tak sobie myślę... mam już zaplanowane to opowiadanie do końca, nie wiem ile rozdziałów jeszcze wyjdzie z tego. tak myślałam, żeby po tym opowiadaniu wziąć się w końcu za kontynuację Carpe Diem Baby. haha, pamięta ktoś to jeszcze? ostatnio myślałam o tym opowiadaniu. tyle wspomnień, tyle moich ukochanych bohaterów. trochę tęsknię za Shanell, Nickiem, Roxxi, Larsem...
Devon
- Butelkę wódki i dwa kieliszki. - rzucił Alan do wysokiej kelnerki z odkrytym brzuchem. Dziewczyna odeszła, a on spojrzał na mnie z uśmiechem. - Dobrze znowu być w LA, prawda?
- Taki sam syf jak zawsze. - rzuciłem, wyciągając paczkę Marlboro z kieszeni dżinsowej kurtki. Spojrzałem na ludzi przepychających się przy wejściu i wyjąłem papierosa. Po chwili przyszła kelnerka z tacą i postawiła przed nami butelkę z alkoholem.
- Fajna... - ocenił Alan, kiedy odchodziła.
- No. Niezła. - dodałem, odpalając fajkę.
- Tyle fajnych młodych dup, bierz się za którąś.
- Nie kręcą mnie już takie rzeczy.
- Devon...
- Daj spokój. Dobra, mogę się spotkać z jakąś laską, jeśli ją polubię to może coś z tego będzie. Raczej jestem już gotowy na nowy związek. - kiedy to powiedziałem, Alan akurat rozlewał wódkę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Ale nie jestem już naćpanym 20-latkiem i nie kręci mnie przypadkowy seks z obcą laską. Zrozumiesz to w końcu?
- Rozumiem. Ale może tutaj znajdziesz jakąś księżniczkę...
- Wątpię. - mruknąłem i przechyliłem kieliszek, odstawiając go z hukiem na stół. - Nalej mi jeszcze.
- Jak zawsze pesymista. Rozejrzyj się wokół, podejdź do którejś, zagadaj.
Rozejrzałem się. Kilka młodych dziewczyn w krótkich sukienkach na parkiecie, parę przy barze popijających piwo. Zwróciłem uwagę na jedną panienkę, która przytulała się z jakimś chłopakiem. Fryzura wydawała mi się trochę znajoma, jednak nie widziałem twarzy. Zignorowałem ją i wziąłem napełniony kieliszek do ręki. Po kolejnej kolejce spojrzałem jeszcze raz w jej stronę. Otworzyłem usta ze zdziwienia i prawie zleciałem z krzesła. Zobaczyłem Susie, która obściskiwała się z Davidem Ellefsonem z Megadeth. Ledwo kontaktowała, zachowywała się jak naćpana napalona nastolatka. Alan zauważył moje zszokowanie i odwrócił się. Chyba nawet jemu odjęło mowę.
- Nie idź tam. Nie rób scen.
- Muszę...
- Devon...
- Jasna cholera... - zerwałem się ze swojego miejsca i ruszyłem w ich stronę, przepychając się między ludźmi. Alan poszedł za mną, jednak nie próbował mnie już zatrzymywać. Podszedłem do nich i pociągnąłem go za koszulkę. Wylądował na barze, zrzucając na podłogę kilka szklanek i kieliszków. Susie patrzyła zszokowana, nie mając pojęcia co się dzieje.
- Co ty robisz? - spytałem.
- Co ty robisz? - tym razem ona ponowiła pytanie, wstając ze swojego krzesełka. - W ogóle... co tutaj robisz?
- Jestem, kurwa. Przyjechałem po kilku miesiącach do Los Angeles, idę do przypadkowego klubu i co widzę? Ledwo stoisz na nogach i obściskujesz się z kolejnym facetem.
- Co cię to kurwa obchodzi?! - uniosła się. - Nie jestem już z tobą do cholery!
- To nie znaczy, że musisz się zachowywać jak szmata!
Podeszła i uderzyła mnie w twarz. Spojrzałem na nią zszokowany, reszta ludzi stojących w pobliżu również patrzyła w naszą stronę.
- Myślisz, że możesz bez powodu bić moich kolegów i wtrącać się w moje życie?
- Susie...
- To jest moje życie. MOJE. Już go z tobą nie dzielę. Mogę robić co mi się tylko podoba.
Słyszałem te słowa jak echo. Przelatywały mi przez głowę, analizowałem je, zastanawiałem się, czy ona naprawdę je wypowiedziała. W tym momencie nie potrafiłem o niczym myśleć. Straciłem resztki nadziei, że ona może się zmienić, że możemy do siebie wrócić.
Chwilę później przyszła kolejna chwila załamania, Znikąd pojawił się Dave Mustaine z butelką piwa w ręce, który podszedł do Su i przytulił się do niej.
- Chyba idę już do domu. Chcesz ze mną?
- Serio Susie? - odezwałem się. - Serio?
Dave odwrócił się w moją stronę i zlustrował mnie wzrokiem. Uśmiechnął się.
- Znam cię! Jesteś jej byłym chłopakiem.
- I co z tego?
- Powinieneś się cieszyć, że byłeś z taką dzikuską. - przybliżył się do mnie i poklepał mnie po ramieniu. - Jest świetna w łóżku.
- Mam rozumieć, że żyjecie w trójkącie? - spytałem.
- W trójkącie? W sensie że ja, Su i James?
- James? O, czyli jest jeszcze jeden. - popatrzyłem na Susie, która uciekała wzrokiem. Od dawna nie widziałem, żeby czuła się tak zażenowana. - Jesteś z siebie dumna?
- Pierdol się.
- Zniżyłaś się już tak nisko, że bardziej się nie da.
Su rzuciła się na mnie z pięściami. Nazbierało się w niej tyle emocji, że w końcu musiała dać im upust. Alkohol i narkotyki tylko to spotęgowały. Była drobniutka i niższa ode mnie, więc bez problemu złapałem ją za nadgarstki, żeby się jakoś uspokoiła. Mimo wszystko i tak zostaliśmy wyproszeni z klubu. Susan od razu zniknęła gdzieś z Dave'em i Davidem, ja wróciłem z Alanem do jego mieszkania. Położyłem się na kanapie i spojrzałem tępo w sufit. Alan usiadł obok. Chciał coś powiedzieć, więc szukał odpowiednich słów.
- Jak się czujesz?
- Wracam jutro do Arizony.
- Ale miałeś jeszcze trochę zostać.
- Nie chcę. Nie mam tu już czego szukać.
Westchnąłem głośno i podniosłem się.
- Robiłem sobie jakieś głupie nadzieje. Po co? W tym czasie mogłem poznać jakąś dziewczynę, normalną, a bez przerwy myślałem tylko o jednej.
- Przecież ona nie jest zła. - przewróciłem oczami, a on mówił dalej. - Jest... zagubiona. Nigdy nie miała łatwo, teraz też nie. Myślisz, że ona będzie normalna, kiedy będzie cały czas tkwiła w takim towarzystwie? Wiesz co najlepiej by jej zrobiło? Wyjazd stąd, odseparowanie się od tego wszystkiego...
- Nie obchodzi mnie to. - wstałem i bez pożegnania poszedłem do pokoju w którym nocowałem.
Susie
Leżałam na dużym łóżku i patrzyłam w ciemność. Nie byłam zdolna do żadnych przemyśleń, w głowie miałam mętlik. Poczułam silne dłonie owijające się wokół mojej talii. Przysunęłam się do Dave'a, żeby było mi trochę cieplej, jednak nie czułam żadnej różnicy.
Devon miał rację. Zniżyłam się już tak nisko, że bardziej się nie da.
Nie zależało mi już na niczym. Wyniszczałam siebie, psychicznie i fizycznie. Sprawiałam cierpienie nie tylko sobie, ale też osobom, którym na mnie zależało. Nienawidziłam facetów. Nauczyłam się nimi manipulować i ich wykorzystywać. Uwielbiałam to. Miałam nareszcie poczucie kontroli i władzę nad mężczyznami, którą zawsze chciałam mieć. Byłam wściekła na mojego ojczyma, brata, Devona, Jamesa, Tylera, Dave'a i obiecałam sobie, że każdy facet za to zapłaci. Takie jest podejście wszystkich kobiet w tym biznesie. Udaję, że was kocham, och, kocham wszystkich swoich fanów, uwielbiam być gwiazdą porno, kocham was.
Nie.
Nie kocham was. Chcę wam zniszczyć życie, zniszczyć wasze małżeństwa i związki. Skrzywdził mnie mąż mojej matki i mężczyźni których kochałam, więc teraz ja będę krzywdzić innych facetów. Zapłacą mi za to.
Poczułam zimną dłoń Dave'a na moim boku. Odwróciłam się powoli w jego stronę. Odgarnęłam kosmyk z jego twarzy, a on popatrzył na mnie swoimi przekrwionymi oczami. Pogłaskał mnie po bladym policzku i pocałował delikatnie. Pocałunek przerodził się w bardziej namiętny i zmysłowy. Oderwał się ode mnie i wtulił się w mój dekolt. Wplotłam palce w jego falowane włosy i przymknęłam oczy.
- Chciałbym z tobą mieszkać...
- Słucham? Ze mną?
- Mhm... jesteś szmatą i nienawidzę cię z całego serca, ale nie mogę już bez ciebie żyć. Uwielbiam to.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Kocham takie wyznania.
- Jesteśmy popierdoleni.
Zaśmialiśmy się. Tak, to była prawda. Byliśmy chyba najbardziej najbardziej nienormalnymi kochankami na świecie. Chwilę po naszych szczerych wyznaniach zasnęliśmy, przytuleni do siebie.
***
Obudziliśmy się koło 7:00. Nic nie zjedliśmy, nie wypiliśmy kawy, nawet nie rozmawialiśmy ze sobą. Mój żołądek nie przyjmował już praktycznie nic, schudłam kolejne kilka kilogramów. Organizm domagał się tylko jednego.
Podzieliliśmy się działką, którą Dave kupił wczoraj wieczorem i wróciłam do mieszkania Jamesa. Normalni ludzie wybierali się do pracy albo sobotnie duże zakupy, a ja szłam dopiero odpoczywać po wczorajszych ekscesach. Zamknęłam za sobą drzwi i od razu powlokłam się do sypialni, gdzie rzuciłam się na niepościelone łóżko. W domu panował straszny syf, nie miałam nawet siły ani ochoty tego ogarnąć. Wcześniej byłam w związkach z dwoma największymi pedantami jakich znam i nigdy nie nauczyłam się od nich porządku. Tyler i Devon zawsze musieli po mnie sprzątać, teraz ten obowiązek spadł na Jamesa. Lubiłam, kiedy w mieszkaniu było czysto, ale bałagan też mi jakoś szczególnie nie przeszkadzał. Do cholery, są na świecie większe problemy niż niepowycierane kurze czy niepozmywane naczynia.
Przykryłam się cała grubą kołdrą i dosyć szybko zasnęłam. Nie miałam pojęcia ile spałam, ale pewnie długo. Obudziły mnie jakieś hałasy. Nie zamknęłam drzwi? Ktoś się włamał? Odkryłam delikatnie kołdrę. Oślepiło mnie jasne światło. Odwróciłam głowę na bok. Z dużego okna dostrzegłam jedynie ciemne niebo i wysokie oświetlone budynki. Podniosłam się i zobaczyłam Jamesa wyciągającego moje ubrania z szafy.
- James...? Co ty tu robisz?
- Przyleciałem.
- Ale... miałeś wrócić za 2 miesiące...
Podszedł do mnie i ściągnąć ze mnie nakrycie.
- Wstawaj, za półtorej godziny mamy samolot.
- Jaki znowu samolot?
- Do Seattle. Będziesz ze mną do końca trasy. Wiedziałem, że nie można cię zostawić samej.
- Ale ja...
- Zamknij się. - przerwał mi lodowato. - Nawet nie próbuj się odzywać.
- Jam...
Podszedł do mnie i złapał mnie za gardło. Wbiłam paznokcie w jego rękę i spojrzałam na niego. Poczułam, że moje oczy robią się mokre.
- Puść...
- Myślałaś, że o niczym się nie dowiem? Wiesz jak ja się czułem, kiedy codziennie dostawałem telefony, że imprezujesz z Megadeth, że wszyscy widują cię z Dave'em, że wyprowadza cię naćpaną z klubów?
- Miałam zamknąć się na kilka miesięcy w czterech ścianach? - szepnęłam, a po moim policzku spłynęła łza. - Mam prawo z kimś wyjść...
- Jest różnica między wyjściem z kimś na piwo a między ćpaniem i zdradzaniem z kim popadnie.
Nic nie odpowiedziałam. Puścił mnie i bez słowa wyszedł z sypialni. Wstałam z łóżka i uklękłam obok walizki. Z płaczem zaczęłam pakować swoje rzeczy. Pół godziny później pojechaliśmy na lotnisko. Tam planowałam jeszcze jak mogę się ulotnić i zginąć wśród tłumu ludzi, ale zrezygnowałam. Dopiero kiedy przechodziliśmy przez odprawę, zobaczyłam jakąś ulgę na twarzy Jamesa. Wiedział, że już nie mam jak uciec.
Przez cały lot do Seattle nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa.