tak sobie myślę... mam już zaplanowane to opowiadanie do końca, nie wiem ile rozdziałów jeszcze wyjdzie z tego. tak myślałam, żeby po tym opowiadaniu wziąć się w końcu za kontynuację Carpe Diem Baby. haha, pamięta ktoś to jeszcze? ostatnio myślałam o tym opowiadaniu. tyle wspomnień, tyle moich ukochanych bohaterów. trochę tęsknię za Shanell, Nickiem, Roxxi, Larsem...
Devon
- Butelkę wódki i dwa kieliszki. - rzucił Alan do wysokiej kelnerki z odkrytym brzuchem. Dziewczyna odeszła, a on spojrzał na mnie z uśmiechem. - Dobrze znowu być w LA, prawda?
- Taki sam syf jak zawsze. - rzuciłem, wyciągając paczkę Marlboro z kieszeni dżinsowej kurtki. Spojrzałem na ludzi przepychających się przy wejściu i wyjąłem papierosa. Po chwili przyszła kelnerka z tacą i postawiła przed nami butelkę z alkoholem.
- Fajna... - ocenił Alan, kiedy odchodziła.
- No. Niezła. - dodałem, odpalając fajkę.
- Tyle fajnych młodych dup, bierz się za którąś.
- Nie kręcą mnie już takie rzeczy.
- Devon...
- Daj spokój. Dobra, mogę się spotkać z jakąś laską, jeśli ją polubię to może coś z tego będzie. Raczej jestem już gotowy na nowy związek. - kiedy to powiedziałem, Alan akurat rozlewał wódkę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Ale nie jestem już naćpanym 20-latkiem i nie kręci mnie przypadkowy seks z obcą laską. Zrozumiesz to w końcu?
- Rozumiem. Ale może tutaj znajdziesz jakąś księżniczkę...
- Wątpię. - mruknąłem i przechyliłem kieliszek, odstawiając go z hukiem na stół. - Nalej mi jeszcze.
- Jak zawsze pesymista. Rozejrzyj się wokół, podejdź do którejś, zagadaj.
Rozejrzałem się. Kilka młodych dziewczyn w krótkich sukienkach na parkiecie, parę przy barze popijających piwo. Zwróciłem uwagę na jedną panienkę, która przytulała się z jakimś chłopakiem. Fryzura wydawała mi się trochę znajoma, jednak nie widziałem twarzy. Zignorowałem ją i wziąłem napełniony kieliszek do ręki. Po kolejnej kolejce spojrzałem jeszcze raz w jej stronę. Otworzyłem usta ze zdziwienia i prawie zleciałem z krzesła. Zobaczyłem Susie, która obściskiwała się z Davidem Ellefsonem z Megadeth. Ledwo kontaktowała, zachowywała się jak naćpana napalona nastolatka. Alan zauważył moje zszokowanie i odwrócił się. Chyba nawet jemu odjęło mowę.
- Nie idź tam. Nie rób scen.
- Muszę...
- Devon...
- Jasna cholera... - zerwałem się ze swojego miejsca i ruszyłem w ich stronę, przepychając się między ludźmi. Alan poszedł za mną, jednak nie próbował mnie już zatrzymywać. Podszedłem do nich i pociągnąłem go za koszulkę. Wylądował na barze, zrzucając na podłogę kilka szklanek i kieliszków. Susie patrzyła zszokowana, nie mając pojęcia co się dzieje.
- Co ty robisz? - spytałem.
- Co ty robisz? - tym razem ona ponowiła pytanie, wstając ze swojego krzesełka. - W ogóle... co tutaj robisz?
- Jestem, kurwa. Przyjechałem po kilku miesiącach do Los Angeles, idę do przypadkowego klubu i co widzę? Ledwo stoisz na nogach i obściskujesz się z kolejnym facetem.
- Co cię to kurwa obchodzi?! - uniosła się. - Nie jestem już z tobą do cholery!
- To nie znaczy, że musisz się zachowywać jak szmata!
Podeszła i uderzyła mnie w twarz. Spojrzałem na nią zszokowany, reszta ludzi stojących w pobliżu również patrzyła w naszą stronę.
- Myślisz, że możesz bez powodu bić moich kolegów i wtrącać się w moje życie?
- Susie...
- To jest moje życie. MOJE. Już go z tobą nie dzielę. Mogę robić co mi się tylko podoba.
Słyszałem te słowa jak echo. Przelatywały mi przez głowę, analizowałem je, zastanawiałem się, czy ona naprawdę je wypowiedziała. W tym momencie nie potrafiłem o niczym myśleć. Straciłem resztki nadziei, że ona może się zmienić, że możemy do siebie wrócić.
Chwilę później przyszła kolejna chwila załamania, Znikąd pojawił się Dave Mustaine z butelką piwa w ręce, który podszedł do Su i przytulił się do niej.
- Chyba idę już do domu. Chcesz ze mną?
- Serio Susie? - odezwałem się. - Serio?
Dave odwrócił się w moją stronę i zlustrował mnie wzrokiem. Uśmiechnął się.
- Znam cię! Jesteś jej byłym chłopakiem.
- I co z tego?
- Powinieneś się cieszyć, że byłeś z taką dzikuską. - przybliżył się do mnie i poklepał mnie po ramieniu. - Jest świetna w łóżku.
- Mam rozumieć, że żyjecie w trójkącie? - spytałem.
- W trójkącie? W sensie że ja, Su i James?
- James? O, czyli jest jeszcze jeden. - popatrzyłem na Susie, która uciekała wzrokiem. Od dawna nie widziałem, żeby czuła się tak zażenowana. - Jesteś z siebie dumna?
- Pierdol się.
- Zniżyłaś się już tak nisko, że bardziej się nie da.
Su rzuciła się na mnie z pięściami. Nazbierało się w niej tyle emocji, że w końcu musiała dać im upust. Alkohol i narkotyki tylko to spotęgowały. Była drobniutka i niższa ode mnie, więc bez problemu złapałem ją za nadgarstki, żeby się jakoś uspokoiła. Mimo wszystko i tak zostaliśmy wyproszeni z klubu. Susan od razu zniknęła gdzieś z Dave'em i Davidem, ja wróciłem z Alanem do jego mieszkania. Położyłem się na kanapie i spojrzałem tępo w sufit. Alan usiadł obok. Chciał coś powiedzieć, więc szukał odpowiednich słów.
- Jak się czujesz?
- Wracam jutro do Arizony.
- Ale miałeś jeszcze trochę zostać.
- Nie chcę. Nie mam tu już czego szukać.
Westchnąłem głośno i podniosłem się.
- Robiłem sobie jakieś głupie nadzieje. Po co? W tym czasie mogłem poznać jakąś dziewczynę, normalną, a bez przerwy myślałem tylko o jednej.
- Przecież ona nie jest zła. - przewróciłem oczami, a on mówił dalej. - Jest... zagubiona. Nigdy nie miała łatwo, teraz też nie. Myślisz, że ona będzie normalna, kiedy będzie cały czas tkwiła w takim towarzystwie? Wiesz co najlepiej by jej zrobiło? Wyjazd stąd, odseparowanie się od tego wszystkiego...
- Nie obchodzi mnie to. - wstałem i bez pożegnania poszedłem do pokoju w którym nocowałem.
Susie
Leżałam na dużym łóżku i patrzyłam w ciemność. Nie byłam zdolna do żadnych przemyśleń, w głowie miałam mętlik. Poczułam silne dłonie owijające się wokół mojej talii. Przysunęłam się do Dave'a, żeby było mi trochę cieplej, jednak nie czułam żadnej różnicy.
Devon miał rację. Zniżyłam się już tak nisko, że bardziej się nie da.
Nie zależało mi już na niczym. Wyniszczałam siebie, psychicznie i fizycznie. Sprawiałam cierpienie nie tylko sobie, ale też osobom, którym na mnie zależało. Nienawidziłam facetów. Nauczyłam się nimi manipulować i ich wykorzystywać. Uwielbiałam to. Miałam nareszcie poczucie kontroli i władzę nad mężczyznami, którą zawsze chciałam mieć. Byłam wściekła na mojego ojczyma, brata, Devona, Jamesa, Tylera, Dave'a i obiecałam sobie, że każdy facet za to zapłaci. Takie jest podejście wszystkich kobiet w tym biznesie. Udaję, że was kocham, och, kocham wszystkich swoich fanów, uwielbiam być gwiazdą porno, kocham was.
Nie.
Nie kocham was. Chcę wam zniszczyć życie, zniszczyć wasze małżeństwa i związki. Skrzywdził mnie mąż mojej matki i mężczyźni których kochałam, więc teraz ja będę krzywdzić innych facetów. Zapłacą mi za to.
Poczułam zimną dłoń Dave'a na moim boku. Odwróciłam się powoli w jego stronę. Odgarnęłam kosmyk z jego twarzy, a on popatrzył na mnie swoimi przekrwionymi oczami. Pogłaskał mnie po bladym policzku i pocałował delikatnie. Pocałunek przerodził się w bardziej namiętny i zmysłowy. Oderwał się ode mnie i wtulił się w mój dekolt. Wplotłam palce w jego falowane włosy i przymknęłam oczy.
- Chciałbym z tobą mieszkać...
- Słucham? Ze mną?
- Mhm... jesteś szmatą i nienawidzę cię z całego serca, ale nie mogę już bez ciebie żyć. Uwielbiam to.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Kocham takie wyznania.
- Jesteśmy popierdoleni.
Zaśmialiśmy się. Tak, to była prawda. Byliśmy chyba najbardziej najbardziej nienormalnymi kochankami na świecie. Chwilę po naszych szczerych wyznaniach zasnęliśmy, przytuleni do siebie.
***
Obudziliśmy się koło 7:00. Nic nie zjedliśmy, nie wypiliśmy kawy, nawet nie rozmawialiśmy ze sobą. Mój żołądek nie przyjmował już praktycznie nic, schudłam kolejne kilka kilogramów. Organizm domagał się tylko jednego.
Podzieliliśmy się działką, którą Dave kupił wczoraj wieczorem i wróciłam do mieszkania Jamesa. Normalni ludzie wybierali się do pracy albo sobotnie duże zakupy, a ja szłam dopiero odpoczywać po wczorajszych ekscesach. Zamknęłam za sobą drzwi i od razu powlokłam się do sypialni, gdzie rzuciłam się na niepościelone łóżko. W domu panował straszny syf, nie miałam nawet siły ani ochoty tego ogarnąć. Wcześniej byłam w związkach z dwoma największymi pedantami jakich znam i nigdy nie nauczyłam się od nich porządku. Tyler i Devon zawsze musieli po mnie sprzątać, teraz ten obowiązek spadł na Jamesa. Lubiłam, kiedy w mieszkaniu było czysto, ale bałagan też mi jakoś szczególnie nie przeszkadzał. Do cholery, są na świecie większe problemy niż niepowycierane kurze czy niepozmywane naczynia.
Przykryłam się cała grubą kołdrą i dosyć szybko zasnęłam. Nie miałam pojęcia ile spałam, ale pewnie długo. Obudziły mnie jakieś hałasy. Nie zamknęłam drzwi? Ktoś się włamał? Odkryłam delikatnie kołdrę. Oślepiło mnie jasne światło. Odwróciłam głowę na bok. Z dużego okna dostrzegłam jedynie ciemne niebo i wysokie oświetlone budynki. Podniosłam się i zobaczyłam Jamesa wyciągającego moje ubrania z szafy.
- James...? Co ty tu robisz?
- Przyleciałem.
- Ale... miałeś wrócić za 2 miesiące...
Podszedł do mnie i ściągnąć ze mnie nakrycie.
- Wstawaj, za półtorej godziny mamy samolot.
- Jaki znowu samolot?
- Do Seattle. Będziesz ze mną do końca trasy. Wiedziałem, że nie można cię zostawić samej.
- Ale ja...
- Zamknij się. - przerwał mi lodowato. - Nawet nie próbuj się odzywać.
- Jam...
Podszedł do mnie i złapał mnie za gardło. Wbiłam paznokcie w jego rękę i spojrzałam na niego. Poczułam, że moje oczy robią się mokre.
- Puść...
- Myślałaś, że o niczym się nie dowiem? Wiesz jak ja się czułem, kiedy codziennie dostawałem telefony, że imprezujesz z Megadeth, że wszyscy widują cię z Dave'em, że wyprowadza cię naćpaną z klubów?
- Miałam zamknąć się na kilka miesięcy w czterech ścianach? - szepnęłam, a po moim policzku spłynęła łza. - Mam prawo z kimś wyjść...
- Jest różnica między wyjściem z kimś na piwo a między ćpaniem i zdradzaniem z kim popadnie.
Nic nie odpowiedziałam. Puścił mnie i bez słowa wyszedł z sypialni. Wstałam z łóżka i uklękłam obok walizki. Z płaczem zaczęłam pakować swoje rzeczy. Pół godziny później pojechaliśmy na lotnisko. Tam planowałam jeszcze jak mogę się ulotnić i zginąć wśród tłumu ludzi, ale zrezygnowałam. Dopiero kiedy przechodziliśmy przez odprawę, zobaczyłam jakąś ulgę na twarzy Jamesa. Wiedział, że już nie mam jak uciec.
Przez cały lot do Seattle nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa.
No cześć... Przyznam się, że obserwuję twojego bloga od dłuższego czasu i zapoznałam się ze wszystkimi opowiadaniami, a nie skomentowałam ani razu. Wredna jestem, wiem. Ale od teraz to się zmieni.
OdpowiedzUsuńMuszę to powiedzieć, pewnie to trochę dziwne, ale muszę: nie darzę Susie jakąś zbytnią sympatią. Rozumiem, że miała dawniej kompleksy, była molestowana i że życie dało jej porządnie w kość, ale nie usprawiedliwia ją to przed tym wszystkim. Wprawdzie granie w filmach dla dorosłych to jeszcze nie taka zbrodnia, ale to, jak traktuje mężczyzn...
Devon to jeden z moich ulubionych bohaterów tutaj. On ją szaleńczo kocha i przy dobrych wiatrach mógłby sprowadzić ją na właściwą ścieżkę. Było już tak blisko, gdyby się opanowała, to mogliby być szczęśliwi. A ona zawsze na nie, zawsze jego wina.
A James? James chce dla niej jak najlepiej, troszczy się o nią, znosi te wszystkie głupie wyskoki i zdrady, chce jej pomóc. Ona na to wszystko nie zasługuje. Wiadomo, że to dla niej dobrze, że ktoś wyciąga ku niej pomocną dłoń, ale ona tę pomoc zawsze zaprzepaści... Taka to z nią robota.
Dave Mustaine, jeden z typów, których cholernie lubię i podziwiam, ale tutaj mnie irytuje. Dziewczyna już wyszła niemal z dołka, a on znów ją do niego wciągnął.
Nie rozumiem, mnie zjadłyby wyrzuty sumienia, gdybym tak spała z każdym po kolei i łamała serca tym facetom. Błagam, niech ona się ogarnie -,- I te prochy... Tutaj jestem w stanie dzielić z nią to uczucie, bo w ciągu swego kilkunastoletniego życia miałam już z nimi długotrwałą dosyć styczność i dobrze wiem, jak to jest. Zupełnie jakby niewidzialna ręka ciągnęła cię w otchłań, a ty jednocześnie i chcesz, i nie chcesz się w niej znaleźć.
Nie wiem, czy nie będziesz na mnie zła za moje rozkminy o Susie, ale powiem tak: mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. W końcu niektórym się udaje zmienić ;)
Czekam na kolejny rozdział i dalsze losy naszej bohaterki. Trzymam za nią kciuki, a ciebie pozdrawiam ;)
Bardzo bardzo dziękuję za komentarz! Takie rozkminu są potrzebne i absolutnie mi nie przeszkadzają, mało tego, chcę je czytać, haha!
UsuńDave miał być irytujący, Susie ma być irytująca przez większość opowiadania. Ale w końcu się ogarnie i ustabilizuje z miłością swojego życia (zobaczymy kto, haha).
Dziękuję jeszcze raz, Patty z anonima.
Ciekawa jestem, kto to będzie. Oby Devon lub James! Myślę, że nas zaskoczysz. Przemyślałam trochę to wszystko i jednak doszłam do wniosku, że Susie zasługuje na miłość, tylko po prostu nie potrafi docenić tego, że ktoś ją nią obdarza. Dobra, sorry za spam, długo się ukrywałam, więc jak zwykle muszę się wygadać XD
UsuńHej, Patty! Jakoś tydzień temu wysłałam w końcu do Ciebie list, także możesz dać mi znać jak dojdzie… I ile w ogóle dojdzie. xD Mam straszne zaległości na blogach, ale postaram się nadrobić niedługo u Ciebie c:
OdpowiedzUsuńI przy okazji – dodałam w końcu rozdział, więc… Zapraszam. http://take-a-look-to-the-sky.blogspot.com/
Parry! Boziu, nie, nie, zanim ja przejdę do rozdziału, muszę Ci coś powiedzieć, chodzi o naszą złotą blogosferę, o autorki, o opowiadania, wiesz... Styczeń zawsze był tym miesiącem, kiedy wszystko się łamało. Wszystkie nagle czasu nie mają, wszystkie nagle szkoła miażdży, i nie, ja tego, kurwa, nie rozumiem, przecież zaczynając coś publikować, chyba biorą pod uwagę fakt, iż szkoła jest w tym samym czasie. Nie wiem, czy napisanie tych dwóch tysięcy, nawet tysiąca, słów sprawia im aż taki problem, że jedynym wyjściem jest zostawienie wszystkiego w cholerę, zniknięcie, by pojawić się za kilka długich miesięcy, jak gdyby nigdy nic? Może ja tego nie jestem w stanie pojąć, ponieważ pisanie nie sprawia mi tak absolutnie żadnych problemów, może to się bierze z...z tych wszystkich...och.
OdpowiedzUsuńChciałabym Ci z całego serduszka podziękować, że Ty nie należysz do tej ''elitarnej'' grupy naszych naukowców i publikujesz nadal, zwłaszcza, że jesteś jedną z czterech moich ulubienic, haha. Zatem jeśli mowa o kontynuacji Twojego poprzedniego tworu - TAK. Ja przeczytam wszystko, powiem więcej, ostatnio przelatywałam sobie poprzez poszczególne rozdziały Carpe Diem. Chętnie bym do tego wróciła, wiesz? Napisz coś. Boże, ja Cię błagam, Ty pisz, chociażby tylko dla mnie. Nie bądź jak one, nie odchodź. Niektóre twierdzą, że są za stare na pisanie takich rzeczy, wtedy już nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Nie wiem, jak niektórzy do tego podchodzą, po prostu nie jestem w stanie tego ogarnąć, ja... Ja chyba nie chciałam o tym aż tyle pisać, już, koniec.
Och, tylko co ja mam powiedzieć, Parry? Że znów wszystko się...wiesz sama, co. Devon na pewno nie spodziewał się takiej kuli między oczy. Ale nie ma co, to się po prostu nazywa szczęście, chłopak siedzi cały czas w Arizonie, a kiedy w końcu udało mu się wrócić na stare śmieci w Los Angeles, idzie z kumplem do pierwszego-lepszego klubu: kogo tam zastaje? Naprutą, naćpaną, ściętą, i tak dalej, i tak dalej, Susie. Jego Susie, cholera, jego kochaną Su. Z kolegami z Megadeth, co więcej. Nie dziwię się, że tan tak zareagował. I jest mi go szkoda. Nie przyzna się do tego, to jasne, ale on nadal do tej dziewczyny coś czuje. Inaczej nie zrobiłby nic, zignorował, a na pewno nie zaatakował. Byłaby dla niego obojętna, jak każda inna, ale taka nie jest, na jego nieszczęście. Alan powiedział po tym wszystkim coś bardzo mądrego, uderzająca prawda, urzekło mnie to. On ma rację. Susie nie ma prawa być normalną, ma za słabą na to psychikę. Miała ciężkie życie i nie potrafiła go ustabilizować wcześniej, dlatego teraz dzieje się co się dzieje. Ona nie kontroluje tego, co robi. I Devon musi naprawdę zdać sobie sprawę z tego, że ona nie jest zła. Jest wkurwiająca, jest zakłamana, jest marginesem społecznym. Ale to nie jest tylko i wyłącznie jej winą. Owszem, sama sobie nie pomogła w żaden sposób, dalej nie pomaga. Ale to nie ona jest temu wszystkiemu winna...
Pojawia się za to sprawa z numerem drugim, chodzi o świadomość dziewczyny. O ile tamto nie jest tak zupełnie jej winą, to ja jestem zaskoczona faktem, jak wielką ona ma świadomość siebie samej. Wie, jaka jest, wie, jaką ją widzą, wie, co z sobą zrobiła, co robi, wie, kim jest, wie, dokąd to prowadzi. Donikąd. Ona doskonale to wszystko rozumie, ale śmiem twierdzić, że po prostu albo sama nie wie, jak należy teraz wydostać się na powierzchnie, do świata żywych, albo tkwi w przekonaniu, że nie ma po co tam wracać. Nie wiem, ale uważam, że spotkanie z Devonem normalnie byłoby dla niej jak łaska uświęcająca, gdyby tylko doszło do tego w innych okolicznościach.
Jej związek z Dave'm jest jedną z największych abstrakcji, o jakich miałam kiedykolwiek tutaj przyjemność czytać, w zasadzie grzeszę, nazywając to wszystko ''związkiem''.
(Pierwszy raz u Ciebie dzielę komentarz na dwa, zapamiętajmy tę datę)
To jest chyba nawet poniżej patologii. Oni są popierdzieleni, dobrze, że przynajmniej o tym wiedzą. Ona jak ona, ale jej...kochanek. Doprowadza mnie to do szału, fakt. Ale kiedy on ''wyznał jej swoją miłość'', coś się we mnie zabawnego stało. Oni są razem fascynujący. Ale to jest zła fascynacja. Tego nigdy nie powinno tu być, oni nie powinni nigdy, to się winno skończyć jak najszybciej. Dlatego właśnie chwała...
UsuńChwała Jamesowi. Chociaż tu po raz kolejny wyszła drobna głupota Susie, która jest w żaden sposób nie do usprawiedliwienia. Teoretycznie spotyka się z Jamesem, James to Metallica. Pojechał w trasę ze swoim zespołem, ona została - w porządku. Czy naprawdę sądziła, że kiedy zacznie się widywać z Dave'm w bardziej otwarty sposób, tylko dlatego, że Hetfielda nie ma w mieście, to nic się nie stanie? Zapominamy o fakcie, iż Dave jest z Megadeth? Chryste, nie do pojęcia to dla mnie. Nie jestem w stanie... Nieważne, ugh.
Po prostu dobrze, że ją zabrał ze sobą. Mam nadzieję, że zapeszę niczego tym zdaniem, haha.
Raz jeszcze, Parry, zapamiętaj sobie, proszę, to, co napisałam Ci na samym początku. Dla mnie to jest niewyobrażalnie ważne i chciałabym, być wiedziała. Nie ma już sensu pisania Ci, że mi się podobało, doskonale o tym wiesz, mój komentarz mówi sam za siebie.
Pozdrawiam, jak zawsze, weny życzę i do napisania, kochana ♥
PS. Zapraszam na dziewiętnastkę u siebie! :')
Nie spodziewałam się, że Su tak zareaguje. Ale cóż... Mam nadzieję, że pójdzie po rozum do głowy jeszcze.
OdpowiedzUsuńMówisz, że Devon nie znika z opowiadania? W takim razie, doczekać się nie mogę w jakich okolicznościach się on pojawi. Znów coś z Su czy tym razem nie?
James wrócił po nią... Ciekawi mnie dlaczego to zrobił. Mimo tego, że wiedział jak wyglądało jej życie podczas jego nieobecności postanowił wrócić po Su i zabrać ze sobą na trasę...
Jejku, nie umiem pisać komentarzy. :< W każdym razie bardzo mi się podobało jak zawsze i czekam na kolejny!
P.S. Zapraszam do siebie na kolejny. ;)
Whiplash z anonima egen. Mam nadzieję kochana, ze nie przeszkadza Ci to, ze piszę z anonima.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - cieszę się że Devon nie zniknie z opowiadania.
Po drugie - kontynuacja Carpe diem Baby to byłaby świetna sprawa.
Po trzecie - O JASNY CHUJ! Ile akcji... Po raz kolejny zal mi Devona. On naprawdę ma te resztki nadziei, ze Susan wyjdzie na ludzi i że do siebie wrócą. Nie zazdroszczę mu, ze widzial ją w takim stanie. W dodatku ona nie potraktowała go najlepiej, ale to zadna nowosc. Zgadzam sie z tym, ze Su jest na samym dnie. Ciezko mi sobie wyobrazic, ze cos sie u niej poprawi.
Jamesa tez mi szkoda, kuzwa. Na jego miejscu zrobilabym to samo albo w ogole rzucila Su w cholerę. A jej sie jeszcze łezka w oku kręci... dlaczego? Dlatego ze ktos ją zle traktuje? No nie zartujmy sobie. Ona wszystkich traktuje jak śmieci, a oczekuje ze z nią się będą cackać.
Btw - 'Jesteś szmatą i nienawidze Cie z calego serca, ale nie moge juz bez Ciebie zyc' to normalnie cytat miesiąca! <3
Weny kochana! I udanych ferii :*
Zapraszam na dwudziesty, odpoczniesz od Leandry :')
OdpowiedzUsuń