w dalszym ciągu zapraszam na mojego Twittera i Aska :)
- Hej, Jaymz, obudź się, przespałeś cały dzień. - chłopak usłyszał znajomy damski głos. Otworzył powieki i zobaczył duże niebieskie oczy i jasne blond włosy, zasłaniające połowę twarzy dziewczyny.
- Lisa... - powiedział, a ona roześmiała się.
- Miło mi, że mnie pamiętasz. A teraz wstań, jest już po 18:00.
- Ja... ehh... masz może coś do picia?
- Mam na dnie butelki trochę wina, które mi wczoraj wypiłeś, herbatę, kawę, sok jabłkowy... I wodę.
- To daj mi wody.
Dziewczyna przytaknęła ruchem głowy i poszła do kuchni, a James westchnął głośno i bardziej naciągnął na siebie kołdrę. Chwilę później Lisa weszła do sypialni, po czym podała mu szklankę wody i usiadła obok niego.
- Jak się czujesz?
- Tak sobie. - mruknął i wziął mały łyk swojej wody. - Posłuchaj... mógłbym się u ciebie zatrzymać?
- Rozstałeś się ze swoją dziewczyną?
- Jeszcze nie...
- Jeszcze...? - Lisa uniosła brwi.
- Wczoraj dowiedziała się... o nas...
- Sam jej powiedziałeś?
- Mhm.
- Jak zareagowała?
- Byliśmy na imprezie. Pokłóciłem się z naszą przyjaciółką, ja powiedziałem kilka słów za dużo, ona tak samo, a przy okazji Mel dowiedziała się o tobie. Nawet nic nie powiedziała, tylko wyszła bez słowa. - opowiedział, wzruszając ramionami. - Od tamtej pory jej nie widziałem.
- Ale musisz pójść do domu po jakieś swoje rzeczy.
- Właśnie chciałem tam zaraz iść. - oznajmił i wstał z łóżka, po czym wypił do końca całą zawartość szklanki. Odstawił ją na szafkę i zgarnął swoje ubrania, które leżały na krzesełku. Poszedł do łazienki się ubrać, a kiedy już z niej wyszedł, pożegnał się z Lisą i wyszedł z jej mieszkania. Gdy znalazł się na zewnątrz budynku, złapał taksówkę i pojechał do siebie.
Kiedy wszedł do domu, z korytarza usłyszał głos dzieciaków i Melanie. Wszedł do salonu i zobaczył swoją dziewczynę siedzącą na sofie i czytającą książkę, w między czasie pomagającą Sophii i Nathanowi, którzy odrabiali lekcje.
- Nie skarbie, to musisz wpisać tutaj. - Mel wskazała Sofi odpowiednią linijkę, a zaraz po tym spojrzała w książkę Nathana. - Kochanie, pomaluj to na zielono, a nie na niebiesko.
- Ooo, cześć tato! - krzyknęła z uśmiechem Sophia, odrywając wzrok od swoich ćwiczeń. James uśmiechnął się i podszedł do niej, po czym pocałował ją w policzek, a zaraz po tym pogłaskał swojego syna po jego jasnych włosach. Gdy chciał przytulić swoją dziewczynę, ta odsunęła się, nawet na niego nie patrząc.
- Nawet się kurwa nie waż. - wycedziła przez zęby.
- Nie przy dzieciach. - mruknął, patrząc na nią znacząco.
- Więc chodź tam, gdzie nie ma dzieci. - powiedziała, wstając ze swojego miejsca. Chłopak również podniósł się z kanapy i poszedł za Melanie. - Posłuchaj... nie chcę się kłócić i awanturować. Po prostu spakuj swoje rzeczy i się wyprowadzaj. - oznajmiła dziewczyna.
- Mel, posłuchaj... - Jaymz próbował tłumaczyć się jak każdy mężczyzna w takiej chwili.
- Tak, tak, wiem. To nie tak jak myślę, to tylko przypadkowa znajomość... - przerwała mu ironicznie. - Ile takich przypadkowych znajomości masz za sobą? Ile razy już mnie zdradziłeś?
- Zrobiłem to tylko raz...
- Raz i za dużo. Jak mogłeś mi to zrobić? Po tylu latach związku? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? Urodziłam ci dwójkę dzieci, zostawiłam dla ciebie mojego długoletniego chłopaka, przeprowadziłam się z Atlanty do Los Angeles, żeby tylko być blisko ciebie, a ty tak mi się za to wszystko odwdzięczasz...?
James nic nie powiedział. Podszedł do niej i próbował ją przytulić, ale ona odsunęła się od niego. Nie chciała, żeby ją dotykał. Kiedy tylko na niego patrzyła, przed oczami miała obraz z wczorajszej imprezy, na której powiedział jej o swojej kochance. Nie mogła o tym zapomnieć.
- Wypierdalaj z mojego domu! Spierdalaj stąd! - krzyknęła ze łzami w oczach.
- Chcesz tego?! Dobrze! - wydarł się James i wyszedł z sypialni, trzaskając drzwiami. Podszedł do swoich dzieci, które patrzyły na niego zdezorientowane, po czym wziął na ręce Sophię i opuścił mieszkanie. Zszedł ostrożnie po schodach, trzymając ciągle swoją córkę na rękach i wyszedł z budynku. Dziewczynka skuliła się w jego ramionach i nic nie mówiła. James przytulił ją jeszcze bardziej do siebie, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie, po czym rozejrzał się po ulicy i ruszył w stronę Wilshire Boulevard. Gdy był już na miejscu, wszedł do jednego z bloków i wszedł na 1. piętro. Zapukał do właściwych drzwi, a po kilku sekundach otworzyła mu młoda dziewczyna i popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Może u ciebie też zostać moja córeczka? - spytał James z nadzieją w oczach. Lisa spojrzała na dziewczynkę, która popatrzyła na nią lekko wystraszona, a następnie wtuliła twarz w blond włosy Jamesa.
- Tak... może... - powiedziała nieco niechętnie i wpuściła ich do środka. Weszli do kuchni, gdzie James usiadł na krześle przy stole. Mała nie chciała nawet się od niego oderwać. Dopiero, kiedy Lisa spytała, czy ma ochotę na kolację, Sophia przytaknęła ruchem głowy i usiadła na krześle obok swojego taty.
Dziewczyna wyciągnęła z szafki miseczkę, wsypała do niej płatki i zalała mlekiem. Postawiła ją na stole przed dziewczynką i podała jej łyżkę. Zaraz po tym usiadła naprzeciwko niej i teraz miała okazję się jej przyjrzeć. Była prześliczną dziewczynką. Twarz miała jak anioł. Ładną, delikatną, jasną. Do tego długie, lśniące, zdrowe blond włosy, podobnie jak James. W ogóle była do niego bardzo podobna. Jedyne, czego nie miała po nim, to oczy. Jaymz miał niebieskie, a ona brązowe. Zapewne po swojej mamie... Chociaż spojrzenie miała takie samo, jak swój ojciec. Tajemnicze i przenikliwe.
- Tato... - odezwała się nagle Sophia, nie odrywając wzroku od swoich płatków. - Nie mam na jutro rzeczy do przedszkola...
- Jutro wstanę wcześnie rano i pójdę po nie do domu.
- Ale dlaczego nie mogę iść z tobą? I dlaczego nie możemy być u siebie?
James westchnął głośno i popatrzył na swoją córkę.
- Kochanie... Po prostu... Nie możemy dzisiaj. Powinnaś iść już spać.
- Zaprowadzę ją do pokoju gościnnego i dam jej jakąś moją koszulkę, nie będzie przecież spała w ciuchach. - oznajmiła Lisa, a chłopak przytaknął.
- Tato... Nie chcę spać sama... - powiedziała nieśmiało dziewczynka.
- Za chwilę do ciebie przyjdę, dobrze?
Sophia kiwnęła głową i poszła za Lisą do pokoju gościnnego. Tam przebrała się w jedną z jej koszulek, która sięgała jej prawie do połowy uda i była dosyć za szeroka. Położyła się szybko do łóżka i zakryła po szyję kołdrą. Lisa zgasiła jej światło i wyszła z pomieszczenia, a chwilę później do środka wszedł James. Położył się obok swojej córki, po czym pocałował ją delikatnie w czoło i zaczął głaskać po włosach.
- Tato... Dlaczego jesteśmy tutaj? - spytała cicho, kiedy chłopak już prawie zasypiał. - Nie chcę tu być...
- Słonko, tylko na jakiś czas... Nie będziemy tu długo...
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - potwierdził i ponownie zamknął oczy.
- Bardzo cię kocham... - szepnęła nagle dziewczynka.
- Ja ciebie też, aniołku. Śpij dobrze. - powiedział James i jeszcze bardziej przytulił Sofi do siebie.
***
Kiedy Melanie obudziła się rano, spojrzała na zegarek i od razu zerwała się z łóżka. Pobiegła do pokoju Nathana i zaczęła go budzić.
- Nath... Wstawaj, zaspałam. Spóźnisz się do przedszkola, a ja do pracy!
- Jeszcze 5 minut, proszę... - mruknął i zakrył się kołdrą. Mel ściągnęła z niego nakrycie.
- Kochanie, nie ma czasu. Wstań i się ubierz, na krzesełku leżą twoje rzeczy.
Mały ledwo podniósł się z łóżka, po czym podszedł do krzesła i niechętnie zaczął wkładać na siebie koszulkę. Dziewczyna pognała do swojej sypialni, wyciągnęła z szafy ubrania i ruszyła do łazienki. Szybko założyła na siebie swoje rzeczy, uczesała się i zrobiła szybki makijaż. Gdy wyszła z toalety, Nathan był w kuchni i pakował swój zeszyt do plecaka. Mel podeszła do lodówki, wyciągnęła kanapki, soczek i podała mu. Szybko je schował, a po chwili wyszli z mieszkania. Melanie zamknęła drzwi i zbiegła z Nathanem po schodach. Opuścili budynek i pobiegli do miejsca, gdzie stał zaparkowany samochód.
- Mamo, a gdzie jest Sofi? - spytał nagle mały po jakimś czasie, kiedy siedział już na tylnym siedzeniu samochodu. Melanie westchnęła.
- Z tatą.
- A gdzie jest tata?
- Nie wiem.
- A nie martwisz się?
- O kogo?
- No o nich...
- Czy ja wiem... O Sophię może trochę... Ale o twojego ojca nie.
- Dlaczego?
- On jest dorosły, sam podejmuje decyzje, sam decyduje o swoim życiu, a mnie to już w ogóle nie interesuje.
- Ale mamo...
- Chodź, wysiadamy. - przerwała mu Melanie, w tym samym czasie zatrzymując samochód. Wyciągnęła kluczyki ze stacyjki i wyszła z auta, a zaraz po niej wyszedł Nathan. Weszli do przedszkola, dziewczyna poszła razem ze swoim synem do szatni, a następnie zaprowadziła go do jego klasy. Przed wejściem przytuliła go jeszcze do siebie i pocałowała w policzek, a następnie wszedł do sali. Mel ruszyła wzdłuż korytarza i jak najszybciej chciała opuścić budynek, żeby zdążyć do pracy, ale usłyszała, jak ktoś ją woła.
- Pani Williams, proszę zaczekać! - krzyczała za nią jakaś kobieta. Melanie odwróciła się. Zobaczyła za sobą na oko trzydziestoletnią kobietę, średniego wzrostu, z ciemnymi włosami uczesanymi w kok. Wychowawczyni Sofi.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. Coś się stało, że Sophii dzisiaj nie ma?
- Nie ma jej...?
- No nie. Ale to pani powinna wiedzieć o tym najlepiej, prawda?
- No właśnie nie wiedziałam o tym... - mruknęła, spuszczając wzrok.
- Czy coś się dzieje? Ma pani jakieś problemy?
- Tak... niestety... Z moim chłopakiem. Wyprowadził się wczoraj i wziął Sophię do siebie...
- Ale przecież powinna chodzić do przedszkola, ona nie może opu...
- Tak, wiem. - przerwała jej Melanie. - Ale ja nie mam pojęcia gdzie on jest. Nie mam się z nim jak skontaktować, sama się denerwuję.
- Radzę pani szybko skontaktować się ze swoim partnerem, inaczej tą sprawą zajmie się opieka społeczna. - oznajmiła przedszkolanka.
- Co? Opieka społeczna?!
- Przykro mi, ale będę musiała ich zawiadomić o tej sprawie. Tego nie można tak zostawić. Pani nawet nie wie, gdzie jest pani córka!
- Jest ze swoim ojcem!
- Ale opuszcza zajęcia, pani nie wie, gdzie ona przebywa! To nie może tak wyglądać!
- Dobrze. - poddała się Mel. - Nie wiem jak się skontaktuję z moim chłopakiem, ale Sophia będzie jutro w przedszkolu.
- Mam taką nadzieję. - odpowiedziała kobieta i zaraz po tym odeszła. Melanie zdenerwowana wyszła z przedszkola. Rozejrzała się po ulicy i kilka kroków od siebie dostrzegła budkę telefoniczną. Podeszła tam, po czym wyciągnęła ze swojej torebki biling telefoniczny i wykręciła numer Lisy. Tak jak podejrzewała, po kilku sekundach usłyszała głos swojego chłopaka.
- Słucham...?
- James...
- Melanie? Skąd masz ten numer?
- Z bilingu telefonicznego.
- Po co dzwonisz?
- Ty już dobrze wiesz po co! A raczej po kogo!
- Nawet na to nie licz. - powiedział stanowczo.
- Chcę tylko, żebyś oddał mi moją córkę. Niczego więcej od ciebie nie chcę.
- To jest też moja córka!
- Nawet nie potrafisz się nią zająć! - krzyknęła do słuchawki, a kilku ludzi przechodzących obok niej spojrzało na nią. - Nie zaprowadziłeś jej do przedszkola. Przez ciebie opuszcza zajęcia, a mnie straszą opieką społeczną, bo nie wiem, gdzie jest moje dziecko! Na balet też jej dzisiaj pewnie nie zaprowadzisz, prawda?
- Nic się nie stanie, jeśli opuści jedną lekcję.
- Posłuchaj mnie, James. Naprawdę chcesz targania się po sądach? Jeśli tak to proszę bardzo. Pozbawią cię praw rodzicielskich, a dzieci będą tylko pod moją opieką. Chcesz tego?
- Nie licz na to, że oddam ci Sophię.
- Nie będziesz miał wyjścia. Który sąd powierzy opiekę nad dzieckiem alkoholikowi i jego 18-letniej kochance? - Mel stawała się wulgarna. James nic nie powiedział. Nie umiał wykrztusić z siebie słowa. Rozłączył się, a Melanie odłożyła słuchawkę. Po chwili ją jednak podniosła, wykręciła numer do swojej szefowej i przekazała, że nie będzie jej dzisiaj w pracy. Wsiadła do samochodu i pojechała na Hollywood Boulevard, gdzie była agencja Shanell. Wysiadła z wozu i stanęła naprzeciwko pięknego wielkiego budynku. Weszła do środka i zaczęła się rozglądać. Ogromny hol był gustownie urządzony w kolorach czerni i bieli. Za dużą ladą siedziała młoda recepcjonistka, która co chwilę odbierała telefon i sprawdzała coś w terminarzu. Na ścianach wisiały oprawione w ramki okładki różnych prestiżowych magazynów o modzie i inne zdjęcia różnych modelek i projektantów. Obok niej co chwilę przechodzili zabiegani makijażyści, styliści, fryzjerzy, ludzie z masą markowych ciuchów w rękach, fotografowie, długonogie modelki, które właśnie przygotowywały się na sesje lub ją skończyły i multum młodych dziewczyn i chłopaków, którzy czekali na rozmowy i sesje od których zależała ich kariera w modelingu.
Mel podeszła do młodej dziewczyny, a ta oderwała wzrok od zapisanych papierów.
- Agencja IMG Models, w czym mogę pomóc? - spytała z uśmiechem.
- Muszę się zobaczyć z Shanell Evans.
- Przykro mi, pani Evans ma właśnie sesję z Mario Testino, nie może z niej wyjść.
- Ale muszę się z nią zobaczyć. Shanell jest moją przyjaciółką, a ja mam poważne problemy z moim chłopakiem. Ona mi może pomóc.
- Naprawdę bym chciała, ale nie mogę...
- Ma pani dzieci? - zapytała nagle Melanie.
- Tak. Dwóch synów.
- Ja mam synka i córeczkę. Tylko nie wiem gdzie moja córeczka jest, ponieważ jej ojciec się wyprowadził i wziął ją ze sobą. Ja muszę ją odzyskać, a Shan może mi w tym pomóc.
- Ehh... Dobrze, proszę za mną. - powiedziała zrezygnowana recepcjonistka i ruszyła w stronę windy.
- Dziękuję. - podziękowała Mel i poszła za nią. Wjechały na 11. piętro, po czym kobieta weszła do sali 364, gdzie Shanell właśnie miała sesję. Fotograf był bardzo niezadowolony, jednak mimo wszystko zrobił swojej modelce 10 minut przerwy. Shan włożyła na siebie szlafrok i wyszła z sali, po czym zobaczyła Melanie. Ze zdziwieniem popatrzyła na nią.
- Mel? Co tu robisz?
Melanie dopiero teraz się jej przyjrzała. Shanell nie zawiązała szlafroka, więc od razu zobaczyła jej koronkową bieliznę i czarne pończochy. Oprócz tego miała wysokie szpilki, mocny makijaż i napuszone włosy. Wyglądała jak luksusowa prostytutka.
- Wyglądasz jak dziwka.
- Jestem w pracy! - krzyknęła Shanell, a Mel zaczęła się śmiać. Modelka dopiero po chwili zorientowała się, co powiedziała.
- To znaczy... Mam sesję. I jestem wystylizowana na dziwkę.
- Widać. - powiedziała z uśmiechem, a zaraz po tym spoważniała. - Posłuchaj... Jaymz się wczoraj wyprowadził i wziął Sophię ze sobą. Do tej swojej lafiryndy. Dzwoniłam tam, pokłóciliśmy się, zapowiedział, że za nic nie odda mi małej i jest gotowy, żeby targać się po sądach. Nie dość, że nie zaprowadził jej do przedszkola, na balet też nie pójdzie, to ona nie ma tam żadnych swoich rzeczy, a mnie straszą opieką społeczną, bo nie wiem, gdzie jest moje własne dziecko!
- O kurwa... - skomentowała Shan. - Ale wiesz, że jest u tej Lisy, więc dlaczego się tam nie wybierzesz?
- Skąd wezmę adres? James mi na pewno nie poda.
- No ja też nie znam... - mruknęła Shanell i zaczęła myśleć. - A może zadzwonisz o innej porze, odbierze Lisa, a ty jej powiesz, jaka jest sytuacja? Powiedz, że chcesz tylko odzyskać Sofi i to wszystko. Niczego więcej od niej nie chcesz.
- Wiesz... Może masz rację. Ale co jak nie będzie chciała ze mną rozmawiać? - zaczęła martwić się Melanie. - Albo też nie będzie chciała mi jej oddać?
- Taa, już widzę, jak 18-latka będzie chciała zajmować się dzieckiem swojego kochanka. Mel, zastanów się. Nie będzie dziecka, będzie miała Jamesa tylko dla siebie. Myślisz, że nie będzie jej to na rękę?
- Tak... masz rację...
Dziewczyna posmutniała. Nie chodziło teraz o Sophię. Chodziło o Jamesa. Może jeszcze dzisiaj odzyska swoją córeczkę, ale chłopaka już nie. Wybrał swoją kochankę i zamieszkał z nią. Teraz tylko Lisa będzie miała go na wyłączność.
- Shanell! - krzyknął fotograf, wychodząc z sali. - Czas minął. Wracaj.
- A mogę iść sobie po kawę?
- Nie!
- Dobrze, już wracam. - mruknęła, przewracając oczami. Spojrzała jeszcze na Melanie i przytuliła ją. - Jak tylko wrócę z agencji, od razu do ciebie przyjadę, dobrze? Sophia już dzisiaj będzie z tobą, obiecuję ci to.
- Dzięki. Trzymaj się. - skinęła na nią ręką i weszła do windy. Shanell westchnęła ciężko, po czym wplotła palce w swoje włosy i kilka sekund później wróciła na sesję.