sobota, 25 stycznia 2014

The Unforgiven - rozdział 6.

hah, powinnam się w końcu wziąć za matmę, bo po feriach mam poprawę, ale tak mi się nie chce. są takie ciekawsze zajęcia, np. pisanie rozdziału albo słuchanie muzyki.
ale zapraszam na kolejny rozdział.
no i dziękuję wszystkim za komentarze pod poprzednim rozdziałem, jesteście kochane! :)

Susie

James pomógł dojść mi do swojego samochodu. Objął mnie w talii, otworzył mi drzwi i pomógł mi usiąść na miejscu pasażera. Przymknęłam oczy i oparłam głowę na oparciu. Prawie zasypiałam, aż nagle poczułam na swojej szyi oddech. Po chwili ciepłe wargi.
- James... Przestań...
- Nie mogę... - szepnął, sunąc wargami po mojej szyi.
- Proszę... zostaw... - mruknęłam i odepchnęłam go od siebie. Ledwo wyszłam z samochodu.
- Susie, daj spokój! - krzyknął za mną. - Przepraszam... Chodź, odwiozę cię!
- Sama dojdę...
- Susie, ledwo chodzisz... Odwiozę cię chociaż do domu, będę miał pewność, że nic ci się nie stanie!
- Zostaw mnie! Zostaw mnie kurwa! - odwróciłam się w jego stronę. Stałam kilka kroków od niego, na środku ulicy. Czułam, jak po moich policzkach płyną łzy. - Zostaw mnie... Wynoś się z mojego życia, nienawidzę cię!
- Susie! Daj spokój, chciałem cię tylko odwieźć do domu!
- A w samochodzie co chciałeś zrobić?! Nie jestem twoją fanką, nie będę się z tobą pieprzyć!
- Susie!
- Spierdalaj! Nie odzywaj się do mnie, nie dzwoń, nie przychodź do mnie! Nic! Jesteś taki jak każdy! - kilku ludzi rozglądało się za nami. Nie zwracałam na nich uwagi. Pobiegłam przed siebie, zostawiając Jamesa samego. Nie biegł za mną, nawet nie krzyczał. Poczułam ulgę. Po chwili zatrzymałam się, żeby złapać oddech. Oparłam się o jakiś budynek. Nie chciałam wracać do domu. W dodatku... W domu nie miałam już ani grama kokainy. Devon znalazł rano małą paczuszkę w samochodzie. Wkurzył się i spuścił ją w kiblu. Wzięłam jeszcze kilka głębokich oddechów i ruszyłam w stronę osiedla, na którym mieszkał Tyler. Dlaczego Tyler...? No cóż. Nie był dla mnie tylko kolegą. Poznałam go dokładnie w czerwcu 1985 roku, jak zaczynałam moją "karierę". I wtedy też pierwszy raz spróbowałam narkotyków. Zawsze czułam obrzydzenie do prochów, bo widziałam, co robią z ludźmi. Co zrobiły z moim bratem, który już nie wytrzymywał z uzależnieniem i zdecydował się na złoty strzał. Ale wiedziałam, że każdy w tej branży ćpa. Nie chciałam być gorsza i spróbowałam. Od tamtego czasu byłam stałą i ulubioną klientką Tylera. Tyler był moim dilerem... i kochankiem. Był cholernie seksowny, miał ponad 30 lat, mieszkał sam, a oprócz tego... miał niesamowity towar i nie chciał ode mnie pieniędzy. Chciał tylko seksu. Wiem, że to nie było w porządku. W końcu byłam zaręczona. Ale nie mogłam zmienić Tylera na kogoś innego. Miał najlepszą kokainę. I był niesamowicie dyskretny. Wiedział kim jestem i czym się zajmuję. Ale nigdy nie leciał do mediów i nie mówił gazetom, że jest moim dilerem i kochankiem.
W końcu doszłam na nowoczesne zadbane osiedle. Mieszkania były piękne, duże i luksusowe. Miały niesamowite widoki z okien, w szczególności nocą. Lubiłam spędzać tutaj czas, chciałam mieć takie mieszkanie. Devon jednak wolał nasze osiedle i nasze mieszkanie w spokojnej dzielnicy, gdzie mieszkali normalni ludzie i nie mieli nawet pojęcia, czym się zajmujemy.
Weszłam do klatki schodowej i wjechałam windą na 6. piętro. Zapukałam. Nikt nie otworzył. Najwyraźniej Tyler nie wrócił jeszcze z klubu... Usiadłam na schodach. Miałam tylko nadzieję, że nikt mnie nie zauważy. Mój diler nie szwendał się po ulicy w podejrzanych dzielnicach, tylko załatwiał wszystkie sprawy w swoim domu. Jak go nie było w mieszkaniu, nie lubił, gdy ktoś na niego czekał. Bał się, że wtedy ktoś z sąsiadów może się czegoś domyślić i go sypnąć.
Na szczęście nie musiałam zbyt długo czekać. Zobaczyłam po kilkunastu minutach, jak Tyler wchodzi po schodach i szuka kluczy po kieszeniach. Kiedy mnie zobaczył, popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Co ty tu robisz? Myślałem, że spędzasz wieczór z Jamesem Hetfieldem. - zaśmiał się cicho i stanął obok mnie.
- Daj spokój... - spuściłam wzrok i westchnęłam cicho. - Dev znalazł dzisiaj rano moją działkę... Spuścił ją w kiblu. Masz coś dla mnie...?
- Dla ciebie zawsze. - objął mnie lekko i otworzył drzwi. - Wejdźmy do środka. Nie chcę, żeby ktoś nas zobaczył.
Kiwnęłam głową i weszliśmy do jego mieszkania. Dostałam działkę, wciągnęłam jedną kreskę i spędziłam z Tylerem całą noc.

Devon

Stałem oparty o blat kuchenny i zerkałem nerwowo przez okno. Odstawiłem kubek z zimną już kawą na stół i westchnąłem głośno. Susie nie było całą noc. Większość osób na moim miejscu zgłosiłaby już na policję jej zaginięcie, ale ja wiedziałem, że ona wróci. Znowu może opiła się w jakimś klubie i spała w samochodzie, albo spędziła noc u Tiffany. Jakiś czas później usłyszałem jak ktoś wchodzi do mieszkania. Rzuciłem jeszcze wzrokiem na zegarek. Kilka minut po 10:00. Wyszedłem z kuchni i ruszyłem w stronę przedpokoju. Susan właśnie ściągała swoją skórzaną kurtkę. Popatrzyłem na nią. Włosy miała rozczochrane, nie miała makijażu, wyglądała na zmęczoną.
- Mogę wiedzieć gdzie byłaś całą noc?
- U Tiffany.
- Mogłaś zadzwonić, Tiffany ma telefon. Nie spałem całą noc.
- Przepraszam...
Podszedłem bliżej niej. Poczułem zapach męskich perfum.
- Na pewno byłaś u Tiffany...? - spojrzałem na nią podejrzliwie.
- Nie wierzysz mi...?
- Ciężko żebym ci wierzył. Dużo razy straciłem do ciebie zaufanie.
- Daj spokój...
- Śmierdzi od ciebie męskimi perfumami. Gdzie byłaś?
- O co ci chodzi? Ktoś się otarł o mnie w metrze... - próbowała się tłumaczyć i uciekała wzrokiem. Dotknąłem jej twarzy i uniosłem ją lekko do góry. Spojrzałem jej w oczy. Rozszerzone źrenice. - Jak zawsze...
- Kochanie...
- Nawet nie próbuj mi się tłumaczyć. - wziąłem jej torebkę, która wisiała na wieszaku i wysypałem całą jej zawartość na podłogę. Wypadły jakieś kosmetyki, portfel, notes, kartki, opakowanie gum do żucia, długopis i oczywiście mała paczuszka z białym proszkiem. Podniosłem ją.
- To moje... Zostaw to...
- Nie będzie ćpania w moim domu. Idź się połóż spać.
- Ale Devon...
- Powiedziałem, że masz iść spać. Nie dyskutuj ze mną.
Susie cicho westchnęła. Popatrzyła na swoje rzeczy, które leżały porozrzucane po podłodze. Uklękła, pozbierała je, wrzuciła do torebki i zawiesiła ją z powrotem na wieszaku. Spojrzała jeszcze na mnie smutnym wzrokiem i bez słowa poszła w stronę naszej sypialni. Poszedłem do łazienki i spuściłem w toalecie kolejną działkę kokainy. Miałem już dosyć.

sobota, 18 stycznia 2014

The Unforgiven - rozdział 5.

chyba nie mam nic do powiedzenia :D
życzę miłych ferii tym co je mają i tym co będą je mieć. ja niestety mam teraz, w pierwszym terminie. nie lubię.
w końcu w opowiadaniu zaczyna się coś dziać.

Devon

Leżałem już w sypialni i próbowałem zasnąć, kiedy usłyszałem hałasy dobiegające z przedpokoju. Nie wstawałem, wiedziałem, że to Susie. Chyba nikt nie hałasował tak jak ona. W dodatku usłyszałem kilka przekleństw, więc po głosie poznałem, że to moja narzeczona. Rzuciłem wzrokiem na zegarek. Kilka minut po 23:00. Powinienem teraz wstać i zasypać ją pytaniami, gdzie i z kim była tyle czasu. Ale na pewno by mi nie odpowiedziała. Zawsze po takim przesłuchaniu niczego się od niej nie dowiadywałem.
Tym razem było inaczej. Susie weszła po cichu do sypialni i usiadła obok mnie na łóżku.
- Śpisz? - spytała cicho.
- Nie wiem.
Nie odpowiedziała. Chociaż było ciemno, wyobraziłem sobie jej minę.
- Jak to "nie wiem"?
- Bo najczęściej nie interesuje cię to, czy śpię czy nie. Po prostu kładziesz się obok i bez słowa idziesz spać.
- Devon... przepraszam...
Miałem wrażenie, że się przesłyszałem. Podniosłem się i zapaliłem lampkę nocną. Spojrzałem na jej twarz. Wzrok miała utkwiony w podłodze, a na policzkach dostrzegłem rozmazany tusz do rzęs. Płakała.
- Susan, co się stało?
- Nic się nie stało... po prostu... byłam u ojca.
- No i? Co u niego?
- Nie chcę dzisiaj o tym rozmawiać... ale... po wizycie u niego... ehh... - Susie zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. - Devon, naprawdę przepraszam... kocham cię...
Popatrzyłem na nią zdziwiony. Usłyszeć słowa: "Kocham cię" od Susie to była rzadkość. Sam nie miałem pojęcia, kiedy ostatni raz mi to powiedziała. Spojrzałem jej prosto w oczy. Były całe przekrwione. Nie tylko od płaczu. Głośno westchnąłem.
- Susan, idź spać.
- A-ale...
- Nie będę dzisiaj z tobą rozmawiał! - krzyknąłem i wstałem z łóżka. - Jesteś naćpana!
- Dev, tylko jedna kreska...
- Codziennie to kurwa słyszę! "Tylko jedna kreska"! Za chwilę kreskę zamienisz na strzykawkę i wiesz co wtedy będzie?! Będziesz gotowa zabić za działkę, a każda kolejna będzie mogła być twoją ostatnią! Chcesz tego?!
- A-ale...
- Kurwa, mam cię dosyć, ty pierdolona ćpunko! - wydarłem się i popchnąłem ją na ścianę, po czym wybiegłem z sypialni. Poszedłem do kuchni i usiadłem na blacie, opierając głowę o szafkę kuchenną. Nie panowałem nad sobą. Może to dziwne, ale nałóg Susie bardziej wykańczał mnie niż ją. Ona nic sobie z tego nie robiła. Ćpała w swojej garderobie, w samochodzie, w garażu. Miała gdzieś to, że wsiada za kierownicę pod wpływem narkotyków, nie obchodziło ją to, że może spowodować wypadek samochodowy, zabić siebie i niewinnych ludzi, nie interesowało ją, że martwię się o nią. Myślała tylko o sobie. Ja bałem się bez przerwy. Że z kokainy przerzuci się na heroinę. Że skończy na ulicy, że na czworakach będzie szukała brudnych strzykawek na dworcu, żeby sobie tylko władować, że zarazi się AIDS.
Dlaczego nie zaciągałem jej na żaden odwyk, skoro tak się o nią bałem? Susie nie chciała wyjść z uzależnienia. Lub chciała, tylko nie miała odwagi o tym nikomu powiedzieć i bała podjąć się leczenia odwykowego. Ale jeśli narkoman nie chce się leczyć, to praktycznie nie ma już żadnych szans. Dopiero jak wszystko straci, przyjmie w końcu od kogoś pomoc i są szanse, że uda mu się wyjść z nałogu i znowu będzie normalnym człowiekiem. A Susan miała przecież wszystko. Mieszkanie, pracę, w której zarabiała tysiące dolarów za jeden film, no i narzeczonego, który jej na wszystko pozwalał.
Dlaczego? Nigdy nie odważyłem się podnieść na nią ręki. Nie potrafiłem, chociaż czasami naprawdę chciałem. Myślałem, że skoro rozmowy, prośby, groźby i błagania nie pomagają, to biciem przemówię jej jakoś do rozsądku. Ale nic z tego. Nie umiałem jej uderzyć. Susie zawsze była taka krucha i bezbronna. Do tego strasznie chuda, z tymi wielkimi przestraszonymi oczami i zbolałą miną. I tak naprawdę to miałem tylko ją. Nie miałem rodziny, tak samo jak ona, więc chciałem traktować ją jak księżniczkę. Najważniejszą osobę w moim życiu. Nie jeden facet na moim miejscu już dawno by ją zostawił. Kto chciałby być z dziewczyną, która po kryjomu wciąga kokainę, gra w filmach porno, nie okazuje żadnych uczuć, nie docenia starań swojego chłopaka? Cóż, ja chciałem. I byłem z nią cały czas. Kochałem Susie. Naprawdę ją kochałem. Zawsze chciałem dla niej jak najlepiej, chciałem stworzyć z nią rodzinę, zacząć normalnie żyć i pracować.
Zeskoczyłem z blatu i poszedłem do sypialni. Susan leżała na łóżku z twarzą w poduszce i płakała. Usiadłem obok niej i pogłaskałem ją po plecach.
- Przepraszam kochanie...
- To ja przepraszam... - wyszlochała, podnosząc się i przytulając się do mnie. - Za wszystko... Za to, że marnuję ci życie... Za to, że w ogóle ci go nie ułatwiam, tylko pogarszam... Za to, że się ze mną męczysz... Za to, że przeze mnie straciliśmy dziecko... Za to, że bez przerwy przekładam datę ślubu... Za to, że...
- Stój. Już przestań. Wszystko rozumiem... - szepnąłem jej na ucho, gdy tak siedziała wtulona we mnie. - Kocham cię najbardziej na świecie...
Jeszcze długo mogłaby wymieniać, za co mnie przeprasza. Ale nie mogłem dłużej tego słuchać. Wracały wszystkie wspomnienia, dochodziło do mnie, że nasze życie nie jest do końca normalne... Że w końcu ona przedawkuje, albo ja sam ją zabiję którejś nocy. To wszystko nie mogło tak dalej wyglądać.

James

Od przypadkowego spotkania Susan w sklepie coraz częściej się widywaliśmy. Czy to na imprezie, czy w jakimś klubie, czy w parku. Susie w dalszym ciągu była bardzo tajemnicza i wielu rzeczy nie chciała mi zdradzić. Na przykład tego, gdzie pracuje czy jak układa jej się z facetem. Nigdy nie zaprosiła mnie do swojego mieszkania. Nie chciała nawet przyjść do mojego, bo bała się, że trafi na moich kumpli z zespołu.
Któregoś sobotniego wieczora nie miałem nic ciekawego do roboty, więc wybrałem się do klubu Troubadour, gdzie miał dać koncert jeden z lokalnych zespołów. Kiedy tylko wszedłem do środka od razu poznałem Susan, która siedziała przy stoliku w mało widocznym miejscu z jakimś starszym facetem. Na oko miał ponad 30 lat.
- Susie! - krzyknąłem, podchodząc do nich. Blondynka odwróciła się i uśmiechnęła się do mnie.
- Cześć. Co tutaj robisz? - spytała ledwo słyszalnie. W klubie było głośno, a ona ledwo mówiła. Nie była pijana, nie wyczuwałem też od niej alkoholu. Wyglądała na strasznie zmęczoną. Nawet mocny makijaż tego nie ukrył.
- Nie miałem co robić sam w mieszkaniu, więc przyszedłem. Miło cię widzieć... I ciebie również. - rzuciłem wzrokiem na jej... kolegę. Tak, wtedy myślałem, że jest jej kolegą.
- Tyler. - oznajmił z uśmiechem.
- James, miło mi. W każdym razie... - tutaj popatrzyłem tajemniczo na Susan. - Możesz coś dla mnie zrobić?
- Co takiego?
- Napij się ze mną. - zaśmiałem się. - Nic więcej.
Blondynka najpierw zmrużyła oczy, a po chwili skinęła głową i blado się uśmiechnęła. Spojrzała na swojego towarzysza i podeszła do niego. Powiedziała mu coś na ucho, a po chwili pocałowała w policzek i szarpnęła mnie za rękaw mojej skórzanej kurtki. Ruszyliśmy w stronę baru i usiedliśmy na dwóch wolnych miejscach. Zamówiłem dwie kolejki wódki i przyjrzałem się jej.
- Twój kolega nie będzie zły, że cię tak porwałem?
- Nie miał nic przeciwko. Pewnie jutro jeszcze się z nim spotkam.
- A co tam u twojego faceta?
Szczerze mówiąc w ogóle mnie to nie interesowało. Ale ciekawiło mnie to, że nigdy nie chce mi o nim opowiadać, a teraz dowiaduję się, że spędza sobotni wieczór ze swoim kolegą. Ja na jego miejscu nie byłbym zbyt zadowolony.
- Nic takiego.
- Dlaczego nigdy nie chcesz mi o nim opo...
- Jam, nie chcę rozmawiać o moim narzeczonym. - przerwała mi lekko poirytowana. Kiwnąłem tylko głową i wziąłem do ręki swoją kolejkę. Susie zrobiła to samo i bez słowa przechyliła swój kieliszek, krzywiąc twarz w grymasie. Odstawiła go z hukiem na blat i odkaszlnęła. Zamówiłem po jeszcze jednej kolejce dla nas, a blondynka popatrzyła na mnie przymulonym spojrzeniem.
- Nie próbujesz mnie upić, prawda? Wiesz jak to się skończy? - zapytała ochrypłym głosem.
- Z tobą na mnie. - powiedziałem, puszczając do niej oczko. Nie skomentowała. Wzięła swój kieliszek i jednym łykiem wypiła całą jego zawartość. - A teraz to kto chce się upić, co?
- Ja... mhm...
- Kiedy jesteś trzeźwa, jesteś bardziej nieśmiała... - przysunąłem się bliżej niej i zacząłem się bawić jej włosami.
- Każdy tak ma. - odpowiedziała cicho, a ja...uciszyłem ją. Pocałunkiem. Susan nawet się nie opierała. Nie wiem, czy była zbyt pijana, zmęczona, czy po prostu jej się spodobało. Przerwałem powoli pocałunek i spojrzałem na nią niepewnie, a ona spuściła wzrok.
- Muszę iść do łazienki. - rzuciła i wstała ze swojego miejsca, zostawiając mnie w szoku. Bałem się, że wcale nie idzie do toalety tylko po prostu wymyśliła jakąś historyjkę, żeby tylko wyjść z lokalu. Popatrzyłem na drzwi łazienki i zobaczyłem, że Susie za nimi znika. Poczułem ulgę, że nie próbuje przede mną uciec. Zapłaciłem rachunek i podszedłem do drzwi damskiej toalety. Kilka sekund później wyszła z niej Susan i pociągnąłem ją w moją stronę.
- Hej, tutaj jestem. - powiedziałem, puszczając ją. - Myślałem, że chcesz mi uciec.
- Nie, ja tylko... - wymruczała ledwo słyszalnie. Sama pewnie nie wiedziała, czy to efekt zmęczenia czy alkoholu, że nawet nie potrafiła się wysłowić. Pocałowałem ją jeszcze raz i objąłem ją w talii, po czym chwilę później wyszliśmy razem z klubu.