Strony

niedziela, 6 grudnia 2015

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 14.

w następnym w końcu wraca Diana i dowiecie się co się dzieje z Roxxi :)

Judy
W sobotę byłam razem z Shanell w jakimś studiu fotograficznym. Po raz pierwszy miała mieć sesję z jakimś młodym francuskim fotografem, o którym nigdy wcześniej nie słyszała i nie chciała być tu sama. W soboty nie pracowałam, więc wzięłam Taylora ze sobą i pojechaliśmy razem z nią.
Spojrzałam na małego, który grzecznie siedział z tyłu na kanapie i bawił się wszystkim co wpadło mu akurat w ręce. Jakąś poduszką, pędzelkiem do pudru czy butelką wody. To dziecko w każdym momencie potrafiło znaleźć sobie czas na zabawę. Podejrzewam, że jakby przejechał obok niego czołg, nie zwróciłby nawet na niego uwagi i bawiłby się dalej.
Popatrzyłam na Shanell, która siedziała przed lustrem i pozwalała makijażystce działać. Kobieta chyba nawet nie umiała mówić po angielsku, więc bez problemu mogłyśmy rozmawiać o czym chciałyśmy.
- A jak się czuje Junior? - spytała nagle Shan, nie odrywając wzroku od swojego odbicia.
- Źle. - westchnęłam cicho i wzięłam ozdobny flakonik perfum, który zaczęłam oglądać. Nie chciałam na nią patrzeć, żeby się przypadkiem nie rozpłakać.
- Ostatnio mówiłaś, że całkiem dobrze...
Wszystkim wciskałam kit, że Junior jakoś się pogodził z tym wszystkim, nie może się doczekać, aż mu ściągną gips, przejdzie rehabilitację i będzie mógł wrócić do grania. Tak nie było. Znosił to naprawdę ciężko, od prawie dwóch tygodni siedział w domu i nie wyszedł nawet za próg mieszkania. Nie chciał ze mną rozmawiać, kiedy tylko coś do niego powiedziałam, zaczynaliśmy się kłócić. Taylor też trzymał się od niego z daleka, odkąd parę razy na niego nakrzyczał, a Mason w ogóle bał się czasami odezwać, mimo że zawsze był z Davidem w świetnych kontaktach. Najbardziej w tym wszystkim było mi szkoda właśnie chłopców.
- A co mam mówić? Jest naprawdę źle. Nie chcę nikogo w to mieszać.
- Ale przecież będzie mógł wrócić do grania...
- Shanell, może za rok... Może. On już teraz jest załamany, a co będzie za jakieś pół roku? Wczoraj Dave był go odwiedzić. Jak tylko mu powiedział, że chce żeby Frank pograł z nimi w zastępstwie, wyrzucił go za drzwi. - westchnęłam cicho i przygryzłam wargi. - Strasznie się o niego boję, że coś sobie może zrobić... kilka dni temu powiedział mi, że już nie chce ze mną być.
Odwróciła wzrok w moją stronę.
- Przestań... na pewno nie miał tego na myśli. On cię strasznie kocha...
- Sama już nie wiem. Nie sypiamy ze sobą, nie mogę się do niego przytulić. Nie całuje mnie już nawet na dobranoc jak zawsze to robił.
Shanell posmutniała. Spuściła na chwilę wzrok i znowu spojrzała w swoje odbicie.
- Cholera, przecież zawsze byliście taką idealną parą... Tak długo jesteście już razem, macie dzieci... Przeszliście razem przez jego uzależnienie od heroiny, przez brak kasy, na każdym kroku okazywaliście sobie miłość, a tutaj nagle wszystko się sypie przez złamaną rękę...
- Wszystko co złote szybko się kończy.
- Nawet tak nie mów... Judy, bądź przy nim. Po prostu bądź. Wspieraj go, a będzie dobrze...
- Shan, jestem cały czas... - wplotłam palce we włosy. - Chcę być. Ale on mnie ciągle od siebie odrzuca. On już mnie nie chce. Trudno. Jeśli ostatecznie mi powie, że to już koniec, to jakoś się z tym pogodzę... dam sobie radę z chłopakami, prawda? Jestem silna.
- Kiedyś byliśmy najlepszą ekipą pod słońcem, a niedługo nic z tego nie zostanie. Ja rozstałam się z Nickiem, odszedł z zespołu, Junior też nie może teraz grać i coś świruje... Agnes i Jason... dziwnie się czasami czuję w ich towarzystwie, oni chyba też. To już nie jest to samo, co kiedyś. Wszyscy przyjaźnimy się od lat, a oni pojawili się tak znikąd. Roxxi też się zrobiła dziwna, nie wiem co z nią jest... Ale jak ty rozstaniesz się z Davidem, to chyba zwątpię w to, że miłość istnieje...
Uśmiechnęłam się lekko.
- Będę walczyć. Mam nadzieję, że damy radę.
- Ja też. - położyła dłoń na mojej. Kilka minut później przyszedł fotograf. Wstałam ze swojego miejsca i poszłam usiąść obok Taylora. Makijażystka pomogła Shanell założyć jakąś zdobioną kurtkę i poprawiła jej jeszcze włosy. W trakcie sesji Tay jak zwykle nie mógł za bardzo usiedzieć na miejscu i kręcił się wokół Shan i jej fotografa. Przynajmniej udało mu się załapać na kilka zdjęć.

Shanell
Wracałam właśnie z agencji i szłam w stronę domu moich rodziców, żeby odebrać od nich Milana. Słońce powoli zachodziło za wzgórzami Hollywood, niebo nabrało różowych i żółtych barw. Szłam przed siebie, zaczytana w najnowszym wydaniu magazynu Elle i nie zwracałam na nikogo uwagi. Nagle poczułam, jak ktoś od tyłu szarpie mnie ostro za rękę. Prawie krzyknęłam, wypuściłam magazyn z rąk i odwróciłam się. Przede mną stał Nick, którego nie widziałam od ponad miesiąca. Nie miałam pojęcia co się z nim dzieje, bo nawet się ze mną nie kontaktował.  Nie wyglądał najlepiej. Był nieogolony, włosy miał byle jak związane, na głowie miał czapkę z daszkiem, dostrzegłam wory pod oczami. W sumie to zrobiło mi się go trochę szkoda.
- Co chcesz? - spytałam w końcu, podnosząc moją gazetę z chodnika.
- Jak sobie radzisz?
- Normalnie, a jak mam sobie radzić? Nie jestem jakaś ułomna, umiem sama wychować dziecko. - rzuciłam obojętnie i ruszyłam przed siebie, a on poszedł za mną.
- Jak Milan? Jest zdrowy?
- Tak.
Kątem oka dostrzegłam, że wyciąga portfel z kieszeni.
- Potrzebujesz jakichś pieniędzy?
- Nie?
Wyciągnął sto dolarów i wcisnął mi je w rękę. Zatrzymałam się i spojrzałam na banknot.
- Żartujesz sobie ze mnie? Sto dolców po ponad miesiącu milczenia? To nawet nie wystarczy na połowę opłat.
- Dobra, masz jeszcze pięćdziesiąt... Ale nie mogę dać więcej, wiesz, że muszę utrzymać Nelly i siebie. - znowu zaczął grzebać w portfelu, a ja pokręciłam głową i wcisnęłam mu te sto dolarów. Chciało mi się śmiać. Nie chciałam od niego ani centa, sama potrafiłam zadbać o siebie i dziecko.
- Nic od ciebie nie chcę. Weź te pieniędze. Mam swoje.
- Mogę zobaczyć się z Milanem?
- Nie. Coś ci chyba powiedziałam w szpitalu.
- Shanell...
- Zapomnij kurwa. To mój syn. I przyjdź w końcu zabrać resztę swoich rzeczy z mojego mieszkania albo spakuję je i sprzedam. Tak samo jak części twojej perkusji, które zajmują mi miejsce w piwnicy.
- Mam gdzieś te graty, zrób sobie z nimi co chcesz. Ale nie utrudniaj mi kontaktu z moim synem.
- Nie zainteresowałeś się dzieckiem przez ponad miesiąc, nawet nie zadzwoniłeś, żeby spytać czy jest zdrowy, a teraz próbujesz mi wpierać, że utrudniam ci z nim kontakt? - zmarszczyłam brwi.
- Obiecywałaś mi, że nigdy nie będzie tak jak z Nelly i będę z Milanem od samego początku.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek mówiła coś takiego. Spieprzyłeś sprawę, Nick. Lepiej wychowam go bez ciebie.
Nagle szarpnął mnie za rękę i złapał mocno za nadgarstek. Miałam wrażenie, że zaraz mi go złamie. Naprawdę zabolało. Wyrwałam mu się i uderzyłam go z całej siły w twarz.
- Nie próbuj się nawet zbliżać do mnie i do Milana, bo pożałujesz. Nie żartuję. - warknęłam i pobiegłam przed siebie. Odwróciłam się kilka razy, ale już go nie widziałam. Chyba posłuchał. W końcu doszłam pod dom moich rodziców. Weszłam na podwórko. Od razu dostrzegłam wózek stojący przy huśtawce. Moja mama robiła coś w ogródku.
- Hej! - krzyknęłam, a mama odwróciła się w moją stronę. Wstała z ziemi i przyłożyła palec do ust. Podeszła do mnie.
- Przed chwilą zasnął.
- Oh. - przytuliłam ją. - Tata jest?
- Tak, ale ma trochę papierkowej roboty. Zjesz coś? Byłam dzisiaj u babci, przywiozłam od niej trochę ciasta.
- Bardzo chętnie.
- To weź małego. - powiedziała i ściągnęła swoje brudne rękawiczki, w których pracowała. Rzuciła je na huśtawkę, ja wzięłam wózek i ruszyłyśmy w stronę domu. Kiedy znalazłyśmy się w środku, przywitałam się z tatą, który siedział w kuchni wśród papierów i usiadłam przy stole. Mama wstawiła wodę na herbatę i wyciągnęła talerze.
- Coś się stało? Taka zamyślona się wydajesz... - powiedział tata, odkładając długopis.
- Spotkałam dzisiaj Nicka. Po ponad miesiącu wcisnął mi w rękę sto dolarów, potem spytał czy może zobaczyć Milana, a jak powiedziałam, że nie, to prawie mnie tam pobił! Myślałam, że złamie mi rękę!
- Shanell, ja wiem, jaka jest między wami sytuacja, masz prawo być zła... ale nie możesz mu utrudniać kontaktu z dzieckiem. To jego syn. - powiedziała mama, kładąc na stole talerz z ciastem.
- To jest też moje dziecko, ja je urodziłam, ze mną mieszka. I ja je utrzymuję. Skoro nie chcę żeby mały miał z nim kontakt, to nie będzie go miał.
Rodzice spojrzeli na siebie bezradnie. Mama zalała herbatę i postawiła przede mną kubek.
- Kochanie, sprawdzałaś dzisiaj pocztę? - ojciec spojrzał na nią.
- Nie, zapomniałam.
- Wiesz dobrze, że czekam od trzech dni na te faktury.
- Ja mogę iść sprawdzić. - zaoferowałam i odłożyłam łyżeczkę na bok. Wstałam ze swojego miejsca i poszłam do skrzynki pocztowej. Wyciągnęłam z niej kilka kopert i zaczęłam je przeglądać. - Rachunek, rachunek, ulotka nowej pizzerii, chyba te faktury... - podałam ojcu brązową kopertę. - I jakiś list...
- Ooo, od kogo? - zaciekawiła się mama.
- Nie wiem... - zaczęłam oglądać go z każdej strony. Z tyłu koperty niestarannym pismem było coś napisane. Próbowałam się rozczytać. - Veronica Stuart. Z South Central. Kto to?
- Nikt ważny... - mama wzięła ode mnie list. Spojrzała na mojego ojca, który odłożył faktury na bok. Chyba nie ucieszyli się z tej przesyłki, ale nie chciałam o nic wypytywać. Skoro mama stwierdziła, że to nikt ważny, nie musiałam wiedzieć kto to. Miałam zresztą swoje sprawy na głowie.
Posiedziałam jeszcze trochę z moimi rodzicami, zjadłam ciasto, wypiłam herbatę i wróciłam z Milanem do domu. Wzięłam szybki prysznic, położyłam się do łóżka i od razu zasnęłam, zmęczona po ciężkim dniu.

3 komentarze:

  1. Przeczytałam wszystko, co miałam do nadrobienia i chcę, żebyś wiedziała, że ja tu jestem, wróciłam. Te cholerne studia mnie wykańczają, brak czasu, brak internetu, brak siły do czegokolwiek, spora odległość dzieląca mnie od domu. Nie wyrabiam ze wszystkim po prostu, dlatego też ta kilkumiesięczna cisza z mojej strony. Tęskniłam za blogami i chyba będę musiała coś wykombinować, bo ja tak na dłuższą metę nie mogę. W każdym razie niczego nie obiecuję, ale mimo wszystko i tak wiedz, że sobie nie olałam i że postaram się jakimś cudem wpadać :)
    Pozdrawiam,
    RockMe Baby

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera, strasznie mi szkoda Juniora. Wiem, co znaczy kontuzja, uraz, rehabilitacje. Sama dziś na nich byłam, już ostatni dzień. Trwały dwa tygodnie i mam naprawdę dosyć, tym bardziej, że nie wiem, czy to mi w czymkolwiek pomogło. Ja nie mogę grać w siatkówkę, Junior nie może grać na basie. I szczerze mówiąc to nie chciałabym się z nim zamienić, bo mimo że siatkówka to moja pasja, to jednak muzyka mimo wszystko. Naprawdę nie dziwię się Juniorowi, każdy by na jego miejscu miał załamkę, a to już nawet nie załamka, a depresja. Nie może grać w zespole, wszystko stoi pod znakiem zapytania, bo nikt nie ma pojęcia, jak to będzie w przyszłości, czy on będzie mógł do tego wrócić. Na dodatek jeszcze ta cała sprawa z Roxxi, z którą nie wiadomo, co się dzieje, ale czekam na następny, w którym tak jak napisałaś ma coś o niej być. I ja mam nadzieję, że związek Judy i Juniora przetrwa mimo tych beznadziejnych okoliczności. Trzymam za to kciuki.
    Przykro na to patrzeć, ale Shan ma rację. Dawna, taka świetna ekipa, rozpada się. Najpierw Nick, potem Roxxi i Junior, wszyscy się po kolei wyłamują. Co do Jasona i Agnes to też prawda. Niby jakoś sie wkręcili, ale jednak odstają od reszty. Nie znają się z resztą tyle lat, nie wiedzą o sobie tyle, wiadomo, o co chodzi. Szkoda mi tego, naprawdę.
    No i proszę, jest Nick. Na miejscu Shanell też by mnie coś tknęło, ale jakby popatrzeć na to z innej perspektywy, to on też nie ma wcale łatwo. Sądzę, że o ciągłej opiece nad dzieckiem to on raczej nie ma jakiejś wprawy, a teraz ma na głowie Nelly, musi utrzymać siebie i ją, nie wiadomo nadal, co z Josie. Ja jestem ciekawa, jak on to organizuje wszystko, czy pracuje, gdzie, co się dzieje przez ten czas z małą. O Milana mógłby się zapytać, zainteresować, co z jego drugim dzieckiem, i to już dawno, ale przecież Shan powiedziała mu coś w stylu, żeby wynosił się z jej życia, że sama wychowa ich syna. Z jednej strony nie dziwne więc, że on tak o to nie zabiegał. Teraz w końcu go coś ruszyło, ale Shan ponownie mu dała do zrozumienia, że lepiej, żeby się nie wtrącał. Pogmatwane to wszystko, ale ja mam nadzieję, że to kiedyś może wyjdzie na prostą.
    Cieszę się, że Shanell ma jako takie wsparcie od rodziców. To jest ważne. Ciekawe tylko, kto to ta Veronica. Ale wait. Shan chyba jest adoptowana, prawda? Nie wiem, czy dobrze kojarzę, ale wydaje mi się, że coś takiego wcześniej było. Może to jej biologiczna matka chce się z nią skontaktować? Ciekawe.
    No nic, panno Poczwaro, to ja czekam na kolejny i na wyjaśnienie tych wszystkich moich wątpliwości :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, aż mi jest wstyd z tego wszystkiego. Chyba będziesz musiała wysyłać mi linki do rozdziałów na Facebooka, to będę je ogarniać, kiedy siedzę w pracy, haha. Ale może przejdę do komentowania, bez tych zbędnych wstępów.

    Szkoda mi Juniora, naprawdę. W sumie, to ja naprawdę nie dziwię się, że chłopak się złamał, no bo... właśnie traci swoją pasję. Życie bez pasji musi być przerażająco puste. Ja sobie nie wyobrażam tego, aby ktoś odebrał mi teraz pisanie... a w sumie nie mam z niego żadnych sukcesów... Tylko szkoda mi, że przez to wszystko dzieje się źle między nim, a Judy. Ja nie wiem dlaczego tak jest, ale... faceci zazwyczaj jak mają jakiś problem to chcą odchodzić od swoich kobiet. Raczej nie wiem czy tak jest w życiu, ale my jakoś zazwyczaj pokazujemy to w taki sposób w opowiadaniu, haha. Może to chodzi o to, że przestają się czuć męscy, przestają mieć to poczucie, że dbają o rodzinę, a fakt, że kobieta się nimi zajmuje jest dość ujmujący. Albo po prostu lubimy pisać o tych kobietach, które kochają i nie mogą się z tym pogodzić, haha. Jednak mam nadzieję, że tu wszystko jakoś się ułoży. W sumie, Junior powinien wziąć się w garść, bo przecież użalanie się nad sobą nic nie da...

    No i księżniczka Shan... Dobra, ja mogę ją tu nawet zrozumieć... no czuje się skrzywdzona i tak dalej, ale chyba nigdy nie zapomnę tego jak ona potraktowała Nicka, kiedy ten najbardziej jej potrzebował. Przecież jakby ona zachowała się wtedy inaczej, jakby zrozumiała, że Nick musi zaopiekować się Nelly i tu w cale nie chodzi o jakieś uczucia względem jej matki, to dziś byliby może trochę mniej szczęśliwą, ale jednak rodziną. Shan teraz unosi się honorem i mówi, że nie potrzebuje Nicka. Tak, może ona sama jego nie potrzebuje, ale Milan jednak tak. Wiem, że Nick zrobił źle, że przez ten miesiąc się nie kontaktował, ale jednak ja mam chyba do niego słabość i jemu wybaczę o wiele więcej, haha.
    I coś czuję, że matka Shan robi tu jakieś przekręty... Zaraz coś wyjdzie na jaw...

    Dobra, lecę do następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń