Strony

poniedziałek, 10 października 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 38.

Dave
Dwa dni po tym jak Diana wyszła ze szpitala, wzięliśmy urlop i pojechaliśmy do Newport Beach. Travisa zostawiliśmy u Marty'ego. Moje stosunki z Dianą nadal były trochę napięte, ale powoli wszystko wracało do normy.
Wieczorem siedzieliśmy razem na plaży i wsłuchiwaliśmy się szum fal. Spojrzałem na Dianę, która przesypywała piasek między palcami i objąłem ją.
- Pamiętasz naszą pierwszą randkę? - spytałem nagle.
- Tak. Byliśmy na kolacji w Chin Chin. Nigdy nie zapomnę, jak dostałeś ciastko z wróżbą, a na karteczce było napisane: "ktoś z niebieskimi oczami cię pragnie". - zaśmiała się. - Mówiłeś, że to nie randka.
- Bo nie poszłabyś ze mną na randkę. Myślałem, że na kilku spotkaniach się skończy.
- Ja też. Nie byłeś w moim guście. W dodatku miałeś okropny charakter, nie znosiłeś dzieci i źle traktowałeś kobiety. Ładnych nasłuchałam się historii od twoich przyjaciół.
Popatrzyłem na nią bez słowa. Westchnęła cicho i przytuliła się do mnie.
- Wiesz dlaczego chciałam spróbować? Wyglądałeś na zakochanego. Jakby naprawdę ci zależało, a przecież słabo się wtedy znaliśmy. I przede wszystkim dlatego, że zaakceptowałeś Travisa. Nie kochałam cię. W dodatku już na początku znajomości zraniłeś mnie tym, kiedy dowiedziałam się, że w tym samym czasie spotykałeś się z inną.
Te słowa dosyć mnie ruszyły. Obawiałem się, że chce mi właśnie powiedzieć, że nadal nic do mnie nie czuje i chce wszystko zakończyć.
- Nie sądziłam w ogóle, że może nam się udać. Ale bardzo się zmieniłeś. W takim Dave'ie się zakochałam. I wiem, że wszyscy wokół mówili że prędzej czy później się rozstaniemy albo pozabijamy. Pieprzyć ich. Cieszę się, że nam się udało.
Odgarnąłem jej rozwiane włosy z twarzy.
- Wiem, że to wszystko jest dla ciebie ciężkie, ale zapomnijmy o tym, co się stało.
- Wiem. Nie ma sensu tego rozpamiętywać. Nadal chcę, żebyśmy zostali rodzicami. Myślałam trochę o adopcji.
- Postarajmy się o dziecko. Jeśli znowu nam się nie uda, wtedy adoptujemy.
- W porządku. - powiedziała cicho i spojrzała na mnie. Pocałowałem ją.
Wiedziałem, że teraz już będzie dobrze.

Nick
- Pokaż mi, co spakowałaś. - zamknąłem swoją walizkę i wstałem z podłogi. Shanell podniosła wzrok znad gazety i spojrzała na mnie z przestrachem.
- Najpotrzebniejsze rzeczy.
- Pokaż.
- Nie, Nick... - wstała ze swojego miejsca, kiedy chwyciłem jej walizkę i ledwo ją otworzyłem. - Mówiłam...
Zacząłem wyciągać wszystkie rzeczy z jej bagażu. Jutro mieliśmy lecieć na pięć dni do Monachium. Ja i Milan bez problemu spakowaliśmy się w jedną małą walizkę. Shanell nie dość, że wzięła największą, to jeszcze ledwo wszystko do niej zmieściła. Chyba to był właśnie główny powód tego, dlaczego nienawidziłem z nią nigdzie wyjeżdżać.
- Kozaki? Jest sierpień!
- To nie są buty zimowe! To moje ulubione szpilki od Balenciagi, muszę je mieć!
- Wyglądają jak z folii aluminiowej.
- Jesteś okrutny. W ogóle nie znasz się nie modzie.
- To po co ci kolejne dwie pary szpilek?
- Te od Prady są czarne, uniwersalne, ale też trochę niewygodne. Czerwone od Gucci nie będą mi do wszystkiego pasować, ale w przeciwieństwie do tamtych mogę w nich wytrzymać nawet całą noc.
- Masz zamiar chodzić całą noc w szpilkach?
- A nie zabierzesz mnie na żadną imprezę?
- No nie.
- Chuj z ciebie.
- Masz się natychmiast przepakować.
- Nick!
- Nie będę targał za tobą tej walizki! Jedziemy na pięć dni, a nie miesiąc!
- Ale mi jest wszystko potrzebne.
- To też ci jest potrzebne? - pokazałem jej skórzaną kurtkę z nadrukami z kreskówek.
- To kurtka Moschino z najnowszej jesiennej kolekcji, muszę ją mieć! - wyrwała mi ją.
Po kilku bitwach, bo argumenty nie działały, Shanell zgodziła się w końcu zostawić część rzeczy w domu.
Następnego dnia z samego rana pojechaliśmy na lotnisko. Lot zleciał nam naprawdę dobrze. Shanell czytała swoje gazety, ja słuchałem muzyki, a Milan przespał kilka godzin. Obudził się dopiero wtedy, kiedy wylądowaliśmy.
W budynku lotniska czekali już na nas moi rodzice. Kiedy moja moja mama zobaczyła Milana i po raz pierwszy mogła wziąć na ręce swojego pierwszego wnuka, rozpłakała się. Była bardzo wrażliwa i rodzinna, więc spodziewałem się takiej reakcji. Mimo że miałem już dwadzieścia dziewięć lat, nadal reagowała tak samo kiedy mnie widziała.
- Jest taki śliczny... - pogłaskała go po policzku i wytarła łzy. - Ma po was wszystko co najlepsze.
- Dokładnie. Zgarnął pulę najlepszych genów. - Shanell odgarnęła mu loczki z czoła. - Aż chce się robić dzieci jak się na niego patrzy.
- Mam nadzieję, że będziecie mieć kolejne dziecko.
- Oczywiście! I to nie jedno! - Shanell spojrzała na mnie z uśmiechem. - Jeszcze co najmniej trójkę.
Miałem ochotę jej powiedzieć, że chyba oszalała, ale powstrzymałem się przy moich rodzicach. Wiedziałem, że robi mi na złość tylko za to, że nie pozwoliłem jej zabrać połowy swojej garderoby.
Poszliśmy do samochodu. Usiedliśmy z tyłu z Milanem, który miał już chyba dosyć emocji na dzisiaj, przytulił się do mnie i znowu zasnął. Shanell od razu zauważyła, że na desce rozdzielczej leży sierpniowe wydanie niemieckiego Vogue z nią na okładce.
- Piękna okładka, gratuluję. - powiedziała do niej moja mama.
- Dziękuję. Nick powiedział, że jest brzydka.
- Nick! - mój ojciec zwrócił mi uwagę.
- Nic takiego nie powiedziałem! Nawet jeszcze nie widziałem tej okładki!
- Jak w ogóle możesz tak mówić? - kontynuowała moja matka.
- Gada bzdury, bo jest obrażona. Nie pozwoliłem jej wziąć większości niepotrzebnych ubrań.
- Te ubrania były mi potrzebne.
- Miałaś zamiar przebierać się trzy razy dziennie?
- A nawet jeśli to co? - moja mama stanęła w jej obronie. - To kobieta! Ma prawo się przebierać w co tylko zechce i kiedy zechce!
- Powinieneś się cieszyć, że masz tak piękną i zadbaną kobietę. - powiedział mój ojciec.
- Ucz się od swoich rodziców. - Shanell spojrzała na mnie wrogo, po czym ostentacyjnie odwróciła głowę w bok i wlepiła wzrok w szybę.

Shanell
Pięć dni w Monachium minęło nam naprawdę wspaniale. Nie umiałam się długo gniewać na Nicka, więc już pierwszej nocy się pogodziliśmy.
Dużo zwiedzaliśmy, jedliśmy, codziennie rano chodziliśmy na targ. Milan totalnie pokochał to miejsce, chyba o wiele bardziej odpowiadał mu taki klimat.
W sobotę wieczorem wracaliśmy już do Los Angeles. W samolocie jedliśmy kolację i oglądaliśmy Gwiezdne Wojny. Milan wziął smoczek do buzi, owinął się swoim kocykiem i zasnął. Czasami zastanawiałam się, po kim jest takim śpiącym królewiczem.
- Dave ma niedługo trzydzieste urodziny. Powinniśmy pomyśleć o prezencie. - powiedziałam z pełną buzią, bo nagle sobie o tym przypomniałam. Przełknęłam sałatkę i napiłam się wody.
- Możemy kupić mu najnowszego Jacksona V. - oznajmił Nick, nie odrywając wzroku od ekranu.
- Nie wiem. On ma ze trzy gitary, a i tak gra cały czas tylko na jednej.
- To dajmy mu pieniądze w kopercie.
- Przestań. Powinniśmy dać mu naprawdę fajny prezent. To trzydzieste urodziny, teraz zaczyna prawdziwe życie.
- Dave jakiś czas temu mówił o coś o skokach spadochronowych. Ale nie wiem nawet, gdzie to można zorganizować.
- O cholera, to jest dobre. W Perris jest prywatne lotnisko i prawie same pola, wiem że tam można skakać. To jakieś siedemdziesiąt mil od nas. Zadzwonię tam jutro. Wzięlibyśmy cały wasz zespół, Judy, Dianę, mnie. Marty może zabrałby Abigail.
- Przecież we wrześniu nie będzie cię w domu.
- Będę, Nicholas. - odsunęłam od siebie pudełko po sałatce i wyciągnęłam z mojej torebki terminarz. - Patrz. Siódmego zaczyna się tydzień mody w Nowym Jorku. Siódmego biorę udział w pokazie Toma Forda. Wracam na dwa dni do domu, a jedenastego lecę na pokaz Jeremy'ego Scotta, bo mam zaproszenie. Dwunasty mam wolny, na trzynastego miałam zaproszenie na pokaz Monique Lhuiller, ale mnie tam nie będzie, więc będę w tym czasie w domu. Czternastego wracam, bo mam zaproszenie na pokaz Michaela Korsa, a później biorę udział w pokazie Marca Jacobsa. Piętnasty jest wolny, a szesnatego zaczyna się tydzień mody w Londynie. Lecę tam dopiero osiemnastego na pokaz Topshop, a dziewiętnastego jest pokaz Burberry, tam też muszę być. Dwudziestego chciałam wrócić do domu, ale nie mogę, bo jest pokaz Emilio de La Morena, z którym muszę się później spotkać, bo chce zaprojektować dla mnie sukienkę na afterparty po Victoria's Sectret. Dwudziestego pierwszego zaczyna się tydzień mody w Mediolanie i muszę tam być cały tydzień. Biorę udział w pokazie Roberto Cavalli, Versace i Armaniego, mam zaproszenie na pokaz Gucci, Moschino, Prady, Emilio Pucci, Fendi i Alberto Zambelli. Jego projekty są cudowne, chciałabym żeby coś mi zaprojektował. Zaraz z Mediolanu lecę do Paryża, dwudziestego siódmego mam zaproszenie na pokaz Saint Laurenta i Balmain, dwudziestego ósmego jest pokaz Lanvin i Maisona Margieli, dwudziestego dziewiątego Chloe i Carven, a trzydziestego biorę udział w pokazie Diora. I wracam do domu.
- A co z Milanem?
- Zajmiesz się nim. Nie chcę go targać po całym świecie. Wrzesień to najbardziej intensywny miesiąc w świecie mody.
- Zauważyłem.
- Znowu jesteś obrażony?
- Nie jestem.
- Ale mam dla ciebie pocieszenie. Dostanę tyle ubrań, że przez jakiś miesiąc nie wyjdę na żadne zakupy.
- Aż miesiąc? Chyba trzeba kupić nową szafę na te ciuchy, które przywieziesz.
Uśmiechnęłam się. Przytuliłam się do niego i obejrzeliśmy do końca film. Kiedy dwie godziny później wylądowaliśmy na lotnisku w Los Angeles, pojechaliśmy taksówką do domu i od razu poszliśmy spać.

2 komentarze:

  1. Jestem, jak obiecywałam.
    Bardzo mi miło było poczytać o Davie i Dianie, jak w końcu szczerze ze sobą rozmawiają po tych przykrych wydarzeniach. Fajnie było poznać historię ich związku, jak to się wszystko zaczęło. Szczególnie niesamowite jest to, że Diana na początku miała go za skurwiela tak jak większość innych go za niego ma, ale w głębi serca jakoś był dla niej jednak wyjątkowy. Nie dziwię się jej, że miała potem mnóstwo wątpliwości, bała się, właściwie nadal się boi, może zdarzyło się, że czegoś żałowała, ale i tak uważam, że uczucie, które ich łączy, jest wspaniałe. Dave wreszcie się zmienił, miał na to szansę tylko dzięki odpowiedniej, jedynej kobiecie, a tą kobietą jest właśnie Di. Jestem z niego dumna, że ta ją teraz wspiera, jest przy niej, nie uciekł. Ja za nich wciąż trzymam kciuki i wierzę, że jeszcze będą szczęśliwymi rodzicami.
    Nick i Shan <3 Wreszcie odwiedzili rodziców Nicka, którzy okazali się być naprawdę mega rodzicami. Akurat dziś mi wysłałaś ich zdjęcie, więc jak czytałam jeszcze raz, to sobie ich takich wyobraziłam i powiem szczerze, że oni mi tu serio pasują :> Ale wracając do Nicka i Shanell, trochę się z nich uśmiałam, ale słodcy są :> Takie typowe przekomarzanki wśród par, to jest na swój sposób urocze. No i zobaczymy, jak to będzie z tą trójką dzieci XD Niemniej jednak ja na miejscu Nicka chyba bym oszalała, gdyby moja druga połówka ciągle była w jakichś rozjazdach po całym świecie. Ja ogólnie nie wyobrażam sobie tego, żeby mój facet wyjeżdżał wciąż w jakieś delegacje, itd. Zamartwiłabym się. Ale Nick się już chyba przyzwyczaił, chociaż i tak zawsze będzie się na pewno stresował.
    Tyle ode mnie tym razem, do następnego, panno Poczwaro, i pamiętaj, za mundurem panny sznurem XD

    OdpowiedzUsuń