sobota, 22 listopada 2014

The Unforgiven - rozdział 21.

hej, witajcie! zapraszam na rozdział 21! nie wiem kompletnie co mogę wam jeszcze napisać, więc napiszę tak: miłego czytania, komentujcie, miłej soboty i niedzieli oraz moja chamska reklama - zapraszam na mojego tumblra! :) http://captive-honour.tumblr.com/

James
Wszystko zaczynało się powoli układać. Było dokładnie tak jak dobre kilka miesięcy do tyłu. Miałem wrażenie, że poznałem Susie na nowo i po raz kolejny się w niej zakochałem. Była inna, nie była już taka nerwowa, nie oglądała się co chwilę za innymi facetami, była miła i urocza. Budziła się rano obok mnie, zawsze wyglądała tak słodko i niewinnie. Często się uśmiechała. Jej uśmiech był chyba najpiękniejszą rzeczą, która mogła mnie spotkać zaraz po przebudzeniu.
Po raz pierwszy od długiego czasu gdzieś w końcu razem wyszliśmy. Poszliśmy coś zjeść do jakiejś włoskiej knajpy. Było miło, nie kłóciliśmy się, nikt nam nie przeszkadzał.
- Na co tak patrzysz? - spytała nagle, odkładając widelec.
- Na ciebie.
Uśmiechnęła się lekko.
- Susie... myślisz, że teraz nam się ułoży? Że naprawdę już razem będziemy?
Wzięła ponownie widelec do ręki i zaczęła grzebać w swoim niedokończonym daniu.
- Wiesz... nie wiem. Ja nie potrafię powiedzieć, że to jest facet z którym chcę być zawsze, z którym wezmę ślub i będę miała dzieci. To nie jest dla mnie proste. Moje związki tak się już kończyły, że... nie wiem co będzie jutro. Nie wiem jak to wszystko będzie wyglądać.
- Rozumiem cię, ale wiesz...
- Nie, James, nie wiem. Nie wiem co będzie jutro, za tydzień, miesiąc, rok. Może cię znienawidzę, może ty zapijesz się na śmierć, może będę w ciąży, może weźmiemy ślub. Nie wiem co będzie.
- Opcja ze ślubem mi się podoba.
Zaśmiała się cicho.
- Za szybko.
- Znam ludzi, którzy brali ślub po kilku dniach znajomości.
- Ale ja taka nie jestem. Muszę dobrze poznać człowieka. W żadnym moim związku nigdy nie śpieszyło mi się do ślubu.
- Byłaś już zaręczona, całkiem długo.
- Właśnie, długo. - zauważyła i wzięła szklankę z sokiem do ręki. - Kiedy zaczęło się coś psuć, zaczęłam się wahać, czy naprawdę chcę z nim być do końca życia. Dlatego cały czas przekładałam datę ślubu.
Kiwnąłem głową i nic nie powiedziałem.
- James, nie chcę robić ci przykrości. Powinieneś to zrozumieć. Nie znamy się aż tak długo. I wiesz dobrze, jakie mam za sobą przejścia, jeśli chodzi o związki. Zobaczymy, jak nam się razem mieszka, żyje... i wtedy zobaczymy co dalej...
- Rozumiem cię.
- Dziękuję.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę, aż w końcu postanowiliśmy wracać. Susie była śpiąca. Zapłaciłem za kolację, wyszliśmy z lokalu i pojechaliśmy do domu.


Susie
Jak wyglądała moja relacja z Jamesem? Ciężko było mi to określić. Cały czas tęskniłam za Tylerem i zastanawiałam się, co właściwie się z nim stało. To było dobijające. Na policji twierdzili, że mam sobie nie robić nadziei, że kiedykolwiek odnajdą jego ciało, a Cameron pewnie już siedzi w innym państwie ze zmienionym nazwiskiem i fałszywymi dokumentami. Mówiąc w skrócie - byłam w ciemnej dupie.
W czwartek obudziłam się wcześnie rano, a Jamesa już nie było w domu. Metallica pracowała nad nowym albumem. Pierwszym albumem z Jasonem Newstedem. Nie miałam kompletnie nic do roboty, więc zrobiłam kurczaka z ryżem i warzywami, kanapki i upiekłam czekoladowe muffinki. Było tego naprawdę sporo. Ja i James jedlibyśmy to przez tydzień, więc postanowiłam zanieść trochę chłopakom do studia. Zapakowałam wszystko i wyszłam z mieszkania. Pogoda była świetna, niebo bez ani jednej chmury, słońce grzało i raziło w oczy. Wsunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne i poszłam do studia. Zobaczyłam Jasona, który stał przed wejściem i pił kawę.
- Cześć! - przywitałam się z nim.
- Cześć Susie. Co słychać?
- Jakoś leci. Chłopaki są?
- W środku. Zrobiliśmy sobie przerwę.
- Dobrze się składa. Przyniosłam wam coś do jedzenia. Nagotowałam tego wszystkiego jak dla wojska, nie wyrzucę tego przecież...
- A co tam masz? - zaciekawił się i zajrzał do torby.
- Muffinki, kanapki, kurczak z ryżem i warzywami...
- Zrobiłem się głodny. Chodź.
Weszliśmy do środka i poszliśmy na górę. W studiu zobaczyłam Jamesa, Larsa, Kirka i dwóch innych facetów, których wcześniej nie widziałam. Jam spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Cześć. - wstał i pocałował mnie w policzek. - Co tu robisz?
- Przyniosłam wam coś w miarę normalnego do jedzenia, tutaj pewnie jecie tylko pizzę...
- Wiesz, że nie musiałaś...
- Ale chciałam. - uśmiechnęłam się i podałam Larsowi torbę z jedzeniem. W czasie kiedy chłopcy jedli, ja trochę z nimi posiedziałam i pogadałam.
- Jak myślicie, nasz nowy album odniesie większy sukces niż płyta Megadeth? "So Far, So Good... So What!" cały czas zgarnia dobre opinie i zajebiście się sprzedaje. - powiedział Kirk, biorąc kolejną babeczkę do ręki.
- Co ty w ogóle nas z nimi porównujesz? Ich gówniany album nawet nie może się równać z naszym. Te ćpuny ledwo go nagrały, a my? Pełna kultura. - stwierdził Lars, po czym głośno beknął i rzucił na podłogę pustą puszkę po coli. James spojrzał na niego zdegustowany, a ja odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Dave Mustaine naprawdę jest takim skurwielem?
Zapadła dziwna cisza.
- Dave jest po prostu... - James szukał odpowiednich słów. - Trudnym człowiekiem...
- Jest zwykłym chujem, nie oszukujmy się... - powiedział cicho Kirk.
- Ćpunem, alkoholikiem, który posuwa wszystko co się rusza. Nie ma do nikogo ani niczego szacunku. - dodał Lars.
Zaciekawił mnie. Tacy ludzie jak Dave kręcili mnie właśnie najbardziej. Lubiłam, kiedy facet był facetem, a nie pizdą. Lubiłam poniżenie. Lubiłam, kiedy nade mną dominował. To było cholernie podniecające.
Dźwięk gitary Kirka wyrwał mnie z zamyślenia. Wstałam ze swojego miejsca, pożegnałam się z chłopakami i wyszłam ze studia. Chciałam iść od razu do domu. Kiedy przechodziłam obok małej uliczki, poczułam jak ktoś mnie szarpie mocno za rękę do zaułka. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, tak błyskawicznie się to stało... poczułam, jak ktoś zakrywa mi usta i przyciska do muru. Kiedy zobaczyłam przed sobą Camerona, próbowałam krzyczeć, wyrwać się, uciec, uderzyć go... nic z tego. Wyciągnął zza pleców nóż i wziął dłoń z mojej twarzy.
- Nie próbuj nawet krzyczeć, albo potnę ci twarz.
W tym momencie bałam się nawet oddychać. Moje oczy zrobiły się mokre.
- Gdzie są moje pieniądze?
- W... w banku...
- Więc pojedziemy tam i je wypłacisz. 60 tysięcy. A zaraz po tym pojedziesz na policję i odwołasz wszystkie zeznania.
- A-ale... Tyler...
- Co?! Dziewczyno, nie wkurwiaj mnie nawet. Już dawno powinienem cię załatwić, ale jest mi ciebie zbyt szkoda. Zresztą, za dużo mam już ludzi na sumieniu. - powiedział i uśmiechnął się.
- Gdzie jest Tyler?
- Nie wiem. W rzece. Ciemno było.
- Dlaczego mi to zrobiłeś...? - rozpłakałam się. - Kochałam go...
- A myślisz, że on ciebie kochał?
- Byliśmy razem... kochał mnie, wiem to...
- Powinnaś wiedzieć kto jest z tobą dla pieniędzy, jesteś mądrą kobietą i na facetach się znasz. Kochał twoją kasę i dupę.
- Nie... - zaczęłam kręcić głową i zakryłam twarz dłońmi. Poczułam jak chwyta mnie za ramię i wyprowadza z zaułka, zaraz po tym wsiedliśmy do samochodu. Wszystko potoczyło się szybko, tak mechanicznie... pojechaliśmy się do banku, wypłaciłam pieniądze. Potem pojechaliśmy na policję. Wysadził mnie pod komisariatem i odjechał z pieniędzmi. A ja, nie wiedzieć czemu, poszłam tam i odwołałam wszystkie moje zeznania. Dlaczego to zrobiłam? Nie wiem. Może straciłam już nadzieję, że odnajdą ciało Tylera, a Cameron zostanie ukarany. Może nie chciałam już o tym myśleć i mieć to wszystko za sobą. A może po prostu uwierzyłam w to, co mówił Cameron. Że Tyler mnie nigdy nie kochał.

Devon
Pierwsze dni w nowym miejscu minęły ciężko. Inny stan, inne miasto, inne powietrze. Kompletnie nikogo nie znałem, ale to akurat nie miało dla mnie znaczenia. Chciałem mieć na razie spokój, nie chciałem żeby ktoś mnie odwiedzał i mi przeszkadzał.
Wieczorem stałem na balkonie i paliłem papierosa. Nigdy nie widziałem tak pięknych zachodów słońca jak w Arizonie. Wyrzuciłem niedopałek i wyszedłem z balkonu. W tym samym momencie zadzwonił telefon. Podniosłem słuchawkę.
- Halo?
- Witam, dodzwoniłam się do Devona Hayes? - usłyszałem głos jakiejś kobiety.
- O co chodzi?
- Dzwonię z magazynu "Hustler", chcieliśmy zaproponować sesję zdjęciową Lexxi Hope...
- Nie jestem już jej agentem. - przerwałem jej chłodno.
- O, nie wiedziałam...
- Nie jestem jej agentem, nie jesteśmy już w związku, odszedłem z wytwórni filmowej, z tego co mi wiadomo kontrakt Lexxi też się już skończył. Skąd pani w ogóle ma mój numer?
- Eee...
- Proszę więcej do mnie nie dzwonić. - odłożyłem słuchawkę. Nawet tutaj mnie znaleźli. Z tej branży człowiek chyba nigdy się nie uwolni. Podszedłem do jednej z szafek i zacząłem wyciągać z niej wszystkie papiery. Na samym dnie znalazłem ramkę ze zdjęciem, jedynym aktualnym zdjęciem Su, które miałem. Kiedy się wyprowadzała, zdążyła wszystko zabrać, zapomniała tylko o dwóch zdjęciach. Jednym naszym wspólnym, drugim swoim, które stało w salonie oprawione w ramkę. Popatrzyłem na nie i postawiłem je na szafce.
- Ciekawe co u ciebie... - powiedziałem cicho, spoglądając na fotografię. - Tęsknię za tobą...

wtorek, 11 listopada 2014

The Unforgiven - rozdział 20.

nawet nie wiecie jak się cieszę, że pod ostatnim rozdziałem pojawiło się więcej komentarzy. uwielbiam Was. mam nadzieję, że taki stan rzeczy się utrzyma :)
kolejny rozdział, Su opowiada trochę Jamesowi o swoim zawodzie. trzeba było poczytać trochę artykułów, haha. mam wrażenie, że rozdział Wam się spodoba.
miłego czytania i proszę o komentarze :)

Susie
Udało mi się zasnąć dopiero wtedy, kiedy z wielkiego okna w sypialni Jamesa widziałam wschodzące słońce i kolorowe niebo. Cały czas myślałam o Tylerze, o tym jak go zobaczyłam... o naszym związku, o Cameronie... Po moim policzku spłynęła kolejna ciepła łza. Odwróciłam się w stronę Jamesa i wtuliłam się w jego plecy.
Dlaczego traciłam każdego, kto był dla mnie ważny? Dlaczego każdy ode mnie odchodził? Karma do mnie wróciła, za te wszystkie zdrady i granie w filmach? Nigdy nie wierzyłam w takie gówno, ale tak nagle zaczęłam tracić wszystko... Tiffany, potem Devon, teraz Tyler... Naprawdę dało mi to do myślenia. Że możesz mieć wszystko, pieniądze, narzeczonego, fanów, karierę, najlepsze narkotyki. Jesteś na szczycie, każdy chce reżyserować filmy z twoim udziałem. Po chwili jesteś już na dnie. Jesteś ćpunką, granie cię męczy i nie sprawia żadnej przyjemności, nie masz nikogo, bo każdy od ciebie odszedł.
- Nie śpisz? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Jamesa. Spojrzałam w jego błękitne oczy i jasne włosy, które opadały na jego czoło. Odgarnęłam je.
- Już nie.
- Spałaś w ogóle?
- Może ze 2 godziny... - westchnęłam cicho.
James przeciągnął się i wstał z łóżka. Wciągnął na siebie swoje dżinsy i spojrzał na mnie.
- Co chcesz na śniadanie?
- Nie chcę, nie jestem głodna...
- Może zrobię ci kawę albo herbatę chociaż?
- Kawy mogę się napić. Mocnej.
Kiwnął głową i wyszedł z sypialni. Ja chwilę później również wstałam z łóżka. Miałam na sobie tylko koszulkę Jamesa. Podeszłam do jego szafy i wyciągnęłam z niej flanelową koszulę, którą zarzuciłam na siebie. Opatuliłam się nią i poszłam do kuchni, gdzie James akurat stawiał na stół kubek z kawą.
- Masz może wódkę?
- Wiesz, jest dopiero po 7:00 rano...
- Proszę...
Westchnął cicho i podszedł do jednej z szafek. Wyciągnął z niej butelkę Smirnoffa i podał mi. Okręciłam zakrętkę, upiłam łyk kawy dolałam do niej trochę wódki. Jam usiadł obok mnie.
- Picie nic ci nie da... może się przez chwilę zrelaksujesz, pójdziesz spać, a na drugi dzień będzie to samo...
- Nie powinieneś mnie pouczać w tych sprawach, wiesz? - popatrzyłam na niego i napiłam się.
- Su...
- Daj mi spokój... - wstałam z krzesła i z hukiem wsunęłam je z powrotem. Wzięłam kubek i poszłam z powrotem do sypialni. Wciągnęłam swoje obcisłe dżinsy i włożyłam w nie koszulkę Jamesa, którą miałam na sobie. Uczesałam się, założyłam moje białe adidasy za kostkę i pożyczyłam od Jamesa jego skórzaną kurtkę. Jam szybko się ubrał i pojechaliśmy do mieszkania Tylera. Po drodze w ogóle nie odzywaliśmy się do siebie.
- Mam iść tam z tobą? - spytał, kiedy chciałam już wychodzić z samochodu.
- Tak...
Kiwnął głową i wyszedł razem ze mną. Na klatce schodowej nikogo nie spotkaliśmy. Nikt pewnie nie miał nawet pojęcia, co się stało. Drzwi do mieszkania były otwarte. Weszliśmy po cichu do środka i... zamarłam. W środku panował idealny porządek. Nie było kałuży krwi na podłodze, śladów prowadzących do łazienki. Rozglądałam się wokół siebie jak szalona. Nawet na włączniku nie było tego drobnego czerwonego śladu. Wplotłam palce we włosy i oparłam się o stół. Kiedy tak sobie myślałam o obsesji Tylera na punkcie porządku, o jego pedantyczności... to naprawdę było dziwne i przerażające. James rozejrzał się i podszedł do mnie.
- Gdzie on jest?
- Co? - spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- No wiesz... twój chłopak. Jego ciało tak dokładnie...
Łazienka...
- Łazienka! - krzyknęłam i pobiegłam tam. Myślałam o tym porządku, o plamach krwi które zniknęły, że w ogóle zapomniałam o łazience, gdzie było ciało. Wbiegłam do pomieszczenia, zapaliłam światło i... nic. Wszystko było idealnie na czyste. Płytki, wanna, kosmetyki były równo poukładane.  - Nie... to niemożliwe...
Usłyszałam za sobą kroki Jamesa. Stanął za mną i położył rękę na moim brzuchu.
- Przecież tu nikogo nie ma.
- Powinien tu być... był tu wczoraj...
- Kurwa, Su...
- James, ja...
- Wiedziałem, kurwa, wiedziałem! - krzyknął na mnie. - Naćpałaś się i wymyśliłaś jakąś historię, że ktoś kogoś zabił! Ty pierdolona zaćpana oszustko!
- Nigdy bym nie wymyśliła czegoś takiego! - wybuchnęłam płaczem. - Nie biorę prawie od 2 miesięcy... - pociągnęłam nosem. - Kochałam go... kocham... leżał tu, dokładnie w tym miejscu...
- I co, zmartwychwstał, posprzątał i sobie poszedł?! Kurwa, zastanów się co ty mówisz! Może ty sama go zabiłaś?! Ukryłaś ciało i posprzątałaś?! Przychodzisz do mnie w nocy cała we krwi, twierdzisz że jakiś ćpun zabił twojego chłopaka, a w mieszkaniu nawet śladu krwi nie ma! Skąd bierzecie towar, co?!
- Tyler nie ćpał! Ja też już nie biorę! - wzięłam głęboki oddech i coś, co było na stole, przyciągnęło mój wzrok. Zmrużyłam oczy i podeszłam tam. Zobaczyłam 20-dolarowy banknot i trochę białego proszku, z którego była uformowana mała ścieżka. Obok leżała miętowa guma do żucia. Ćpałam z Cameronem ze 3 razy, ale za każdym robił dokładnie to samo. Wciągał kreskę i zaraz po tym brał do buzi gumę do żucia.
- On tu był...
- Co? - James był już porządnie zdenerwowany. Spojrzałam na niego.
- Patrz... kokaina.
- No widzę. Nic dziwnego w mieszkaniu ćpunów.
- Jam, proszę. Wysłuchaj mnie... popatrz na to. - podałam mu gumę do żucia. - To jest Camerona. On zawsze tak robił, kiedy wciągnął ścieżkę. Żuł miętową gumę. On tu był. Czekał na mnie. On musiał to wszystko posprzątać. I gdzieś ukryć ciało...
- I nikt by nie zauważył?
- Nie wiem... - westchnęłam cicho. - Ale on... ja mam wrażenie, że on znowu tu wróci. On nie odpuści.
- Posłuchaj... spakuj się, pojedziemy na policję... nie możesz tu wrócić.
Kiwnęłam głową i poszłam do sypialni, żeby spakować moje rzeczy. James wziął moje kosmetyki z łazienki, a potem przyszedł do mnie. - Mógłbyś wziąć to granatowe pudełko spod łóżka?
Uklęknął i wyciągał spod łóżka jedną z moich najważniejszych rzeczy. Pudełko było granatowe, trochę zniszczone. Było trochę popisane i poobklejane naklejkami.
- Co to jest?
- Wszystkie moje wspomnienia. Te lepsze i te gorsze. Zdjęcia, listy i tak dalej...
- Mogę obejrzeć?
- Kiedy indziej. Nie teraz...
Dokończyłam pakować swoje rzeczy. James pomógł je wziąć i zszedł już na dół. Ja rozejrzałam się jeszcze chwilę po mieszkaniu. Było mi tak cholernie smutno i nie chciałam się stąd wyprowadzać, ale co innego mogłam zrobić? Pociągnęłam za sobą walizkę i wyszłam z mieszkania.

James
Minęły 3 tygodnie. Pierwsze co zrobiliśmy tego dnia po wizycie w starym mieszkaniu Susie, to pojechaliśmy na policję, żeby Su złożyła zeznania. Nie chciała nigdzie jechać, ale udało mi się ją namówić. Musiała mieć zrobione testy na obecność narkotyków. Jak się okazało, wyszły negatywne. Wtedy po raz pierwszy uwierzyłem, że Susie nie kłamała. Czas mijał, ciała jej chłopaka nie odnaleziono, tak samo jak dilera, który prawdopodobnie go załatwił. Su była załamana całą sprawą. Miała problemy ze snem, śniły jej się koszmary, budziła się w nocy z krzykiem, miała wrażenie, że ktoś za nią chodzi. Rzadko wychodziła z domu. Starałem się jej pomagać.
Któregoś dnia w studiu nie mieliśmy nic do roboty, więc szybko wróciłem do domu. Udało mi się w końcu wyciągnąć Su na miasto. Pojechaliśmy do L.A. Live. Kupiliśmy mrożony jogurt i chcieliśmy się przejść.
- Susie... ile miałaś lat jak... no wiesz... trafiłaś do tej branży?
- Niecałe 20.
- Jak w ogóle do tego doszło? Chciałaś tego?
- Ja... chyba nie... nie widziałam innego wyjścia. Zostałam sama, potrzebowałam kasy, czyjejś uwagi...
- Uwagi?
- Wiesz, wszystkie dziewczyny które znałam, robiły to dlatego, że pragnęły uwagi. Robiły to, bo czuły, że nie mają innego wyjścia. Myślały, że staną się przez to sławne, dostaną rolę w prawdziwych filmach. Robiły to, bo były wykorzystywane seksualnie, wydawało im się, że uprawianie seksu dla pieniędzy jest naturalną koleją rzeczy. To samo było ze mną. - tłumaczyła spokojnie.
- Wiesz, widziałem z tobą parę filmów... - spojrzała na mnie, a mi zrobiło się trochę głupio. Akurat filmów z nią nie oglądałem dla przyjemności. Po prostu chciałem się dowiedzieć, czy to faktycznie prawda, że występuje w takich produkcjach. - I z innymi dziewczynami... zawsze mi się wydawało, że to im się podoba i sprawia im przyjemność.
- Największy mit. Sama rozpowszechniałam to kłamstwo. Zawsze gdy ktoś mnie pytał, czy podoba mi się to co robię przed kamerą, odpowiadałam, że robię to co lubię, uśmiechając się przy tym. A prawda jest taka, że robiłam to co musiałam, żeby mieć "pracę". Robiłam to, co wiedziałam że sprawi, że zyskam "sławę".
- Ale przecież mogłaś w każdej chwili z tego zrezygnować.
- To nie jest takie proste. W szczególności, jak masz już wyrobioną "markę" w tej branży. Jedyne, co sprawiło, że mogłam zrezygnować, to ciąża. Ale kiedy poroniłam, znowu do tego wróciłam.
- Tylko... dlaczego? - zawsze dosyć mnie to interesowało, a nigdy nie mieliśmy z Su okazji, żeby o tym pogadać. Zawsze unikała tego tematu.
- Posłuchaj, kariera w tej branży trwa może najdłużej 10 lat. Producenci cały czas żądają nowych twarzy, nowych młodych dziewczyn, dlatego doświadczone aktorki muszą im ustępować miejsca. Gdybym już z tego zrezygnowała i po kilku latach chciałabym wrócić... nie miałabym szans. Bo już miałam swoje 5 minut, których nie wykorzystałam.
- To doświadczenie zależy od czego, od ilości filmów, w których występujesz?
- Nie. Tu raczej chodzi o odpowiedni dobór filmów i współpracę z właściwymi ludźmi.
Byłem trochę w szoku. Mówiła o tym z takim spokojem, lekkością. Odpowiadała na wszystko szczegółowo. Jak prawdziwa weterenka. Była młodą dziewczyną, ale bardzo doświadczoną jeśli chodzi o te sprawy. Inaczej by pewnie sobie nie poradziła.
- Nie rozumiem za bardzo...
- Wiesz, tu trzeba być naprawdę sprytnym i mieć głowę do interesów. Aktorki z wyrobioną marką mogą przebierać w ofertach. Te mniej atrakcyjne i znane godzą się na bardziej ekstremalne sceny. Często z elementami przemocy i poniżenia. I wcale nie dostawały za to więcej pieniędzy ode mnie. - grzebała plastikową łyżeczką w swoim jogurcie.
- A jak dostajesz mało ofert? Albo za dużo?
- Mój były narzeczony był moim, że tak powiem, agentem. Był w tej branży dłużej niż ja. Kiedy ja tam trafiłam, on już był po drugiej stronie kamery. Reżyserował filmy. To on w moim imieniu negocjował stawki i inne korzyści wynikające z umów. On mówił, którą ofertę mam przyjąć, którą odrzucić. Aktorka nie może przesadzać z liczbą występów. Inaczej po prostu się znudzi, nie będzie dostawała nowych propozycji albo... będą ją zapraszać do niskobudżetowych produkcji. Ale jeśli też zbyt wiele razy powiesz "nie", pożegnają cię.
- Nie potrafię tego pojąć, jak... - starałem się ubrać to w słowa. - Jak twój facet potrafił reżyserować filmy z twoim udziałem, decydować w czym masz grać a w czym nie...
- Wiem, że to dziwne. Ale potrafiliśmy oddzielić pracę od życia prywatnego. Co innego w domu z chłopakiem, w twoim własnym łóżku, a co innego przed kamerą, w świetle fleszy i w niewygodnych pozycjach...
- Sądziłaś, że kiedyś trafisz do tej branży?
- Nie... ja miałam wtedy ledwo 20 lat, byłam nieśmiała, wyglądałam jak dziecko... miałam na zębach resztki aparatu, który ściągnęłam kombinerkami, pożyczoną bieliznę. Miałam tylko jednego chłopaka, z którym rozstanie bardzo przeżyłam. No i wtedy poznałam Devona. Zagrałam z nim w moim pierwszym filmie. I jakoś tak zaiskrzyło, zaczęliśmy się spotykać poza planem.
- Do innego... aktora nigdy czegoś takiego nie poczułaś?
- Nie... wiesz, aktora z którym grasz poznajesz może 20 minut przed kręceniem filmu. I albo go polubisz, albo znienawidzisz. U mnie w większości przypadków było to drugie. Wiem, że potem wielu z nich oczerniało mnie w wywiadach i twierdziło, że praca ze mną to męczarnia...
Zatrzymaliśmy się i utkwiła swój wzrok w ziemi. Dotknąłem jej twarzy i uniosłem lekko do góry. Wytarłem palcem resztki jogurtu z kącika jej ust. Zaśmiała się cicho i zaczęła wycierać.
- Wracamy do domu?
- Tak. - powiedziała i ruszyliśmy w stronę mojego samochodu.