kolejny rozdział! w końcu nowa bohaterka. aaaa, ja wiem, jakie teraz niektórzy możecie mieć myśli po pojawieniu się Kristen, ale mimo wszystko, zakończenie tej historii was zaskoczy, mam nadzieję, że nikt się go nie spodziewa... chociaż co chwilę się obawiam, że w ogóle nie umiem trzymać w napięciu i wiecie, co wydarzy się w każdym rozdziale, haha!
proszę o komentarze ♥
Susie
- Johnson!
Podniosłam głowę i rozejrzałam się. Poniszczone ławki, zapisana tablica, porysowana książka od historii, szydercze uśmiechy uczniów i zirytowany nauczyciel stojący obok. Wyprostowałam się i wzięłam głęboki oddech.
- Kto w 1801 roku został trzecim prezydentem Stanów Zjednoczonych?
- Nie wiem, nie uczyłam się...
- Johnson, czy ty w ogóle otwierasz książki w domu? Weź się do nauki, a nie imprezy ci w głowie.
- Przecież nikt jej nie zaprasza na imprezy. - powiedziała Emma, kapitanka drużyny cheerleaderek. Cała klasa wybuchnęła śmiechem, a nauczyciel pochylił się nade mną.
- Masz jakieś problemy?
Spojrzałam na niego zaszklonymi oczami.
- Przyjdź do mnie po lekcjach. - powiedział cicho i wrócił do prowadzenia zajęć.
Otworzyłam oczy i poprawiłam się na siedzeniu. Znowu ten przeklęty sen. Rozejrzałam się po samolocie. W końcu wracaliśmy do LA. Wiedziałam jednak, że nasze życie się diametralnie zmieni. Wszystko będzie inne. Nie miałam już szans na usunięcie ciąży. Musiałam urodzić to dziecko.
Spojrzałam na Jamesa, który siedział obok mnie. Spał, a włosy opadały mu na twarz. Przysunęłam się do niego i odgarnęłam mu za ucho kilka kosmyków. Poruszył się delikatnie i spojrzał na mnie, mrużąc oczy.
- Przepraszam...
- Wszystko ok... - powiedział lekko zachrypniętym głosem. Przytuliłam się do niego, a on objął mnie ramieniem.
- Skoro tak bardzo chcesz zostać ojcem to powinieneś przestać pić.
- Piję tyle co każdy.
- Będziesz miał dziecko. Jeśli myślisz, że będziesz się upijał do nieprzytomności, a ja będę sama je wychowywać, to się grubo mylisz.
- Do czego zmierzasz?
- Oddam je do adopcji.
- Myślałem, że już sobie to wyjaśniliśmy.
- Wyjaśniliśmy sobie sprawę ciąży. Nie twojego alkoholizmu. - powiedziałam poważnie, przyglądając mu się z boku.
- Tylko w trasie piję więcej. Ciężko nie pić... - spuścił wzrok. - W domu będę pił mniej, obiecuję.
Miałam ochotę powiedzieć, żeby przestał pić w ogóle. Ja musiałam skończyć z narkotykami całkowicie, a nie częściowo. Nie chciałam jednak się kłócić, kiedy w końcu zrobiło się trochę spokojniej. Najważniejsze, że obiecał przystopować z alkoholem.
Przymknęłam oczy. James pogłaskał mnie po włosach i pocałował w czoło.
- Kocham cię, Su.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Dawno mi tego nie mówił. Chwilę później zasnęłam, wtulona w niego.
James
Minęły dwa miesiące, odkąd wróciliśmy z trasy. Naprawdę cieszyłem się, że za parę miesięcy zostanę ojcem. Starałem się nie myśleć o tym, że organizm Susie jest słaby i jest szansa, że może stracić dziecko oraz że niedługo znowu trzeba będzie wejść do studia, a Su zostanie w domu sama. Najważniejsze, że teraz mogłem z nią być cały czas.
Susan jednak nie dawała mi powodów do zmartwień. Obawiałem się, że znowu będzie znikać na całe noce, nie wiadomo z kim i po co. Siedziała jednak cały czas w domu, bała się nawet wyjść do sklepu czy na spacer. Mimo że nie dostrzegałem jakichś większych zmian w jej wyglądzie, ona miała wrażenie, że tyje, brzydnie i starzeje się. Nie przejmowałem się tym ani trochę, tłumaczyłem to sobie tym, że jest w ciąży i takie zachowanie jest normalne.
Któregoś wieczoru wybrałem się z Jasonem i jego dziewczyną, Lauren, do House of Blues. Su siedziała grzecznie w domu i czytała magazyny o modzie, więc postanowiłem zabrać się razem z nimi. Chcieliśmy po prostu napić się i miło spędzić czas. Załapaliśmy się też na koncert miejscowego zespołu. Początkowo w ogóle nie zwracaliśmy na nich uwagi, dopóki na scenę nie weszła wokalistka. Nie widziałem jej za dobrze, bo siedziałem trochę za daleko. W oczy rzucała się burza długich kręconych włosów. Miała na sobie obcisłe dżinsy, kowbojki i koszulkę z rozcięciami pod pachami. Rozmawiała ze swoim gitarzystą, kręciła się po scenie i patrzyła, czy wszystko jest w porządku. Odwróciłem się znowu w stronę baru i napiłem się.
Kiedy jednak zaczął się koncert i usłyszałem wokal tej dziewczyny, prawie wypuściłem szklankę z ręki. Zespół grał dobrze, ale to właśnie ona skupiała na sobie największą uwagę i miała prawdziwą charyzmę. Nigdy nie słyszałem takiego damskiego głosu. Zachrypnięty, mocny rockowy głos, a w balladach miły, delikatny i czarujący, głos małej słodkiej dziewczynki. Patrzyłem na nią zahipnotyzowany. Mógłbym jej słuchać godzinami.
Po niecałej godzinie zeszli ze sceny. Jason odwrócił się w moją stronę.
- Wow! Niesamowita dziewczyna. - powiedział głośno, a ja i Lauren przytaknęliśmy.
Jakieś 30 minut później zobaczyłem, jak żegna się z kolegami z zespołu i wychodzi zza kulis. Kierowała się w stronę wyjścia.
- Poczekajcie. - wstałem i pobiegłem w jej stronę. Szarpnąłem ją za rękę, a ona popatrzyła zszokowana. - Przepraszam, nie chciałem...
Spojrzała na mnie swoimi brązowymi oczami spod długich czarnych rzęs.
- Jestem James. - wyciągnąłem rękę w jej stronę. Ściągnęła skórzaną rękawiczkę bez palców i podała mi dłoń.
- Znam cię... - odezwała się w końcu. - Kristen.
- Może wyjdziemy na chwilę na zewnątrz?
- W zasadzie trochę się spieszę...
- Zajmę ci chwilę.
- Dobrze... chodźmy. - wyszliśmy z klubu i usiedliśmy na schodach.
- Masz wspaniały głos. - powiedziałem szczerze, a ona się uśmiechnęła. - Dlaczego jeszcze o tobie nie słyszałem, nie mam twojej płyty?
- Może nie mam wystarczająco wspaniałego głosu? Albo za mało szczęścia?
- Skoro takiemu Larsowi się udało to tobie również.
Zaśmiała się cicho i odgarnęła włosy za ucho.
- Pogodziłam się z tym, że zawsze będziemy grali w klubach za marną kasę.
- Mogę zobaczyć? - spytałem, chwytając ją za dłoń. Zauważyłem tatuaż na zgięciu ręki. Drobny ozdobny napis. - Never Lose Hope...
Zaczerwieniła się.
- Chyba nie powinnaś tak mówić, mając taki tatuaż... masz jeszcze jakieś?
- Jeszcze kilka. - wstała ze swojego miejsca. - Muszę już wracać. Dzięki za rozmowę.
- Zaczekaj. - również wstałem. - Masz coś do pisania?
- No... - mruknęła niewyraźnie i zajrzała do torebki. Wyciągnęła z niej jakiś stary paragon i długopis. Zapisałem szybko mój numer.
- Zadzwoń do mnie. Może podrzucisz mi jakieś swoje nagrania, pokażemy paru właściwym osobom?
- Wybacz, ale raczej nie... - wrzuciła zapisany papierek do torebki.
- Kristen...
- Muszę iść. Cześć.
Zeskoczyła z dwóch ostatnich ostatnich schodów i pobiegła przed siebie. Patrzyłem na jej sylwetkę znikającą za zakrętem i wróciłem do klubu.
***
Leżałem już w łóżku, a po głowie chodził mi kawałek tekstu "Welcome Home". Susie spała obok jak zabita. Wcześniej mogla siedzieć całymi nocami i coś robić, a teraz potrafiła przesypiać jakieś 20 godzin na dobę. Obróciłem się na bok i utkwiłem swój wzrok w ścianie, którą oświetlało jasne światło z ulicy. Uświadomiłem sobie kilka rzeczy - nie wziąłem numeru telefonu do Kristen. Wątpiłem, że sama do mnie zadzwoni, a zależało mi na jej nagraniach. Nie znałem nawet nazwy jej zespołu, bo trafiliśmy na ich koncert przez przypadek. Jej nazwiska też nie znałem, adresu również. Chodzenie po każdym klubie, w którym mogła grać koncert, żeby o nią zapytać zajęłoby wieki.
Ta dziewczyna miała w sobie coś magicznego. Coś, co niesamowicie do niej przyciągało. Nie był to tylko jej głos i wygląd. Roztaczała wokół siebie dziwną aurę. Była tajemnicza i małomówna, zupełnie inna niż na scenie. Czułem potrzebę porozmawiania z nią, chciałem ją lepiej poznać. I zobaczyć resztę jej tatuaży.
Ta dziewczyna miała w sobie coś magicznego. Coś, co niesamowicie do niej przyciągało. Nie był to tylko jej głos i wygląd. Roztaczała wokół siebie dziwną aurę. Była tajemnicza i małomówna, zupełnie inna niż na scenie. Czułem potrzebę porozmawiania z nią, chciałem ją lepiej poznać. I zobaczyć resztę jej tatuaży.