piątek, 29 marca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 19.

jest słabo. bo to jest nie do pomyślenia, co James odwalił w tym rozdziale. rozmawiałam o tym z koleżanką, Justine Rose (XD), no i tylko coś takiego przyszło nam do głowy. nie jestem z tego zadowolona osobiście. ten i 3 kolejne rozdziały będą jeszcze poświęcone Jamesowi. potem wracamy do związku Shanell i Nicka i jakiś tam paranormalnych rzeczy, więcej uwagi poświęciłam też Cliffowi. brakuje mi go.
w dalszym ciągu zapraszam na mojego Twittera Aska :) 

- Hej, Jaymz, obudź się, przespałeś cały dzień. - chłopak usłyszał znajomy damski głos. Otworzył powieki i zobaczył duże niebieskie oczy i jasne blond włosy, zasłaniające połowę twarzy dziewczyny.
- Lisa... - powiedział, a ona roześmiała się.
- Miło mi, że mnie pamiętasz. A teraz wstań, jest już po 18:00.
- Ja... ehh... masz może coś do picia?
- Mam na dnie butelki trochę wina, które mi wczoraj wypiłeś, herbatę, kawę, sok jabłkowy... I wodę.
- To daj mi wody.
Dziewczyna przytaknęła ruchem głowy i poszła do kuchni, a James westchnął głośno i bardziej naciągnął na siebie kołdrę. Chwilę później Lisa weszła do sypialni, po czym podała mu szklankę wody i usiadła obok niego.
- Jak się czujesz?
- Tak sobie. - mruknął i wziął mały łyk swojej wody. - Posłuchaj... mógłbym się u ciebie zatrzymać?
- Rozstałeś się ze swoją dziewczyną?
- Jeszcze nie...
- Jeszcze...? - Lisa uniosła brwi.
- Wczoraj dowiedziała się... o nas...
- Sam jej powiedziałeś?
- Mhm.
- Jak zareagowała?
- Byliśmy na imprezie. Pokłóciłem się z naszą przyjaciółką, ja powiedziałem kilka słów za dużo, ona tak samo, a przy okazji Mel dowiedziała się o tobie. Nawet nic nie powiedziała, tylko wyszła bez słowa. - opowiedział, wzruszając ramionami. - Od tamtej pory jej nie widziałem.
- Ale musisz pójść do domu po jakieś swoje rzeczy.
- Właśnie chciałem tam zaraz iść. - oznajmił i wstał z łóżka, po czym wypił do końca całą zawartość szklanki. Odstawił ją na szafkę i zgarnął swoje ubrania, które leżały na krzesełku. Poszedł do łazienki się ubrać, a kiedy już z niej wyszedł, pożegnał się z Lisą i wyszedł z jej mieszkania. Gdy znalazł się na zewnątrz budynku, złapał taksówkę i pojechał do siebie.
Kiedy wszedł do domu, z korytarza usłyszał głos dzieciaków i Melanie. Wszedł do salonu i zobaczył swoją dziewczynę siedzącą na sofie i czytającą książkę, w między czasie pomagającą Sophii i Nathanowi, którzy odrabiali lekcje.
- Nie skarbie, to musisz wpisać tutaj. - Mel wskazała Sofi odpowiednią linijkę, a zaraz po tym spojrzała w książkę Nathana. - Kochanie, pomaluj to na zielono, a nie na niebiesko.
- Ooo, cześć tato! - krzyknęła z uśmiechem Sophia, odrywając wzrok od swoich ćwiczeń. James uśmiechnął się i podszedł do niej, po czym pocałował ją w policzek, a zaraz po tym pogłaskał swojego syna po jego jasnych włosach. Gdy chciał przytulić swoją dziewczynę, ta odsunęła się, nawet na niego nie patrząc.
- Nawet się kurwa nie waż. - wycedziła przez zęby.
- Nie przy dzieciach. - mruknął, patrząc na nią znacząco.
- Więc chodź tam, gdzie nie ma dzieci. - powiedziała, wstając ze swojego miejsca. Chłopak również podniósł się z kanapy i poszedł za Melanie. - Posłuchaj... nie chcę się kłócić i awanturować. Po prostu spakuj swoje rzeczy i się wyprowadzaj. - oznajmiła dziewczyna.
- Mel, posłuchaj... - Jaymz próbował tłumaczyć się jak każdy mężczyzna w takiej chwili.
- Tak, tak, wiem. To nie tak jak myślę, to tylko przypadkowa znajomość... - przerwała mu ironicznie. - Ile takich przypadkowych znajomości masz za sobą? Ile razy już mnie zdradziłeś?
- Zrobiłem to tylko raz...
- Raz i za dużo. Jak mogłeś mi to zrobić? Po tylu latach związku? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? Urodziłam ci dwójkę dzieci, zostawiłam dla ciebie mojego długoletniego chłopaka, przeprowadziłam się z Atlanty do Los Angeles, żeby tylko być blisko ciebie, a ty tak mi się za to wszystko odwdzięczasz...?
James nic nie powiedział. Podszedł do niej i próbował ją przytulić, ale ona odsunęła się od niego. Nie chciała, żeby ją dotykał. Kiedy tylko na niego patrzyła, przed oczami miała obraz z wczorajszej imprezy, na której powiedział jej o swojej kochance. Nie mogła o tym zapomnieć.
- Wypierdalaj z mojego domu! Spierdalaj stąd! - krzyknęła ze łzami w oczach.
- Chcesz tego?! Dobrze! - wydarł się James i wyszedł z sypialni, trzaskając drzwiami. Podszedł do swoich dzieci, które patrzyły na niego zdezorientowane, po czym wziął na ręce Sophię i opuścił mieszkanie. Zszedł ostrożnie po schodach, trzymając ciągle swoją córkę na rękach i wyszedł z budynku. Dziewczynka skuliła się w jego ramionach i nic nie mówiła. James przytulił ją jeszcze bardziej do siebie, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie, po czym rozejrzał się po ulicy i ruszył w stronę Wilshire Boulevard. Gdy był już na miejscu, wszedł do jednego z bloków i wszedł na 1. piętro. Zapukał do właściwych drzwi, a po kilku sekundach otworzyła mu młoda dziewczyna i popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Może u ciebie też zostać moja córeczka? - spytał James z nadzieją w oczach. Lisa spojrzała na dziewczynkę, która popatrzyła na nią lekko wystraszona, a następnie wtuliła twarz w blond włosy Jamesa.
- Tak... może... - powiedziała nieco niechętnie i wpuściła ich do środka. Weszli do kuchni, gdzie James usiadł na krześle przy stole. Mała nie chciała nawet się od niego oderwać. Dopiero, kiedy Lisa spytała, czy ma ochotę na kolację, Sophia przytaknęła ruchem głowy i usiadła na krześle obok swojego taty.
Dziewczyna wyciągnęła z szafki miseczkę, wsypała do niej płatki i zalała mlekiem. Postawiła ją na stole przed dziewczynką i podała jej łyżkę. Zaraz po tym usiadła naprzeciwko niej i teraz miała okazję się jej przyjrzeć. Była prześliczną dziewczynką. Twarz miała jak anioł. Ładną, delikatną, jasną. Do tego długie, lśniące, zdrowe blond włosy, podobnie jak James. W ogóle była do niego bardzo podobna. Jedyne, czego nie miała po nim, to oczy. Jaymz miał niebieskie, a ona brązowe. Zapewne po swojej mamie... Chociaż spojrzenie miała takie samo, jak swój ojciec. Tajemnicze i przenikliwe.
- Tato... - odezwała się nagle Sophia, nie odrywając wzroku od swoich płatków. - Nie mam na jutro rzeczy do przedszkola...
- Jutro wstanę wcześnie rano i pójdę po nie do domu.
- Ale dlaczego nie mogę iść z tobą? I dlaczego nie możemy być u siebie?
James westchnął głośno i popatrzył na swoją córkę.
- Kochanie... Po prostu... Nie możemy dzisiaj. Powinnaś iść już spać.
- Zaprowadzę ją do pokoju gościnnego i dam jej jakąś moją koszulkę, nie będzie przecież spała w ciuchach. - oznajmiła Lisa, a chłopak przytaknął.
- Tato... Nie chcę spać sama... - powiedziała nieśmiało dziewczynka.
- Za chwilę do ciebie przyjdę, dobrze?
Sophia kiwnęła głową i poszła za Lisą do pokoju gościnnego. Tam przebrała się w jedną z jej koszulek, która sięgała jej prawie do połowy uda i była dosyć za szeroka. Położyła się szybko do łóżka i zakryła po szyję kołdrą. Lisa zgasiła jej światło i wyszła z pomieszczenia, a chwilę później do środka wszedł James. Położył się obok swojej córki, po czym pocałował ją delikatnie w czoło i zaczął głaskać po włosach.
- Tato... Dlaczego jesteśmy tutaj? - spytała cicho, kiedy chłopak już prawie zasypiał. - Nie chcę tu być...
- Słonko, tylko na jakiś czas... Nie będziemy tu długo...
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - potwierdził i ponownie zamknął oczy.
- Bardzo cię kocham... - szepnęła nagle dziewczynka.
- Ja ciebie też, aniołku. Śpij dobrze. - powiedział James i jeszcze bardziej przytulił Sofi do siebie.

***

Kiedy Melanie obudziła się rano, spojrzała na zegarek i od razu zerwała się z łóżka. Pobiegła do pokoju Nathana i zaczęła go budzić.
- Nath... Wstawaj, zaspałam. Spóźnisz się do przedszkola, a ja do pracy!
- Jeszcze 5 minut, proszę... - mruknął i zakrył się kołdrą. Mel ściągnęła z niego nakrycie.
- Kochanie, nie ma czasu. Wstań i się ubierz, na krzesełku leżą twoje rzeczy.
Mały ledwo podniósł się z łóżka, po czym podszedł do krzesła i niechętnie zaczął wkładać na siebie koszulkę. Dziewczyna pognała do swojej sypialni, wyciągnęła z szafy ubrania i ruszyła do łazienki. Szybko założyła na siebie swoje rzeczy, uczesała się i zrobiła szybki makijaż. Gdy wyszła z toalety, Nathan był w kuchni i pakował swój zeszyt do plecaka. Mel podeszła do lodówki, wyciągnęła kanapki, soczek i podała mu. Szybko je schował, a po chwili wyszli z mieszkania. Melanie zamknęła drzwi i zbiegła z Nathanem po schodach. Opuścili budynek i pobiegli do miejsca, gdzie stał zaparkowany samochód.
- Mamo, a gdzie jest Sofi? - spytał nagle mały po jakimś czasie, kiedy siedział już na tylnym siedzeniu samochodu. Melanie westchnęła.
- Z tatą.
- A gdzie jest tata?
- Nie wiem.
- A nie martwisz się?
- O kogo?
- No o nich...
- Czy ja wiem... O Sophię może trochę... Ale o twojego ojca nie.
- Dlaczego?
- On jest dorosły, sam podejmuje decyzje, sam decyduje o swoim życiu, a mnie to już w ogóle nie interesuje.
- Ale mamo...
- Chodź, wysiadamy. - przerwała mu Melanie, w tym samym czasie zatrzymując samochód. Wyciągnęła kluczyki ze stacyjki i wyszła z auta, a zaraz po niej wyszedł Nathan. Weszli do przedszkola, dziewczyna poszła razem ze swoim synem do szatni, a następnie zaprowadziła go do jego klasy. Przed wejściem przytuliła go jeszcze do siebie i pocałowała w policzek, a następnie wszedł do sali. Mel ruszyła wzdłuż korytarza i jak najszybciej chciała opuścić budynek, żeby zdążyć do pracy, ale usłyszała, jak ktoś ją woła.
- Pani Williams, proszę zaczekać! - krzyczała za nią jakaś kobieta. Melanie odwróciła się. Zobaczyła za sobą na oko trzydziestoletnią kobietę, średniego wzrostu, z ciemnymi włosami uczesanymi w kok. Wychowawczyni Sofi.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. Coś się stało, że Sophii dzisiaj nie ma?
- Nie ma jej...?
- No nie. Ale to pani powinna wiedzieć o tym najlepiej, prawda?
- No właśnie nie wiedziałam o tym... - mruknęła, spuszczając wzrok.
- Czy coś się dzieje? Ma pani jakieś problemy?
- Tak... niestety... Z moim chłopakiem. Wyprowadził się wczoraj i wziął Sophię do siebie...
- Ale przecież powinna chodzić do przedszkola, ona nie może opu...
- Tak, wiem. - przerwała jej Melanie. - Ale ja nie mam pojęcia gdzie on jest. Nie mam się z nim jak skontaktować, sama się denerwuję.
- Radzę pani szybko skontaktować się ze swoim partnerem, inaczej tą sprawą zajmie się opieka społeczna. - oznajmiła przedszkolanka.
- Co? Opieka społeczna?!
- Przykro mi, ale będę musiała ich zawiadomić o tej sprawie. Tego nie można tak zostawić. Pani nawet nie wie, gdzie jest pani córka!
- Jest ze swoim ojcem!
- Ale opuszcza zajęcia, pani nie wie, gdzie ona przebywa! To nie może tak wyglądać!
- Dobrze. - poddała się Mel. - Nie wiem jak się skontaktuję z moim chłopakiem, ale Sophia będzie jutro w przedszkolu.
- Mam taką nadzieję. - odpowiedziała kobieta i zaraz po tym odeszła. Melanie zdenerwowana wyszła z przedszkola. Rozejrzała się po ulicy i kilka kroków od siebie dostrzegła budkę telefoniczną. Podeszła tam, po czym wyciągnęła ze swojej torebki biling telefoniczny i wykręciła numer Lisy. Tak jak podejrzewała, po kilku sekundach usłyszała głos swojego chłopaka.
- Słucham...?
- James...
- Melanie? Skąd masz ten numer?
- Z bilingu telefonicznego.
- Po co dzwonisz?
- Ty już dobrze wiesz po co! A raczej po kogo!
- Nawet na to nie licz. - powiedział stanowczo.
- Chcę tylko, żebyś oddał mi moją córkę. Niczego więcej od ciebie nie chcę.
- To jest też moja córka!
- Nawet nie potrafisz się nią zająć! - krzyknęła do słuchawki, a kilku ludzi przechodzących obok niej spojrzało na nią. - Nie zaprowadziłeś jej do przedszkola. Przez ciebie opuszcza zajęcia, a mnie straszą opieką społeczną, bo nie wiem, gdzie jest moje dziecko! Na balet też jej dzisiaj pewnie nie zaprowadzisz, prawda?
- Nic się nie stanie, jeśli opuści jedną lekcję.
- Posłuchaj mnie, James. Naprawdę chcesz targania się po sądach? Jeśli tak to proszę bardzo. Pozbawią cię praw rodzicielskich, a dzieci będą tylko pod moją opieką. Chcesz tego?
- Nie licz na to, że oddam ci Sophię.
- Nie będziesz miał wyjścia. Który sąd powierzy opiekę nad dzieckiem alkoholikowi i jego 18-letniej kochance? - Mel stawała się wulgarna. James nic nie powiedział. Nie umiał wykrztusić z siebie słowa. Rozłączył się, a Melanie odłożyła słuchawkę. Po chwili ją jednak podniosła, wykręciła numer do swojej szefowej i przekazała, że nie będzie jej dzisiaj w pracy. Wsiadła do samochodu i pojechała na Hollywood Boulevard, gdzie była agencja Shanell. Wysiadła z wozu i stanęła naprzeciwko pięknego wielkiego budynku. Weszła do środka i zaczęła się rozglądać. Ogromny hol był gustownie urządzony w kolorach czerni i bieli. Za dużą ladą siedziała młoda recepcjonistka, która co chwilę odbierała telefon i sprawdzała coś w terminarzu. Na ścianach wisiały oprawione w ramki okładki różnych prestiżowych magazynów o modzie i inne zdjęcia różnych modelek i projektantów. Obok niej co chwilę przechodzili zabiegani makijażyści, styliści, fryzjerzy, ludzie z masą markowych ciuchów w rękach, fotografowie, długonogie modelki, które właśnie przygotowywały się na sesje lub ją skończyły i multum młodych dziewczyn i chłopaków, którzy czekali na rozmowy i sesje od których zależała ich kariera w modelingu.
Mel podeszła do młodej dziewczyny, a ta oderwała wzrok od zapisanych papierów.
- Agencja IMG Models, w czym mogę pomóc? - spytała z uśmiechem.
- Muszę się zobaczyć z Shanell Evans.
- Przykro mi, pani Evans ma właśnie sesję z Mario Testino, nie może z niej wyjść.
- Ale muszę się z nią zobaczyć. Shanell jest moją przyjaciółką, a ja mam poważne problemy z moim chłopakiem. Ona mi może pomóc.
- Naprawdę bym chciała, ale nie mogę...
- Ma pani dzieci? - zapytała nagle Melanie.
- Tak. Dwóch synów.
- Ja mam synka i córeczkę. Tylko nie wiem gdzie moja córeczka jest, ponieważ jej ojciec się wyprowadził i wziął ją ze sobą. Ja muszę ją odzyskać, a Shan może mi w tym pomóc.
- Ehh... Dobrze, proszę za mną. - powiedziała zrezygnowana recepcjonistka i ruszyła w stronę windy.
- Dziękuję. - podziękowała Mel i poszła za nią. Wjechały na 11. piętro, po czym kobieta weszła do sali 364, gdzie Shanell właśnie miała sesję. Fotograf był bardzo niezadowolony, jednak mimo wszystko zrobił swojej modelce 10 minut przerwy. Shan włożyła na siebie szlafrok i wyszła z sali, po czym zobaczyła Melanie. Ze zdziwieniem popatrzyła na nią.
- Mel? Co tu robisz?
Melanie dopiero teraz się jej przyjrzała. Shanell nie zawiązała szlafroka, więc od razu zobaczyła jej koronkową bieliznę i czarne pończochy. Oprócz tego miała wysokie szpilki, mocny makijaż i napuszone włosy. Wyglądała jak luksusowa prostytutka.
- Wyglądasz jak dziwka.
- Jestem w pracy! - krzyknęła Shanell, a Mel zaczęła się śmiać. Modelka dopiero po chwili zorientowała się, co powiedziała.
- To znaczy... Mam sesję. I jestem wystylizowana na dziwkę.
- Widać. - powiedziała z uśmiechem, a zaraz po tym spoważniała. - Posłuchaj... Jaymz się wczoraj wyprowadził i wziął Sophię ze sobą. Do tej swojej lafiryndy. Dzwoniłam tam, pokłóciliśmy się, zapowiedział, że za nic nie odda mi małej i jest gotowy, żeby targać się po sądach. Nie dość, że nie zaprowadził jej do przedszkola, na balet też nie pójdzie, to ona nie ma tam żadnych swoich rzeczy, a mnie straszą opieką społeczną, bo nie wiem, gdzie jest moje własne dziecko!
- O kurwa... - skomentowała Shan. - Ale wiesz, że jest u tej Lisy, więc dlaczego się tam nie wybierzesz?
- Skąd wezmę adres? James mi na pewno nie poda.
- No ja też nie znam... - mruknęła Shanell i zaczęła myśleć. - A może zadzwonisz o innej porze, odbierze Lisa, a ty jej powiesz, jaka jest sytuacja? Powiedz, że chcesz tylko odzyskać Sofi i to wszystko. Niczego więcej od niej nie chcesz.
- Wiesz... Może masz rację. Ale co jak nie będzie chciała ze mną rozmawiać? - zaczęła martwić się Melanie. - Albo też nie będzie chciała mi jej oddać?
- Taa, już widzę, jak 18-latka będzie chciała zajmować się dzieckiem swojego kochanka. Mel, zastanów się. Nie będzie dziecka, będzie miała Jamesa tylko dla siebie. Myślisz, że nie będzie jej to na rękę?
- Tak... masz rację...
Dziewczyna posmutniała. Nie chodziło teraz o Sophię. Chodziło o Jamesa. Może jeszcze dzisiaj odzyska swoją córeczkę, ale chłopaka już nie. Wybrał swoją kochankę i zamieszkał z nią. Teraz tylko Lisa będzie miała go na wyłączność.
- Shanell! - krzyknął fotograf, wychodząc z sali. - Czas minął. Wracaj.
- A mogę iść sobie po kawę?
- Nie!
- Dobrze, już wracam. - mruknęła, przewracając oczami. Spojrzała jeszcze na Melanie i przytuliła ją. - Jak tylko wrócę z agencji, od razu do ciebie przyjadę, dobrze? Sophia już dzisiaj będzie z tobą, obiecuję ci to.
- Dzięki. Trzymaj się. - skinęła na nią ręką i weszła do windy. Shanell westchnęła ciężko, po czym wplotła palce w swoje włosy i kilka sekund później wróciła na sesję.

piątek, 22 marca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 18.

więc dzisiaj już wszystko się wyjaśni :) Mel dowie się o podwójnym życiu Jamesa. Dave napisał piosenkę o byłych dziewczynach (nie wymyśliłam tego, to kawałek tekstu "Last Rites/Loved to Death" Megadeth), wszyscy dowiedzieli się o związku Shanell i Nicka, była też ich pierwsza sprzeczka. dzieje się całkiem sporo, a akcja toczy się w ciągu jednego dnia. dziękuję Andzi za podsunięcie pomysłu ze wspomnieniem Shanell o Cliffie :)
i... skoro wszyscy dają linki do facebooka, to ja dam swojego Aska Twittera :)
aha, jeszcze jedno. gdyby kogoś zainteresowała postać Ryana... on się jeszcze pojawi :) i nawet trochę namiesza w życiu Shanell i Nicka. to chyba tyle. miłego weekendu :)

- Nicky... obudź się... - Shanell szturchała chłopaka. - Muszę ci coś powiedzieć.
- Hmm...? - mruknął niewyraźnie pod nosem, zakrywając się bardziej kołdrą.
- Doszłam do wniosku, że musimy wszystkim powiedzieć.
- Co powiedzieć?
- Że jesteśmy razem.
- Od początku ci o tym mówiłem. A teraz pozwól mi jeszcze trochę pospać.
- Nie. Zrobiłam już śniadanie.
- Zjem później.
- Nick!
- No dobrze! - jęknął i zrzucił z siebie nakrycie. - Już wstaję.
- Cieszę się. Kawy, herbaty?
- Kawy.
Kiedy się ubrał i uczesał, poszedł do kuchni i razem z Shanell zjedli wspólnie śniadanie. Pożegnał się z nią, a potem pojechał na próbę zespołu. Dziewczyna postanowiła przez ten czas zająć się bardziej przyziemnymi sprawami. Posprzątała całą sypialnię i salon, a potem wzięła się za robienie swojej ulubionej sałatki. Gdy stała przy blacie i przyprawiała potrawę, usłyszała, jak ktoś wchodzi do mieszkania.
- Nick, to ty?! - zawołała. Nikt jej jednak nie odpowiedział. Wyszła z kuchni i poszła do przedpokoju. Nicka nie było. Ze zdziwieniem wróciła do kuchni, ale po chwili usłyszała dźwięk telefonu. Zirytowana pobiegła do salonu i szybko podniosła słuchawkę.
- Halo? - rzuciła, lecz słyszała tylko dziwny szum. Ponowiła kilka razy swoje pytanie, ale gdy nikt w dalszym ciągu się nie odzywał, odłożyła słuchawkę. Rozejrzała się wokół siebie. Była sama w mieszkaniu, jednak odczuwała czyjąś obecność. Po raz kolejny podeszła do telefonu i wybrała numer Melanie.
- Tak? - usłyszała w końcu.
- James...
- Shanell...
- Jest Mel?
- Taa.
- Daj mi ją.
- Po co? - spytał podejrzliwie.
- Muszę jej coś powiedzieć.
- Obiecałaś mi, że jej nie powiesz...
- Nie chodzi o to. Daj mi Mel.
- Nie. Nie wierzę ci.
- Dobrze. - poddała się. - Więc mam sprawę do ciebie. Przyjdź do mnie.
- Nie mogę. Za chwilę idę do szkoły baletowej.
- Hę?
- Sofi chce chodzić na balet... Dzisiaj ma pierwszą lekcję i idę ją zaprowadzić.
- Jak miło. W końcu się zacząłeś interesować swoją rodziną. - rzuciła ironicznie.
- Daj spokój...
- Jak sobie chcesz. Ale mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że Melanie w końcu dowie się o twoim podwójnym życiu. Masz jakieś plany na wieczór? - spytała nagle.
- Nie.
- Wpadniesz z Mel dzisiaj wieczorem do mnie? Robię taką małą imprezę.
- Mhm... ok.
- Super. Do zobaczenia.
- Pa. - rzucił i rozłączył się. Shan wzięła głęboki oddech i wróciła do robienia sałatki. Na szczęście kilka minut później przyszedł Nick i nie musiała sama siedzieć. Przy okazji pomógł jej trochę przy przygotowaniu posiłku i dosyć szybko się z tym razem uporali. Kiedy zjedli, szybko obdzwonili resztę znajomych i poinformowali o dzisiejszej imprezie. Kilka godzin później, gdy wszystko było już gotowe i czekali na resztę, Nick zaczął mieć pewne wątpliwości.
- Słuchaj... ja nie wiem, czy to dobry pomysł...
- Ale niedługo wszyscy przyjdą, mam teraz dzwonić i mówić, że impreza odwołana?
- Nie... nie chodzi o to... ja chyba nie chcę nikomu mówić o tym, że jesteśmy razem...
- Przecież od początku sam wszystkim chciałeś o tym powiedzieć. - oznajmiła dziewczyna, przyglądając mu się uważnie.
- Wiem...
- Posłuchaj, powiemy im o tym i nie będziemy musieli się więcej chować jak dzieci w podstawówce.
- Ale to ty im o tym powiesz. - postanowił.
- Ok. - Shan wzruszyła ramionami. W tym samym momencie usłyszeli pukanie do drzwi. Nick poszedł otworzyć. Zobaczył stojącego na progu Dave'a, który bez słowa wszedł do środka.
- Cześć. Daj mi coś do picia. - rzucił do Nicka, a zaraz po tym spojrzał na Shanell i uśmiechnął się do niej. - Hej mała.
- Cześć Davie.
- Właśnie w metrze skończyłem pisać piosenkę. - oznajmił z radością i wyciągnął z kieszeni swojej skórzanej kurtki pogniecioną kartkę z tekstem. Podał ją dziewczynie, a ona próbowała rozszyfrować słowa.
- "A teraz jestem na dole. I co widzę? Nie poszłaś do nieba. Jesteś tu na dole ze mną. I teraz wróciłaś. "Kotku weź mnie proszę" - naprawdę myślę, że powinienem, gdybyś nie była taka puszczalska". - czytała z dziwną miną. - O kim to jest?
- Wybierz imię obojętnie której mojej byłej i masz odpowiedź. - powiedział z uśmiechem i wziął szklankę z sokiem, którą podał mu Nick, po czym rozsiadł się wygodnie na kanapie. Shan nic nie odpowiedziała. Sama była jedną z jego byłych dziewczyn i chociaż mieli wtedy tylko po 15 lat i nie traktowali tego poważnie, dziwnie poczuła się po tych słowach. Usiadła na sofie obok Nicka i oparła głowę na jego ramieniu. Dave przyglądał im się ze zdziwieniem, jednak nic nie powiedział. W końcu usłyszeli dzwonek do drzwi.
- Otwarte! - krzyknął Nick, któremu nie chciało się wstawać. Do środka wparował Lars, za nim weszła Roxxi wraz z Melanie, a na samym końcu James ze spuszczoną głową.
- Wow, ale impreza. - Roxanne nie mogła powstrzymać się od komentarza. Shan uśmiechnęła się pod nosem, a ona momentalnie to zauważyła. - Mała, mam nadzieję, że to już dzisiaj...
- Co takiego? - zdziwił się Lars.
- Dzisiaj? - upewniła się Mel, patrząc na Shanell. Ta z uśmiechem kiwnęła głową.
- Ale o co chodzi? - do Larsa przyłączył się Dave.
- Dowiesz się w swoim czasie. - poinformowała Roxxi, siadając obok Melanie. - Mogę sobie zrobić drinka czy czekamy aż wszyscy przyjdą?
- Ja ci mogę zrobić. - zaoferowała się Shanell i wstała ze swojego miejsca, spoglądając przy tym na Jamesa. - Jaymz, mogę cię prosić na chwilę?
Chłopak niechętnie podniósł się z kanapy i ruszył razem z przyjaciółką w stronę kuchni. Dziewczyna wyciągnęła z lodówki alkohol, a potem sięgnęła do szafki po szklankę i spojrzała na Jamesa z uśmiechem.
- Co u ciebie i Mel?
- Nic ciekawego.
- Pewnie nadal o niczym nie wie, prawda?
- Nie...
- A kiedy się dowie? Myślisz, że będziesz to ukrywał przed nią do końca życia?
- Kurwa, daj mi w końcu spokój. - zirytował się James. - Długo będziesz mi to jeszcze wypominać?
- Będę ci to wypominać do końca życia.
- Sha...
- Kurwa, ja naprawdę nie mogę w to uwierzyć. - powiedziała, wlewając sok do szklanki. - Jak w ogóle mogłeś znaleźć sobie jakąś gówniarę, którą posuwasz na boku, a w domu czeka na ciebie twoja kobieta i dwójka dzieci? Spodziewałabym się tego na przykład po Dave'ie, ale nie po tobie. Jesteś zwykłym chujem, wiesz? Zdajesz sobie z tego sprawę?
- Odpierdol się ode mnie. - rzucił w końcu James i wyszedł z kuchni, a Shan dokończyła robić drinka dla Roxanne i wróciła do pokoju. Judy, David, Marty i Kirk siedzieli już w salonie i teraz wszyscy głośno rozmawiali i śmiali się.
- Wow, nie było mnie tylko kilka minut, a wszyscy już dotarli i atmosfera się rozkręciła. - powiedziała dziewczyna z bladym uśmiechem.
- A znasz kogoś innego, kto umiałby się bawić tak jak my? - zapytała Roxxi i upiła łyk swojego drinka.
- Ej, dlaczego tylko ona pije? - zdziwił się Dave. - A co z nami?
- Już, za chwilę... Najpierw ja i Nicky mamy wam coś do powiedzenia.
- Ty masz coś do powiedzenia. - chłopak spojrzał na nią uważnie, a Shan westchnęła głośno. Wstała ze swojego miejsca i reszta popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
- Chcę wam powiedzieć, że ja i Nick... - dziewczyna rozejrzała się po wszystkich i nagle spytała. - A gdzie Lars?
- W kuchni! - wydarł się. - Robię drinki.
- Larsy, chodź tutaj, to ważne.
- Już idę. - mruknął i wszedł do salonu ze szklanką w dłoni, po czym oparł się wygodnie o futrynę drzwi.
- Chcę wam powiedzieć, że ja i Nick jesteśmy razem. - oznajmiła jednym tchem. Nick ukrył twarz za swoimi włosami i miał ochotę zniknąć. Od początku chciał wszystkich o tym poinformować, ale teraz bał się reakcji reszty bardziej niż Shan. Chłopcy patrzyli na Shanell jak na ducha i nie umieli wykrztusić z siebie słowa, a Roxxi i Melanie uśmiechały się pod nosem.
- Muszę się napić... - stwierdził Dave, a reszta od razu mu przytaknęła. Lars poszedł do kuchni dokończyć przygotowywać trunki, a przez ten czas wszyscy siedzieli bez słowa. Kiedy każdy dostał już swojego drinka, Nick przerwał ciszę.
- Naprawdę nic nie powiecie? - spytał, przyglądając się wszystkim uważnie.
- A co tutaj można mówić? - uśmiechnął się Kirk. - Chyba nic oprócz tego, że masz cudowną dziewczynę.
- Modelkę. - dodał Marty z uznaniem. - Gratuluję.
- Ja miałem to szczęście przez prawie 2 lata kilka lat temu, mam nadzieję, że u ciebie będzie trwało dłużej. - Dave poklepał Nicka po ramieniu.
- Widzisz? - szepnęła Roxanne do Shanell. - Mówiłam, że wszyscy to zaakceptują. Wiesz dobrze o tym, że chcemy twojego szczęścia.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się i przytuliła do przyjaciółki. Reszta towarzystwa zaczęła pić, głośno przy tym śmiejąc się i rozmawiając. Wyjątkiem był James, który siedział cicho i patrzył na Shanell, jakby ta zabiła mu pół rodziny.
- Od kiedy? - zapytał nagle. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
- Co "od kiedy"? - spytała zdezorientowana Shan.
- Od kiedy jesteście razem?
- Od jakichś dwóch miesięcy... Tak na poważnie... wszystko zaczęło się ponad 4 miesiące po śmierci Cliffa... - wyjaśniła cicho Shanell.
- Taa? 4 miesiące? - James wstał ze swojego miejsca i uśmiechnął się ironicznie. - Mi wypominasz, że mam kochankę, a on to cię już pierdolił pewnie kiedy jeszcze Cliff żył!
- Jaymz! - krzyknęła Melanie. Nie wiedziała sama, czy bardziej zszokowały ją słowa o tym, co jej chłopak sądzi o związku ich przyjaciół czy o tym, że wspomniał coś o swojej kochance.
- Ja nie jestem tobą! - wydarła się Shanell w stronę Jamesa i również wstała ze swojego miejsca. - Ja w przeciwieństwie do ciebie nie zdradzam ukochanej osoby!
- O co tutaj kurwa chodzi?! - wtrąciła się Mel.
- Miałaś rację. - powiedziała Shan, która miała wzrok utkwiony w podłogę. - James zdradza cię z Lisą. Widziałam ich w waszym mieszkaniu.
- C-co? - spytała drżącym głosem Melanie, patrząc na swojego chłopaka.
- Mam kochankę, teraz rozumiesz?! - krzyknął James do Mel. - Ma na imię Lisa, ma 18 lat i jest świetna w łóżku. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?!
Mel nie umiała wykrztusić z siebie słowa. Patrzyła na wszystkich ze łzami w oczach, aż w końcu wybiegła z mieszkania Shanell. Nikt nie zareagował. Wszyscy byli w szoku. James wziął do ręki butelkę z resztką wódki, która stała na stole, wypił do końca jej zawartość i wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Co za chuj... - wykrztusił nagle Dave.
- Dav... wracajmy do domu... - odezwała się Judy, ciągnąc swojego chłopaka za koszulkę. David przytaknął ruchem głowy, obydwoje pożegnali się ze wszystkimi i pojechali do swojego domu. Kilka minut później i reszta towarzystwa również się ulotniła.
Shan poszła do swojej sypialni, a Nick zaczął sprzątać po imprezie. Kiedy skończył, wszedł do pokoju, gdzie Shanell siedziała przed lustrem i zmywała makijaż. Chłopak głośno westchnął i usiadł na łóżku.
- Wiedziałem, że to zły pomysł. - mruknął, ściągając swoją koszulkę.
- O co ci chodzi? Do końca życia mieliśmy się przed nimi kryć jak dzieci z przedszkola przed rodzicami?
- Nie chodzi mi o to! Powiedzieliśmy o tym, wszystko było ok, a ty zaczęłaś coś mówić o kochance Jamesa!
- A nie słyszałeś, co on powiedział?! - krzyknęła dziewczyna, odwracając się do niego. - Nie pozwolę sobie na to, żeby ktoś mówił takie rzeczy na mój temat. Zresztą, ta sprawa dotyczyła też ciebie! Powinieneś był zachować się jak facet i też się odezwać!
- Po co?! Żeby tylko dolewać oliwy do ognia? To jest sprawa Melanie i Jamesa. Sami sobie z tym poradzą, a ty nie powinnaś się wtrącać!
- Mel od lat jest moją przyjaciółką! Wiedziałam o tym, że jej facet ją zdradza i miałam jej o tym nie mówić? Zastanów się!
- Mogłaś to zrobić wcześniej, na osobności, bez świadków wokół! - krzyczał Nick, wymachując rękoma. - Ale nie, po co, lepiej mówić o czymś takim przy wszystkich i spierdolić całą imprezę!
- Czyli według ciebie impreza jest najważniejsza, tak?! - nie dowierzała Shan. - Wiesz co, wyjdź stąd, nie chce mi się na ciebie patrzeć.
- Właśnie miałem zamiar to zrobić. - mruknął, po czym wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Shanell zaklęła cicho pod nosem, związała włosy i położyła się do łóżka. Zgasiła lampkę nocną i zakryła się po szyję kołdrą. Chwilę później usłyszała, jak jej chłopak wchodzi do sypialni. Położył się obok dziewczyny, po czym owinął ręce wokół jej talii i przyciągnął ją do siebie.
- Wybacz, poniosło mnie...
- Wiem.
- Gniewasz się jeszcze?
- Tak.
- Shanell, skarbie...
- Ok... - poddała się. - Wybaczam. A teraz przytul mnie i chodźmy spać.
- Jasne. - Nick pocałował ją w ramię, po czym przytulił ją bardziej do siebie i niedługo później zasnęli.

***

- Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze pracować. - powiedziała z uśmiechem chłopak, poprawiając swoje dłuższe czarne włosy. - Jesteś przepiękną dziewczyną. Dużo osiągniesz w tej branży.
- Ja również mam taką nadzieję... i... dziękuję za wszystko. - dziewczyna odwzajemniła jego gest i odgarnęła za ucho niesforny kosmyk. Ryan przybliżył się do niej i przytulił ją, a ona zamknęła powieki i wtuliła się w niego. Stali tak przez chwilę bez ruchu, aż w końcu usłyszała, jak ktoś zbiega po stopniach. Otworzyła oczy i spojrzała na schody, jednak mignęły jej tylko długie brązowe włosy.
- O nie... - jęknęła i odsunęła się od chłopaka. - Wybacz mi na chwilę. Cliff! - wydarła się i zbiegła po schodach. Wyszła z budynku i rozejrzała się na ulicy. Szybko dostrzegła go idącego szybkim krokiem w stronę swojego domu. Podbiegła do niego i pociągnęła go za kurtkę. - Wiem, jak to mogło wyglądać, ale...
- Nawet mi się nie tłumacz. - przerwał jej lodowato, nawet na nią nie patrząc.
- Daj mi wszystko wyjaśnić...
- Tutaj nie ma czego wyjaśniać! - krzyknął, zatrzymując się. Spojrzał na nią, a po chwili spuścił wzrok. - Myślałem, że skoro zgodziłaś się iść ze mną na drugą randkę, to coś może z tego być. A teraz widzę, jak na klatce schodowej obściskujesz się z jakimś facetem!
- Ale...
- Kiedy mi zależy na jakiejś dziewczynie i się z nią umawiam, to spotykam się tylko z nią, mam gdzieś wszystkie inne.
- Udało mi się podpisać kontrakt z IMG Models. - oznajmiła mu. - A ten chłopak to Ryan. Ma być moim menadżerem.
- Menadżer?
- Tak. Odprowadzał mnie tylko do domu. Skoro mamy ze sobą pracować to powinniśmy być w dobrych stosunkach, prawda? A oprócz tego od 3 lat ma dziewczynę.
- Nie wiedziałem... - zmieszał się. - Przepraszam cię...
- Kiedy zależy mi na jakimś chłopaku, to spotykam się tylko z nim. Innych facetów mam gdzieś. - powiedziała z uśmiechem. Chłopak odwzajemnił jej gest i przytulił ją do siebie.

czwartek, 14 marca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 17.

OBIECUJĘ, ŻE PRZECZYTAM WASZE ROZDZIAŁY NA TELEFONIE I ZOSTAWIĘ JUTRO KOMENTARZE (teraz siedzę w bibliotece). NIE OLEWAM WASZEJ TWÓRCZOŚCI, NIGDY W ŻYCIU. ja też jestem zła, jak nie zostawiam komentarza, tylko powiadomienie "u mnie nowy...", no ale... rozumiecie... / do zobaczenia jutro z komentarzami u Was <3

Gdy Melanie wróciła do domu, Jamesa jeszcze nie było. Wrócił niecałą godzinę później. W tym czasie Sophia była w łazience i się kąpała, a Nathan oglądał w salonie telewizję. Mel była w kuchni. Stała oparta o blat i piła drinka.
- Możemy pogadać? - zapytała, kiedy jej chłopak wszedł do kuchni.
- O czym? - spytał, rozwiązując swoje włosy.
- O tym. - rzuciła w niego bilingiem telefonicznym. - Właścicielka numeru pod który najczęściej dzwonisz ma na imię Lisa i ma 18 lat. Wyjaśnisz mi to?
- Przecież... przecież to jest naruszanie cudzej własności! - oburzył się James. - Nie masz prawa kontrolować tego, z kim rozmawiam przez telefon!
- Mam prawo! Kim kurwa jest ta dziewczyna?!
- Moją koleżanką!
- Więc dlaczego jej nie znam?! Dlaczego wcześniej mi o niej nie mówiłeś?! Dlaczego rozmawiasz z nią tylko w nocy lub wtedy, kiedy jestem w pracy?!
- Daj mi kurwa spokój! To nie jest twoja sprawa!
- Zdradzasz mnie, prawda? - spytała ze łzami w oczach.
- Nie zdradzam.
- Skoro już tak bardzo nie chcesz ze mną być to po prostu powiedz, że chcesz się rozstać, a nie spotykasz się na boku z jakąś inną dziewczyną!
James rzucił kartkę na stół, podszedł dwa kroki i uderzył ją prosto w twarz. Melanie stała przed nim, zaskoczona, zmieszana i wystraszona, dotykając ręką obolałej twarzy. Powstrzymywała łzy. James niedowierzając patrzył to na swoją dłoń, to na swoją dziewczynę, a gdy ta wyszła z kuchni, od razu poszedł za nią.
- Mel, ja... Poczekaj! - zawołał, kiedy wzięła swoją kurtkę i zmierzała do wyjścia. - Poczekaj, proszę...
- Zostaw mnie! - krzyknęła i wyszła z domu, trzaskając drzwiami. James oparł się o ścianę i westchnął głośno. Melanie w tym samym czasie zbiegła po schodach i wyszła z budynku. Uszła parę kroków, ale po chwili zapłakana usiadła na najbliższej ławce i ukryła twarz w dłoniach. Po kilku minutach wstała i chciała już wracać do domu, jednak rozmyśliła się. Ruszyła w stronę bloku Shanell. Ona jako jedyna wiedziała o jej podejrzeniach i tylko z nią mogła o tym porozmawiać.
Kiedy była już na miejscu, weszła do windy, wjechała na 14. piętro i gdy stanęła pod jej drzwiami, zapukała cicho.
- Mel...? - zdziwiła się Shanell. - Co się stało? Dlaczego płaczesz? I co ci się stało w policzek?
- James... - wyjaśniła łamiącym się głosem i weszła do środka.
- Nie mów, że on cię... - powiedziała cicho, a Melanie przytaknęła. Shanell pokręciła głową i przytuliła ją do siebie. - Wydaje mi się, że to już kompletnie nie ma sensu. Powinnaś się z nim rozstać.
- Nie mogę. - oznajmiła, wchodząc do salonu. Shan weszła za nią.
- Dlaczego? Słuchaj, masz pracę, masz mieszkanie, a jeśli chodzi o dzieci... będzie musiał płacić na ich utrzymanie, my zawsze możemy się nimi zająć...
- To nie chodzi o to. Chodzi o to, że ja chcę, żeby moje dzieci wychowywały się w pełnej rodzinie. Z mamą i tatą. Ja tego nie miałam. James tak samo. I przede wszystkim chcę jemu pomóc. Jak on dalej będzie tak chlał to nie dożyje trzydziestki.
- On cię tak traktuje, a ty chcesz mu pomagać?
- Ja... ehh... ja dzisiaj zasłużyłam. Nie dziwię się, że tak się zachował...
- Co ty pierdolisz? - nie dowierzała Shanell. - Jeśli będziesz mu na to pozwalała, takie rzeczy będą zdarzały się częściej. I to nie dlatego, że "ja zasłużyłam".
- Jakbym mu oddała, to przypierdoliłby mi 2 razy mocniej.
- Mnie jakoś Dave nie miał odwagi oddać.
Melanie spojrzała na nią pytająco, a ona wzięła głęboki oddech.
- To było kilka lat temu, jak jeszcze razem chodziliśmy. Dave wtedy ostro ćpał. Pokłóciliśmy się i sama poszłam na jakąś imprezę. Jak wróciłam, on mnie uderzył w twarz, a ja mu oddałam. Butelką po piwie. I od tamtej pory nie podniósł na mnie ręki, a za tamten incydent przepraszał mnie chyba przez miesiąc.
- Więc może u niego też to było jednorazowe? W końcu jak chciałam wyjść z domu to pobiegł za mną i chciał mnie przeprosić...
- Nie wiem, ale nie możesz mu pozwolić na takie traktowanie. Jeśli takie coś zdarzy się po raz kolejny, oddaj mu albo powiedz, że to już koniec. W moim przypadku byłaby to opcja numer 2. Bo który facet bije swoją kobietę? Jeszcze w dodatku taką, która pomogła mu kiedy był na dnie i urodziła mu dwójkę dzieci?
- Shanell, kto przyszedł? - Nick wyszedł z jej sypialni i dosyć się zmieszał, gdy zobaczył utkwiony w sobie wzrok Melanie. - Eee... Hej Mel...
- Cześć Nick.
- Siadasz z nami? - spytała Shan, przyglądając mu się.
- Nie, zaczekam na ciebie. - powiedział i zniknął za drzwiami sypialni. Melanie spojrzała uważnie na swoją przyjaciółkę.
- "Zaczekam na ciebie"?
- No tak.
- Śpicie w twojej sypialni?
- Tak...
- Masz tam jedno łóżko.
- Wiem...
- Coś jest na rzeczy? - Mel lustrowała Shanell wzrokiem.
- Ehh, no dobra. - poddała się Shan. - Dałam nam szansę. Jakiś czas temu Nick powiedział mi, że mu na mnie zależy i chciałby ze mną być. Dużo nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że on nie szuka przelotnego romansu. Dlatego chcę z nim spróbować.
- To dobrze. Nick jest świetnym chłopakiem, pasujecie do siebie.
- Nie uważasz, że za szybko sobie kogoś znalazłam?
- Nie. Z Cliffem już nie będziesz, chociaż nie wiem jak bardzo byś tego chciała. Nie szukasz jednorazowej przygody tylko poważnego związku, a Nick jest dobrym kandydatem. Spróbuj teraz, bo potem może być za późno i może już nigdy nie spotkasz takiego faceta jak on.
- Dzięki. - uśmiechnęła się Shanell i przytuliła się do przyjaciółki. - Ale na razie nie mów o tym nikomu, ok?
- Dobrze, jak chcesz. Słuchaj, ja już mu... - nie dokończyła, ponieważ przerwał jej dźwięk telefonu.
- Poczekaj, pójdę odebrać. - Shan wstała ze swojego miejsca i podeszła do telefonu. - Słucham...?
- Cześć Shan, tu James...
- Co chcesz?
- Jest u ciebie Melanie? Obdzwoniłem już chyba wszystkich i u nikogo jej nie ma...
- Jest u mnie.
- A dałabyś mi ją do telefonu?
- Mel, Jaymz chce...
- Nie chcę z nim rozmawiać. - przerwała jej.
- Ona nie chce z tobą rozmawiać. - oznajmiła Shanell Jamesowi.
- Rozumiem... Przekaż jej, że ją przepraszam za to co się stało i czekam na nią w domu. Na razie. - powiedział na koniec i rozłączył się. Shan odłożyła słuchawkę i spojrzała na Melanie.
- Jaymz powiedział, że cię przeprasza i czeka na ciebie w domu.
- Mhm. No to ja już idę. - dziewczyna podniosła się z sofy i uśmiechnęła do swojej przyjaciółki. - Dzięki za rozmowę. Z tobą o wszystkim mogę porozmawiać. Judy nie umiem o wszystkim powiedzieć, a Roxxi... wiesz jaka jest Roxxi. Tak samo z chłopakami.
- Miło mi to słyszeć. Trzymaj się. - Shan przytuliła ją przelotnie, kiedy wychodziła z jej mieszkania. Gdy zamknęła drzwi, przez chwilę stała bez ruchu w przedpokoju. W końcu uśmiechnęła się sama do siebie i poszła do swojej sypialni.
***
- Fajnie, że w końcu zaprosiłeś mnie do siebie. - ucieszyła się Lisa, przytulając się do Jamesa. Melanie była w pracy, Sophia i Nathan z Shanell, a on pracował teraz na nocki, więc postanowił spędzić romantyczny dzień w swoim mieszkaniu ze swoją kochanką. Zapowiadał się miły i przyjemny czas, jednak ktoś postanowił pokrzyżować im plany...
Siedzieli razem w salonie i rozmawiali na różne tematy. W pewnym momencie James przysunął się do niej i musnął lekko jej usta. Lisa uśmiechnęła się i przygryzła jego dolną wargę, a zaraz po tym pocałowali się namiętnie. Dziewczyna położyła się na kanapie i przyciągnęła go do siebie. Gdy chłopak wsunął swoją dłoń pod jej koszulkę, dobiegł ich dźwięk otwieranych drzwi. James natychmiast odsunął się od Lisy, a ta popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Tatoooooo! - krzyknęła Sophia, wbiegając do pokoju i rzucając się na Jamesa. Za nią wszedł Nathan i Shan.
- Jaymz, wybacz, ale musiałam przyjść wcześniej... - powiedziała zdyszana Shanell szukając czegoś w swojej torebce, ale kiedy oderwała od niej wzrok i spojrzała na Lisę, zaniemówiła. - Hmm... Chyba ci przeszkodziłam.
- Miałaś przyjść o 16:00... - wykrztusił w końcu James, odsuwając od siebie Sofi.
- Tak, ale dzwonili do mnie z agencji, że muszę przyjechać i... odwiozłam Masona do domu, a teraz... Sophię i Nathana... Melanie mówiła mi, że jesteś w domu... Sam...
- James, wytłumaczysz mi to? - odezwała się nagle Lisa, przyglądając mu się uważnie.
- Shanell, pozwól na chwilę. - chłopak pociągnął ją w stronę swojej sypialni. Gdy weszli do pokoju, zamknął za nimi drzwi i wziął głęboki oddech. - Posłuchaj... Mel nie może dowiedzieć się o Lisie.
- Prędzej czy później i tak się dowie.
- Obiecaj mi, że jej o tym nie powiesz...
- Czy ty jesteś normalny? - zirytowała się Shanell. - Właśnie dowiedziałam się, facet mojej przyjaciółki zdradza ją z jakąś gówniarą! Mam siedzieć cicho i udawać, że nic nie wiem?
- Myślałem, że ja też jestem twoim przyjacielem... - powiedział cicho.
- Jesteś, ale nie myśl, że będę cię kryła. Gdyby mnie mój chłopak zdradzał, a ona by o tym wiedziała, na pewno by mi powiedziała.
- Myślałem, że naprawdę mogę na ciebie liczyć...
- Jaymz, ja i Mel przyjaźnimy się od lat. Jak ja mam jej patrzeć w twarz, kiedy wiem, że jej facet ma kochankę?
- Sam jej o tym powiem.
- Na pewno? - upewniła się.
- Tak...
- Wiesz, że jeśli nie, to sama będę musiała to zrobić?
- Tak, wiem. - powiedział podniesionym głosem. - Ale ja sam to załatwię.
- Dobrze.
James wyszedł z sypialni i od razu skierował się do salonu. Lisa siedziała zniecierpliwiona na kanapie i gdy tylko go zobaczyła, podniosła się ze swojego miejsca.
- Powiesz mi o co tutaj chodzi?
- To ja nie będę wam przeszkadzać. A dzieciaki są w swoich pokojach. - usłyszeli głos Shanell, która przeszła obok nich i wyszła z mieszkania. Lisa spojrzała po raz kolejny na Jamesa i ponowiła swoje pytanie.
- Posłuchaj... Kiedy cię poznałem, miałem dosyć trudny okres w moim związku... I w sumie nadal mam... Nie myśl sobie, że traktowałem cię jak jakąś zabawkę, bo wiesz, że to nieprawda. Jesteś naprawdę niesamowitą dziewczyną...
- Po co ty mi mówisz, co o mnie sądzisz? - przerwała mu. - Chcę żebyś mi to wszystko wyjaśnił. Traktowałam poważnie naszą znajomość, a teraz dowiaduję się, że ty masz dzieci i dziewczynę...
- Ja też to wszystko traktuję poważnie...
- Jak możesz mnie traktować poważnie, skoro ukrywałeś przede mną coś takiego? Przecież... ja pomagam ci w rozbijaniu twojej rodziny...
- Nie mów tak... to wszystko wisiało już na włosku jeszcze zanim poznałem ciebie.
- Ale nadal jesteś z tą dziewczyną. Mieszkasz z nią, śpisz w jednym łóżku!
- Lisa... - powiedział cicho, podchodząc do niej. - Daj nam jeszcze jedną szansę...
- Wiesz dobrze o tym, że nie da się zbudować szczęścia na cudzym nieszczęściu. - oznajmiła ze łzami w oczach i wzięła swoją torebkę, która leżała na sofie. Szybko wyszła z jego mieszkania, a James zrezygnowany usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach.

piątek, 8 marca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 16.

cześć wszystkim. ostatni wpis był w zeszły piątek, a mam wrażeniem, jakbym pisała kilka tygodni temu. strasznie dłużył mi się ten tydzień. w dodatku w mojej szkoły były targi edukacyjne, odwiedzaliśmy szkoły średnie i mam strasznie namieszane przez to w głowie, zrezygnowałam ze szkoły, do której chciałam iść, później miałam na oku inną, ale wszyscy ją krytykowali, teraz myślę o jeszcze dwóch innych. w dodatku zaczęłam w ferie pracować nad nowym opowiadaniem i od tamtego czasu nic nowego tam nie napisałam. trochę żałuję, Carpe Diem też jeszcze nie skończyłam całego, a dużo czasu nic tam nie pisałam. na szczęście mam jeszcze z 10 rozdziałów już napisanych. / skupiam się znowu bardziej na Jamesie. kolejne rozdziały będą poświęcone jemu (wkleiłam też zdjęcie Lisy, żeby każdy mógł ją sobie jakoś wyobrazić), no i Shanell i Nickowi. ich sprawa wyjaśni się w kolejnym, 17. rozdziale. oprócz tego... zapraszam na dwa nowe blogi :) co prawda nie o Guns N' Roses, tylko o Metallice, Megadeth (u Margaret), a u Antisocial ma być Metallica, Megadeth, Ozzy, Led Zeppelin... co mogę powiedzieć... zapraszam :)
http://xxangryxxagain.blogspot.com
http://live-and-die-for-metal-story.blogspot.com

Minął tydzień. Dave zamieszkał ze swoją matką. Od wyznania Nicka, że Shanell jest dla niego kimś więcej niż przyjaciółką, przestali ze sobą rozmawiać. Odzywali się tylko wtedy, kiedy musieli. Shan milczała, bo nie wiedziała co ma myśleć o tej sytuacji, a Nick nawet bał się spojrzeć jej w oczy. Atmosfera nie była zbyt przyjemna, ale starali się ją jakoś znosić.
Któregoś piątkowego wieczoru wszyscy spotkali się w mieszkaniu Melanie i Jamesa. Siedzieli, pili piwo i rozmawiali na różne tematy. W pewnym momencie Dave popatrzył na Roxanne, a po chwili spytał:
- Roxxi, jak wyglądał twój pierwszy raz?
- Co cię to obchodzi?
- Mnie też to akurat ciekawi. - odezwał się Lars. Dziewczyna westchnęła, a wszyscy popatrzyli na nią z zaciekawieniem.
- Miał na imię Eric. Był mega przystojny, miał takie cudowne, długie, brązowe włosy i grał na gitarze. Miał 17 lat, a ja 15. Chodziliśmy ze sobą od jakichś 2 lat. Zrobiliśmy to u niego w domu, w sypialni jego rodziców.
- I jak było? - zapytał Marty.
- Fajnie... Z Ericiem zawsze było fajnie.
- A ty kochanie z kim? - zaciekawiła się Judy, przyglądając się Davidowi.
- Z Amber. To był jej i mój pierwszy raz. Mieliśmy chyba po 14 lat. Ale nie nazwałbym tego seksem, obydwoje byliśmy naćpani. A twój?
- 16 lat, w moim pokoju, z Ryanem. Miał 19 lat i wyglądał jak anioł. Wysoki, niebieskie oczy, długie proste blond włosy. No i w dodatku grał na basie. - rozmarzyła się Judy i zerknęła na Larsa. - A ty się pochwalisz, Lars?
- Z byłą dziewczyną Jamesa, w łóżku Jamesa. - powiedział z uśmiechem. - Mieliśmy 16 lat.
- A ty, Jaymz? - spytał Nick. James upił łyk swojego piwa i nawet na niego nie spojrzał.
- 15 lat, z Nancy, po jej imprezie urodzinowej w jej domu. - powiedział bez entuzjazmu.
- Kirky? - Melanie spojrzała na niego z uśmiechem.
- Miała na imię Charlotte. - uśmiechnął się na samą myśl Kirk. - Mieliśmy po 14 lat. Obydwoje byliśmy na wakacjach. Zrobiliśmy to w nocy, na plaży.
- Wooooow, nieźle.
- Teraz twoja kolej. - Kirk wziął do ręki swoją butelkę z piwem i spojrzał na Mel.
- Z Evanem. Miałam 14 lat, a on 17. Co prawda chodziliśmy ze sobą tylko 4 miesiące, ale nie żałuję. Było miło i romantycznie. - opowiedziała z uśmiechem. - Teraz ty, Marty.
- Miałem 16 lat, a ona 15. Miała na imię Emily. Kochaliśmy się przy kominku, w dniu naszej pierwszej rocznicy. - uśmiechnął się Marty. - Rozstaliśmy się jakieś 3 miesiące później.
- Davie, pochwal się. - zachęcił go Lars.
- Z Willow. - rozmarzył się Dave. - Ja miałem 14 lat, a ona 15. Chodziła z perkusistą zespołu w którym kiedyś grałem, ale stwierdziła, że ja jestem fajniejszy i go dla mnie rzuciła. Chodziliśmy razem 4 dni.
- To bardzo długo. - stwierdził Kirk, a zaraz po tym spojrzał na Nicka. - Nicky?
- Andrea. - oznajmił bez entuzjazmu. - Ja miałem 16 lat, a ona chyba 15. Zrobiliśmy to w moim domu jak nie było moich rodziców, ale baliśmy się, że mogą szybko wrócić. Ale po wszystkim jeszcze spokojnie pogadaliśmy, paliliśmy skręty, a oni wrócili jakieś kilka godzin później.
- No to teraz chyba najlepsza historia. - uśmiechnęła się Judy, patrząc na Shanell. - Shan, teraz twoja kolej.
- Miałam 15 lat. - powiedziała cicho, spuszczając wzrok.
- A w jakim miejscu, z kim? - zapytał David.
- W samochodzie. Z Dave'em.
W tym samym momencie dziewczyny i Dave uśmiechnęli się tajemniczo, a reszta chłopaków spojrzała na Shanell zszokowana. Nick nawet zakrztusił się swoim piwem, które właśnie pił.
- Jak to z Dave'em? - nie dowierzał Kirk. - Dlaczego my nic o tym nie wiemy?
- Chyba nie muszę wam mówić o wszystkich szczegółach mojego życia. - mruknęła Shan.
- Ale mnie to zaciekawiło! - odezwał się Lars. - Opowiedz coś o tym!
- Nie.
- Ja ci opowiem. - powiedział z uśmiechem Dave. - Kiedy ja miałem 17 lat, a Shanell 15, to chodziliśmy razem. Przez, uwaga, ponad pół roku!
- Ojciec podniósł mi kieszonkowe o 100 dolców, żebym tylko się z nim rozstała. - Shan uśmiechnęła się pod nosem. - Kurwa, sama nie wierzę w to co mówię, ale pierwszy raz w życiu byłam tak zakochana...
- Ja nie mogę. - zaśmiał się Marty. - Nigdy bym nawet nie pomyślał, że wy kiedyś byliście razem!
- Oj byliśmy, byliśmy... - rozmarzył się Dave i próbował objąć Shanell ramieniem, a ta się odsunęła od niego.
- Ale już nie jesteśmy. I nie dotykaj mnie.
Wszyscy zaczęli się śmiać i w tym samym momencie zadzwonił telefon. Mel spojrzała na Jamesa i szturchnęła go ręką.
- Odbierzesz?
- Taa. - mruknął i wstał ze swojego miejsca. Podszedł do telefonu i podniósł słuchawkę. - Halo...?
- Cześć James...
- Lisa?
- Tak... - powiedziała cicho, a zaraz po tym dodała. - Tęsknię za tobą...
- Nie dzwoń więcej na ten numer. Ja będę do ciebie dzwonił...
- Dobrze... Miałeś dzisiaj do mnie przyjechać... Ale chyba masz jakąś imprezę...
- No tak... - mruknął i rzucił wzrokiem na resztę towarzystwa, które świetnie się bawiło i nawet nie zwracało na niego uwagi. - Mogę przyjechać do ciebie na trochę...
- Naprawdę?
- Tak. Będę za jakieś 20 minut.
- Ok. Czekam. - powiedziała z zadowoleniem i rozłączyła się. James odłożył słuchawkę i poszedł do przedpokoju. Kiedy ubierał buty, w korytarzu pojawiła się Melanie.
- Wychodzisz gdzieś?
- Tak.
- A powiesz mi gdzie?
- Idę do siostry. Wrócę niedługo.
- Ok. Zaczekać na ciebie?
- Nie musisz. - rzucił i założył swoją skórzaną kurtkę. Spojrzał na swoją dziewczynę i pocałował ją w policzek, a po chwili wyszedł z mieszkania. Zbiegł po schodach i gdy znalazł się na zewnątrz, podbiegł do jednej z taksówek stojących na ulicy. Podał kierowcy adres, a po kilkunastu minutach był już pod blokiem Lisy. Zapłaciwszy wyszedł z samochodu i ruszył w stronę budynku. Bez pukania wszedł do jej mieszkania i zaczął ją nawoływać.
- Lisa! Skarbie, gdzie jesteś?
- W łazience. - krzyknęła, a on od razu poszedł do toalety. Otworzył drzwi i zobaczył ją stojącą przed lustrem, owiniętą ręcznikiem, bez makijażu. Wyglądała jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Rozczesywała swoje mokre włosy i kiedy tylko dostrzegła Jamesa, od razu się uśmiechnęła.
- Ślicznie wyglądasz. - powiedział, podchodząc do niej. Przytulił ją od tyłu i pocałował jej nagie ramię.
- Chciałabym żebyś mówił mi to codziennie.
- Może kiedyś... - mruknął, ale Lisa nawet go nie usłyszała. Pocałowała go, a po chwili wzięła za rękę i poszli w stronę jej sypialni.

***

Ponieważ Shanell miała jeden dzień w agencji wolny, postanowiła spędzić go z dzieciakami. Odebrała je z przedszkola, poszli razem na lody, a potem do jej mieszkania.
Kiedy dzieci oglądały w salonie telewizję, ona była w kuchni i robiła kakao. Chwilę później usłyszała dzwonek do drzwi i pobiegła otworzyć. Zobaczyła stojącą na progu Melanie, która powoli weszła do środka.
- Cześć. - rzuciła obojętnie, a zaraz po tym głośno westchnęła. - Jak z dziećmi?
- Dobrze. Właśnie robię im kakao. Poczekasz trochę?
- Mhm, ok.
Shanell dopiero teraz jej się przyjrzała. Miała na sobie białą koszulkę na ramiączkach, szorty i przybrudzone trampki, a włosy związane w niesforny kok. Nie miała makijażu. Wyglądała na zmęczoną, a oczy miała popuchnięte od płaczu.
Shan postawiła na stole 3 kubki, wlała do nich kakao i zawołała dzieci. Sophia, Nathan i Mason przybiegli do kuchni i usiedli przy stole. Kiedy zaczęli pić, Shanell szturchnęła Melanie, żeby poszły do salonu. Mel bez słowa poszła za nią. Shan usiadła na sofie i popatrzyła na nią pytająco.
- Co? - zdziwiła się Melanie.
- Co się stało?
- Nic się nie stało.
- Przecież widzę.
Dziewczyna westchnęła i usiadła obok niej.
- Chodzi o Jamesa...
- Ooo, właśnie, załatwiłaś już ten odwyk?
- Nie, jeszcze nie, nie... Nie...
- Dlaczego?
- Nie mam na razie czasu ani głowy do tego...
- Mel, powiedz, co się dzieje. - nalegała Shan. - Zaczynam się martwić...
- Nie wiem... ja... ehh... - zaczęła się jąkać. - On mnie chyba zdradza...
Shan spojrzała na nią zszokowana.
- Skąd ten pomysł?
Melanie wyciągnęła ze swojej torebki zdjęcie i bez słowa podała je Shanell.


- Wow... kto to?
- Też chciałabym wiedzieć.
- Nie wiesz czyje zdjęcia trzymasz w domu?
- Znalazłam to zdjęcie przez przypadek w szufladzie Jamesa. - wyjaśniła. - Trzymał je między swoimi papierami, rysunkami i tekstami piosenek.
- Może jakoś inspiruje się tym zdjęciem, czy coś... - powiedziała, przyglądając się fotografii. - Cliff też tak robił. Ta dziewczyna ma może z 18 lat, daj spokój Mel.
- Mam coś jeszcze. - oznajmiła i po raz kolejny sięgnęła po swoją torebkę. Wyciągnęła z niej kartkę papieru i wręczyła Shanell.
- A to co?
- Biling telefoniczny.
- Więc...?
- Dostaliśmy wysoki rachunek za telefon. Chciałam wiedzieć dlaczego, bo w tym miesiącu mało dzwoniłam. Patrz na to. - Mel wskazała na kartkę. - Jeden i ten sam numer. Rozmowy trwały co najmniej z pół godziny. Najdziwniejsze jest to, że ja tego numeru nie znam, a wszystkie połączenia trwały w nocy lub kiedy ja byłam w pracy.
- Dzwoniłaś pod ten numer?
- Nie... Nie wiem, czy się boję, czy po prostu nie wiem co powiedzieć...
- Ja mogę zadz...
- Shanell, a Mason chce wylać moje kakao! - wydarł Nathan z kuchni.
- Mase, zaraz zadzwonię do Judy! - krzyknęła Shanell, a zaraz po tym zwróciła się do Melanie. - Mogę zadzwonić pod ten numer.
- Jeśli chcesz...
Shanell wzięła kartkę i podeszła do telefonu. Podniosła słuchawkę i wykręciła numer. Po dwóch sygnałach usłyszała damski głos z lekkim akcentem.
- Halo?
- Eee... dzień dobry.
- Dzień dobry. Z kim mam przyjemność?
- A ja z kim...?
- Z Lisą.
- Ile masz lat?
- 18. A zresztą, co to ma do rzeczy? Kto mówi?
- Ehh, wybacz Lisa. Moja przyjaciółka chce z tobą porozmawiać. Dam ci ją.
Shan podała Melanie słuchawkę, a ta niechętnie ją wzięła. Westchnąwszy głośno, przyłożyła ją sobie do ucha.
- Ee, cześć. Słuchaj, sprawa jest taka, że ja w ogóle cię nie znam, a z mojego telefonu ktoś wiele razy dzwonił na twój numer. I podejrzewam, że to mój chłopak...
- A jak ma na imię?
- James.
- Eee... - zacięła się Lisa, aż w końcu bez słowa odłożyła słuchawkę.
Mel rzuciła słuchawką i zszokowana spojrzała na Shanell.
- Spytałam o Jamesa, a ona zaczęła się jąkać i się rozłączyła!
- Posłuchaj, to o niczym nie świadczy. - uspokajała ją dziewczyna.
- On ma kochankę! - panikowała Melanie.
- Mel, poczekaj. Powinnaś pokazać Jamesowi te bilingi i spytać, kto to jest i dlaczego tyle do niej dzwoni.
- To jest chyba oczywi...
- Nie mów tak. Pogadasz z nim?
- Taa. Pogadam. - mruknęła i schowała kartkę wraz ze zdjęciem z powrotem do swojej torebki, a chwilę później razem z dziećmi wróciła do swojego domu.

piątek, 1 marca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 15.

cześć wszystkim. w końcu to, na co wszyscy czekali. sprawy Shanell i Nicka ruszą lekko do przodu, ale naprawdę lekko. prawie nic się nie wyjaśni, ale Nick w końcu zrobi krok do przodu. w rozdziale będzie też dużo Dave'a, więc niektórzy mogą się denerwować, ale wydaje mi się, że tutaj nie jest takim chujem jak zawsze.

oprócz tego... dziękuję Wam za ponad 11 000 wyświetleń. dla niektórych może się wydawać, że to mało, ale dla mnie to jest bardzo dużo. miło mi, że ktoś to docenia, że niektórzy czekają na coś nowego, że niektórym się to podoba, chociaż nie jestem mistrzynią w tym co robię i są lepsi ode mnie. to jest naprawdę niesamowite, w szczególności dla kogoś, kto ma niską samoocenę i nie wierzy w siebie. kocham Was wszystkich :*

Ponieważ Dave miał cały weekend wolny i nie miał żadnych planów, cały piątkowy wieczór spędził sam w mieszkaniu. Kupił sobie wódkę, włączył koncert Iron Maiden i siedział prawie do rana. Zasnął około 5:00, kiedy na dworze zaczęło się już robić widno. Nie spał jednak długo, bo przed 8:00 obudziło go głośne pukanie do drzwi.
Przetarł ręką oczy i niechętnie podniósł się z łóżka. Wziął mały łyk zimnej herbaty, którą zrobił wczoraj wieczorem i ziewając, poszedł do przedpokoju. Otworzył drzwi i zobaczył stojącego na progu właściciela mieszkania.
- Zalegasz drugi miesiąc z czynszem. - oznajmił, wchodząc do środka.
- Taa, wiem. - mruknął Dave. - Postaram się niedługo to...
- Nie tak się umawialiśmy. - przerwał mu właściciel. - To była twoja ostatnia szansa.
- Wiem, ale nie miałem teraz pieniędzy, więc jak miałem zapłacić?!
- Ty nigdy nie masz pieniędzy! Spakuj swoje graty i jeszcze dzisiaj masz się wyprowadzić!
- Co?! - krzyknął zszokowany. - To gdzie ja mam mieszkać?!
- Idź sobie nawet pod most, w ogóle mnie to nie interesuje!
- Ale...
- Wynoś się! To moje ostatnie słowo! - zakończył rozmowę mężczyzna, jednak Dave tak łatwo się nie poddał.
- Nie możesz mnie wyrzucić! - postawił się i podszedł do szafki, po czym wyciągnął z niej kartkę papieru. - Patrz co mam. Umowa. Wynająłeś mi to mieszkanie na 2 lata!
- To jest wyrok sądowy. - poinformował go właściciel, czytając pismo. - Zakazujący zbliżać ci się na mniej niż 100 metrów do jakiejś Samanthy Smith...
- Ooo, to nie to. Już daję umowę.
Chłopak zaczął przeszukiwać wszystkie swoje dokumenty, aż w końcu podał mężczyźnie umowę. Ten tylko zerknął na nią i ją potargał. Dave popatrzył na niego zszokowany.
- A-ale... Nie możesz mnie tak po prostu wyrzucić!
- Mogę! Wypierdalaj z mojego mieszkania!
Dave nic już więcej nie powiedział. Wziął walizki i zaczął pakować swoje rzeczy. Nie zajęło mu to dużo czasu. Wziął na ramię swoją gitarę, bez słowa oddał właścicielowi klucze, chwycił swoje spakowane torby i wyszedł z mieszkania.
- Gdzie ja mam iść...? - mruknął sam do siebie, kiedy znalazł się na zewnątrz budynku. Zaczął przeszukiwać swoje kieszenie i z jednej z nich wyciągnął pognieciony dziesięciodolarowy banknot. - Najwyżej nie będę dzisiaj jadł. Idę do baru.
Tak też zrobił. Ledwo dźwigając swoje manatki, po kilkunastu minutach wszedł do jednego z klubów. Rozejrzał się po lokalu. Był całkowicie pusty. Może dlatego, że było dopiero kilka minut po 8:00 rano w sobotę, a o tej porze ludzie zazwyczaj jeszcze śpią. W dodatku nie przepadał za tym klubem. Ale był jednym z tych tańszych, w dodatku prawie w ogóle nie miał pieniędzy, więc nie miał co wybrzydzać. Ruszył w stronę baru i usiadł na krześle.
- Same babskie drinki... - Dave z niesmakiem na twarzy czytał menu. - Nie dość, że drogie, to w dodatku prawie w ogóle nie ma w nich alkoholu. Biorę wódkę!
Zawołał szybko kelnerkę, zapłacił, a ona postawiła przed nim kieliszek i butelkę z wódką. Wstał ze swojego miejsca i razem ze swoimi rzeczami poszedł do stolika w najmniej widocznym miejscu. Pił, palił i myślał nad swoim życiem. I tak aż do późnego wieczora, kiedy do klubu zaczęło się schodzić coraz więcej ludzi. Gdy był już kompletnie spłukany i zrozpaczony, parę osób się nad nim zlitowało i postawiło mu kilka kolejek, a nawet zaproponowali nocleg. Dave jednak tylko kręcił przecząco głową.
W pewnym momencie ledwo podniósł się ze swojego miejsca i wziął swoje manatki. Wyszedł z lokalu i rozejrzał się po ulicy. Zastanawiał się do kogo może iść. David i Judy odpadali. James i Melanie również. Lars i Roxxi tak samo. Marty i Kirk mieli za mało miejsca i na pewno nie zgodzili by się go przenocować. Zostali jedynie Shanell i Nick, którzy jako jedyni mieli w mieszkaniu więcej wolnego miejsca i nie byli parą, dlatego też nie potrzebowali dla siebie nie wiadomo ile wolnego czasu tylko we dwójkę.
Nie zastanawiając się dłużej, ruszył w stronę bloku Shanell. Był na miejscu już po kilkunastu minutach. Wszedł do windy, wjechał na 14. piętro i kiedy stanął pod jej drzwiami, nawet nie dał rady zapukać. Z hukiem oparł się o jej drzwi i osunął się na ziemię. Gdy już powoli zasypiał, drzwi otworzyły się, a on wpadł do środka mieszkania.
- O kurwa, Dave! - krzyknęła Shanell i pomogła mu wstać. - Co się stało?
- Mogę u ciebie trochę zostać? - spytał lekko przepitym głosem. - Wyrzucili mnie z mieszkania, jestem totalnie spłukany, nie mam gdzie iść. W dodatku od rana nic nie jadłem...
- Ale od rana piłeś...
- No to... przenocujesz mnie?
- Jasne, wchodź. - powiedziała, wpuszczając go do środka. Wzięła od niego jego gitarę, a on swoje walizki. Weszli do salonu, gdzie Nick siedział i na kanapie, pił sok pomarańczowy i słuchał Judas Priest. Odwrócił się w ich stronę i z niezadowoleniem patrzył na Dave'a, który usiadł obok niego.
- Nicky, będziesz dzisiaj spał ze mną, a Davie przekima się na kanapie. - oznajmiła Shan, odkładając gitarę Dave'a. - Zrób mu jakąś kolację, a ja pójdę pod prysznic.
Dziewczyna poszła do łazienki, a Nick razem z Dave'em do kuchni. Zjedli wspólnie kolację i zaraz po tym Dave poszedł do salonu się położyć. Nie potrzebował dużo czasu, żeby zasnąć. Nick zgasił mu światło i poszedł do sypialni Shanell. Rozebrał się i położył do łóżka, a po kilku minutach usłyszał wchodzącą do środka dziewczynę. Podeszła do szafki i zapaliła lampkę nocną, a Nick kątem oka patrzył, jak wiąże swoje swoje włosy. Zgasiła światło i położyła się obok niego.
- Sorry... - powiedział po jakimś czasie Nick, kiedy niechcący ją kopnął. Shan nawet nie odwracając się do niego, mruknęła cicho:
- Nic nie czułam.
Wtedy chłopak kopnął ją drugi raz, ale tym razem specjalnie.
- A teraz poczułaś?
- Nick, daj spokój...
- Pocałuj mnie.
- Co? - spytała zdezorientowana.
- Pocałuj mnie.
Dziewczyna popatrzyła na niego z wahaniem, ale po chwili przysunęła się do niego i cmoknęła go delikatnie w usta.
- Nic nie poczułem... - powiedział cicho, kiedy się od niego odsunęła. Shanell po raz kolejny nieśmiało przysunęła się do niego i pocałowała go drugi raz. Potem trzeci, potem czwarty. A potem pocałunek przerodził się w bardziej namiętny i zmysłowy. W momencie, kiedy Nick wsunął jej swoją dłoń pod koszulkę, Shanell odsunęła się od niego.
- Przestań... - wyszeptała i wstała z łóżka.
- Shan, daj spokój, chodź tutaj.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko wyszła z sypialni i skierowała się w stronę kuchni. Nick westchnął i położył się z powrotem na łóżku, po czym niedługo później zasnął.

***

Rano Dave obudził się dosyć szybko, bo już po 6:00 rano. Przetarł ręką oczy i poszedł do łazienki. Przemył twarz zimną wodą, uczesał się i ruszył w stronę kuchni. Shanell siedziała przy stole i piła kawę.
- Nie śpisz już? - spytał Dave, siadając obok niej. Dziewczyna bez słowa pokręciła głową. - Coś się stało?
- Nie, po prostu źle się czuję. - powiedziała cicho. - Upiekłam ciastka. Chcesz?
- Te moje ulubione?
- Tak. Są w pudełeczku.
- A mleko też jest?
- W lodówce.
- Jesteś niesamowita. - uśmiechnął się Dave i wziął pudełko z ciastkami leżące na blacie. Wyciągnął z szafki jedną szklankę, z lodówki mleko i usiadł obok Shan. - Naprawdę widzę, że coś jest nie tak. Powiedz mi co się stało.
- Jak myślisz, kiedy mogłabym już mieć innego faceta? - zapytała, patrząc na niego uważnie. Dave spojrzał na nią zdezorientowany.
- No w każdej chwili... Nie masz żadnych problemów z tym, żeby jakiegoś poderwać.
- Nie chodzi mi o to. Chodzi o to, że... ehh... mój chłopak zginął niedawno w wypadku samochodowym, a ja sobie tak szybko kogoś znajduję...
- No to co? Chcesz ułożyć sobie życie na nowo i znowu być szczęśliwa, co w tym dziwnego?
- Może dla ciebie to nie jest dziwne, a dla innych?
- Ty się innymi przejmujesz? - nie dowierzał Dave. - To jest twoje życie. Inni nie mają prawa ci go układać. Tak naprawdę to możesz się pieprzyć codziennie z kim popadnie, a ich to w ogóle nie powinno obchodzić.
- Cześć. - przywitał się Nick, wchodząc do kuchni. Shanell wstrzymała oddech, a Dave uśmiechnął się do niego i wziął jedno ciastko.
- Pójdę się ubrać. - oznajmiła dziewczyna i wyszła z kuchni. Ruszyła w stronę swojej sypialni i poczuła, jak ktoś ciągnie ją za rękę. Odwróciła się i zobaczyła Nicka. - Puść mnie.
- Nie. Pogadaj ze mną.
- Spóźnisz się do pracy.
- Mam to gdzieś. Powiedz mi, dlaczego tak wczoraj zareagowałaś?
- Ja po prostu... Chyba jeszcze nie chcę nikogo mieć...
- Chyba?
- No tak...
- To nie chodzi o to, że nie jesteś gotowa na związek... Ty się po prostu boisz opinii innych. - domyślił się.
- Nicky...
- Naprawdę tak bardzo by cię to obchodziło co inni ludzie będą gadać? Jak zaczęłaś spotykać się z Cliffem to pracowałaś jako striptizerka i wtedy jakoś nie przejmowałaś się opiniami innych.
- To było zupełnie co innego... - dziewczyna spuściła wzrok.
- Ja tylko chcę twojego szczęścia. - wykrztusił w końcu Nick. Shanell popatrzyła na niego ze zdziwieniem. - Jesteś naprawdę prześliczną, niesamowitą i wspaniałą dziewczyną. Znaczysz dla mnie coś więcej niż na przykład Judy czy Roxxi. Nie traktuję cię jak zwykłej przyjaciółki. Naprawdę chcę żebyś była szczęśliwa i ułożyła sobie życie na nowo. A ja chcę ci w tym pomóc. Doceń to w końcu.
Shanell nic nie odpowiedziała, tylko stała w miejscu i nie mogła się ruszyć. Nick poszedł do łazienki się ubrać, a chwilę później wyszedł do pracy. Kiedy usłyszała dźwięk zamykanych drzwi, poszła do swojej sypialni i zapłakana rzuciła się na łóżko. W końcu zmęczona płaczem usnęła.