapanie w gardle. Spojrzała na Nicka, który spał tuż obok niej i odgarnęła mu włosy z twarzy. Wygramoliła się z łóżka i ruszyła w stronę salonu. Narzuciła na siebie bluzę i dodatkowo opatuliła się kocem. Poczuła, że ma zatkany nos, a czoło podejrzanie gorące.
Szybko sięgnęła po telefon, żeby zadzwonić do agencji i przekazać, że jej dzisiaj nie będzie. Po chwili udała się do kuchni, gdzie znalazła termometr i sprawdziła sobie temperaturę.
- 38,5?! - zawołała, a potem dodała ciszej. - Ja pierdolę...
Westchnęła i zaraz po tym wstawiła wodę. Włożyła do kubka herbatę ekspresową i wplotła palce w swoje włosy. Przeczesując je, poszła do salonu i stanęła przy telefonie, po czym wykręciła numer Melanie.
- Słucham?
- Hej Mel, tu Shanell.
- Co z twoim głosem? - zdziwiła się.
- Jestem chora...
- Wczoraj byłaś jeszcze całkiem zdrowa. Tak w jeden dzień się rozchorowałaś?
- Eee... - ciągnęła. - Tak...
- Nie wnikam. - powiedziała dziewczyna i przez chwilę milczała. - Potrzebujesz czegoś, że dzwonisz? - zapytała w końcu.
- Nooo... Jeśli nie byłby to dla ciebie problem...
- Jasne, że nie. Dajesz.
- Mam do zapłacenia kilka rachunków i muszę zrobić zakupy, ale nie mam nawet siły na to, żeby się ubrać, a tym bardziej, żeby wyjść z domu. Czy mogłabyś...?
- No jasne. Zrób listę zakupów, naszykuj te rachunki i za jakieś pół godziny będę u ciebie.
- Dzięki... - odetchnęła z ulgą Shanell. - Jesteś niesamowita...
- Nie ma za co. Do zobaczenia. - rzuciła na koniec Mel i rozłączyła się. Shan odłożyła słuchawkę i poczuła dotyk na swoim biodrze. Wstrzymała oddech i odwróciła się.
- To chyba jednak nie był dobry pomysł z tą plażą... - powiedział z uśmiechem Nick i zaraz po tym zakasłał.
- Mhm... - mruknęła i odsunęła się od niego. - Robię herbatę. Też chcesz?
- Tak, dzięki.
Jakiś czas później przyszła w końcu Melanie, wzięła od Shanell listę zakupów, pieniądze i wyszła na miasto pozałatwiać jej sprawy. Shan i Nick przygotowali sobie herbatę z miodem oraz cytryną i wrócili do łóżka. Leżeli i rozmawiali, aż w końcu usłyszeli głośne pukanie do drzwi.
- Otwórz drzwi. - poleciła dziewczyna.
- Ty idź.
- Jeśli chcesz jeszcze poleżeć w tym łóżku, idź otworzyć drzwi.
Nick zlustrował ją wzrokiem i westchnął. Odłożywszy swój kubek na szafkę nocną, odchrząknął i krzyknął:
- OTWARTE!
Shanell przewróciła oczami i upiła łyk swojej herbaty. Drzwi sypialni otworzyły się, a do środka wszedł Dave.
- Nick?! - wydarł się. - Co ty tu robisz?
- Eee... leżę... i piję herbatę.
- Tak, ale dlaczego w łóżku Shanell?! Z Shanell?!
- Bo mam na to ochotę, a tak w ogóle to dlaczego nie jesteś w pracy? - zmienił temat swoim pytaniem Nick.
- Mam na nocną zmianę. - oznajmił, patrząc na nich uważnie. - Mogę się w wami położyć?
- Nie! - krzyknęła zdesperowana Shan i szczelnie przykryła się kołdrą.
- No proszę! - błagał Dave i nie czekając na ich zgodę, wskoczył na łóżko. Chciał położyć się z prawej strony, obok Shanell, ale ta rozłożyła się na całej swojej połowie. Dave, chcąc nie chcąc, położył się obok Nicka. Dziewczyna ponownie wzięła do ręki swój kubek i piła spokojnie herbatę, przysłuchując się rozmowie chłopaków na temat nowej piosenki.
Opróżniwszy cały kubek, wstała ze swojego miejsca i bez słowa ruszyła w stronę kuchni. Dave uśmiechnął się tajemniczo i pokręcił z uznaniem głową.
- Chcesz wziąć udział w zakładzie? - spytał, kiedy Shan zniknęła za drzwiami sypialni. Nick zmarszczył brwi.
- Jakim zakładzie?
- Założyłem się wczoraj z Martym, że w ciągu 2 tygodni uda mi się zaciągnąć Shanell do łóżka.
- Wiedziałem, że ty jesteś śmieciem i traktujesz kobiety jak gówno, ale Marty?
- Weź daj spokój. Cliff blokował ją od ponad 6 lat, ale ja nie jestem chujem i nie sypiam z dziewczynami swoich przyjaciół, dlatego nie próbowałem jej zaciągać do łóżka. A teraz jest wolna i mogę ją legalnie przelecieć.
- Dave... - zaczął Nick, ale po chwili się zaciął. - Brak mi słów...
- Że to taki genialny pomysł?
- Nie, że jesteś takim chujem. Wydawało mi się, że Shan jest twoją przyjaciółką...
- Bo jest. Nie widzę nic złego w seksie z przyjaciółką. - Dave wzruszył ramionami.
- I byłą dziewczyną. - przypomniał mu. - Ponoć chodziliście razem, jak mieliście po 15 lat.
- 15 lat, człowieku, kiedy to było. Teraz jest seksowniejsza, piękniejsza, no i jest modelką.
Nick już otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale powstrzymał się, kiedy zobaczył wchodzącą do pokoju Shanell. Bez słowa przesunął się kawałek, żeby mogła się obok niego położyć.
- Mierzyłam przed chwilą temperaturę. Nadal mam gorączkę... - powiedziała cicho, przykrywając się kołdrą.
- Może pójdziemy do drugiego pokoju, a ty się tutaj prześpisz? - zaproponował Nick.
- Nie, możecie zostać.
Dziewczyna odwróciła się na drugi bok i próbowała zasnąć, a chłopcy cicho rozmawiali i próbowali napisać nowy tekst, który siedział Dave'owi w głowie. Nagle usłyszeli dzwonek na drzwi i rozejrzeli się po sobie zdziwieni.
- Shan, ktoś przyszedł. - oznajmił Dave, nie odrywając wzroku od kartki. Shanell delikatnie poruszyła się i mruknęła coś cicho pod nosem. Nick odłożył swój zapisany zeszyt wraz z długopisem na szafkę i poszedł otworzyć. Za drzwiami stał Lars z dużym garnkiem.
- Cześć. - powiedział zdyszany, wchodząc do środka. - Melanie dzwoniła i powiedziała, że jesteście chorzy, więc Roxxi ugotowała dla was rosół. Kazała mi go tutaj przynieść, bo ona śpieszyła się do pracy.
- Dzięki. - powiedział Nick, biorąc od niego garnek.
- A tak w ogóle to dlaczego obydwoje tak nagle się rozchorowaliście? - zaciekawił się Lars.
- Nie wiem. Tak jakoś wyszło...
- Tak jakoś wyszło?
- Byliśmy w nocy na plaży, woda była zimna...
- Co wy robiliście w nocy na pla...
- Larsy, wyciągnij talerze. - przerwał mu Nicky. W tym samym momencie do kuchni przyszedł Dave.
- A ty co tutaj robisz? - spytał, obrzucając Larsa wrogim spojrzeniem.
- Roxxi ugotowała rosół, więc przyniosłem. - wyjaśnił spokojnie Duńczyk.
- Ooo, lubię rosół Roxanne! - ucieszył się Dave i podbiegł do garnka, ale Lars zagrodził mu drogę.
- Zostaw, to nie dla ciebie. Ty nie jesteś chory.
- A kto tutaj jest niby cho... - zaczął Dave, a Nick, który stał za nim nagle kichnął. - Tyyy, stary, osmarkałeś mi cały kark! - krzyknął i zaczął się wycierać.
- Widzisz? - Lars uśmiechnął się promiennie.
- Wypierdalaj mi stąd! - uniósł się rudy chłopak.
- Ty mi stąd wypierdalaj! - postawił się Lars.
- Obydwoje stąd wypierdalajcie! - wtrącił się Nick, biorąc do ręki chusteczkę higieniczną.
- Spierdalaj! - krzyknęli obydwoje w jego stronę. Nicky nalał do swojego talerza trochę rosołu i ruszył w stronę sypialni Shanell.
- Sami spierdalajcie! Wychodzę, zamykam drzwi!
- Jak ty się gówniarzu do mnie odzywasz?! - krzyknął za nim Dave, jednak Nick wszedł już do pokoju. Lars rozlał zupę do talerzy i zaczęli jeść, nie zamieniając już ze sobą ani jednego słowa.

***

Niecałe 2 tygodnie później Shanell obchodziła urodziny. Nie miała najmniejszej ochoty ani czasu na urządzanie imprezy urodzinowej. Rano przed wyjściem do pracy zadzwonili do niej rodzice i złożyli jej życzenia. W agencji również czekała na nią mała niespodzianka. Dowiedziała się, że została zaangażowana w kampanię reklamową marki Valentino i zaproponowano jej udział w dwóch sesjach fotograficznych reklamujących bieliznę. Zgodziła się bez zająknięcia.
Wróciła do domu około 20:00. Ściągnęła swoje wysokie szpilki i na boso poszła w stronę kuchni. Wyciągnęła z szafki butelkę czerwonego wina i 1 kieliszek. Postawiła je na stole w salonie i zaczęła przeglądać swoje płyty. Natrafiła na album "Whitesnake". Włączyła go, a po chwili zapaliła kilka świeczek i poustawiała je na stole. Zgasiła światło i nalała wina do kieliszka.
- Wszystkiego najlepszego Shanell. - powiedziała sama do siebie, wsłuchując się w dźwięki utworu "Is This Love". - Co zdążyłaś już zrobić przez 23 lata swojego życia? Byłaś striptizerką, barmanką, kelnerką, teraz podbijasz świat mody. Twoje związki...? Wszystkie nieudane. Z iloma facetami spałaś? Nie pamiętasz. Odnalazłaś w końcu swoich biologicznych rodziców? Nie. Brałaś narkotyki? Owszem. Piłaś alkohol? Hektolitrami... - wymieniała z lekko ironicznym uśmiechem na twarzy. - A co dobrego zrobiłaś? - zapytała, zamoczywszy swoje wargi w winie. - Nic. A ułożysz sobie kiedyś życie? Wątpię...
Siedziała tak jeszcze przez kilka minut, aż w końcu usłyszała dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosła się ze swojego miejsca i poszła otworzyć.
- Shanell! - ucieszył się Marty i wszedł do środka wesołym krokiem. - Wszystkiego najlepszego!
- Masz już 23 lata! - krzyknął Kirk i przytulił ją. - A kiedy cię poznałem, miałaś tylko 17...
- 100 lat. - powiedział Nick, obejmując ją ramieniem. - Mam dla ciebie mały prezent, ale to na koniec...
- Shan, czego ty znowu słuchasz? - skrzywił się Dave, a zaraz po tym się uśmiechnął. - Najsłodszego kochanie! Ale i tak idę zmienić płytę.
- Zobacz co mamy! - krzyknęła podekscytowana Roxxi, podsuwając jej pod nos średniej wielkości pudełko. - Zdjęcia!
- Wieczór wspomnień? - spytała niechętnie Shanell.
- Zebrałyśmy najfajniejsze fotografie z naszych albumów i przyniosłyśmy je tutaj, żeby wspólnie z tobą pooglądać. - oznajmiła Melanie, wchodząc do salonu. - Kto robi drinki?
- Ja. - zgłosiła się Judy. - I David.
- Nie, ja nie. - zniesmaczył się Dav.
- Chodź. Pokażę ci coś... - zachęcała go jego dziewczyna, a ten uśmiechnął się tajemniczo i poszedł za nią.
- Tylko nie pieprzyć się w mojej kuchni! - krzyknęła za nimi Shanell, wchodząc z resztą do salonu. Dave rzucił się od razu na jej płyty i już po chwili rozległy się pierwsze dźwięki "Hungry for Heaven" zespołu Dio. Shan zapaliła światło i przestawiła świeczki na szafki, natomiast na stole postawiła kilka kadzidełek. Wszyscy usiedli i zaczęli spokojnie rozmawiać, a chwilę później przyszedł David z Judy, która trzymała tacę z drinkami.
- No, to zaczynamy! - ucieszyła się Roxanne, biorąc do ręki jedną ze szklanek. Melanie położyła pudełko na środku stołu i wyciągnęła z niego jedną fotografię.


- Kto to? - spytał Dave, drapiąc się po głowie.
- Lars! - oznajmił Kirk, uśmiechając się promiennie.
- Lars, to ty? - niedowierzał Dave.
- Nie, mój pies Stanisław. - powiedział ironicznie Duńczyk, przewracając oczami.
- Ale ty przecież nie masz...
- Następne! - przerwała mu Roxxi i wzięła do ręki kolejne zdjęcie.


- Nieeeeee, czy tutaj są tylko zdjęcia na których wychodzę jak przychlast?! - krzyknął zdesperowany Lars i ukrył twarz w dłoniach.
- Przecież ty zawsze tak wyglądasz. - palnął James, a Duńczyk obrzucił go wrogim spojrzeniem.
- Co tam Lars, jak Kirk wyszedł! - odezwała się Judy, biorąc od Roxanne fotografię. - Gdyby nie ten dziubek to wyszedłby fajnie, a tak to wygląda jak niedorozwój.
- Ja wyglądam jak niedorozwój? - oburzył się Kirk. - Zaraz znajdziemy jakieś twoje zdjęcie!
- Nie, nie, nie! - próbowała powstrzymać go Judie, ale na próżno. Kirk wyciągnął z pudełka jedną z fotografii i zaczął wymachiwać nią przed twarzą dziewczyny.


- Weź to schowaj, bo wstyd mi robisz. - mruknął Dave, biorąc do ręki swojego drinka i upijając kilka łyków. - Nie wiem Judy co ty brałaś kiedy to zdjęcie było robione, ale wyglądasz tragicznie.
- No szczerze mówiąc to ty też cudownie nie wyszedłeś. Przyjrzyj się, jaki masz przećpany pysk.
- Patrzcie, jeszcze jedno zdjęcie z tego dnia! - ucieszył się David. - Nawet ja się na nim załapałem!


- Widzisz Dave? - uśmiechnęła się Judy. - Na tym zdjęciu bardziej widać twoją przećpaną mordę.
- Każdemu może się zdarzyć źle wyjść na zdjęciu.
- To coś za często się to zdarza. - palnął James.
- A ty niby lepiej wychodzisz?! - Dave wysypał całą zawartość pudełka na stół i wziął do ręki pierwszą lepszą fotografię Jamesa.


- I co niby dziwnego w tym zdjęciu? - zdziwił się Nick.
- Noooo... - zawahał się Dave. - Jaymz ma na niej 2 pełne butelki piwa...
- Dziwne to jest na przykład to. - odezwał się nagle Marty i pokazał wszystkim inne zdjęcie Jamesa.


- To już nawet nie mogę zrobił głupiej miny do zdjęcia?
- Możesz, ale...
- Marty, sam nie wychodzisz dobrze na zdjęciach. - przerwał mu James, przeglądając fotografie. - O, tutaj jest jakieś twoje!


- Przecież wyglądam normalnie na tym zdjęciu...
- Nicky ładnie wyszedł. - odezwała się nagle Shanell, uśmiechając się do fotografii.
- Serio? - powiedział nieśmiało Nick. - Dzięki...
- Nie ma za co.
- Zaraz znajdziemy jakieś twoje zdjęcie.


- To zdjęcie jest cudowne! - zachwyciła się Melanie.
- Daj spokój...
- Naprawdę. Masz najpiękniejszą twarz na świecie.
- Ty też. - uśmiechnęła się Shan i wzięła do ręki kolejną fotografię. - Pamiętasz? Zrobiłam ci to zdjęcie dzień po tym, jak urodziłaś Sofi!


- Jasne, że pamiętam.
- Też chciałabym mieć taką idealną figurę po urodzeniu dwójki dzieci.
- Ale zobacz jakie ty masz za to nogi... - powiedział Nick, podsuwając Shanell pod nos kolejną z jej fotografii.


- O ja pierdolę... - jęknął Marty. - Chcę taki plakat nad łóżkiem!
- Ja wolałbym ją w łóżku...
- Dave! - krzyknęła Shanell.
- To nie moja wina, że tak na mnie działasz!
- Ja nie mogę! - krzyknął nagle James, biorąc do ręki kolejne zdjęcie. - Patrzcie, Roxxi z jaką dupą!


- Ej! - oburzyła się Roxanne.
- Tak, ty też jesteś piękna, ale ona...
- Jaymz! - Melanie szturchnęła go łokciem w bok. - Nawet nie próbuj myśleć o tym o czym teraz myślisz.
- Wybacz kochanie, ale tak reaguję, kiedy widzę piękne kobiety...
- Roxxi, skąd ją znasz? - zaciekawił się Nick.
- Z San Francisco.
- A gdzie było robione to zdjęcie? - dopytywał David.
- Czerwiec 86', koncert Europe.
- Woooow, a ona ma...
- Tak, ma faceta. - domyśliła się jego pytania Roxanne i spojrzała na następną fotografię. - Uwielbiam to zdjęcie!


- Dosyć zdjęć ze mną! - krzyknął Dave i dopił do końca swojego drinka.
- I ze mną! - poparł go Lars.
- Ja nie mogę, patrzcie! - krzyknęła podekscytowana Judy i pokazała wszystkim następną fotografię.


- Nieeee, schowajcie to! - jęknął Kirk, ukrywając twarz w dłoniach.
- Daj spokój, to akurat mi się podoba. - uśmiechnął się Lars, przyglądając się zdjęciu. Kirk westchnął i wypił do końca całą zawartość swojej szklanki. Judy z uśmiechem pokręciła głową i wzięła do ręki następną fotografię. - Gdzie to było robione?


- Nie mam pojęcia, ale pierwszy raz widzę to zdjęcie na oczy! - powiedziała zaskoczona Shanell. - Czyje ono jest?
- Znalazłem je w swoim pudełku. - oznajmił James.
- A mogłabym je sobie wziąć?
- Jeśli chcesz...
- Dziękuję! - krzyknęła z uśmiechem i pobiegła do swojej sypialni, żeby schować zdjęcie. Kiedy wróciła do salonu zobaczyła, jak David i Judy kłócą się o pewną osobę na zdjęciu...


- To jest Kirk! - krzyknęła Judie.
- To nie jest on! - odkrzyknął Dav.
- To ja! - wtrącił się Kirk.
- To ty? - spytał zszokowany Marty, patrząc najpierw na zdjęcie, a potem na Kirka. - Miałeś kiedyś proste włosy?
- Jak byłem mały to tak.
- Kirky, to twoja siostra? - spytała Shanell, przyglądając się fotografii.
- Tak, ma na imię Tracy.
- Ona jest przepiękna!
- Dzięki, przekażę jej to. - powiedział z uśmiechem Kirk.
- Jaymz też ma ładną siostrę. - odezwała się nagle Roxxi i podsunęła pod nos Shanell następne zdjęcie.


- Jaka śliczna! - zachwyciła się po raz kolejny Shan. - Podobna do Sofi!
- Prawda? - spytała z uśmiechem Melanie. - Ja też tak myślę.
- Hahaha, jaka Roxxi! - krzyknął nagle Dave, patrząc na kolejne zdjęcie.


- Ono było robione z zaskoczenia! - broniła się dziewczyna.
- Taa, z zaskoczenia. Od razu widać po twarzy, że jesteś nać... - zaczął, ale Roxxi przerwała mu.
- Lepiej popatrz na siebie! - krzyknęła i pokazała wszystkim kolejne zdjęcie Dave'a.


- Kocham, jak David się uśmiecha... - rozmarzyła się Judy i przytuliła się do swojego chłopaka. Ten objął ją ramieniem i pocałował w czoło.
- Patrz Mel, to ty. - powiedziała podekscytowana Shanell i pokazała jej jedno ze zdjęć.


- Pokaż. - odezwał się James i chciał wziąć od Shan fotografię, ale Melanie go wyprzedziła.
- Nie. Kto w ogóle wrzucił tutaj to zdjęcie?! - krzyknęła i schowała je do swojej torebki.
Jeszcze przez jakiś czas siedzieli razem, oglądali zdjęcia, śmiali się i pili drinki, aż w końcu wszyscy pożegnali się z Shanell i wrócili do siebie, oprócz Nicka, który został, żeby pomóc dziewczynie przy sprzątaniu.
- Nie spytasz mnie, jaki mam dla ciebie prezent? - zapytał nagle, zbierając szklanki ze stołu.
- Nie mam do tego głowy. - powiedziała cicho, wycierając stolik. - Powiesz mi?
- Ok, usiądź na chwilę.
Shan ze zdziwieniem odłożyła szmatkę i usiadła na sofie obok Nicka. Ten wziął głęboki oddech i popatrzył na nią uważnie.
- Nie wiem, czy według ciebie byłby to dobry pomysł...
- Ale o co chodzi?
- Chciałbym, żebyśmy razem zamieszkali. - powiedział prosto z mostu.
Dziewczyna spojrzała na niego zszokowana.
- Ale... my? We dwoje?
- No tak... Mieszkanie we dwójkę jest tańsze, ty nie byłabyś sama, a ja szczerze mówiąc nie skaczę z radości, kiedy po pracy muszę wracać do pustego mieszkania. - opowiedział i wzruszył ramionami. - Więc...?
- No dobrze. - zgodziła się w końcu. - Ale pod jednym warunkiem. Mieszkamy tutaj.
- Ok. - odpowiedział bez zastanowienia. - Twoje mieszkanie i tak jest większe i bardziej przytulne.
- W końcu urządzała je kobieta. - oznajmiła dumna z siebie Shanell. Nick wstał z sofy i rzucił w nią szmatką.
- Chodź, ogarniemy wszystko do końca i pójdziemy spać.
Dziewczyna niechętnie kiwnęła głową i ziewając, wstała z kanapy, żeby razem z Nickiem dokończyć sprzątanie.