jeden z moich ulubionych rozdziałów!
Diana
Czas leciał naprawdę szybko. Nadeszła już prawie połowa września. Travis po wakacjach wrócił do przedszkola, ja i Dave pracowaliśmy. Życie jak w normalnej rodzinie. Nasze stosunki się poprawiły, zaczęliśmy starać się o dziecko. Obydwoje byliśmy już gotowi żeby zostać rodzicami, w szczególności Dave. Bardzo chciał zostać ojcem i wiedziałam, że będzie się starał być jak najlepszym tatą.
Tego dnia mój chłopak obchodził swoje trzydzieste urodziny. Organizacją wszystkiego zajęła się Shanell wraz z Nickiem. Wtajemniczyli w to mnie, Judy i resztę Megadeth, nie licząc Dave'a. Pomysł był fantastyczny i wszyscy na to przystaliśmy.
Z samego rana ja i Dave, Shan i Nick, Judy i Junior oraz Marty wraz z Abigail, jechaliśmy do Perris. Dave był pewny, że zabieramy go na jakiś koncert, więc ubrał swoje ulubione obcisłe spodnie, białe Nike za kostkę i skórzaną kurtkę z frędzlami. Siedziałam razem z nim na tylnym siedzeniu. David prowadził, Judy siedziała na miejscu pasażera.
Obserwowałam cały czas Dave'a, który wlepił wzrok w okno i milczał prawie całą drogę.
- Gdzie my kurwa jesteśmy? - odezwał się, kiedy zobaczył prawie same pola. Obserwował dalej co się dzieje. Kiedy zobaczył lotnisko, chyba domyślił się, co się wydarzy. - Skok ze spadochronem... - spojrzał na mnie zszokowany. Ja się tylko uśmiechnęłam.
- To pomysł Shanell i Nicka.
- O Boże. O mój Boże! - prawie skakał ze szczęścia po siedzeniu. Kiedy się zatrzymaliśmy, Dave wyskoczył z samochodu i z radości rzucił się na Shan i jej chłopaka.
Od razu poszliśmy do instruktorów, przebrać się w kombinezony. Dziewczyny zdążyły się przebrać, uczesać się i poprawić makijaże, a chłopaki gdzieś zniknęli. Byłyśmy pewne, że mają jakąś swoją zespołową tradycję i może z okazji urodzin Dave'a chcą w męskim gronie wypić po jednym drinku.
- Wyglądam w tym kombinezonie jak lalka Barbie. - powiedziała Judy, odgarniając z twarzy rozwiane włosy. Miała różowy strój, który pasował do jej jasnych blond włosów. W dodatku pomalowała paznokcie na jasnoróżowy kolor, które dopelniły całość.
- Ja mam szary. Nie znoszę szarego. Wygląda jak brudny. Zrobisz mi warkocza? - podałam Judith moją gumkę do włosów.
- Szarość jest modna w tym sezonie. - oznajmiła Shanell, poprawiając swoje okulary przeciwsłoneczne.
- Ty się nie odzywaj, masz czarny kombinezon. Czerń zawsze jest modna i do wszystkiego pasuje. - powiedziała Judy, splatając moje włosy.
- I wyszczupla.
- Tobie to akurat nie jest potrzebne. - stwierdziła Abigail.
- Oh, dziękuję Abi. Za ten komplement możesz skoczyć ze mną za rękę z samolotu.
- Idą już. - powiedziałam, patrząc na chłopaków. Kiedy do nas podeszli, Dave pocałował mnie i przytulił się do mnie. Nie poczułam alkoholu. - Gdzie byliście?
- W łazience.
- Wszyscy razem?
- Dziewczyny też chodzą razem do łazienki i nikt ich nie pyta dlaczego.
- Chodźcie! - krzyknęła do nas Shanell, ciągnąć za sobą Nicka i Judy. Spojrzałam jeszcze raz na Dave'a, który uśmiechnął się do mnie. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę instruktorów.
Przed wejściem do samolotu uzgodniliśmy, w jakiej kolejności będziemy skakać. Abigail strasznie panikowała, więc musiała skakać przypięta do instruktora. Ja i Dave mieliśmy skakać ostatni.
Kiedy miałam już wyskakiwać, Dave pociągnął mnie i coś do mnie krzyknął. Skrzywiłam się, bo w ogóle go nie słyszałam.
- Co?!
Znowu coś do mnie krzyknął.
- Co?! Nic nie słyszę!
- Powiedz "tak"!
- Co?!
- POWIEDZ "TAK"!
- Tak! - krzyknęłam, a on się tylko uśmiechnął. Złapał mnie za rękę i skoczyliśmy.
Kiedy wylądowaliśmy i ledwo udało mi się ściągnąć mój kask, Dave przyciągnął mnie do siebie i pocałował tak, że zabrakło mi tchu. Odsunęłam się od niego i wzięłam głęboki oddech.
- O co...
- Cieszę się, że się zgodziłaś. - przerwał mi.
- Ale na co?!
- Że zostaniesz moją żoną.
- Słucham?
Bez słowa wyciągnął z kieszeni granatowe pudełeczko i uklęknął przede mną. Otworzył je. W środku był srebrny pierścionek z szafirem. Zamarłam.
- Diano Madeline Long, czy... Chciałabyś wyjść za mnie? W tych złych i dobrych chwilach, wspierać mnie i kochać? - powiedział lekko drżącym głosem. Widać było po nim zdenerwowanie i stres. - Przepraszam, robię to po raz pierwszy...
- Ja... Nigdy bym się nie spodziewała... - wykrztusiłam w końcu. Poczułam jak moje oczy robią się mokre. Wybuchnęłam śmiechem, żeby się przypadkiem nie rozpłakać. - Tak... Zgadzam się...
Wstał i przytulił mnie, po czym wsunął pierścionek na mój palec. Totalnie nie wiedziałam co mam myśleć, co więcej mogę mu powiedzieć. Nie byłam jeszcze na to przygotowana. Nigdy zresztą nie sądziłam, że Dave może poprosić mnie o rękę. Nie śpieszyło mu się do tego, a ja nie naciskałam.
- Nick, nawet Dave już się zaręczył! - usłyszeliśmy w oddali krzyk Shanell. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w ich stronę. - Tylko my dalej jak w jakimś średniowieczu.
- Przecież w średniowieczu nie można było żyć bez ślubu. Tam od razu rodzice wydawali dziewczynę za mąż. Dziewicę oczywiście. - Junior pochwalił się swoją znajomością historii.
- Widzisz, żyjemy gorzej niż w średniowieczu! - krzyknęła do Nicka.
- W średniowieczu już spaliliby cię na stosie za takie zachowanie.
- Ciebie też.
- Idziemy coś zjeść? - spytał Marty.
- Tak, mamy rezerwację w restauracji. Chodźcie. - powiedziała Judy, łapiąc Davida za rękę. Przebraliśmy się, poszliśmy do samochodów i pojechaliśmy do meksykańskiej restauracji. Usiedliśmy przy złączonych stolikach.
- Zamówiłam już wcześniej połowę karty, więc powiedzcie tylko co chcecie do picia. - oznajmiła Shanell, kiedy podeszła do nas młoda kelnerka.
- Ja chcę Coronę. - powiedział od razu Dave.
- Ja też. - dodał Marty.
- Ja wezmę margaritę. - rzuciła Judy, grzebiąc w swojej torebce.
- Ja nie piję, wezmę colę wiśniową. - oznajmił Junior.
- Ja tak samo jak David. - dodałam.
- Wezmę Sangrię. - Abigail odłożyła kartę menu.
- Nicky, a ty? - Shan spojrzała na niego.
- Nie wiem. Może herbatę.
- Na zewnątrz jest prawie trzydzieści stopni.
- Dobra, też chcę piwo.
- Jeszcze jedną Coronę. A dla mnie woda z miętą i cytryną, w największej szklance. Dzięki. - rzuciła do kelnerki, a ta szybko coś zanotowała i odeszła.
Zaczęliśmy rozmawiać, niedługo później dostaliśmy swoje zamówienie. Nie wiem dlaczego, ale nagle temat zszedł na politykę. Kiedy Junior - demokrata i Shanell z Dave'em oraz Martym - republikanie, poruszali ten temat, od razu zaczynała się kłótnia. Ja i Judy też byłyśmy raczej demokratkami, więc zawsze milczałyśmy. Na szczęście nie było tutaj Roxxi i Jamesa - zagorzałych republikanów, którzy zamykaliby do więzienia nawet małe dzieci, skazywali każdego na śmierć, wysadzili wszystkich imigrantów w powietrze i z dumą nosili broń za paskiem spodni.
- Słyszeliście o tej zgwałconej i zamordowanej dziewczynie w Hollywood Hills? Ojciec mi o tym opowiadał. Złapali gościa który to zrobił. Okazało się, że to syn jakiejś sędziny z San Diego. Dostał pięć lat. - Dave pokręcił głową. - Chyba tylko to jest powód dla którego cieszę się, że nie mam jeszcze dzieci. Wyobrażacie sobie, że wasza nastoletnia córka zostaje zgwałcona i uduszona, a skurwiel który to zrobił dostanie pięć lat, wyjdzie i kolejnej niewinnej dziewczynie zrobi to samo?
- Przynajmniej nadal mamy karę śmierci. Demokraci chcą ją zlikwidować. Dobrze, że nie są przy władzy. - stwierdził Marty.
- Według mnie powinni to zlikwidować. Śmierć to nie jest kara. Tak samo powinni zakazać dostępu do broni. - odezwał się Junior.
- Nie zapominaj, że więźniów utrzymuje się z naszych podatków. Chciałbyś utrzymywać mordercę swojego dziecka?
- Podatki i tak musisz płacić. Karą jest dożywotnie więzienie, nie śmierć. - Judy poparła swojego narzeczonego.
- Jeszcze moje pieniądze z podatków idą na zasiłki socjalne dla patologicznych rodzin. Ja pracuję dziesięć godzin dziennie, w święta, weekendy i muszę się prosić o urlop. A patologia baluje za moją kasę.
- Dokładnie. Tak samo z płaceniem na obce dzieci. - powiedziała Shanell.
- A czemu winne są dzieci, których rodzice nie mają pracy lub pieniędzy? - spytał Junior.
- Jak cię nie stać na utrzymanie dziecka to go sobie nie robisz, proste. Nie mam zamiaru ich utrzymywać.
- Szkoda ci kasy na dzieci, a bez mrugnięcia powieką wydajesz dziesięć tysięcy na torebkę Chanel.
- To są moje pieprzone pieniądze. Mogę sobie je wydawać na co chcę. Zarabiam je od szesnastego roku życia. Nawet moi rodzice mi ich nie zabierali, mimo że chodziłam do szkoły i jeszcze z nimi mieszkałam, a rząd i obcy ludzie - tak! Musiałam nawet zapłacić za to, że dostałam spadek po dziadku! I tak targają ze mnie więcej niż z ciebie. Co za złodziejskie państwo. Wszystko by ci zabrali. Płacę bez przerwy, a i tak chodzę z moim dzieckiem prywatnie do lekarza i tam też muszę płacić.
- W dodatku lekarze bez przerwy ćpają i chleją. Prawnicy tak samo. - stwierdził Marty.
- Shanell coś o tym wie, prawda? - David uśmiechnął się do niej ironicznie.
- Pieprz się, Junior. Ciesz się, że nie mam pozwolenia na broń.
- I nie będziesz mieć. I bardzo kurwa dobrze. Powinni całkowicie zakazać dostępu do broni palnej. Przynajmniej dzieciaki przestałyby strzelać do siebie na ulicach.
- Ciekawe czy będziesz to samo mówił kiedy ktoś włamie ci się do domu i zgwałci twoją dziewczynę. - oznajmij Dave.
- Ciekawe czy powiesz to samo, jak twoje dziecko weźmie twoją broń i będzie strzelać do kolegów w szkole.
- Po pierwsze, nie mam dzieci. Po drugie, nie trzymasz broni na stoliku do kawy czy na szafce nocnej, tylko gdzieś, gdzie dzieci nie mają dostępu. Po trzecie, wszyscy mają noże w domu. Czy każdy wychodzi z nożem na ulicę i dźga każdego po kolei? Nie.
- Dostęp do broni nie ma nawet nic do rzeczy. - dodał Marty. - Jak przęstepca czy terrorysta chce zdobyć broń to ją zdobędzie. Popatrzcie na taki Teksas, gdzie każdy obywatel ma prawo posiadać broń. Przestępczość zlikwidowana do minimum. A w Kalifornii, gdzie broń jest zakazana? Pełno gangów, strzelanin, morderstw, gwałtów, dziwek i dilerów. Syf jakich mało. Strach wyjść czasami na pocztę, bo nie wiadomo czy ci łba nie odstrzelą. A ty nawet nie masz się jak obronić.
- Dlatego w przyszłości chciałbym się wyprowadzić, do Arizony, Kolorado albo na Alaskę. - powiedział Dave i spojrzał na mnie. - Milion razy większy spokój, o wiele mniejsza przestępczość, czystsze powietrze, zwierzęta, krajobrazy zamiast samych wieżowców. Chciałbym żeby w takim miejscu dorastały moje dzieci.
- Dave... Na Alasce zima trwa dziewięć miesięcy, a temperatura dochodzi do minus czterdziestu stopni. - odezwałam się w końcu. - Wybacz, ale ja tam nie będę mieszkać.
- W Arizonie jest ciepło.
- Będziesz hodował krowy? - spytał Junior, marszcząc brwi.
- Może. Dokładnie tak jak ty w swoim rodzinnym mieście.
Uśmiechnęłam się pod nosem, a Dave objął mnie ramieniem.
- Nick, a ty dlaczego nic nie mówisz? - zapytał nagle Marty.
- A co on może wiedzieć o ciężkim życiu. Dzieciak urodzony ze srebrną łyżeczką w dupie, wychowany w RFN. - prychnął Dave.
- Hahaha. - Nick przewrócił oczami i napił się swojego piwa.
Do domu wracaliśmy koło dwudziestej trzeciej. Nikt nic nie mówił, było już ciemno, wszyscy byliśmy zmęczeni. Siedziałam razem z Dave'em na tylnym siedzeniu, przytulona do niego. Patrzyłam przez okno na mijane budynki i obserwowałam ludzi na ulicach. Spojrzałam na swój pierścionek i uśmiechnęłam się lekko. Poczułam łzę spływającą po policzku i wytarłam ją rękawem.
Nigdy nie sądziłam, że w ogóle wezmę ślub. Myślałam, że to właśnie Josh będzie tym jedynym, ale zostawił mnie, kiedy tylko dowiedział się, że jestem w ciąży. Byłam pewna, że do końca życia będę samotną matką, bo mało który mężczyzna chce wychowywać czyjeś dziecko.
Dave był dopiero drugim facetem w moim życiu. Nie sądziłam, że w ogóle może nam się udać. Byliśmy zupełnymi przeciwieństwami. On był duszą towarzystwa, kiedy się tylko gdzieś pojawiał, skupiał na sobie całą uwagę. Pragnął tej uwagi. Brał udział w każdej bójce, która była w klubie w którym akurat on się bawił, jego życie to była jedna wielka impreza. Ja byłam raczej spokojna, wolałam spędzić sobotni wieczór z książką pod ciepłym kocem, alkohol piłam przy większej okazji, w szkole raczej zawsze byłam outsiderką. Nie byłam typem dziewczyny Dave'a. Różniłam się nawet od jego przyjaciółek. Nie raz zastanawiałam się, co zobaczył w takiej nudziarze jak ja. Nie byłam też jego ideałem kobiety - nie byłam platynową blondynką z dużym biustem i wielkim tyłkiem. Byłam malutka i drobna, miałam twarz dziecka. Zanim zaczęliśmy się spotykać byłam pełna kompleksów, niewiary w siebie. Uważałam się za nieudacznika. Marzyłam o studiach w Kanadzie, chciałam studiować hebraistykę. Musiałam ze wszystkiego zrezygnować, żeby samotnie wychować dziecko. Ale chyba mi się to udało. To właśnie Dave nauczył mnie, żeby się nie poddawać, olać zawistnych ludzi, wierzyć w siebie i dążyć do swoich celów. Był bardzo silnym i doświadczonym facetem. Wiele przeżył, nie raz był na dnie, ale w końcu udało mu się wyjść na prostą.
- Ty płaczesz? - spytała nagle Judy, kiedy odwróciła się w naszą stronę. Zaśmiała się, a Dave od razu na mnie spojrzał.
- Dlaczego płaczesz? Co się stało? - wytarł łzę z mojego policzka.
- Też bym płakał jakbym miał świadomość, że będę musiał spędzić resztę życia z Dave'em. - stwierdził Junior. Wybuchnęłam śmiechem i pociągnęłam nosem.
- Nie chodzi o to. To z tych emocji. - powiedziałam lekko zachrypniętym głosem.
- To moje najlepsze urodziny, przysięgam. - odezwał się nagle Dave.
- Napiszmy utwór o świętych wojnach. Te rozmowy o polityce mnie zainspirowały. - przerwał mu David. - Killing for religion...
- Dobry pomysł. - kiwnął głową Dave. Spojrzał na mnie i potarł ręką moje ramię. - Na razie muszę dokończyć inną piosenkę.
- Nie mówiłeś mi, że piszesz coś nowego.
- Pokażę ci jutro.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, pożegnaliśmy się z Judy i Davidem i wysiedliśmy z samochodu. Weszliśmy do klatki schodowej. Kiedy chciałam zapalić światło, Dave przyparł mnie do ściany i pocałował namiętnie. Szarpnął mnie za rękę i pociągnął w stronę piwnicy.
- Co ty wyprawiasz?! - zaśmiałam się.
- Znudziło mi się w łóżku.
- Jeszcze ktoś nas przyłapie.
- Jest późno. Zresztą, co nam zrobią? - otworzył drzwi i wciągnął mnie do środka.
- Śmierdzi tu szczynami i tanim winem.
- Diana, nie psuj atmosfery. - ściągnął swoją kurtkę i rzucił ją na ziemię. Przyparł mnie do zimnej ściany i wziął się za rozpinanie moich obcisłych jeansów. - Czuję, że to ta noc.
- Jaka noc?
- Że w końcu zrobię ci dziecko.
- Ja tylko czuję, że jacyś bezdomni tu nocują...
- Junior zrobił Masona w ogródku swoich rodziców. James Nathana w samochodzie. Nick Milana w Paryżu. Ja zrobię dziecko w piwnicy śmierdzącej szczynami bezdomnych. To jest dopiero przygoda.
- Jezu, Dave...
- Nic już nie mów. - powiedział cicho i zsunął moje spodnie do kolan. Obrócił mnie twarzą do ściany, po czym odgarnął moje włosy na bok i zaczął całować mnie po karku. Przymknęłam oczy i dotknęłam delikatnie jego dłoni, którą trzymał na moim brzuchu.
Życie z Dave'em naprawdę nie było nudne.
Shanell
Wracałam właśnie razem z Milanem z basenu. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu i spotkaliśmy Roxxi, która postanowiła się zabrać razem z nami i wpaść do nas na trochę, bo nie miała co robić.
- Muszę pojechać do Juniora, mam mu coś do przekazania. Wiem, że chłopaki też są u niego. - powiedziałam, zapinając pasy.
- Zaczekam w samochodzie.
- Hej, o co chodzi? Ciągle ich unikasz. Pokłóciliście się?
- Trochę.
- Jak coś to Judy nie ma, jest w pracy. Powiem coś tylko chłopakom i idziemy. Zresztą, brat Judy przyjechał, chciałam go zobaczyć. Nie widziałam go od bardzo dawna.
- Fajny chociaż?
- Jasne. Miły, pomocny, zabawny, inteligentny.
- No pewnie, jak każdy. Chodzi mi o wygląd.
- Ciężko mi to określić jak teraz wygląda. Ostatnio widziałam go ponad dwa lata temu. Wysoki, długie brązowe włosy, niebieskie oczy.
- Ma dziewczynę?
- Nie wiem, ale ty masz Larsa. Nie podrywaj go.
- Po co w ogóle jedziesz do Juniora?
- Mówiłam, że muszę mu o czymś powiedzieć.
- Ploteczki... - przewróciła oczami.
- Nie.
Westchnęłam. Kiedy w końcu dojechałyśmy na miejsce, zaparkowałam przed blokiem i wyszłyśmy z samochodu. Wzięłam Milana z tylnego siedzenia i weszłyśmy do budynku.
- Milan, chodź na ręce do mamy.
Wyciągnął do mnie rączki, a ja go podniosłam. Weszliśmy na drugie piętro. Kiedy stanęliśmy przed drzwiami mieszkania Juniora, nacisnęłam na dzwonek. Otworzył Marty.
- Hej. - powiedział, otwierając szerzej drzwi. Weszłyśmy z Roxxi do środka. - Cześć kolego. - uśmiechnął się do Milana i wziął go ode mnie. Mały jak zawsze najpierw dotknął jego włosów, a później przytulił sie do niego. Po chwili z pokoju wyszedł do nas roześmiany Junior. Kiedy zobaczył Roxxi, mina trochę mu zrzedła.
- A ty czego chcesz?
- Przyszłam z Shanell, bo musi ci coś powiedzieć, ja nic od ciebie nie chcę. Uspokój się. - przewróciła oczami i oparła się o ścianę.
- Jest Dave? On też mi jest potrzebny. - powiedziałam.
- Siedzi w salonie. Gdzie jest Nick?
- U Nelly. Mówił, że później do was przyjdzie.
Weszliśmy wszyscy razem do pomieszczenia. Na kanapie siedział Dave z bratem Judy i z czegoś się śmiali. Kiedy Will mnie zobaczył, momentalnie się uśmiechnął i wstał ze swojego miejsca.
- Evans!
Krzyknęłam z radości i wskoczyłam mu na ręce. Przytulił mnie do siebie.
- Mój najlepszy kumpel z dzielni!
- Moja najlepsza przyjaciółka z podstawówki.
- Wyglądasz świetnie! - oceniłam i uwolniłam się z jego objęć. Miał jeszcze dłuższe włosy, zapuścił zarost, był lepiej zbudowany. Ale z charakteru był to nadal ten sam William.
- Chłopaki opowiadają mi pełno bzdur na twój temat. - zaczął.
- Co mówią? - spojrzałam podejrzliwie.
- Że jesteś z Nickiem. Prawie ich zabiłem śmiechem jak mi o tym powiedzieli.
- Ale to akurat prawda.
- Tak, jasne.
Spojrzałam na chłopaków. Junior wzruszył ramionami.
- Mówiłem, że nie uwierzy.
- Chłopaki mówią prawdę. Jesteśmy razem. - oznajmiłam i wskazałam ruchem głowy na Milana, który śmiał się z głupich min Marty'ego. - Zobacz co zmajstrował w 1989 roku w Paryżu po pokazie Johna Galliano.
- Przecież zawsze mówiłaś, że Nick to kretyn.
- A on zawsze jak wypił piwo to pukał w butelkę i mówił: "pusta jak Shanell". - powiedział Dave.
- Serio tak mówił? - zmarszczyłam czoło. - Fajnie wiedzieć.
- Jak się nazywa? - William podszedł do Marty'ego i spojrzał na mojego synka.
- Milan James Menza.
- Wygląda jak mała męska wersja ciebie. Tylko włosy...
- Włosy ma po tacie, ale odcień ma taki jak moje, Nick ma trochę ciemniejsze. Nosek też po Nicku.
- Nadal nie wierzę, że ty z nim jesteś. To tak jakby Dave związał się z moją siostrą.
- Jezu, ja i Judy chyba byśmy się pozabijali. - stwierdził Dave.
- No właśnie.
- Shanell, o co chodzi? - spytał zniecierpliwiony Junior.
- Chciałam wam tylko przekazać, że pogadałam z kimś na tygodniu mody w Nowym Jorku i będziecie mieć za jakiś czas swoje kurtki. Ja i wasze partnerki też będziemy mieć takie same. Widziałam projekt, wyglądają fantastycznie.
- Będą gotowe tak do grudnia? - spytał Marty.
- Na pewno.
- To dobrze. Jedziemy razem z tobą do NY w grudniu. Will załatwił nam dwa koncerty.
- Serio?
- Tak. W Pyramid Club i The Village Underground.
- Byłam kiedyś w The Village Underground. Genialny klub, zawsze mnóstwo ludzi i trudno się tam dostać. Moja znajoma urządzała tam przyjęcie urodzinowe, musiała zrobić rezerwację pół roku przed imprezą. Gratuluję. Dajcie z siebie wszystko na tym koncercie.
- Zawsze dajemy wszystko.
Uśmiechnęłam się i wzięłam Milana od Marty'ego.
- Idziemy już. Zaraz dziecko zacznie wrzeszczeć z głodu. Roxxi, chodź.
Roxanne podeszła do Williama i uśmiechnęła się.
- Masz dziewczynę?
- Słucham?
- Nie widzę obrączki. Masz kobietę czy coś?
- Will, wybacz desperację Roxxi. - David spojrzał na nią z nienawiścią.
- Will, wybacz spierdolenie Juniora.
- Roxxi, daj spokój. Idziemy. - pośpieszyłam ją. Moja przyjaciółka przewróciła tylko oczami, a po chwili wyszłyśmy z mieszkania Judy i Davida.
Diana
W sobotę rano wybraliśmy się na miasto razem z Dave'em żeby załatwić kilka spraw, a na sam koniec poszliśmy do sklepu. Byłam zmęczona po całym tygodniu, więc założyłam tylko niebieską flanelową koszulę do połowy uda, buty emu i związałam włosy w kok. Nie zrobiłam makijażu, tylko założyłam okulary przeciwsłoneczne.
- W przyszłym tygodniu mam szkolenie w Berkeley. - powiedziałam, kiedy wyszliśmy ze sklepu. - Próbowałam się jakoś wykręcić, ale mój przełożony nawet nie chciał ze mną dyskutować. Muszę tam jechać na trzy dni. Zaopiekujesz się Travisem?
- No jasne. Jak będę musiał iść wieczorem do pracy to zostawię go u...
- Dave! - usłyszeliśmy za sobą. Odwróciliśmy się i zamarłam. W naszą stronę zmierzała szczupła, opalona, długowłosa blondynka z kitką na czubku głowy. Miała na sobie bluzkę odsłaniającą brzuch, z głębokim dekoltem, który eksponował pokaźnych rozmiarów biust i obcięte jeansowe spodenki. Podeszła do nas i rzuciła się Dave'owi na szyję, totalnie mnie ignorując.
- Jak dawno się nie widzieliśmy! - powiedziala słodkim do granic możliwości głosem i zarzuciła włosami do tyłu. - Co u ciebie?
- Dobrze... - odpowiedział lekko zmieszany i spojrzał na mnie. - To moja narzeczona, Diana. Diana, to jest Mia, moja była dziewczyna.
- Cześć. - rzuciłam i wyciągnęłam dłoń w jej stronę. Zmarszczyła brwi i uśmiechnęła się drwiąco. Ona wyglądała jak laska z okładki czasopisma, a ja jak styrana życiem kobieta z trójką dzieci i domem na głowie. Gdybym wiedziała, że spotkam dzisiaj jego dziewczynę, postarałabym się bardziej.
Bez słowa spojrzała znowu na Dave'a, posyłając mu uśmiech.
- Niestety skończyłam już tańczyć, mój nowy chłopak mi nie pozwala. Pracuję teraz jako kelnerka. A ty co porabiasz?
- Pracuję, gram, wychowuję razem z Dianą jej syna, spotykam się ze znajomymi.
- Właśnie, spotkałam niedawno Shanell jak rano kupowała sobie kawę, powiedziałam jej: "Cześć", a ona mnie zignorowała. Co za sucz z niej! Myśli, że jest lepsza, bo jest modelką? - wymachiwała rękami. Wzięła głęboki oddech i poprawiła swoje duże kolczyki. - Musimy się spotkać!
- Tak, możemy.
- Lubisz sobie jeszcze walnąć w nos tak jak kiedyś?
- Nie biorę od trzech lat.
- Palisz zioło?
- Czasami. Diana nie lubi jak palę.
- Aha. - uśmiechnęła się do mnie ironicznie. Złapała Dave'a za ramię. - Możemy pogadać? Sami? - podkreśliła wyraźnie ostatnie słowo.
- Kotku, możesz... - zaczął Dave, ale ja tylko machnęłam ręką.
- Jasne, już mnie nie ma, kochanie. - powiedziałam z przyklejonym uśmiechem do twarzy. - Miło było cię poznać, Mia.
Wzięłam od Dave'a torby z zakupami i ruszyłam w stronę samochodu. Wrzuciłam je do bagażnika i zajęłam miejsce pasażera. Miałam na nich dobry widok, ale nawet nie chciałam tam patrzeć. Jego była bez przerwy się śmiała i pokazywała coś w moją stronę. Siłą powstrzymywałam łzy. Komuś mogłoby się wydawać, że zachowuję się jak głupia zakochana nastolatka, ale taki już miałam charakter. Byłam cholernie zazdrosna o Dave'a, bałam się samotności i tego że znowu zostanę sama. Nagle kiedy byłam już spokojniejsza i odpędzałam od siebie te myśli, pojawiła się jego była, przy której wyglądałam równie żałośnie jak Lars przy Shanell.
Kiedy w końcu wymienili się numerami i pożegnali, Dave wrócił do samochodu. Zajął miejsce kierowcy i spojrzał na mnie z uśmiechem. Odwzajemniłam jego gest.
- O czym rozmawialiście?
- O pierdołach. Nic ważnego.
Od razu zmieniłam wyraz twarzy.
- Przestań mi kłamać w żywe oczy. Obgadywała mnie, widziałam.
- Nic o tobie nie mówiła.
- Jasne. Jak mogłeś jej dać nasz numer?!
- Nie dałem jej naszego numeru.
- Za to ona dała ci swój. - wskazałam wzrokiem na kilka cyferek na jego ręce.
- Nie będę do niej dzwonić. Diana... - położył dłoń na moim udzie, ale szybko ją od siebie odrzuciłam.
- Nie dotykaj mnie.
- Jesteś zazdrosna? - zaśmiał się.
- O ciebie? Jasne. Niech cię zabiera.
- Skarbie...
- Nie mów tak do mnie.
- Nie masz być o co zazdrosna. - oznajmił spokojnie i przekręcił kluczyk w stacyjce.
Poprawiłam moje okulary przeciwsłoneczne i wlepiłam wzrok w szybę.
Nie odezwaliśmy się do siebie przez resztę dnia.
Ja też uwielbiam ten rozdział. Wreszcie wydarzyło się coś, na co myślę, że nie tylko my czekałyśmy <3
OdpowiedzUsuńOni są wszyscy kochani. Zawsze pamiętają o swoich urodzinach, organizują przyjęcia, czasami przyjęcia niespodzianki, robią sobie takie fajne prezenty, a Dave miał tym razem wymarzone urodziny. Nie dość, że miał zorganizowany taki zajebisty wypad, to jeszcze kobieta jego życia zgodziła się zostać jego żoną, a potem to robienie dziecka w piwnicy XDD Są kochani. Życzę im szczęścia i jestem pewna tak jak Diana, że nigdy w ich związku nie zapanuje nuda i rutyna. Trzymam też kciuki, żeby w końcu udało im się z dzieckiem, żeby urodziło się zdrowe i grzeczne, o włosach koloru blond :> No i żeby żadna Mia im nie zrobiła rozpierdolu aż zanadto. Z niej to akurat skisłam srogo, bo wiesz, na kim ona jest tu wzorowana. Ja to sobie śmieszkuję z takich laluń, chociaż zazwyczaj są cholernie irytujące. Nie dziwię się Dianie, że się zdenerwowała, ale myślę, że nie ma się o co martwić. Dave już nie jest taki jak kiedyś, kocha ją i to z nią chce spędzić resztę życia. Ale rozumiem, że ma wątpliwości przez jego przeszłość, przez to, jaki był. Ja jednak wierzę, że rzeczywiście się zmienił i nie zrobi Dianie krzywdy.
Will jest supi, podejrzewam, że nie zagości na długo, ale i tak czekam na jeszcze jakieś scenki z nim, może coś na weselu będzie :> Ciekawa też jestem, jak to będzie dalej z Roxxi i Juniorem, bo jest ostro. Nie sądzę, żeby się kiedykolwiek pogodzili i wcale się temu nie dziwię. Ale wydaje mi się, że będzie wszystko w porządku, dopóki Roxxi czegoś nie odwali. Myślę, że Juniorowi jednak zależałoby już na spokoju.
Czekam na te burzliwe czterdziestki :")
* Czekam na te burzliwe czterdziestki, panno Poczwaro :")
UsuńZapomniałam dodać, bez tego nie ma komentarza XD