Strony

sobota, 13 sierpnia 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 33.

obiecałam komuś tydzień temu, że wyrobię się z rozdziałem na dzisiaj. właśnie dokończyłam go pisać.

wszystkiego najlepszego z okazji urodzin dla mojego ziomka z blogów.

Dave
Wiadomość o ciąży Diany była dla mnie prawdziwym szokiem. Rozmawialiśmy już o powiększeniu rodziny, ale chyba obydwoje nie przypuszczaliśmy, że przytrafi nam się to tak nagle.
Niemniej jednak, kiedy pierwszy szok minął i doszło do mnie, że zostanę ojcem, zacząłem się naprawdę cieszyć. Gorzej było z Dianą, która nie czuła się najlepiej. Nie chciała o tym w ogóle mówić, kiedy próbowałem rozmawiać z nią o imionach czy pokoju dla dziecka od razu kończyła temat, rano męczyły ją nudności. Zabroniła mówić o ciąży naszym przyjaciołom, mojej rodzinie, Travisowi, nie chciała nawet zadzwonić do swojego ojca. Wydawało mi się, że po prostu nie jest jeszcze na to gotowa i bała się, że nie poradzi sobie z drugim dzieckiem.
W poniedziałek rano wybrałem się do sklepu, żeby zrobić zakupy o które prosiła mnie Diana. Specjalnie poszedłem do supermarketu w którym pracował Nick, mając nadzieję, że trafię akurat na jego zmianę. Miałem szczęście. Od razu po przekroczeniu progu dostrzegłem Nicka, który układał puszki z napojami na półce.
- Cześć Nick. - powiedziałem, podchodząc do niego. Spojrzał na mnie bez słowa.
- Cześć. - rzucił bez emocji i wrócił do swojego zajęcia.
- Co słychać?
- Pracuję, chyba widać.
- Muszę ci coś powiedzieć. Nie uwierzysz, co się stało.
- Twoja matka znalazła pracę?
- Nie no, bez przesady.
Nick wrzucił pusty karton do wózka i otworzył kolejny.
- Nie interesuje cię co się stało?
- No mów, co się stało?
- Diana jest w ciąży.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Żartujesz?
- Nie. Powiedziała mi o tym w zeszły piątek. To szósty tydzień. Na razie nikomu o tym nie mówimy. Di chyba nadal jest w szoku.
- Gratuluję. W końcu staniesz się prawdziwym mężczyzną.
- Sugerujesz, że nie jestem facetem? Wyglądam jak Kirk Hammett?
- Źle mnie zrozumiałeś. Po prostu teraz wszystko w twoim życiu się zmieni. Będziesz głową rodziny, będziesz musiał wziąć na siebie odpowiedzialność za to dziecko, zapewnić mu dach nad głową, wychować je. Ważne, że nie spierdoliłeś. Jesteś coraz bliżej to zostania prawdziwym facetem. - powiedział i spojrzał na młodą dziewczynę, która właśnie do niego podeszła.
- Gdzie znajdę makaron ryżowy? - spytała.
- Czwarty dział, dolna półka. - rzucił obojętnie i wrócił do układania puszek z napojami.
- Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale boję się. Cholernie się boję. - zaśmiałem się nerwowo. - To dobrze czy źle?
- Myślę, że dobrze. Widać, że ci zależy. Też tak miałem, kiedy Shanell była w ciąży.
- Chcę być dobrym ojcem. I chcę być z moim dzieckiem od samego początku. Chciałbym, żeby wychowywało się w pełnej rodzinie. Ja tego nie miałem.
- Dave, czy możemy pogadać o tym kiedy indziej? Jestem w pracy, za chwilę muszę iść na kasę. - wrzucił ostatni pusty karton do wózka i zawiózł go na zaplecze.
- Zadzwonię wieczorem. Powiedz mi jeszcze gdzie jest dżem.
- Dział pierwszy, za pieczywem. Jest promocja, jak kupisz dwa słoiki, trzeci dostaniesz gratis.
- Nie znoszę dżemu. Diana chciała kanapkę z dżemem porzeczkowym. Nie będę kupował trzech słoików dla jednej kanapki.
- Tak tylko mówię.
Machnąłem ręką.
- Zgadamy się później. - rzuciłem do niego i od razu ruszyłem wgłąb sklepu, żeby dokończyć zakupy.

***

Około dwudziestej drugiej wróciłem do domu. Od południa siedziałem w mieszkaniu Kirka i Marty'ego. W końcu udało mi się poznać siostrę Hammetta, Abigail, która była naprawdę świetną laską. Wcale nie dziwiłem się Marty'emu, który się w niej zadurzył. Była ładna, mądra, z charakteru zupełnie inna niż Kirk.
Kiedy Hammett tylko wyszedł do sklepu za rogiem, Marty od razu zamknął drzwi na klucz i pobiegł z Abi do swojego pokoju.
Akurat kiedy dochodził, Kirk zdążył wrócić i zaczął dobijać się do drzwi. Nie chciałem go wpuszczać w takim momencie, więc udawałem, że szukam klucza do mieszkania. Otworzyłem mu dopiero wtedy, gdy Marty i Abigail wyszli z pokoju. Hammett oczywiście się niczego nie domyślił, nawet wtedy, kiedy zobaczył jak jego siostra wyciera dłonią usta, a Marty ledwo zapina spodnie. Nie wiedziałem, czy mam się śmiać czy płakać.
U mnie jednak już nie było tak wesoło. Kiedy tylko przekroczyłem próg domu i zobaczyłem Dianę, która stała przy oknie w ciemnym salonie, wiedziałem, że coś jest nie tak. Zapaliłem światło, a ona odwróciła się nerwowo.
- Gdzie byłeś? - spytała, podchodząc do mnie.
- Mówiłem ci, że będę u Mar... - nie dokończyłem, bo uderzyła mnie w twarz. Złapałem się za policzek. - Czy ty jesteś normalna?!
Rzuciła się na mnie z pięściami, ale z całej siły złapałem ją za nadgarstki. Wybuchnęła głośnym płaczem i bezsilnie wtuliła się we mnie.
- Co się dzieje?
- Powiedziałeś wszystkim, że jestem w ciąży...
- Powiedziałem tylko Nickowi...
- Nick się wygadał. Dostałam już kilka telefonów z gratulacjami.
- Diana, wiesz przecież, że nie możemy tego przed nimi ukrywać. I tak by się dowiedzieli. Dlaczego nie chcesz w ogóle o tym rozmawiać?
- Chcesz wiedzieć?
- Tak! Nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje. Nie poznaję cię.
- Jestem przerażona. Boję się mieć z tobą dziecko. - spojrzała na mnie ze łzami w oczach. - Boję się, że zostawisz mnie samą, tak samo jak Josh. Nie poradzę sobie sama z dwójką dzieci...
Pokręciłem głową i westchnąłem głośno.
- Tylko o to chodzi? - wplotłem palce we włosy i usiadłem na oparciu sofy. - Diana, kocham cię. Kiedy w końcu dotrze do ciebie to, że nie chcę cię zostawić? Chcę założyć z tobą rodzinę, wziąć kiedyś z tobą ślub, chcę żebyś miała moje nazwisko.
- Wiem jaki byłeś i jak traktowałeś kobiety. Kiedyś mówiłeś, że nie znosisz dzieci.
- Czy musisz cały czas myśleć o mojej przeszłości? Zapomnij o tym. Zmieniłem się.
Wstałem i podszedłem do niej. Wytarłem jej łzę z policzka i pocałowałem ją.
- Nikogo nie kocham tak jak ciebie. - powiedziałem cicho. Diana pociągnęła nosem i spuściła wzrok.
- Przepraszam... - szepnęła w końcu.
- Wszystko ok. Po prostu mi ufaj. Diana, jesteśmy już całkiem długo ze sobą. Mieszkamy razem, będziemy mieli dziecko... Kolejne...
Uśmiechnęła się lekko i wtuliła się we mnie.
Miałem nadzieję, że teraz już będzie wszystko dobrze, ale to była tylko cisza przed burzą.

Shanell
Miałam wrażenie, że odkąd ja i Nick wróciliśmy do siebie, moje życie z każdym dniem było coraz lepsze. Oprócz Milana, Nicky był drugim powodem, dla którego warto było wstawać rano z łóżka. Po prostu kochałam tego faceta.
W niedzielę, tydzień przed dwudziestymi dziewiątymi urodzinami Nicka i cztery dni przed pokazem Diora, ja i mój chłopak mieliśmy iść na obiad do moich rodziców. Siedzieliśmy wszyscy razem na zewnątrz, Milan bawił się z kotem na kocyku na trawie niedaleko nas. Było ciepło, wiał delikatny wiatr, a na niebie nie było ani jednej chmury. Prawdziwa sielanka.
- Shanell, nie uwierzysz, kogo wczoraj widziałam. - powiedziała moja mama, wychodząc z domu. Postawiła na drewnianym stole miskę z sałatką. - Dave'a. Szedł z jakąś dziewczyną za rękę. Urocza, malutka, wyglądała jak Calineczka. Nie wiem, co ona w nim widzi.
- Mamo, oni są razem od ponad dwóch lat. Będą mieli dziecko. Dave bardzo ją kocha.
- Nie spodziewałabym się tego po nim. Ale cieszę się, że w końcu dorósł. - uśmiechnęła się i spojrzała na Nicka. - Mamy dla ciebie prezent.
- Dla mnie?
- Tak. Pewnie nie będziemy się z wami widzieć w dniu twoich urodzin.
Mój tata wyciągnął ozdobne pudełko i podał je mojemu chłopakowi. Nick otworzył je. W środku był srebrny zegarek.
- Wow. - wyciągnął go i dokładnie obejrzał. - Jest świetny. Dziękuję, mamo, tato. Pomożesz mi założyć? - zwrócił się do mnie.
- Jasne. - zapięłam mu zegarek na ręce. Oglądał go z uśmiechem, a ja poszłam z moją mamą do domu, żeby pomóc jej trochę przy obiedzie.
- Wiesz, że nie mogę jeść czerwonego mięsa? - spytałam, wchodząc za nią do kuchni.
- Będzie kurczak i indyk.
- To świetnie.
- Wrzuć do sałaty pomidory koktajlowe i dodaj oliwy. - poleciła mi mama, wyciągając mięso z piekarnika.
- Nie przeszkadza ci, że Nick mówi do ciebie: "mamo"? - spytałam, kończąc sałatkę.
- Oczywiście, że nie.
- Ja się wstydzę tak mówić do jego rodziców. Może dlatego, że widzę ich raz w roku.
- Nam to nie przeszkadza. Niedługo i tak zostanie naszym zięciem. Prawda?
- Mam nadzieję...
- Nareszcie nie mówisz, że śluby są dla frajerów.
- Wyrosłam już z tego. Nie mogę się doczekać, aż zostanę jego żoną. - uśmiechnęłam się. - Za każdym razem jak siedzimy sami i w pewnym momencie mówi: "Shanell...", to od razu mam ochotę krzyknąć: "tak!", bo myślę, że poprosi mnie o rękę.
- Daj mu trochę czasu.
- Wiem, wiem. - westchnęłam cicho.
Spędziliśmy razem naprawdę miłe popołudnie. Do domu wróciliśmy koło siedemnastej, ale zatrzymaliśmy się jeszcze razem z Milanem na osiedlowym placu zabaw.
- Nick? - spytałam nagle, siadając na jednej z huśtawek. - Jak daleko jest z Berlina do Monachium?
Mój chłopak poprawił swoje okulary przeciwsłoneczne i oparł się o barierkę.
- Dużo. Ponad trzysta pięćdziesiąt mil. Dlaczego pytasz?
- W lipcu jadę do Berlina na sesję dla niemieckiego Vogue. Potem mam trochę wolnego. Pomyślałam, że możemy od razu wpaść do twoich rodziców.
- Na pewno by się ucieszyli. Widzieli Milana tylko na zdjęciach. I to dobre pół roku temu. - powiedział i zamyślił się na chwilę. - Powinniśmy pojechać gdzieś w końcu razem na wakacje. Nawet jak Milana jeszcze nie było, nigdzie nie byliśmy. Za granicę jeździmy tylko na twoje sesje i pokazy.
- A kiedy miałam jechać na wakacje? Dwa lata temu miałam tyle pracy, że byłam gościem we własnym domu. W tamtym roku byłam w ciąży. W tym roku mam trochę pracy w wakacje, ale raczej będziemy mogli gdzieś pojechać na parę dni.
Nick spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby nie wierzył w to co mówię. Już nie raz musieliśmy zrezygnować z wielu planów ze względu na moją pracę. Nie chciał jeszcze jednak, żebym kończyła karierę.
- Obiecuję, że w tym roku gdzieś pojedziemy. - potwierdziłam.
- Wracajmy już.
Kiwnęłam tylko głową. Wzięliśmy Milana i wróciliśmy do domu.

Mel
Siedziałam przy stole w kuchni i pisałam w swoim terminarzu, co mam do zrobienia w tym tygodniu. Kiedy dobiegł mnie dźwięk otwieranych drzwi, odłożyłam długopis na bok i wstałam ze swojego miejsca.
- James? - zawołałam, kiedy usłyszałam niepokojący hałas.
- Już jestem.
Zamknęłam terminarz i ruszyłam do przedpokoju.
- Co to kurwa ma być?! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam jak targa za sobą dwa ogromne rekiny.
- Dmuchane rekiny, do pływania.
- Po co nam rekiny do pływania?!
- Bo mieszkamy przy Santa Monica Boulevard? I mamy kilometr do plaży?
- Dałam ci pieniądze, żebyś kupił coś na obiad.
- Możemy zjeść makaron z serem, jest w dolnej półce. Rekiny były w promocji, akurat zostały cztery ostatnie i udało mi się wywalczyć te dwa.
- Może chociaż dzieci się ucieszą.
- Właściwie to kupiłem je dla siebie.
Pokręciłam głową i wróciłam z powrotem do kuchni. James przyszedł za mną.
- Wydajesz pieniądze na jakieś pierdoły, które za chwilę wyrzucimy. - mówiłam, wyciągając z szafki mały garnek i dwie paczki makaronu z serem.
- Mogę się założyć, że sama będziesz na nich pływać. Okulary na nos, drink do ręki i na ocean.
- Mam lepsze rzeczy do roboty. Przez ciebie muszę jeść makaron z serem z paczki, jak jakaś patologia na socjalu.
- Idę się położyć, a pod wieczór pójdziemy na plażę. Weźmiemy piwo i...
- Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że nie pływa się pod wpływem alkoholu?! Nawet dzieci potrafią to zrozumieć!
- Jesteś przewrażliwiona. Mel...
- Nie przeszkadzam? - dobiegł nas głos Juniora, który nagle znalazł się w kuchni. Nawet nie słyszeliśmy, kiedy wszedł do mieszkania.
- Nie, skąd David. - powiedziałam z uśmiechem. - James właśnie wychodzi. Musi się przewietrzyć przed spotkaniem.
- Jakim spotkaniem? - zdziwił się.
- Z adwokatem.
- Adwokata to my sobie możemy wypić. - pokręcił głową i spojrzał na Davida. - Jest wkurzona, bo kupiłem dmuchane rekiny do pływania.
- Są świetne. Były na przecenie w supermarkecie przy Franklin Street. Wczoraj kupiliśmy jednego Masonowi.
- To zabierz Masona, ja wezmę Soph i Nathana i pójdziemy dzisiaj pod wieczór na plażę.
- Jeszcze zobaczę, jak coś to zadzwonię. Przyszedłem, bo musimy z Judy ustalić menu na wesele. - wyciągnął zza pleców teczkę. Wyjął z niej plik kartek. - Macie jakieś wymagania? Jesteście na coś uczuleni, macie jakąś specjalną dietę?
- Ja chcę krwistego steka z wołowiny. - powiedział James.
- Właśnie o tym mówiłem. Ty chcesz steka, a niektórzy są wegetarianami albo nie jedzą czerwonego mięsa. Dasz mi coś do pisania? - David spojrzał na mnie.
- Leży obok kalendarza.
Usiadł przy stole i wziął do ręki długopis. Zapisał coś szybko w swoich notatkach.
- A ty, Mel? - spytał Junior.
- Nie mam żadnych wymagań. Jeśli chodzi o jedzenie, to nie jestem wybredna. - wzruszyłam ramionami. - O ile nie jest to makaron z serem z paczki.
James wziął jedną z jego kartek i zaczął ją czytać. Stanęłam obok niego.
- Abigail Brennan... Uczulenie na orzechy. Kto to jest?
- Siostra Kirka. Będzie osobą towarzyszącą Marty'ego.
- William Harris. Uczulenie na truskawki.
- To brat Judy. - wyjaśnił David i oparł się ręką o oparcie krzesełka. - Ona też ma uczulenie na truskawki.
- I nie je nic co pochodzi z morza. - dodałam. Kiwnął głową.
- Ale i tak muszą być ryby, bo niektórzy nie jedzą mięsa.
- Kirk Hammett, wegetarianin. - James zaczął się śmiać. - Shanell Evans... - wskazał palcem na nazwisko przyjaciółki. - Nie je pieczywa, makaronu, żółtego sera, śmietany, słodyczy, czerwonego mięsa, bananów, winogron, orzechów, awokado, nie pije piwa, wódki, gazowanych napojów i kupnych soków...
- Mówiła, że ma w tym czasie jakieś ważne castingi i musi być na diecie. - David wzruszył ramionami. - Obiorę jej miskę warzyw i niech żre do rana.
- Nicholas Menza, nie je jabłek i buraków. - James wydarł się ze śmiechu.
- Nie chciał być gorszy od swojej dziewczyny.
- Nicholas!
- Tak ma w dowodzie i paszporcie. To jego pełne imię.
Wzięłam kolejną kartkę i zaczęłam przeglądać notatki Juniora. James objął mnie ramieniem i czytał razem ze mną.
- Patrz na Dianę. - powiedział. - Nie pije herbaty, kawy, napojów gazowanych, alkoholu, nie je surowych ryb i mięsa, serów pleśniowych.
- Jest w ciąży. - spojrzałam na niego. - A później pewnie będzie karmić piersią. Musi przestrzegać diety.
- Zaczekaj... - przyjrzał się. - Diana Mustaine. Przecież ona nazywa się Long.
- Dave tak mi kazał zapisać. Na zaproszeniu tak samo. Może myśli, że już jest jego żoną. - zabrał nam kartki i schował je do teczki. - Muszę jeszcze parę osób odwiedzić.
- Jasne.
- To jak, idziemy dzisiaj na plażę z dzieciakami? - spytał James.
- Przyjadę z Masonem po szóstej. - skinął na nas ręką i wyszedł z kuchni.
- Będę czekać!
- To do zobaczenia! - krzyknął z przedpokoju i zaraz po tym usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi.

4 komentarze:

  1. Jeszcze raz dzięki <3 Już kocham rozdział 33.
    Wierzę w Dave'a. Wziął za to wszystko odpowiedzialność, zaczął się psychicznie nastawiać do bycia ojcem. Może nie każdy będzie tego samego zdania, co ja, ale on zasługuje na dziecko i prawdziwą rodzinę. Po tym wszystkim, co przeszedł, ile wysiłku włożył w to, żeby z tego wyjść. Zamknął w końcu za sobą przeszłość i jest naprawdę wspaniałym, kochającym facetem. Jeszcze się wszystkiego uczy, ale da sobie radę. Mimo wszystko nie dziwię się jednak Dianie. Jeden facet już ją zranił, zostawił ją z dzieckiem, była młoda, nie mogła sobie poradzić. Było ciężko, ale pojawił się Dave. Ona musi być jakimś aniołem, bo nie każda by chciała zostać przy tym człowieku, który ma niezbyt fajną historię życia i poznać go od innej strony, pomóc mu. On się bardzo przy niej zmienił, stał się prawdziwym mężczyzną. Diana ma jednak jakąś ranę, która pozostała z przeszłości, boi się, jak to będzie i wiadomo, że towarzyszy jej strach, że zostanie znów sama z dwójką dzieci. Nie ufa Dave'owi, ale ja myślę, że jeśli on z nią będzie rozmawiał i przekonywał ją, że jej nie opuści, że kocha ją i to dziecko, że chce być dobrą głową rodziny, to ona mu po jakimś czasie zaufa. No ale jednak to cisza przed burzą i już się boję.
    Ja pierdolę, ale Kirk jest tępy XDDD Zastanawiam się, czy jakby on i Marty mieli piętrowe łóżko i dajmy na to Kirk by spał na dole, a Marty i Abi by się ruchali na górze,to czy by Kirk też niczego nie zauważył :") Niemniej jednak Abi i Marty są słodką parą, nawet dostali razem zaproszenie na ślub, ciekawe, co na to Kirk.
    Czekam bardzo na rodziców Nicka i Shan, ciekawa jestem, jak to będzie wyglądało. Ogólnie wydaje mi się, że Shanell od powrotu do Nicka się zmieniła, na lepsze jeszcze. Zaczęła poważnie myśleć o ich wspólnej przyszłości, o ślubie... Wierzę, że będą mieli ślub i wesele jak z bajki.
    James mnie rozpierdolił XDDD Śmiesznie musiał wyglądać z tymi rekinami. Ale i tak nie dziwię się Mel. Też nie znoszę, jak ktoś wydaje pieniądze na jakieś pierdoły, które potem leżą, zbierają kurz i zagracają miejsce. Szczególnie w małżeństwie to musi być wkurwiające. Mówią też, że to ponoć kobiety mają częściej taką przypadłość, ale mnie się wydaje, że facetów też to dotyczy.
    Wait. Dlaczego siostra Kirka ma inaczej na nazwisko niż on? Ma innego ojca czy jak? Poza tym jebłam z tekstu Juniora o misce warzyw XD No i Dave, który jest kochany.
    Dziękuję jeszcze raz za rozdział i za życzenia, panno Poczwaro :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yup, w rozdziale 24. była mowa o tym, że Abigail i Kirk nie mają wspólnego ojca.
      "Abigail nie była podobna do Kirka, może dlatego, że nie mieli wspólnego ojca."

      Usuń
  2. Witam :)

    Facetom, jak to facetom, nic nie można mówić, bo od razu wszystkim rozgadają. A stereotypy mówią, że to dziewczyny są większymi plotkarami :D No ale tutaj można w zupełności usprawiedliwić Dave'a, bo jest podekscytowany tym, że jego ukochana jest z nim w ciąży, że w jej brzuchu rośnie i rozwija się jego pierwsze dziecko. I pewnie każdy zastanawia się w tym momencie, czy Dave sprosta roli ojca, czy Dave w ogóle nadaje się na ojca. Otóż oczywiście, nadaje się. Bo nadawać się na ojca a być ojcem to dwie różne rzeczy, przynajmniej ja tak uważam. No i chyba żaden facet przy swoim dziecku nie był jakiś wprawiony, doświadczony w tym byciu ojcem, bo po prostu nigdy wcześniej nim nie był. Wszystko się z czasem nabywa i tak jak jest instynkt macierzyński, tak jest też coś takiego ojcowskiego, nie wiem, jak to nazwać, bo instynkt mi tutaj nie pasuje. Może jakaś taka odpowiedzialność ojcowska. Na razie Dave spisuje się na medal, jest przy Dianie, wspiera ją, udowadnia jej, że nie ma się czego bać i że jej nie zostawi, że ją kocha, tylko żeby potem nie złamał tych obietnic, ale chyba nie złamie. Kocha ją bardzo. Diana to wspaniała kobieta i zasługuje na porządnego, prawdziwego faceta, na szczerą miłość i troskę. Trzymam za nich kciuki, za państwa Mustaine, żeby wszystko było dobrze i żeby byli szczęśliwi. A tak na marginesie to bardzo podobało mi się to porównanie Diany do Calineczki, nie wiem sama, czemu :D Pasuje to do niej, jest piękna i taka słodka.

    Kirk to zjeb, tak jeszcze wspomnę, bo to mi się nigdy chyba nie znudzi. Zastanawiam się, co on zrobi, kiedy wyjdzie na jaw, że Marty i Abi są ze sobą. Zabroni im się spotykać? Poskarży rodzicom? XD

    O Boże, tak miło mi się czyta o Nicku, Shan i Milanie. Tworzą wreszcie pełną, kochającą się rodzinę. Może to będzie głupie, co teraz powiem, czy raczej napiszę, bo choć ich związek wcześniej był kochany, to może jednak ta przerwa była im w pewnym sensie potrzebna. Musieli coś zrozumieć, jeszcze dorosnąć, Nick musiał dojrzeć do bycia ojcem, zarówno wobec Milana, jak i wobec Nelly. Nauczył się, co to odpowiedzialność, a Shanell musiała sobie uświadomić, że tylko Nicka jest w stanie kochać i że tylko z nim jest w stanie być na zawsze. I tego właśnie im życzę, bycia ze sobą na zawsze, na dobre i na złe. Poza tym widzę, że szykuje się trochę tych ślubów. David i Judy pewnie już niedługo, Dave też coś planuje z Dianą, Shan i Nick też zaczęli myśleć. No i zajebiście, oni są wszyscy tacy kochani, będzie zabawa do białego rana :D

    James to taki typowy, śmieszkowy tatusiek XD Lubi wkurwiać swoją żonę i robić jej na złość, rozpieszcza dzieci, kupuje im wszystko i organizuje z nimi różne wygłupy, po których potem taka Mel musi sprzątać i krzyczeć na nich :D Bardzo lubię Jamesa w tym opowiadaniu, jest tutaj jedną z moich ulubionych postaci. Junior to takie jego przeciwieństwo, wydaje się być raczej surowym, konsekwentnym ojcem, stanowczym, który jak coś powie dziecku, to nie ma słowo sprzeciwu, ale to niczego mu nie ujmuje. Wręcz przeciwnie, jest bardzo mądry i ja go podziwiam i szanuję, bo też wiele przeszedł w życiu, a nie załamał się i jest wzorem dla innych. Tylko kochać takich facetów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem w stanie zrozumieć obawy Diany, bo tak naprawdę przecież nic nie wiadomo, a ma mieć dziecko z Dave'em także... chociaż chyba nie powinna się tak zachowywać. Ja tam zawsze jestem za szczerą rozmową, ale też jak tu rozmawiać. Powiedziała mu w złości, że się po prostu boi. Wiadomo, ma uraz z przeszłości i tak dalej... ech, ciągle siedzi mi w głowie, że ta ciąża wywróci im życie do góry nogami, wystawi ich na próbę. W sumie, to bym chyba nie chciała, aby zaczęło się dziać między nimi coś złego, jednak jeśli Diana dalej będzie się tak zachowywała, to tak właśnie może się stać. Na razie jak patrzę na Dave'a to widać, że chłop się po prostu stara i mu zależy. No tak, pragnął rodziny, jakiegoś spokoju, normalnego życia i teraz powoli to się dzieje. Tylko mam nadzieję, że mu się nie znudzi po jakimś czasie... nie rób im takiej krzywdy, proszę!

    Wyślij faceta po jedzenie, przyniesie zabawki, a nawet nie dla dzieci. Tak, normalne... haha

    OdpowiedzUsuń