James
Pomagałem mojemu starszemu dziecku w robieniu pracy na projekt o Układzie Słonecznym, kiedy usłyszałem dźwięk telefonu. Przysunąłem go do siebie i podniosłem słuchawkę.
- Halo? - mruknąłem.
- James, tu Shanell...
- Ty płaczesz?
- Co robisz?
- Maluję farbami pierdolonego Jowisza. Dlaczego płaczesz? Co się stało?
- Nick...
- Co Nick? Zrobił ci coś?
- Tak... - bardziej załamał się jej głos. - On...
- Co zrobił?! Shanell! Zabiję go!
- Oświadczył mi się przed chwilą... - wybuchnęła płaczem.
- Co?
- Poprosił mnie o rękę...
- Co kurwa?
- Co się stało? Dlaczego krzyczysz? - z sypialni wychyliła się Mel w piżamie i rozczochranych włosach, która odsypiała nocną zmianę.
- Shanell płacze, bo Nick się jej oświadczył.
- O mój Boże. Zgodziła się?!
- Zgodziłaś się? - spytałem.
- Oczywiście, że tak... - pociągnąła nosem.
- Tak, zgodziła się. - powiedziałem takim tonem, jakbym kupował kilogram ziemniaków w osiedlowym sklepie.
- To wspaniale. - uśmiechnęła się i zamknęła drzwi, po czym zapewne wróciła do spania.
- Naprawdę się nie spodziewałam... - kontynuowała dalej.
- Wy się nigdy tego nie spodziewacie. Tak jak my się nie spodziewamy tekstu: "Jestem w ciąży".
- Tato, uważaj. - powiedział Nath, odsuwając na bok swoją makietę.
- Mów za siebie. Nick się ucieszył, kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży.
- Tak, na pewno. - wziąłem ze stołu szklankę z sokiem.
- Tato, uważaj! - krzyknął znowu Nathan. - Rozwaliłeś pierścień Saturna!
- Zaraz sam będziesz robił ten projekt! To moja praca domowa czy twoja?!
- James, kończę... Muszę jeszcze zadzwonić do Judy... - powiedziała Shanell, a ja odłożyłem słuchawkę.
- Mama mówiła, że masz mi pomóc, a w niczym mi nie pomagasz!
- Maluję razem z tobą te pierdolone planety. Skleiłem je! Zrobiłem więcej niż ty, a i tak podpiszesz to swoim imieniem.
- Pięknie skleiłeś. - poruszył lekko Neptunem, który zleciał i poturlał się po podłodze. - Zanim dojadę do szkoły autobusem wszystko zdąży się rozwalić. Mason pewnie będzie miał lepszy.
- Nie będzie miał. Rób ten pierścień, a ja pójdę po klej.
Skończyliśmy robić projekt koło dwudziestej. Rano naszykowałem dzieci do szkoły i zszedłem razem z nimi na zewnątrz.
- Pamiętaj, żeby podkleić jeszcze tego Neptuna przed prezentacją.
- Pamiętam. - powiedział Nathan, trzymając swoją makietę Układu Słonecznego.
- Śniadanie dla ciebie. - podałem mu papierową torebkę. - I dla ciebie. - drugą dałem Sophii.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Wróćcie jak najpóźniej.
Skrzywili się i bez pożegnania ruszyli na przystanek autobusowy.
Odetchnąłem z ulgą. Miałem co najmniej pięć godzin spokoju.
- Halo? - mruknąłem.
- James, tu Shanell...
- Ty płaczesz?
- Co robisz?
- Maluję farbami pierdolonego Jowisza. Dlaczego płaczesz? Co się stało?
- Nick...
- Co Nick? Zrobił ci coś?
- Tak... - bardziej załamał się jej głos. - On...
- Co zrobił?! Shanell! Zabiję go!
- Oświadczył mi się przed chwilą... - wybuchnęła płaczem.
- Co?
- Poprosił mnie o rękę...
- Co kurwa?
- Co się stało? Dlaczego krzyczysz? - z sypialni wychyliła się Mel w piżamie i rozczochranych włosach, która odsypiała nocną zmianę.
- Shanell płacze, bo Nick się jej oświadczył.
- O mój Boże. Zgodziła się?!
- Zgodziłaś się? - spytałem.
- Oczywiście, że tak... - pociągnąła nosem.
- Tak, zgodziła się. - powiedziałem takim tonem, jakbym kupował kilogram ziemniaków w osiedlowym sklepie.
- To wspaniale. - uśmiechnęła się i zamknęła drzwi, po czym zapewne wróciła do spania.
- Naprawdę się nie spodziewałam... - kontynuowała dalej.
- Wy się nigdy tego nie spodziewacie. Tak jak my się nie spodziewamy tekstu: "Jestem w ciąży".
- Tato, uważaj. - powiedział Nath, odsuwając na bok swoją makietę.
- Mów za siebie. Nick się ucieszył, kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży.
- Tak, na pewno. - wziąłem ze stołu szklankę z sokiem.
- Tato, uważaj! - krzyknął znowu Nathan. - Rozwaliłeś pierścień Saturna!
- Zaraz sam będziesz robił ten projekt! To moja praca domowa czy twoja?!
- James, kończę... Muszę jeszcze zadzwonić do Judy... - powiedziała Shanell, a ja odłożyłem słuchawkę.
- Mama mówiła, że masz mi pomóc, a w niczym mi nie pomagasz!
- Maluję razem z tobą te pierdolone planety. Skleiłem je! Zrobiłem więcej niż ty, a i tak podpiszesz to swoim imieniem.
- Pięknie skleiłeś. - poruszył lekko Neptunem, który zleciał i poturlał się po podłodze. - Zanim dojadę do szkoły autobusem wszystko zdąży się rozwalić. Mason pewnie będzie miał lepszy.
- Nie będzie miał. Rób ten pierścień, a ja pójdę po klej.
Skończyliśmy robić projekt koło dwudziestej. Rano naszykowałem dzieci do szkoły i zszedłem razem z nimi na zewnątrz.
- Pamiętaj, żeby podkleić jeszcze tego Neptuna przed prezentacją.
- Pamiętam. - powiedział Nathan, trzymając swoją makietę Układu Słonecznego.
- Śniadanie dla ciebie. - podałem mu papierową torebkę. - I dla ciebie. - drugą dałem Sophii.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Wróćcie jak najpóźniej.
Skrzywili się i bez pożegnania ruszyli na przystanek autobusowy.
Odetchnąłem z ulgą. Miałem co najmniej pięć godzin spokoju.
Po intensywnym wrześniu przepełnionym wyjazdami, tygodniami mody, pokazami i sesjami zdjęciowymi, miałam w końcu dwa miesiące przerwy od wszystkiego. Razem z Nickiem postanowiliśmy wreszcie pojechać na wakacje. Wybraliśmy Rzym. Zabraliśmy ze sobą Milana i Nelly.
Mieszkaliśmy w samym centrum stolicy Włoch, w pięknym wynajętym mieszkaniu. Rano poszłam z dziećmi na targ, gdzie kupiliśmy ogromne brzoskwinie, pomidory i gigantycznych rozmiarów pęk bazylii oraz grube białe dzwonka miecznika, które miałam przygotować na kolację według starego włoskiego przepisu.
Mieszkaliśmy w samym centrum stolicy Włoch, w pięknym wynajętym mieszkaniu. Rano poszłam z dziećmi na targ, gdzie kupiliśmy ogromne brzoskwinie, pomidory i gigantycznych rozmiarów pęk bazylii oraz grube białe dzwonka miecznika, które miałam przygotować na kolację według starego włoskiego przepisu.
Wieczorem stałam na balkonie naszego mieszkania, z kieliszkiem wina w dłoni i rozkoszowałam się zapachem nocnego miasta.
Niedługo później wyszedł do mnie Nick i stanął za mną.
- Zasnęli.
- W końcu.
Objął mnie i cmoknął w szyję, a ja położyłam głowę na jego barku.
- Odwróć się. - powiedział cicho.
Odwróciłam się i bez słowa spojrzałam na niego. Uśmiechnęłam się lekko.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz?
- Zgadnij co teraz zrobię. - zabrał mój kieliszek.
- Wypijesz do końca moje wino i bekniesz mi prosto w twarz, jak ostatnio Dave Kirkowi?
- Skąd ci to przyszło do głowy?
Odstawił kieliszek i pocałował mnie. Sięgnął ręką do tylnej kieszeni jeansów.
- Mówiłem, że nie będziesz się spodziewać.
Wyciągnął zza pleców małe pudełeczko i otworzył je. W środku był przepiękny pierścionek z białego złota, że sporym diamentem.
- Czy ty...
- Tak. Shanell Daisy Evans... - uklęknął przede mną. - Wyjdziesz za mnie?
- Mówisz poważnie?
- Mówię bardzo poważnie.
- Boże, Nick... - wplotłam palce we włosy i odwróciłam się.
- Po prostu powiedz tak lub nie.
- Jesteś nienormalny.
- Jesteś nienormalny.
- Wiem.
- A ja cały czas cię wkurwiam.
- To prawda. Chcę żebyś mnie wkurwiała przez następne kilkadziesiąt lat.
- Nie wyobrażam sobie już życia bez kłótni o zbyt kaloryczne jedzenie, o rodzynki w czekoladzie, o kołdrę, o moją pracę, o to, że ty się spóźniasz do pracy, o to, że zapominasz włączyć świateł w rowerze, kiedy jeździmy wieczorem... Oczywiście, że tak...
- A ja cały czas cię wkurwiam.
- To prawda. Chcę żebyś mnie wkurwiała przez następne kilkadziesiąt lat.
- Nie wyobrażam sobie już życia bez kłótni o zbyt kaloryczne jedzenie, o rodzynki w czekoladzie, o kołdrę, o moją pracę, o to, że ty się spóźniasz do pracy, o to, że zapominasz włączyć świateł w rowerze, kiedy jeździmy wieczorem... Oczywiście, że tak...
Wstał w kolan i przytulił mnie, a po chwili trzęsącymi się dłońmi wsunął pierścionek na mój palec serdeczny. Dopiero kiedy zobaczyłam go na moim palcu, wybuchnęłam płaczem.
- Naprawdę się nie spodziewałam... - powiedziałam cicho.
- O to chodziło.
Wskoczyłam mu na ręce i weszliśmy do środka.
Płakałam do rana, wykonując przez całą noc kilkanaście telefonów do rodziny i przyjaciół. Nawet nie obchodziło mnie to, jak wysoki będzie rachunek.
Płakałam do rana, wykonując przez całą noc kilkanaście telefonów do rodziny i przyjaciół. Nawet nie obchodziło mnie to, jak wysoki będzie rachunek.
W tej chwili byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Obydwoje nie byliśmy w stanie zasnąć tej nocy.
Obydwoje nie byliśmy w stanie zasnąć tej nocy.
Diana
Na szkoleniu w Berkeley miałam zostać od czwartku do soboty. Ponieważ jedna z kobiet, która miała prowadzić kurs rozchorowała się, wróciłam do domu już w piątek. Nie mówiłam Dave'owi, że wracam wcześniej, bo nawet do niego nie dzwoniłam. Nadal nie miałam ochoty z nim rozmawiać po spotkaniu z jego byłą, która co wieczór do nas wydzwaniała.
W Los Angeles byłam koło dwunastej. Weszłam do swojego mieszkania. Szybko dobiegł mnie dźwięk szumiącej wody w łazience. Odłożyłam na podłogę swoją torbę z rzeczami, położyłam torebkę na szafce i rzuciłam klucze na stół. Zajrzałam do pokoju Travisa, który był jeszcze w przedszkolu. Uchyliłam okno i pościeliłam jego łóżko, po czym poszłam do sypialni, żeby się przebrać. Kiedy wyciągałam ubrania z szafy, usłyszałam ciche westchnienie. Powoli się odwróciłam. To co zobaczyłam prawie wytrąciło mnie z równowagi. Na łóżku leżała jakaś kobieta. Część twarzy miała zakrytą włosami. Widziałam tylko gołe ramiona i dłoń z długimi pomalowanymi na czarno paznokciami. Zamknęłam po cichu szafę i powoli wycofałam się z sypialni. Kiedy chciałam wziąć torebkę i wychodzić, z łazienki akurat wyszedł Dave, w mokrych włosach i z ręcznikiem przewiązanym w pasie. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Już jesteś?
- Ty dupku! - krzyknęłam i uderzyłam go w twarz, aż się zachwiał.
- Co ty wyprawiasz?! Jesteś nienormalna!
Złapał się za policzek. Ściągnąłem pierścionek z palca i rzuciłam nim w niego.
- Nigdy więcej mnie nie zobaczysz! - powiedziałam ostro, po czym wzięłam torebkę i wyszłam, trzaskając drzwiami.
Na szkoleniu w Berkeley miałam zostać od czwartku do soboty. Ponieważ jedna z kobiet, która miała prowadzić kurs rozchorowała się, wróciłam do domu już w piątek. Nie mówiłam Dave'owi, że wracam wcześniej, bo nawet do niego nie dzwoniłam. Nadal nie miałam ochoty z nim rozmawiać po spotkaniu z jego byłą, która co wieczór do nas wydzwaniała.
W Los Angeles byłam koło dwunastej. Weszłam do swojego mieszkania. Szybko dobiegł mnie dźwięk szumiącej wody w łazience. Odłożyłam na podłogę swoją torbę z rzeczami, położyłam torebkę na szafce i rzuciłam klucze na stół. Zajrzałam do pokoju Travisa, który był jeszcze w przedszkolu. Uchyliłam okno i pościeliłam jego łóżko, po czym poszłam do sypialni, żeby się przebrać. Kiedy wyciągałam ubrania z szafy, usłyszałam ciche westchnienie. Powoli się odwróciłam. To co zobaczyłam prawie wytrąciło mnie z równowagi. Na łóżku leżała jakaś kobieta. Część twarzy miała zakrytą włosami. Widziałam tylko gołe ramiona i dłoń z długimi pomalowanymi na czarno paznokciami. Zamknęłam po cichu szafę i powoli wycofałam się z sypialni. Kiedy chciałam wziąć torebkę i wychodzić, z łazienki akurat wyszedł Dave, w mokrych włosach i z ręcznikiem przewiązanym w pasie. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Już jesteś?
- Ty dupku! - krzyknęłam i uderzyłam go w twarz, aż się zachwiał.
- Co ty wyprawiasz?! Jesteś nienormalna!
Złapał się za policzek. Ściągnąłem pierścionek z palca i rzuciłam nim w niego.
- Nigdy więcej mnie nie zobaczysz! - powiedziałam ostro, po czym wzięłam torebkę i wyszłam, trzaskając drzwiami.
***
Nie wiedziałam nawet co mam ze sobą zrobić. Odebrałam Travisa z przedszkola i zabrałam go najpierw na lody, a później na plac zabaw. Chciałam, żeby chociaż on był szczęśliwy.
Patrzyłam na moje radosne niczego nieświadome dziecko i zastanawiałam się, co mam teraz zrobić. Pomyślałam o tym, żeby lecieć do ojca do Kanady, żeby zadzwonić do matki i poprosić ją o pomoc. Przez chwilę myślałam nawet o rodzinie Dave'a. Wszystkie moje rzeczy zostały w mieszkaniu, a ja nawet nie miałam ochoty tam wracać.
Wzięłam małego i poszłam z nim do Jamesa i Mel. Zapukałam. Otworzyła nam Melanie.
- O, cześć.
- Cześć. Przepraszam, że przeszkadzam.
- Daj spokój, nie przeszkadzasz. Wejdź.
Bez słowa weszliśmy do środka. Spojrzałam na Jamesa, który grał na gitarze i skinął na mnie głową. Travis od razu przywitał się z Nathanem i poszli do jego pokoju. Mel spojrzała na mnie.
- Coś nie tak?
Starałam się powstrzymać łzy, ale nie udało mi się. Rozpłakałam się i przytuliłam do niej.
- Rozstałam się z Dave'em. - wykrztusiłam.
- Co?!
- Zdradził mnie z jakąś lafiryndą.
- Skąd wiesz? Przyłapałaś go?!
Kiwnęłam głową i wytarłam łzy. Melanie popatrzyła na Jamesa, który nie wiedział co powiedzieć.
- Chodź, usiądź...
Usiadłam obok niej. Podała mi paczkę chusteczek i objęła mnie ramieniem.
- Opowiedz o wszystkim. Będzie ci lżej.
Powiedziałam im o wszystkim. O jego byłej dziewczynie striptizerce, którą spotkaliśmy i bez przerwy do niego wydzwaniała, potem o tej lasce, którą widziałam w naszym łóżku.
- Czyli ta laska w łóżku to nie była ta szmata Mia?
- Nie, nie ona. Nie znam tej dziewczyny...
- Z opisu pasuje do Roxxi. Wiadomo jaka jest Roxxi. - pomyślał głośno James. - Szczupła, wysoka, wielkie cycki, rucha się się kim popadnie we wszystkich możliwych pozycjach. Jeszcze blond włosy i mamy ideał Dave'a.
- Przecież to nie była Roxxi...
- Ale nie widziałaś do końca jej twarzy.
- James, uspokój się. - powiedziała Mel.
- Mogłabym u was zostać na jedną noc? - spytałam nieśmiało. - Nie mam przy sobie żadnych pieniędzy, praktycznie nic nie wzięłam ze sobą z domu, a nie mam zamiaru tam wracać, przynajmniej dzisiaj...
- Oczywiście, że możesz. - przytuliła mnie. - James, co ty na to?
- No tak, niech zostanie.
Mel wstała ze swojego miejsca i poszła zrobić herbatę. Dała mi też swój sweter, bo zrobiło mi się wyjątkowo zimno, mimo że było ponad dwadzieścia stopni.
Kiedy rozmawiałyśmy o tym, co mam zamiar teraz zrobić, przyszła Roxxi.
- Cześć dziewczyny. I Het. - przywitała się. - Jak tu romantycznie i rodzinnie. To herbata z cytryną?
Wzięła wolny kubek i nalała sobie trochę herbaty z dzbanka.
- Laski się pocieszają. - mruknął James. - Jak chcesz, możesz ze mną pograć na gitarze.
- Może później. Co tam? Dziwne miny macie.
- Powiedz jej, Diana. - odezwała się Melanie.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Co jest grane? - zirytowała się Roxanne i usiadła.
- Jeśli chodzi o mnie, to ja gram "Ain't Talkin' 'Bout Love" Van Halen. - powiedział spokojnie Hetfield. - A laski rozmawiają o tym, że Diana zostawiła Dave'a.
- Zostawiłaś Dave'a? Zerwaliście?
- Zdradził mnie. Sukinsyn...
- Co? Z kim?! Dobra, mów po kolei, spokojnie...
Po raz drugi opowiedziałam ze szczegółami, co się wydarzyło w ostatnim czasie. Mel trzymała mnie za rękę zatroskana, Roxxi kręciła z niedowierzaniem głową, a James tylko uśmiechał się co chwilę.
- ...I wtedy wyszłam, poszłam po Travisa i przyszłam tutaj. - zakończyłam swoją opowieść.
- I żyli długo i szczęśliwie. - zadrwił James, zaczynając grać "Maniac" Michaela Sembello.
- Wypierdolę cię stąd zaraz! - zirytowała się Mel. - Trochę szacunku dla nieszczęścia!
- Właśnie umilam wam atmosferę, kochanie!
- Diana, bardzo dobrze zrobiłaś. - stwierdziła Roxxi. - Ma za swoje, kurwiarz jeden. On i Mia są siebie warci. Pamiętam jak się kiedyś pobili o to, że wypalił jej zioło. Takich ludzi powinno się zamykać w klatkach.
- Ale ona przyłapała w łóżku kogoś innego!
- Powiedziałam tylko, co myślę o tej suce. Czy ciebie to dziwi, że ją zdradził?! On zdradzał każdą swoją dziewczynę! Przecież jak zaczął spotykać się z Dianą, to nadal posuwał na boku tę laskę, którą poznał na wieczorze kawalerskim Jamesa! Tacy jak on się nie zmieniają!
- Ciężko mi uwierzyć w to, że on ją zdradził... - westchnęła Mel.
- A jak wytłumaczysz to, że pokłóciliśmy się przed moim wyjazdem, od ponad tygodnia nie śpimy razem, przyjeżdżam wcześniej do domu bez zapowiedzi, w łóżku leży obca laska, a on wychodzi spod prysznica?!
- No nie wiem...
- Za długo nie włożył w ciebie chuja i znalazł sobie jakąś lafiryndę.
- Roxxi, ale cham z ciebie. - stwierdziła Melanie.
- Nie cham, tylko szczery człowiek. Ciekawe ile razy już ją zdradził.
- Mogę się już położyć spać? - spytałam nieśmiało.
- Jasne. Przyniosę ci kołdrę i poduszkę.
James poszedł do kuchni, a Roxxi stała oparta o framugę drzwi, przyglądając mi się. Mel rozłożyła kanapę, a ja nerwowo dopiłam swoją herbatę.
- Dobranoc. Nie myśl o nim. - powiedziała Roxanne.
- Jasne.
Dziewczyny poszły do kuchni, a ja się położyłam. Słyszałam jeszcze, jak James opowiada dziewczynom o nawiedzonym kliencie, którego musiał dzisiaj obsługiwać, a one wybuchnęły śmiechem.
Przykryłam się mocniej kołdrą i obróciłam się na drugi bok. Niedługo później udało mi się zasnąć.
- Ciężko mi uwierzyć w to, że on ją zdradził... - westchnęła Mel.
- A jak wytłumaczysz to, że pokłóciliśmy się przed moim wyjazdem, od ponad tygodnia nie śpimy razem, przyjeżdżam wcześniej do domu bez zapowiedzi, w łóżku leży obca laska, a on wychodzi spod prysznica?!
- No nie wiem...
- Za długo nie włożył w ciebie chuja i znalazł sobie jakąś lafiryndę.
- Roxxi, ale cham z ciebie. - stwierdziła Melanie.
- Nie cham, tylko szczery człowiek. Ciekawe ile razy już ją zdradził.
- Mogę się już położyć spać? - spytałam nieśmiało.
- Jasne. Przyniosę ci kołdrę i poduszkę.
James poszedł do kuchni, a Roxxi stała oparta o framugę drzwi, przyglądając mi się. Mel rozłożyła kanapę, a ja nerwowo dopiłam swoją herbatę.
- Dobranoc. Nie myśl o nim. - powiedziała Roxanne.
- Jasne.
Dziewczyny poszły do kuchni, a ja się położyłam. Słyszałam jeszcze, jak James opowiada dziewczynom o nawiedzonym kliencie, którego musiał dzisiaj obsługiwać, a one wybuchnęły śmiechem.
Przykryłam się mocniej kołdrą i obróciłam się na drugi bok. Niedługo później udało mi się zasnąć.
"- Tak, zgodziła się. - powiedziałem takim tonem, jakbym kupował kilogram ziemniaków w osiedlowym sklepie." - jebłam XDD Ale wiem, co to za ton. Zawsze go słyszę, kiedy robię zakupy w jakimś markecie czy innym sklepie.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, od czego zacząć, dlatego zaczęłam tak z dupy, ale teraz już przechodzę do konkretów. Naprawdę mega się cieszę, że Nick w końcu oświadczył się Shanell. Są boską parą, mają syna, tyle już razem przeszli, a mimo tych przejść wrócili do siebie i mam wrażenie, że kochają się jeszcze bardziej. Dzięki tej rozłące dojrzali, przemyśleli sobie wiele, nauczyli się też mnóstwo, ale przede wszystkim chyba uświadomili sobie, że choćby nie wiem co, to oni nie potrafią bez siebie żyć. Nie zawsze było, jest i będzie kolorowo, ale to, że nadal w tym trwają, oznacza, jak bardzo się kochają. Znają się już dobrze, według mnie też już zachowują się jak małżeństwo, którym dopiero mają się stać. Uważam, że małżeństwo to nie jest nic koniecznego, bo równie dobrze można właśnie żyć i kochać się tak samo jak w małżeństwie, ale jednak ma to coś w sobie, coś, co sprawia, że jest się jeszcze bardziej nierozłącznym, że należy się tylko do tej jednej osoby. Oczywiście mówię tu o tych przypadkach, które nie zdradzają nikogo ani nic z tych rzeczy :") Dygresje, dygresje. Cieszę się, naprawdę zajebiście się cieszę. Shan i Nick zasługują na to. Wierzę, że będą mieli ślub jak z bajki.
Chwila szczęścia u Dave'a i Diany nie trwała długo, jak się okazało. Pisałam ci to już prywatnie, ale tutaj powtórzę. Nie chcę mi się za nic wierzyć, że Dave ją zdradzał, zdradził lub miał zamiar to zrobić. Miał przeszłość jaką miał, początki ich związku też nie były takie, jak być powinny, ale on się zmienił. Jestem pewna, że się zmienił. Nie zrobiłby tego swojej kobiecie, która jest dla niego tą jedyną, z którą chce spędzić resztę życia i mieć z nią dzieci. Myślę, że ta laska na łóżku to jakieś nieporozumienie. To nie jest Trina, więc nic innego nie pozostaje. Dave mógł brać prysznic i nie słyszeć, kiedy się wkradła i rozłożyła w sypialni. Jakaś napalona fanka, coś w tym stylu. Dowiedziała się, gdzie on mieszka, i przylazła. Boję się, co z tym dalej będzie, ale mam nadzieję, że to się jakoś wyjaśni.
James jako ojciec mnie rozpierdala XDD Ale James to jeszcze James, a pamiętasz Juniora z lupą i poziomicą? XDD Kochani są, ale ja chyba nie chciałabym, żeby któryś z nich był moim ojcem :")
Roxxi umie pocieszyć, nie ma co XDD Ale to nie ona była u Dave'a, jestem pewna.
Nie mam pojęcia, jak to będzie dalej, ale trzymam za nich wszystkich kciuki. Zasługują na szczęście.
Czekam na te burzliwe czterdzieste, panno Poczwaro.