piątek, 28 czerwca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 34.

nie wierzę, to już dzisiaj! skończyłam gimnazjum! mam wakacje!
ten tydzień był bardzo... ekscytujący. w szczególności ten dzień. rozdanie świadectw, pożegnanie, wspominanie 3 ostatnich lat spędzonych w tej szkole...

przedostatni rozdział. sprawa z Dianą, Shan i Nickiem wyjaśniona. w sumie to wszystko wróciło do normy.

miłych wakacji wszystkim życzę!

- Nick, proszę. Wróć do domu. - Shan od prawie godziny próbowała namówić go na powrót. Chłopak był jednak nieugięty. - Dalej jesteś zły na te zdjęcia?
- Tak.
- Nicky... ile razy mam cię jeszcze przepraszać? Przecież to kilka zdjęć z tysięcy innych, które miałam zrobione.
- Shan, tutaj już nie chodzi o te zdjęcia. Chodzi o to, że kompletnie nie liczysz się z moim zdaniem.
- Nick...
- Od początku nie podobała mi się twoja praca, ale jakoś to znosiłem, bo pytałaś mnie czy możesz wziąć udział w którejś kampanii reklamowej, czy zgadzam się na jakąś sesję, czy możesz pozować w bieliźnie. Najczęściej się godziłem, bo byłaś ze mną szczera i wiem, że twoja praca polega zarabianiu pieniędzy swoim ciałem. - opowiedział, nawet na nią nie patrząc. Zrobił krótką przerwę, a po chwili spojrzał jej w oczy. - Ale teraz w ogóle o nic mnie nie pytasz. Lecisz sobie ze swoim menadżerem na jakiś pokaz mody do Nowego Jorku czy Londynu na kilka dni, a ja nawet nie mam o tym pojęcia. Masz nagie sesje zdjęciowe, o których też nic nie wiem. Nie pytasz mnie o to, czy zgadzam się na coś takiego. Jak ja według ciebie mogę się czuć kiedy wiem, że obcy faceci na całym świecie mogą oglądać cię nagą?
- Kochanie, ja po prostu nie zawsze chcę cię denerwować, dlatego nie mówię ci o wielu rzeczach... Wiem, że ty masz też swoje sprawy i problemy związane z pracą i zespołem.
- Przecież zawsze znajdę czas na rozmowę o twojej pracy. I nie mów, że nie chcesz mnie denerwować, bo wiesz doskonale, że od samego początku irytuje mnie twoja praca modelki. Twój menadżer, projektanci, fotografowie, pełno zdjęć, ubrań i kosmetyków w domu...
- Też mam czasami tego dosyć... - powiedziała cicho, wlepiając wzrok w podłogę.
Nick bez słowa przytulił swoją dziewczynę. Shanell pociągnęła nosem i wtuliła się w jego koszulkę. Odsunął ją od siebie i spojrzał jej w twarz. Otarł jej łzy i pocałował ją delikatnie.
- Daj mi jeszcze kilka miesięcy... - szepnęła Shan, a po jej policzku spłynęła kolejna łza. - Jeżeli przez ten czas nic się nie zmieni... Jeżeli nie będę więcej zarabiać, jeśli lepsza agencja nie będzie chciała podpisać ze mną kontraktu... Jeśli nie będę dostawać lepszych propozycji... To rzucę to. Znajdę sobie inną pracę, pójdę na studia, cokolwiek...
Chłopak głośno westchnął. Praca modelki od zawsze była jej marzeniem. Zrezygnowała z tylu rzeczy, poświęciła tyle czasu i wylała morze łez aby stać się tym, kim jest dzisiaj, a teraz chciała to wszystko rzucić. Dla niego.
- Shanell... Nie musisz rezygnować ze swoich marzeń ze względu na mnie...
- Ale ja chcę. Posłuchaj, ja już nie jestem małym dzieckiem. Jestem dorosła. Powinnam zacząć myśleć o życiu, o założeniu rodziny, zarabiać... A ja nadal wierzę w to, że będę jedną z najlepszych supermodelek na świecie.
- Bo będziesz. Shan, zobacz ilu ludzi chce z tobą pracować. Ile gazet chce cię na okładce. Ludzie zaczepiają cię na ulicach. Masz fanów. Masz przepiękną twarz, idealne ciało... Może chociaż tobie uda się spełnić marzenia... - oznajmił Nick, patrząc na nią uważnie. - Masz jeszcze kilka miesięcy. Wierzę w ciebie.
Dziewczyna kiwnęła niepewnie głową. Zamknęła oczy, a po chwili syknęła z bólu i złapała się za brzuch. Nick spojrzał na nią przestraszony.
- Co się dzieje?
- Nic, źle się czuję od jakiegoś czasu... To pewnie od stresu...
- Taa. Możliwe.
- Wrócisz ze mną do domu? - spytała z nadzieją w oczach.
- Jasne. - Nick uśmiechnął się do niej i przytulił swoją dziewczynę.

***

- Umieram... - szepnęła rozpaczliwym tonem młoda dziewczyna, związując włosy w kok. Usiadła na parapecie i oparła czoło o zimną szybę, głośno wzdychając. Zaczęła masować swoje bose stopy. Spędziła kilkanaście godzin w szpilkach i dopiero teraz mogła je zdjąć.
- Mam coś dla ciebie. - usłyszała głos swojego menadżera. Wysoki brunet podszedł do niej i położył obok kilka fiolek z tabletkami.
- Nie biorę prochów. - powiedziała poważnie. Ryan zaśmiał się i odgarnął swoje czarne dłuższe włosy za ucho.
- To nie są narkotyki. - oznajmił spokojnie i zaczął wrzucać tabletki do małego pudełeczka. - Te na odchudzanie, te na uspokojenie, a te na sen.
Shan popatrzyła na niego niepewnie. Ryan uśmiechnął się i dotknął jej policzka. Dziewczyna wzięła do ręki pudełeczko i zeskoczyła z parapetu.
- Dzięki. - rzuciła, po czym ruszyła w stronę toalety. Chłopak głośno westchnął i patrzył na jej szczupłą sylwetkę znikającą za drzwiami łazienki.

***

Minęło kilka dni od incydentu z Kelly. Diana w ogóle nie wychodziła ze swojego mieszkania. Robieniem zakupów i załatwianiem jej spraw zajmowali się jej znajomi. Kiedy Dave był w pracy i nie miała możliwości żeby spotkać go na dworze lub klatce schodowej, sama się tym zajmowała.
Którejś soboty, kiedy Dave nie miał żadnych prób i nie musiał iść do pracy, postanowił spędzić cały dzień pod drzwiami Diany. Był pewny, że dziewczyna wyjdzie z domu i w końcu będzie mógł z nią spokojnie porozmawiać. Z samego rana wziął szybki prysznic, ubrał się i wypił mocną kawę, po czym wyszedł z mieszkania i zamknął je na klucz. Pobiegł na 4. piętro i kiedy stanął pod właściwymi drzwiami, zapukał. Nikt mu nie otworzył, ale usłyszał cichy płacz dziecka, który powoli zaczął się uspokajać. Zaraz po tym dobiegł go dźwięk zabawek i damski śmiech, w którym kilka dni temu się zakochał...
Dave oparł się o ścianę i osunął się na podłogę. Siedział tak przez kilka godzin. Przez ten czas mijali go sąsiedzi, którzy tylko uśmiechali się do niego ze współczuciem. Niektórym z nich zrobiło się go autentycznie żal.
Po jakimś czasie Dave usłyszał w końcu dźwięk klucza wkładanego do zamka i otwieranych drzwi. Od razu wstał z ziemi. Z mieszkania wyszła Di. Bez makijażu, w czarnych legginsach, szarej szerokiej bluzie i trampkach. Swoje długie blond loki związała w kok. Nadal wyglądała pięknie.
- Diana, nareszcie...
- Nie wyszłam do ciebie. - przerwała mu chłodno. - Muszę iść do sklepu, nie mam soczków dla dziecka.
- Proszę, porozmawiaj ze mną. Błagam...
- Nie mam z tobą o czym rozmawiać. Zostaw mnie.
- Diana, proszę... Pozwól mi to wyjaśnić. - powiedział, łapiąc ją za rękę.
- Zaraz zacznę krzyczeć...
- Słucham?
- To już jest nękanie. Mam zgłosić to na policję?
- Di... błagam cię... Chcę tylko porozmawiać... - rudy chłopak ścisnął mocniej jej drobną dłoń.
- Nie chcę z tobą rozmawiać, rozumiesz to?! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Jesteś zwykłym skurwielem! - krzyknęła ze łzami w oczach. Sprawiła tym ból nie tylko jemu, ale również sobie.
- Ok, masz rację... Jestem nikim, jestem zwykłym śmieciem... Wszyscy mi to mówią. Ale chcę tylko z tobą szczerze porozmawiać, wszystko ci wyjaśnić. Jeśli po tej rozmowie nie będziesz chciała mieć ze mną nic wspólnego, to dam ci spokój... - powiedział łamiącym się głosem. Diana spojrzała w jego zaszklone oczy. Po chwili spuściła wzrok i utkwiła go w podłodze.
- Dobrze. Porozmawiamy. Ale muszę iść najpierw do sklepu.
- Jasne. Poczekam na ciebie.
Dziewczyna kiwnęła głową i zbiegła po schodach. Wróciła po kilku minutach. Otworzyła drzwi do mieszkania i powoli weszła do środka. Dave wszedł za nią i od razu skierował się do salonu. Di poszła do kuchni położyć butelki z soczkami na stole, a po chwili poszła do pokoju. Rudy chłopak siedział na sofie i patrzył tępo przed siebie. Diana usiadła obok niego.
- Więc...?
- Diana... Mnie nic nie łączy z tą dziewczyną...
Pokręciła głową i uśmiechnęła się ironicznie.
- Więc dlaczego do ciebie przyszła? Dlaczego zdenerwowała się na mój widok? Dlaczego za nią pobiegłeś? - zasypała go pytaniami.
- Poznałem ją na wieczorze kawalerskim mojego przyjaciela... Spędziłem z nią kilka nocy, ale nic poza tym... Poza sypialnią nie mieliśmy o czym rozmawiać. Kiedy zacząłem się z tobą spotykać nie spałem się ani z nią ani z żadną inną kobietą, przysięgam. - zapewnił ją.
- Dave, ja nie jestem taka jak ona... Nie jestem dziewczyną do przelecenia...
- Gdybym chciał się z tobą tylko przespać, już dawno bym sobie odpuścił i wziął się za inną. Nie wiem co ty w sobie masz, ale odkąd cię poznałem dla mnie przestały liczyć się inne kobiety. Liczysz się tylko ty.
- Dave, ja... - zaczęła cicho, nie patrząc na niego. - Boję się związku z kimś takim jak ty... Znam twoją przeszłość, wiem jaki byłeś... Boję się, że mnie zranisz, zostawisz... Tak jak ojciec mojego dziecka. Nie chcę być znowu tak potraktowana przez faceta, wiesz?
- Rozumiem cię... Ale uwierz mi, chcę się zmienić. Nie biorę już narkotyków, nie imprezuję dużo... Nie interesują mnie inne dziewczyny. Wiesz, nie mam już 18 lat... Czas najwyższy osiągnąć w końcu jakąś równowagę w życiu.
- A co z moim synem...? Chciałbyś wychowywać czyjeś dziecko?
- Diana... przecież ten czas który razem spędziliśmy zdążyłem go pokochać jak moje własne dziecko. Byłbym gotowy wychować go razem z tobą. Jak  mojego własnego syna, wiesz...?
Dziewczyna popatrzyła mu głęboko w oczy. Dave przysunął się do niej i dotknął delikatnie jej dłoni.
- Spróbujmy jeszcze raz... Pomału...
Di wzięła głęboki oddech. Chciała już odpowiedzieć, ale w tym samym momencie zaczął płakać jej synek.
- Wybacz, muszę iść do Travisa.
Chłopak westchnął i kiwnął głową, a Diana wstała ze swojego miejsca i pobiegła do pokoju małego. Zobaczyła, że Travis siedzi i trzyma się szczebelek swojego łóżeczka. Wzięła go na ręce i pocałowała w czoło.
- Nie płacz kochanie. Jestem tutaj. - szepnęła, całując delikatnie jego policzek. Chodziła z nim przez kilka minut po pokoju, jednak mały w ogóle nie chciał się uspokoić. - Może chcesz się napić? Zaraz ci przyniosę.
Dziewczyna położyła go do łóżeczka, a następnie pobiegła do kuchni po jego sok. Po chwili była z powrotem. Uklękła obok swojego synka i podała mu butelkę, jednak on zrzucił ją na podłogę. Diana podniosła ją i głośno westchnęła. Popatrzyła na zapłakanego Travisa, a po jej policzku spłynęła łza. Momentami miała wszystkiego dosyć. Była sama z małym dzieckiem. Nikt jej w niczym nie pomagał. Nie mogła pracować, ponieważ nie miałby kto zająć się małym. Nie mogła wychodzić wieczorem ze znajomymi, bo nie miała nikogo, kto mógłby przypilnować jej synka.
Diana ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać jak mała dziewczynka. Po jakimś czasie poczuła jak ktoś dotyka jej ramię. Odwróciła się przestraszona i zobaczyła obok siebie Dave'a.
- Co się dzieje?
- Ja... nic. - mruknęła i pociągnęła nosem. - Mały nie chce przestać płakać.
- Mogę spróbować? - spytał, wskazując na niego wzrokiem. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Wątpię, że ci się uda. Ale spróbuj. - powiedziała słabym głosem i poszła do toalety. Przemyła twarz zimną wodą i wytarła ją ręcznikiem. Wyszła z łazienki i ruszyła z powrotem do pokoju Travisa. Kiedy weszła do pomieszczenia, stanęła jak wryta. Nie mogła się ruszyć, a jej serce zaczęło szybciej bić. Mały przestał płakać, a Dave trzymał go na rękach i śpiewał mu "All My Love" Led Zeppelin.
- For many hours and days that pass ever soon, the tides have caused the flame to dim. - zanucił i uśmiechnął się, kiedy Travis dotknął jego włosów. - At last the arm is straight the hand to the loom, is this to end or just begin?
Odłożył go z powrotem do łóżeczka i pogłaskał po policzku. Di nie potrafiła być już obojętna. Podeszła do Dave'a i wtuliła się w jego plecy. Chłopak wstrzymał oddech i powoli odwrócił się do niej. Dotknął delikatnie jej twarzy i musnął jej wargi. Diana zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu, a Dave zaczął całować jej szyję.
- Chodź do drugiego pokoju. - szepnęła. Zaraz po tym pociągnęła go za rękę i ruszyli w stronę jej sypialni. Kiedy weszli do środka, chłopak zamknął za nimi drzwi. Podszedł do stojącej tyłem do niego Diany i zaczął całować ją po karku. Po jej plecach przeszedł dreszcz. Odwróciła się do niego i popatrzyła mu głęboko w oczy. Wplotła palce w jego rude włosy i zaczęła go namiętnie całować. Dave położył ją na łóżku, a po chwili zaczęli się rozbierać. Kiedy zostali już w samej bieliźnie, chłopak mocno ją objął, czując każdy kawałek jej ciała. Zaczął pieścić jej ciało, całował każdy centymetr jej delikatnej skóry, sprawiając jej tym niesamowitą przyjemność. Czuła się przy nim tak bezpiecznie, mając go tak blisko siebie, czując jego zapach i ciepłe ciało. 
Dave zsunął swoje bokserki, a następnie ściągnął jej majtki i wszedł w nią delikatnym ruchem. Diana wygięła się w łuk i głośno jęknęła. Owinęła nogi wokół jego bioder i ciężko oddychała.
Kiedy zalała ją fala rozkoszy, krzyknęła i wbiła mu paznokcie w plecy. Dave wtulił się w nią, wsłuchując się w przyśpieszony rytm jej serca. Di głaskała go po włosach, próbując uspokoić oddech.
- Kocham cię. - szepnął, głaskając ją po nagim brzuchu.
- Ja... ja ciebie też... - powiedziała i mocniej się do niego przytuliła.

sobota, 22 czerwca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 33.

wiecie, że to już przed przedostatni rozdział tego opowiadania?

W TYM TYGODNIU IDĘ ZROBIĆ SOBIE KOLCZYK W WARDZE, PANIE, NARESZCIE.

Minęło trochę czasu. Dave nadal był po uszy zakochany w Dianie. Często obserwował, jak spaceruje ze swoim synkiem po osiedlu, a czasami nawet czekał na nią na klatce schodowej, żeby zobaczyć ją lub "przez przypadek" dotknąć jej delikatnej skóry. James uważał, że to już jest choroba psychiczna i Dave powinien zacząć się leczyć.
Shan niedługo później dowiedziała się o zakochaniu Dave'a. Martwiła się o niego, bez przerwy go pocieszała i namawiała, aby w końcu porozmawiał z Dianą. Nicka zaczęło to niesamowicie irytować, więc wyprowadził się. Stwierdził, że wróci dopiero wtedy, kiedy jego dziewczyna zacznie interesować się ich życiem uczuciowym, a nie czyimś.
Któregoś popołudnia Dave wracał z pracy do domu. Zaczynało się chmurzyć, więc jak najszybciej chciał znaleźć się w swoim mieszkaniu. Gdy był już niedaleko swojego osiedla, zaczęło lać jak z cebra. Dobiegł do swojej kamienicy i gdy chciał już wejść do klatki schodowej, zauważył niedaleko siebie dziewczynę. W jednej dłoni trzymała parasol i reklamówkę z zakupami, a w drugiej nosidełko z płaczącym dzieckiem. Podszedł do niej.
- Pomogę ci. - powiedział głośno. Dziewczyna bez słowa podała mu siatkę i swoją parasolkę, a sama pobiegła szybko ze swoim dzieckiem do bloku. Dave wszedł tam od razu po niej.
- Dzięki za pomoc. - powiedziała cicho, nie patrząc na niego. Odgarnęła za ucho mokry kosmyk i wzięła na ręce swojego synka, który powoli się uspokajał. Rudy chłopak wytarł krople skapujące z jego twarzy i patrzył na nich jak zahipnotyzowany. - Jak masz na imię?
- Co?
- Pytam jak masz na imię. Mieszkam tutaj już jakiś czas i nadal nie wiem...
- Ja... a tak... Dave. - wydukał, przeczesując palcami swoje mokre włosy. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Ja jestem Diana. Miło mi.
- Może... miałabyś ochotę wyjść gdzieś ze mną któregoś wieczoru? - zapytał, patrząc na nią nieśmiało. Dziewczyna głośno westchnęła.
- Chyba nie... Raczej nigdzie teraz nie wychodzę, nie mam z kim zostawić mojego synka, wybacz.
- Ale mi twój syn nie przeszkadza. Przecież możemy razem wyjść na spacer, przejść się, pogadać... Co ty na to?
- To może przyjdziesz do mnie? - zaproponowała. Dave spojrzał na nią wielkimi oczami. - Nie pójdziemy przecież na spacer w taką pogodę. Wypijemy kawę, pogadamy. Co ty na to?
- Mhm... Jasne. Chętnie...
Diana uśmiechnęła się i ruszyła na swoje piętro. Dave ruszył za nią. Kiedy stanęli pod jej drzwiami, otworzyła je i powoli weszli do środka. Rudy chłopak rozejrzał się po mieszkaniu. Wszystko było idealnie ułożone, posprzątane i leżało na swoim miejscu. Nawet zabawki małego. W powietrzu unosił się przyjemny zapach kremu dla dzieci oraz perfum Di. Dave poszedł usiąść do salonu, a dziewczyna od razu skierowała się do pokoju synka i położyła go w jego łóżeczku. Pogłaskała go delikatnie po policzku, a następnie poszła do kuchni wstawić wodę na kawę.

***

Młoda dziewczyna ostatni raz przejrzała się w lustrze i rozwiązała włosy. Wrzuciła eye-liner do kosmetyczki i wyszła z łazienki. Założyła swoje czarne lity z ćwiekami, po czym poszła do sypialni po teczkę ze zdjęciami. Gdy wyciągnęła ją z szuflady usłyszała, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Wyszła z pokoju i zobaczyła, że do środka wchodzi jej chłopak ze swoją walizką.
- Foch minął? - spytała bez emocji, podchodząc do niego.
- Nie. - rzucił chłodno. - Nie mam gdzie mieszkać i wróciłem. Śpię w gościnnym.
- Nick, przestań zachowywać się jak dziecko... - powiedziała całkiem poważnie dziewczyna. - Wyprowadziłeś się, bo trochę zaangażowałam się w życie uczuciowe Dave'a... Naprawdę przesadzasz.
- To ty przesadzasz. Nasze życie uczuciowe masz gdzieś. Masz gdzieś moje uczucia. Każdemu facetowi poświęcasz swój czas. Dave'owi i reszcie, swoim fanom na ulicy, wszystkim fotografom i projektantom. A to podobno ja jestem twoim chłopakiem.
- Nick, o co ci chodzi? O to, że zrobię sobie zdjęcie z fanem na ulicy? O to, że spotykam się z fotografami i projektantami? To moja praca!
- I powoli zaczynam mieć jej dosyć, wiesz?
- Wiesz co, pogadamy później. Muszę jechać do Ryana zawieść mu zdjęcia z ostatniej sesji.
- No pewnie, jeszcze Ryan! Mówiłem ci, że masz zmienić menadżera! Nie życzę sobie, żeby ten chuj oglądał  moją kobietę w bieliźnie, żeby ją dotykał, wydzwaniał do niej po nocach i spędzał z nią więcej czasu niż ja!
- Nick, opanuj się! Myślisz, że to jest takie łatwe? Pstryknę sobie palcami i zamiast Ryana mam nowego menadżera? Taki menadżer jak Ryan to marzenie każdej modelki, nie zmienię go!
- Pierdolenie... - mruknął i przez przypadek wytrącił Shanell jej teczkę z rąk. Wyleciało z niej kilkanaście zdjęć. Dziewczyna chciała uklęknąć i szybko je zgarnąć, jednak jej chłopak był szybszy. Nick zebrał fotografie z podłogi i zaczął je przeglądać. Zobaczył na nich swoją dziewczynę z jakimś facetem. Na niektórych zdjęciach Shan była ubrana w bieliznę, której nie powstydziłaby się zawodowa prostytutka, a na innych była całkowicie naga. Nie wyglądało to jak zdjęcia z sesji fotograficznej, tylko jak kadry z filmu pornograficznego.
- Shanell... Nie zgodziłem się na nagą sesję.
- Ale...
- Pozwoliłem ci pozować w bieliźnie. Ok, to mogłem jeszcze znieść, ale coś takiego?! Wyglądasz jak żywcem wyjęta z jakiegoś hardcorowego pornosa!
- Nick... - próbowała tłumaczyć się Shanell.
- Jeszcze z jakimś facetem! Nie wytrzymam! - chłopak rzucił w nią zdjęciami i bez słowa wyszedł z mieszkania. Shan wybiegła za nim.
- Nick, gdzie ty idziesz?!
- Nie wiem! Daj mi spokój! - krzyknął, zbiegając po schodach. Dziewczyna wróciła zrezygnowana do środka. Pozbierała zdjęcia i schowała je do teczki. Zaraz po tym założyła swoją skórzaną ramoneskę, chwyciła kluczyki do samochodu i wyszła z mieszkania.

***

Czas mijał. Dave nadal spotykał się z Dianą. Jeden obiad, później drugi i wkrótce był zakochany w niej po uszy. Diana była uroczą, kilka lat młodszą od niego blondynką. Pochodziła z Kanady, a kiedy miała 16 lat przeprowadziła się ze swoją matką do Los Angeles. Tak samo jak on trochę w życiu przeszła. Ojciec Diany zdradzał jej matkę ze swoją sekretarką. Jej rodzice rozwiedli się, kiedy była małą dziewczynką i mama wychowywała ją samotnie. Kilka lat później poznała chłopaka, który najpierw wydawał się księciem z bajki, a w rzeczywistości okazał się kimś zupełnie innym. Zostawił ją, kiedy okazało się, że jest w ciąży z ich dzieckiem.
Któregoś dnia po obiedzie w jednej z restauracji obydwoje wylądowali w mieszkaniu Dave'a. Diana nie czuła się najlepiej. Przeprosiła, po czym poszła do łazienki. Po kilku minutach wróciła cała blada i powiedziała, że musi odpocząć. Di położyła się na sofie, a Dave usiadł obok niej zatroskany i zaczął głaskać ją po włosach. Nagle obydwoje usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. Chwilę do środka weszła Kelly. Dziewczyna, którą rudy poznał na wieczorze kawalerskim Jamesa.
Tak naprawdę Dave nie za bardzo ją lubił. Kelly była ładna, łatwa i bardzo nim zainteresowana. Ale poza sypialnią nie mieli ze sobą o czym rozmawiać. Nie martwiłby się, gdyby odeszła. Ale nie w taki sposób.
Kiedy Kelly weszła do salonu i zobaczyła leżącą na kanapie Dianę, odwróciła się i wyszła trzaskając drzwiami.
Dave pobiegł za nią. W ostatnim przypływie zdrowego rozsądku zatrzymał się i pomyślał o Di.
Po co biegniesz za tą dziewczyną? Na górze jest ktoś, kogo naprawdę kochasz.
Rudy zdał sobie sprawę z tego, że Diana mogła już zdemolować mu całe mieszkanie, porozrzucać ubrania, zniszczyć jego płyty i gitary, wyrzucić sprzęty przez okno. Wcześniej kobiety robiły mu coś takiego kiedy dowiadywały się, że je zdradza. Odwrócił się i pobiegł po schodach na górę, ale Diany już nie było. W ciągu kilku minut stracił dwie dziewczyny.
Chłopak wyszedł ze swojego mieszkania i gdy stanął pod drzwiami Di, zaczął pukać, dzwonić i błagać, żeby go wpuściła. Dziewczyna była jednak nie uległa. Nie otworzyła. Po ponad godzinie Dave sobie odpuścił i wrócił zrezygnowany do swojego mieszkania.

niedziela, 16 czerwca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 32.

Po pięknym ślubie i cudownej nocy poślubnej, Mel i James wybrali się w podróż poślubną do cudownego Playa del Carmen w Meksyku. Opieką nad dzieciakami wszyscy sprawiedliwie się podzielili: pierwszy tydzień mieli mieszkać z Shanell i Nickiem, drugi z Judy i Davidem, a trzeci z Roxxi i Larsem. Dawali sobie radę i starali się nie wydzwaniać do Jamesa i Melanie, aby mogli nacieszyć się sobą i odpocząć przez ten czas.
Obydwoje całymi dniami wylegiwali się na plaży, zwiedzali lub po prostu relaksowali się w swoim pokoju hotelowym, a wieczorami bawili się w klubach i na różnych imprezach.
Po jednej z imprez na plaży i kilku wypitych szklankach Margarity, Mel i James wrócili do swojego pokoju hotelowego. Jam poszedł wziąć prysznic, a Melanie wyciągnęła z jednej z walizek pudełko i położyła się z nim na łóżku. Otworzyła je. Zobaczyła jeden z rysunków Sophii, który przedstawiał całą ich rodzinę. Momentalnie uśmiechnęła się do siebie. Pod spodem znajdowała się również laurka od Nathana. Wzięła ją do ręki i otworzyła. Krzywym pismem były napisane tam życzenia z okazji Dnia Matki. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Po chwili z łazienki wyszedł James. W mokrych włosach, owinięty w pasie ręcznikiem. Wyglądał niesamowicie seksownie. Podszedł do łóżka i usiadł obok swojej żony.
- Co robisz?
- Nic. - szepnęła i ukradkiem wytarła łzę. Jam zauważył to.
- Co jest? Dlaczego płaczesz?
- Patrz na to. - Mel podsunęła mu zdjęcie pod nos. Chłopak wziął do ręki fotografię i uśmiechnął się.


- Nessa ma je oprawione w ramkę i powieszone na ścianie. - powiedział James.
- To jest chyba najsłodsze zdjęcie Nathana jakie mamy.
- Patrz na to. - Jam wyciągnął z pudełeczka kolejne zdjęcie.


- Zdjęcie z waszej próby. - uśmiechnęła się Melanie.
- Mhm... ciekawe czy pójdzie w moje ślady...
- Skoro odmawia obcięcia włosów, to już jest na dobrej drodze.
- Pamiętasz jak Sofi koniecznie chciała chodzić na balet? Nie dawała nam żyć kiedy nie chcieliśmy jej zapisać. - James pokazał Mel następną fotografię.


- Pamiętam. Ale przynajmniej jej się nie znudziło...
Chłopak wziął do ręki inne zdjęcie i przez chwilę dokładnie mu się przyglądał. Melanie przysunęła się do swojego męża i również przyjrzała się fotografii.


- Prześliczne jest to zdjęcie. Robił je chyba Ryan, menadżer Shan, prawda? - upewniła się Mel. James wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od zdjęcia.
- Nie wiem...
- Co tak patrzysz na to zdjęcie?
- Zawsze mówiłem sobie, że gdyby nie ty, Sofi i Nathan, to już dawno bym był martwy albo siedział w więzieniu, a w sumie niedługo... to i tak stracę to wszystko...
- O czym ty mówisz? - Melanie spojrzała na niego z lekkim przerażeniem.
- Chodzi mi o to, że doskonale pamiętam te dni, kiedy ich rodziłaś. Mam wrażenie, jakby to było wczoraj. A Nath przecież niedługo pójdzie do szkoły, Sofi tak samo... Za chwilę będą dorośli i się wyprowadzą...
- To chyba dobrze, że będą chcieli być samodzielni i żyć na własny rachunek. Nie oznacza to od razu, że o nas zapomną i nie będą nas odwiedzać ani nawet dzwonić.
- Ale kiedyś pewnie będą chcieli mieć własne rodziny i nie będziemy już dla nich tacy ważni jak teraz, prawda? Już zresztą Nathan podkochuje się w koleżankach z przedszkola, a Sophia chodzi z Masonem za rękę. Myślisz, że o tym nie wiem?
- Nie mówiłam ci o Sophii i Masonie. Nie chciałam cię denerwować, że twoja córeczka ma chłopaka. - zaśmiała się Melanie.
- Przestań. - mruknął z uśmiechem James i wziął do ręki następne zdjęcie. - Jak myślisz? Pasują do siebie?


- Jam, oni mają dopiero po 6 lat...
- Ja miałem 18 lat kiedy byłem pewny, że jesteś idealną kobietą dla mnie. Ty miałaś wtedy 17.
- Naprawdę? - zdziwiła się. - Zaczęliśmy się spotykać, kiedy ja miałam 19, a ty 20 lat. Znałeś mnie wcześniej?
- Często wychodziłaś razem z Shanell ze szkoły. A że ja kolegowałem się z Dave'em, a oni razem chodzili, to zawsze przychodziłem razem z nim pod waszą szkołę. Chociaż to dopiero Cliff namówił mnie, żebym do ciebie zagadał. - opowiedział uśmiechnięty James.
- I dopiero teraz się o tym dowiaduję? Że gdyby nie Cliff, to nie byłoby pierwszej randki, po której dowiedziałam się, że jestem w ciąży, tak?
- No raczej tak. Wiesz, że byłem nieśmiały.
- Weź. - zaśmiała się dziewczyna i wyciągnęła z pudełka następną fotografię. - Ukochane zdjęcie Judy.


- Nie widziałem tego wcześniej. - chłopak spojrzał na zdjęcie i pokręcił z uśmiechem głową. - Ciekawe, czy znowu trafi im się chłopak.
- Możliwe. Judy mówiła, że nie ma żadnych problemów z cerą ani niczym innym, mówi, że nawet nie tyje. A ponoć to właśnie dziewczynki odbierają całą urodę...
- Tobie nie odebrała. - James pogłaskał ją po policzku, a następnie delikatnie pocałował. - Nigdy nie wyglądałaś tak pięknie jak teraz.
- Przestań. - zawstydziła się dziewczyna i rzuciła wzrokiem na kolejną fotografię. - Uwielbiam te jego loczki.


- To zdjęcie przed pierwszym koncertem Nathana. Koniecznie chciał, żebyśmy go wzięli do klubu, bo chciał zobaczyć jak gramy i czy będzie dużo ludzi. Pamiętam, bo ja je robiłem.
- Nie wiem. Ale jest śliczne.
- To nie jest przypadkiem zdjęcie z zeszłych wakacji? - James pokazał swojej żonie następną fotografię.


- Tak. Było robione na placu zabaw obok bloku Dave'a.
- Racja. A patrz na to. - Jam podsunął jej pod nos kolejne zdjęcie.


- O nie... Kochanie, nie, proszę...
- Uwielbiam to. Zawsze na nie patrzę, kiedy próbuję napisać tekst piosenki.
- Przestań, oddaj mi je. - dziewczyna wyrwała mu fotografię z ręki.
- Dlaczego?
- Nie chcę, żebyś inspirował się moimi zdjęciami.
- Jakbym inspirował się zdjęciami innych dziewczyn, to byłabyś zła.
Mel popatrzyła na niego zmieszana i wyciągnęła z pudełeczka następną fotografię.


- A to może być?
- Może. Jest śliczne. - Jam ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją namiętnie. Melanie wyrwała się w końcu z jego objęć i zaśmiała się.
- Ale jest tylko dla ciebie. Inni mają go nie oglądać.
- Jasne. Tylko dla mnie.
- Patrz na to! - dziewczyna pokazała mu kolejną fotografię. - Z koncertu Scorpionsów!


- O ja pierdolę, kto mi to robił...?
- Nie wiem, ale jest świetne. Chociaż i tak nic nie pobije tego. - Mel wyciągnęła z dna pudełka swój największy faworyt.


- Ulubione zdjęcie Shanell. - uśmiechnął się James.
- Shan wie co dobre. Ja też je uwielbiam. Sofi ma po tobie uśmiech. - Melanie wtuliła się w swojego męża.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Popatrz na to. - Jam nagle wyciągnął z pudełka kolejną fotografię swojej żony.


- Zdjęcie z Atlanty. Chyba sprzed 2 lat.
- Długo wynagradzałaś mi to, że tam z tobą pojechałem. - zaśmiał się James. Mel pokręciła głową.
- Wszystkie twoje zdjęcia wychodzą najlepiej, kiedy nie masz pojęcia, że ktoś ci je robi. - uśmiechnęła się dziewczyna i pokazała mu następną fotografię.


- Lipiec '88, urodziny Nicka? - domyślił się Jam. Mel kiwnęła głową.
- Tak... Zapamiętane głównie ze względu na to, że Nick narzygał sobie i Shan na łóżko w sypialni.
Chłopak pokręcił z uśmiechem głową i schował wszystkie zdjęcia do pudełeczka. Zamknął je i odłożył na szafkę nocną, a następnie pomógł rozebrać się Melanie, zgasił światło i zasnęli wtuleni w siebie.

***

Tydzień później Melanie i James wrócili z podróży poślubnej. W ich życiu zaszło kilka drobnych zmian. Mel w końcu podpisywała się nazwiskiem swojego męża, a Jam coraz częściej myślał o tym, że dzieciaki niedługo dorosną i się wyprowadzą. Bez przerwy prosił swoją żonę o to, aby postarali się o trzecie dziecko, jednak Mel kategorycznie odmawiała i nawet nie chciała słuchać jego bezustannych próśb i błagań.
Któregoś piątkowego wieczoru, kiedy Melanie była w pracy, a Sophia i Nathan na urodzinach koleżanki, James siedział sam w mieszkaniu i grał na gitarze. W pewnym momencie usłyszał dzwonek do drzwi. Odłożył na bok swoją gitarę i pobiegł otworzyć. Zobaczył stojącego na progu Dave'a ze zniszczonym latawcem w ręce. Wszedł powoli do środka i popatrzył na Jamesa ze smutną miną.
- Patrz co znalazłem... - powiedział cicho, oglądając latawiec z każdej strony.
- Dave, co to kurwa jest? Po co znosisz mi śmieci do domu?
- Naprawmy go...
- Ty jesteś normalny? - zirytował się lekko Jam. - Co się z tobą człowieku dzieje? Ja cię nie poznaję. Znowu zacząłeś ćpać?
- James... Musisz mi pomóc...
- W czym? Co się dzieje?
- Do mojego bloku, do tej samej klatki wprowadziła się dziewczyna... Diana... - zaczął opowiadać drżącym głosem rudy chłopak. Odłożył zniszczony latawiec na podłogę, a James uśmiechnął się pod nosem. - No i... zakochałem się...
- Serio...? - Jam spojrzał na niego niepewnie. Dave ostatni raz tak naprawdę był zakochany w Shanell. Miał wtedy tylko 17 lat.
- Nigdy czegoś takiego nie czułem... Ja wariuję jak ją widzę... Nawet do Shan nie czułem czegoś takiego, a naprawdę ją kochałem i traktowałem nasz związek poważnie... - Dave wplótł palce we włosy i chodził nerwowo po salonie. - Diana wprowadziła się jakiś czas temu do jednego z mieszkań w moim bloku. I nie potrafię normalnie funkcjonować od dnia, kiedy ją zobaczyłem... Nie mogę spać, nie mogę jeść... Nawet wyrzuciłem z mojego mieszkania Kelly, tę laskę z wieczoru kawalerskiego, z którą tak bardzo chciałem się jeszcze spotkać... Dla mnie teraz istnieje tylko jedna kobieta... Diana...
James głośno westchnął i usiadł na sofie. Spojrzał na Dave'a, który nerwowo chodził po pokoju i ciężko oddychał.
- A wiesz o niej cokolwiek? Rozmawiałeś z nią?
- Nie... Jedynie kilka razy powiedziała "cześć", kiedy zobaczyła mnie na klatce schodowej... - powiedział nieśmiało i popatrzył niepewnie na Jamesa. - No i... wiem, jest samotną matką. Ma malutkie kilkumiesięczne dziecko...
- Ciężka sprawa... - stwierdził Jam. - Ale tak właściwie to czego ode mnie oczekujesz?
- Żebyś doradził mi, co mogę zrobić, żeby mnie zauważyła. Gdzie mógłbym ją zaprosić, o czym mogę z nią porozmawiać... Ja nie chcę żeby ona poznała mnie... takiego... Nie wiem, czy chciałaby zadawać się z kimś takim jak ja...
- Dave, nie możesz udawać kogoś, kim nie jesteś. Bądź sobą. - uśmiechnął się James i popatrzył na zrozpaczonego Dave'a. Głośno westchnął. - Dobra, pomogę ci. Chodź do kuchni.
Dave poszedł za przyjacielem i usiadł przy stole kuchennym. Jam w kilkanaście minut przygotował kolację. Postawił przed rudym chłopakiem talerz ze spaghetti, zapalił świecie i usiadł naprzeciwko niego.
- I to zrobi ze mnie dżentelmena? - spytał Dave, grzebiąc widelcem w swoim daniu.
- Tak. Twoje maniery jedzenia są niezbyt... - James szukał odpowiedniego słowa. Zobaczył, że Dave zaczął już jeść. Całą twarz miał brudną od sosu, makaron leciał mu z buzi, a ten nie zwracał na to najmniejszej uwagi. - No właśnie... Co ona pomyśli, jak pójdziecie na obiad do restauracji, coś do niej powiesz i makaron będzie ci leciał z gęby?
- To co, mam najpierw przegryźć i połknąć? - zapytał z pełną buzią.
- Tak.
Nagle do mieszkania wparował Lars. Spojrzał na chłopaków siedzących przy stole i uśmiechnął się.
- Jam, Roxxi zostawiła tutaj ostatnio swoją kurtkę. Gdzie ona jest?
- Wisi na wieszaku.
Duńczyk rozejrzał się po przedpokoju i zauważył skórzaną ramoneskę swojej dziewczyny. Ściągnął ją i podszedł jeszcze do Dave'a i Jamesa.
- Co tam robicie?
- James uczy mnie być dżentelmenem. - opowiedział rudy chłopak.
- To cześć. - pożegnał się szybko Lars i już zmierzał do wyjścia, jednak Jam go zatrzymał.
- Zaczekaj. Przydasz nam się.
Chłopak podszedł niepewnie do swoich przyjaciół.
- Davie, stań naprzeciwko Larsa.
Dave zrobił to posłusznie. Bez słowa stanął na wprost Duńczyka i patrzył na niego z wyższością i kamiennym wyrazem twarzy. James stanął obok nich.
- Dobra. Davie, wyobraź sobie, że Lars to Diana.
- Poczekaj. - powiedział po chwili i podszedł do jednej z szafek kuchennych. Wyciągnął z niej papierową torbę i założył ją Larsowi na głowę. James zmarszczył brwi.
- Co ty robisz...?
- Jak mam udawać że Lars mi się podoba, kiedy patrzę na jego twarz?!
- Dobra, niech ci będzie... - mruknął Jam i wziął głęboki oddech. - Wyobraź sobie, że stoisz przed Dianą. Zagadaj do niej.
- Cześć mała. - powiedział z czarującym uśmiechem, a blondyn przewrócił oczami.
- Na taki tekst to wyrwiesz tylko jakieś nastolatki z dyskoteki. 
- To co ja mam mówić?!
- Nie wiem! Ja nie będę przecież za ciebie z nią rozmawiał! Zapytaj co u niej, jak się czuje, czy miałaby ochotę gdzieś z tobą wyjść...
- Cześć Diana. - zaczął po raz kolejny Dave. - Co słychać? Może miałabyś ochotę gdzieś ze mną wyjść?
- No. Jest w porządku. - uśmiechnął się James.
- Ale gdzie mógłbym ją zaprosić?
- Na spacer... na kolację do restauracji... na kawę...
- Mogę już iść? - odezwał się nagle Lars.
- Możesz. - powiedział blondyn. Duńczyk ściągnął torbę z głowy i wziął ze jeden z talerzy. Chłopcy popatrzyli na niego, unosząc brwi.
- Zasłużyłem na spaghetti. - stwierdził i wyszedł z mieszkania Jamesa. Ten pokręcił tylko głową, a po chwili rzucił wzrokiem na zegarek.
- Dave, ja muszę jechać po dzieciaki.
- Ja też wracam już do domu. - powiedział i poprawił swoje włosy. - To na razie.
- Trzymaj się.
Dave wyszedł z mieszkania, zbiegł z 3. piętra i od razu ruszył na stację metra. Po kilkunastu minutach był już pod swoją kamienicą. Wszedł do klatki schodowej i gdy stanął już pod swoimi drzwiami zobaczył, że po schodach wchodzi Di ze swoim kilkumiesięcznym synkiem w nosidełku. Spojrzał na nią wielkimi oczami, a ona delikatnie się uśmiechnęła.
- Cześć. - powiedziała cicho.
- Cz-cześć... - wykrztusił w końcu Dave. Diana ruszyła na swoje piętro, a rudy chłopak nie mógł się ruszyć. Oparł głowę o zimne drzwi. Stał tak przez kilka minut, aż w końcu głośno westchnął i niechętnie wszedł do swojego pustego mieszkania.

piątek, 7 czerwca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 31.

to jest jakiś cud, że nie zasnęłam na jakiejś lekcji w szkole. ledwo zwlekłam się dzisiaj o tej 7:00 z łóżka. ten tydzień był straszny... kolejny niestety też jeszcze taki będzie, bo ostatnie poprawianie ocen etc. a później będzie już spoko i w końcu zacznę sobie pisać spokojnie "Carpe Diem Baby 2" ;3

Dave zaczyna się zmieniać... w następnym już dowiecie się trochę o tym jego zakochaniu, kilku rzeczy o Dianie, pojawi się nawet epizodycznie na klatce schodowej ;dd

miłego weekendu! dzięki wszystkim za czytanie i proszę o komentarze!

- Który z nas się pierwszy ożeni? - zapytał James, patrząc uważnie na przyjaciela. Cliff oderwał wzrok  od przejeżdżających obok samochodów i spojrzał na niego.
- Chyba ja.
- Dlaczego ty?
- Nie wiem. Takie mam przeczucie.
- Poważnie traktujesz Shanell? - dopytywał Jam. Cliff głośno westchnął. Nie był aż tak bardzo zaangażowany w ten nowy związek. Nadal lubił oglądać się za innymi dziewczynami i flirtować z nimi, ale coraz częściej dochodził do wniosku, że to właśnie Shan jest tą jedyną.
- Ja... wiesz... Ona jest inna niż reszta dziewczyn, z którymi się wcześniej spotykałem. Uwielbiam spędzać z nią czas i naprawdę jest dla mnie bardzo ważna. - opowiedział, patrząc na swoje przybrudzone trampki. - A ty z Mel to też tak na poważnie?
James spojrzał na niego ze zdziwieniem, a po chwili głośno westchnął.
- Przecież my się nie spotykamy...
- Ale widzę, jak na nią patrzysz. - uśmiechnął się Cliff. - Nie potrafisz oderwać od niej oczu.
Blondyn spuścił wzrok. To była prawda. Na żadną dziewczynę nigdy nie reagował tak jak na Mel. Wystarczyło, że ktoś wypowiedział przy nim jej imię, a zaczynało robić mu się gorąco i serce waliło mu jak szalone.
- Pokaż jej w końcu, że ci na niej zależy albo ktoś ci ją podpierdoli sprzed nosa. - powiedział całkiem poważnie Cliff. James kiwnął głową i ze smutną miną rozejrzał się wokół siebie.


***

2 tygodnie minęły bardzo szybko. Mel była zajęta ostatnimi przymiarkami sukni ślubnej, próbnymi makijażami i fryzurami oraz załatwianiem ostatnich spraw związanych ze ślubem.
Jam pracował, starał się nie kłócić z Janet i bez przerwy krzyczał na Dave'a i Larsa, żeby się tylko odstresować.
Ostatni dzień przed ślubem Melanie spędziła na przeróżnych zabiegach kosmetycznych i masażach.
James starał się myśleć o samych przyjemnych rzeczach, czyli o swojej pięknej narzeczonej i nocy poślubnej. Grał również na gitarze i w ciągu kilku godzin udało mu się napisać balladę dla swojej przyszłej żony.
Wieczorem obydwoje spakowali kilka swoich najpotrzebniejszych rzeczy, pożegnali się z dzieciakami i pojechali do hotelu, żeby spędzić miłą i spokojną noc. Wzięli wspólną gorącą kąpiel przy świecach, a później położyli się do łóżka i w pełni się sobie oddali...
- Mel...? - spytał cicho James, gładząc ją po jeszcze mokrych włosach.
- Tak?
- Kochasz mnie?
- Nie, nie kocham cię. - rzuciła ironicznie.
- Po prostu chcę mieć pewność, że żenię się z kobietą, która jest ze mną z miłości, a nie ze względu na...
- Na co? - Melanie oparła się dłońmi o jego nagą klatkę piersiową i spojrzała mu prosto w oczy. - Wygląd i pieniądze? No chyba nie.
- Ze względu na dzieci...
- Jam, gdybym cię nie kochała, to na pewno nie wybaczyłabym ci tych wszystkich rzeczy, które zrobiłeś przez te 7 lat... Nie patrzyłabym na to, że jest Sophia i Nathan. Już dawno bym się z tobą rozstała...
- Przepraszam cię...
- Daj już spokój. Nie chcę do tego wracać.
- Ja też. Wybacz, że poruszyłem ten temat... - powiedział, patrząc na nią nieśmiało. Dziewczyna przejechała palcem po jego dolnej wardze, a następnie zbliżyła się do niego i pocałowała go.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. Pani Hetfield. - uśmiechnął się i przytulił kobietę, która za kilkanaście godzin miała zostać jego żoną.

***

- Nie wytrzymam... nie mogę... - panikował James przed kościołem. - Co będzie, jak zwymiotuję na księdza albo potknę się przed ołtarzem?
- Ty się martwisz, że się przewrócisz albo porzygasz. A co ja mam powiedzieć? Jestem jedynym gościem, który przyszedł bez osoby towarzyszącej! - powiedział Dave. - Co za kurwa wstyd!
- No a ja i Marty? - spytał Kirk, patrząc na przyjaciela. Rudy chłopak zlustrował ich z góry na dół spojrzeniem.
- A to wy nie przyszliście razem?
- Co?! - oburzył się Martin, momentalnie odsuwając się od Kirka. - Nigdy kurwa w życiu! Nie jestem pedałem!
- Jak ty się odzywasz? - obok chłopaków pojawiła się Janet, mama Mel. Marty spuścił wzrok.
- Przepraszam. Poniosło mnie. - mruknął zdenerwowany i spojrzał na Dave'a, który patrzył na niego z ironicznym uśmiechem.
- Nie szkodzi. James, masz obrączki?
- Obrączki! - krzyknął i nerwowo rozglądał się wokół siebie. - Nie mam!
- Ja mam. Ja wziąłem. - odezwał się Nick i zaczął przeszukiwać kieszenie. Po chwili spoważniał. - O ja pierdolę... nie mam...
James zrobił się blady. Wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. Zanim wybuchnął, Shan uśmiechnęła się i wyciągnęła ze swojej torebki małe pudełeczko, które wręczyła przyjacielowi.
- Proszę. Nicky wrzucił mi to do torebki, bo bał się, że zgubi. - oznajmiła spokojnie. Jam wziął kilka głębokich oddechów. Janet pokręciła głową i wzięła obrączki, po czym oddaliła się.
- A gdzie jest Mel?
- Nie wiem. Jej ojczym ma ją poprowadzić do ołtarza. - powiedziała Judy. Oparła głowę na ramieniu Davida, a Mason domagał się wzięcia na ręce.
- Tato, podnieś mnie!
- Ty chyba żartujesz. Masz 6 lat i myślisz, że będę cię nosił.
- Ale nogi mnie bolą!
- Mnie też!
- No tato, no! - Mase tupnął nogą. - Mamo, powiedz mu coś!
- David... - zaczęła Judith.
- Kochanie...
- Dav, proszę...
Chłopak spojrzał na swoją dziewczynę, która miała wyprostowane i luźno rozpuszczone jasne blond włosy oraz prostą czerwoną sukienkę na szerokich ramiączkach, która podkreślała jej delikatnie zaokrąglony brzuszek. Wyglądała ślicznie. Uśmiechnął się do niej delikatnie i pocałował ją, a po chwili wziął Masona na ręce.
Spojrzał też na Roxxi, która bez przerwy poprawiała swoje długie brązowe loki. Miała na sobie obcisłą sukienkę w czarno-białe wzory z rękawami do łokci i wysokie czarne szpilki. Wyglądała niesamowicie. Chłopcy mieli się z czego śmiać, ponieważ Lars sięgał jej do ramion.
Shanell jak zawsze wszystkich zachwyciła. Czarna obcisła sukienka poszerzana od pasa w dół, na szerokich ramiączkach i z głębokim dekoltem idealnie pokreśliła jej biust i szczupłą talię. Miała również beżowe szpilki na wysokiej platformie i wyprostowane włosy. Wyglądała jak zawsze nieziemsko, a Nick nie odstępował jej na krok.
Jednak absolutną gwiazdą tego dnia była Melanie. Gdy ceremonia ślubna się zaczynała James nie miał pojęcia jak wszystko się potoczy. Ale jego narzeczona zjawiła się na czas. Jej ojczym prowadził ją do ołtarza. Mel wyglądała absolutnie zjawiskowo. James nigdy nie widział jej tak pięknej. Byli ze sobą już od siedmiu lat, widział ją ubraną, widział ją nagą, ale nigdy takiej jak wtedy. Wyglądała jak anioł.
Przez chwilę chłopak miał moment zawahania. Ale gdy wzięła go za rękę i spojrzała mu głęboko w oczy, wszystkie obawy zniknęły. Usłyszał głos, jakby swój: "To ten moment. To najlepsza kobieta na świecie dla kogoś takiego jak ty".
Po ceremonii, gdy w końcu wyszli z kościoła i zostali obrzuceni ryżem, a każdy podchodził do nich i składał im życzenia, Nick zauważył, że Dave stoi ze smutną miną gdzieś z boku. Podszedł do niego.
- Ej, co jest? - poklepał go po ramieniu. - Jakiś smutny jesteś...
- Wydaje ci się.
- Nie wydaje mi się. Znam cię od lat. Dave, co się dzieje?
- Ja... po prostu... brakuje mi...
- Czego...?
- Porządnej kobiety. Bliskości. Miłości... Odrobiny czułości... - wyliczał. - Bez przerwy śni mi się, że nikogo nie mam, żadnej żony, rodziny i dzieci. Że sam spędzam wszystkie święta i nie mam nawet kogo odwiedzić... - Dave spojrzał na Nicka ze łzami w oczach. Chłopak przez chwilę miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Nigdy nie słyszał takich słów z ust Dave'a. Ale widząc jego minę i spojrzenie, od razu spoważniał.
- Tak... nagle?
- Wszyscy macie już dzieci, stałych partnerów, tylko nie ja. Myślisz, że przyjemnie patrzy mi się na to wszystko? Jak wszyscy moi bliscy biorą śluby, dziewczyny moich kumpli zachodzą w ciąże, a ja...? A ja wracam z pracy do pustego mieszkania i gadam ze ścianami, a później kładę się sam spać do zimnego łóżka.
- Davie... Jeszcze 2 tygodnie temu na wieczorze kawalerskim rżnąłeś się w kiblu z dwiema blondynkami i waliłeś konia na Alei Sław, a teraz... brakuje ci miłości? Chcesz mieć dzieci? Chcesz być w stałym związku? - Nick uniósł brwi. - Coś się stało przez te 2 tygodnie? Zakochałeś się?
Dave zadrżał. Mrugał szybko oczami, ale to nic nie dało. Po jego policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Żeby nikt przypadkiem tego nie zauważył, ukrył twarz w dłoniach i oddalił się w mało widoczne miejsce. Nick nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Myślał, że Dave za chwilę przyjdzie i ze śmiechem zacznie krzyczeć: "żartowałem", jednak tak się nie stało. Chłopak nadal stał w ustronnym miejscu i płakał. Po chwili Nicky poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwrócił się i zobaczył swoją dziewczynę.
- Co się stało? Co z Dave'em?
- On... płacze...
- Co? Co ty mu zrobiłeś?
- Nic mu nie zrobiłem! Zaczął opowiadać, że ma dosyć samotności, chciałby mieć kobietę i dziecko, a kiedy spytałem, czy się zakochał, zaczął się dziwnie zachowywać i rozpłakał się.
- Idę do niego. - oznajmiła i już ruszyła w stronę przyjaciela, jednak jej chłopak pociągnął ją za rękę. - Zostaw go. Niech się wypłacze. Na weselu spróbujemy z nim porozmawiać, ok?
- Dobrze. - powiedziała cicho, po czym złapała swojego chłopaka za rękę i jeszcze raz spojrzała na Dave'a, który wracał już do towarzystwa.
Kilkanaście minut później wszyscy byli już na przyjęciu weselnym w restauracji. James i Mel nie potrafili się od siebie oderwać. Siedzieli przytuleni przy stole, rozmawiali cicho i co chwilę uśmiechali się do siebie. Dzieciaki biegały po całej sali, Kirk i Lars podbijali parkiet (http://www.youtube.com/watch?v=TgI63OopwIw), Roxxi rozmawiała z Martym i Davidem na wszystkie możliwe tematy, Judy spełniała swoje ciążowe zachcianki, a Nick pomagał jej w opróżnianiu wszystkich półmisków z jedzeniem, Shan śmiała się i rozmawiała z kuzynką Jamesa. Jedynie Dave siedział i obserwował wszystkich ze smutną miną. Po chwili wstał ze swojego miejsca i podszedł do Melanie i Jamesa. Dotknął ramienia chłopaka, a ten odwrócił się do niego.
- Nie obrazisz się, jeśli już pójdę do pokoju?
- Dlaczego? - zdziwiła się Mel. - Stało się coś?
- Źle się czuję.
- Może chcesz jakieś tabletki? Moja mama zawsze nosi w torebce kilka opa...
- Nie, dzięki. - przerwał jej słabym głosem. - Chcę się tylko położyć i odpocząć.
- Dobra, nie ma sprawy. - powiedział James. - Ale wrócisz jak będzie już lepiej?
- Taa... wrócę. - mruknął ledwo słyszalnie i poszedł do hotelu, który był połączony z restauracją. Recepcjonistka podała mu numer pokoju oraz klucze. Dave otworzył drzwi i rozejrzał się po pomieszczeniu. Podszedł do okna i zasłonił żaluzje, a następnie rozebrał się i położył do zimnego pustego łóżka. Leżał tak skulony przez kilkanaście minut i powoli przysypiał, aż w końcu usłyszał, że ktoś wchodzi do środka. Stukot obcasów. Kobieta.
- Dave... - szepnęła cicho. Chłopak głośno westchnął.
- Wiedziałem, że to ty.
- Skąd?
- Nikt inny by nie przyszedł. Tylko ty musisz wszystkim pomagać.
- Taka już jestem. - powiedziała cicho i usiadła na łóżku obok niego. Pogłaskała go po jego nagim ramieniu. - Powiedz mi co się dzieje. Martwię się.
- Nic się nie dzieje.
- Davie, widzę przecież... Nick powiedział mi też o waszej rozmowie...
- Shanell... Nie chcę o tym rozmawiać...
- Przecież cię wysłucham. Jestem twoją przyjaciółką...
- Ale ja nie chcę o tym mówić. Uszanuj to...
Dziewczyna głośno westchnęła i odgarnęła mu włosy z twarzy.
- Dobrze, jak chcesz... A mogę chociaż położyć się obok ciebie? Nie chcę zostawiać cię samego.
- A mogłabyś...?
- Jasne. - uśmiechnęła się i ściągnęła swoje wysokie szpilki, a zaraz po tym położyła się obok swojego przyjaciela i przykryła się po szyję kołdrą. - Ułożysz sobie życie... Dla ciebie też niedługo znajdzie się odpowiednia kobieta...
Odpowiednia kobieta się już znalazła. Tylko bał się, że on nie był odpowiednim mężczyzną dla niej.

sobota, 1 czerwca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 30.

ok, obiecałam rozdział jeszcze w tym tygodniu, więc jest. następnego oczywiście można spodziewać się w piątek. chciałam wziąć się powoli za pisanie tego nowego opowiadania, ale niestety ten weekend mam trochę zajebany. dzisiaj muszę się wziąć za pisanie felietonu na polski (.___.), muszę przepisać kilka tematów z fizyki i zacząć ogarniać matmę i geografię na poniedziałek. życzcie mi powodzenia.

za tydzień zapraszam Was na ślub Mel i Jamesa :3

Isabell, to dla Ciebie. w końcu dowiesz się, co odwalił Dejf wraz z Dejwidem :3

- Nicky, obudź się na chwilę. - Shanell budziła swojego chłopaka.
- Cooo...? O ja pierdolę, zaraz się porzygam... - mruknął niewyraźnie, podnosząc się i zakrywając dłonią usta. Spojrzał na Shan, która stała nad nim z kamiennym wyrazem twarzy i rękoma zaplecionymi na piersi.
- Josie dzwoniła. Powiedziała, że jedzie gdzieś z Nelly i ze swoim facetem, więc nie możesz się dzisiaj spotkać z małą.
- Yhym, dzięki...
- I dzwonił też Kirk. Kazał ci przekazać, że jutro będzie miał zdjęcia z wieczoru kawalerskiego Jamesa.
- Ja pierdolę...
- Coś nie tak?
- Nie, nie... jest ok... a u ciebie wszystko dobrze?
- Dobrze, a czemu miałoby być źle?
- No nie wiem...
- Mogę wiedzieć, co to za numer telefonu? - spytała, rzucając wzrokiem na jego klatkę piersiową.
Nick spojrzał zdezorientowany na rysunek na swoim ciele. Po chwili popatrzył zmieszany na niezadowoloną Shanell.
- Wczoraj... dostałem zadanie... no i jakaś dziewczyna miała mi coś narysować na klacie...
- I dopisać swój numer telefonu...
- Daj spokój, przecież nie będę do niej dzwonił... Zaraz pójdę pod prysznic i to zmyję. - mruknął i ściągnął z siebie kołdrę. - Kochanie... jak ja... jak ja wczoraj doszedłem do domu?
- Nie wiem, ale spałeś nago na wycieraczce.
Chłopak spojrzał na nią przerażony, a ona w końcu się roześmiała.
- Żartuję. David, Marty i Kirk cię przyprowadzili. Potem powiedziałeś, że chcesz mieć ze mną dzieci i mam zostać twoją żoną, a później położyłeś się na podłodze w salonie i zasnąłeś. Musiałam ciągnąć cię przez całe mieszkanie do sypialni. Ty w ogóle coś pamiętasz?
- Ja... pamiętam, co robiliśmy w klubie... potem z niego wyszliśmy i... nie wiem, co było dalej...
Shan kiwnęła tylko głową i usiadła obok niego. Złapała go za rękę, a ten przyciągnął ją do siebie i przytulił się do niej. Leżeli tak przez chwilę, aż w końcu zadzwonił telefon. Modelka ledwo uwolniła się z objęć swojego chłopaka i pobiegła do salonu. Podeszła do telefonu i podniosła słuchawkę.
- Halo...?
- Dzień dobry, komisariat policji w Los Angeles, mówi porucznik Mayne. Czy rozmawiam z panią Shanell Evans?
- Tak... czy... czy coś się stało...? - zapytała z lekkim przerażeniem w głosie.
- Nie, wszystko w porządku. Czy mogłaby pani odebrać swojego chłopaka z komisariatu?
- Ale... eee...
Shan rzuciła wzrokiem na Nicka, który właśnie wchodził z ręcznikiem do łazienki. Jej chłopak cały i zdrowy spał obok niej w łóżku. Gdyby spędził noc na komisariacie policji, na pewno już by o tym wiedziała.
- David... jak mu tam było... - mruknął do słuchawki policjant. Shanell usłyszała szelest papierów. - Mustaine.
W Shanell aż się zagotowało. Wzięła głęboki oddech i wypuściła powietrze z ust.
- Zaraz będę. - rzuciła i odłożyła słuchawkę. Pobiegła do sypialni, po czym ubrała białą przylegającą do ciała koszulkę na ramiączkach i czarne, obcisłe, potargane spodnie. Gdy wyszła z pomieszczenia, zapukała jeszcze do łazienki i otworzyła drzwi. Nick właśnie wchodził pod prysznic.
- Nicky, jadę odebrać Dave'a z komisariatu. Wrócę za jakąś godzinę.
- Dobra... a jest coś do picia?
- W lodówce jest sok jabłkowy. - oznajmiła i zamknęła drzwi łazienki. W przedpokoju założyła swoje kowbojki oraz ramoneskę, chwyciła torebkę wraz z kluczykami i wyszła z mieszkania. Podbiegła do zaparkowanego samochodu, wsiadła do środka i ruszyła w stronę posterunku policji.
Była wściekła, zła i nie miała najmniejszej znowu wyciągać Dave'a z kłopotów. Kiedy stała w korku na Santa Monica Boulevard, przez głowę zaczęło przelatywać jej tysiące myśli. Dave wylądował na komisariacie, Nick ledwo doszedł do domu, obawiał się, że Shan zobaczy zdjęcia z wieczoru kawalerskiego, a oprócz tego nie pamiętał, co robił po wyjściu z klubu. Przez chwilę zaczęła wymyślać najgorsze scenariusze, ale kilka minut później była już pod posterunkiem i starała się nie zaprzątać sobie tym teraz głowy.
Wyszła z samochodu i weszła do budynku. Spytała jednego z policjantów o biuro pana Mayne'a i ruszyła do właściwego pokoju. Zapukała i weszła do środka. Za biurkiem siedział dobrze zbudowany, ciemnooki mężczyzna w średnim wieku, opalony, z dłuższymi brązowymi włosami i z kilkudniowym zarostem na twarzy. Wypełniał jakieś dokumenty, a gdy zobaczył wchodzącą Shan od razu odłożył długopis i spojrzał na nią z uśmiechem. Dave siedział naprzeciwko przystojnego pana policjanta, pił colę i nucił coś pod nosem.
- Dzień dobry. - podeszła do porucznika Mayne'a i podała mu dłoń. - Shanell Evans. Dzwonił pan do mnie niedawno.
- Tak, proszę siadać. - powiedział uprzejmie pan policjant, a Shan zajęła miejsce obok Dave'a.
- To jest właśnie moja dziewczyna. Dużo panu o niej opowiadałem.
- Zamknij się. - syknęła modelka.
Funkcjonariusz uśmiechnął się i odchrząknął.
- Wezwałem panią, ponieważ David podał mi tylko pani numer telefonu. Nie chciał, żeby odebrał go ktoś inny.
- A mogę chociaż wiedzieć za co tu siedzi?
- Cóż... został złapany w nocy na Hollywood Boulevard razem z panem... eee... - pan Mayne zajrzał do swoich papierów. - Panem Ellefsonem, ale został już odebrany przez swoją dziewczynę... oraz syna...
- A wie pan, że Ellefson mówi swojemu synowi, że znalazł go w kapuście? - odezwał się nagle rudy chłopak.
- Nie przerywaj panu. - rzuciła bez emocji Shanell. - Może pan mi w końcu powiedzieć, co takiego zrobili?
- Pan Mustaine onanizował się na Alei Sław, a pan Ellefson uwieczniał to na zdjęciach.
Shan poczerwieniała, ze wstydu i ze złości. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Spojrzała na Dave'a, który patrzył na nią z szerokim uśmiechem.
- Ja... czy mogę go już stąd zabrać...? - wydukała, patrząc niepewnie na policjanta.
Pan Mayne kiwnął głową i podsunął jej jakieś dokumenty wraz z długopisem. Shanell szybko złożyła swój podpis i wyszła z biura funkcjonariusza. Dave pożegnał się z panem policjantem i wybiegł za swoją przyjaciółką. Złapał ją na korytarzu, jednak dziewczyna udawała, że go nie widzi. Kiedy opuścili już komisariat, Shan nie wytrzymała.
- Ciebie już do reszty popierdoliło! - wydarła się, schodząc ze schodów. - Jak można robić sobie dobrze na Alei Sław, gdzie jest pełno ludzi i turystów?!
- Daj spokój, nic takiego nie zrobiłem!
- Nie, wcale! Onanizowałeś się w miejscu publicznym, a David jeszcze robił ci zdjęcia! Zboczeńcy!
- Przestań już. - Dave machnął ręką i ruszył w stronę samochodu Shanell. - Jedźmy do ciebie, głodny jestem.
- I jeszcze powiedziałeś, że jestem twoją dziewczyną! Skąd ja mogę mieć pewność, czy któryś z policjantów nie powie tego jakiemuś reporterowi?! Może jutro przeczytam w jakiejś gazecie, że "Przyszłość świata mody" spotyka się z ekshibicjonistą?! - Shan krzyczała jak w amoku. Nie zwracała już nawet uwagi na dziwne spojrzenia ludzi. - Cały czas pakujesz mnie w problemy!
- Kiedy na przykład?!
- Dzisiaj! Albo kilka tygodniu temu powiedziałeś, żebyśmy zjedli sushi na stacji benzynowej! Przez tydzień nie wychodziłam z łazienki!
- Przynajmniej ze mną nigdy się nie nudzisz. - zaśmiał się Dave. - No wybacz, ale nie mogli mnie odbierać przyjaciele. Nie chciałem dzwonić do matki, więc powiedziałem, że mam dziewczynę i podałem twój numer. Ty zawsze pomożesz.
- Nie! Koniec! Od dzisiaj już nikomu nie pomagam! Przez to pomaganie mam tylko same problemy! - krzyknęła do Dave'a i w tym samym momencie zauważyła, jak do rudego podchodzi młody chudy chłopak. Był zaniedbany, włosy miał przetłuszczone, oczy podkrążone i przekrwione, a skórę przeraźliwie bladą. Dotknął delikatnie jego ramienia, a ten odwrócił się ze zdziwieniem.
- Ma pan 5 dolarów?
- Nie mam, skąd mam mieć?
- No nie wiem... Ja chcę tylko 5 dolarów, nic od rana nie jadłem...
- A chuj mnie to, ja jak byłem biedny to nikt mi nie pomógł.
- Zaczekaj, ja ci dam. - wtrąciła się Shan i zaczęła szukać w swojej torebce portfela. W końcu wyciągnęła z niego 5-dolarowy banknot. - Masz. Albo nie, czekaj... Masz 20.
- Dziękuję, naprawdę dziękuję...
- Nie ma za co.
- Właśnie dałaś ćpunowi na działkę. - oznajmił Dave, kiedy chłopak się oddalił. - Kto wie, może to będzie już ta ostatnia... Faktycznie nie umiesz pomagać ludziom...
- Zamknij się. - mruknęła zirytowana. - Wsiadaj, jedziemy.
Davie z uśmiechem przytaknął i wsiadł do samochodu. Kiedy zapiął pasy, rozejrzał się ze zdziwieniem.
- O ja pierdolę... Co tutaj...
- Nick testował swoje nowe perfumy. - Shan domyśliła się jego pytania.
- Myślałem, że kot ci nalał na siedzenia.
Dziewczyna nawet tego nie skomentowała. Włożyła kluczyki do stacyjki i bez słowa ruszyła. Dave w końcu otworzył jej szafeczkę i zaczął przeglądać kasety Nicka.
- Ooo, AC/DC. Mogę włączyć?
- Nie.
- Dobra. - mruknął z uśmiechem i włożył kasetę do radia. Z głośników rozległy się pierwsze dźwięki "Touch Too Much". Dave zaczął śpiewać na cały głos i machać głową. Shanell starała się nie zwracać na to uwagi. Chciała tylko spokojnie dojechać do swojego domu.

***

Od godziny 5:00 rano Mel była już na nogach. Czekała na Jamesa, który raczył pojawić się w mieszkaniu dopiero kilka minut po 6:00. Zaprowadziła go do sypialni, pomogła mu się rozebrać i położyła go spać. Kiedy chciała położyć się obok niego i zasnąć, obudziły się dzieciaki i zażądały śniadania.
Gdy naszykowała im płatki i zrobiła kakao, doszła do wniosku, że nie warto się już kłaść. Poszła pod prysznic, a kilkanaście minut później siedziała w kuchni przy kubku kawy, przeglądając swój "terminarz ślubny". W momencie, kiedy chciała podejść do telefonu żeby zadzwonić do restauracji z dokładną liczbą gości, usłyszała dzwonek do drzwi. Zdziwiła się, ponieważ była dopiero 8:00 rano i nie miała zamiaru się dzisiaj z nikim spotykać. Pomyślała, że to Vanessa przyszła po pieniądze za wczorajszą opiekę nad dzieciakami, więc pobiegła do drzwi. Gdy je otworzyła i zobaczyła, kto stoi na progu, o mało nie zeszła na zawał.
- Cześć córeczko. - przywitała się z nią sztarsza, średniego wzrostu kobieta. Miała ciemne ścięte na krótko włosy, brązowe oczy, ciemniejszą karnację i duże złote kolczyki. Przytuliła zszokowaną Melanie, która teraz przyglądała się wysokiemu mężczyznie z krótkimi siwymi włosami i brązowymi oczami. Położył walizki na podłogę i podszedł do Mel.
- Cześć Melanie. - powiedział, przytulając ją.
- Cześć Russell. - odpowiedziała i ponownie spojrzała ze zdziwieniem na swoją matkę, Janet. - Mamo... co wy tutaj robicie?
- Jak to co? Przyjechaliśmy na twój ślub.
- Ślub jest dopiero za 2 tygodnie...
- Kochanie, nie widzieliśmy się od ponad pół roku. A teraz wspólnie spędzimy miłe 2 tygodnie. - oznajmiła z uśmiechem kobieta. - Gdzie James, dzieci?
- Eee...
- Nathan, kurwa mać, nie skacz mi po brzuchu! - wydarł się James ze swojej sypialni. Mel spuściła wzrok.
- Nic się nie zmienił... - mruknęła Janet. - Kochanie, czy ty dokładnie przemyślałaś swoją decyzję?
- Mamo, daj już spokój. - zirytowała się lekko dziewczyna. - Wejdźcie do salonu, zrobię wam kawę i zawołam dzieciaki.
Janet i Russell poszli usiąść do salonu, a Melanie głośno westchnęła. Ruszyła w stronę kuchni, gdzie wstawiła wodę na kawę i wzięła miskę z rosołem, żeby zanieść ją Jamesowi do sypialni. Kiedy weszła do pomieszczenia zobaczyła, że jej narzeczony leży na brzuchu z głową zakrytą poduszką. Podeszła do niego i dotknęła delikatnie jego ramienia.
- Jam, zrobiłam ci rosół. Postawię ci go na podłodze, ok?
- Mhm... - mruknął ledwo słyszalnie.
- Pamiętaj. Żebyś nie wylał albo nie wszedł w to.
- Mhm...
Dziewczyna postawiła miskę z rosołem na podłodze i wyszła z sypialni. Poszła do kuchni zalać kawę, zaniosła ją do salonu i pobiegła do łazienki. Wysuszyła swoje włosy, po czym związała je w wysoki kucyk, ubrała jasne obcisłe dżinsy i czarną, przylegającą do ciała koszulkę na szerokich ramiączkach. Zrobiła szybki makijaż i poszła usiąść ze swoją matką i ojczymem. Nathan i Sophia byli już w salonie.
- Babciu, ale ja nie chcę obcinać włosów... - powiedział Nath, dotykając swoich dłuższych blond loków.
- Ale powinieneś mieć krótsze włoski, zobacz, całą twarz ci zasłaniają. - oznajmiła Janet, odgarniając loczki z jego twarzy. Spojrzała teraz na Sophię, która pochylała się nad swoją kolorowanką, a wszystkie włosy leciały jej na twarz. - Kochanie, powinnaś nosić związane włosy.
- Ale ja lubię mieć rozpuszczone...
- Przynieś gumki to zrobię ci warkocz.
Sofi rzuciła błagalne spojrzenie na swoją matkę, ale ta tylko wzruszyła bezradnie ramionami.
- Idź do sypialni, tam swoją twoje gumki do włosów. Tylko nie obudź taty.
Mała kiwnęła głową i podreptała w stronę pokoju jej rodziców. Janet spojrzała uważnie na Melanie.
- On śpi o tej porze?
- Jest dopiero 9:00. W sobotę. W dodatku wczoraj miał wieczór kawalerski i wrócił dopiero po 6:00 rano.
- Wieczór kawalerski? Pozwoliłaś mu? Wiesz, co się dzieje na wieczorach kawalerskich?
- Mamo... - jęknęła Melanie.
- Janet, nie przesadzaj. - odezwał się nagle Russell. - Wydaje mi się, że James jest całkiem ogarnięty i nic głupiego nie zrobił. Skoro żyje i wrócił do domu to chyba było wszystko w porządku?
- Dzięki. - mruknęła Mel, upijając mały łyk swojej letniej kawy.
Tymczasem Sophia weszła po cichu do sypialni swoich rodziców. Spojrzała na swojego ojca, który nawet się nie poruszył. Podeszła do komody obok łóżka i chciała wyciągnąć z szuflady swoje gumki do włosów, jednak przez przypadek kopnęła miskę z rosołem, której nie zauważyła. Jam zerwał się z łóżka, kiedy usłyszał głośny huk.
- Ja pierdolę! - krzyknął James i wstał. - Człowiek nawet nie może pospać! Co zrobiłaś?!
- Wylałam niechcący rosół...
- Jaki rosół, skąd się tutaj rosół wziął?!
- Mama ci zrobiła...
- Kurwa mać, Mel! - wydarł się, uprzednio podchodząc do okna i otwierając je. Zauważył, że na parapecie stoi wazon z kwiatami, które kupił dzień wcześniej swojej narzeczonej, ale teraz już o tym nie pamiętał. - Co to za chwasty? Ja pierdolę. Mel, nie dość, że stawiasz mi rosół na podłodze, to robisz z domu pierdoloną oranżerię! - krzyczał, aż w końcu wyszedł z sypialni. Kiedy zobaczył w salonie matkę swojej narzeczonj i jej męża, stanął jak wryty. - Eee... Cześć...
- Cześć James. - odezwał się Russell. James podszedł do niego nieśmiało i podał mu dłoń. Zaraz po tym spojrzał zmieszany na swoją przyszłą teściową. - Cześć Janet...
Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko zlustrowała go z góry na dół wrogim spojrzeniem. Sophia usiadła obok niej, a ta zaczęła rozczesywać jej długie blond włosy. James spojrzał ze zdziwieniem na swoją narzeczoną, która piła kawę i nawet nie miała zamiaru na niego patrzeć.
Chłopak westchnął głośno i poszedł do łazienki, wziął wiadro wraz z mopem i zaczął myć podłogę w sypialni. Kiedy skończył, poszedł wziąć prysznic, wysuszył włosy, uczesał się i ubrał. Gdy wyszedł z toalety, wolnym krokiem ruszył do salonu. Sophia siedziała z Russellem na kanapie i oglądali razem Scooby'ego-Doo. Nathan siedział za sofą i się bawił. Mel i Janet były w kuchni.
- Sofi, chcesz się pobawić? - spytał z uśmiechem James, podchodząc do niej. Mała zmierzyła go wrogim spojrzeniem.
- Nie. - powiedziała stanowczo.
- A pójdziesz ze mną do pokoju porozmawiać?
- Nie, oglądam z dziadkiem bajki.
- To pooglądam z wami. - oznajmił i usiadł obok swojej córeczki. Ta jednak odsunęła się od niego i przytuliła się do Russella.
- Ty nie umiesz oglądać bajek. - powiedziała bez emocji. James głośno westchnął. Wstał z sofy i podszedł do Nathana.
- Co robisz? - zapytał, siadając na podłodze obok niego. Nath odgarnął swoje blond loki z twarzy i spojrzał na Jamesa.
- Bawię się. - rzucił, biorąc do ręki kolejne autko.
- Mogę z tobą?
- Tak.
Jam zaczął razem z Nathanem budować z klocków parking dla jego samochodzików. Dobrze się przy tym bawili, co chwilę podśmiewając się z czegoś. Sofi zerkała na nich zza oparcia sofy. James to zauważył.
- To co, idziesz do nas? - spytał, patrząc na swoją córeczkę. Sophia kiwnęła głową i skoczyła z oparcia. Usiadła obok Jamesa i wzięła do ręki jeden z samochodzików Nathana.
- Zostaw! To moje!
- Nath... - Jam spojrzał na niego uważnie.
- Ale ona ma swoje zabawki! Niech zostawi moje rzeczy!
- Nie chcę twojego głupiego auta. Pójdę po swoje lalki i żadnej ci nie dam. - odpowiedziała i ruszyła w stronę swojego pokoju.
- Nie chcę twoich głupich lalek.
- Nathan... - upomniał go po raz kolejny James.
- Przepraszam...
Bo chwili Sofi wróciła ze swoimi zabawkami i rzuciła je na rzeczy swojego brata. Ten popatrzył na nią wrogim spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Zaczęli budować wielki domek z klocków, w którym miały mieszkać wszystkie lalki, a później duży garaż dla wszystkich samochodzików.
- Nathan, wyciągnij te auta, moje dwie lalki się nie zmieszczą do domku...
- Nie. To jest miejsce dla moich samochodów, a nie dla twoich głupich lalek!
- Nie mów tak o moich lalkach! - krzyknęła mała i rzuciła się na swojego brata. Uderzyła go, a ten w odwecie pociągnął ją za włosy. Sophia zaczęła piszczeć. James od razu ich rozdzielił i starał się załagodzić sytuację, jednak Mel i Janet i tak przyszły do salonu.
- Co to za krzyki? - spytała Janet, patrząc na wszystkich uważnie. - Jak wy się zachowujecie?
- Co się znowu stało? - Melanie dołączyła do swojej matki.
- To ona zaczęła! - krzyknął Nath, wskazując palcem Sophię.
- A on mnie pociągnął za włosy i powiedział, że moje lalki są głupie!
- Bo chciałaś je włożyć do mojego garażu, a to nie jest miejsce dla tych głupich lalek!
- Moje lalki nie są głupie! - wydarła się i znowu rzuciła się na brata, jednak James odciągnął ją od niego i wziął na ręce. Mała popatrzyła na wszystkich obrażona, a po chwili wtuliła twarz w szyję Jamesa.
- Do swoich pokoi. Obydwoje. - powiedziała z poważną miną Melanie.
- Tato, pójdziesz ze mną? - spytała Sofi, w dalszym ciągu przytulając się do niego.
- Nie, on pójdzie ze mną!
- Nie, bo ze mną!
- Idziecie sami. Ja będę w swoim pokoju. - oznajmił Jam i ruszył w stronę swojej sypialni. Głośno westchnął i położył się na łóżku, a chwilę później wyciągnął z szuflady swojego walkmana. Nałożył słuchawki na uszy i zatopił się w dźwiękach "Child in Time" Deep Purple.
Gdy przesłuchał jeszcze kilku innych utworów, poczuł, jak ktoś szturcha jego ramię. Otworzył oczy i zobaczył nad sobą Mel. Ściągnął słuchawki i spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Co jest?
- Wołam cię od kilku minut. Chodź na obiad.
- Za chwilę... - mruknął i schował swojego walkmana do szuflady. Pociągnął za rękę swoją narzeczoną, a ta chcąc nie chcąc, musiała się obok niego położyć. James pocałował ją, a po chwili wsunął dłoń pod jej koszulkę. Dziewczyna od razu się od niego odsunęła.
- Jam, zostaw mnie. - powiedziała stanowczo, podnosząc się. - Nie mam czasu, siły i ochoty.
- Dlaczego?
- Nie śpię od 5:00 rano, bo czekałam, aż raczysz się w końcu pojawić w domu. A teraz jeszcze przyjechała moja mama z moim ojczymem, a oprócz tego...
- Właśnie, mogłaś mi chociaż powiedzieć, że przyjadą dzisiaj. - wtrącił się nagle chłopak.
- Nie wiedziałam, że mają w planach nas odwiedzić. Myślałam, że pojawią się dopiero na ślubie...
- A do kiedy mają zamiar tutaj zostać?
Mel popatrzyła zmieszana na swojego narzeczonego, a po chwili spuściła wzrok.
- No... do ślubu...
- Przecież ślub jest za 2 tygodnie!
- Wiem... ale przecież ich nie wygonię.
- Ale my nie mamy tyle miejsca w mieszkaniu. Gdzie oni będą spać?
- W naszej sypialni.
- A my?
- Rozłożymy kanapę w salonie, no i przemęczymy się... - powiedziała nieśmiało.
- Ty chyba żartujesz! 2 tygodnie mam na kanapie spać?!
- Ciszej... - uciszyła go. - Damy radę. A w ostatnią noc przed ślubem pójdziemy do hotelu.
James popatrzył naburmuszony na swoją narzeczoną, a ta przytuliła się do niego.
- Wytrzymamy...
- Dobra, chodź... - chłopak pociągnął ją za rękę i ruszyli w stronę jadalni. Oprócz Janet wszyscy siedzieli już przy stole. Jam usiadł między Sophią, a Nathanem.
- Tato, patrz na mnie! - krzyknęła Sofi, pokazując Jamesowi głupie miny.
- Nie, patrz na mnie! - Nath próbował naśladować swoją siostrę. Jam głośno westchnął i ukrył twarz w dłoniach. Zapowiadały się najgorsze 2 tygodnie jego życia.

***

- David, obudź się, jest prawie 18:00... - Judith szturchała swojego chłopaka.
- Już nie warto się budzić...
- Proszę, obudź się... Musimy porozmawiać...
- Kochanie, nie męcz mnie dzisiaj... - mruknął i zakrył twarz poduszką. - Jestem śpiący, zmęczony, boli mnie głowa, a buzi mam papier ścierny...
- Trzeba było tyle wczoraj nie chlać! - uniosła się.
- Daj spokój...
- Nie! W tej chwili masz wstać z łóżka!
- Co ty masz za humorki znowu? - spytał lekko zirytowany i w końcu otworzył oczy. Popatrzył uważnie na swoją dziewczynę.
- Musimy porozmawiać. - powiedziała zniecierpliwiona. David ziewnął i usiadł na łóżku.
- O czym...?
- O dziecku.
- O Masonie? Co on znowu zrobił?
- Nie chodzi o Masona.
- Przecież mamy tylko jedno dziecko... - powiedział ze zdziwieniem. Spojrzał na Judy, która zaczęła się uśmiechać. - Zaraz... czy ty chcesz mi coś powiedzieć?
Rozpromieniona blondynka kiwnęła głową.
- Jestem w ósmym tygodniu ciąży.
Przez chwilę Dav nie umiał wykrztusić z siebie słowa. Patrzył zaskoczony na brzuch Judith, który nie był jeszcze nawet zaokrąglony. Wstał z łóżka i podszedł do niej, po czym pocałował ją i przytulił się do niej.
- Kocham cię...
- Ja ciebie też. - odpowiedziała i popatrzyła mu głęboko w oczy. - Cieszysz się?
- Jasne, że się cieszę. - uśmiechnął się i dotknął delikatnie jej brzucha. - Mase już wie?
- Jeszcze nie. Chcę, żebyśmy razem mu o tym powiedzieli.
Dav przytaknął ruchem głowy i pociągnął swoją dziewczynę. Gdy byli już pod drzwiami pokoju Masona, zapukali cicho i weszli do środka. Mały leżał na brzuchu na swoim łóżku i rysował.
- Cześć. Co robisz? - spytał David, siadając obok swojego syna.
- Rysuję.
- A co rysujesz?
- Ciebie i mamę. - Mase pokazał mu swój rysunek. Dav wziął go do ręki i przyjrzał mu się dokładnie.
- Ooo, mam 3 palce...
- A ja rude włosy... - dodała Judith, przyglądając się rysunkowi.
- Bo złamała mi się żółta kredka i...
- Nie tłumacz się. Rysunek i tak jest piękny. - blondynka pogłaskała swojego synka po włosach i uśmiechnęła się. - Ja i tata chcieliśmy z tobą porozmawiać.
- Ale mamo, to nie ja stłukłem twój ulubiony kubek do kawy. To był Dave, powiedział, że mam ci powiedzieć, że sam spadł z blatu i...
- Mase, spokojnie... - uspokoił go David. - To nie chodzi o kubek.
- Jak to zbił mój ulubiony kubek?! - wtrąciła się Judy.
- Nie denerwuj się. Kupię ci nowy. - Dav złapał swoją dziewczynę za rękę i uśmiechnął się do niej, a zaraz po tym spojrzał na Masona. - Chcieliśmy porozmawiać z tobą o czymś innym.
- O czym...?
David i Judy popatrzyli na siebie z uśmiechem, a chłopak kiwnął głową na znak, że sam o wszystkim powie.
- Mama jest w ciąży. Będziesz miał braciszka albo siostrzyczkę.
Mason popatrzył zaskoczony najpierw na Davida, a później na Judy. Po chwili uśmiechnął się promiennie i rzucił się na swoją mamę.
- Naprawdę?! Nie kłamiecie?
- Naprawdę.
- Więc kiedy będzie ten dzidziuś?
- Jeszcze długo... za 7 miesięcy.
- To gdzie on teraz jest? - zdziwił się mały.
- W moim brzuchu. - oznajmiła Judith, uśmiechając się do swojego synka. Mase spojrzał na nią przerażony.
- Zjadłaś go?!
- Nie, nie zjadłam go! Ty też byłeś w moim brzuszku. Każde dziecko przez pierwsze 9 miesięcy jest w brzuchu swojej mamy.
- A tata mi mówił, że...
- Mase, ja żartowałem z tą kapustą... - przerwał mu David. - Dzieci nie znajduje się w kapuście. Dojrzewają w brzuchu swojej mamy...
- A skąd te dzidziusie biorą się w brzuchu?
Dav i Judy głośno westchnęli. Nie wiedzieli, co mogą mu powiedzieć. Mały w dalszym ciągu patrzył na nich uważnie i wyczekiwał odpowiedzi.
- No wiesz... kupuje się takie specjalne nasionka... - David uśmiechnął się blado do swojego syna.
- Naprawdę? A później mama je połyka i w jej brzuchu rośnie dzidziuś?
- No tak... mniej więcej...
- Ale super... - zachwycał się Mase. Dav zakrył dłonią usta, żeby przypadkiem nie wybuchnąć śmiechem, a Judy wstała z łóżka. Odgarnęła Masonowi włosy z twarzy i pocałowała go w czoło.
- Rysuj dalej. Nie przeszkadzamy ci już.
Mały kiwnął głową i wrócił do poprzedniego zajęcia. David złapał swoją dziewczynę za rękę i wyszli z pokoju swojego syna. Kiedy zamknęli drzwi uśmiechnęli się do siebie, a następnie poszli do swojej sypialni.

***

- Ja pierdolę, na kanapie w salonie będę spał... - marudził James, ściągając swoją koszulkę. Melanie przewróciła oczami i poprawiła swoją poduszkę.
- Jam, daj już spokój... Wytrzymamy.
Chłopak zdenerwowany zgasił światło i związał swoje włosy.
- Czuję się, jakbym leżał na podłodze... - stwierdził, gdy położył się na łóżku i przykrył kołdrą. Mel wzięła głęboki oddech i przytuliła się do jego pleców, a palce ułożyła na jego brzuchu. James westchnął i zaczął szukać w telewizji jakiegoś kanału muzycznego.
- Kochanie, możesz wyłączyć telewizor? - spytała cicho Melanie. - Muszę jutro wcześnie wstać.
- A co będziemy robić jak go wyłączę?
- Spać.
- W takim razie nie wyłączam.
- Jam, przestań zachowywać się jak dziecko! Wyłącz ten telewizor!
- Nie. Nie chce mi się spać, więc co mam robić? Mogę sobie na gitarze pograć, jeśli chcesz.
- To już lepiej oglądaj telewizję. Ale przycisz to, bo naprawdę chciałabym zasnąć.
- Ok. - mruknął i natrafił w końcu na MTV, gdzie właśnie zaczynał się jeden z utworów Iron Maiden.
- Ooo, "Run To The Hills"! - ucieszył się i momentalnie zapomniał o tym, że miał ściszyć telewizor. Mel już nic nie powiedziała. Zakryła głowę poduszką i miała nadzieję, że niedługo zaśnie.