Strony

sobota, 26 marca 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 22.

DAWNY DAVE WRÓCIŁ.

i wesołych świąt :)

Shanell
- A kto się tak ładnie do mnie uśmiecha? - spytałam cicho patrząc na Milana, który od kilku minut spoglądał na mnie i szczerzył się. Wyciągnęłam go z wózka. Jedną ręką go podtrzymywałam, a drugą wyciągnęłam klucze z torebki. Weszliśmy do windy i wjechaliśmy na dwunaste piętro. Wracaliśmy właśnie ze spaceru z Nickiem i jego córką. Nasz topór wojenny został chyba do końca zakopany. Pozwalałam mu na spotkania z małym, nie wracaliśmy więcej do tematu naszych kłótni i rozstania. Normalnie się dogadywaliśmy. Nelly też chyba mi odpuściła i nie żywiła wobec mnie jakiejś nienawiści za to jak wcześniej ją potraktowałam. Kochała Milana i też chciała spędzać z nim czas.
Weszliśmy do mieszkania. Wsadziłam od razu Milana do jego kojca, żeby mógł zająć się zabawą. Ściągnęłam moje białe Nike i podeszłam do telefonu, w którym mrugała czerwona lampka, dając znak, że ktoś nagrał się na sekretarkę. Włączyłam odsłuchiwanie rozmowy i wzięłam butelkę z piciem, żeby zanieść ją małemu.
- Masz jedną nową wiadomość. - usłyszałam automatyczny głos i podałam dziecku jego sok.
- Zadzwoń, musimy porozmawiać. - dobiegł mnie głos Colina, a zaraz po tym krótkie kliknięcie, sygnalizujące, że to koniec nagrania. Zdziwiłam się trochę. Od razu pomyślałam, że stało się coś złego. Widziałam się z nim poprzedniego wieczoru i wszystko było w jak najlepszym porządku.
Podniosłam słuchawkę i szybko wykręciłam jego numer.
- Halo? - odezwał się po dwóch sygnałach.
- To ja... Chciałeś, żebym zadzwoniła. Coś się stało?
- Widziałem cię dzisiaj z jakimś facetem. Kto to do cholery jest?
- Jakim facetem?!
- Zarośnięty, falowane włosy za ramiona, ciemna karnacja.
- Aaa... - mruknęłam. - To Nick.
- Jaki Nick?! Jeszcze tak spokojnie to mówisz?!
- Przecież opowiadałam ci o nim. To ojciec Milana.
- Podobno się nie odzywacie.
- Pogodziliśmy się.
- A może przy okazji wróciliście do siebie? Wyglądaliście na szczęśliwych. - powiedział z ironią w głosie.
- Colin... Nie bądź zazdrosny. To ojciec mojego syna. Nie chcemy się kłócić i walczyć o dziecko.
- Nie chcę żebyś się z nim spotykała.
- Nie będziesz mi mówił z kim mogę się widywać a z kim nie. Byliśmy tylko na spacerze z dzieckiem.
- Nie życzę sobie, żebyś spędzała czas z tym podrzędnym grajkiem.
- Nie jest żadnym podrzędnym grajkiem. Przestań go obrażać.
- Chcesz się ze mną kłócić?
- To ty zacząłeś. - stwierdziłam. Na chwilę zapadła niezręczna cisza. Westchnęłam cicho. - Spotkamy się wieczorem?
- Jestem zajęty.
- A jutro?
- Nie wiem. Zobaczę czy znajdę trochę czasu.
- Colin... Wczoraj jeszcze mówiłeś, że nie masz żadnych planów.
- Może już mam? Może mam zamiar spotkać się z moją byłą żoną i iść z nią na spacer?
- Dobra, to nie ma sensu. Zadzwoń jak dorośniesz. Cześć. - odłożyłam słuchawkę i ruszyłam w stronę kuchni, żeby przygotować sobie coś do jedzenia. Nie miałam zamiaru pierwsza dzwonić.

Lars
Trzydziestego grudnia, razem z Jamesem, Dave'em i Jasonem wyskoczyliśmy koło południa na lunch do tajskiej restauracji. Nasze dziewczyny zostały w domach i szykowały się na jutrzejszą imprezę.
- Trochę się obawiam jutrzejszej konfrontacji Franka z Juniorem. - powiedział James, kiedy kelnerka postawiła przed nami jedzenie i oddaliła się.
- A ja nie. Walka, walka, walka! - ekscytował się Dave, przysuwając do siebie swój talerz.
- David raczej nie jest pierwszy do bicia się... - stwierdził Jason. - Frank, owszem. Ale on nie ma powodu, żeby go bić.
- Rozpierdol będzie jak pojawi się Nick i dowie się, że Shan spotykała się przez chwilę z Frankiem. - uśmiechnąłem się.
- Właśnie, co z Nickiem? Przyjdzie? - spytał Newsted.
- Nie. Dzwoniłem do niego. Złożył mi tylko życzenia i powiedział, że nie może przyjść. - Mustaine wzruszył ramionami. - Ale przynajmniej jest z nim jakiś kontakt, odkąd pogodził się z Shanell.
- Jak wam minęły święta? - Hetfield od razu zmienił temat.
- Świetnie. Roxxi biła się z moją mamą. - odparłem z rozbrajającą szczerością. Każdy wiedział o tym, że Roxanne i moja matka się nienawidzą. Przez tyle lat naszego związku ich relacje ani trochę się nie poprawiły. Mój ojciec znowu ją uwielbiał, kochał jej charakter, czarny humor i podejście do życia. Zawsze było wesoło, kiedy wszyscy razem się spotykaliśmy.
- Znowu?
- W tamtym roku się nie biły. A ty pewnie znowu kłóciłeś się z teściową.
- No właśnie, że nie. - oznajmił całkiem poważnie James. - Przygotowałem sobie już miesiąc temu jakieś teksty, żeby jej dojebać. Ale była miła. Nawet dostałem prezent. A wieczorem piliśmy wino.
- Też dostałem prezent od ojca Diany. - wtrącił się Dave. - Kupił mi kamerę, żebym mógł nagrywać nasze koncerty.
- Nieźle się ustawiłeś. - stwierdził z uśmiechem Jason.
- Z jakiej racji dostajesz od jej ojca takie drogie prezenty? I to na każdym spotkaniu? - spytałem.
- Bo jestem zajebisty. I to było dopiero drugie spotkanie.
- I kto będzie nagrywał te koncerty?
- Jeszcze o tym nie myślałem. Na razie nagrałem tylko... a, nieważne. - napił się swojego koktajlu z mango i znów się wyrywał, żeby coś nam oznajmić. - Pierwszego wieczoru siedziałem sobie z nim i w pewnym momencie powiedział do mnie, że mam szanować jego córkę. Od razu mi się przypomniało ile razy kończyłem na jej twarzy i stwierdziłem, że wszystko mi jedno. Ale nie powiedziałem tego głośno.
- Dobrze, że chociaż tyle... - odezwał się Newsted po chwili milczenia. - Inaczej skończyłyby się prezenty od teścia.
- Jutro będę nagrywał imprezę.
- Kto w ogóle będzie? - spytał James.
- Ja, wy, wasze dziewczyny, Diana, David z Judy, nareszcie. Kirk, Marty, może Shanell przyjdzie z tym swoim facetem, Scott, Joey, Frank, Dan, Charlie... I chyba tyle. - oznajmił Dave.
- Frank i nowy facet Shanell? - uśmiechnąłem się tajemniczo. - Uuu...
- Jak dobrze, że dostałem tę kamerę. Walka, walka, walka!
- To nie jest zabawne. - powiedział Jason. - Miała być fajna imprezka, a będą się może lać bez powodu.
- Właśnie, że będzie zajebista balanga. Zobaczycie.
Zdecydowanie. Zapowiadało się, że to będzie nasza najlepsza impreza sylwestrowa.

Dave
Chodziłem po mieszkaniu z kamerą w jednej ręce i z drinkiem w drugiej, nagrywając wszystkich wokół, głównie dziewczyny. Podszedłem do Roxxi, która siedziała na stole z butelką piwa w dłoni i rozmawiała z Mel. Podszedłem do nich i skierowałem obiektyw kamery w głęboki dekolt Roxanne.
- Dave? Odpierdol się.
- Lubię twoje cycki.
- Czy ty musisz od początku imprezy nagrywać tylko cycki i tyłki wszystkich dziewczyn? - spytała Melanie. Kiwnąłem głową i skierowałem kamerę na jej biust, a potem na kawałek odkrytego brzucha. Zaśmiała się i odsunęła ode mnie. - Zaraz pójdę do Diany.
- Dobra, już idę. Jeszcze do was wrócę. - pożegnałem się i wróciłem do salonu, gdzie była reszta towarzystwa. Na środku szybko dostrzegłem Shan i Jamesa, którzy razem tańczyli. Akurat kiedy do nich podszedłem, zaczęli się przytulać.
- Akuku! - krzyknąłem, a oni spojrzeli na mnie wystraszeni. James zrobił wkurzoną minę i puścił ją.
- Odwal się w końcu ode mnie i przestań mnie filmować! - wydarł się i ruszył w stronę chłopaków z Anthraxu. Shan pomachała mu i napiła się swojego soku. Jako jedyna była dzisiaj trzeźwa, bo musiała prowadzić samochód. Wyszczerzyła się do obiektywu.
- A teraz przyznaj się! Jakie to uczucie mieć romans z mężem przyjaciółki?
- Nie mamy romansu.
- Ile razy spałaś z Jamesem?
- Niech pomyślę... Zero.
- Wiesz, że nikt nie uwierzy?
Wzruszyła ramionami.
- Podejrzewam, że jakbyśmy się ze sobą kiedyś przespali, to byśmy się nie przyjaźnili. Chyba właśnie dlatego jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Że nigdy nie poszliśmy ze sobą do łóżka. Kocham go jak przyjaciela. - wyjaśniła z uśmiechem na twarzy. Spojrzałem na jej obcisłą czarną bluzkę i sznurowany dekolt. Jeszcze jej nie nagrywałem, więc zrobiłem zbliżenie. - Masz stanik?
- Nie mam. Nie widać? - zaśmiała się i złapała za biust. - Mam taśmę podtrzymującą biust.
- Serio? Pokaż.
- Nie! - krzyknęła ze śmiechem i zakryła się.
- Nie wiedziałem, że istnieje taśma do cycków.
- Mam tego pełno w domu. Jak mam jakąś sukienkę czy bluzkę pod którą nie zakładam stanika to zawsze podklejam piersi taśmą. Ładnie wtedy wyglądają. Nick chciał kiedyś jej użyć żeby coś skleić, a ja powiedziałam: "zostaw kurwa moją taśmę do cycków". Nagrywasz to?
- Nagrywam wszystko.
- Diana nie będzie zadowolona, jak będzie to oglądać.
- Wierz mi, nagrywamy razem gorsze rzeczy. - powiedziałem, a ona uśmiechnęła się tajemniczo. - Od jakiegoś czasu siedzi z twoim facetem.
Zerknęła w kierunku kanapy, na której siedziała Diana z Colinem i Danem i z czegoś się śmiali. Wzruszyła ramionami i spuściła wzrok.
- Pokłóciliście się?
- Wyłącz kamerę.
Zatrzymałem na chwilę nagrywanie. Wziąłem ją za rękę i poszliśmy do drugiego pustego pokoju. Zamknąłem drzwi, a ona usiadła na łóżku.
- Co się stało? - spytałem, siadając obok niej. Westchnęła cicho i oparła głowę o jego ramię.
- Kłócimy się. O Nicka. Widział jak byliśmy z Milanem na spacerze i coś sobie ubzdurał. Pogodziliśmy się. W Boże Narodzenie pokłóciliśmy się o to, że Nick zadzwonił do mnie z życzeniami. Dzisiaj rano znowu się pokłóciliśmy.
- Każdy związek ma gorsze dni.
- Ale wie dobrze, że nie ma być o co zazdrosny. Tak fajnie nam się układało...
- Będzie dobrze. Nie bije cię?
- No przestań. Po prostu się kłócimy.
- Chcesz się z nim rozstać?
- Nie. Nie wiem. - westchnęła. - Nie rozmawiajmy o tym. I nie mów nic Jamesowi.
- Jasne. - przytuliłem ją. - Wiesz co? Czuję, że to będzie dobry rok.
- Wydaje mi się, że dużo rzeczy się zmieni... Ale na lepsze. - dodała szybko.
Kiwnąłem głową. Po chwili obydwoje wstaliśmy i jak gdyby nigdy nic wróciliśmy do reszty.

poniedziałek, 14 marca 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 21.

przepraszam, że tyle mi to zajęło, zabrakło mi paru dni. miałam na głowie konkurs, dni otwarte i przyszła mi autobiografia Scotta Iana (jeśli jesteście fankami Anthrax - lektura obowiązkowa, to chyba jedna z najlepszych autobiografii jakie czytam).
wyrzuciłam też Agnes z opowiadania, bo była beznadziejna i nie miałam na nią żadnego pomysłu. wolałam Jasona jako kawalera.
miłego czytania, pozdrawiam :)

David
Spojrzałem na Judy, która stała przy huśtawce i bujała Taylora. Poprawiłem moje okulary przeciwsłoneczne i usiadłem na ławce. Chwilę później Tay podreptał do piaskownicy, a moja dziewczyna przyszła do mnie i usiadła mi na kolanach.
- Mały ma niedługo urodziny. - powiedziała, owijając ręce wokół mojej szyi.
- Wiem. Robimy mu jakąś niespodziankę?
- Zaprośmy parę osób, kupmy tort. On się cieszy ze wszystkiego.
Odgarnąłem jej jasne włosy do tyłu i cmoknąłem ją w ramię. Chyba nie podejrzewała, że właśnie w urodziny Taylora większą niespodziankę szykuję dla niej.
Pierwszy raz chciałem oświadczyć się Judy, kiedy zaszła w ciążę z Taylorem. W tym samym czasie w moim życiu uczuciowym pojawiła się Roxxi i wszystko legło w gruzach. Oddaliłem się od niej, żyliśmy jak współlokatorzy, a nie para. Mój wypadek jeszcze bardziej pogorszył sprawę, a kontakty z chłopcami ochłodziły się. Nasz związek wisiał na włosku i byłem pewien, że niedługo wszystko się posypie.
Judy jednak miała więcej jaj od niejednego faceta. Potrafiła walczyć jak lwica i uparcie dążyła do celu. To właśnie ona walczyła o nasz związek i bez przerwy wspierała mnie po operacji. To dzięki niej się nie załamałem. To ona trzymała naszą rodzinę w całości. Chciałem jej w końcu pokazać, że jest najważniejszą kobietą w moim życiu.
- To dobry pomysł. - odezwałem się w końcu, kładąc rękę na jej kolanie. - Mogę się wszystkim zająć?
- Sam?
- W pracy nie mogę się przemęczać, czasami nie mam co robić, więc mam dużo czasu. - wzruszyłem ramionami.
- Jeśli chcesz, to w porządku.
- Chcę żebyś w końcu ty nie miała wszystkiego na głowie.
Zaśmiała się.
- Dzięki, że ściągasz ze mnie ten ciężki obowiązek.
- Nie ma sprawy. Obiecuję, że ci się spodoba.
- Nie wątpię. - uśmiechnęła się. Odwzajemniłem jej gest, po czym przyciągnąłem ją do siebie i pocałowaliśmy się.

Kirk
- On nie umie sam! - krzyknął Junior do Jamesa, kiedy ten kazał zdmuchnąć Taylorowi świeczki z tortu. Razem z Judy pomogli małemu w zdmuchiwaniu, a wszyscy zaczęli klaskać. Tay chyba do końca nie wiedział co się dzieje, ale wyglądał na zadowolonego. Urządzili mu świetną małą imprezę, z kilkoma dzieciakami z osiedla, balonami i prezentami. Judy poprawiła jego papierową czapeczkę na głowie i posadziła go na kolanach Juniorowi, żeby móc spokojnie pokroić tort.
Rozejrzałem się. Połowy dzieci nawet nie znałem. Jeśli chodzi o dorosłych, nie było nas zbyt wielu. Dave na szczęście nie dotarł, bo był w pracy. Marty nie czuł się najlepiej i został w domu. Shanell miała sesję zdjęciową. Roxxi i Lars też nie przyszli. Nick również się nie pojawił. Nawet nie wiedziałem czy dostał zaproszenie. Jason przyszedł sam, ponieważ niedawno zerwał się z Agnes. Od paru dni wyglądał na szczęśliwego, więc rozstanie chyba dobrze mu zrobiło.
Kiedy każdy dostał swój kawałek, dzieciaki pobiegły z talerzami do pokoju Masona. Mase zabrał ze sobą też młodszego brata. Wszyscy dorośli zostali w salonie i mieli chwilę spokoju.
- Jak dobrze, że Dave'owi akurat dzisiaj wypadła popołudniowa zmiana. - odezwałem się i spojrzałem na Dianę. Uśmiechnęła się tylko do mnie. Wiedziała co przeżywam kiedy Mustaine jest w pobliżu i nie miała jakichś pretensji, że obrażam jej faceta.
- Dzisiaj rano był u nas i musieliśmy chować przed nim tort. - zaśmiała sie Judy, zbierając brudne talerze. - Powiedział, że połowę mamy podzielić między gości, a połowę zostawić dla niego. Po pracy przyjdzie odebrać.
- Dave ma zakaz na słodycze. - oznajmiła Diana. - Ostatnio mu się trochę przytyło. Kiedy kładziemy się spać każę mu robić brzuszki. Po dziesięciu ma już dosyć i dyszy jakby przebiegł maraton.
- Faktycznie. Di ma rację. - Mel wybuchnęła śmiechem. - Pamiętacie jak na ostatnim koncercie w The Viper Room ściągnął koszulkę? Jakie miał boczki...
- Po prostu założył zbyt obcisłe spodnie. - stwierdził Hetfield.
- James, te jeansy jeszcze niedawno idealnie na nim leżały. A na koncercie bałam się, że mu pękną na tyłku, kiedy się schyli. - powiedziała Diana, a my zaczęliśmy się śmiać. - Od jutra przechodzi na dietę.
- Powodzenia. - puściłem jej oczko i odstawiłem swoją szklankę z sokiem na stół. Judith wstała, żeby wynieść brudne naczynia, a David postanowił jej pomóc. Kiedy wyszli, Mel i Diana usiadły obok siebie i zaczęły plotkować, a ja razem z Jamesem i Jasonem zajęliśmy się rozmową o ostatnim wydaniu Top Guitar.
Po chwili wszyscy usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła. Nikt z nas na to nie zareagował. Pomyśleliśmy, że David pewnie coś zrzucił. Zaraz po tym dobiegł nas krzyk Judy. Spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem i zerwaliśmy się ze swoich miejsc. Kiedy stanęliśmy w progu kuchni, na podłodze dostrzegliśmy roztłuczone szkło. Zaraz obok stał Junior z Judy. Przytulali się, a ona wyglądała na najszczęśliwszą kobietę na świecie. Po chwili jednak wybuchnęła płaczem. Kompletnie nie wiedzieliśmy o co chodzi.
- Co jest? - spytała zdezorientowana Melanie.
- Zgodziła się!
- Na co? - skrzywił się James.
- Powiedziała tak! - krzyknął David.
Popatrzyliśmy na siebie ze zdziwieniem.
- Nie rozumiem... - mruknąłem.
- Chyba... On chyba się jej oświadczył. A ona się zgodziła... - stwierdziła Diana, po czym spojrzała na nas niepewnie. - Tak myślę...
- A gdzie pierścionek? - zapytał Jason.
- Właśnie... zapomniałem... - powiedział cicho David i drżącą dłonią wsunął na palec Judy złoty pierścionek z rubinem. Blondynka wytarła rozmazany makijaż i znów się w niego wtuliła, ignorując wszystko wokół.
Wszyscy uśmiechnęliśmy się i po cichu wycofaliśmy się do salonu. Kiedy emocje trochę opadły, każdy złożył im gratulacje i cieszyliśmy się razem z nimi ich szczęściem.
Do domu wróciłem koło północy. Drzwi były otwarte, ale nie zdziwiło mnie to, bo Marty był w mieszkaniu. Wszedłem do środka i zamknąłem je na klucz.
- Marty, jestem już! - krzyknąłem i położyłem małe papierowe opakowanie na szafce w przedpokoju. Ściągnąłem szybko kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku. - Przyniosłem ci trochę tortu. Chcesz?
Cisza. Pomyślałem, że już zasnął. Sam wspominał, że nie czuje się najlepiej. Wzruszyłem ramionami i wziąłem pudełeczko do kuchni. Wsadziłem je do lodówki i nalałem trochę wody do szklanki. Wziąłem ją i ruszyłem w stronę swojego pokoju.
Z łazienki dobiegł mnie cichy jęk. Odstawiłem szklankę na szafkę i zapukałem cicho.
- Marty...?
- Wejdź... - powiedział niewyraźnym głosem.
Otworzyłem powoli drzwi. Marty siedział w samych bokserkach pod ścianą, na zimnych płytkach. Jego kręcone włosy opadały mu na twarz ale widziałem, że płakał. Spojrzał na mnie i pociągnął nosem. Chyba pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Podszedłem do niego.
- Nie dotykaj mnie. - rzucił oschle, a ja szybko się odsunąłem.
- Co się stało?
- Zawieź mnie do szpitala...
- Ale...
- Po prostu mnie zawieź... Piłem, więc nie mogę prowadzić. Nie pytaj o nic.
Nie zadawałem więcej pytań. Przyniosłem mu jakieś czyste ubrania i zawiozłem go do najbliższego szpitala. Milczał przez całą drogę.
Wzięli go na badania, a ja spędziłem pół nocy w poczekalni, czekając, aż ktoś udzieli mi jakichś informacji. W końcu jakimś cudem zasnąłem na plastikowym niewygodnym krzesełku.

Marty
Dwa dni później siedziałem w kawiarni przy Silver Lake Boulevard. Wziąłem kilka dni wolnego i umówiłem się z Dave'em. Czekałem na niego od piętnastu minut, bawiąc się serwetką i gapiąc się w okno na przechodzących ludzi.
Chwilę później zobaczyłem Dave'a wchodzącego do lokalu. Szybko mnie dostrzegł i podszedł do mojego stolika. Zajął wolne miejsce i zawiesił skórzaną kurtkę na oparciu krzesełka.
- Jesteś samochodem? - spytałem, patrząc na niego.
- Nie, wracam od Charliego. Mieszka niedaleko.
Kiwnąłem głową i obróciłem się do przechodzącego obok mnie kelnera.
- Trzy razy Johnnie Walker.
Przytaknął ruchem głowy, a ja znowu spojrzałem na Dave'a, który zmarszczył brwi.
- Trzy? Ktoś jeszcze przyjdzie?
- Nie.
- To po co trzy?
- Jeden dla ciebie, dwa dla mnie. - oznajmiłem, wzruszając ramionami.
- Coś cię gryzie. - stwierdził, przyglądając mi się badawczo. - Dlatego chciałeś się spotkać?
- Tak...
- Co się stało? Zwolnili cię z pracy?
Zacisnąłem powieki i pokręciłem głową.
- Problemy z laskami?
- Po części...
- Co jest?
Wziąłem głęboki oddech i ze świstem wypuściłem powietrze z ust. Po chwili do naszego stolika wrócił kelner. Postawił przed nami trzy napełnione szklanki. Od razu wziąłem jedną i wychyliłem ją na dwa łyki. Facet spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Nie jestem alkoholikiem. - mruknąłem, oddając mu pustą szklankę. Po chwili odszedł.
- Marty, co się dzieje? - Mustaine ponowił pytanie.
- Czuję się jak jakieś ohydne monstrum...
- Przestań. Laski na ciebie lecą.
- Dostałem jakiegoś zapalenia i wysypki, miałem wczoraj trzydzieści dziewięć stopni gorączki. Kirk zawiózł mnie do szpitala i okazało się, że mam rzężączkę. Myślałem, że zapadnę się ze wstydu pod ziemię kiedy lekarz mi to powiedział. Jakaś laska zaraziła mnie tym syfem! Nie mogę iść nawet spokojnie do łazienki, bo zaczynam krzyczeć z bólu kiedy chcę się załatwić!
- Też miałem rzężączkę, to jeszcze nic strasznego. Złapałem już tyle chorób wenerycznych i mam o nich taką wiedzę, że spokojnie mógłbym zostać lekarzem. - powiedział zadowolony z siebie. - Objawy pojawiają się mniej więcej tydzień po zarażeniu. Z kim wtedy spałeś?
Zamyśliłem się. Po chwili wyciągnąłem z kieszeni kurtki mój notes i zacząłem go przeglądać.
- Zapisujesz z kim się ruchałeś?
- Mam tu ich numery telefonów... - rzuciłem i przeglądałem dalej. - Trzy kobiety...
- Jakie?
- Jane. Ta szatynka, którą poznałem na ostatnim koncercie.
- Masz jej numer?
- Taa.
- Dobra, zadzwonimy. Która jest następna? - przysunął się do mnie.
- Moja szefowa...
- Kurwa, przecież ona ma ponad czterdzieści lat...
- Potrzebowałem podwyżki, ok? Przestań mnie dobijać.
Westchnął głośno i pokręcił głową.
- A ta ostatnia?
- Siostra Kirka...
Mustaine wybuchnął śmiechem.
- Chyba żartujesz!
- Nie krzycz na mnie!
- Ale... jak?! Kiedy?!
- Przyjechała do Kirka w zeszły piątek. Musiał gdzieś wyjść i zostawił nas samych na jakiś czas. Tak jakoś wyszło...
- Ale to siostra Hammetta!
- I co z tego?! Jest podobna, ale nie jest taka jak on. I wierz mi, chętnie bym to powtórzył. - powiedziałem szczerze. - Jeśli chodzi o to, jest zajebista.
- To na bank ona cię zaraziła. Dzwoń do niej i zażądaj jakiegoś odszkodowania. Albo niech ci chociaż zwróci koszty leczenia!
- Nie sądzę, że to ona... - przysunąłem do siebie moją szklankę. Mustaine wziął swoją i napił się.
- Nie masz pewności.
- Zabezpieczyliśmy się.
- A pamiętasz jak Nick złapał opryszczkę? I co było? "O Jezu, teraz zacznę używać gumek, nikogo nie zarażę". Zaraz po tym zaraził swoją byłą i wykopała go na zbity pysk z domu.
- Rozstali się przez jego uzależnienie, a nie opryszczkę.
- Nie ważne, sam fakt! Teraz twierdzisz, że to nie siostra Kirka, a może to akurat ona. Musisz brać każdą pod uwagę.
Spojrzałem na niego bez słowa, a po chwili wlepiłem wzrok w szybę.
- Nie martw się. - pocieszył mnie Dave. - Rzężączkę można wyleczyć całkowicie.
- Dobre i tyle. - rzuciłem bez emocji.
Oderwałem w końcu wzrok od okna i wypiłem do końca zawartość mojej szklanki.