Strony

środa, 20 lipca 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 30.

Dave
Siedziałem razem z Juniorem w restauracji przy Olympic Boulevard, która znajdowała się w hotelu JW Marriott. Kiedyś by nas tu nawet nie wpuścili, ale dzisiaj też chyba nie byliśmy mile widziani. Dwóch facetów w długich włosach, obcisłych jeansach i skórzanych kurtkach z frędzlami wśród bogatych prawników i kobiet w sukienkach, na które musiałbym wydać moją roczną wypłatę, nie było codziennością.
Zaprosił mnie tutaj mój ojciec. Zastanawiałem się, czy chce mnie jakoś upokorzyć czy po prostu jest to jego ulubiona restauracja lub spotyka się tu ze swoimi klientami.
Kiedy dostałem od Ryana jego wizytówkę i zadzwoniłem do niego, odebrała jego sekretarka, która bez przerwy powtarzała mi, że "Pan Alves nie ma w najbliższym czasie wolnych terminów". Ja jednak byłem trochę sprytniejszy od niej. Razem z Dianą uknułem pewien plan i to ona zadzwoniła do jego kancelarii, jako studentka prawa z najlepszymi wynikami na roku. Tym razem sekretarka przekierowała połączenie do jego gabinetu, a moja dziewczyna oddała mi słuchawkę.
Kiedy powiedziałem mu jak się nazywam, zamilkł na dłuższą chwilę, aż w końcu spytał, w czym może mi pomóc. Ja jednak ciągnąłem temat dalej, on stwierdził, że to pomyłka i odłożył słuchawkę.
W tamtej chwili się poddałem. Byłem wściekły jak nigdy, miałem dosyć tych poszukiwań i tajemnic moich rodziców. Diana widziała, w jakim byłem stanie po tej rozmowie i nawet nie próbowała poruszać tego tematu. Spędziłem cały dzień z nią i Travisem, co trochę poprawiło mi nastrój. Wieczorem, kiedy leżałem już z Dianą w łóżku, zadzwonił telefon. Podniosłem słuchawkę, a po drugiej stronie usłyszałem głos mojego ojca. Powiedział, żebyśmy się zobaczyli za dwa dni, a ja się zgodziłem. Nie chciałem iść na spotkanie sam, dlatego poprosiłem Juniora, żeby mi towarzyszył. Nie wiedziałem jak mogę się zachować przy ojcu, którego nigdy w życiu nie widziałem. Czy zacznę wrzeszczeć, bić go, płakać. David był moim najlepszym przyjacielem. Tylko on potrafiłby mnie zrozumieć.
Kiedy gapiłem się w duże okna umożliwiające widok na panoramę miasta, Junior który siedział naprzeciwko mnie, szturchnął moją rękę. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, a on wskazał ruchem głowy na wejście. Odwróciłem się i zobaczyłem mojego ojca. Wiedziałem, że to on. Nasze spojrzenia się spotkały i wolnym krokiem podszedł do naszego stolika. W mojej głowie pojawiło się tysiące myśli. Ciężko było mi to przed sobą przyznać, ale naprawdę byłem podobny do tego faceta.
- Dave... - powiedział, po czym wyciągnął dłoń w moją stronę. Spojrzałem na nią i uścisnąłem ją.
- Cześć. - odpowiedziałem i spojrzałem na Ellefsona. - To David, mój przyjaciel.
- David. - ojciec popatrzył na niego i podał mu rękę.
- Dzień dobry.
Usiadłem z powrotem przy stole. Ronald zajął miejsce obok Juniora, naprzeciwko mnie. Obserwował mnie w milczeniu przez krótką chwilę, aż w końcu podeszła do nas kelnerka, żeby przyjąć zamówienie.
- Zjecie coś lub napijecie się? - ojciec przerwał ciszę.
- Nie przyszliśmy tu, żeby jeść. - zdenerwowałem się.
Kiwnął lekko głową i spojrzał na młodą kobietę.
- Poproszę trzy szklanki wody z lodem. - powiedział cicho, a ona zapisała coś w swoim notesie i odeszła.
- Dlaczego zdecydowałeś się ze mną spotkać? - spytałem.
- Telefon od ciebie nie dawał mi spokoju. Nigdy bym się nie spodziewał, że zadzwonisz. Twoja mama wie, że tu jesteś?
- Nie. Jestem dorosły.
- Czy... - zaczął i urwał. Kelnerka przyniosła zamówienie i postawiła wysokie szklanki na stoliku. - To ona ci o mnie powiedziała?
- Kilka dni temu.
- Dlaczego?
- Chciałem to wiedzieć. Całe życie mi powtarzała, że albo cię nie zna albo nie żyjesz.
Ojciec wyglądał na przerażonego.
- Powiedziała mi tylko, jak się nazywasz. To wszystko. Moja przyjaciółka pomagała mi cię szukać. Jej menadżer dał mi twoją wizytówkę. Prowadziłeś sprawę rozwodową jego matki.
- Dziwna sytuacja... - zauważył. - Dave... Ile masz lat? Dwadzieścia dziewięć?
- We wrześniu będę miał trzydzieści.
- Wiem, że jestem dla ciebie beznadziejnym ojcem...
- Nie jesteś dla mnie w ogóle ojcem.
- Wszystko wtedy tak głupio się potoczyło. Byłem za młody. Miałem dwadzieścia jeden lat, byłem na studiach prawniczych. Miałem przed sobą całe życie i karierę. Nie wyobrażałem sobie, żebym dał się uwiązać.
- Nigdy się ze mną nie spotkałeś. Nie zadzwoniłeś, kiedy miałem urodziny, nie płaciłeś na mnie żadnych pieniędzy.
- Moi rodzice zapłacili Christine. Twojej mamie. - spojrzał na mnie wzrokiem pełnym powagi. - Chcieli, żeby zniknęła z mojego życia, ale też nie chcieli zostawiać jej bez pomocy. Dostała pieniądze. Dużo pieniędzy. Na twoje utrzymanie, edukację. Gdybyś chciał iść do college'u.
- Ledwo skończyłem liceum. Podejrzewam, że nie zobaczyłem ani centa z tej kasy.
- Dowiedziałem się później, że twoja matka kupiła dom.
- Z którego mnie wyrzuciła.
Spojrzałem na niego, a on odwrócił wzrok. Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę i paczkę Lucky Strike.
- Praktycznie nic o sobie nie wiemy. - stwierdził nerwowo, zapalając papierosa. Przytaknąłem ruchem głowy. - Pewnie masz do mnie żal, prawda?
Wzruszyłem ramionami. Przysunął do siebie popielniczkę.
- Dave, uwierz, że gdyby przytrafiło mi się to kilka lat później, zachowałbym się inaczej.
- Dlaczego przez tyle lat się do mnie nie odezwałeś?
- Czy byłoby dobrze, gdybym zjawił się u was, kiedy miałeś kilka lat, a twoja matka pewnie była już z kimś innym, kiedy już i tak było za późno żeby nawiązać prawdziwy kontakt z tobą, jak ojciec z synem? Twoja mama na pewno by tego nie chciała. Zresztą niedługo po studiach ożeniłem się, moja żona urodziła i...
- I przestałem się liczyć. Nigdy się zresztą nie liczyłem. Dla ciebie i matki byłoby lepiej gdybym w ogóle nie istniał.
- Nie mów tak.
- Ile masz dzieci?
- Ciebie, dwie córki i syna.
- Muszą mieć super życie.
Ojciec wzruszył ramionami i zgasił papierosa.
- Studiują?
- Renee i Corey studiują. Kathy chodzi jeszcze do liceum.
- Cudownie.
- A ty czym się zajmujesz?
- Pracuję w myjni samochodowej. I mam swój zespół, nazywa się Megadeth. Gramy w nocnych klubach. Nie pasuję do twojego idealnego obrazka, co?
- Przestań. Ważne, że jesteś szczęśliwy.
- Szczęśliwy? Matka przez całe dzieciństwo powtarzała mi że żałuje, że nie dokonała aborcji, nigdy nie powiedziała, że mnie kocha, a kiedy skończyłem szkołę wyrzuciła mnie z domu. Z domu, który kupiła za moje pieniądze! W czasie kiedy ty miałeś zajebiste życie, jeździłeś z rodziną na wakacje, a twoje dzieci chodziły do najlepszych szkół i miały wszystko czego zapragnęły, ja musiałem mieszkać z Davidem w jego kawalerce, handlowałem narkotykami, żeby mieć jakieś pieniądze na jedzenie, przez kilka lat walczyłem z uzależnieniem od heroiny, nie potrafiłem stworzyć związku z żadną dziewczyną, bo każdą zdradzałem i żadnej nie umiałem pokochać. Zakochałem się pierwszy raz w życiu w wieku dwudziestu siedmiu lat, a kobieta mojego życia bez przerwy mnie zbywała, bo nie chciała być z kimś takim jak ja. Nie wiem co by ze mną było, gdyby nie dała mi szansy. Jesteś ode mnie o dwadzieścia lat starszy, a mogę się założyć, że nie przeżyłeś nawet pięć procent tego co ja.
- Dave...
- Junior, idziemy. - wstałem ze swojego miejsca. David zrobił to samo.
- Zaczekaj. - zatrzymał mnie ojciec i również wstał. Podał mi swój terminarz i długopis. - Zapisz mi swój adres i numer telefonu.
Zawahałem się, ale zanotowałem szybko to co chciał. Skinąłem głową na Juniora.
- Idziemy.
- Dave, odezwę się do ciebie. - powiedział ojciec. - Obiecuję.
Przytaknąłem. David pożegnał się jeszcze z moim ojcem, a ja bez słowa wyszedłem z restauracji.

Diana
- Powodzenia! - krzyknęłam jeszcze za chłopakami, którzy wychodzili na scenę. Odwróciłam się i spojrzałam na Judy i Juniora, którzy stali za mną. David uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam jego gest. Chociaż nie mógł jeszcze grać, przyszedł na koncert Megadeth, po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu.
Kiedy złamał rękę, a lekarz powiedział, że może już nigdy nie zagrać na basie, strasznie to przeżył. Nie chciał słyszeć o muzyce i koncertach, a swoją gitarę zniósł do piwnicy. Na szczęście jego rehabilitacja szła bardzo dobrze i była szansa, że już niedługo wróci do grania.
Wyszłam zza kulis i poszłam rozejrzeć się po klubie. Faceci, kobiety, starsi i młodsi fani, niektórzy może słyszeli ich po raz pierwszy.
Ja jednak nie byłam fanką Megadeth. Nie lubiłam metalu, nie chodziłam na żadne koncerty rockowych zespołów. Nie byłam też żadną groupie ani pozerką. Nie przychodziłam na koncerty Megadeth dla muzyki. Po prostu byłam dobrą dziewczyną i chciałam wspierać mojego faceta.
Kiedy przecisnęłam się pomiędzy ludźmi i stanęłam na samym końcu, gdzie nie było tłoku, niedaleko wejścia dostrzegłam Shanell i Nicka. Stali blisko siebie, śmiali się i trzymali za ręce. Uśmiechnęłam się na samą myśl, że w końcu do siebie wrócili. Podeszłam do nich i objęłam przyjaciółkę w pasie.
- Cześć!
- O, Diana! Cześć. - przywitała się ze mną Shan.
- Cześć Nick. - skinęłam na niego ręką, a ten lekko mnie przytulił. - Nie sądziłam, że przyjdziecie!
- My też nie. Mieliśmy spędzić wieczór z Milanem, ale moi rodzice porwali go na spotkanie z prababcią. A ty nie jesteś za kulisami?
- Nie. Judy i David tam są. Chciałam się trochę rozejrzeć po klubie.
- Czy po prostu nie chcesz rozpraszać Dave'a, który ciągle odwraca się w twoją stronę, kiedy stoisz z boku sceny? - spytał Nick.
- To też. - zaśmiałam się.
- Skoczę po piwo. Też chcesz?
- Nie, dzięki. Nie czuję się najlepiej.
- A ty? Chcesz jakiegoś drinka? - spojrzał na Shan.
- Tak, Cosmopolitan. Tylko powiedz, żeby zrobili mi go w normalnej szklance, a nie w kieliszku do martini. - uśmiechnęła się, a on odszedł w stronę baru.
- Pogodziliście się. - ucieszyłam się.
- Zadzwonił dzisiaj rano do mnie i przeprosił za to, co się stało na balkonie Jamesa.
- Wróciliście do siebie?
- Nie.
- Wyglądacie razem jak para zakochanych nastolatków.
- Przestań. - szturchnęła mnie lekko.
- Kochasz go. - puściłam jej oczko.
- Diana!
- Dobra, nic już nie mówię. - uniosłam ręce w obronnym geście. Odwróciłam się i zobaczyłam Nicka, który już do nas wracał.
- Dzięki, skarbie. - powiedziała Shanell, kiedy podał jej drinka. Przejechał nosem po jej policzku i pocałował ją w kącik ust. Ten widok był naprawdę rozczulający.
- Jak spotkanie Dave'a z ojcem? - spytał nagle Nick.
- Musiałbyś pogadać z Davidem, bo był razem z Dave'em na tym spotkaniu. Dave nie chciał za bardzo o tym rozmawiać.
- Serio? Bardzo mu zależało na tym spotkaniu.
- Wiesz... jego ojciec ma trójkę innych dzieci, ze swoją żoną. Źle mu z tym, że oni studiują, mają kasę i świetne życie. Czuje się gorszy. Wydaje mi się, że to właśnie dlatego nie chce w ogóle poruszać tego tematu.
- Biedny... - westchnęła Shan.
- Chodzi trochę przybity, ale mam nadzieję, że mu przejdzie.
Spędziliśmy razem resztę koncertu. Kiedy usłyszeliśmy, jak Dave ze sceny żegna się i dziękuje publice, ruszyliśmy za kulisy. Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę. Odwróciłam się ze zdziwieniem i zobaczyłam starszego faceta.
- Słyszałem waszą rozmowę. Jesteś dziewczyną Dave'a?
Przyjrzałam mu się uważnie. Od razu dostrzegłam podobieństwo do mojego chłopaka. Nie musiał mi się nawet przedstawiać, żebym wiedziała, że to jego ojciec.
Przytaknęłam ruchem głowy.
- Ronald Alves. - wyciągnął rękę w moją stronę.
- Diana Long. - uścisnęłam jego dłoń.
- Mógłbym zobaczyć się z Dave'em? Nie wiem, czy będzie chciał mnie widzieć, ale...
- Jasne, spokojnie. Proszę za mną. - powiedziałam i ruszyłam przed siebie. Shanell i Nick byli już chyba z Judy i chłopakami, bo zniknęli mi z pola widzenia.
Weszłam za kulisy, a ojciec Dave'a stanął za mną.
- Dave! - zawołałam go. Akurat wycierał się ręcznikiem. Odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie.
- Gdzie byłaś?
- Chodź.
- Nie mam siły, Diana. Daj mi wodę. - skinął głową na Davida. Ten nalał mu trochę wody do plastikowego kubka i podał mu.
- Dave, twój ojciec tu jest.
- Co on tu robi?
- Chodź.
Zarzucił sobie ręcznik na szyję i dopił do końca swoją wodę. Złapałam go za rękę i poszliśmy razem do jego ojca, który stanął w miejscu, z którego nikt go nie widział.
- Cześć Dave. - przywitał się, wyciągając dłoń w jego stronę. Mój chłopak bez słowa uścisnął ją.
- Skąd wiedziałeś, że tu będę?
- Mówiłeś mi, jak nazywa się twój zespół. Widziałem plakaty na mieście.
- Po co przyszedłeś?
- Rozmawiałem z żoną i dziećmi. Może przyszedłbyś do nas na kolację w przyszły piątek?
Dave spojrzał na mnie, jakby oczekiwał mojej zgody. Wzruszyłam tylko ramionami.
- Nie patrz na mnie. To twoja decyzja.
- Nie wiem czy powinienem.
- Przyjdź. - kontynuował Ronald. - Oni wiedzieli, że mam syna z przelotnej znajomości ze studiów. Nikt nie ma zamiaru się kłócić. Też chcą cię poznać.
- Mogę przyjść z dziewczyną?
- Oczywiście.
- Przyjdziemy.
- W przyszły piątek, o dziewiętnastej. Tu jest adres. - podał mu kartkę zgiętą na pół.
- Dzięki.
- Do zobaczenia. Świetny koncert, gratuluję.
Kiwnął głową. Kiedy jego ojciec opuścił klub, Dave bez słowa przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.

4 komentarze:

  1. Taka mnie dzisiaj myśl naszła, panno Poczwaro, że dodasz rozdział tego pięknego dnia, no i jest rozdział :)
    Dave z Juniorem nierozłączni, kochani są. Wspominałyśmy nawet o tym ostatnio w naszych rozmowach. Taka wieloletnia przyjaźń, która przetrwała chyba już naprawdę wszystko, jeden byłby w stanie dla drugiego się poświęcić, to cudowne. Take care of my boy.
    Nareszcie spotkanie z ojcem Dave'a, zastanawiałam się, jak to wyjdzie. Szczerze mówiąc, nie wyszło jakoś przyjaźnie, ale z góry było wiadomo, że tak nie będzie. Takie spotkania są trudne, Dave nie znał Ronalda, nie widział go przez całe życie, Ronald był młody, uciekł od tego wszystkiego, przed nim była kariera, życie. Jak tak sobie pomyślę, to chyba jednak była dobra decyzja, zważywszy na to, jaka jest matka Dave'a. Nie stworzyłby z nią rodziny. Mógł utrzymywać co prawda kontakt z Dave'em, ale i tak już dał kasę na jego utrzymanie, ale tamta wszystko wydała, poczwarze nawet nie powiedziała o tych pieniądzach. Rozumiem ten żal Dave'a do ojca, ale wydaje mi się, że gorzej by było, gdyby zniknął po jakimś czasie znienacka i bez powodu, a tak odciął się od razu, zostawiając środki na utrzymanie dziecka. To jest kompletnie inny świat, Ronald ułożył sobie życie, ma żonę, dzieci, rodzinę. Mimo wszystko fajnie, że w końcu po zastanowieniu się zgodził na spotkanie z Dave'em, że chce jakieś relacje chociażby z nim nawiązać. Dave nie miał łatwo, matka nie traktowała go jak swoje dziecko, właściwie zawsze musiał radzić sobie sam. Przeszedł naprawdę wiele, pokonał ogromne trudności, no i wyszedł w końcu na swoje. Podziwiam go.
    Bardzo fajnie mi się czytało perspektywę Diany. Tak w ogóle to szanuję ją za to, że mimo, że jest dziewczyną Dave'a i nie przepada za jego muzyką, to nie robi jakiejś wielkiej pokazówy, nie mówi przed wszystkimi, że jest największą fanką zespołu swojego faceta. Wspiera go w tym, co robi, i to wystarczy. Nikogo przed nikim nie udaje.
    Jasne, Shan i Nick do siebie niby nie wrócili, ale już są te iskierki, coraz więcej. Przychodzą razem na koncert, jakieś zdawkowe pocałunki, to "skarbie", jeszcze nie wstydzą się rozmawiać o tym, co się wydarzyło na balkonie. Kochani są, a ja nie mogę się doczekać, kiedy już tak oficjalnie do siebie wrócą.
    No i Ronald pojawił się na koncercie, ja się zastanawiam, jak on się tam bawił, czy skakał i szalał z innymi, czy jak :D Podobało mu się, przyznał, że było świetnie. Teraz się zastanawiam, jak będzie wyglądała ta kolacja z jego rodziną i Dave'em i Dianą. Podejrzewam, że pewnie inaczej niż Roxxi i Lars na świętach u jego rodziców XD
    To tyle ode mnie, do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam panią :)

    Wow. No zaskoczyłam się, ale to tak naprawdę się zaskoczyłam. Wcześniej już chyba nawet pisałam, że w życiu bym się nie spodziewała, że pan Alves mógłby być szanowanym prawnikiem, ale i tak sobie to spotkanie z Dave'em całkiem inaczej wyobrażałam, ale to nie znaczy, że twoja wersja nie jest dobra. Wręcz przeciwnie, to się wszystko składa do kupy i czyta się z napięciem, co z tego wszystkiego w końcu wyjdzie. Ja się przez chwilę obawiałam, że jak Dave się wkurwi, to zaraz zacznie jakimś szkłem rzucać czy coś w tym stylu XD Tak się na szczęście nie stało, było prawie kulturalnie. Rozumiem też to rozgoryczenie Dave'a, ale bądźmy szczerzy, Ronald był wtedy gówniarzem, a matka Dave'a nie była kobietą dla niego. Przynajmniej zostawił jakiś cień odpowiedzialności, czy raczej jego rodzice. Zostawili te pieniądze, ale wiadomo, co się z nimi stało, a to już nie ich i nie jego wina. Może się czuć winny jedynie o to, że zostawił Dave'a i nie chciał go nawet poznać. No ale jak go w końcu już poznał, to nie było przecież tak źle. Może nie będzie traktował go jak syna, ale na pewno jak kogoś, z kim jest powiązany, tak to można nazwać. Chociaż przyznam, że jak czytałam to, kiedy Dave opowiadał o tej swojej przyszłości, to mi się go aż szkoda zrobiła. Można powiedzieć, że to niesprawiedliwe, że jedni mają takie życie jak Dave, a drudzy takie jak jego ojciec, ale sprawiedliwości nie ma. Niemniej jednak cieszę się, że się tak sprawy potoczyły, ten koncert, umówienie się na kolejne spotkanie. Cały czas się też zastanawiam, czy oni będą chcieli dalej utrzymywać kontakt, czy na tym spotkaniu się skończy. Z drugiej strony skoro to ma być z rodziną, jeszcze ma być Diana, więc może jednak coś wyjdzie z tego na dłuższą metę. Nie ukrywam, że miło by było. A, no i jeszcze Diana. Cudowna kobieta, za każdym rozdziałem, w którym występuje, wywiera na mnie bardzo pozytywne wrażenie.

    Shanell i Nick, o Boże, jak dobrze. Już, już, już jest bardzo blisko. Gdyby nie było, to przyszłaby na ten koncert z Colinem, a nie z Nickiem. Niby dobra, mógł mieć dyżur czy coś, ale to już nawet nie o to chodzi. Liczę na więcej takich scenek z Shan i Nickiem :) Zastanawiam się też, kiedy Nick i Junior wrócą do zespołu. Prawda jest taka, że bez nich Megadeth to nie ten najlepszy Megadeth. Tzw klasyczny skład, czy jak to się tam nazywa, nie jestem do końca obeznana, ale ogólnie chodzi mi oczywiście o Dave'a, Davida, Marty'ego i Nicka. Z nimi były najzajebistsze czasy dla tego zespołu, takie moje zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak...
    Sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Ogólnie nie spodziewałam się, że to spotkanie będzie jakieś wzruszające, pełne uczuć i tak dalej. Nawet byłoby sztucznie gdyby tak było. Ale chyba czuję się trochę rozczarowana Dave'em, bo mam wrażenie, że taka ciota trochę z niego wyszło. Jęczenie jak mu było źle, a jak jego rodzeństwu było dobrze i tak dalej... no sama nie wiem. Raczej rozumiem, że on jest rozżalony i tak dalej. Tylko no nienawidzi matki, nienawidzi ojca... dobra, nienawidzi całego świata. Aczkolwiek nie wiem, czy ma prawo oskarżać ojca o to, że ćpał i zakochać się nie mógł i spadł na dno. Dobra, miał ciężką sytuację w domu, ale przecież nie każdy dzieciak z takiego domu kończy tak jak on. Więc pierdolenie o tym, że nie skończył szkoły, że był ćpunem i menelem i porównywanie tego z dzieciakami ojca nie ma większego sensu. Bo jakby Dave spiął dupę i wziął się za siebie, skończył szkołę i tak dalej to by jego życie wyglądało całkiem inaczej i sam brak ojca tu nic nie zmienia. Takie jest moje zdanie. Nie wiem, może miałam mu współczuć po tej jego wypowiedzi i liście żali, ale jakoś tego tak nie czuję.
    Natomiast widzę, że Ronowi (Boże, dlaczego dałaś mu tak na imię? Kojarzy mi się jednoznacznie...) zależy na kontakcie. Z resztą, nie ukrywał przed swoją rodziną, że gdzieś tam ma dziecko. I to też o czymś świadczy. Nie widzę w nim złego człowieka. On chyba wtedy trochę za bardzo się pogubił. A z resztą był gówniarzem i pewnie zależnym od rodziców, skoro jego starzy zapłacili matce Dave'a... nie wiem... chyba bardziej współczuję tu Ronaldowi niż Dave'owi.
    Aczkolwiek chyba bym wolała, aby Ronald był jakimś draniem. Haha.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dave skończył szkołę, jest o tym mowa, po prostu z wielkim bólem i zapewne na ściągach.
      Taki typ człowieka, według Dave'a wszyscy wokół są zawsze winni, tylko nie on, zresztą już były wcześniej takie sytuacje i jeszcze będą.
      Dlaczego kojarzy się jednoznaczenie? Z Harrym Potterem, z aktorem porno? :D Ja akurat wzięłam to imię od byłego menadżera Megadeth.

      Usuń