Oparłem się o futrynę i patrzyłem, jak Diana pakuje swoje rzeczy. Travis był w pokoju razem z nią, zbierał swoje zabawki i wrzucał je do walizki.
- Diana... - odezwałem się w końcu.
- Cicho.
- Nie zostawiaj mnie.
- Naucz się wreszcie odpowiedzialności. - wstała i podeszła do szafy, żeby wyciągnąć resztę ubrań. - Nie mamy przez ciebie gdzie mieszkać.
- Mogę zadzwonić do tego właściciela i powiedzieć, że na razie się nie przeprowadzamy i chcemy jeszcze trochę zostać w starym mieszkaniu...
- Tylko szkoda, że powiedziałeś właścicielowi, że może sobie szukać już nowych lokatorów, bo my się wyprowadzamy. Za tydzień wprowadza się tu dwóch studentów, z którymi właściciel podpisał już umowę.
Westchnąłem cicho. Byliśmy w ciemnej dupie. Nie chciałem, żeby Diana wyjeżdżała. Obiecaliśmy sobie, że kiedy się przeprowadzimy, Travis pójdzie do przedszkola, a ona wróci do pracy. Teraz nawet o tym nie myślała. Nie mogłem jej zatrzymywać. Gdyby została ze mną i musiała razem z dzieckiem spać na podłodze w pustym niewyremontowanym mieszkaniu, czułbym się po prostu źle.
- Nie jesteś już sam, Dave. - wyrwał mnie z zamyślenia głos mojej dziewczyny. - Dorośnij w końcu.
Kiwnąłem od niechcenia głową i spuściłem wzrok. Niecałą godzinę później zawiozłem ich na lotnisko, chociaż tyle mogłem zrobić. Diana nie robiła już żadnych scen, tylko pożegnała się ze mną i powiedziała, że zadzwoni, gdy będą już na miejscu. Pomachałem im jeszcze, kiedy przechodzili przed odprawę i wróciłem do mieszkania.
Usiadłem pod ścianą i podparłem twarz na dłoniach. Patrzyłem na wszystkie moje nierozpakowe rzeczy, kartony i meble owinięte folią. Musiałem na jakiś czas się do kogoś wprowadzić. Postanowiłem iść do mojej matki. Nie widziałem się z nią od ponad miesiąca, ale nie miałem zamiaru dzwonić do niej i prosić o nocleg. I tak pewnie nie było jej w domu.
Wziąłem trochę moich rzeczy i pojechałem do mojego domu rodzinnego w dzielnicy Brentwood. Od paru lat bardzo rzadko bywałem w tych okolicach.
Zaparkowałem na podjeździe i wyszedłem z samochodu. Zsunąłem z nosa okulary przeciwsłoneczne i rozejrzałem się po ulicy. Nic się tu nie zmieniało. Podszedłem do drzwi mojego domu i zapukałem głośno. Nie dlatego, że byłem kulturalny, tylko nie chciałem przypadkiem wejść i zobaczyć jak moja matka uprawia seks ze swoim facetem. Ludziom w jej wieku powinni tego zakazywać.
Po chwili drzwi otworzyły się i zobaczyłem w nich faceta po pięćdziesiątce, z kilkudniowym zarostem na twarzy, który zapinał właśnie koszulę. Pierwszy raz widziałem go na oczy.
- Kim pan jest? - spytałem.
- A pan?
- Mieszkam tu! To znaczy, mieszkałem.
- Były facet Christine?
Aż się wzdrygnąłem.
- To moja matka!
Wyminąłem go i wszedłem do środka. Moja matka akurat wychodziła z kuchni. Była w samej bieliźnie, a swoje tlenione na blond włosy miała rozczochrone.
- Chryste, ubierz się! - krzyknąłem, rzucając moją walizkę na podłogę.
- Co tu robisz?! Nie zapraszałam cię! - zaskrzeczała w moją stronę.
- Mam mieszkanie w remoncie, muszę tu pomieszkać jakiś czas. - usiadłem na kanapie i wziąłem do ręki butelkę piwa, która stała na stole. Napiłem się. Zauważyłem, że gość mojej matki mi się przygląda. - Co to za koleś?
- Mark. Twój ojciec.
- Miesiąc temu to Richard był moim ojcem!
- Już z nim nie jestem.
Nigdy nie poznałem mojego ojca. Podejrzewam, że moja matka sama nie wie, kto nim jest. Zmieniała facetów jak rękawiczki, nie pamiętam już nawet, do ilu kolesi w dzieciństwie mówiłem razem z siostrami: "tato". Każdy tatuś znikał po góra kilku miesiącach, a po paru dniach pojawiał się nowy.
- Świetnie. Cześć tato! - pomachałem w jego stronę i z hukiem odstawiłem butelkę.
Kirk
Ponieważ następnego dnia musiałem być godzinę wcześniej niż zwykle w pracy, postanowiłem się wcześniej położyć. Marty siedział jeszcze w salonie i oglądał telewizję. Poszedłem do swojego pokoju, jak zawsze uchyliłem okno, rozebrałem się i położyłem do łóżka. Nie miałem problemu z zaśnięciem.
Jakiś czas później ze snu wyrwał mnie hałas. Podniosłem się lekko i rozejrzałem zamglonym spojrzeniem po ciemnym pomieszczeniu. Wziąłem do ręki zegarek, który wskazywał trzecią w nocy. Myślałem, że to Marty znowu nie może spać i się trzaska po mieszkaniu, więc zignorowałem to. Ułożyłem wygodnie głowę na poduszce i przykryłem się po szyję kołdrą. Parę minut później usłyszałem, jak ktoś wchodzi do mojego pokoju. I to wcale nie był Friedman.
- Z tą kobietą szlag mnie niedługo trafi, niech się lepiej weźmie do roboty, a nie próbuje dzieci wychowywać. Kto ją w ogóle prosił żeby mnie rodziła, czy ja się pchałem na ten świat? Egoistka, nigdy już tam nie wrócę.
Odwróciłem się.
- Dave?
- Co?!
- Co ty tutaj robisz o tej porze?! Jak w ogóle wszedłeś?!
- Wiem, gdzie trzymacie klucz. - zaczął wywalać moje ubrania z szafek.
- Co ty wyprawiasz?!
- Jestem zły na matkę! Pokłóciliśmy się, spakowałem się i jestem.
- Wprowadzasz się tutaj?!
- A gdzie mam się wprowadzić?!
W tym samym momencie do mojego pokoju wszedł Marty. Popatrzył ze zdziwieniem na Dave'a, a potem na mnie.
- Co on tu robi?
Wzruszyłem ramionami i głośno westchnąłem.
- Moja matka działa mi na nerwy. - wyjaśnił Dave, wpychając swoje rzeczy do moich szuflad.
- O co się znowu pokłóciliście? - dopytywał Friedman, siadając na moim łóżku.
- Powiedziała dzisiaj, że idzie na chwilę do sklepu, więc powiedziałem żeby kupiła mi pieczonego kurczaka. I czekałem, czekałem, czekałem, czekam dalej, aż w końcu trzy godziny później przychodzi matka, z zimnym kurczakiem i nowym tatuażem.
- Sam mogłeś iść po tego kurczaka.
- Zróbcie mi coś do jedzenia, nie jadłem kolacji.
- Niech Kirk ci zrobi.
- Słucham? - spojrzałem w jego stronę. - Za trzy godziny wstaję do pracy. Powinienem jeszcze spać i odpoczywać.
- A ja za cztery, no i co? Zresztą, to ja dzisiaj zmywałem naczynia, a ty nic nie zrobiłeś.
- Wróciłem po 18:00 z pracy!
- Dobra, sam sobie coś zrobię. - mruknął Dave i wyszedł, zostawiając nas samych, znowu kłócących się z byle powodu.
***
Mustaine mieszkał z nami od prawie tygodnia. Miałem już różnych współlokatorów, ale żaden z nich nie był taki jak Dave. Marty czy Lars, z którym mieszkałem parę lat temu przez kilka miesięcy, byli przy nim aniołami. To musiało się w końcu skończyć. Musiałem w końcu zadzwonić do jego matki i powiedzieć jej, żeby go stąd zabrała.
- Ej. Dave! - wyszedłem z mojego pokoju z talerzem w dłoni. Dave leżał na kanapie w salonie, owinięty kocem i oglądał Headbangers Ball na MTV. Odwrócił się na chwilę łaskawie w moją stronę, a po chwili znów wlepił wzrok w ekran.
- Cześć Kirk.
- Możesz mi powiedzieć co te niedojedzone tacos robią w moim łóżku?
- Nie dokończyłem ich jeść, dawaj. - podniósł się w końcu i wyrwał mi talerz z ręki.
- Łóżko to moje miejsce do spania, a nie na twoją meksykańską fiestę.
- Słuchaj, rozumiem twoją frustrację...
- Patrz co znalazłem na podłodze w salonie, a nie w koszu na pranie. - poszedłem do łazienki i wróciłem z jego bokserkami. Dave był niewzruszony. W tym samym momencie ze swojego pokoju wyszedł Marty, który zaczął grzebać po szafkach.
- Kirk, gdzie moje orzechy?
- Nie wiem. Tam gdzie zawsze.
- No ale nie ma ich... - zaczął chodzić nerwowo po salonie.
- Ja je sobie wziąłem. - odezwał się Dave.
- Co kurwa?! - wydarł się Friedman w jego stronę. - To były moje orzechy!
- Kot Kirka też je jadł.
- Co?! - teraz to ja kzyknąłem. - Dałeś kotu orzechy?!
- I co z tego?
- A jakby był uczulony i dostał wstrząsu anafilaktycznego?! Co byś wtedy zrobił?!
Dave wybuchnął śmiechem.
- A to by było złote. Śmiałbym się.
- Słuchaj, jeśli chcesz tu zostać, to koniec karmienia mojego kota i jedzenia etnicznego żarcia w moim łóżku.
- I koniec z wpierdalaniem moich orzechów. - wtrącił się Marty.
- I koniec z bokserkami na podłodze.
- Tak? - Dave popatrzył na nas z kamiennym wyrazem twarzy. Wstał i odrzucił puchaty koc na bok. - Jak sobie chcecie. Wychodzę na imprezę, więc będziecie mieć mnie z głowy.
- Znowu się do kogoś wprosisz na krzywy ryj?! - krzyknąłem, kiedy zniknął za drzwiami mojego pokoju. Po paru minutach wyszedł, w obcisłych jeansach i koszulce Motorhead. Ubrał swoje buty i chwycił skórzaną kurtkę. Złapał za klamkę drzwi i spojrzał na mnie kpiąco.
- W porównaniu do ciebie, mnie każdy chce na swoim melanżu. - powiedział i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Przynajmniej mieliśmy go z głowy na kilka godzin.
Już się wcześniej o tym wypowiedziałam, ale teraz też muszę. Nadal uważam, że Diana nieźle urządziła Dave'a. To na pewno nauczy go na swój sposób odpowiedzialności. Jeśli chce być głową rodziny, powinien to mieć na uwadze. Dobrze by było, gdyby sprawdził rzeczywisty stan tego mieszkania, zanim podpisał umowę, pozbył się tamtego i załatwił całą resztę formalności. Diana postawiła sprawę na ostrzu noża. Może będzie to dla Dave'a w końcu dobrym powodem, żeby ogarnąć.
OdpowiedzUsuńMama Mustaine, wyobrażam ją sobie jako taką typową tapeciarę, solarę, taką żonę Hollywood. Zastanawia mnie, kto jest biologicznym ojcem poczwary, jaki jest. Prawdopodobnie i tym razem niedaleko padło jabłko od jabłoni. Chociaż, kto wie. Ale sytuacja z ojcami niezła, śmiechłam mocno. Poza tym... ja też chcę wyjść z domu i wrócić do niego z tatuażem.
Wejść do kogoś na chatę i powiedzieć, że się tu mieszka :') Cały Dave. A Kirk jak zwykle przegryw. Nikt go nie szczędzi, wszystko sprzeciwia się przeciwko niemu. Może kiedyś zrobiłoby się mi go nawet trochę szkoda, ale nie, nie potrafię.
Meksykańska fiesta, kot, wstrząs anafilaktyczny i krzywy ryj rozjebały mnie i ten rozdział. To ostatnie szczególnie, if you know what I mean. Ciekawa jestem, jak mieszkało się razem Kirkowi i Larsowi.
Czekam na kolejny, panno Poczwaro.
Heyy.
OdpowiedzUsuńPochwalę się, że nadrobiłam wszystko. Wiem, co i jak i powiem ci, że cholera, jestem pod wrażeniem. To jest coś naprawdę genialnego. Masz bardzo oryginalne i ciekawe pomysły i cieszę się, że mogę czytać coś tak wyjątkowego.
Przede wszystkim uwielbiam Dave'a w Carpe Diem. Jest taki wyjątkowy, a jednocześnie nadal taki sam, jeśli tak to można określić. Uwielbiam też Juniora, Judy, Masona i Shanell. Achh, no i Roxxi. Kochana. Reszta też jest, oczywiście, zajebista, ale to są tacy moi ulubieńcy, szczególnie właśnie Roxanne jest cudowna, widzę w niej trochę siebie, haha.
Tutaj Diana postawiła Dave'a przed faktem dokonanym i bardzo dobrze, ma rację. Niech wie, że nie jest sam, że ma dziewczynę i jej syna, którego, do cholery, adoptował. Czasy wiecznych imprez i spożywania hektolitrów alkoholu się skończyły, trzeba wydorośleć i nauczyć się podejmować poważne decyzje. Niemniej jednak szkoda mi trochę Dave'a, on się wydaje być taki nieprzystosowany do życia ;D
Uwielbiam Chrisitne, identycznie sobie wyobrażałam właśnie tę kobietę, która to wydała na świat to ognistowłose nasienie. Chciałabym poczytać coś więcej o niej i o nim, podobnie sprawa ma się tatuśka, chciałabym go poznać, choć wiem, że może być to w tym przypadku średnio wykonalne :)
"- Co to za koleś?
- Scott. Twój ojciec.
- Miesiąc temu to Richard był moim ojcem!
- Już z nim nie jestem.
(...)- Świetnie. Cześć tato!" - haha, kocham to, to było mocne. Tak samo jak to, że ludziom w tym wieku powinni zakazać uprawiania seksu ;D
Biedny Kirk. Nie dość, że Marty uprzykrza mu wciąż życie, to jeszcze Dave wlazł z buciorami i czuje się jak u siebie. Właściwie to jest u siebie, no bo co? Tam gdzie on, tam jego dom, huehue.
"- Za trzy godziny wstaję do pracy. Powinienem jeszcze spać i odpoczywać.
- A ja za cztery, no i co? Zresztą, to ja dzisiaj zmywałem naczynia, a ty nic nie zrobiłeś.
- Wróciłem po 18:00 z pracy!" - trochę jak stare, dobre małżeństwo :) Ale to było takie kochane, chcę więcej sprzeczek Kirka i Marty'ego. Jeszcze te sprzeczki z Dave'em, Kirk chyba niedługo dostanie jakiejś nerwicy, a oni to lekceważą i grają na jego biednych nerwach, haha. Dlaczego to Kirk zawsze ma najgorzej? Chociaż według mnie to jest też jego wina, jest za dobry dla nich i pokazuje, że mogą mu z każdej strony naskoczyć, więc to wykorzystują. Kirk jest po prostu ciotą, co tu więcej mówić.
Co mogę więcej napisać, czekam cierpliwie na kolejny :)
Pozdrawiam.
RockMe Baby
Zacznę od tego, że mam do Ciebie pytanie. Czy to ty pisałaś blog o dziewczynie która była gwiazdką porno i poznała Jamesa Hetfielda? :o Bo jak tak, to ja Cię uwielbiam i nawet nie pamiętam czemu przestałam cię czytać, może to nie było zależne ode mnie ... :') Tak o tym pomyślałam, bo skojarzyłam szatę graficzną bloga, sposób pisania i to, że rozdziały stosunkowo krótkie. Uwielbiam takie blogi. Nie narzucasz kilometrowych rozdziałów i to jest fajne. Teraz lecę dalej, ale bez ściemy obiecuję, że zapisuję twój blog w kartach i w niedalekiej przyszłości tutaj wracam. Spodziewaj się mnie!! :))
OdpowiedzUsuńA teraz chciałabym Cię bardzo serdecznie zaprosić do Nas.
Wiem, co sobie pomyślisz, jednak z góry chciałam się wytłumaczyć.
Blogger od jakiegoś czasu podupada (tak przynajmniej wynika z moich obserwacji) i ja, jak ten rycerz walczę o choć krztę zainteresowania. (albo jak dziwka o klienta, wybierz poprawne ;_; )
Może i kojarzysz mnie z opowiadania "Road To California. Living After Midnight" któremu wiodło się całkiem nieźle. Zapraszam zatem ponownie do nas.
Komentarzy systematycznie nie zostawiam z pewnych bardzo prostych przyczyn wyjaśnionych na blogu, jednak w ramach rekompensaty zaproponuję układ. Pozostawiając przy komentarzu u nas link do siebie możesz być pewna, że pojawi się on na naszym fp na facebook'u.
Jeszcze raz przepraszam i zachęcam do odwiedzenia nas.
Pozdrawiam.
http://californiassounds.blogspot.com/
~Poniżona Michelle. :'')