Strony

sobota, 13 czerwca 2015

The Unforgiven - rozdział 42.

Dla mojej cudownej Alicji.
Bo tak długo na to czekałaś.

Susie
- Nie wracaj już do Los Angeles. - powiedział Alan, czekając ze mną na mój pociąg.
- Mam wszystkie swoje rzeczy u ciebie.
- To będziesz mogła przyjechać po rzeczy.
- Dalej nie wiem czy dobrze robię... - zawahałam się i rozejrzałam wokół.
- Dobrze. Jak nie teraz to nigdy.
Pociąg przyjechał z lekkim opóźnieniem. Pożegnałam się z Alanem i weszłam do środka. Zajęłam miejsce na samym końcu. Pomachałam mu jeszcze przez okno i wyciągnęłam walkmana z torebki. Założyłam słuchawki na uszy i włączyłam jakąś piosenkę Chrisa Isaaka.
Po głowie chodził mi ciągle jeden z wersów utworu "Wicked Game".
It's strange what desire will make foolish people do.
Kochałam Jamesa? Nie. Pojawił się w nieodpowiednim momencie, kiedy miałam poważne problemy ze sobą i z narkotykami. Czułam się niekochana i opuszczona, bo każdy się poddał. Devon, Tiffany... Miałam tylko heroinę i Tylera, który z miłości do mnie pociągnął mnie na dno.
James chciał się ze mną spotykać, rozmawialiśmy, opowiadałam mu o sobie, a on mnie rozumiał. Właśnie to w nim pokochałam. Ale nie kochałam go jako człowieka.
Musiałam przestać płakać i wziąć się w garść. Dosyć kłamstw, dosyć łez, dosyć kłótni, dosyć zdrad.
Chciałam się wyprowadzić. Kupić sobie w końcu piękny dom, wymarzonego psa. Chciałam iść na studia, żeby ojciec był ze mnie dumny. Chciałam w końcu być z osobą, którą naprawdę kocham.
Rozstanie z Devonem było chyba potrzebne nam obu. Jemu po to, żeby odpocząć ode mnie i problemów ze mną, a mi po to, żeby w końcu docenić jak bardzo był dla mnie ważny.

Devon
- Przepraszam, ale my się nie zajmujemy takimi sprawami. - powtórzyła kobieta, która coraz bardziej się irytowała. Rano znalazłem w książce telefonicznej numer do urzędu w Newark. Chciałem zobaczyć co u mojego ojca, zdobyć jego adres czy numer telefonu. Nie widziałem go od tylu lat...
- Mój ojciec nazywa się Anthony Wells. Nie wiem gdzie mieszka, nawet nie wiem czy żyje...
- Nie mogę telefonicznie udzielać takich informacji. Skąd mogę wiedzieć czy to faktycznie pana rodzina, skoro nawet pan nie wie czy pański ojciec żyje.
- Nie mam kontaktu z rodziną od jakichś dwunastu lat. Mogę podać moje dane...
- Proszę.
- Devon Hayes. To znaczy... Jeffrey Wells...
Kobieta odchrząknęła. Od początku uważała, że przeszkadzam jej w pracy i już dawno powinienem się rozłączyć, a teraz jeszcze nie wiedziałem, jak się nazywam.
- Zmieniłem imię i nazwisko kilka lat temu...
- A jaki był tego powód? - robiła się coraz bardziej nieufna.
- Co panią obchodzi moje życie prywatne do chu... - nie dokończyłem, bo przerwał mi dzwonek do drzwi. - Muszę kończyć. Jeszcze zadzwonię.
Wstałem z podłogi i odłożyłem słuchawkę. Rzuciłem książkę telefoniczną na stół i poszedłem otworzyć. Spodziewałem się jakiegoś akwizytora, a nie osoby, którą tam zobaczyłem.
Patrzyliśmy na siebie bez słowa. W końcu Susie uśmiechnęła się lekko i ściągnęła torebkę z ramienia.
- Jestem, Devon. - powiedziała spokojnym głosem. Wciągnąłem ją do środka i z hukiem zamknąłem drzwi. Przyparłem ją do ściany. Odgarnąłem jej włosy z twarzy i pocałowaliśmy się.
- Wiem, że źle wyglądam. Miałam mały wypadek... nie chciałam ci się pokazywać w takim stanie, ale Alan...
- Nic nie mów... - pogłaskałem ją po policzku. - Dobrze, że jesteś...
Przez chwilę milczeliśmy, patrząc sobie prosto w oczy.
- Co dalej?
-  Nie pozwolę ci już odejść. - powiedziałem cicho i przytuliłem ją. Nie chciałem jej puszczać. Miałem wrażenie, że to sen, a ona za chwilę zniknie.
- Alan powiedział, że mam nie wracać do Los Angeles... - zaśmiała się.
- Nie wrócisz. To nie jest miejsce dla ciebie.
- Muszę ci coś powiedzieć. - odsunęła się ode mnie. Spojrzałem na nią uważnie.
- Wtedy, kiedy zobaczyliśmy się u Alana, a potem pojechaliśmy do hotelu... to wszystko wróciło. Przypomniał mi się cały nasz związek, wróciły wszystkie najlepsze wspomnienia... - w jej dużych oczach pojawiły się łzy. - Ale ty miałeś dziewczynę, wyglądałeś na szczęśliwego. Ja rozstałam się z Jamesem, płakałam całymi dniami, oglądałam nasze stare zdjęcia. Zaczęłam tęsknić. Od dawna tęsknię. - przytuliła się do mnie, a ja pogłaskałem ją po włosach. - Nie chciałam ci niszczyć związku. Chciałam, żebyś w końcu był szczęśliwy. Męczyłeś się ze mną...
- Zacząłem się męczyć, bo narkotyki stanęły między nami. Kiedy ćpaliśmy razem było dobrze, potem ja przestałem brać, a twój nałóg wymknął się spod kontroli. Chciałem ci pomóc, bo zawsze byłaś dla mnie najważniejsza. Nie chciałem cię stracić.
- Byłam idiotką... - pociągnęła nosem. - Patrzyłam na mojego brata, jak stacza się na dno i powoli się zabija, a po jego śmierci zaczęłam robić dokładnie to samo...
- Chcę żebyś poszła na odwyk. Prawdziwy odwyk, z terapią. Potrzebujesz pomocy, Susie.
- Nie... nie chcę... ja już nie biorę, od dawna. Ja nie mogę tam iść, nie wytrzymam wśród tych ludzi... nie...
- Chodź... - pociągnąłem ją za rękę w stronę kanapy. - Usiądź...
Opadła bezsilnie na łóżko, a ja zająłem miejsce obok niej. Zaczęła płakać jak dziecko. Wytarłem łzy z jej twarzy i spojrzałem na jej zaczerwienione oczy.
- Nie chcę tam iść...
- Musisz. - powiedziałem stanowczo. - Nie będziemy razem, jeśli nie zaczniesz terapii. Robię to dla twojego dobra, Susie. Jeśli chcesz w końcu zacząć normalnie żyć, musisz zamknąć wszystkie sprawy z przeszłości. Inaczej cały czas będzie się to za tobą ciągnęło...
Przygryzła nerwowo dolną wargę. W końcu wzięła głęboki oddech i podeszła do okna.
- Pójdę. - oznajmiła łamiącym się głosem. - Ale nie wiem czy dam radę. Będzie ciężko.
Wstałem i stanąłem obok niej. Spojrzałem na nią z boku.
- Przeszłaś już tyle, że poradzisz sobie ze wszystkim. Będę cię wspierał jak tylko będę mógł.
- Nie zostawisz mnie?
Pokręciłem przecząco głową. Objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło.
- Mówiłem, że nie pozwolę ci już odejść.
Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się przez łzy. Widziałem dokładnie tę samą dziewczynę, którą poznałem ponad pięć lat temu. Słodką, wrażliwą, nieśmiałą...
Chciałem ją widzieć codziennie.

Susie
- Cześć... mam na imię Julie i od sześciu lat jestem uzależniona od amfetaminy... jestem tu dla mojego syna...
Popatrzyłam na moje przybrudzone trampki i poprawiłam się na swoim miejscu. Właśnie mijał mój trzeci dzień w klinice. Już dzisiaj miałam zacząć terapię z najbliższymi. Bez przerwy myślałam o tym, jak wyznam mojemu ojcu to, że jestem byłą ćpunką i gwiazdą porno. Z Devonem mogłam widzieć się raz dziennie przez dwadzieścia minut. To było zdecydowanie za mało, biorąc jeszcze pod uwagę naszą długą rozłąkę. Dzisiaj nawet mnie nie odwiedził, ponieważ z samego rana pojechał do Los Angeles załatwić swoje sprawy i wziąć resztę moich rzeczy od Alana. Mieliśmy zobaczyć się dopiero popołudniu na terapii.
Ośrodek nie był wcale taki zły, chociaż chciałam już stąd wyjść i nigdy nie wracać. Jedzenie było dobre, wykłady całkiem ciekawe, nie musiałam dzielić z nikim pokoju. Najgorzej przyszło mi opowiedzenie o sobie obcym ludziom, którzy chcieli mi pomóc, zaprzyjaźnić się... Ale to nie było dobre miejsce na zawieranie znajomości.
Po wyznaniu Julie, terapeuta dodał kilka zdań od siebie i mogliśmy wrócić do swoich pokoi. Rzuciłam się w butach na czyste łóżko i wzięłam do ręki "Buszującego w zbożu" J.D. Salingera, który leżał na szafce nocnej. Otworzyłam na kartce z zagiętym rogiem i zaczęłam czytać. Byłam tu dopiero trzy dni, a już wzięłam z biblioteki stos książek. Znalazłam nawet jakieś baśnie dla dzieci, które też zabrałam. W dzieciństwie nikt nie czytał mi bajek.
Jakąś godzinę później usłyszałam pukanie. Drzwi otworzyły się i zobaczyłam w nich Devona. Rzuciłam lekturę na bok i zerwałam się z łóżka. Wskoczyłam mu na ręce i przytuliłam się mocno.
- Czekałam! - powiedziałam radośnie, zeskakując z niego. Uśmiechnął się do mnie słabo. Coś było nie tak, ale nie chciałam pytać co. Już wystarczająco byłam zestresowana dzisiejszym spotkaniem z ojcem.
- Mój tata już jest?
- Tak.
- Ehh.
- Jest też James...
Myślałam, że się przesłyszałam. Spojrzałam na niego wielkimi oczami.
- James?! Co on tu robi, do cholery?!
- Musiał być. Musisz zamknąć ten rozdział, wyjaśnić sobie z nim kilka spraw.
Usiadłam zdenerwowana na łóżku. Dłonie zaczęły mi się trząść. Dev stał z boku i cały czas na mnie patrzył.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Czego nie powiedziałam?
- Że masz dziecko. Myślałaś, że się nie dowiem?
- Nie mam żadnego dziecka. Daj mi spokój.
- Susie...
- To syn Jamesa. On będzie się nim zajmował, on ma pełne prawa do niego, ja nie będę się z nim widywać. Tak się dogadaliśmy i niech tak pozostanie.
Dev chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował. Wziął mnie za rękę i wyszliśmy z mojego pokoju. Szłam przez długi korytarz wesołym krokiem, machając jego ręką. Skakałam obok niego jak małe dziecko i opowiadałam o książce, którą teraz czytam.
- Ale już wystarczy... - objął mnie ręką w pasie i otworzył przede mną drzwi. Kiedy znalazłam się już w sali, szczęka opadła mi do samej ziemi. Nie siedział tam tylko James i mój ojciec. Był tam też Alex, mój były chłopak, Tiffany, moja dawna przyjaciółka i moja matka, której nie widziałam od lat... Patrzyła na mnie i wypłakiwała sobie oczy. Terapeuta odłożył na bok teczkę i uśmiechnął się.
- Nareszcie. Usiądź, Susan.
- Nie... Nie! Nie! Nie! - powoli się wycofałam na korytarz i chciałam pobiec do swojego pokoju. Devon jednak pobiegł za mną i pociągnął mnie za rękę. Przycisnął mnie do ściany i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Dlaczego to zrobiłeś?! Tylko po to pojechałeś do Los Angeles?!
- To część terapii...
- Skąd w ogóle miałeś adres Alexa i mojej matki?!
- Adres Alexa był na twoich starych listach... teraz mieszka tam jego kuzynka, ale podała mi aktualny adres i się z nim spotkałem. Do twojej matki pomógł mi dojść twój ojciec.
- Dlaczego ją tutaj przywiozłeś... ona zniszczyła mi życie... - zachciało mi się płakać. Devon złapał mnie za rękę i pogłaskał po policzku.
- Sama jej to powiesz. O to chodzi w terapii. Musisz wszystko z siebie wyrzucić.
- Ja tam nie wrócę... nie chcę żadnej terapii. Chcę wrócić do domu.
- W porządku. Jeśli się poddasz, nigdy więcej mnie nie zobaczysz. - powiedział, a ja spojrzałam popatrzyłam mu prosto w oczy. Nie kłamał. - Kocham cię. Chcę w końcu założyć z tobą rodzinę. Nie chcę, żebyś bez przerwy żyła przeszłością. To musi się skończyć.
Oparłam głowę o ścianę. Wzięłam głęboki oddech i puściłam jego dłoń.
- Robię to tylko dla ciebie...
Uśmiechnął się.
- Zrób to dla mnie.
Odgarnęłam włosy z twarzy i weszłam znowu do sali. Usiadłam bez słowa obok terapeuty, nie patrząc na nikogo. Devon zajął miejsce obok Tiffany. Przez chwilę panowała cisza.
- Zacznij, Susan. - powiedział zachęcająco terapeuta.
- To nie jest takie proste. Wolę rozmawiać z każdym na osobności...
- Zaczyna się... - rzucił zirytowany James.
- W porządku. - powiedział facet, wyciągając jakieś papiery z teczki. - Ale chcę być przy tych rozmowach. Nie będę ci jednak przeszkadzał, będę siedział z boku i słuchał. Dobrze?
Kiwnęłam niechętnie głową. Terapeuta poprosił wszystkich, żeby wyszli. Został tylko on i Alex. Mój były chłopak przysunął się do mnie i dotknął mojej dłoni. Szybko cofnęłam rękę.
- Nie wierzę, że tu jesteś... - odezwał się w końcu.
- Nie biorę już...
- Myślałem, że to jak skończył Dylan było dla ciebie wystarczającą przestrogą, żeby nie sięgać po to gówno.
- Pamiętasz jak na urodzinach Jamiego poszliśmy do jego pokoju i przespaliśmy się?
- Pamiętam, ale co to ma do rzeczy?
- Miałam wtedy szesnaście lat, a ty dwadzieścia dwa. Znaliśmy się może kilka dni, nawet nie byliśmy parą... Powiedziałeś wtedy, że chcesz się ze mną spotykać, tylko w tajemnicy przed Dylanem. Żaden chłopak przed tobą nie chciał się ze mną umawiać...
- Susie...
- Kiedy miałam piętnaście lat, byłam wykorzystywana seksualnie. - powiedziałam jednym tchem.
- Słucham?
Spojrzałam na niego niechętnie. Poczułam łzy cieknące po policzkach i szybko odwróciłam wzrok.
- Spójrz na mnie, do jasnej cholery!
Zacisnęłam powieki. Alex zawsze był bardzo nerwowy, szybko tracił cierpliwość. Spodziewałam się takiej reakcji.
- Kto cię wykorzystywał?! Powiedz mi, kurwa!
- Facet mojej matki... - powiedziałam, pociągając nosem. - Gwałcił mnie prawie każdej nocy, a po wszystkim przytulał mnie zapłakaną i mówił, że jestem najlepsza...
- Boże...
- Myślałam, że to nie jest nic złego... Więc nauczyłam się, że to seks czyni mnie wartościową...
- Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś?
- Bałam się... wie o tym tylko Devon i Tiffany. Kiedy mówiłam o tym matce, twierdziła, że bezczelnie kłamię i mnie biła. Mogłam się chociaż zgłosić wtedy na policję... Chciałam, żeby zapłacił za to co mi zrobił, ale gdybym powiedziała o tym tobie albo Dylanowi, zabilibyście go. A wtedy poszlibyście do więzienia i straciłabym was na zawsze. Bardziej zależało mi na was niż na sobie...
Alex przytulił mnie, a ja zmoczyłam mu łzami całą koszulę. W końcu odsunęłam się od niego.
- Po śmierci Dylana i naszym rozstaniu zamieszkałam z Tiffany i jej rodzicami. - ciągnęłam dalej. - Szybko jednak stamtąd uciekłam, bo poznałam pewną dziewczynę. Miała na imię Sarah, przynajmniej tak mi się przedstawiła. Była ćpunką i prostytutką. Zamieszkałam z nią, po raz pierwszy namówiła mnie, żebym spróbowała narkotyków. Ona była już zniszczona, miała tragiczną cerę, wypadały jej włosy, spała w makijażu... ja miałam ledwo dwadzieścia lat, ładną buzię, piękne długie włosy. Chciała, żebym puszczała się razem z nią, ale się nie zgodziłam. Jakiś czas później World Modeling organizował nabór nowych dziewczyn do branży porno. Przybywa tam większość reżyserów i producentów, poznają dziewczyny i oglądają je jak bydło. Sarah chciała, żebym szła z nią. Nie chciałam, ale tak się naćpała tego dnia z klientem, że nie dałaby sama rady tam dojść. Pożyczyłam od niej jakąś koronkową bieliznę, założyłam krótką obcisłą sukienkę. Miałam tam jej tylko towarzyszyć...  na castingu jakiś reżyser zabrał Sarah do pokoju hotelowego i nakręcił z przyjaciółmi tanią scenę, w której jest poniżana i pieprzona w każdy możliwy otwór. Dostała trzy tysiące dolarów i wyszła stamtąd na ugiętych kolanach, zostawiając mnie samą. To był ostatni raz, kiedy ją widziałam... Podeszło wtedy do mnie trzech facetów, dwóch było reżyserami, z jednym z nich nadal się przyjaźnię, trzeci był właścicielem jednej z największych wytwórni filmów porno. Uśmiechnęli się do mnie i powiedzieli: "chcemy cię". Byłam pewna, że skończę tak jak Sarah, ale zaprosili mnie do pokoju, byli mili. Dostałam drinka na rozluźnienie i kreskę najczystszej kokainy jaka jest na rynku. Spytali, czy chcę nakręcić krótką scenę, że zapłacą mi za nią. Zgodziłam się. Nakręciliśmy ją, dostałam tysiąc pięćset dolarów i jeszcze tego dnia podpisałam kontrakt. - odwróciłam głowę w stronę okna. Przez chwilę milczałam. - Wystąpiłam w stu czterdziestu sześciu filmach porno. Jestem w związku z moim byłym agentem i reżyserem. Trzymam na strychu pełno nagród AVN, które dostałam za to, że rżnęłam się przed kamerą. Zarobiłam na tym tyle kasy, o której nawet nie marzyłam. Niektórzy muzycy wynajmowali mnie sobie na swoje imprezy czy wieczory kawalerskie, szłam odwalić swoją robotę, dostawałam za to tysiące dolarów, a drugiego dnia siedziałam na kacu w swojej garderobie i słyszałam: "Wiesz, że tańczyłaś dla Sebastiana Bacha?", "Serio, ten dupek to Sebastian Bach?", "Wiesz, że zrobiłaś striptiz dla Erica Brittinghama?", "Naprawdę gówno mnie to obchodzi", "Wczoraj zatańczyłaś dla Bobby'ego Dalla!", "Serio? Byłam tak naćpana, że nawet go nie pamiętam. Miałam kiedyś o nim mokre sny". Przed każdym robiłam z siebie silną i seksowną kobietę, która kocha seks i zarabia na tym niesamowitą kasę. A tak naprawdę po kilku godzinach na planie filmowym wracałam do domu i wypłakiwałam się swojemu chłopakowi, że wszystko mnie boli, że nienawidzę większości tych facetów, z którymi muszę się pieprzyć. Jestem po kilku próbach samobójczych. Straciłam dziecko. Zostałam dotkliwie pobita przez mężczyznę, z którym kiedyś występowałam. - westchnęłam cicho i wplotłam palce we włosy. - Prawda jest taka, że wcale nie chciałam taka być. Najchętniej zrobiłabym coś innego ze swoim życiem, ale porno stało się dla mnie... taką bezpieczną przystanią. Zawsze czułam się odrzucona przez zewnętrzny świat, a branża porno wydawała się jedynym miejscem, które mnie akceptowało. Po kilku filmach, nagrodach i tej całej kasie, którą zarobiłam myślałam, że to jedyna rzecz, którą mogę się zajmować. Wiem, że tkwiłam w tym tak długo właśnie z tego powodu. Myślałam, że ludzie niezwiązani z tą branżą są źli i osądzający i że nigdy nie dadzą mi szansy trudnić się czymkolwiek innym. Kiedy zaszłam w ciążę odeszłam, ale po utracie dziecka wróciłam, bo nie widziałam innego wyjścia. Mój były facet namawiał mnie na napisanie książki. Wyśmiałam go. Zawsze mu mówiłam, że nigdy nie uda mi się znaleźć innej pracy po tym, czego się dopuściłam. Byłam jedną z najlepszych aktorek w branży, więc co innego mogłabym robić? Stało się to dla mnie źródłem dumy. Niezależnie od tego jak się czułam, potrafiłam odstawić dobre show. Zaufaj mi, nie byłam jedyną dziewczyną, która odczuwała to w ten sposób...
Spojrzałam na Alexa, który oparł się łokciami o stół i ukrył twarz w dłoniach. Terapeuta coś notował, a ja spuściłam wzrok.
- Tak naprawdę chyba nigdy mnie nie poznałeś, Alex... Nie wiedziałeś co się działo w mojej głowie. Na zewnątrz byłam zwykłą wesołą dziewczyną, a w środku coś mnie zżerało... W dzień spotykałam się z tobą, chodziliśmy w różne opuszczone miejsca, gdzie przesiadywaliśmy godzinami przytuleni do siebie, wieczorami jeździliśmy na koncerty... A w nocy miałam koszmary i budziłam się z krzykiem. Czasami wpychałam się Dylanowi do łóżka, bo bałam się sama spać... - zawiesiłam na chwilę głos. - Któregoś dnia, kilka lat temu, Devon zaczął się ze mnie śmiać, że śpię przy zapalonym świetle jak małe dziecko... Doszłam do wniosku, że to nie jest normalne, a z moim życiem jest coś nie tak... wtedy się rozpłakałam i po raz pierwszy w życiu opowiedziałam komuś o molestowaniu...
Alex pociągnął nosem i spojrzał na mnie zaczerwienionymi oczami. Byłam z nim cztery lata i jeszcze nigdy nie widziałam, żeby płakał. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił się. Teraz to on wypłakiwał mi się w ramię.
- Gdybyś mi powiedziała... nigdy by do tego nie doszło...
- Byłam już emocjonalnym wrakiem zanim trafiłam do tej branży...
- Są ludzie, nad którymi nikt się nie znęcał i wyrastają na chorych socjopatów, a są też tacy, którzy byli ofiarami molestowania i wyrośli na prawników czy lekarzy z normalnymi rodzinami.
- Nie myślmy o tym co by było gdyby. Nienawidzę tego.
- Czasami zdarza mi się myśleć jakby potoczyło się moje życie, gdybym nadal był z tobą i nie poznał Jasmine.
- Nie chcę wiedzieć. Ty masz żonę, dziecko, ja mam znowu Devona...
- Znowu?
Kiwnęłam głową.
- Zrobiliśmy sobie ponad dwuletnią przerwę. Niedawno wróciliśmy do siebie. - westchnęłam cicho. - Nie mogę uwierzyć, że gdyby nie porno, nigdy bym go nie poznała. Wiesz jakie to uczucie, kiedy w ogóle nie myślisz o mężczyznach, a później w pracy widzisz faceta i masz wrażenie, że twoje życie nagle się zmienia...? Tak właśnie było ze mną i z Devonem... Lubiłam z nim pracować, fajnie nam się rozmawiało. Tak się bałam zepsuć nasze relacje, że nigdy nie chciałam się z nim umówić na randkę.
- Mam nadzieję, że będziesz w końcu szczęśliwa. Zasługujesz na to. - dotknął delikatnie mojej dłoni. Terapeuta kazał nam powoli kończyć. Alex chwilę później wyszedł, a resztę pamiętam jak przez mgłę. Pamiętam, jak kłóciłam się z Jamesem, płakałam, pamiętam mojego ojca, któremu łamiącym się głosem wszystko wyznałam. Wyszedł bez słowa, a ja wpadłam w jakąś histerię. Dwóch lekarzy próbowało mnie uspokoić, dostałam zastrzyk. Później obudziłam się w moim łóżku, a Devon siedział obok mnie. Reszty nie pamiętam.
Zasnęłam.

5 komentarzy:

  1. No jestem, jestem.
    W głębi duszy tak jednak cichutko wierzyłam, że Susie i Devon do siebie nie wrócą, ale i tak wiedziałam, że tak się stanie. No nie, nieee... Ech, ale jeśli mam tak obiektywnie na to patrzeć, to dla Susie jest całkiem dobrze. Kto jak kto, ale on się będzie nią prawdziwie zajmował. Słowo zajmował jest tutaj jak najbardziej na miejscu, ona teraz potrzebuje tak wielkiej troski i opieki niczym dziecko, ale to nie jest wcale dziwne. Po tym, co przeżyła, co ten dupek Blake jej zrobił... Niejedna by się załamała, straciła chęci do życia. Su też miała taki czas, ale wyszła z tego dzięki tak właściwie inicjatywie Alana, bo gdyby nie on, to by się to najpewniej tak nie potoczyło. Kochany Alan.
    Co do Devona, o matko, ciężko mi będzie. Czekał na nią, tęsknił. Wiem już, czego brakowało mu w związku z Sherry. Brakowało mu Susie. Gdzieś tam była, zawsze była obecna, ale zbyt mało, by mógł być szczęśliwy. On potrafi kochać kogoś innego, ale nie tak, jak ją, do niej czuje zupełnie coś innego, wyjątkowego, niż do całej reszty. On jej potrzebuje, ona potrzebuje jego. Są nierozerwalni, nawet wtedy, gdy są daleko od siebie. Taka trochę symbioza. Nie, nie, nie, nie, muszę przestać!
    Nasunęło mi się właśnie coś dziwnego, pewnie tego nie zrozumiesz, ale Devon, zresztą nie tylko on, a inni niektórzy faceci kojarzą mi się z belgijką, takim tańcem, nie wiem, czy znasz. Jak nie, to sobie obejrzyj, to może ogarniesz XD Chodzi mi o to, że jest sobie kobieta z facetem, kobieta odchodzi, układa sobie jakoś życie, idzie dalej do przodu, a facet zostaje w miejscu. Może mieć wiele nowych partnerek, ale jeśli naprawdę, szczerze kocha tę jedną, jedyną, to wciąż tkwi, nie porusza się do przodu, trzymają go wspomnienia, wszystkie myśli, żale, troski. Taki nie potrafi sobie poradzić jak ta jego kobieta. Pogmatwane, ale może jakoś się połapiesz.
    Na miejscu Susie zapierałabym się tak, że żadne czołgi i pociągi by mnie nie zaciągnęły na jakąś terapię, ale ona akurat była jej potrzebna. Choć bywa różnie z tymi terapiami, to to był dobry pomysł. Kto wie, co by się potem mogło dziać, gdyby tego z siebie nie wyrzuciła. Każdy wie o wszystkim, jej samej na pewno kamień też spadł z serca. Pozostaje jedno pytanie. Co dalej...?
    Jeszcze co do związku Devona i Susie, to tak szczerze już powoli przestaje mi on przeszkadzać. On ma na nią dobry wpływ, dobre działanie, ona przy nim potrafi być sobą. Czy to przetrwa? Wiesz, to ich bycie razem teraz wydaje mi się nieco dziwne, te ich zachowania, te aż czułości, czułości między nimi aż nadto, choć z jednej strony się nie dziwię, ale... Może tak właśnie wyglądał ich związek, kiedy Susie była jeszcze tą nieśmiałą, ale radosną dziewczyną, w każdym bądź razie ja inaczej go sobie wyobrażałam. No ale cóż, pożyjemy, zobaczymy. Ja wiem, że ty jeszcze zaskoczysz.
    Przepraszam za taki komentarz, tak okropnie bez ładu i składu.
    Czekam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy fragment z przemyśleniami Su jest świetny. Podoba mi się to i zadam pytanie: nie myślałaś, żeby jako taki bonus wcisnąć gdzieś rozdział z przemyśleniami Susie? Byłoby to ciekawe. Taka jednorazowa retrospekcja i jednocześnie streszczenie całej twojej twórczości.
    No, ale co najważniejsze- Su jedzie zobaczyć się z Devonem! Bardzo długo na to czekałam i nie rozczarowałam się. Szczerze mówiąc bardzo mnie na tym polu zaskoczyłaś i to pozytywnie :D! Spodziewałam się, że po jakimś czasie owa dwójka się zejdzie, ale nie sądziłam, że po kilku sekundach! Fenomenalna była sytuacja, gdy Devon wciągnął dziewczynę i pocałował. Przy czytaniu perspektywy Devona automatycznie się uśmiechnęłam. Ten wątek umilił mi wieczór, więc dziękuję :)
    Biedny Devon. On marzy o pełnej rodzinie, dziecku. Su ma syna i się go wypiera na wszystkie możliwe sposoby. Może i są ze sobą szczęśliwi, ale z odmiennymi poglądami nie widzę przyszłości. Natomiast może jest szansa, że Su się zmieni, albo Devon odpuści. Nigdy nic nie wiadomo, ale póki co, wiele staje im na drodze.
    Świetnym posunięciem było wyznanie Su, cała rozmowa z Alexem. Było tu brutalne i przerażające, ale wyrzuciła to z siebie. Miło ze strony chłopaka, że życzy jej szczęścia, nie osądza, w tym jednym zdaniu stara się wesprzeć. Mam nadzieję, że każda rozmowa tak przebiegnie. Z Jamesem i ojcem na pewno nie będzie łatwo, nie wspominając o matce. Jednak z Jamesem nie będzie łatwo. Het jest negatywnie nastawiony do dziewczyny, wręcz szyderczo. Mam nadzieję, że jednak zachowa spokój i ją zrozumie. Nie osądzi i nie zdołuje. To jedyne ale, jakie sądzę, że może dobić Su.
    Wena i chęci się Ciebie trzymają, więc nie wiem czego mogłabym Ci życzyć. Zakończę na starym, dobrym do zobaczenia i mam nadzieję, że szybko coś dodasz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapomniałam już, że przeczytałam ten rozdział. Mam wrażenie, jakbym zrobiła to dawno temu albo już go skomentowała. Bo naprawdę bardzo dużo nad nim myślałam. Coś dziwnego mi się stało, coś mi się poprzypominało... a konkretniej... och. Pamiętasz zapewne moje Another day in Paradise. Alice miała tam chłopaka, który zginął. Victora. On mi się skojarzył właśnie z Aleksem. Nie wiedziałam przez jakiś czas dlaczego, ale chyba mam. Ta troska, sposób myślenia i... coś, czego nawet nazwać nie potrafię. Momentalnie zatęskniłam za tym chłopakiem. Szkoda mi się zrobiło, że już o nim sama nie napiszę, bo Another day [...] skończyło się już dawno.
    Potrzebuję takiego człowieka. On był cudowny. Cudowny jest i Alex. Ja bym chciała wiedzieć, co by było, gdyby Susie z nim została. Dokąd poprowadziłaby ich ta droga. Bo jednak mam wrażenie, że tam, dokąd Su tak bardzo dąży, szkoda, że nieudolnie. O czym marzy. Ten dom z werandą, mrożona herbata, wyśniony pies i roześmiane dziecko, widzące w niej mamę, która kocha je nad życie.
    To jest po prostu wspaniałe.

    Ale może powinnam bardziej od początku.
    Czuję się absolutnie zwycięsko, Ty wiesz sama dlaczego, haha. Ona i Devon to jest bezapelacyjnie jedna z moich ulubionych par bloggera, ścisła czołówka, nie ma co. Są świetni, aż mi się serce ściska na myśl, że Ty planujesz Susie z jakimś... Ooo, zła kobieto. Wiesz, że ja wciąż mam w sobie taką świecę, której ogień jest ogniem nadziei, że to jednak nieprawda i jedno wielkie Twoje śmieszkowanie? Ja bym chyba tego chciała, Parry!
    Może dramatyzuję, tak z drugiej strony. Wiem przecież, że tak czy inaczej - na pewno będę zadowolona z końca. Mimo wszystko. Przyznaję, no przyznaję...
    Jednak nic tutaj nie zmienia faktu, iż ich ponowne zejście się stopiło mi serce. Jestem w nich zakochana jeszcze bardziej, jak oni są w sobie.
    Nie pamiętam, czy to o tym mi wspominałaś, że jest podobnie jak z Anthonym i Madeline. Ale nawet jeśli nie - ja tak poczułam. Było. To jest ten poziom... miłości, haha.
    Boże, jak ja ich uwielbiam, moje cuda, mogę o nich czytać bez końca, takie mam wrażenie. I chyba musisz mi wierzyć po tym wszystkim, już tyle razy Cię molestowałam o nich i nimi, haha!
    I co więcej?
    Devon jest złotym mężczyzną. Z tym odwykiem. Bo w zasadzie mogło zrobić to wielu i już... lata temu. Ale nie zrobił tego nikt. Nikomu na tym nie zależało. Kurwa, oczywiście, jasne. Pewnie, bo po co.
    Po co...

    Nie... nie umiem chyba tutaj podejść do rozmowy Susan z Aleksem. To było złe. To znaczy było wręcz zbawienne, ale... ale ja nie umiem tego skomentować, a na pewno nie tutaj. Chyba napiszę Ci coś o tym prywatnie. Boję się, że jeszcze wyjdzie tutaj coś niepożądanego.
    On jest niesamowity... Jego reakcja, wszystko. Ja... nie umiem. Nie powiem chyba, cholera, niczego sensownego i jest mi z tym aż źle.
    Odniosłam wrażenie, że on ją kocha. Że może chciałby z nią być.
    Ten fragment był... wzruszający... piękny... silny... emocjonujący...
    Ja chcę, żebyś po prostu wiedziała, że bardzo mną ruszył. To była cała historia Susan. Jej... życie. I biedny Alex...
    Wszyscy biedni.
    Chcę, żebyś wiedziała, że to było rewolucyjne w tym wszystkim. Uwielbiam.

    I zostawię Cię z czymś takim, nie wyduszę z siebie więcej, a chciałabym, daję słowo, uwierz mi.
    Dziękuję Ci oczywiście bardzo, bardzo za dedykację akurat tutaj. Ten rozdział jest specjalny, jest wyjątkowy. Czuję się wyróżniona w taki piękny sposób. Dziękuję.
    I czekam na ciąg dalszy. A wiem, że już niewiele, ech...
    Boże, nie mogę.
    Jest wspaniały, dziękuję ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za piękny komentarz! Pozwolisz, że odniosę się do niego w komentarzu do następnego rozdziału.
    Ten rozdział jest genialny. Chyba nawet najlepszy w Unforgiven.
    Dobrze że Susan w końcu zrozumiała co jest dla niej dobre i pojechała do Devona.
    Zdałam sobie sprawę, że Devon wcale nie kochał Sherry. No nic. Może to dziwne, że tak szybko zmieniam zdanie, ale stwierdzam, że to właśnie Su i Devon są dla siebie stworzeni. Devon tym, że zmusił Susan do odwyku pokazał, że naprawdę ją kocha. To był jedyny sposób, żeby doprowadzić ją do normalności. Jej chyba też na nim zależy skoro zdecydowała się na tę terapię.
    To było oczywiste, że Su nie powie mu o Kendallu. Ona wolała uznać, że on nie istnieje. Pewnie za rok w ogóle nie pamiętałaby o jego istnieniu.
    Ona przeszła przez prawdziwe piekło. Dopiero teraz myślę o tym w ten sposób. Kobieta która ją urodziło nie zasługuje na miano matki. Jak ona mogła jej nie wierzyć i ją bić? To mi się w głowie nie mieści.
    Sarah która była ćpunką i prostytutką... Co mi to przypomina? ;)
    Kurde, skoro ona poszła na nabór nowych aktorek tylko ze względu na to, że Sarah nie mogła pójść sama, to dlaczego do cholery zgodziła się na nakręcenie tej scenki? ;__; Od tego przecież wszystko się zaczęło...
    Liczba filmów, w których zagrała Su, mnie zniszczyła. Cała ta rozmowa z Alexem była miażdżąca. Jego reakcja była idealna. Zupełnie jakby wciąż czuł coś do Susan.
    Ten rozdział zrobił na mnie takie wrażenie że nie wiem, co mogę jeszcze napisać.

    OdpowiedzUsuń