Devon
Obudziłem się z dziwnymi przeczuciami. Sherry nie było obok mnie. Wstałem z łóżka i podszedłem do okna, żeby odsłonić zasłony i wpuścić do pokoju trochę światła. Zmrużyłem oczy i wyszedłem z sypialni, odgarniając włosy z twarzy.
- Sherry?
Cisza. Była niedziela, więc nie mogła być w pracy. Pomyślałem, że może gdzieś wyszła albo pojechala do rodziców, ale szybko odrzuciłem od siebie te myśli. Spędziliśmy wczorajszy wieczór na mieście i zachowywała się zupełnie normalnie. Również nie wspominała, że ma plany na jutrzejszy dzień.
Sytuacja przestała mi się podobać. Wszedłem do kuchni i zobaczyłem kartkę złożoną na pół leżącą na stole. Wziąłem ją szybko do ręki.
Odchodzę.
Nie szukaj mnie.
Sherry.
Stałem przez chwilę, patrząc tępo na te kilka słów. Bez emocji podarłem kawałek papieru i wrzuciłem go do kosza.
Już od jakiegoś czasu przeczuwałem, że tak się to skończy. Coś zaczęło się między nami psuć, nie tylko z jej winy. Nie potrafiłem zamknąć kilku spraw z przeszłości, co musiało się w końcu odbić na naszym związku.
Ale chciałem, żeby Sherry była szczęśliwa. Była świetną dziewczyną. Kochałem ją, przeżyliśmy razem parę fajnych chwil. Zasługiwała na wszystko co najlepsze.
James
- No już, już... - zajrzałem do wózka i uspokajałem płaczącego Kendalla. Wsadziłem mu smoczek do buzi i westchnąłem cicho. Wziąłem go od opiekunki i postanowiłem się nim zająć, dopóki z powrotem nie wrócę na trasę. To były nasze ostatnie wspólne chwile.
Kilka minut później zobaczyłem Kristen wchodzącą do lokalu. Rozejrzała się. Skinąłem ręką i podeszła do mojego stolika.
- Nie mogłam się wcześniej wyrwać z próby. - usiadła, zawieszając torebkę na oparciu krzesełka.
- Nie czekam długo... napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. Trochę się spieszę, więc powiedz o co chodzi i lecę.
- Przemyślałaś moją propozycję?
- Jaką propozycję?
- Żebyś dała mi szansę. Chcę być z tobą.
- Nie myślałam o tym...
- Nie kłam.
- James... - westchnęła cicho i rozejrzała się. - Nie mogę dać szansy facetowi, który kogoś ma.
- Czyli jednak się wahasz.
- Nie. Nie masz na co liczyć, dopóki kogoś masz. Już to mówiłam.
- Coś do mnie czujesz... - uśmiechnąłem się, opierając łokcie o stolik. - Nie ukrywaj tego dłużej.
Zarumieniła się, a ja zacząłem się śmiać. A jednak...
- To nie ma znaczenia. Masz kogoś, a ja nie chcę rozbijać twojego związku. Koniec tematu.
Wstała ze swojego miejsca i zbierała się już do wyjścia.
- Daj szansę miłości, Kristen. Przestań w końcu sama sobie powtarzać, że ci na mnie nie zależy. - powiedziałem, patrząc na nią.
Kristen wyszła bez słowa, a ja wróciłem z dzieckiem do domu.
- No już, już... - zajrzałem do wózka i uspokajałem płaczącego Kendalla. Wsadziłem mu smoczek do buzi i westchnąłem cicho. Wziąłem go od opiekunki i postanowiłem się nim zająć, dopóki z powrotem nie wrócę na trasę. To były nasze ostatnie wspólne chwile.
Kilka minut później zobaczyłem Kristen wchodzącą do lokalu. Rozejrzała się. Skinąłem ręką i podeszła do mojego stolika.
- Nie mogłam się wcześniej wyrwać z próby. - usiadła, zawieszając torebkę na oparciu krzesełka.
- Nie czekam długo... napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. Trochę się spieszę, więc powiedz o co chodzi i lecę.
- Przemyślałaś moją propozycję?
- Jaką propozycję?
- Żebyś dała mi szansę. Chcę być z tobą.
- Nie myślałam o tym...
- Nie kłam.
- James... - westchnęła cicho i rozejrzała się. - Nie mogę dać szansy facetowi, który kogoś ma.
- Czyli jednak się wahasz.
- Nie. Nie masz na co liczyć, dopóki kogoś masz. Już to mówiłam.
- Coś do mnie czujesz... - uśmiechnąłem się, opierając łokcie o stolik. - Nie ukrywaj tego dłużej.
Zarumieniła się, a ja zacząłem się śmiać. A jednak...
- To nie ma znaczenia. Masz kogoś, a ja nie chcę rozbijać twojego związku. Koniec tematu.
Wstała ze swojego miejsca i zbierała się już do wyjścia.
- Daj szansę miłości, Kristen. Przestań w końcu sama sobie powtarzać, że ci na mnie nie zależy. - powiedziałem, patrząc na nią.
Kristen wyszła bez słowa, a ja wróciłem z dzieckiem do domu.
Susie
- Nie było krótszych spodenek? - spytał Blake, patrząc na moje jeansowe szorty z wysokim stanem.
- Mam zajebisty tyłek i nie będę go zakrywać.
- Lubisz mnie prowokować, prawda? - podszedł do mnie od tyłu i poprawił złoty łańcuszek na mojej szyi.
- Nie. Po prostu jestem w końcu zadowolona z mojego ciała. Ciężko na nie pracuję.
- Tak ubrana możesz chodzić przy mnie, a nie po mieście, przy obcych facetach.
- Nie jestem twoją własnością.
- Jesteś, Susan. Jesteś tylko moja. - zacisnął dłonie na moich ramionach. Zabolało.
- Nie jestem przedmiotem, tylko człowiekiem. Puszczaj.
Próbowałam się wyrwać, ale Blake był silniejszy ode mnie. Popchnął mnie na ścianę. Uderzyłam się w głowę i z jękiem osunęłam się na podłogę. Podszedł do mnie i ukleknął obok. Złapał mnie za włosy i przyciągnął do siebie. Był tak blisko, że czułam jego oddech na sobie.
- Nie jesteś przedmiotem, tylko człowiekiem? Jesteś nikim, Susan. Nic nie wartym ścierwem. Przez kilka lat byłaś dziwką, która pozwalała zrobić z sobą wszystko, a teraz oczekujesz szacunku? Żałosna jesteś.
Poczułam łzy cieknące po moich policzkach. Nie zwracałam już nawet uwagi na ból, tylko na to, co powiedział. Jeszcze parę lat temu byłam przyzwyczajona do takich wyzwisk pod moim adresem. Chciałam się w końcu od tego uwolnić, zacząć normalnie żyć, ale to bez przerwy się za mną ciągnęło. Blake na każdym kroku wypominał mi kim byłam.
- A wiesz co jest najgorsze, Susan? - wstał i spokojnie ściągnął zegarek z ręki. Nic wróżyło to nic dobrego. - Że twój biedny ojciec nie ma o niczym pojęcia. Myśli, że skończyłaś studia i robisz karierę zawodową.
- Ty skurwielu... - wykrztusiłam przez łzy.
- Bez wulgaryzmów.
- Ty pierdolony psycholu... - kontynuowałam swoją wiązankę. W tym samym momencie poczułam kopnięcie w brzuch. Krzyknęłam i zwinęłam się z bólu.
- No zobacz... Devon ci pomógł, dzięki niemu nie musiałaś już mieszkać w obskórnych motelach, dzięki niemu wybiłaś się na szczyt, załatwiał ci najlepszy towar, ale kultury cię w ogóle nie nauczył. - podciągnął rękawy i ponownie uklęknął obok. Przewrócił mnie na plecy i zaczął rozpinać moje szorty. - Potrzebujesz nowego chłopaka.
- Nie... - wydusiłam, ale kiedy dostałam w twarz przestałam protestować. Łzy mieszały się z krwią na mojej twarzy, z gardła wydobywały się ciche jęki, a na podłodze zostały ślady po drapaniu paznokciami.
Czułam się dokładnie tak jak wtedy, kiedy miałam piętnaście lat. Bezbronna zastraszona dziewczyna, której ojczym gwałcił ją w jej własnym łóżku, a ona nic nie mogła z tym zrobić. Czułam się brudna, brzydka w środku i na zewnątrz. Znowu nienawidziłam swojego ciała, które w końcu zaczęłam powoli akceptować...
Kiedy skończył i wreszcie się ode mnie odsunął, próbowałam jakoś na czworakach dojść do szafki, która stała naprzeciwko. Wiedziałam, że trzyma broń w dolnej szufladzie. Musiałam się bronić. Ten człowiek zabiłby mnie bez skrupułów.
Blake jednak spokojnie zapiął spodnie i poprawił włosy, po czym podszedł i szarpnął mnie za koronkową bluzkę, zrywając przy tym mój łańcuszek. Jedyny prezent od mojego ojca...
Rzucił mną o podłogę i zaczął bić. Czułam kopnięcia w okolicy brzucha i żeber, moją twarz, która puchnie od ciosów. Nie byłam nawet w stanie się bronić.
Byłam już ledwo przytomna. Wydawało mi się, że śmierć jest blisko, bo całe moje życie przelatywało mi przed oczami. Miałam wrażenie, że widzę mojego brata, który chce mnie zabrać ze sobą.
- Nie będę się z tobą dłużej cackał. - powiedział cicho i wstał. Zostawił mnie, trzęsącą się z bólu i ze strachu. Ruszył do kuchni. Usłyszałam trzaskanie szafkami i dźwięk urządzeń kuchennych. Pewnie szukał jakiegoś noża albo tłuczka do mięsa, żeby mnie dobić.
Nigdy nie sądziłam, że zostanę zgwałcona i zabita przez chorego psychicznie człowieka, który poćwiartuje moje zwłoki i wyrzuci je na śmietnik. Nie chciałam tak umrzeć. Miałam dopiero dwadzieścia siedem lat. Całe życie przed sobą. Miałam jeszcze szansę zrobić tyle rzeczy. Napisać książkę, iść na studia, wyjść za mąż. Zwykły psychopata chciał mi to odebrać.
Drzwi balkonowe były uchylone. Mogłam się jeszcze stąd wydostać. Z jękiem zaczęłam się czołgać w ich stronę, zostawiając za sobą ślady krwi.
Jeszcze kawałek...
Jeszcze trochę...
Jeszcze kilka sekund...
Otworzyłam szerzej balkon i ledwo wydostałam się z domu. Nie wiem co by było, gdyby nie zauważył mnie sąsiad, który akurat podlewał swój ogródek.
James
- Co? - spytałem niewyraźnie, podnosząc się z łóżka. Zapaliłem lampkę nocną i przetarłem ręką oczy.
- Susie jest w szpitalu. - powiedziała moja siostra. - Nie mogli się do ciebie dodzwonić, więc zadzwonili do mnie. Została zgwałcona i pobita. Ma złamane kilka kości twarzy, złamany nos, rozciętę wargi i łuk brwiowy. Ma uszkodzone biodro i wątrobę od kopania. Nie może też chodzić o własnych siłach, bo ma bardzo obitą nogę... - powiedziała jednym tchem.
- Boże... kto jej to zrobił?
- Nie wiem... policja jej nie przesłuchiwała, bo nie była w stanie zeznawać. Prosili mnie o kontakt z tobą. Ktoś musi z nią być.
- Kurwa, przecież ja jestem w trasie, mam koncerty. Nie możemy ich odwołać!
- Rób co chcesz, w ogóle mnie to nie interesuje. Przypominam ci tylko, że matka twojego dziecka została brutalnie pobita i zgwałcona.
Rozłączyła się, a ja rzuciłem słuchawką.
Nie spałem całą noc. Wiem, że między mną a Susie nie układało się najlepiej, ale byliśmy razem. Musiałem być przy niej i ją wspierać.
Kiedy rano oznajmiłem chłopakom i menadżerowi, że muszę wracać do domu, byli wściekli. Lars dostał prawdziwego szału. W końcu niedawno wróciliśmy na trasę po moim wypadku, a teraz znowu wszystko trzeba było przerwać. Po moich tłumaczeniach Kirk, Jason i nasz menadżer zrozumieli wszystko i pozwolili mi jechać. Tylko do Larsa, który nienawidził Susie, zresztą ze wzajemnością, nie mogło dojść, że chcę teraz przy niej być. Uważał, że kariera powinna być dla mnie ważniejsza niż ona.
Kupiłem bilet na najszybszy lot do Los Angeles. Byłem tam kilka godzin później i od razu pojechałem do szpitala. Kiedy wszedłem do sali, w której leżała Susie, stanąłem jak wryty. Wyglądała naprawdę strasznie. Wiem, że dużo osób nie lubiło Su, ale ktoś kto jej to zrobił musiał jej naprawdę nienawidzić. Nawet największemu wrogowi zrobiłoby się jej szkoda.
Usiadłem na krześle przy jej łóżku. Serce mi pękało, kiedy na nią patrzyłem.
- Nie... - wydusiłam, ale kiedy dostałam w twarz przestałam protestować. Łzy mieszały się z krwią na mojej twarzy, z gardła wydobywały się ciche jęki, a na podłodze zostały ślady po drapaniu paznokciami.
Czułam się dokładnie tak jak wtedy, kiedy miałam piętnaście lat. Bezbronna zastraszona dziewczyna, której ojczym gwałcił ją w jej własnym łóżku, a ona nic nie mogła z tym zrobić. Czułam się brudna, brzydka w środku i na zewnątrz. Znowu nienawidziłam swojego ciała, które w końcu zaczęłam powoli akceptować...
Kiedy skończył i wreszcie się ode mnie odsunął, próbowałam jakoś na czworakach dojść do szafki, która stała naprzeciwko. Wiedziałam, że trzyma broń w dolnej szufladzie. Musiałam się bronić. Ten człowiek zabiłby mnie bez skrupułów.
Blake jednak spokojnie zapiął spodnie i poprawił włosy, po czym podszedł i szarpnął mnie za koronkową bluzkę, zrywając przy tym mój łańcuszek. Jedyny prezent od mojego ojca...
Rzucił mną o podłogę i zaczął bić. Czułam kopnięcia w okolicy brzucha i żeber, moją twarz, która puchnie od ciosów. Nie byłam nawet w stanie się bronić.
Byłam już ledwo przytomna. Wydawało mi się, że śmierć jest blisko, bo całe moje życie przelatywało mi przed oczami. Miałam wrażenie, że widzę mojego brata, który chce mnie zabrać ze sobą.
- Nie będę się z tobą dłużej cackał. - powiedział cicho i wstał. Zostawił mnie, trzęsącą się z bólu i ze strachu. Ruszył do kuchni. Usłyszałam trzaskanie szafkami i dźwięk urządzeń kuchennych. Pewnie szukał jakiegoś noża albo tłuczka do mięsa, żeby mnie dobić.
Nigdy nie sądziłam, że zostanę zgwałcona i zabita przez chorego psychicznie człowieka, który poćwiartuje moje zwłoki i wyrzuci je na śmietnik. Nie chciałam tak umrzeć. Miałam dopiero dwadzieścia siedem lat. Całe życie przed sobą. Miałam jeszcze szansę zrobić tyle rzeczy. Napisać książkę, iść na studia, wyjść za mąż. Zwykły psychopata chciał mi to odebrać.
Drzwi balkonowe były uchylone. Mogłam się jeszcze stąd wydostać. Z jękiem zaczęłam się czołgać w ich stronę, zostawiając za sobą ślady krwi.
Jeszcze kawałek...
Jeszcze trochę...
Jeszcze kilka sekund...
Otworzyłam szerzej balkon i ledwo wydostałam się z domu. Nie wiem co by było, gdyby nie zauważył mnie sąsiad, który akurat podlewał swój ogródek.
James
- Co? - spytałem niewyraźnie, podnosząc się z łóżka. Zapaliłem lampkę nocną i przetarłem ręką oczy.
- Susie jest w szpitalu. - powiedziała moja siostra. - Nie mogli się do ciebie dodzwonić, więc zadzwonili do mnie. Została zgwałcona i pobita. Ma złamane kilka kości twarzy, złamany nos, rozciętę wargi i łuk brwiowy. Ma uszkodzone biodro i wątrobę od kopania. Nie może też chodzić o własnych siłach, bo ma bardzo obitą nogę... - powiedziała jednym tchem.
- Boże... kto jej to zrobił?
- Nie wiem... policja jej nie przesłuchiwała, bo nie była w stanie zeznawać. Prosili mnie o kontakt z tobą. Ktoś musi z nią być.
- Kurwa, przecież ja jestem w trasie, mam koncerty. Nie możemy ich odwołać!
- Rób co chcesz, w ogóle mnie to nie interesuje. Przypominam ci tylko, że matka twojego dziecka została brutalnie pobita i zgwałcona.
Rozłączyła się, a ja rzuciłem słuchawką.
Nie spałem całą noc. Wiem, że między mną a Susie nie układało się najlepiej, ale byliśmy razem. Musiałem być przy niej i ją wspierać.
Kiedy rano oznajmiłem chłopakom i menadżerowi, że muszę wracać do domu, byli wściekli. Lars dostał prawdziwego szału. W końcu niedawno wróciliśmy na trasę po moim wypadku, a teraz znowu wszystko trzeba było przerwać. Po moich tłumaczeniach Kirk, Jason i nasz menadżer zrozumieli wszystko i pozwolili mi jechać. Tylko do Larsa, który nienawidził Susie, zresztą ze wzajemnością, nie mogło dojść, że chcę teraz przy niej być. Uważał, że kariera powinna być dla mnie ważniejsza niż ona.
Kupiłem bilet na najszybszy lot do Los Angeles. Byłem tam kilka godzin później i od razu pojechałem do szpitala. Kiedy wszedłem do sali, w której leżała Susie, stanąłem jak wryty. Wyglądała naprawdę strasznie. Wiem, że dużo osób nie lubiło Su, ale ktoś kto jej to zrobił musiał jej naprawdę nienawidzić. Nawet największemu wrogowi zrobiłoby się jej szkoda.
Usiadłem na krześle przy jej łóżku. Serce mi pękało, kiedy na nią patrzyłem.
***
Patrzyłem na papierowy kubek z kawą, który rozgrzewał dłonie. Wyszedłem z windy i upiłem łyk, idąc długim korytarzem. Wszedłem znowu do sali. Susie już nie spała. Podszedłem do niej i usiadłem obok.
- Jak się czujesz?
Nie odpowiedziała. Tak, to było głupie pytanie...
- Kto ci to zrobił?
- Nie wiem.
Ofiary bronią swoich oprawców...
- Susie...
- Nie znasz go.
- Musisz powiedzieć policji, kto to... on musi ponieść karę.
- Od kiedy się mną interesujesz?
- Jesteśmy razem.
- Zdradziłeś mnie.
- Też mnie zdradzałaś! I to jeszcze z kim! Z Mustaine'em!
- Przestań mnie rozliczać.
- Susan, do jasnej cholery...
- Zostaw mnie... wyjdź...
- Przyjeżdżam z trasy żeby...
- Nie kazałam ci przyjeżdżać. - przerwała mi chłodno. - Chcę być sama. Wyjdź.
- Przyjdę później. - wstałem ze swojego miejsca i wyszedłem, zostawiając ją samą.