wielbicielki Jamesa, James już będzie w kolejnym rozdziale :)
I PROSZĘ, PROSZĘ O NAJMNIEJSZE KOMENTARZE. jest mi trochę przykro, że pod poprzednim rozdziałem prawie ich nie było. piszcie cokolwiek, po prostu chcę znać waszą opinię :)
robię ankietę, dawno żadnej nie było :) chcę zobaczyć ile was jest. głosujcie :)
Susie
Przez kilka godzin siedziałam zdenerwowana w mieszkaniu. Co chwilę podchodziłam do okna z nadzieją, że w końcu zobaczę Tylera.
Około 22:00 usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Pobiegłam do przedpokoju i zobaczyłam mojego chłopaka wchodzącego do mieszkania.
- Tyler! - rzuciłam mu się na szyję. Przytulił mnie lekko i odsunął od siebie. Spojrzałam na jego twarz. Wyglądał na zmęczonego i zdenerwowanego. - Co się stało? Powiedz! Nigdy się tak nie zachowywałeś!
- Bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji...
- Tyler, co się dzieje? - mój głos zadrżał.
- Chodź. Usiądź.
Poszliśmy do salonu. Usiadłam na kanapie, a on obok mnie. Zbierał myśli i zastanawiał się, co ma mi powiedzieć.
- Nie chciałem ci tego mówić żeby cię nie denerwować. Ale musisz mi pomóc.
- Powiedz o co chodzi...
Byłam przygotowana na najgorsze. Co mogłam usłyszeć? Że ma żonę i dzieci? Że ma raka i za kilka tygodni umrze? Że kogoś zabił? Że mógł zarazić mnie wirusem HIV?
- Wiesz, ja to robię od dawna, dotychczas wszystko szło gładko, ale teraz...
- Tyler! Do rzeczy!
- Przemycam narkotyki dla Camerona. Do różnych krajów. - powiedział jednym tchem.
Zrobiło mi się gorąco. Faktycznie, Tyler często wyjeżdżał, ale nigdy bym się domyśliła, że w tym celu. Dlaczego Cameron sam nie mógł tego robić, tylko wykorzystywać mojego chłopaka?
- Słucham...?
- Dostaję za to sporo kasy.
- Tyler, przemycasz narkotyki? - wstałam ze swojego miejsca i zaczęłam chodzić po pokoju. - Wiesz co będzie jeśli ktoś cię złapie? Myślisz o tym?! Spędzisz resztę życia w więzieniu wśród gwałcicieli i morderców i będziesz wyciągał karaluchy z żarcia!
- Susie... uspokój się i mnie posłuchaj.
Wplotłam palce we włosy i wzięłam głęboki oddech. Oparłam ręce na biodrach i spojrzałam na niego.
- Słucham.
- Na lotnisku w Kanadzie, kiedy musiałem przejść przez odprawę, pojawiło się pełno policji...
- Złapali cię?!
- Jakby mnie złapali to by mnie tu nie było...
- Tak, racja... - westchnęłam cicho. Byłam bardzo zdenerwowana. Cała się trzęsłam. - Co się stało?
- Spanikowałem jak ich zobaczyłem. Poszedłem do łazienki i spuściłem cały towar w kiblu.
- Przynajmniej cię nie złapali. Dobrze zrobiłeś.
- Dobrze? Dobrze? - spytał ironicznie. - Cameron przyjdzie po swoją kasę za prochy, które wylądowały w kiblu na lotnisku!
- Ile jesteś mu winny?
Tyler spojrzał na mnie, a po chwili spuścił wzrok.
- 30 tysięcy...
- 30 tysięcy?
- Tak. Nie mam takiej kasy. On mnie zabije jak mu tego nie oddam.
- Cameron? Wydawał się być miły...
- Jak jesteś winna mu kasę to już nie jest taki miły...
Spojrzałam jeszcze raz na niego i położyłam dłoń na jego kolanie.
- Dam ci tą kasę, pod warunkiem, że skończysz z tym...
- Dobrze, skończę z tym. Ale pomóż mi to spłacić, bo źle się to skończy.
Przytuliłam się do niego. Pewnie inna dziewczyna jeszcze tego samego wieczoru spakowałaby się i wyniosła, ale ja nie potrafiłam. Nie umiałam się nawet na niego gniewać.
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Poczekaj, otworzę... - wstałam i poszłam do przedpokoju. Otworzyłam drzwi i prawie dostałam zawału, kiedy zobaczyłam na progu zobaczyłam Camerona.
- Cześć Susie. - uśmiechnął się.
- Tylera nie ma. - powiedziałam odruchowo.
- Wiem. Przyszedłem do ciebie.
- Do mnie? Po co?
- Wiesz po co... - wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Oparłam się o ścianę, a on stanął naprzeciwko i spojrzał na mnie z góry.
- Możesz stąd iść...?
- Dlaczego mnie wyganiasz? Wiesz, że nie lubię jak ktoś mi się stawia...
- Susie, kto przyszedł? - Tyler wszedł do przedpokoju. Spojrzał zszokowany na Camerona. - Jasna cholera...
- Co ty tu robisz? Miałeś być w Kanadzie do soboty.
Mój chłopak zająkał się i nie wiedział co powiedzieć. Pewnie gdyby nie to, że byliśmy na 14. piętrze to wyskoczyłby przez okno i uciekł.
- Załatwił to co miał do załatwienia i wrócił. - starałam się być spokojna.
- Nie wtrącaj się. - Cam odsunął się ode mnie i podszedł do Tylera.
- Nie róbcie mnie w chuja. Dzisiaj wieczorem miałeś przekazać cały towar i odebrać moja kasę. 30 tysięcy dolarów.
Nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Cameron spojrzał na mnie, a potem znowu na Tylera.
- Sprzedaliście mój towar? A może sami wszystko przećpaliście?
- Nie mieszaj w to Susie. - Tyler w końcu się odezwał. - Ona nie ma z tym nic wspólnego.
- Nie obchodzi mnie to czy ma z tym coś wspólnego czy nie. Mieszkacie razem, pierdolicie się, pewnie o wszystkim sobie mówicie. Więc według mnie obydwoje jesteście tak samo winni.
- Oddam ci tę kasę. Całe 30 tysięcy. - powiedziałam.
- 30 tysięcy to wy mi musicie oddać. A koleś nadal nie dostał swojego towaru, który gdzieś przepadł. Musicie to odkupić i zawieść mu to w zębach. Czyli łącznie wydacie 60 tysięcy. Macie czas do soboty, do godziny 18:00. A jak nie to bardzo źle się to skończy. - zmierzył nas wrogim spojrzeniem i wyszedł. Tyler popatrzył na mnie załamany.
- Nie martw się. Pójdę jutro do banku, oddamy mu pieniądze i da nam spokój.
- Przepraszam... - przytulił się do mnie. Westchnęłam cicho i wtuliłam się w jego koszulkę.
Devon
Kończyłem właśnie pakować swoje rzeczy do ostatniego kartonu. Wstałem z podłogi i odgarnąłem włosy z czoła, po czym podszedłem do otwartego okna, z którego rozlegał się widok na panoramę Los Angeles. Niebo było bezchmurne, a słońce raziło mnie w oczy. Odsunąłem się od okna i rozejrzałem po pustej sypialni. W mieszkaniu było cicho. Każdy najmniejszy dźwięk odbijał się od pustych ścian. Moje pierwsze własne mieszkanie, które kupiłem za własne pieniądze. Sprzedałem je jakiemuś młodemu małżeństwu, a sam spełniłem jedno ze swoich marzeń. Kupiłem dom w Arizonie. Odszedłem również z wytwórni filmowej. Idealne rozpoczęcie nowego życia.
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Zamknąłem okno, wziąłem ostatni karton do rąk i zaniosłem go do przedpokoju. Położyłem go na podłodze i otworzyłem drzwi. Zobaczyłem na progu obecnego właściciela mieszkania.
- Dzień dobry.
- Proszę wchodzić. - otworzyłem szerzej drzwi. Facet rozejrzał się po mieszkaniu. - W zasadzie to już skończyłem się pakować. Zapakuje wszystkie rzeczy do samochodu, dam panu klucze i mogą się państwo wprowadzać.
- Bardzo się cieszę. Chciałem zobaczyć czy wszystko dobrze idzie... może pomóc w czymś?
- Nie, w sumie to wszystko już spakowałem... - rozejrzałem się. - Może mi pan pomóc to zanieść do samochodu.
- A co z tym? - wziął z komody ramkę ze zdjęciem, o którym zupełnie zapomniałem. Zobaczyłem moje wspólną fotografię z Susie. Właściwie to miałem tylko trzy nasze wspólne zdjęcia, bo Su w czasie przeprowadzki wszystkie ze sobą zabrała. Zapomniała tylko o tych w ramkach.
- To moja była narzeczona. Zapomniałem o tym zdjęciu... - wziąłem je i wrzuciłem do jednego z kartonów. Nie chciałem dłużej o tym myśleć, więc wziąłem kluczyki do samochodu i jedno z pudeł. Koleś pomógł mi zapakować wszystkie moje rzeczy do samochodu. Oddałem mu klucze do domu.
- Mam nadzieję, że lepiej będziecie się czuli w tym mieszkaniu niż ja. - zaśmiałem się cicho.
- Na pewno. Mieszkanie jest piękne. Jeszcze w dodatku moja żona jest w ciąży, więc tym bardziej...
- Wszystkiego dobrego.
Pożegnaliśmy się i zobaczyłem jak odchodzi. Zacząłem powoli tracić nadzieję, że będę miał takie samo życie. Że poznam w końcu jakąś kobietę, która zostanie moją żoną, która urodzi moje dziecko.
Oparłem się o maskę samochodu i rozejrzałem się. Nie chciałem tu więcej wracać. Uśmiechnąłem się lekko i wsunąłem na nos okulary przeciwsłonecznie, po czym wsiadłem do samochodu.
- Żegnaj Kalifornio...
Oj, i co ja mam Ci tu powiedzieć, moja droga Parry? (Musiałam, tak :')
OdpowiedzUsuńJedyne, co mogę tutaj powiedzieć, to to, iż Tyler się bardzo elegancko wrąbał w nieszczególnie cie...nie, chwila. To towarzystwo istotnie jest ciekawe, ale jeszcze nigdy nic dobrego nie wynikło z posiadania takich znajomości. Tak coś podejrzewałam, że będzie pewne załamanie, ostatni telefon chłopaka do Susie dał mi to do myślenie i, jak widać, słusznie. Trzydzieści tysięcy, kurwa, sześćdziesiąt, no dlaczego by nie. Ale to wszystko na świadome życzenie Tylera, na pewno się z tym liczył i jedyne, co teoretycznie zrobił dobrze, to pozbycie się dragów na lotnisku. Ale z drugiej strony, co z kasą? Co za szczęście, że mamy taką złotą Susie, której najwidoczniej pieniążków nie brak i pomoże kochankowi w opałach, a Cameron zniknie. Zawsze to jakiś wariant.
I co z Devonem? Mieszkania już nie ma, żegnaj i Kalifornio...ale o wspólnych zdjęciach z Susie jakoś zapomniał, trzymał je tak na spokojnie, widział je i nic?Czy to jest możliwe, żeby on się w niej od tak...odkochał? Nie wiem, co on czuje, jak tak dlużej nad tym myślę.
I mam nadzieję, że coś się rozjaśni w najbliższym rozdziale, haha. Życzę weny i jak zawsze czekam ♥
Tu Antisocial, nie chce mi się logować ;__;
OdpowiedzUsuńTwój list oczywiscie doszedl i to daaawno, mój tez juz wysłany. Doszedł może? Nie moge sie doczekac nastepnego listu od Ciebie i az bede mogła Ci napisac o moich przygodach w Toruniu :')
Rozdzial jest swietny. Ech, z kazdym rozdziałem to Susan pakowała sie w łajno, a teraz Tyler... Chociaz wlasciwie to oni są w tym gównie razem. Skąd oni wezmą taki hajs? Susan zagra w kolejnym filmie? To by bylo niezłe... Albo poprosi Jamesa o hajs? Even better... To i tak lepsze niz gdyby złapali Tylera na lotnisku. Az mnie ciary przechodzą na samą mysl.
I szkoda mi Devona, kurdeee. Nie chce zeby zniknął z opowiadania, polubiłam go. Ale chyba najwyraźniej tak musi być...
Czekam na nowy rozdzial i na Jaymza oraz oczywiscie na list :)
http://fire-burnin-slow.blogspot.com/ - zapraszam na ósmy!
OdpowiedzUsuńBlog ze starego adresu (http://jackdanielsbrownstonemuzykagunsi.blogspot.com/) został przeniesiony na http://take-a-look-to-the-sky.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam :)
/Erin Everly/Ignis
Na razie melduję tylko, że czytałam i że rozdział supi, a szerszy komentarz zostawię później, bo teraz jestem mega zajęta :)
OdpowiedzUsuńO fuuuuck...
OdpowiedzUsuńmatko, uwielbiam Tylera najbardziej, jest taki zajebisty o.O
I w ogóle jestem w szoku, że Su była w stanie się tak zmienić dla niego... Chociaż jeszcze pewnie coś się sypnie, no ale póki co jest dobrze... Powiedzmy, bo w sumie sytuacja z długiem nie jest najciekawsza. :D
Nie wiem czemu, ale nie szkoda mi Devona, ani trochę. Może dlatego, że (jak widać) Su mogła rzucić prochy i mogła przestać pracować w tym biznesie (przynajmniej na jakiś czas), a on nie umiał jej do tego nakłonić.. Dobra, nie wiem sama.
Bardzo mi się podoba i chcę więcej! <3