Strony

piątek, 21 grudnia 2012

Carpe Diem Baby - rozdział 5.

witajcie! wrzucam 5. rozdział, zainspirowany historią z życia Metalliki. chyba najtrudniej mi się go pisało, bo nigdy czegoś takiego nie przeżyłam, nawet na filmach tak niezbyt jest to pokazane... więc nie czepiać się, jeśli zrobiłam coś nie tak. :D
oprócz tego pojawiła się ankieta (ponoć brutalna jak ktoś powiedział), ale proszę głosować.
cóż, święta się zbliżają, ja się rozchorowałam. dopiero wczoraj odzyskałam głos, a mama już do mycia okien mnie zmusiła. :D chciałabym złożyć Wam najlepsze życzenia, miłych, zdrowych i wesołych świąt, szampańskiej zabawy na Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku. oby był lepszy niż ten. :)
haha, ciekawe czy Syll wejdzie i skomentuje tę notkę, skoro ten blog taki "wspaniały". laska jest niesamowita. napisała w komentarzu, że mnie zaobserwowała i ma nadzieję, że również to zrobię. najlepsze jest to, że zaobserwowała mnie dopiero wtedy, gdy ja zaobserwowałam ją. :D wywaliłam ją z obserwowanych, to ona i mnie wywaliła. zaobserwowałam ją znowu, to ona znowu mnie zaobserwowała. :D
dobra, miłego czytania życzę i miłej przerwy świątecznej. :) aha, w czasie przerwy można się spodziewać recenzji takich książek jak: "Mustaine: autobiografia" i "Enter Night: Metallica. Biografia" :D

Kiedy chłopakom udało się w końcu dojechać do San Francisco, niebo było już coraz ciemniejsze. Byli senni i zmęczeni, ale ani myśleli o tym żeby się zdrzemnąć, kiedy byli już w mieście, w którym miał się odbyć koncert na który czekali tyle czasu.
- Lars, zatrzymaj się tutaj. - poprosił Cliff.
- Po co?
- Chciałbym zadzwonić.
- Jak się rozgadasz to możemy się spóźnić na koncert, zdajesz sobie z tego sprawę? - chłopak spojrzał na niego uważnie. - 2 minuty, ani chwili dłużej.
- Dzięki.
- Pozdrów od nas Shanell! - usłyszał krzyczącego Kirka, kiedy wyszedł już z auta.
- Pozdrowię. - powiedział i trzasnął drzwiczkami samochodu. Podbiegł do budki telefonicznej i wybrał numer. Po 3 sygnałach usłyszał w końcu głos swojej dziewczyny.
- Halo...?
- Cześć kochanie.
- Ooo, hej! - ucieszyła się. - Jak tam? Dojechaliście już do Frisco?
- Mhm, tak, niedługo już powinnyśmy być na miejscu. - poinformował ją, a po chwili spytał. - Jakie masz plany na dzisiejszy wieczór?
- Idę do Roxxi, bo robi babski wieczór. - odparła zamyślonym tonem. - Nie wiesz może gdzie są moje czarne zamszowe koturny? Na półce z butami ich nie ma...
- Sprawdź w szafie. - polecił.
- Masz rację, są. - powiedziała po kilku sekundach.
- Skarbie, za chwilę będę musiał kończyć... - zmartwił się. - Chciałabyś mi coś jeszcze powiedzieć?
- Tak. Żebyś uważał na siebie.
- A oprócz tego...?
- Bardzo cię kocham. - powiedziała z uśmiechem, którego i tak nie mógł zobaczyć. - I jest mi smutno, że nie możesz teraz leżeć obok mnie w łóżku... Nie będę miała się do kogo przytulić w nocy...
- Też chciałbym się teraz położyć obok ciebie... Ale zrobimy tak. Kiedy wrócę z koncertu, pewnie będziesz jeszcze spała. Wejdę po cichu do mieszkania, od razu położę do łóżka i cię przytulę. Co ty na to?
- Brzmi cudownie.
- Też tak myślę. - powiedział z zadowoleniem. - Kończę, kochanie. Zobaczymy się jutro.
- Miłego koncertu. Kocham cię.
- Ja ciebie też. - odpowiedział i odłożył słuchawkę. Z uśmiechem wrócił do samochodu i ruszyli w drogę.
W aucie zapadła kompletna cisza. Nawet na ulicy było podejrzanie cicho. Każdy był zajęty sobą i w ogóle się nie odzywał. Cliff wlepił wzrok w przednią szybę, Lars patrzył uważnie na drogę, James kartkował magazyn, który wcześniej czytał Cliff, a Kirk słuchał muzyki.
- LARS, UWAŻAJ! - wydarł się Cliff, a zaraz po tym nastąpił pisk opon, głośny krzyk, huk i cisza...
James otworzył oczy i zamglonym wzrokiem zmierzył samochód. Lewą ręką namierzył klamkę drzwiczek i otworzył je. Wyszedł z auta, przewracając się i upadając na ulicę. Na czworakach podszedł do drzwi kierowcy i otworzył je. Zobaczył Larsa z zakrwawioną twarzą, mrużącego oczy i starającego się ogarnąć wzrokiem, co się stało.
- Lars... Lars... - mówił drżącym głosem, szturchając go. Chłopak odwrócił się w jego stronę i popatrzył na niego. - Twój nos... cały krwawisz...
Lars przejechał dłonią po swojej twarzy, a kiedy zobaczył na swoich palcach krew szybko spojrzał w lusterko. Dostrzegł w nim Kirka i wtedy przypomniał sobie również o Cliffie. Odwrócił się w prawą w stronę, dostrzegł krew na oknie i przyjaciela, który miał głowę opartą o szybę.
- Cliff... - szepnął Lars, łapiąc go za podbródek i odwracając go w swoją stronę. Odgarnął mu włosy z twarzy, które były zlepione jego krwią. - Cliff, obudź się, proszę!
- Kirk... - James wrócił na tylne siedzenie i próbował obudzić przyjaciela. - Kirk, Cliff, nie róbcie nam tego! - krzyczał bezradnie.
- Zadzwoń po karetkę!
Chłopak wyszedł z samochodu i rozejrzał się po ulicy. Żadnych ludzi, żadnych samochodów. Dostrzegł budkę telefoniczną po drugiej stronie ulicy. Kulejąc, podszedł szybko do niej i wybrał numer.
- Halo, pogotowie?! Ja i moi przyjaciele mieliśmy wypadek, dwóch z nich się nie rusza, są nieprzytomni, krwawią... - wypłynął z niego potok słów.
- Spokojnie. - uspokajał go mężczyzna przy telefonie. - Proszę podać dokładny adres.
James zaczął się nerwowo rozglądać. Kilka kroków od niego zobaczył znak z nazwą ulicy.
- Alemany Boulevard. Proszę, przyjedźcie szybko!
- Już wysłano tam karetkę i policję. Proszę się uspokoić. Wszystko będzie dobrze.
James wrócił do samochodu i pomagał Larsowi w budzeniu chłopaków. Kilka minut później przyjechało pogotowie. Trzech lekarzy wyszło z karetki i podeszli do samochodu.
- Panowie wzywali karetkę? - jeden z lekarzy zwrócił się do chłopaków.
- T-tak... - powiedział James drżącym głosem i spojrzał na Kirka. - On się w ogóle nie rusza, nie chce się obudzić...
- Proszę się odsunąć. - doktor sprawdził Kirkowi puls i po chwili krzyknął. - Żyje, dajcie nosze!
Dwóch lekarzy przybiegło po kilku sekundach z noszami. Wyciągnęli chłopaka z samochodu, położyli go na noszach i zanieśli do karetki, po czym odjechali. Trzeci natomiast podszedł do drzwi pasażera, otworzył je i spojrzał na Larsa, który ze łzami w oczach mówił coś do Cliffa i próbował go obudzić. Lekarz bez słowa sprawdził mu puls, a po chwili tylko pokręcił przecząco głową.
- Co z nim? - spytał Lars, patrząc na doktora.
- Przykro mi...
- J-jak to przykro...?
- Nie żyje.
Wtedy Lars i James, który ciągle siedział na tylnym siedzeniu, poczuli, jakby umarła jakaś cząstka nich. Nie było słów, które mogły opisać to co czuli w tej chwili. James bez słowa wyszedł z samochodu i kulejąc, poszedł przed siebie. Usiadł na krawężniku, ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się. Lars wyszedł chwilę po nim i od razu podbiegł do niego. Usiadł obok i objął go ramieniem.
- Jaymz... - powiedział łamiącym się głosem, a po jego policzku spłynęła łza.
- Dlaczego zawsze mnie to spotyka...?
- C-co?
- To, że wszystkie bliskie mi osoby odchodzą... Najpierw mój ojciec zostawił całą naszą rodzinę i odszedł bez słowa... Potem umarła moja matka, a teraz... teraz... Cliff... Kto będzie następny?! Melanie?! A może któreś z moich dzieci?! Dlaczego kurwa wszyscy mnie zostawiają?! - krzyczał zapłakany.
- Jaymz... - zaczął Lars i dotknął jego dłoni, ale ten tylko się wyrwał i odsunął się od niego. Chłopak westchnął i wrócił do samochodu. Zobaczył, jak jeden z lekarzy przykrywa ciało jego przyjaciela leżące na noszach czarną folią. Widząc to, zakrył dłonią usta i spojrzał w inną stronę. Podszedł do najbliższego kosza na śmieci i zaczął wymiotować. Nagle poczuł na swoim ramieniu dłoń. Odwrócił się i zobaczył jednego z lekarzy.
- Chodź, widać, że źle się czujesz. Dostaniesz jakieś leki i obejrzymy twój nos czy nie jest złamany. Przy okazji policjanci chcieliby z tobą porozmawiać. - oznajmił doktor. - Boli cię coś jeszcze, oprócz nosa? - dopytywał.
- Głowa...
- Coś na to poradzimy. Chodźmy.
Lars poszedł za lekarzem i wszedł z nim do karetki. James w dalszym ciągu siedział na krawężniku z łokciami opartymi na kolanach i patrzył w jeden punkt. Po chwili zobaczył zbliżającego się policjanta. Stanął przed Jamesem, ale ten nawet na niego nie spojrzał.
- Jesteś James, prawda?
Chłopak podniósł wzrok i popatrzył na niego.
- Tak.
- Pójdziesz ze mną do samochodu? Chciałbym cię przesłuchać. Czy jednak wolisz tutaj?
- Wszystko mi jedno. - odpowiedział obojętnym tonem. Policjant usiadł obok niego i przyjrzał mu się uważnie.
- Nie jest ci zimno?
- Trochę...
- Chodź, nie będziesz tu siedział.
James nic nie powiedział, tylko kiwnął głową i wstał. Syknął z bólu i złapał się za swoją kostkę.
- Najpierw pójdziesz do karetki. - mężczyzna podtrzymując go zaprowadził chłopaka do samochodu. Kiedy wszedł do środka, zobaczył Larsa z okładami na karku i czole. Bez słowa usiadł obok niego, a policjant zwrócił się do lekarza:
- Ma chyba skręconą kostkę.
- Zaraz to sprawdzimy. - doktor dokładnie obejrzał jego kostkę z każdej strony, a potem zrobił mu zimny okład. Następnie posmarował ją maścią na zmniejszenie opuchlizny i zawinął w bandaż elastyczny. - Gotowe. Staraj się dużo nie chodzić i smaruj 2 razy dziennie maścią.
- Chodźmy James. - zwrócił się do niego policjant i pomógł mu wyjść. Spojrzał przelotnie na Larsa, który musiał jeszcze zostać w karetce. - Mam dla ciebie kawę.
James poszedł za mężczyzną i wsiadł do radiowozu, gdzie siedział jeszcze jeden policjant. Podał chłopakowi kubek z kawą i koc.
- Może przed przesłuchaniem chciałbyś pogadać z naszym psychologiem?
- Nie ma takiej potrzeby.
- A jakieś tabletki na uspokojenie?
- Już dostałem.
Kiedy policjanci zaczęli przesłuchanie, James był już dosyć opanowany. Starał się dokładnie i spokojnie odpowiadać na różne pytania, chociaż większość z nich wywoływała u niego chęć płaczu.
Kiedy skończyli przesłuchiwać Jamesa, zaczęli przesłuchiwać Larsa. Zajęło to sporo czasu. Policjanci byli na tyle mili, że pozwolili im na palenie papierosów, dali im coś do jedzenia i podwieźli do szpitala, żeby nie musieli iść na pieszo i patrzeć na wszystkich ludzi, którzy zebrali się na ulicy i obserwowali pozostałości po wypadku.
Gdy udało im się dotrzeć w końcu do szpitala, podeszli do recepcji i spytali o Kirka. Recepcjonistka podała im numer sali, jednak lekarz zabronił im tam wejść. Zrezygnowani usiedli na krzesłach pod drzwiami. Przez długi czas nie odezwali się do siebie ani słowem, aż w końcu Lars przerwał ciszę.
- Jaymz, ktoś musi zadzwonić do Shanell...
- Więc zadzwoń.
- Ale jak ja jej powiem to, że jej chłopak nie żyje?!
- A ja jak mam jej to powiedzieć? - powiedział ze łzami w oczach. - Myślisz, że zrobię to lepiej?
Lars westchnął, wstał ze swojego miejsca i ruszył przed siebie. James poszedł za nim. Zeszli na dół, gdzie była budka telefoniczna.

***

- Kurwa, takie dni mogłyby być zawsze. - powiedziała z zadowoleniem Roxanne i odpaliła swojego papierosa. - Cisza, spokój, żadnych telenowel w telewizji, tylko siedzę sobie z przyjaciółkami i spijam drinki. Raj po prostu.
- Ja już swojego wypiłam. - Melanie pokazała dziewczynom pustą szklankę. - Pójdę zrobić sobie drugiego.
- Ja ci zrobię. - zaoferowała się Roxxi, wzięła jej szklankę i poszła do kuchni. Nagle wszystkie usłyszały dźwięk telefonu. - Dziewczyny, niech któraś z was odbierze!
Shanell wzięła do ręki drinka, po czym podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do telefonu.
- Słucham?
- Shan...? - zdziwił się Lars.
- No tak, to ja. Jestem u was. Dlaczego masz taki dziwny głos? I jak tam koncert? - dopytywała.
- Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałaś...
- U mnie nie ma nikogo w domu, jestem u Roxxi już dosyć długo. - poinformowała, zerkając na zegarek. - Jak koncert?
- Nie jesteśmy na koncercie...
- Więc gdzie?
- W szpitalu UCSF... Mieliśmy wypadek... - powiedział cicho.
- Jaki wypadek?! Nikomu nic się nie stało?
- Jaymz ma skręconą kostkę, ja miałem krwotok z nosa, ale Kirk jest nieprzytomny...
- A co z Cliffem?
- Cliff... - powiedział drżącym głosem, a zaraz po tym dodał. - Shanell, Cliff nie żyje. Przykro mi i...
Reszty już nie usłyszała. Wypuściła słuchawkę z rąk i pobiegła do kuchni. Melanie podniosła z podłogi słuchawkę i przyłożyła ją do ucha, ale usłyszała tylko dźwięk urywanego sygnału. Razem z Judy poszła do kuchni, gdzie Shanell płakała przytulona do Roxanne.
- Shan, co się stało? - spytała Judie, podchodząc do niej.
Dziewczyna nie patrząc na nią podeszła do okna i oparła głowę o szybę.
- Shanell, co jest?! - niecierpliwiła się Melanie.
- Chłopaki mieli wypadek...
- Co kurwa?! Wypadek?! - krzyknęła Roxxi. - Ale nic im nie jest, prawda?
- Cliff nie żyje... - powiedziała cicho, dalej nie mogąc w to uwierzyć. Ukryła twarz w dłoniach i usiadła na podłodze.
Dziewczynom opadły szczęki. Patrzyły zszokowane to na siebie, to na płaczącą Shanell. Roxanne zrzuciła na podłogę szklankę, w której miała zrobić drinka dla Melanie, a po chwili zaśmiała się lekko histerycznym śmiechem.
- To jest kurwa jakiś żart, prawda? Powiedz, że to żart!
- Roxxi... Z takich rzeczy się nie żartuje... - szepnęła Judy, a po jej policzku spłynęła łza. Po chwili podeszła do Shan i uklękła obok niej. - Co z resztą?
- Nic im nie jest. Tylko Kirk jest nieprzytomny. - powiedziała, pociągając nosem. Wyglądało na to, że trochę się uspokoiła, ale po chwili znowu zaczęła płakać. Kiedy zachłysnęła się powietrzem, Mel pomogła jej wstać i przytuliła ją.
- Dajcie jej wody.
Judie wyciągnęła z lodówki butelkę wody i nalała trochę do szklanki. Podała ją Shanell, ale ona nawet na nią nie spojrzała. Dziewczyna westchnęła i postawiła szklankę na stół.
- Co robimy? - spytała Roxxi, wycierając rozmazany tusz na policzkach.
- Jedziemy do Frisco. - oznajmiła Melanie.
- Ale... - zaczęła Judy.
- Posłuchaj, wiem, że to nie jest 20 minut drogi, jest późno, ale tam też jest mój facet! Co ty byś zrobiła, jakby tam był David?!
- Dobra, idźcie do samochodu. Zadzwonię jeszcze do Davida i powiem mu, żeby zajął się dziećmi.
Dziewczyny wzięły swoje torebki, kluczyki do auta Judie i zaszły na dół.
Judy stała przez chwilę bez ruchu na środku pokoju, aż w końcu podniosła słuchawkę i wybierała numer telefonu.

16 komentarzy:

  1. Nie wiem jak mam zacząć, no jestem w szoku. Dawno nie miałam dreszczy ani łez podczas czytania. Boże, to jest...to jest po prostu straszne!
    Zaczęło się tak...normalnie, miał być fajny koncert a dziewczyny miały mieć fajną imprezę. Nagle ten wypadek i wszystko legło w gruzach. Myślałam już, że jeszcze Kirka nam zabijesz, ale na szczęście nie. Potem ten telefon do Shanell...ja gdybym kogoś kochała tak jak ona i z wzajemnością to nie wiem co bym zrobiła, załamałbym się chyba!
    Rozdział genialny, chyba najlepszy jaki u ciebie przeczytałam, zamurowało mnie dosłownie!
    I czemu nie mogłaś dodać komentarza na tacy-pozostaniecie? Coś nie tak? Tak przy okazji pojawił się tam nowy rozdział.
    Wesołych Świąt i czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie. No kurwa nie. No kurwa no nie! Wiedziałam, że przeczucia Shan były trafne, że jednak coś się wydarzy. Mieli przeżyć świetny koncert, wrócić i żyć tak jak żyli. Owszem, wrócą...tyle że bez Cliffa. A co to za życie bez Cliffa?
    Zgodzę się z Isbell1012, że to chyba twój najlepszy rozdział :D
    Jestem ciekawa jak wszystko dalej w opowiadaniu się potoczy. Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i również życzę Wesołych Świąt c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Best day of my life....
    najlepszy rozdział (chyba) jaki napisałaś... wow... jestem w mega szoku... szok szok szok szok szoksmdoinfowqbgugboqgore!!!!
    wiesz co .. nie wiem co napisać... niech shanel znajdzie innego mówie Ci szkoda żeby się zabijała... bo wtedy... Nie... mówie Ci to będzie takie... Hmm.. jak dla mnie zbyt ... no nie wiem xD
    Ja to się umiem wysławiać co?
    Panie i panowie...
    Przeżyliśmy koniec świata...
    Było nudno...

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam dreszcze... co prawda, brakowało mi tego szoku po wypadku, a reakcje Shell wyobrazalam sobie inaczej, ale było baardzo dobrze wszystko opisane. Biedna shell, żal cliffa, za szybko go usmierciłaś

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytam rozdział jutro, bo narazie jestem u kumpeli i malujemy smoka na ścianie w kuchni. Taki suprise..xDD
    Ej, no weź. Nie miałam weny do napisania dedykacji, ale Ci to wynagrodzę, nie bój nic..;*
    Noo wiadomo, że najlepsza, bo Twoja.. Ah te moje komplementy..xD
    Jak zobaczyłam ankietę, to tak zaczęłam lać, nawet nie wiem z czego. Już od kilku rozdziałów się domyślam co się stanie, więc jestem przygotowana psychicznie i postaram się Ciebie nie zabić.;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Minuta ciszy za Cliffa...









    Jeny, boje się czytać jakiegos następnego bloga, bo się boje, że zaraz przeczytam, że znów ktos umarł. Własnie przed chwilą czytałam rozdział u Isbell1012 i tam było, ze Duff nie żyje, a tu Cliff. I to tak na święta. No wiecie, co? Tu taka rodzinna atmosfera, ciepła i tak dalej, a czyta się, że ludzie umieraja...
    Jeny.. nie wiem, co mam tu napisać, nie lubię pisać komentarzy o śwmierci kogoś. Aczkolwiek lubię zabijać swoich bohaterów. Szkoda mi Shanell. Straciła chłopaka, straciła ukochaną osobę. Czy ja dobrze pamiętam, że Cliff chciał się oswiadczyć Shan? Oj... o tyle dobrze, że nie mieli dzieci, chociaż mam nadzieje, ze się nie dowiem nagle, ze Shan jest w ciąży, bo chyba tu zeświruję przed tym komputerem. Naprawdę, to będzie już za wiele, jak dla mnie.
    Ten telefon Cliffa do Shanell. Że ja kocha, że jutro się zobaczą... ta, wszystko było takie normalne i nic nie zapowiadało tego, co się stanie, ale przecież zawsze tak jest. Nigdy nie wiemy, co się własciwie takiego stanie. Niby sie na co dzien o tym nie mysli, ale przeciez kazdy nas dzien moze byc własnie tym ostanim. I to jest przerażajace. Kazde spotkanie z ukochana osobą może byc ostatnim spoktaniem. Kazde słowa "Kocham cie" mogą byc ostnie jakie usłyszmy, albo powiemy... to jest przerażajce.
    Smutno mi teraz :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra nadrobiłam calutkie. Wreszcie. Ale dlaczego oni musieli mieć ten jebany wypadek? Dlaczego? I dlaczego Cliff? I sobie na koncert nie pojechali, a Shan miała racje, że coś się stanie. Nie powiem popłakałam się, a rzadko płacze. Kurwa ja nie mam uczuć...
    Na koniec taki mały dodatek ode mnie. Przeżyliśmy 6 końców świata dzisiaj. Sama liczyłam. :D:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Może miałabyś ochotę wpaść do mnie? Jeżeli tak, to zapraszam serdecznie :)
    http://rocketfuckingqueen.blogspot.com/


    Przepraszam za spam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam rano, ale nie miałam czasu skomentować.:(
    Cliff umarł, On umarł.. W wypadku samochodowym. Wiedziałam, wiedziałam od początku.! Przygotowywałam się na to psychicznie i, chociaż wiedziałam co się stanie, i tak płakałam.. Tak to wyjebiście opisałaś. Dobra, przyznaję się - często płaczę. Ale bardzo rzadko na opowiadaniach tego typu. Ale to było tak masakrystycznie dobre.. Chłonęłam każde słowo. No nie wiem, jak mam to wyrazić...
    Tak odbiegając troszkę od rozdziału, a wgłębiając się w autentyczny wypadek Metalliki.. To czemu kurwa właśnie oni.?!! W sumie ze wszystkich byłych członków Mety najbardziej lubię Cliffa.. Taki przefajny człowiek... Był. [*] No ale przecież nie mogę życzyć tej śmierci komuś innemu, ani mówić: 'Lepiej by było, gdyby zamiast Cliffa zginął..***' , no bo i tak i tak nie za fajnie. Kocham ich wszystkich wieczną miłością i chuj. xD
    Co do ankiety.. To w pierwszej chwili pomyślałam: 'niech popełni samobójstwo'.. Ja bym ją uśmierciła. Tak by mi prościej było i ciekawiej..;P Z resztą sama bym tak zrobiła na jej miejscu. Jakbym kogoś tak kochała, jak ona Burtona.. Tak szczerze to miałam tak.. Kurwa, po co ja to piszę.? Whatever. Nie popełniłam samobójstwa, ale nie jestem w stanie znaleźć sobie kogoś innego. Mimo to, właśnie tak zaznaczyłam w ankiecie, bo to chyba najbardziej mi odpowiadająca opcja. Ostatecznie: Daj jej jeszcze trochę pożyć..;)
    No i co.? Czekam na kolejny oczywiście. Największa fanko Cliffa Burtona na świecie, żono Dave'a Mustaine'a i wgl.. <3 xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej hej zapraszam do mnie na rozdział 10 cz.2 http://thestorytakesitsturn.blogspot.com
    :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja dopiero zaczynam , ale zapraszam ; p
    http://nobody-understand-why-we-r-here.blogspot.com/
    A rozdział przeczytam później i na pewno skomentuje ; >

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział "Just ride baby" krótki, ale zawsze...
    http://breath-of-memories.blogspot.com/2012/12/04-just-ride-baby.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Aw, this was a really good post. Taking a few minutes and actual
    effort to produce a good article… but what can I say… I put things off a lot
    and never seem to get nearly anything done.
    Also visit my web-site ... http://www.whatareskintags.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Nowy na http://jackdanielsbrownstonemuzykagunsi.blogspot.com/ ..;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Taka sugestia, żebyś już więcej nie próbowała nikogo zabijać..x) 'I am motherfucker monster' przez Ciebie się teraz będę zastanawiać z jakiej to piosenki.!..;P
    Molly.. Jak napisalas, że jej dużo, to od razu sprawdzilam moje notatki i zdalam sobie sprawę, że prawie o niej zapomnialam w rozdziale 13.! Ale już zmienilam i będzie..;)
    No nie.? Jak się nic nie robi, to się przypierdalaja, że się nic nie robi, a jak się coś robi, to nie przypierdalaja, że się coś robi. I weź tu człowieku nie oszalej.:P
    Bo Duff.. No co.? Głupi był i tyle..xD A teraz chwilę sobie pobedzie samotnym za karę.xD
    A ja czekam na Twój następny. BEZ śmierci żadnego z bohaterow.! ;) ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. Kurwa, aż sie rozryczałam .. ;/

    OdpowiedzUsuń