czwartek, 30 maja 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 29.

taa. jest ciężko. zbliża się koniec roku, poprawianie ocen, aby wszystko było dobrze etc. jestem z siebie dumna, bo mam o wiele mniej nieobecności niż w tamtym roku szkolnym i lepszą średnią, haha ;d dobrze, że na razie jest długi weekend. te 3 dni nieźle mnie wymęczyły, więc dzisiaj spałam do 13:00, haha ;dd

kawalerski! nareszcie! chociaż dopiero w następnym rozdziale (może wrzucę jeszcze w tym tygodniu, w niedzielę lub sobotę ;dd) Isabell się dowie, co odwalił Dave wraz z Davidem ;dd powiem, że będzie bardzo ciekawie, kiedy chłopcy się obudzą.

zrobiłam ankietę. taa, mam wątpliwości. zaczęłam pisać opowiadanie, mam z 6 rozdziałów. ale zaniedbałam je przeokropnie ze względu na to, że mam trochę głupi okres.. w szkole i w życiu prywatnym. zabiera to trochę czasu i chęci. i w dodatku chcę ładnie skończyć "Carpe Diem Baby" (nie skończyłam go jeszcze pisać). w dodatku.. są inni bohaterowie (oprócz mężczyzn), główna bohaterka jest strasznie irytująca, ogólnie poruszyłam w tym opowiadaniu taki temat tabu. nie wiem, czy komuś o kimś takim jak główna bohaterka i ogólnie takim temacie opowiadania chciałoby się czytać. no i któregoś dnia pomyślałam nad "Carpe Diem Baby 2", z tą różnicą, że w obecnych czasach. że chłopcy odnieśli sukces, nagrywają, koncertują, Shan ma własną agencję modelek i dwóch synów, jest żoną Nicka, Mase, Sofi i Nath są dorośli.. :) 
wiem, że te ankiety trochę świrują z głosami, dlatego.. napiszcie w komentarzu, co o tym sądzicie. co chcielibyście przeczytać. bo mam wątpliwości.

Czas mijał. Do ślubu Mel i Jamesa zostały tylko 2 tygodnie. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Shan i Judy urządziły idealny wieczór panieński dla Melanie. Roxxi nadal była śmiertelnie obrażona i w ogóle nie chciała brać w tym udziału. Wieczorem kawalerskim Jamesa zajął się Dave wraz z Davidem.
- Dziewczyny, wiecie, że nie musiałyście... - powiedziała Mel, uśmiechając się. - Ja nawet nie myślałam o tym wieczorze panieńskim... Jakoś nie chcę ostro imprezować przed tym ślubem, nie mam zamiaru się stresować i denerwować...
- Ale to nie będzie żadna dzika impreza ze striptizerami w tle. - oznajmiła Judith. - Shan wymyśliła coś fajnego.
Modelka kiwnęła z uśmiechem głową.
- Idziemy do SPA.
- SPA?
- Tak. Judy nie może imprezować, a ty się zrelaksujesz. - wyjaśniła Shanell.
- A James?
- A chuj cię James obchodzi. - odezwała się Judy. - David i Dave organizują mu wieczór kawalerski.
- Dave? - jęknęła Melanie.
- I David. W dodatku będzie też reszta chłopaków, pójdą do jakiegoś klubu, wybawią się i to wszystko. Nic przecież nie odwalą. - oznajmiła spokojnie Shan. - Ubieraj się i jedziemy.
Mel kiwnęła niepewnie głową, ubrała wysokie koturny, wzięła swoją torebkę i wyszła z dziewczynami ze swojego mieszkania.
- Mel, nie denerwuj się. Przecież dzieciaki są u siostry Jamesa, a Jam będzie z chłopakami. - powiedziała Judy, kiedy siedziały już w samochodzie.
- Przecież ja się nie denerwuję... - mruknęła, wlepiając wzrok w przednią szybę.
Judy prowadziła, a Shan siedziała z tyłu. W pewnym momencie uchyliła okno, wyciągnęła ze swojej torebki paczkę papierosów i odpaliła jednego.
- Shan, zgaś tą fajkę. - odezwała się Judith.
- Dlacze... aa, no tak. Już gaszę.
Melanie rzuciła im pytające spojrzenie.
- Coś się stało? Dziwnie się zachowujecie...
- Pogadamy, jak będziemy już na miejscu. - uśmiechnęła się blado blondynka. Mel kiwnęła niepewnie głową. Zaczęła się obawiać, że ten uśmiech to tylko dobra mina do złej gry. Bała się, że dziewczyny zabierają ją na miły dzień do SPA tylko po to, aby namówić ją, żeby nie wychodziła za Jamesa.
Przez prawie całą podróż milczały. Gdy w końcu dojechały na miejsce, weszły do budynku i od razu skierowały się do szatni, żeby się przebrać i zmyć makijaż.
- Muszę coś zrobić z moimi paznokciami. - odezwała się Shanell, związując włosy w kok. Rzuciła wzrokiem na Melanie, która nerwowo rozglądała się wokół siebie. - Mel, co się dzieje? Nie podoba ci się? Rozchmurz się!
- Martwię się, bo wy się dziwnie zachowujecie.
- Nie zachowujemy się dziwnie.
- Zachowujecie. Widzę te wasze uśmieszki i spojrzenia.
Shan i Judy znowu rzuciły sobie tajemnicze spojrzenie, a Melanie jęknęła. Dziewczyny roześmiały się.
- Chodź, przyda ci się relaksujący masaż. - Shan objęła ją ramieniem i ruszyły w stronę sali. Były tam 2 inne młode kobiety i kilka masażystek. Jedna z nich od razu uśmiechnęła się do Shanell.
- Cześć Shanell. - przywitała się. Dziewczyna była wysoka i strasznie chuda. Miała kręcone, ciemne blond włosy związane w kok, ciemniejszą karnację i niebieskie oczy. Usta miała pomalowane na krwisto czerwony kolor, tak samo jak paznokcie.
- Hej Madison. Dawno się nie widziałyśmy.
- W sumie racja... Co słychać?
- Nic ciekawego...
- Słyszałam o twoim nowym chłopaku. 
- No a ty... jak tam? Masz kogoś?
- Od rozstania z Ryanem nie. I jest naprawdę bardzo dobrze. - oznajmiła z uśmiechem. - Przyszłaś na cały dzień?
- Tak. Mamy taki bardzo spokojny wieczór panieński. To jest Mel, przyszła panna młoda. - tutaj wskazała Melanie, która patrzyła zmieszana na Madison. - No i to jest Judy. - rzuciła wzrokiem na blondynkę.
- Ja jestem Madison. Miło mi was poznać. - Madi uśmiechnęła się promiennie do dziewczyn. - No to przyszłą pannę młodą zapraszam do mnie.
- Ale...
- Mel, ona ma boskie dłonie, uwierz mi. - odezwała się Shanell, podchodząc do innej masażystki.
- Ale... - zaczęła po raz kolejny Melanie. Jednak gdy położyła się i poczuła na sobie dłonie Madison, od razu zamilkła, a po chwili jęknęła z rozkoszy. - Boże... jesteś cudowna...
- Mówiłam...
- Zabieram ją ze sobą do domu...
Wszystkie dziewczyny na sali roześmiały się. Shan przyjrzała się Madison. Uśmiechniętą i radosną, mimo że bardzo przeżyła rozstanie z Ryanem, menadżerem Shan. Madi była z nim przez kilka lat, chociaż w ich życiu raczej nie było kolorowo. Do Ryana zawsze trzeba było mieć anielską cierpliwość, a Shanell doskonale o tym wiedziała. 
- Shan... Judy...? - spytała cicho Mel. - Możecie mi już powiedzieć o co chodzi?
- Nie psuj mi tak pięknej chwili. - mruknęła Judith podczas masażu. Melanie przewróciła oczami.
- Judy... nie lubię, jak macie przede mną tajemnice...
- Prędzej czy później i tak się dowiesz. - do rozmowy wtrąciła się również Shan.
- Ale ja chcę wiedzieć już teraz!
- Ok, proszę. Jestem w 8. tygodniu ciąży. - oznajmiła Judith jednym tchem. Mel spojrzała na nią zszokowana.
- W ciąży? Planowanej?
- Jak najbardziej. Chcianej i planowej.
- David i Mason wiedzą?
- Jeszcze nie. Chcę powiedzieć im to dopiero jutro.
- No to... gratulacje. - powiedziała z uśmiechem Mel. - Zacznij się wysypiać.
Shanell uśmiechnęła się sama do siebie. Momentami zazdrościła dziewczynom dzieci i ich rozmów o macierzyństwie, ale wiedziała, że dla niej to nie jest jeszcze odpowiedni moment na dziecko.

***

Młoda dziewczyna leżała na łóżku w swoim pokoju i czytała jedno ze swoich czasopism. W końcu zamknęła je i rzuciła na swoje biurko. Popatrzyła w sufit. Sobotni wieczór, a ona musi siedzieć w domu. Pokłóciła się ze swoim ojcem i dostała szlaban. Zawsze tak było. Firma jej rodziców była najważniejsza. Nie było ich od rana do nocy, czasami wyjeżdżali nawet na kilka dni, a gdy już wracali, ciągle się kłócili ze swoją 17-letnią córką, która opuściła się w nauce i znikała na całe dnie, bo poznała nowego chłopaka.
Po chwili usłyszała, jak ktoś puka w jej okno. Zdziwiła się. Podeszła do niego z lekkim przerażeniem i odsłoniła firanę. Na balkonie stał jej chłopak. Uśmiechnęła się promiennie i wpuściła go do swojego pokoju.
- Co tutaj robisz? Jak wszedłeś? Mój pokój jest na 1. piętrze. - spytała szeptem, żeby przypadkiem jej ojciec nie usłyszał.
- Po rynnie. - powiedział z uśmiechem. - Właśnie idę do pracy na nocną zmianę i stwierdziłem, że muszę do ciebie przyjść. Mieliśmy się dzisiaj spotkać. Nawet nie zadzwoniłaś.
- Cii... mój ojciec może usłyszeć. - uciszyła go i spojrzała na niego smutnym wzrokiem. - Znowu się z nim pokłóciłam, nie mogę wychodzić, mam tylko prawo zejść do kuchni coś zjeść i iść do łazienki.
- To znowu przeze mnie?
- Ogólnie...
- Czyli chodzi o mnie. - domyślił się.
- Cliff, daj spokój... On po prostu... Wie, jakie były problemy kiedy chodziłam z Dave'em, więc nie chcę, żebym teraz się z kimś spotykała... W dodatku z chłopakiem, który ma długie włosy, gra w zespole metalowym i pracuje na nocnej zmianie na stacji benzynowej.
- A jak pójdę pracować do sklepu muzycznego i będę związywał włosy to mnie polubi?
- Nie wiem. - zaśmiała się cicho i przytuliła się do niego. - Musisz już iść. Nie chcę, żeby ktoś cię zobaczył.
- Taa. Ja też nie. - mruknął i popatrzył w jej duże niebieskie oczy. Pocałowali się. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. Ale idź już, bo spóźnisz się do pracy.
Chłopak kiwnął głową i pomachał jej na pożegnanie, a następnie zszedł po rynnie na dół i przeskoczył przez płot. Shanell przez chwilę patrzyła na jego szczupłą sylwetkę znikającą za rogiem ulicy, aż w końcu zamknęła balkon i z uśmiechem położyła się na łóżku.

***

- Aż trudno pomyśleć, że spałem z połową lasek w tym klubie. - opowiedział Dave, rozglądając się po lokalu. Reszta chłopaków nawet tego nie skomentowała.
- Tam jest wolne miejsce, chodźcie. - Nick wskazał wzrokiem na stolik w mało widocznym miejscu. Chłopcy kiwnęli głowami i poszli za nim, a rudy chłopak oddalił się w stronę baru.
- Davie, gdzie ty idziesz? - zawołał za nim Marty.
- Do tych dwóch dziewczyn przy barze.
- Ale mieliśmy...
- Zamówcie mi już kolejkę, ja zaraz wrócę. - oznajmił i oddalił się w stronę baru. Zagadał coś do dwóch blondynek, a po chwili ruszył z nimi w stronę toalet.
- Co za koleś... - mruknął Kirk i usiadł na wolnym krześle. Reszta zrobiła to samo. Kilka minut później dołączył do nich rozanielony Dave i zamówili sobie po kolejce. Później po drugiej, po trzeciej, po czwartej i tak dalej. Pewnie sami nie wiedzieli, ile ich było. Jedyną osobą w całym towarzystwie, która trzymała poziom, był David. Ale Dav odkąd był na odwyku nigdy nie przesadzał z alkoholem.
- Ooo, Jam, zapomniałem, mam coś dla ciebie. Kirky, nie rób mi zdjęć. - mruknął David lekko przepitym głosem i wysypał całą zawartość swojej torby na stolik, strącając przy tym wszystkie kieliszki. Wypadła biała koszulka, flamastry, prezerwatywy, puste puszki, struny do basu i mnóstwo kartek.
- Dav, mogę te prezerwatywy? - odezwał się nagle Dave.
- Noo, bierz.
- Nie będą ci potrzebne?
- Nie używam prezerwatyw.
- To po co je trzymasz w swojej torbie?
- Ale... ja... o kurwa, skąd one się tu wzięły? - przestraszył się David. - Może w pracy ktoś mi to wrzucił... albo wy na próbie!
- Wolałbym sobie wziąć niż tobie wrzucić. - odezwał się Marty.
- Mnie tam zawsze są potrzebne, więc bym ci nie dał. W dodatku wiesz, nie chcę pakować się w to co ty czy James. - rzucił rudy chłopak, mając na myśli dzieci.
- Ja też nie używam. - odezwał się Nick.
- Może to Masona... - pomyślał głośno Dave. Chłopcy nie wiedzieli, czy mają zacząć się śmiać czy płakać.
- Nie... Mason nadal jest przekonany, że znalazłem go w kapuście... - odezwał się David. - A jeśli... jeśli to Judy? Ale ona przecież mówiła mi rano, że mnie kocha, no i w dodatku staramy się o dziecko i...
- Dav, to chyba jednak moje były. Musiałem pomylić nasze torby na próbie... Pamiętam, że kupiłem prezerwatywy, schowałem je do kieszeni, a na próbie chciałem je schować do torby, żeby mi nie wypadły, czy coś... - wyjaśnił Dave.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Całe szczęście... - odetchnął z ulgą David i podał Jamesowi t-shirt wraz z kilkoma flamastrami. - Ok, Jam, pierwsze zadanie dla ciebie. Masz zdobyć 50 numerów telefonów od różnych dziewczyn. Niech zapiszą ci go na tej koszulce.
- Ale po co mi te numery, skoro za 2 tygodnie biorę ślub...?
- No taka zabawa, kurwa... - zirytował się Marty, stawiając na stole swój pusty kieliszek. - Później dasz nam.
- Aaa, no dobra... - mruknął blondyn i wstał ze swojego miejsca. Potykając się, ruszył z koszulką i pisakami w stronę baru, gdzie siedziało kilka dziewczyn. Za nim poszedł Kirk, żeby porobić mu kilka zdjęć.
- Dobra, my też się bawimy. - powiedział z uśmiechem Nick. - Dave, zadanie dla ciebie. Usiądź obok tamtej panienki - Nicky wskazał niezbyt urodziwą dziewczynę - I udawaj, że dostałeś orgazmu.
- Ale... ona jest brzydka...
- Postawię ci kolejkę.
- Możesz już iść po moją wódkę. - rudy chłopak wstał ze swojego miejsca, poprawił swoje włosy i ruszył w stronę stolika obcych dziewczyn. W między czasie obok chłopaków pojawił się Kirk z aparatem, którego od razu wysłali do Dave'a. Davie zajął miejsce obok najbrzydszej dziewczyny, popatrzył na nią z krzywym uśmiechem, a po chwili zaczął wydawać z siebie głośne krzyki i jęki. Kiedy Kirk zrobił kilka zdjęć, Dave zerwał się ze swojego miejsca i pobiegł do chłopaków. Od razu chwycił swój kieliszek i przechylił go. - Ja pierdolę, z daleka było jeszcze ok, ale z bliska to wyglądała jak facet! Brzydki facet!
- Już, ulżyło ci? - zaśmiał się Kirk. - Zrobiłem kilka zdjęć na szczęście.
- Ja pierdolę... a gdzie Jam?
- Zbiera jeszcze numery telefonów. Zrobiłem parę fotek i wróciłem, żeby wam porobić.
- Dobrze się składa. Teraz zrobisz zdjęcie Nickowi, który tańczy na stole.
- Co? Nie będę tańczył na stole!
- Będziesz! Ja wykonałem twoje zadanie!
- Mogłeś je sobie wymienić! Ja też chcę!
- Ehh, no dobra... - mruknął Dave i rozejrzał się po klubie. Po chwili uśmiechnął się i podał Nickowi flamaster. - Podejdź do tej rudej laski i powiedz, żeby narysowała ci coś fajnego na klacie.
- Ok. - odpowiedział z uśmiechem i razem z Kirkiem ruszył w stronę rudej dziewczyny, tańczącej z koleżankami. Dave przyglądał się im uważnie. Nicky powiedział jej coś na ucho, a ta kiwnęła z uśmiechem głową. Po chwili Nick ściągnął swoją skórzaną kurtkę i koszulkę. Dziewczyna zaczęła coś rysować na jego klatce piersiowej, a Kirk robił zdjęcia. Dave już był uradowany, że będzie mógł pokazać to Shanell.
Po chwili podziękował dziewczynie i wrócił do stolika. Rudy chłopak zobaczył, co ciekawego mu narysowała. Zobaczył słoneczko, domek i ludzika, a pod spodem napis: "Zadzwoń" wraz z numerem telefonu.
- Dlaczego wziąłeś od niej numer telefonu?
- Sama mi go zapisała. A zresztą, nie będę do niej dzwonił. Ładna i sympatyczna była, ale w życiu nie wymieniłbym Shanell na nią. - oznajmił, wciągając na siebie koszulkę.
- Dobra, teraz coś dla Marty'ego. - odezwał się nagle David. - Hmm... Napompuj w 10 sekund prezerwatywę i rzuć ją w tłum.
- Te Dave'a? - jęknął Martin.
- Przecież są nieużywane.
- No dobra. - mruknął i wziął do ręki prezerwatywy Dave'a. Wyciągnął jedną z opakowania i zaczął ją nadmuchiwać. Kirk robił zdjęcia, chłopcy się śmiali, a ludzie w klubie dziwnie na niego patrzyli. Po chwili Marty podniósł się ze swojego miejsca, zawiązał ją i rzucił w tańczący tłum. Prezerwatywa wylądowała najpierw na włosach jakiejś dziewczyny, a po chwili spadła na ziemię i pękła.
- Uuu... - zasmucił się Martin i spojrzał z uśmiechem na Davida. - Podejdź do jakiejś laski i powiedz jej, żeby dała ci klapsa w tyłek, bo byłeś niegrzeczny.
- Hmm. Dobra. - oznajmił z uśmiechem i ruszył w stronę uroczej blondynki tańczącej z koleżankami. Kirk poszedł za nim, żeby porobić kilka zdjęć. Chłopcy patrzyli, jak Dav tłumaczy coś dziewczynie. Ta spojrzała zmieszana na swoje koleżanki i klepnęła Davida w tyłek. Wtedy też reszta dziewczyn chciała zrobić to samo, a David chętnie się zgodził.
Po chwili wrócił uśmiechnięty razem z Kirkiem do stolika i zauważył, że James chwali się chłopakom swoją koszulką.
- Miało być 50 numerów. Ile masz?
- 67. - ucieszył się Jam. - Miałbym więcej, ale już nie chciało mi się chodzić.
I tak chłopcy bawili się do późna w nocy. Wymyślali sobie przeróżne zadania, takie jak picie drinków różnych osób, tańczenie z obcymi dziewczynami, rozmawianie z kobietami z klubu o ich najskrytszych fantazjach seksualnych, robienie zdjęć z głupimi minami, pisanie imion swoich dziewczyn na lustrze w łazience, tańczenie disco na parkiecie lub ujeżdżanie mechanicznego byka.
W końcu klub został zamknięty. Chłopaki doszli do wniosku, że jest to ostatnia wolna noc Jamesa i muszą się jeszcze trochę wyszaleć. Była 3:00 w nocy, ale ich noc dopiero się zaczęła...

piątek, 24 maja 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 28.

NOWA ŚLICZNA BOHATERKA W ZAKŁADCE "BOHATEROWIE"!

w przyszłym rozdziale już zaczyna się wieczór kawalerski, więc będzie ciekawie. ale najciekawiej będzie dopiero wtedy, jak chłopcy się już obudzą ;dd

rozdział po raz kolejny dedykowany Justine Rose, za to, że w końcu spotkałyśmy się w szatni i pobiegłyśmy spóźnione na historię, za to, że napisałaś na ławce "LARS <3", za nasze rozmowy z Szeryfem na wf, za samochód sprzed tygodnia, który za nami jechał, za to, że zawiesili Ci konto na twitterze, które już odblokowali, no i za to, że chciałaś "jakąś dedykację"..

dziękuję innym dziewczynom za rozmowy na skajpaju :)

zapraszam na te blogi!:

http://xxpeacexxsells.blogspot.com/
http://xhero-of-the-dayx.blogspot.com/
http://big-city-nights-ankula.blogspot.com/
http://i-send-a-smile-to-you.blogspot.com/

- Pieprzona robota... - mruknęła Shanell, wyłączając budzik, który wskazywał dopiero 6:00 rano. Wszystkim się wydawało, że praca modelki to imprezy w najlepszych klubach w towarzystwie sławnych ludzi, randki z gwiazdami rocka, sesje zdjęciowe i pokazy mody. W rzeczywistości są to ciągłe spotkania, bieganie na castingi, spędzanie kilku godzin na planie zdjęciowym, mozolne ćwiczenia fizyczne, dieta uboga w cukry i tłuszcze oraz czasami rezygnacja z życia prywatnego. Tak właśnie wygląda kariera w modelingu. Shan nie raz żałowała tego, że tak bardzo poświęciła się pracy. Kobiety będące modelkami muszą przygotować się na dużo wyrzeczeń, żeby pochwalić się idealnymi rozmiarami. Muszą być świadome tego, że praca w tej branży to nie jest karierą na całe życie zawodowe. Wiedzą doskonale, że są to całe dnie spędzane na sesjach, rozmowach, castingach i siłowni.
Dziewczyna poleżała jeszcze chwilę na łóżku, aż w końcu podniosła się i podeszła do drzwi. Kiedy je otworzyła, Nick wpadł do środka. Spał jak zabity. Dopiero gdy spojrzała na swojego chłopaka leżącego na podłodze, przypomniała sobie całą wczorajszą sytuację. Nie miała ochoty więcej o tym myśleć. Poszła do łazienki, a po kilkunastu minutach była już gotowa do wyjścia. Założyła jeszcze trampki, wzięła swoją dżinsową kurtkę oraz torebkę i wyszła z mieszkania.
Nick obudził się chwilę później. Rozejrzał się wokół siebie zdezorientowany i po kilku sekundach cały zbolały podniósł się z podłogi. Rzucił wzrokiem na łóżko i zauważył, że jest pościelone. Oznaczało to, że Shan już poszła do pracy. Chłopak wsunął na siebie swoje obcisłe dżinsy i czarną koszulkę oraz przeczesał szybko włosy. Założył białe buty za kostkę, chwycił jeszcze klucze oraz swoją ramoneskę i wyszedł z mieszkania. Zamknął drzwi, po czym zjechał windą z 14. piętra i opuścił budynek. Gdy znalazł się na zewnątrz, szybkim krokiem ruszył w stronę najbliższej kwiaciarni. Za wszystkie pieniądze które miał przy sobie kupił bukiet czerwonych róż, a następnie pojechał metrem na Hollywood Boulevard, gdzie była agencja Shanell. Kiedy stanął przed wielkim budynkiem, wszedł do środka i od razu podszedł do zajętej recepcjonistki.
- Muszę się zobaczyć z Shanell Evans. - powiedział prosto z mostu Nick. Młoda kobieta podniosła wzrok znad swoich zapisanych papierów i obejrzała chłopaka od góry do dołu.
- Przykro mi, ale obawiam się, że to niemożliwe.
- Ale Shanell jest moją dziewczyną i...
- Tak, na pewno. - przerwała mu lekko poirytowana recepcjonistka. - Pani Evans nie życzy sobie żadnych wizyt. Nie lubi, gdy ktoś przeszkadza jej w pracy.
- Ale...
- Proszę pana, nie chcę się powtarzać.
- Jess, do cholery, w której sali jest casting do kampanii reklamowej Diora? - obok nich nagle pojawił się chłopak mniej więcej w wieku Nicka. Wysoki, dobrze zbudowany, z zarostem na twarzy, dłuższymi czarnymi włosami i ciekawymi tatuażami. Nick przypatrzył mu się uważnie. Z opisu kogoś mu przypominał.
- Już Ryan, już... - dziewczyna zaczęła nerwowo przeglądać terminarz. - Umm... sala 127, 4. piętro. Czekają tam 72 kandydatki.
- Ile?!
- 72 dziewczyny.
- Ehh, no dobra, już tam idę. Jak moja Shanell skończy sesję, powiedz, żeby tam przyszła. Gdzie moje macchiato? - spytał nagle.
- Shanell wzięła.
- Ok, to zamów mi drugie.
- Ale Ryan...
- Aha, zadzwoń jeszcze do Cynthii Field z Victoria's Secret. Umów mnie z nią na spotkanie w czwartek, wtedy Shan nie ma żadnej sesji.
- Dobrze, zrobię to za chwilę, teraz jestem zajęta. Ale kawę możesz sobie sam iść kupić.
- Właśnie czekają na mnie 72 dziewczyny! Już i tak jestem spóźniony.
- Może znajdziesz sobie w końcu asystenta? - zaproponowała Jess.
- Taa, w sumie masz rację. Możesz obdzwonić kilka młodych osób szukających pracy i umówić ich ze mną na spotkania.
- Ok. Za 20 minut się tym zajmę.
Ryan kiwnął głową i bez słowa ruszył w stronę windy. Nick przez chwilę patrzył na jego oddalającą się postać i zaczął się zastanawiać, jak jego dziewczyna potrafi wytrzymać z nim kilka godzin dziennie. Spojrzał jeszcze raz na recepcjonistkę i uśmiechnął się do niej.
- Nic z tego. - powiedziała bez emocji, po czym wzięła teczkę z papierami i weszła do jednego z pomieszczeń. Chłopak wziął głęboki oddech i rozejrzał się po holu, czy ktoś przypadkiem się tam nie kręci. Zauważył tylko kilka młodych dziewczyn, które były zajęte czytaniem magazynów o modzie lub poprawianiem makijażu. Zajrzał szybko do zapisanego terminarza Jess i od razu rzucił mu się w oczy jeden z napisów: S. Evans, 8:00-10:00, sesja z Ellen von Unwerth, sala 203.
Nick uśmiechnął się sam do siebie, po czym ruszył do windy i wjechał na 5. piętro. Szukanie trochę mu zajęło, bo jak się jakiś czas później okazało, sala znajdowała się na 8. piętrze. Gdy w końcu znalazł się pod drzwiami numer 203, bez pukania wszedł do środka. Zobaczył niską kobietę w średnim wieku. Na głowie miała zawiniętą chustę, spod której wystawało kilka blond kosmyków. Miała na sobie sweter zapinany na guziki, ciemne dżinsy z podwiniętymi nogawkami i białe tenisówki. Wszedł kilka kroków dalej i zauważył swoją nagą dziewczynę, która wiła się w śnieżnobiałej pościeli.
- Shanell! - zawołał. Shan i Ellen popatrzyły na niego ze zdziwieniem. Modelka owinęła się kołdrą, kiedy jej chłopak podszedł do niej.
- Co ty tu robisz? - spytała cicho.
- Chciałem cię...
- Wyjdź stąd.
- Shanell, znasz tego człowieka? - zapytała El, przyglądając się im uważnie.
- Nie.
- Ej... - oburzył się Nick.
- Ehh... Tak, to mój chłopak. Mogę dostać 10 minut przerwy?
- Tak, proszę.
- Dzięki. - mruknęła, po czym wzięła swój szlafrok leżący na podłodze i założyła go na siebie. Zeskoczyła z łóżka i razem z Nickiem wyszła na korytarz.
- Shanell, nawet nie wiem od czego mam zacząć... - powiedział cicho, patrząc na nią niepewnie. Nagle jego wzrok padł na bukiet róż. - To dla ciebie.
- Nie myśl sobie, że jak kupisz mi kwiaty, to wszystko będzie cudownie.
- Shan, proszę cię... Zrozum mnie w końcu... Inni pewnie nie robiliby takich problemów...
- Ale ja kurwa nie jestem "inni"! - krzyknęła. - Jestem twoją dziewczyną. Kobietą, która chciała spędzić z tobą resztę życia i założyć rodzinę...
- Kochanie, ja również chcę...
- To dlaczego ukrywałeś przede mną coś takiego? Czemu mnie okłamywałeś?
- Ja... ja po prostu bałem się, że cię stracę...
- Naprawdę miałeś zamiar ukrywać to przede mną do końca życia?
- Skarbie, oczywiście, że nie... Nie wiedziałem, jak mogę ci to powiedzieć. Spodziewałem się, jak możesz na to zareagować i nie myliłem się... - oznajmił, a Shan spuściła głowę. Nick zbliżył się do niej i ujął jej twarz w dłonie, a ona popatrzyła mu głęboko w oczy. - Kocham cię, maleńka... ty i Nelly jesteście dla mnie najważniejsze. Nikt inny się nie liczy.
- Naprawdę...?
- Naprawdę.
- Przepraszam, że wczoraj tak ostro zareagowałam... powinnam była cię wysłuchać... i wpuścić do sypialni...
- Pewnie zareagowałbym podobnie na twoim miejscu...
Shanell kiwnęła głową i utkwiła swój wzrok w podłodze. Stali tak przez chwilę w milczeniu, aż w końcu Nick przerwał ciszę.
- Wybaczysz mi...?
- Tak... - szepnęła i uśmiechnęła się do niego. Chłopak odwzajemnił jej gest i mocno ją do siebie przytulił.

***

- Dzięki, że zabrałeś mnie na ten koncert. Było super. - powiedziała zadowolona Shan, patrząc na swojego przyjaciela.
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się wybierzemy... Nie tylko na koncert...
- Tak. Na pewno. - uśmiechnęła się i wlepiła wzrok w przednią szybę. - Dziękuję za podwózkę. Muszę już iść do domu. Obiecałam rodzicom, że wrócę od razu po koncercie.
- Jasne. - powiedział i chciał ją przytulić, jednak dziewczyna popatrzyła mu głęboko w oczy. Zaraz po tym zbliżyła się do niego i delikatnie musnęła jego wargi. Po chwili pocałowali się namiętnie. Kiedy skończyli, Shan odsunęła się od niego i spuściła wzrok.
- Ja... muszę iść... jeszcze raz dzięki. - oznajmiła ledwo słyszalnie i wyszła z samochodu. Nie odwracając się za siebie, od razu pobiegła do swojego domu. Chłopak jeszcze przez chwilę patrzył jak postać jego przyjaciółki znika za drzwiami. Po chwili głośno westchnął i z mieszanymi uczuciami pojechał do swojego mieszkania.

***

Minęły 2 tygodnie. Minęły święta, minął Sylwester. Przyszedł rok 1989, który miał być bardzo znaczący w życiu wszystkich przyjaciół. Mel we wrześniu miała zostać żoną Jamesa, Shanell podpisała kontrakt z Victoria's Secret, producentem luksusowej damskiej bielizny, a Judy i David zaczęli starać się o drugie dziecko. Reszta miała inne małe postanowienia noworoczne, ale nie były aż tak bardzo znaczące jak te.
- Dziewczyny? I jak? - spytała Melanie, kiedy wyszła z przebieralni. Miała na sobie długą, prostą, śnieżnobiałą suknię ślubną na szerszych ramiączkach, delikatnie poszerzaną od pasa w dół. Wyglądała zjawiskowo.
- Nieziemsko. - oceniła Judy, przyglądając się jej uważnie. Shanell przytaknęła.
- Roxxi...? - Mel spojrzała na przyjaciółkę, która kartkowała jakiś magazyn z sukniami ślubnymi. Podniosła wzrok znad gazety i zlustrowała ją z góry na dół.
- Może być. - rzuciła obojętnie.
- Może być? Co jest nie tak?
- Za długa, za biała, za ślubna...
- Za ślubna? - Melanie zmarszczyła brwi. - Roxxi, co jest?
- Po co ci ten ślub?
- Jak to po co...?
- Mel, na chuj ci to?! - zirytowała się Roxanne. Dziewczyny, sprzedawczynie i kilka innych kobiet w sklepie spojrzały na nią ze zdziwieniem. - To jest wyrzucanie pieniędzy w błoto. Robicie zamieszanie o pieprzony świstek papieru.
- Dla mnie to nie jest świstek papieru...
- A niby co? Oprócz tego, że stracisz pieniądze, będziesz miała jego nazwisko i głupią obrączkę to wszystko będzie tak jak dawniej.
- Ale...
- Jak w ogóle możesz brać ślub w facetem, który cię zdradził? Jeśli zrobił to raz, to może zrobi to po raz drugi. I wtedy rozwód, targanie się po sądach, walka o dzieci oraz po raz kolejny wyrzucanie pieniędzy w błoto.
- To ja pójdę się przebrać... - mruknęła Mel i weszła do przebieralni. Judy rzuciła Roxanne wrogie spojrzenie.
- Normalna jesteś? Jak ty się zachowujesz?
- Po prostu nie chcę żebyście marnowały sobie życie.
- Kto sobie tutaj niby marnuje życie? - zdenerwowała się Judith.
- Ty, robiąc sobie kolejne dziecko i ona, biorąc ślub z alkoholikiem i dziwkarzem.
- Roxxi, nie przesadzasz...? - odezwała się cicho Shanell.
- Nie, nie przesadzam.
- I ty się dziwisz, że rodzina Larsa cały czas po tobie jedzie? - zapytała Judy, odgarniając za ucho blond kosmyk. - Zobacz, jak ty nas wszystkich traktujesz. Ogarnij się w końcu.
Roxanne przewróciła oczami i chwyciła swoją torebkę, po czym bez słowa wyszła z lokalu. Shan popatrzyła zmieszana na Judith, która tylko machnęła ręką. Po chwili Melanie wyszła z przebieralni i uśmiechnęła się do przyjaciółek. Zapłaciła za swoją suknię i razem z dziewczynami opuściła budynek. Pożegnały się i każda ruszyła w inną stronę.
Shanell podbiegła do swojego samochodu zaparkowanego kilkanaście kroków od niej i pojechała na Sunset Boulevard. Weszła do swojego bloku, wjechała windą na 14. piętro i chciała wejść do swojego mieszkania, jednak drzwi były zamknięte. Zdziwiła się, ponieważ Nick miał dzisiaj wolne i nie miał żadnych ciekawych planów. Zapukała, lecz jej chłopak nie miał zamiaru otwierać. Zaczęła przeszukiwać całą swoją torebkę i wyciągnęła z niej klucze. Po chwili weszła w końcu do swojego mieszkania. Już z korytarza usłyszała głośny dźwięk telewizora i szeleszczenie paczką chipsów.
- Nick, debilu, mogłeś ruszyć dupę i mi chociaż drzwi otworzyć! - krzyknęła i przeczesując palcami włosy, weszła do kuchni. - Naczyń oczywiście też nie zmyłeś. Mówiłam ci rano, że masz je kurwa umyć!
Nick nic nie odpowiadał. Nawet chrupanie i szeleszczenie ustało. Shan nalała wody do szklanki i ruszyła do salonu. Zauważyła, że w telewizji leci My Little Pony.
- Ciebie już naprawdę pojebało, Kucyki Pony oglądasz? I nawet nie próbuj mi się tłumaczyć, że to Sofi zostawiła swoje kase... - dziewczyna podeszła do kanapy i zamarła. Jej chłopak spał, a obok niego leżała jego córeczka, która teraz patrzyła zszokowana na Shanell. - O jeju... Nelly, przepraszam cię... Myślałam, że to twój... tata... i... rozumiesz, trochę się zdenerwowałam... Nie gniewaj się i nie płacz, ja wcale nie przeklinałam na ciebie i nie mam nic do Kucyków Pony...
- Nie będę płakać. I nie jestem na ciebie zła. - powiedziała z uśmiechem dziewczynka. Shan odwzajemniła jej gest.
- Jestem Shanell. - wyciągnęła rękę w stronę małej, a ta ją uścisnęła.
- Wiem. A ja mam na imię Nelly. I za miesiąc będę miała 6 lat. Będę najstarsza w przedszkolu, niedługo pójdę do szkoły!
- Super. Widzisz, jaka jesteś już duża?
- Moja mama też tak mówi. Ale ona jest starsza ode mnie, ma 26 lat. Jej chłopak ma 30 lat, a mój tata 27. A ty ile?
- Ja... ja 23...
- To młoda jesteś. - stwierdziła Nelly.
- Dzięki. - uśmiechnęła się Shanell. - Może coś zjesz? W sumie to mam tylko sałatkę z tuńczykiem, którą zrobiłam wczoraj, nie byłam dzisiaj na żadnych zakupach... Hmm?
- Tata kupił mi chipsy...
- Twój tata to w ogóle jest... no nieważne. Chodź do kuchni.
Nel kiwnęła głową i poszła za Shanell. Shan naszykowała sałatkę i usiadły razem przy stole. Zaczęły jeść, śmiać się i rozmawiać na przeróżne tematy. Od lalek Barbie po pracę i szkołę. Nelly jak na swój wiek była całkiem inteligentna, a oprócz tego miła, słodka i wygadana. Dobrze się razem dogadywały, chociaż było to dopiero ich pierwsze spotkanie.
Niedługo później obudził się Nick i również się do nich przyłączył. Widział od razu, że Shan i Nelly się polubiły, więc był bardzo zadowolony. Jakiś czas później zadzwonił Dave, żeby Nick pomógł mu w komponowaniu nowego utworu. Shanell od razu się skrzywiła. Wiedziała doskonale, że komponowanie nowych utworów jest równoznaczne z piciem alkoholu.
- Nick, wiesz dobrze, że on nie chce niczego komponować! - powiedziała Shan w ich sypialni, kiedy chłopak ubierał swoje białe adidasy za kostkę.
- Gdyby nie chciał niczego komponować, to przecież by nie dzwonił, prawda?
- Dave dostał wczoraj wypłatę. A co to oznacza? Zniknie na kilka dni, nie będzie dawał znaku życia, będzie chlał i imprezował z dziwkami, a później będzie chodził i płakał, że nie ma co jeść!
- Daj spokój. To jego problem.
- Ale on i tak zawsze tutaj przyjdzie, bo wie, że będę się nad nim litowała. Dam mu jeść, pożyczę kasę, przenocuję...
- A nie możesz mu w końcu powiedzieć: "NIE"? - spytał, podchodząc do lustra i przeczesując swoje włosy. - Masz za dobre serce.
- Wiem...
- Dobra, to ja lecę skarbie. Niedługo Josie przyjdzie po Nelly.
- Zaraz, co?! - zatrzymała go Shanell. - Jak to?!
- No Josie przyjdzie po Nelly. Miała ją odebrać.
- To nie możesz zaczekać?
- Nie. Przecież tylko ją na chwilę wpuścisz, powiesz, że musiałem wyjść, weźmie małą i jesteś wolna.
- Ale...
- Ale co? - chłopak zaczął się lekko irytować.
- Nie chce się widzieć z twoją byłą dziewczyną.
- Przestań... nie będzie odstawiała żadnych scen, ona nie jest taka. W dodatku rozstała się ze mną kilka lat temu i ma faceta, więc... - Nick chwycił swoją ramoneskę i pocałował swoją dziewczynę, a zaraz po tym spojrzał na Nelly. - Pa kochanie. Zobaczymy się za tydzień.
- Papa! - odkrzyknęła, nie odrywając wzroku od telewizora.
- Wrócę wieczorem. Poczekasz na mnie? - Nick uśmiechnął się tajemniczo do Shan.
- Jak nie zasnę, to poczekam. - odpowiedziała, ziewając. - Idź już.
- Idę. Pa.
- Pa. - mruknęła, zamykając za nim drzwi. Po chwili poszła do salonu, usiadła na sofie obok Nelly i zaczęły oglądać kreskówki. Kilkanaście minut później usłyszały dzwonek do drzwi. Shan pobiegła do przedpokoju i otworzyła drzwi. Na progu stała Josie, która przyglądała się jej ze zdziwieniem.
- Chyba pomyliłam mieszkania... - powiedziała cicho. Miała całkiem sympatyczny głos.
- Nie, nie pomyliłaś. Jestem Shanell, dziewczyna Nicka. Niedawno wyszedł i prosił, żebym przez chwilę zajęła się Nelly.
- Aaa... Ok, jasne. Nie musisz się tłumaczyć. - uśmiechnęła się blondynka, a w tym samym momencie mała pojawiła się w korytarzu. - Cześć kochanie.
- Cześć. - Nel podeszła do Josie, a ta ją do siebie przytuliła. - Mamo, wiesz, jaka Shanell jest fajna? Jest modelką i ma w domu swoich rodziców kolekcję lalek Barbie! Obiecała, że mi pokaże! Będę mogła jeszcze przyjść do niej, prawda?
- Tak, ale teraz jest późno i musimy iść do domu.
- Ale obiecujesz, że będę mo...
- Obiecuję. - Jo zapięła sweterek swojej córki, odgarniając za ucho swój niesforny blond kosmyk. Spojrzała jeszcze na Shan i uśmiechnęła się lekko. - Dzięki.
- Nie ma za co, naprawdę.
- Przekaż Nickowi, że może przyjść po Nelly w przyszłą sobotę.
- Mhm... Tak, przekażę. Jasne.
- Na razie. - Josie poprawiła swoją dżinsową kurtkę i ruszyła do wyjścia. Nel odwróciła się do Shan i pomachała jej na pożegnanie.
- Pa Shanell!
- Pa. Do zobaczenia. - modelka odmachała jej z uśmiechem. Jo z rozbawieniem na twarzy pokręciła głową i razem ze swoją córką opuściła jej mieszkanie.

piątek, 17 maja 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 27.

UWAGA, KONKURS!
jak wiecie, za niedługo ślub i noc poślubna... przydałaby się również piękna podróż poślubna, prawda? tylko problem jest taki, że nie wiem, gdzie mogą pojechać. i dlatego zadanie dla Was - w jakim miejscu wyobrażacie sobie Mel i Jamesa w podróży poślubnej? (tylko nie dowalcie mi tutaj Polską, jak niektórzy moi znajomi XD)

hmm.. za chwilę znowu się zacznie, że Patty komplikuje wszystkim życie, a Shan to ofiara losu.. wybaczcie, ale po prostu.. takie chore rzeczy przychodzą mi do głowy. życie to nie bajka, nie może być cały czas kolorowo, prawda? a jak są takie konflikty to przynajmniej jest ciekawie ;3

cały rozdział dedykowany jest cudownej Antisocial. za Twoje wspaniałe opowiadanie, za pana Friedmana i za to.. że po prostu jesteś :)

- Brakowało mi takiego wieczoru... - powiedziała Shanell, jeszcze bardziej wtulając się w Nicka. Obydwoje zrezygnowali z wyjścia do kina i od dwóch godzin siedzieli w piżamach przed telewizorem, owinięci kocem, z kotem rozłożonym obok nich.
- Mnie również. Ale nie wiedziałem, że Elvis będzie z nami...
- Przecież grzecznie sobie leży i nic ci nie robi...
- Tak, ale na pewno pójdzie z nami do sypialni. Nie chcę, żeby łysy kot patrzył jak się rozbieram albo kocham z moją dziewczyną...
- Daj spokój...
- Wiesz o tym, że niedługo święta, prawda? - spytał nagle chłopak, odgarniając włosy z jej policzka.
- Tak... ja wracałam z agencji to widziałam na kilku wystawach sklepowych jakieś gwiazdki, świętego Mikołaja i ludzi, którzy ozdabiali taką wielką choinkę na Hollywood Boulevard. - opowiedziała, głaskając Elvisa. - O właśnie, muszę kupić nowe światełka na choinkę i...
- Kochanie... jak chcesz w tym roku spędzić święta?
- No tutaj, z tobą...
- Każde twoje święta z Cliffem tak wyglądały?
- Nie... raz byliśmy u mnie w domu... A pozostałe spędzaliśmy z jego rodziną, w San Francisco...
- Zawsze...?
- Skarbie, o co chodzi?
- O nic...
- Powiedz, że nie chcesz spędzać ze mną świąt...
- Shanell, chcę, oczywiście, że chcę...
- Więc dlaczego tak mnie wypytujesz?
- Wczoraj dzwoniła do mnie moja mama... Moja siostra Jenna przyjeżdżają do niej do Monachium, na święta. Ma być również reszta jej krewnych z Niemiec, więc będzie bardzo rodzinnie. Wiesz, od dawna nie widziałem się z moją mamą, a w szczególności z resztą rodziny z Niemiec, więc stwierdziła, że muszę tam być. I sam zresztą też doszedłem do takiego wniosku... - opowiedział Nick, patrząc na nią niepewnie. Shan wzięła głęboki oddech.
- Rozumiem... Jedź jeśli chcesz, nie będę cię przecież trzymać siłą.
- Ale powiedziałem jej, że od dłuższego czasu jestem z pewną dziewczyną i chciałbym z nią spędzić pierwsze święta. - oznajmił, uśmiechając się do niej. - Moja mama powiedziała, że ona i reszta rodziny bardzo chcieliby cię poznać i spytała, czy chciałabyś przyjechać ze mną.
- Nie wiem...
- Dlaczego...? Myślałem, że zależy ci na tym, żebyśmy byli razem w święta.
- No tak, ale... Monachium? Niemcy? - jęknęła Shanell. - Nigdy tam nie byłam. W ogóle nie znam twojej rodziny, nie umiem mówić po niemiecku... Tam na pewno jest całkiem inna tradycja niż tutaj, no i jest strasznie zimno...
- Moja mama mówi po angielsku. Tak samo moja siostra, która na stałe mieszka w LA. Mój ojciec przecież jest Amerykaninem. Tylko rodzina ze strony mojej matki mówi tylko po niemiecku.
- A jak mnie nie polubią? - zmartwiła się. - I przeze mnie przez całe święta będzie gówniana atmosfera...
- Nawet tak nie myśl. Jesteś miła, śliczna, urocza, wychowana, towarzyska... - wymieniał, a ona uśmiechnęła się zawstydzona. - Nie ma opcji, żebyś nie przypadła im do gustu.
- Naprawdę tak myślisz?
- Naprawdę. Nie okłamałbym cię.
- No dobrze... - powiedziała w końcu. - Chcę pojechać z tobą.
- Super! - ucieszył się. - Jutro zadzwonię do mamy i powiem, że się zgodziłaś!
- A opowiesz mi, jak wyglądają święta w Niemczech? - spytała, po czym pocałowała go delikatnie. Nick odwzajemnił pocałunek i przytaknął ruchem głowy.
- Do Bożego Narodzenia przygotowania zaczynają się już cztery tygodnie wcześniej, w pierwszą niedzielę adwentu. Domy stroi się tymi wszystkimi ozdobami świątecznymi i robi się wianki z gałązek jodły lub świerku przystrojone fioletowymi wstążkami i czterema świeczkami. W każdą niedzielę zapala się jedną świeczkę. Kiedy palą się wszystkie cztery oznacza to, że przyszło Boże Narodzenie. Od pierwszego dnia adwentu w każdym domu znajduje się kalendarz adwentowy w kształcie domku z dwudziestoma czterema okienkami.
- Po co te kalendarze? - przerwała mu.
- Największą radochę mają z nich dzieci. Każdego dnia adwentu mogą otworzyć jedno okienko i wyciągnąć z niego niespodziankę. Najczęściej są to jakieś słodycze, czekoladki. Ja i moja siostra zawsze robiliśmy je sami.
- Super. A co z choinką?
- Oczywiście jest choinka. Inną tradycją jest pieczenie imbirowych ciasteczek w kształcie ludzików i domków. Mówi się na nie Plätzchen.
- Jak?
- Plätzchen. - powtórzył z uśmiechem.
- Powtórz to jeszcze raz!
- Po co?
- Bo uroczo to brzmi w twoich ustach. - powiedziała, uśmiechając się szeroko.
- Daj spokój. W każdym niemieckim mieście odbywa się kiermasz bożonarodzeniowy. Można tam kupić ozdoby choinkowe, prezenty, słodycze, wszystko co kojarzy się ze świętami. Nigdy nie lubiłem tam chodzić. Można też posłuchać kolęd czy, chyba najfajniejsza atrakcja, napić się grzanego wina z przyprawami korzennymi. W Niemczech mówi się na to Glühwein.
- Hahahaha, jak?!
- Shanell, nie będę tego powtarzał!
- Ale uwielbiam jak mówisz po niemiecku!
- Przecież ja w ogóle nie mówię po niemiecku!
- Jak to nie? A jak budzisz się w nocy, bo chce ci się pić czy przyśni ci się jakiś koszmar? Chodzisz po całym mieszkaniu i mówisz po niemiecku.
- Serio? - zdziwił się.
- Serio.
- Hmm... Nie wiedziałem.
- No dobra, a co się je w Niemczech w święta?
- Sałatkę kartoflaną, pieczoną kiełbasę, potrawy z kiszonej kapusty...
- Ouee... - skrzywiła się Shanell.
- Z ciast podaje się Lebkuchen i Pfefferkuchen, czyli pierniczki.
- Powt...
- Nie powtórzę! - Nick domyślił się jej pytania. - Prawdziwe święta zaczynają się 25 grudnia, 24 grudnia jest jeszcze dniem wypełnionym ostatnimi przygotowaniami do świąt. A wieczorem zaczyna się kolacja. Życzenia składa się bez dzielenia się opłatkiem, a pod każdy talerz wkłada się jakiś pieniążek co ma zapewnić rodzinie dostatek przez cały rok.
- A co z prezentami?
- Nie ma czegoś takiego jak u nas, że otwierasz prezenty rano, drugiego dnia świąt. Prezenty leżą ułożone na stole po kolacji.
- A co się je w pierwszy dzień świąt?
- Pieczoną gęś, choć można też spotkać pieczoną kaczkę czy tam indyka, jak u nas. No i jeszcze najpopularniejsze ciasto bożonarodzeniowe. Jest to rodzaj ciasta drożdżowego z dużą ilością bakalii.
- A jak się mówi na nie po niemiecku? - zapytała Shan z tajemniczym uśmiechem.
- Weihnachtsstollen.
- Hahahaha, Weihna...sto...chts...len...
- I co cię tak śmieszy? Ty nawet nie umiesz tego powtórzyć!
- Chodź, idziemy spać. - dziewczyna momentalnie zmieniła temat i wstała z sofy. Kot również od razu z niej zeskoczył i stanął obok niej. Nick głośno westchnął.
- On nie idzie z nami!
- Zostaw go! Położę mu poduszkę na podłodze i tam będzie spał.
- Dobra. - mruknął i wyłączył telewizor. Zaraz po tym zgasił światło, objął Shanell ramieniem i pocałował ją namiętnie.
- A jak jest po niemiecku: "Wesołych świąt"?
- Frohe Weihnachten.
- Hahahaha!
- Przestań! - chłopak udawał oburzonego, ale mimo wszystko zaczął się śmiać razem ze swoją dziewczyną. Po chwili razem z kotem poszli do swojej sypialni.

***

Minął tydzień. Święta były coraz bliżej, a Shanell była coraz bardziej podekscytowana, że spędzi Boże Narodzenie w Monachium, w rodzinnym mieście swojego chłopaka.
Roxxi i Lars mieli spędzić święta z jego rodziną z Danii. Roxanne nie było to na rękę, ponieważ nie lubiła się z mamą i babcią swojego chłopaka, ale za to Duńczyk był niesamowicie szczęśliwy.
Judy i David mieli spędzić Boże Narodzenie w Minnesocie, w domu rodziców Davida. Oczywiście największą radochę miał z tego Mason, bo kochał Minnesotę i wszystkie zwierzęta, które hodowali jego dziadkowie.
Dave nie miał zamiaru obchodzić świąt, ponieważ nigdy ich nie lubił. Jednak po błaganiach Davida i Masona zgodził się spędzić je z nimi i z Judith, której w ogóle się ten pomysł nie spodobał.
Marty i Kirk jak zawsze mieli jechać do San Francisco i spędzić święta ze swoimi rodzinami.
James i Mel, którzy oznajmili wszystkim, że niedługo biorą ślub, mieli spędzić Boże Narodzenie w LA, z dwójką swoich dzieci. Reakcje na ich decyzję o ślubie były różne. Najcieplej przyjęli to do wiadomości Sophia i Nathan, którzy cieszyli się, że teraz ich mama będzie miała takie samo nazwisko jak oni. Oprócz nich wszyscy byli szczęśliwi i życzyli im jak najlepiej. Jedynie Roxxi i Nick nie potrafili zaakceptować, że Mel zgodziła się wyjść za Jamesa. Obydwoje twierdzili, że nie jest on dobrym kandydatem na męża i prędzej czy później znowu ją zrani.
Któregoś dnia Shanell stała w kawiarni, gdzie od kilkunastu minut czekała na swoją kawę i nerwowo zerkała na zegarek. Pół godziny temu miała być w agencji, gdzie była umówiona na spotkanie z Yvesem Saintem Laurent, któremu bardzo zależało na tym, żeby Shan reklamowała nową kolekcję jego butów.
Modelka dostała w końcu swoją latte, zapłaciła i szybko wyszła z lokalu. Upiła mały łyk kawy, jednocześnie wyciągając z torebki terminarz i rzucając wzrokiem na swoje czarne lity z ćwiekami. Zaczęła przeglądać kalendarz i po chwili rozejrzała się po Hollywood Boulevard. Szybko dostrzegła Nicka po drugiej stronie ulicy. Uśmiechnęła się i chciała do niego podbiec, jednak zatrzymała się w pół kroku. Jej oczom ukazał się dosyć niecodzienny widok. Jej chłopak podszedł do blondynki z małą dziewczynką. Średniego wzrostu kobieta mniej więcej w wieku Nicka miała proste tlenione na blond włosy sięgające jej za ramiona i grzywkę, którą bez przerwy poprawiała, niebieskie oczy oraz bladą skórę. Dziewczynka stojąca obok była jej całkowitym przeciwieństwem. Wyglądała na 5 lat, miała ciemne kręcone włosy, brązowe oczy i ciemną karnację. Kiedy zobaczyła Nicka, wystawiła ku niemu rączki, a ten wziął ją na ręce i mocno do siebie przytulił. Przez chwilę rozmawiał jeszcze z blondynką, a po chwili wziął małą za rękę i ruszyli w stronę La Brea Avenue. Shanell przez chwilę patrzyła jak ich sylwetki znikają wśród tłumu ludzi, a po chwili rzuciła jeszcze wzrokiem na oddalającą się postać blondynki. Zastanawiała się, czy ma za nią pobiec, spytać, czego chciała od Nicka lub kim dla niego jest. W jej głowie zaczęły rodzić się najgorsze scenariusze. Że Nick ma kochankę, że owa dziewczyna jest jego żoną, że ma rodzinę, a ona ją rozbija...
Starając się o tym na razie nie myśleć, ruszyła w stronę agencji. Tam jednak nie było tak, jak sobie zaplanowała. Trudno było jej się skupić na rozmowie z projektantem, na fotografiach butów, które jej pokazywał oraz na uwagach i morderczym spojrzeniu Ryana, który siedział w rogu i notował coś w swoim terminarzu. Gdy spotkanie w końcu dobiegło końca, wzięła swoje rzeczy i czym prędzej pojechała metrem do swojego mieszkania.
Miała nadzieję, że Nick niedługo wróci do domu. Tak się jednak nie stało. Mijały godziny, a jej chłopak nie wracał. Leżała na sofie zwinięta w kłębek, zerkając na zegarek. Jakiś czas później dobiegł ją dźwięk otwieranych drzwi. Rzuciła wzrokiem na godzinę. 20:24. Nie było go ponad 8 godzin.
Nick wszedł po cichu do salonu i zapalił światło. Spojrzał na swoją dziewczynę, która udawała, że śpi. Ostrożnie usiadł obok niej i odgarnął jej włosy z policzka.
- Kochanie, idź połóż się do łóżka. - szepnął, a ona nie zareagowała. - Nie będziesz spała na kanapie w salonie. Chodź do sypialni.
- Gdzie byłeś tyle czasu? - spytała nagle, podnosząc się.
- Jak to gdzie, w pracy...
- Nie kłam. Nie byłeś w pracy.
- Ale...
- Gdzie byłeś?
- Shanell, o co ci cho...
- Widziałam cię z jakąś dziewczyną i dzieckiem.
- Kiedy? Gdzie? - zapytał, patrząc na nią niepewnie.
- Szłam na spotkanie do agencji i widziałam, jak na Hollywood Boulevard podszedłeś do jakiejś blondynki z dzieckiem. - oznajmiła, przyglądając mu się uważnie. Nick spuścił wzrok.
- Ta dziewczynka... Ona ma na imię Nelly...
- Ale kim ona jest? I kim jest ta blondynka?
- Jej matką. Ma na imię Josie. - powiedział, bojąc się spojrzeć swojej dziewczynie prosto w oczy. - Shanell, przepraszam... Powinniśmy porozmawiać o tym wcześniej...
- Nick, o co tutaj kurwa chodzi? Ja już nic z tego nie rozumiem.
- Josie to moja była dziewczyna. A Nelly... Nelly jest moją córką.
W pierwszym momencie Shan pomyślała, że to jakiś kiepski żart. Miała ochotę się zaśmiać, ale widząc minę swojego chłopaka, pokręciła tylko z niedowierzaniem głową.
- Nie... kłamiesz... Nick, to nie jest śmieszne!
- Skarbie, przepraszam... Nie sądziłem, że dowiesz się o tym w taki sposób... Chciałem z tobą o tym porozmawiać...
- Kiedy miałeś zamiar?! - krzyknęła dziewczyna. - Jestem z tobą ponad pół roku, a ja przez przypadek dowiaduję się, że... że ty masz... Kurwa, nie wierzę...
- Chciałem ci o tym powiedzieć, ale się bałem!
- Do końca życia chciałeś przede mną ukrywać, że masz dziecko?! Pewnie wszyscy o tym wiedzieli, a ja jak idiotka byłam oczywiście niczego nieświadoma!
- Shanell... - zaczął po raz kolejny Nick. - Nikt o tym nie wie... Wie tylko moja siostra i moi rodzice, ale teraz też ty... Przepraszam, naprawdę nie chciałem, żebyś tak się o tym dowiedziała... Pozwól mi to wszystko wyjaśnić...
- Wyjaśnić? - Shan spojrzała na niego kpiąco. - Nie będę z tobą rozmawiała. Od początku związku mnie okłamywałeś.
- Shanell, proszę... wysłuchaj mnie. Chociaż ostatni raz.
Dziewczyna zaplotła ręce na piersi i utkwiła swój wzrok w podłodze. Nie wiedziała, co ma myśleć o całej sytuacji i najchętniej wymazałaby ją z pamięci. Mimo wszystko chciała wiedzieć, co Nick ma jej do powiedzenia.
- Shanell... Ja... chodziłem się z Josie, kiedy Dave zaczął przyprowadzać cię na nasze imprezy i koncerty... Nie byłaś wtedy moją przyjaciółką, byliśmy tylko znajomymi. W dodatku... w tamtym czasie brałem heroinę... Josie zaszła w ciążę i wyrzuciła mnie z domu. Stwierdziła, że beze mnie poradzi sobie lepiej i dopóki nie skończę ćpać, ona nie pozwoli mi widywać się z dzieckiem. Dopiero wtedy jakoś się ogarnąłem, poszedłem na odwyk, zacząłem przyjaźnić się z tobą, dziewczynami i resztą chłopaków. Jo znalazła sobie innego faceta, nie wróciła do mnie, ale pozwoliła mi na spotkania z Nelly. Pierwszy raz zobaczyłem moją córkę, kiedy miała 2 latka... nie wiedziała nawet o tym, że jestem jej ojcem... - opowiedział smutno Nick. - Wiem, że dla ciebie może to być dziwne... Że nikt oprócz mojej najbliższej rodziny o tym nie wiedział... Że nic nie powiedziałem najbliższym przyjaciołom ani nawet tobie... Po prostu... momentami było mi wstyd. Że David i James dla swoich dzieciaków są najlepszymi tatusiami na świecie, a ja jestem najgorszym ojcem jakiego można sobie wyobrazić. Oni widują się codziennie, ja widzę Nelly raz w tygodniu. Oni wychowują swoje dzieci ze swoimi kobietami, a ja bez przerwy myślę o tym, że moją córkę wychowuje inny facet. - chłopak spuścił wzrok. - W dodatku... Bałem się tego, jak wszyscy na to zareagują. W szczególności ty. Bałem się, że mnie zostawisz, że stracisz do mnie zaufanie, że nie będziesz chciała założyć ze mną rodziny...
Dziewczyna nie chciała tego dłużej słuchać. Odwróciła się i bez słowa ruszyła w stronę sypialni. Nick poszedł za nią.
- Shanell, zaczekaj, proszę... - błagał, idąc za swoją dziewczyną. Chciał wejść z nią do sypialni, ale zatrzasnęła mu drzwi przed nosem i zamknęła je na klucz. Przez kilka minut pukał i prosił, żeby go wpuściła, jednak w końcu sobie odpuścił. Oparł się o drzwi i osunął się na podłogę. Siedział tak przez jakiś czas, aż w końcu zasnął pod drzwiami swojej sypialni.

piątek, 10 maja 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 26.

rozdział przesłodzony, wszystko w nim jest zbyt idealne. osobiście go nie lubię, a powinnam. w sumie większość pewnie od dawna czekała na ten rozdział :)

w tygodniu coś słabo było z moim humorem, wszyscy dookoła mi go psuli, ale tutaj i na asku były osoby, które mi go poprawiały. no i w sumie głównie nim dedykuję rozdział.

Jadze, bo tak czekałaś.. i dziękuję za kartkę. wrzucę ją tutaj, niech wszyscy zobaczą, jaką mam cudowną czytelniczkę. i powodzenia w pisaniu rozdziałów ;-*

Clarissie, za cycki i materac (ja pierdolę XD).

Rose, że nie wybaczyła nam tekstów o cyckach :D

Rain, za jeden z najpiękniejszych komentarzy jaki kiedykolwiek dostałam... nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci za niego wdzięczna...

Isabell, za to, że się w końcu udzieliła :)

Margi, za wszystko..

Antisocial, bo miała urodziny i mi o tym nie powiedziała.. :c ale za to TYLKO DLA NIEJ będzie inny, fajniejszy rozdział :)

- Jest tu ktoś?! - krzyknęła z przedpokoju Shanell, wchodząc do mieszkania Jamesa i Melanie.
- W salonie. - odkrzyknęła Mel. Modelka weszła do pomieszczenia i od razu uśmiechnęła się na widok przyjaciółki.
- Hej. - przywitała się, podchodząc do niej i całując ją w policzek. Spojrzała jeszcze na Sophię, która siedziała na dywanie i oglądała swoje spinki do włosów. - Cześć kochanie.
- Cześć Shanell. - rzuciła dziewczynka, nie odrywając wzroku od swoich rzeczy.
- Wracasz z agencji? - spytała Melanie.
- Tak. Jeszcze na chwilę wstąpiłam do domu. A u ciebie jak tam? Byłaś na zakupach? - Shan rozejrzała się po salonie, w którym leżało kilka toreb i reklamówek.
- Mhm. Dzień mamy i córki. Pochodziłyśmy trochę po sklepach, kupiłam Sophii nową bluzkę i nowe spinki do włosów, bo opowiadała mi o nich już chyba od miesiąca, a sobie sprezentowałam nowe spodnie i koronkową bieliznę.
- Pokaż.
- Bielizna jest w tej czarnej papierowej torbie, a dżinsy w tej różowej.
Shanell podeszła do ciemnej torby i wyciągnęła z niej komplet czarnej koronkowej bielizny. Przyjrzała się jej i uśmiechnęła się sama do siebie.
- Jest idealna.
- Dzięki. Ale i tak ci jej nie pożyczę.
- Chodziło mi o to, że będzie idealna dla ciebie, na dzisiejszy wieczór.
Melanie spojrzała na nią zdziwiona.
- Jam miał cię zabrać dzisiaj wieczorem na romantyczną kolację.
- Że mnie? Nic mi o tym nie wspominał.
- A gdzie on teraz jest?
- Poszedł na próbę.
- Dawno?
- Nooo... - Mel rzuciła wzrokiem na zegarek. - Już powinien być.
- No to chodź, idziemy się szykować.
- Ale Shanell...! Może on mnie wcale tam nie chce zabierać? Skąd możesz to wiedzieć? Nawet nic mi nie powiedział, nie wyprałam sukienki, nie wiem jaki...
- Mel, wszystko gra. - uspokoiła ją Shan. - Jam mi wczoraj o tym mówił. Chciał ci zrobić niespodziankę i poprosił, żebym się tobą zajęła. Patrz co mam. - dziewczyna sięgnęła do papierowej torby, którą tutaj przyniosła i wyciągnęła z niej czarną sukienkę. Melanie zalśniły oczy.
- Sukienka od Valentino! Przecież ty nigdy nie chcesz jej nikomu pożyczać...
- Ale dzisiaj jest okazja. Ubierz swoją nową bieliznę, a ja pójdę do waszej sypialni, naszykuję kosmetyki i będę czekać na ciebie.
- Ok. Ale jeszcze jedna sprawa... Co z dziećmi?
- James dogadał się z tą waszą Vanessą.
- Nessa to anioł. - Mel pokręciła z uznaniem głową i poszła z uśmiechem do łazienki. Po chwili wyszła z niej w szlafroku i związanych włosach. Weszła do sypialni, gdzie Shanell już na nią czekała. Sophia również siedziała na łóżku.
- Sofi, spakuj sobie kilka rzeczy, pójdziesz z Nathanem na noc do Vanessy.
- Ok. A ty gdzieś wychodzisz?
- Tak.
- A gdzie? - dopytywała dziewczynka.
- Idzie na randkę. - odezwała się Shanell z uśmiechem.
- Z kim? Powiem tacie jak wróci.
- Sofi, nie idę na randkę. Idę z twoim tatą na kolację.
- A nie możecie zjeść w domu?
- Kochanie, idź się naszykować. - ucięła temat Melanie. - Nath niech też spakuje to co mu potrzebne.
- Ok. - Sophia wyszła z sypialni swoich rodziców, a Mel poprawiła swój kucyk.
- Dobra, zaczynamy. - Modelka wyciągnęła ze swojej torebki pędzelki, tonik do demakijażu, podkład, szminkę, tusz do rzęs, kredkę i cienie do oczu. - Siadaj.
- Shan, ale ja mam swoje kosmetyki...
- Ciii, nie przeszkadzaj mi. - przerwała jej, podchodząc do niej. - Zamknij oczy.
Melanie zrobiła to posłusznie, a Shanell ujęła jej twarz w dłonie.
- Mhm... hmm... ooo... mmm...
- Co? Coś nie tak?
- Nie. Myślę... Ooo, jestem genialna. Zrobię ci smoky-eyes.
W końcu Shan wzięła się za robienie makijażu, a po kilku minutach spojrzała z zadowoleniem na twarz przyjaciółki.
- I jak? - spytała, podsuwając jej pod nos lusterko.
- Może być.
- Może być? Możemy wszystko zmienić. Co ci się nie podoba?
- Makijaż jest śliczny, ale...
- Ale co?
- Moja twarz... - jęknęła Mel.
- Przestań, przestań, przestań!
- Taka jest prawda... Jestem brzydka.
- Nie mów tak, bo ci zaraz jebnę, nie żartuję. - powiedziała zdenerwowana Shanell, wrzucając kosmetyki do swojej torebki. - Masz piękną twarz, z makijażem czy bez.
- I jestem gruba...
- Nie, zaraz mnie coś tu trafi... - modelka przerwała swoje zajęcie i spojrzała uważnie na swoją przyjaciółkę. - Z której strony ty jesteś gruba? Jesteś idealna, po każdej ciąży wracałaś do formy, większość kobiet po urodzeniu dwójki dzieci chciałoby mieć taką figurę!
- Ale...
- Żadnego "ale"! Ważysz może kilka kilo więcej ode mnie, a ja wcale nie rodziłam dzieci, a ty nie jesteś modelką. Roxxi też nie była w ciąży, a jesteś szczuplejsza od niej. Tak samo od Judy, która urodziła tylko Masona. I żadna z nich nie narzeka na to jak wygląda.
- Tylko że David nie widzi świata poza Judy, a Lars nie miałby odwagi zdradzić Roxxi...
- O czym ty mówisz...?
- O niczym, koniec tematu. - Melanie wstała ze swojego miejsca i chciała wyjść z sypialni, jednak Shanell pociągnęła ją za rękę.
- Zaczekaj. Chcesz mi powiedzieć, że twoje kompleksy pojawiły się wtedy, gdy dowiedziałaś się o romansie Jamesa?
- Tak.
- Mel... zapomnij o tym...
- Nie mogę o tym zapomnieć... To się za mną będzie ciągnęło do końca życia. Czegoś takiego się nie zapomina...
- Ale wrócił do ciebie. Czekał, aż to wszystko sobie przemyślisz, poszedł na odwyk, urwał z Lisą wszystkie kontakty... Kocha cię. Dla niego jesteś najpiękniejszą i najważniejszą kobietą w życiu. Po prostu idealną.
- Wiem... teraz cały czas mi to mówi. - Mel uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Ale często o tym myślę. Nie mogę znieść tej myśli, że spotykał się z 18-letnią dziewczyną, a potem jak gdyby nigdy nic przychodził do domu i kładł się obok mnie.
- A może... gdybyś spotkała się z tą Lisą...
- Co?
- Może powinnaś się z nią spotkać? - zaproponowała nieśmiało Shanell. - Wyjaśnić pewne sprawy...
- Ja nie mam sobie z nią czego wyjaśniać. Gówniara zaciągnęła do łóżka faceta, który ma kobietę i dwójkę dzieci.
- Ale z drugiej strony to wiesz... Ona nie miała o tym pojęcia...
- A gdy przyłapałaś Jamesa w naszym mieszkaniu? Dowiedziała się wtedy, że ma dzieci i dziewczynę. Niby się z nim pokłóciła, ale potem mu wybaczyła. I znowu jak gdyby nigdy nic z nim sypiała.
Shan wzięła głęboki oddech i popatrzyła uważnie na prrzyjaciółkę.
- Wiesz, to nie jest rozmowa na dzisiaj. Nie warto psuć sobie tak pięknego wieczoru. Ale mówię ci, że to byłby dobry pomysł z tą rozmową. - oznajmiła całkiem poważnie modelka i podała przyjaciółce torbę z sukienką. - Ubierz ją, a za chwilę cię uczeszę. Aha, gdzie masz te beżowe szpilki na wysokiej platformie?
- W szafce z butami.
- Ok, zaraz je przyniosę.
Shanell poszła do przedpokoju i podeszła do szafki z butami. Zaczęła szukać szpilek Melanie i w tym samym momencie usłyszała, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Wiedziała, że to James więc w ogóle się nie odwracała, jednak gdy poczuła klepnięcie na pośladku, aż podskoczyła.
- Aaa! Jam, co ty?! - krzyknęła, odwracając się do niego.
- Sorry Shanell, myślałem, że to moja przyszła żona. - uśmiechnął się do niej przepraszająco. - Biedny Nick...
- "Biedny Nick"? - zdziwiła się dziewczyna.
- Przesłyszałaś się.
- Nie, nie przesłyszałam się. O co chodzi?
- Że jesteś taka koścista. Biedak nie ma cię za co złapać nawet. Gdybym wiedział, że poczuję same kości, to nawet bym cię nie klepał. - powiedział ze śmiechem. - Przytyj w końcu. Dla Nicka, dla mnie i w ogóle dla zdrowia.
- Ja nie jestem żadną anorektyczką. Jestem zdrowa.
- Taaa, ale...
- Jam, zaraz ci jebnę! - zaśmiała się Shanell, biorąc do ręki szpilki Mel. - Dokończę szykować twoją przyszłą narzeczoną i idę do domu rodziców po ich sfinksa, muszę się nim zając przez kilka dni.
- Sfinksa? - James zmarszczył brwi, ściągając z ramienia swoją gitarę.
- Łysy kot.
- Aaa, widziałem go. To nie jest kot. To szczur.
- Nie mów tak. Ja go lubię.
- Nick się obudzi w nocy, patrzy, a tu nagle taki łysy szczur z wyłupiastymi oczami siedzi mu obok twarzy. - chłopak zaśmiał się i otworzył puszkę z 7UP'em, po czym upił kilka łyków. - Na zawał chyba jebnie.
- Nie mów tak. Zawsze jak z Nickiem jestem w domu rodziców, to Elvis siedzi mu na kolanach, liże go i...
- Dobra, dobra, oszczędź mi szczegółów.
- A ty się nie szykujesz? - modelka nagle zmieniła temat. - W co w ogóle chcesz się ubrać?
- W czarne obcisłe spodnie, dunki, no i pożyczyłem sobie od Davida taką fajną koszulę.
- To ubieraj się, bo Mel za chwi... - zaczęła Shanell, a w tym samym momencie Melanie wyszła z łazienki. Razem z Jamesem odwrócili się w jej stronę i otworzyli usta ze zdziwienia. Czarna sukienka z szerokimi ramiączkami, dekoltem, dopasowaną górą i od pasa w dół poszerzana idealnie na niej leżała. Shan podeszła do niej i obejrzała ją z każdej strony.
- Wow, nikt lepiej nie wygląda w tej sukience. No, nie licząc mnie... Ale wyglądasz absolutnie pięknie, naprawdę.
- Dziękuję... - uśmiechnęła się Melanie i spojrzała na Jamesa. - Jam, jak ci się podoba?
Chłopak zignorował jej pytanie, tylko zaczął się zastanawiać, jak wcześniej mógł być takim idiotą. Ma obok siebie najpiękniejszą kobietę jaką w życiu widział, która przy okazji jest fantastyczną dziewczyną i matką jego dzieci. Niewiele brakowało, a mógł to wszystko stracić. Wszystko przez to, że nie doceniał tego jaki skarb ma w domu i spotykał się z młodszą o 8 lat dziewczyną.
- Jaa... yyy... eeee... - zaczął jąkać się James. - Wyglądasz cudownie... Naprawdę...
- Dzięki.
- Proszę, twoje buty. - Shanell wręczyła jej szpilki. - Ubierz je, za chwilę cię jeszcze uczeszę. Masz lakier do włosów?
- Tak, jest w sypialni.
- Ok, to chodź. Jam, ubieraj się.
Dziewczyny poszły do sypialni, a James do łazienki. Szybko się przebrał w swoje rzeczy i uczesał. Popatrzył jeszcze w lustro i przemył twarz zimną wodą, po czym spojrzał jeszcze raz na pudełeczko z pierścionkiem. Uśmiechnął się i schował je do kieszeni swoich spodni. Po chwili wyszedł z toalety, a Shanell i Melanie stały już w przedpokoju razem z dzieciakami. Shan wprowadzała jeszcze ostatnie zmiany do fryzury przyjaciółki i poprawiała jej sukienkę, a gdy skończyła odsunęła się, żeby zobaczyć efekt.
- Teraz jest idealnie. - oznajmiła z uśmiechem. - James, no i jak? Sofi, Nath?
- Pięknie. - powiedzieli wszyscy zgodnie.
- Jam, masz wszystko?
- Tak, mam. Wszystko.
- Dobrze. Wy też? - Shanell spojrzała na Sophię i Nathana, gdy wszyscy już wychodzili z mieszkania.
- Tak. - odpowiedzieli jednocześnie.
- Super. Wy już możecie iść, a ja zaprowadzę dzieciaki do Vanessy.
- Dzięki. - Mel spojrzała na nią z wdzięcznością, zamykając drzwi do mieszkania. Wrzuciła szybko klucze do torebki i wzięła Jamesa za rękę. - Do zobaczenia jutro.
- Jasne. Miłej zabawy. Jam, zadzwoń do mnie rano i powiedz jak było.
- Jasne. Przy okazji spytam Nicka jak tam mu dzisiaj w nocy było z twoją kościstą du...
- Idź już! - przerwała mu ze śmiechem modelka. James wystawił jej język i razem ze swoją dziewczyną zeszli po schodach, po czym opuścili budynek. Shanell pokręciła z uśmiechem głową i poszła zaprowadzić dzieciaki do Vanessy.

***

- Dla mnie risotto z warzywami i kurczakiem. - powiedziała Melanie do kelnera, oddając mu menu.
- A dla mnie... hmm... ravioli z ricottą. - dodał James.
- Proszę. - uśmiechnął się mężczyzna, a zaraz po tym oddalił się. Dziewczyna patrzyła na jego znikającą sylwetkę.
- Niezły. - mruknęła, uśmiechając się pod nosem.
- Mel...
- Wybacz.
- Jak ci się podoba lokal? Może być? Starałem się.
- Tak, jest bardzo ładny... ale to chyba najdroższa restauracja w LA... Wiem, bo przecież Judy tutaj pracuje...
- I właśnie ona mi ją poleciła. - oznajmił, biorąc do ręki swój kieliszek z winem.
- A z jakiej okazji mnie tutaj wziąłeś? - dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo. Jam przez chwilę myślał, że Shanell mogła jej wszystko wypaplać. - Mamy jakąś rocznicę? Pierwszej randki, pierwszego pocałunku?
- No... nie...
- Nigdy nie zabierasz mnie w takie miejsca.
- Noo... wszyscy spędzają romantyczny wieczór, to dlaczego my nie możemy?
Melanie zmarszczyła brwi, a James wziął głęboki oddech.
- Judy i David pojechali na weekend do San Diego, Roxxi i Lars mają noc filmową, a Shan i Nick będą opiekować się łysym kotem jej rodziców...
- Taa, bardzo romantyczne. - mruknęła i upiła łyk wina ze swojego kieliszka.
Po chwili dostali swoje zamówienie i jedli w milczeniu. Dopiero Mel przerwała ciszę, gdy w pewnym momencie odłożyła sztućce i wstała od stołu.
- Muszę iść do łazienki.
- Tak, tak, dobrze, idź. - powiedział szybko, kiedy spojrzała na niego zdziwiona i ruszyła w stronę toalet. James odetchnął z ulgą. Teraz w końcu miał idealną okazję, żeby położyć pierścionek zaręczynowy obok jej talerza. Wyciągnął z kieszeni pudełeczko i starał się ułożyć je w odpowiednim miejscu. Spojrzał na drzwi łazienki i zauważył, że jego dziewczyna już stamtąd wychodzi.
- Kurwa mać... - zaklął cicho pod nosem i zgarnął pierścionek ze stołu, przewracając przy okazji jej pusty kieliszek. Postawił go i zdenerwowany usiadł na swoim miejscu.
- Jam, wszystko ok? - Melanie popatrzyła na niego uważnie.
- Tak, wszystko w porządku. Dlaczego pytasz, co miałoby być nie tak?
- Dziwnie się zachowujesz.
- Wydaje ci się.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i próbowała zacząć jakiś temat. James natomiast nie miał ochoty na rozmowę. Zastanawiał się co może zrobić, żeby Mel ponownie odeszła od stolika. Jej fryzura była perfekcyjna. Do jej stroju również nie było żadnych zastrzeżeń. Wziął głęboki oddech i rozejrzał się po lokalu. Jedynie poprawa makijażu mogła uratować sytuację, chociaż on też wyglądał profesjonalnie.
- Chyba tusz ci się rozmazał... - powiedział, pokazując palcem okolice oczu. Melanie od razu przyłożyła dłoń do twarzy i pobiegła do łazienki. James miał nadzieję, że teraz zniknęła na trochę dłużej. Otworzył pudełeczko i położył je obok jej talerza tak, aby mogła go zobaczyć od razu jak usiądzie. Zadowolony uśmiechnął się pod nosem i usiadł na swoim miejscu. W momencie, gdy nalewał wino do swojego kieliszka, zobaczył, jak Melanie podchodzi do stolika.
- Nie mam rozmazanego tuszu, coś musiało ci sięęę... eeee... - urwała nagle. Jej wzrok padł na pierścionek. Wzięła pudełeczko do ręki i patrzyła na nie jak zahipnotyzowana, a po chwili jej wzrok padł na Jamesa, który starał się zachować kamienny wyraz twarzy, ale nie mógł się powstrzymać. Zaczął się uśmiechać.
- Mel... zostaniesz moją żoną?
Najpierw rozejrzała się po lokalu i zauważyła, że większość ludzi im się przygląda, wyczekując jej odpowiedzi. Chwilę później zaczęła płakać.
- Ja... tak, oczywiście... - wykrztusiła w końcu, uśmiechając się do niego. - Czekałam na to odkąd dowiedziałam się, że jestem w ciąży z Nathanem...
Ludzie zaczęli bić brawo, a ona podeszła do swojego narzeczonego i przytuliła go. Po chwili James wsunął pierścionek na jej palec i pocałował ją namiętnie.
- Bałem się, że się nie zgodzisz... - powiedział w końcu James, gdy wszystkie emocje opadły, ludzie zajęli się swoimi sprawami, a oni znowu siedzieli przy stoliku. - Po tym wszystkim, co ci zrobiłem...
- Nie wracajmy już do tego... To nie ma najmniejszego sensu...
- Naprawdę jeszcze raz za wszystko cię przepraszam... I obiecuję, że już nigdy nie zrobię czegoś takiego... Tobie i dzieciom...
- Wierzę ci... - oznajmiła i dotknęła delikatnie jego dłoni. Chłopak popatrzył na pierścionek zaręczynowy na jej palcu i uśmiechnął się.
- Będę miał najwspanialszą żonę na świecie.
- A ja cudownego męża... I w końcu będę mogła podpisywać się twoim nazwiskiem. - zaśmiała się Mel i otarła łzę, która spłynęła po jej policzku. - Shanell o wszystkim wiedziała, prawda?
- Skąd wiesz...?
- Nigdy nie pożyczyłaby mi sukienki od Valentino na zwykłe wyjście do restauracji.
- Domyśliłaś się, że będę chciał ci się oświadczyć...?
- Nie... tak naprawdę to straciłam nadzieję, kiedy urodziła się Sofi.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Przez całą ciążę z Nathanem myślałam, że w końcu będziesz chciał stworzyć z nami taką prawdziwą rodzinę, będziesz chciał, żebym nosiła twoje nazwisko, a ty chyba nawet o tym nie myślałeś. Więc jak rok później urodziłam Sophię byłam pewna, że chcesz żyć w wolnym związku.
- Mel, urodziłaś Nathana, jak miałaś 19 lat, ja miałem 20... Niedługo później pojawiła się Sofi, ty nie pracowałaś, więc było krucho z kasą i w ogóle nie myślałem o czymś takim jak ślub, potem Nath zaczął chorować, to ciągłe jeżdżenie po szpitalach i lekarzach, nieprzespane noce, później nasze kłótnie i awantury, no i Lisa...
- James, przecież wiem, że w naszym życiu nie zawsze było kolorowo... rozumiem cię.
- Kocham cię, wiesz?
- Wiem. - odpowiedziała i z uśmiechem spojrzała na swój pierścionek zaręczynowy.

piątek, 3 maja 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 25.

minuta ciszy za Jeffa Hannemana [*]

no, moi Drodzy. w dalszym ciągu zapraszam na nowego bloga: http://xxpeacexxsells.blogspot.com

w dalszym ciągu również proszę wszystkich Czytelników o komentarze. dobra, podchodzi to już trochę o jakąś desperację, ale ok. zostawiajcie po sobie jakiś ślad :)

z góry wszystkim dziękuję. jeśli macie do mnie jakieś pytania, zapraszam o tutaj: http://ask.fm/GwiazdaRocka

Tak jak Dave ustalił, w piątkowy wieczór urządził imprezę w mieszkaniu Kirka i Marty'ego. Tym razem nie było jednak tak jak zawsze. Dom nie był zapełniony obcymi osobami, które przez przypadek znalazły się na imprezie, nie było ścieżek kokainy na stole, wymiocin na dywanie, skarg od sąsiadów oraz policji. Dave obiecał sobie, że te urodziny będzie spędzał spokojnie.
Marty i Kirk mieli na tyle komfortową sytuację, że z ich sąsiadami można było spokojnie dogadać się w sprawie zabawy i głośnej muzyki. Żaden z nich nie robił problemów i nie wzywał policji. Towarzystwo było takie jak zawsze. Jedynie Shanell się trochę spóźniła, ponieważ zdjęcia do kampanii reklamowej perfum Versace się przedłużyły. Dave tak jak obiecał, alkohol i słodycze kupił za swoje pieniądze. Przyniósł kilka filmów z wypożyczalni oraz sprzęt do karaoke. I o dziwo, był zadowolony ze wszystkich prezentów.
Po obejrzenie drugiego filmu, Marty włączył światło i podszedł do odtwarzacza wyciągnąć kasetę. Spojrzał na całe towarzystwo. Dave spał z nogami za oparciem kanapy i głową na podłodze, Kirk i Lars jedli popcorn, do którego wsypali kilka kostek czekolady, Roxxi była w kuchni z Jamesem, gdzie robili sobie coś do jedzenia, Mel stała przy telefonie i wysłuchiwała od opiekunki, że dzieciaki nie chcą iść spać, Judy stała przy lustrze i poprawiała makijaż, David oglądał prezenty Dave'a, a Shanell i Nick jak gdyby nigdy nic całowali się. Martin pokręcił głową.
- Mam włączyć kolejny film? - spytał.
Cisza.
- To może w coś zagramy?
- W "Co o tobie wiem?"! - powiedział Kirk z pełnymi ustami.
- Co to za gra? - zapytał James, wychodząc z kuchni z talerzem pełnym kanapek.
- Każdy pisze pytania do swojego partnera. Kto odpowie na najwięcej, wygrywa.
- Ok, ale na przykład Dave, ty i Marty nie macie partnerek. - odezwała się nagle Shanell, której w końcu udało się oderwać od Nicka.
- Davie i tak śpi. A ja i Marty możemy być razem. Wiesz, mieszkamy razem, od dawna się przyjaźnimy... - opowiedział Kirk.
- Spoko, mi się podoba. - uśmiechnęła się Roxanne, siadając po turecku na podłodze.
- Przyniosę kartki i coś do pisania. - zaoferował się Martin i pobiegł do swojego pokoju. Po chwili wrócił z blokiem i kilkoma pisakami.
- Dziewczyny zaczynają. - Kirk zaczął wyrywać kartki i podawać dziewczynom. - Piszecie pytanie i odpowiedź, widoczne tylko dla was. Dopiero gdy wasz chłopak odpowie, pokazujecie wszystkim, co napisałyście.
Dziewczyny przytaknęły i razem z Kirkiem zaczęły pisać pytania na swoich kartkach. W końcu odłożyły pisaki, odwróciły kartki i uśmiechnęły się.
- Ja zacznę. - Judith wstała ze swojego miejsca i spojrzała na Davida. - To będzie proste.
- Na pewno.
- Data naszej pierwszej randki.
- Ooo, mówiłem. Data naszej pierwszej randki. - Dav uśmiechnął się, a po chwili spoważniał. - Eee... dzień, w którym poszliśmy na randkę...
- Tak, ale podaj datę.
- Yyy... k...wrześ...ierp...aździer...maaaa...stycz...erwie...c... dwudzies...nasty...osiemdzięsiąt... sześ...drugi...? - David patrzył uważnie na Judy, która marszczyła brwi.
- 3 kwietnia 1982! - dziewczyna pokazała wszystkim co napisała na kartce, po czym uderzyła nią swojego chłopaka i usiadła obok niego z obrażoną miną. Roxanne wzięła kartkę ze swoją odpowiedzią i stanęła na środku pokoju.
- Lars... - zaczęła uroczyście. - Jaki jest mój ulubiony zespół?
- Venom.
- Że kto? - dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Hmm... Destruction?
- Żadne thrashowe gówno!
- No to... eee... - Duńczyk patrzył w sufit, gdyby tam była napisana odpowiedź. - Death Angel?
- Debilu! Aerosmith! - wydarła się Roxxi, wymachując mu kartką przed nosem. Moment później zgniotła ją i rzuciła w kąt pokoju, po czym usiadła obok Nicka. Teraz Kirk wstał ze swojego miejsca i spojrzał na Martina.
- Ok, nam się na pewno uda, Marty.
- Jasna sprawa.
- Co najlepiej umiem gotować? - spytał Kirk z uśmiechem. Martin podrapał się w głowę.
- To podchwytliwe pytanie. Nie umiesz gotować.
- Marty!
- Ok, ok. Najlepiej umiesz gotować... wodę!
- Kanapki z dżemem i masłem orzechowym. - gitarzysta pokazał kartkę ze swoją odpowiedzią. - Zrobiłem ci je wczoraj.
- Serio? Myślałem, że to tuńczyk.
Kirk uderzył go kartką i usiadł obrażony obok śpiącego Dave'a. Teraz Mel wzięła swoją odpowiedź i spojrzała z uśmiechem na Jamesa.
- Jam... Co robiliśmy na pierwszej randce?
- To chyba oczywiste. Przez długi czas się nie spotykaliśmy, a miesiąc później przyszłaś do mnie z pretensjami, że zrobiłem ci dziecko.
- No a przed tym jak kochaliśmy się w twoim samochodzie? Co robiliśmy?
- Hmm... byliśmy w restauracji?
- Idioto! Nie było cię stać na to, żeby zabrać mnie do restauracji! Byliśmy na lodach!
- Truskawkowych! - blondyn próbował ratować sytuację.
- Ty wziąłeś śmietankowe, a ja waniliowe. - Melanie potargała kartkę i przysiadła się do Kirka i Dave'a. Shanell podniosła się ze swojego miejsca i stanęła naprzeciwko swojego chłopaka.
- Kochanie, jaki jest mój ulubiony jogurt?
- Łatwizna. Brzoskwiniowy.
- Brzoskwiniowy? - Shan zmarszczyła brwi.
- A co, nie? No to morelowy.
- Bananowy... - dziewczyna pokazała wszystkim swoją kartkę.
- Byłem blisko.
Modelka rzuciła kartkę na podłogę i przysiadła się do Melanie i Kirka.
- Byście się wstydzili. - Roxxi obrzuciła chłopaków wrogim spojrzeniem.
- Teraz my. - David nabazgrał coś na swojej kartce i wstał ze swojego miejsca. - Pytanie do Judy. Gdzie został poczęty Mason?
- Dav, to jest głupie pytanie. Nie liczy się!
- To jest głupie pytanie? Nie wiesz, gdzie spłodziłem naszego syna?
- No wiem, na pewno.
- Więc czekam na odpowiedź.
- W... miesz... eee... sypial... nie. W... pok... uchni.. samocho... w twoim... moim... po...koju...?
- Nie! W moim ogródku, w strugach deszczu! - chłopak pokazał wszystkim odpowiedź. - Wiem, bo liczyłem. Matematyka nie pozostawiała wątpliwości. Cud zdarzył się w ogrodzie.
- Roxxi... - Lars stanął na środku pokoju. - Kim bym był, gdybym nie zabrał się za grę na perkusji?
- Pewnie rodzice przysyłaliby ci kasę na czynsz i żarcie, tak jak robią to obecnie.
- Ma rację...
- Nieprawda, odpowiedź to: "zostałbym tenisistą". - Marty wyrwał mu kartkę z ręki i pokazał wszystkim odpowiedź. - Teraz ja. Kirky, w którym kraju zamieszkałbym najchętniej?
- W Stanach Zjednoczonych.
- Mieszkamy w Stanach Zjednoczonych...
- A, no tak. W Ohio.
- Ohio? - skrzywił się Nick. - Przecież to stan...
- No to już nie wiem, gdzie chcesz mieszkać, Marty. Może w Georgii?
- Odpowiedź to: "Japonia". - oznajmił Martin, rzucając wrogie spojrzenie na Kirka. James wstał ze swojego miejsca i wziął do ręki swoją kartkę.
- Mel... Jaki jest mój ulubiony utwór Motorhead?
- Eee... "Welcome To Hell"?
- To kawałek Venom...
- No to... hmm... chyba "Love Me Forever"?
- Nie! Nienawidzę tej piosenki! Moja ulubiona to "Ace of Spades"! - James pokazał wszystkim swoją zabazgraną kartkę. Zdenerwowany potargał ją i rzucił na podłogę.
- Ok, teraz moja kolej. - Nick podniósł się ze swojego miejsca i spojrzał z uśmiechem na Shanell. - Skarbie, to łatwe. W jakim mieście się urodziłem?
- W Chicago?
- Słucham?!
- No nie krzycz, przepraszam... W Seattle?
- Kurwa, ja się nawet nie urodziłem w Stanach! Podaj chociaż kraj! - uniósł się Nick.
- Kanada...?
- Monachium, Niemcy. - mruknął, pokazując swojej dziewczynie odpowiedź. Zrezygnowany usiadł na swoim miejscu, a reszta bez słowa rozglądała się po pomieszczeniu.
- Widzicie, wy też nic o nas nie wiedziałyście. - David przerwał w końcu niezręczną ciszę.
- No w sumie racja... - mruknęła Roxxi.
- Wybaczamy sobie? - spytał z uśmiechem Nick, spoglądając na swoją dziewczynę.
- Oczywiście. - Shanell odwzajemniła jego gest i pocałowała go.
- Wybaczam ci, Dav. - Judith przytuliła się do Davida.
- Ja tobie również. - Melanie cmoknęła Jamesa w policzek, a ten pogłaskał ją po policzku.
- A ty mi wybaczysz, kochanie? - Lars spojrzał na Roxanne. Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym usiadła mu na kolanach i owinęła ręce wokół jego szyi. Marty uśmiechnął się na ich widok i popatrzył na Kirka.
- Kirky, ja tobie też wybaczam.
- I ja tobie również.
- Chodźcie, zróbmy w końcu to karaoke! - Dave nagle się obudził i ziewając, zeskoczył z kanapy. Wszyscy go poparli, po czym zaczęli podłączać sprzęt do telewizora. Po uporaniu się z tym i wybraniu podkładu, Roxxi razem z Dave'em zaczęli śpiewać "I was made for lovin' you" zespołu KISS. Shan stała z boku, śmiała się i popijała swojego drinka, a chwilę później poczuła dłoń na ramieniu. Zobaczyła Jamesa, który gestem pokazał jej, żeby przyszła do kuchni. Dziewczyna kiwnęła głową i poszła za nim. Weszli do pomieszczenia, a blondyn zamknął za nimi drzwi.
- No co tam? - modelka odstawiła na stół swoją szklankę i popatrzyła na uśmiechniętego przyjaciela.
- Muszę ci coś pokazać.
- Jam, jeśli chodzi o to twoje uczulenie...
- Daj spokój, już dawno się z tym uporałem. Mama Larsa poleciła mi dobrą maść i... kurwa, nieważne. To nie ma znaczenia. Chcę ci pokazać coś innego.
- Więc...?
James zaczął przeszukiwać swoje kieszenie, po czym z jednej z nich wyciągnął małe czerwone pudełeczko. Otworzył je i pokazał swojej przyjaciółce piękny srebrny pierścionek. Shanell zalśniły oczy.
- Żartujesz? Chcesz oświadczyć się Mel?
- Może w to nie uwierzysz, ale ten pierścionek już miałem, kiedy jeszcze Cliff żył. Nawet był ze mną u jubilera i wtedy też doszedł do wniosku, że chce w końcu się z tobą ożenić.
Dziewczyna spuściła wzrok i oparła się o blat kuchenny. James głośno westchnął.
- Przepraszam...
- Daj spokój, jest ok.
- Nie, naprawdę przepraszam... Też wiem jaki temat poruszyć...
- Jam, to się już będzie ciągnęło za mną do końca życia. Nawet jak będę żoną Nicka, nawet jak będę miała z nim dzieci... - Shan wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się blado do niego. - Ale to nie ma teraz znaczenia. Dlaczego dopiero teraz chcesz brać ślub?
- Najpierw były problemy z kasą, wiesz jak Nathan wtedy chorował, potem Mel zmieniła pracę i poszła pracować do tego Disneylandu, więc sporo czasu to zabierało, później się kłóciliśmy, Lisa i te sprawy... i chyba teraz w końcu jest odpowiedni moment.
- A myślisz, że ona się zgodzi? Po tych problemach z Lisą, twoim romansem...?
- Według mnie to jest chore, ale... ja i Mel jesteśmy razem od prawie 7 lat, a chyba nigdy nie było między nami tak dobrze jak teraz. Myślałem, że po tym kiedy dowiedziała się o tym, że ją zdradzałem to w domu będzie piekło, dzień w dzień awantury, a jest naprawdę dobrze. Spędzamy więcej czasu we dwoje, z dzieciakami też, no i przede wszystkim dużo ze sobą rozmawiamy. - opowiedział z uśmiechem.
- To dobrze.
- No właśnie. I według mnie teraz jest idealna okazja na oświadczyny.
- Ale chyba nie dzisiaj, prawda?
- Nie no, co ty. Jutro.
- Jutro?! - krzyknęła Shanell, ale po chwili ściszyła głos. - Jutro?
- No tak. Jest sobota, nie idziemy do pracy i zarezerwowałem stolik w restauracji.
- Ale to dla kobiety bardzo ważny dzień. Zabierzesz ją do tej restauracji, a ona będzie narzekała, że nie kupiła sobie nowej sukienki, że ma nieodpowiedni makijaż, wiesz jak to kobiety. Będzie chciała wyglądać perfekcyjnie.
- Hmm... ale nie powiem jej: "Ubierz się ładnie, bo chcę ci się oświadczyć".
- Kto chce się oświadczyć? - w kuchni pojawił się Dave.
- Chłopak mojej koleżanki z pracy chce się jej oświadczyć. - wymyśliła na poczekaniu Shanell.
- To fajnie. - oznajmił, otwierając lodówkę i wyciągając z niej karton z sokiem. - Idziecie? Za chwilę Marty będzie śpiewał "Hound Dog" Elvisa Presleya.
- Zaraz przyjdziemy.
- Spoko.
Dave wyszedł z kuchni, a Shanell spojrzała z uśmiechem na Jamesa.
- Chyba, że powiem jej o tym, że idziecie jutro do restauracji...
- Nie!
- Ale nie powiem, że chcesz się jej oświadczyć. Powiem, że zrobię jej makijaż, pożyczę jej moją sukienkę, która bardzo jej się podoba i dobierzemy jej jakąś biżuterię.
- No dobra... ale jest jeszcze jedna sprawa.
- Jaka?
- Dzieciaki...
- Macie przecież opiekunkę, tę waszą sąsiadkę.
- Tak, ale wiesz, ta dziewczyna ma 20 lat, jest studentką. Rzadko w sobotę zostawała z dzieciakami, bo najczęściej miała jakieś plany, a teraz na weekend jej chłopak do niej przyjeżdża. Zawsze mojej siostrze albo bratu ich w sobotę podrzucałem, ale teraz jak na złość obydwoje wyjeżdżają gdzieś ze swoimi rodzinami. Więc jeśli mogłabyś...
- Wybacz, ale nie. - powiedziała nieśmiało Shanell. - Jutro jestem w agencji do 18:00, potem chcę przyjść do was i pomóc Mel, żeby idealnie wyglądała, a później muszę pojechać do domu moich rodziców, bo znowu gdzieś wyjeżdżają, chcą żebym wzięła do siebie ich kota i zajmowała się domem przez ten czas, Nick pracuje od 14:00 do 22:00, a kiedy wróci chcemy iść do kina.
- Do Larsa nie pójdę, bo on coś pewnie wymyśli, że babcia z Danii jutro do niego przyleci. Judy i David coś mówili, że chcą spędzić sami weekend i zawożą Masona do rodziców Davida, Marty i Kirk pewnie będą odsypiać cały jutrzejszy dzień, a Dave by ich pewnie zgubił... - pomyślał James.
- Spróbuj namówić tę swoją sąsiadkę. Możliwe, że chłopak nie będzie przeszkodą. Powiedz, że dostanie więcej kasy niż zawsze i możliwe, że się zgodzi.
- Taa, spróbuję. Chodź, wracajmy do reszty.
- Ok. - Shanell wzięła swoją szklankę z niedokończonym drinkiem i razem z Jamesem wróciła do salonu, gdzie wszyscy świetnie się bawili.

***

Następnego dnia, gdy James tylko otworzył oczy, poszedł do łazienki wziąć prysznic, ubrał się, uczesał i ruszył do kuchni, żeby coś zjeść i zrobić sobie kawę. Melanie i dzieciaki jeszcze spali, więc starał się ich nie obudzić. Wstawił wodę, zrobił sobie płatki i jadł, siedząc na parapecie. Kiedy skończył, odstawił pustą miseczkę do zlewu, zalał kawę, posłodził ją i nalał do niej dużo mleka.
W końcu ubrał swoje ulubione białe buty za kostkę, wziął kubek z kawą i wyszedł po cichu z mieszkania. Podszedł do drzwi naprzeciwko i zapukał głośno. Po chwili otworzyła mu śpiąca dziewczyna owinięta kołdrą. Gdy go zobaczyła, od razu zamknęła mu je przed nosem.
- Jam, mówiłam ci, że chłopak do mnie przyjeżdża i nie będę zajmowała się dziećmi.
- Ale...
- Nie, idź sobie. Ja chcę jeszcze pospać.
James głośno westchnął, a chwilę później zapukał jeszcze raz.
- Dostaniesz 80 dolców.
Dziewczyna po raz kolejny otworzyła i tym razem wydawała się być zaciekawiona.
- Zawsze dostawałam 30.
- Ale teraz dam ci 80.
- Pewnie chcesz zostawić dzieciaki u mnie na całą noc.
- Proszę, zrobiłem ci kawę. - powiedział z uśmiechem, podając jej kubek.
- Mleko i 2 razy cukier?
- Jasne.
Dziewczyna wzięła od niego kubek i napiła się.
- Ok, wejdź, pogadamy. - zaproponowała, otwierając szerzej drzwi. James wszedł do środka i rozejrzał się po mieszkaniu. Spojrzał na dziewczynę, która upiła jeszcze łyk kawy i postawiła kubek na stół. Vanessa była fajną dziewczyną. Młoda, szczupła, średniego wzrostu blondynka o brązowych oczach. Miła, sympatyczna i pomocna. Mieszkała z rodzicami na Brooklynie, a 2 lata temu przeprowadziła się do Los Angeles, żeby rozpocząć studia. Studiowała marketing, chociaż ten kierunek w ogóle jej nie odpowiadał. Chciała stać się samodzielna i zacząć dawać sobie sama radę w życiu, bez pomocy rodziców. Oprócz tego pracowała w butiku i kiedy mogła zajmowała się Sophią i Nathanem. Lubiła dzieci, więc dorabiała sobie jako opiekunka. Dużo za to nie dostawała, ale jej nie chodziło zbytnio o pieniądze. Potrzebowała ich, jak każdy, ale Vanessie zależało głównie na tym, żeby nie być samej. Nie mieszkała ze swoim chłopakiem, widywała się z nim jedynie w weekendy, chociaż i tak nie zawsze. A rodziców odwiedzała bardzo rzadko.
- Słuchaj, przepraszam. Wiem, że twój chłopak jest u ciebie, próbowałem podrzucić dzieciaki na dzisiejszy wieczór do znajomych, ale wszyscy mają już plany, mój brat i siostra tak samo... - zaczął James. - Jeśli zgodziłabyś się z nimi zostać na noc, to dostałabyś to 80 dolców. I kupiłbym ci jakieś kwiaty czy coś...
- Nie musisz kupować mi kwiatów. - Vanessa związała swoje blond włosy w wysoki kucyk. - 80 dolców wystarczy.
- Czyli... zajmiesz się nimi?
- No tak.
- Dzięki, dzięki, dzięki, dziękuję! - James rzucił się na nią i chciał ją przytulić, ale ona odsunęła się od niego.
- Ta twoja wysypka...
- Już jej nie mam. Jest ok.
- To dobrze. - dziewczyna poprawiła swoją grzywkę. - A z jakiej oka...
- Nessa, co ty tam robisz? - w salonie pojawił się chłopak Vanessy. Wysoki, szczupły, z długimi blond włosami i niebieskimi oczami. Na widok Jamesa otworzył usta ze zdziwienia. - Eeee...
- Ooo, nie śpisz już. - ucieszyła się i podeszła do niego. - To jest James, mój sąsiad. Opiekuję się jego dzieciakami. Jam, to mój chłopak, Ricky.
- Miło cię poznać. - James wyciągnął dłoń w jego stronę, a ten uścisnął ją.
- Mnie również... - wykrztusił w końcu Ricky. - Nie wierzę, że mieszkasz w tym samym bloku co moja dziewczyna... I że ona zajmuje się twoimi dziećmi...
- Co w tym dziwnego? - zdziwił się blondyn.
- Grasz w Metallice. Uwielbiam was! Byłem na każdym koncercie, w każdym klubie!
- Serio? Miło mi. Dzięki.
- Gram na basie, zawsze chciałem chociaż trochę dorównać Cliffowi. Szkoda chłopaka, nie mogłem uwierzyć, kiedy dowiedziałem się o jego wypadku... - zaczął opowiadać Ricky. - Szukacie nowego basisty? Kiedy zaczniecie znowu grać koncerty?
- Ricky, nie wiem. Mamy na oku naszego kolegę, jest basistą, ale... Nie wiem. Nie zagraliśmy żadnego koncertu od ponad pół roku i przez kolejne pół na pewno jeszcze nie zagramy. Wiesz, ja pracuję, mam dzieci, niedługo biorę ślub... Czasami nie mam siły nawet na to, żeby usiąść i pograć sobie na gitarze, a co dopiero napisać jakiś tekst lub skomponować muzykę do piosenki... Przez te pół roku udało nam się stworzyć 3 utwory. - powiedział z uśmiechem James. Vanessa spojrzała na niego uważnie.
- Melanie nic nie wspominała, że bierzecie ślub...
- Ona jeszcze o tym nie wie.
- Ale jak...
- Posłuchaj, dzisiaj chcę się jej oświadczyć. Dlatego chciałem podrzucić ci dzieciaki na całą noc.
- Będę mógł być na ślubie? - wtrącił się znowu Ricky.
- Jeśli Mel powie "tak", to czujcie się zaproszeni.
- Dzięki. - Nessa przytuliła Jamesa. - I powodzenia.
- Muszę iść, na razie. Podrzucę ci dzieciaki tak o 19:00.
- Ok. Do zobaczenia. - pożegnała się dziewczyna, otwierając przed nim drzwi. James pomachał jej i z uśmiechem wrócił do swojego mieszkania.