Strony

niedziela, 10 lipca 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 29.

Dave
Od ponad dwóch godzin siedziałem razem z Shan w jej agencji, dokładnie w biurze jej menadżera. Musiała czekać na casting, który miał być dopiero o dziewiętnastej. Nie chciała siedzieć tu sama i się nudzić przez ten czas, więc postanowiłem dotrzymać jej towarzystwa.
Ryan miał do załatwienia trochę swoich spraw, więc nie było go z nami. Ponieważ znałem już imię i nazwisko mojego ojca, wziąłem książkę telefoniczną z nadzieją, że znajdziemy tam jego numer i w końcu będę mógł się z nią skontaktować. Niestety poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów.
- Dobra, tu jest jeszcze jakaś kobieta o tym nazwisku. Zadzwonimy do niej i spytamy czy go zna. Może akurat to jest jego żona czy siostra. - powiedziała Shan, po czym obkręciła się na krześle na kółkach i chwyciła słuchawkę. Wystukała numer z książki, a ja siedziałem na biurku i patrzyłem na nią uważnie. - Dzień dobry, czy zastałam Ronalda Alvesa? Dzwonię w sprawie ankiety na temat nowej autostrady. Oh, to pomyłka? Szkoda, będę szukać dalej. Dziękuję. - rozłączyła się i spojrzała na mnie, zamykając grubą książkę. - To była ostatnia osoba.
- Oszukała mnie! Pewnie zmyśliła to imię i nazwisko!
- Może ten facet po prostu już nie mieszka w Los Angeles?
- Kurwa mać. - mruknąłem pod nosem i zeskoczyłem z biurka. Otworzyłem jeszcze raz książkę telefoniczną i zacząłem ją przeglądać. W tym samym momencie do biura wszedł Ryan. Rzucił na szafkę swoją teczkę z papierami i odgarnął włosy z czoła.
- Co robicie? - spytał zaciekawiony. Chwycił butelkę wody, która stała na jego biurku i upił kilka łyków.
- Szukamy Ronalda Alvesa. - mruknąłem, przerzucając kolejną kartkę. Ryan zmarszczył brwi.
- Po co wam prawnik?
Spojrzeliśmy na niego jak na ducha, a ten kompletnie nie wiedział o co chodzi.
- Znasz go? - załamał mi się lekko głos. - Skąd?
- To adwokat. Zajmował się sprawą rozwodową mojej matki. - Przyjrzał mi się uważnie. - Jesteście rodziną?
- To mój ojciec...
- Widać. Macie takie same oczy i kości policzkowe, kształt twarzy, identyczne nosy.
- Wiesz może gdzie jest jego kancelaria? - Shan wyprzedziła moje pytanie.
- Tak. W dzielnicy Financial District. Moja mama pewnie nadal ma jego wizytówkę, spytam ją o numer i dokładny adres.
- Dzięki.
- Może zadzwonisz do niej teraz? - ciągnęła dalej Shan.
- Shanell, daj spokój. Jutro spytam. I zejdź z mojego miejsca.
- Będę się już zbierał. - oznajmiłem i złapałem Shan za rękę, żeby się z nią pożegnać. - Zobaczymy się jutro.
Spojrzałem jeszcze na Ryana, który zajął swoje miejsce i zaczął coś sprawdzać w swoim kalendarzu.
- Dzięki za pomoc. Nie musiałeś mi pomagać.
- Nie ma za co. - odparł, nawet na mnie nie patrząc. - Dzięki twojemu ojcu moja matka udupiła swojego byłego męża na amen. Zabrała mu wszystko.
Wymusiłem ostatni uśmiech i wyszedłem stamtąd. Wracałem pieszo do domu, zastanawiając się, co szanowny pan prawnik widział w mojej matce i czy w ogóle wie o tym, że mnie ma. Dave Alves.
Nie. To wszystko nie mieściło mi się w głowie.

Shanell
Zamknęłam po cichu drzwi i odłożyłam torebkę na szafkę. Weszłam do ciemnego salonu z nadzieją, że Colin już śpi. Zapaliłam światło i zobaczyłam go stojącego przy oknie. Na stole nie zauważyłam żadnych butelek ani pustych szklanek. Odwrócił się w moją stronę i popatrzył na mnie bez słowa.
- Jak casting? - odezwał się w końcu.
- Dobrze. Doszedł mi pokaz Armaniego na Tygodniu Mody w Mediolanie.
- To bardzo dobrze. Gratuluję.
- Nie jest dobrze. W tym roku mam tylko pięć pokazów. Dwa lata temu miałam dwanaście.
- W przyszłym na pewno będziesz miała więcej...
Podeszłam do niego. Zdziwiłam się, bo nie poczułam woni alkoholu. Cmoknął mnie delikatnie w usta i złapał za rękę.
- Przenoszą mnie do szpitala w Teksasie.
- Naprawdę? Kiedy?
- Muszę tam być za dwa tygodnie.
- Co z mieszkaniem?
- Sprzedam. W Teksasie zatrzymam się na razie u rodziców i będę szukał czegoś dla siebie.
Kiwnęłam lekko głową i spuściłam wzrok.
- Chcesz jechać ze mną? - spytał, ciągle mi się przyglądając.
- Nie spodziewałam się, że...
- Wiem, za szybko. Możesz tu zostać, dopóki nie uporządkujesz swoich spraw, a ja nie znajdę jakiegoś domu do wynajęcia. Mogłabyś się nie dogadać z moimi rodzicami... - stwierdził, puszczając moją dłoń. - Będziemy się odwiedzać.
- Będziemy. - odparłam, chociaż nie wiedziałam, co tak naprawdę czuję. Czułam do Colina jakiś sentyment i przywiązanie, podobał mi się, był dobrym facetem, ale co raz bardziej wątpiłam w to, że to była miłość, a jego alkoholizm w ogóle nie poprawiał naszych stosunków. Niestety nie potrafiłam również wyobrazić sobie przeprowadzki do Teksasu.
- W końcu się z tym oswoisz. - ciągnął dalej temat. - W San Antonio będzie lepiej niż tutaj. Jest spokojniej, jeszcze cieplej niż tutaj, miasto nie jest tak zabudowane, ludzie są inni. I przede wszystkim o wiele mniejsza przestępczość. Ja się zmienię... To dobre miejsce.
Chciałam zapytać, dlaczego myśli tylko o dobrym miejscu dla siebie, ale powstrzymałam się. Milczałam. Odgarnął mi delikatnie włosy z policzka i pocałował mnie. Przysunęłam się bliżej niego i położyłam dłonie na jego ramionach. Chwilę później wylądowaliśmy w jego sypialni.
Uprawialiśmy seks po raz pierwszy od dłuższego czasu. Wcześniej albo się kłóciliśmy, albo któreś z nas nie miało czasu, albo po prostu nie mieliśmy ochoty. Było mi z nim dobrze, ale to chyba nie było to, czego oczekiwałam.

Marty
- Przestań, nikt ich nie zobaczy. - powiedziałem przez słuchawkę do Abigail, przeglądając nasze wspólne zdjęcia, które zrobiliśmy sobie kilka dni temu. Tydzień temu pojechał odwiedzić moich rodziców w San Francisco. Nie wiedzieli jednak, że zostałem tam dwa dni dłużej, żeby spędzić je z Abi. - Czym się tak martwisz? Nie widać na nich twarzy.
- To prywatny telefon? - usłyszałem za plecami głos mojej szefowej.
- Nie, Lauren, dwa razy cappuccino! - krzyknąłem do mojej koleżanki, a gdy szefowa odeszła, wróciłem do rozmowy z Abigail. - Wywołałem je w centrum handlowym. Nie panikuj. To tylko nastolatka, która jeszcze nie widziała kutasa. - spojrzałem na jedno ze zdjęć i uśmiechnąłem się. - Na pewno nie tak dużego. - zaśmiałem się. - Kiedy przyjedziesz do Los Angeles? Co? Mam tyle czekać? - jęknąłem, kiedy usłyszałem za plecami odchrząknięcie. Odwróciłem się i serce podeszło mi do gardła, kiedy zobaczyłem Kirka. - Wendy, poczekaj chwilę. - rzuciłem pośpiesznie do Abigail i spojrzałem na Hammetta.
- Daj mi klucze do mieszkania. Zapomniałem portfela, a muszę zrobić zakupy.
- Wendy, muszę kończyć. - wróciłem do rozmowy z Abi, jednocześnie chowając zdjęcia do papierowej torebki. - Nie mogę. Serio? Ja też. - odłożyłem słuchawkę i od razu wziąłem się za robienie pianki do cappuccino. - Co zrobisz dzisiaj na kolację? - spytałem Kirka, nawet na niego nie patrząc.
- Zapiekankę z tuńczykiem. - odpowiedział, opierając się rękami o ladę.
- Z sałatką?
- Nie.
Dokończyłem robić cappuccino i postawiłem je na tacy. Wyszedłem zza lady i ruszyłem do stolika dwóch młodych kobiet, które czekały na zamówienie. Kirk ruszył za mną. Kiedy postawiłem filiżankę przed jedną z dziewczyn, uśmiechnęła się i podziękowała, natomiast druga odłożyła na bok gazetę i spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Czy to jest normalne mleko?
- Tak.
- Miało być sojowe.
Popatrzyłem na nią bez słowa i wziąłem z powrotem filiżankę z jej kawą.
- Lauren, jedno cappuccino z mlekiem sojowym do dwójki, biorę przerwę! - krzyknąłem jeszcze raz do koleżanki ze zmiany i usiadłem z Kirkiem przy jednym z wolnych stolików. - Pij. - podsunąłem mu cappuccino.
- Dzwoniła twoja dziewczyna?
- Co?
- To nie była ona?
- Zajmij się swoim życiem, Kirk.
- Nie powiem nikomu.
- Nie rozumiem. To Wendy, stara kumpela z liceum.
- Ładna jest?
- Przestań wreszcie. - szturchnąłem go, a on prawie rozlał cappuccino, które właśnie pił.
- Zasługujesz na ładną.
- Wiem.
- Wczoraj dzwoniła Abigail, mówiła, że chce wpaść za dwa tygodnie.
- Taa, wiem. - powiedziałem, a po chwili miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Hammett spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- Skąd?
- Przecież już mi mówiłeś. Nie pamiętasz?
- Nie... możliwe.
- Mówiłeś.
- Nieważne. Pytała, czy nie masz nic przeciwko, żeby znowu przyjechała.
- Nie mam. Nie przeszkadza mi ona.
Słuchałem jeszcze przez chwilę, jak Kirk opowiadał o swojej siostrze, a ja udawałem kompletnie niezainteresowanego. Nagle po raz kolejny usłyszałem za sobą krzyk mojej szefowej.
- Marty! - podeszła do mnie zdenerwowana. - Obserwuję cię od rana i wyciągam daleko idące wnioski. Weź się do pracy albo możesz pomarzyć o premii na koniec miesiąca.
Odeszła, a ja odprowadziłem ją wrogim spojrzeniem na zaplecze. Wyciągnąłem z kieszeni obcisłych jeansów klucze do mieszkania i podałem je Kirkowi.
- Za chwilę dwunasta, zleci się pełno ludzi.
- Powodzenia. - powiedział Kirk. Chwycił klucze i chwilę później już go nie było, a ja wziąłem jego pustą filiżankę po cappuccino i wróciłem do pracy.

4 komentarze:

  1. Akurat rozmawiałam z kimś na temat zbiegów okoliczności, że czasami jest ciężko w nie wierzyć, a tu proszę :> Ryan zna ojca Dave'a, nawet od razu skojarzył, że są spokrewnieni. Niby mógłby wcześniej skojarzyć, ale umówmy się, że bywa tak, że ktoś komuś kogoś przypomina, ale nie wiadomo, kogo. Tak być może było właśnie z Ryanem. W każdym razie cieszę się, że się w końcu udało odnaleźć tego gościa. Dave'owi naprawdę na tym zależało, obdzwonił z Shan wszystkich. Ogólnie Dave bardzo się zmienił, nie jest już gówniarzem, który zalicza wszystkie laski i ćpa na potęgę, jest dojrzałym facetem, który chce stworzyć normalną rodzinę, a że nigdy takiej nie miał, to nie jest mu łatwo, ale bardzo się stara, wychodzi. Ale Dave Mustaine i tak mi bardziej pasuje niż Dave Alves.
    Coś mi się wydaje, że to już będzie schyłek kariery Shan. Coraz mniej ofert, lata lecą, modelki w tym wieku zaczynają powoli odchodzić na emeryturę. Nie jest jeszcze tak źle, ale za rok będzie gorzej. Colin się przeprowadza, Shanell nie wie, co ma robić. To znaczy ja akurat myślę, że podświadomie wie. Kocha Nicka, bardzo go kocha i nigdy nie przestanie. To uczucie z powrotem się budzi, a Shan zaczyna dostrzegać, że nigdy nie czuła czegoś podobnego do żadnego innego faceta. Mowa tu również o Colinie. Tu nie ma tego czegoś, on się martwi swoją karierą, ma inny świat, który w żaden sposób nie jest w stanie się połączyć ze światem Shanell. Może na początku była ta iskierka, chwilowa fascynacja, ale kiedy upłynęło już trochę czasu, oni obydwoje zaczęli dostrzegać, że to nie to. Są ze sobą jeszcze z jakiegoś przyzwyczajenia, tak po prostu. Shanell nie pojedzie za nim.
    Marty i Abi <3 Nie no, ja ich uwielbiam XD Ciekawe, co będzie z tymi ich nagimi zdjęciami, może odkryje je Kirk? W każdym razie ta fascynacja Abi nie mija, to jest naprawdę urocze, Marty nawet pracę zaczyna olewać, a tępy Kirk niczego nie podejrzewa. Ja się zastanawiam, kiedy to się w końcu wyda :>
    To chyba tyle z mojej strony, panno Poczwaro (boże, pamiętasz te czasy, kiedy w każdym komentarzu się tak do ciebie zwracałam, bez tego komentarz się nie liczył XD).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mów tak do mnie nadal! XD

      Ty jej nie wysyłaj jeszcze na emeryturę, jak widzisz jeszcze ma okładki, sesje i pokazy!

      Usuń
  2. Witam :)

    Poszukiwania ojca Dave'a nie przyniosły skutków, a tu z pomocą pojawił się Ryan. Pamiętam go nieco z poprzedniej części, był takim chujkiem trochę, ale zawsze były z nim jaja. Niby nikt go nie lubił, on nikogo nie lubił, a mimo to i tak potrafił z kimś współpracować, no i proszę! Gdyby nie on, ojciec Dave'a nie zostałby odnaleziony.

    A więc pan Alves jest prawnikiem, no nie spodziewałabym się tego. Ja ogólnie go sobie wyobrażałam jako takiego latającego po klubach, zaliczającego laski, ćpającego, itd, ale jak widać nie, Dave odziedziczył takie zwyczaje po matce. Ciekawe, czy jego ojciec wie, że ma syna. Znając zaangażowanie Dave'a w tej sprawie podejrzewam, że się spotkają, no i wtedy ciekawe, co z tego wyniknie. Tak sobie jakoś wyobraziłam, jak sobie siedzą razem, obydwaj kurwią na matkę, a potem on mu daje jakieś rady życiowe, jak prawdziwy ojciec prawdziwemu synowi. No i ciekawe też, czy po takim jednorazowym spotkaniu dalej by utrzymywali kontakt, bo to nie zawsze wychodzi. Chcąc nie chcąc każdy ma swoje życie.

    Colin wciąż myśli tylko o sobie, o tej przeprowadzce, a ja mam wrażenie, że Shanell jest mu potrzebna tylko do zaspokojenia jakichś takich jego męskich potrzeb. Z tego co się orientuję, to on jest od niej ileś starszy, więc może się boi, że już żadna inna go nie będzie chciała, dlatego tak trzyma przy sobie Shanell. Nie wiem. To się chyba wkrótce rozpadnie, ona jest bardzo wyraźnie zmęczona tym związkiem, to nie jest to, nie ma tego "czegoś", Colin sprawia jej problemy. W dodatku z powrotem pojawił się Nick, który nie przestaje zaprzątać jej myśli. Coś się szykuje :)

    Kirk się zawsze wpierdala w najmniej odpowiednim momencie. Chociaż rozmowa w pracy to i tak ryzyko, no ale w tym przypadku może by coś ciekawego wynikło z tej rozmowy Abi i Marty'ego. Ich romans jest naprawdę interesujący, a ja się zastanawiam, czy ten romans się czasem nie zaczyna przekształcać w jakiś konkretny związek. Może jeszcze trochę czasu potrzeba, ale jeśli Marty dalej będzie się tak poświęcał, to kto wie. Ja bym się bardzo cieszyła, bo pasują do siebie. Abi jest zupełnie inna od Kirka, ale tę taką skłonność do panikowania ma chyba po nim XD Ale Marty nieźle się z tym wszystkim kryje, ten opowiada, a ten takie "aha" :D Biedny Marty, mieszkać z takim Kirkiem... No, ale może kiedyś coś się pomyśli z Abi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak coś czułam, że ojcem Dave jest jakaś szycha. Że to wcale nie jest menel spod sklepu, który już nie ogarnia życia tylko właśnie wysoko postawiona osoba. I się wcale nie myliłam.
    Teraz tylko zostaje pytanie, dlaczego rozstał się z matką Dave, chociaż... może właśnie różnice społeczne, albo coś w tym stylu. Aczkolwiek domyślam się, że ten prawnik nawet nie wie, że ma syna. Rozśmieszyło mnie trochę porównanie Ryana wyglądu Dave do jego ojca, bo... no serio, aż tak często widywał tego prawnika i myślał przy nim o Dave, że od razu stwierdził, że są po prostu podobni i ok, możesz być jego synem? Nie wiem, ale po prostu to zdanie wydało mi się takie sztuczne... ale dobra, czepiam się szczegółów. Czasami trzeba się czegoś czepić.
    Jestem ciekawa jak dalej ta sytuacja się rozwinie.

    Widzę, że Shan lekko się obudziła i już nie jest taka chętna do wyjazdu. W sumie, teraz reprezentuje całkiem inną postawę niż w poprzednim rozdziale. Albo jest rozchwiana emocjonalnie, co jest całkiem możliwe, albo po prostu przemyślała sprawę i doszła do wniosku, że to wcale nie jest taki dobry pomysł. Ja nadal utrzymuję, że to jest wręcz fatalny pomysł. I nie lubię jej, ale jednak nie życzę jej, aby robiła takie głupstwa. Nie sądzę, że po przeprowadzce Colin się zmieni, bo co? Ludzie inni, to on przestanie pić? Jednak dość naciągana teoria. Shan i tak sprawia wrażenie, że go nie kocha i to w sumie jest już co raz bardziej widoczne w jej miejscach. Ciężko jednak budować relacje tylko na dobrym seksie, które i tak nie ma za wiele. A przecież jest jeszcze Milan! Shan powinna na pierwszym miejscu myśleć o nim. Ciągle mam wrażenie, że ona jednak jeszcze nie dojrzała do roli matki.

    Marty... kupuj prezerwatywy. W zapasie. Najlepiej całą aptekę wykup. Haha

    OdpowiedzUsuń