sobota, 4 kwietnia 2015

The Unforgiven - rozdział 32.

poprzedni rozdział uwielbiam, więc dla odmiany tego nienawidzę. mam wrażenie, że mi nie wyszedł, taka zapchajdziura. najchętniej bym go nie wstawiała, ale jest konieczny.
pozwolę go sobie zadedykować mojemu Robaczkowi, bo... bo jest Jason :')

Susie
- Nie wiem, czy się zmieścisz w te ubrania... - powiedział Jason, wchodząc ze mną po schodach. Spotkaliśmy się przez przypadek i zaproponował, że pomoże mi nieść torby z zakupami, mimo że w ogóle nie były ciężkie. Lubiłam Jasona. Jako jedyny z zespołu nie był dla mnie przykry i nie czułam się źle w jego towarzystwie. Larsa i Jamesa miałam ochotę rozszarpać, Kirk był mi zupełnie obojętny. Nasza relacja polegała na tym, że rzucaliśmy sobie przelotne "cześć" i od czasu do czasu pytaliśmy nawzajem co u nas. To wszystko.
- Będę w tym chodzić jak urodzę. Zacznę od razu ćwiczyć, przejdę na dietę. Szczerze mówiąc nawet dużo nie przytyłam.
- Oprócz brzucha nic ci nie urosło...
- Wiem. - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam klucze z torebki. Weszliśmy do mieszkania. W momencie, kiedy się schyliłam, żeby położyć reklamówki na podłogę, poczułam skurcz.
- Cholera...
- Co jest?
- Nie, nic... - rzuciłam torbekę na komodę i odgarnęłam kosmyk włosów za ucho. Jason położył ostatnią reklamówkę na podłodze i ruszył w stronę łazienki, a ja poszłam do salonu i wzięłam do ręki niedokończoną puszkę coli, która stała na stoliku. Napiłam się. Poczułam kolejny skurcz, ale zignorowałam to. Nagle moje jeansy zaczęły robić się mokre. Wypuściłam puszę z rąk i spojrzałam z przerażeniem na Jasona, który akurat wyszedł z toalety. Popatrzył na mnie lekko zażenowany.
- Zsikałaś się?
- Ja... wody mi odeszły... - rozpłakałam się. - Rodzę...
Resztę pamiętam jak przez mgłę. Ból z każdą minutą stawał się coraz silniejszy, skurcze były coraz częstsze. Jason panikował bardziej ode mnie. Zawiózł mnie do szpitala i szybko chciał się stamtąd ewakuować, ale chwyciłam go za rękę.
- Nie możesz mnie samej zostawić...
- Ale Susie...
- Nie możesz... zostań ze mną...
Tak naprawdę w tej chwili to właśnie James powinien być przy mnie, a to Jason przez kilka godzin słuchał moich krzyków i trzymał mnie za rękę. Darłam się z bólu, modliłam się o to, żeby zdechnąć jak już urodzę, żeby się wykrwawić. Wolałabym zostać brutalnie zgwałcona przez kilku facetów niż jeszcze raz to samo przeżywać.
W końcu dostałam końską dawkę znieczulenia i na świecie pojawiło się moje dziecko.
Urodził się trochę za wcześnie, więc wzięli go na wszystkie możliwe badania, a mnie położyli na sali. Na szczęście byłam tam sama. Wlepiłam wzrok w białą ścianę i patrzyłam na nią przez jakieś dwie godziny, jak nie dłużej. Po jakimś czasie drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich Jasona.
- Wszystko jest w porządku... - usiadł obok mnie. - Dzwoniłem do Jamesa, ale nie odbiera...
Zamknęłam oczy.
- Zadzwoniłem też do twojego ojca... przyjedzie niedługo...
Odwróciłam się na drugi bok. Jason musiał czuć się trochę niezręcznie i wyszedł. Próbowałam zasnąć, ale myśli zaprzątające moją głowę mi nie pozwalały. Twarz miałam całą mokrą od łez. Tak jak mówił Newsted, niedługo później pojawił się mój ojciec. Wszedł do mojej sali, trzymając dziecko na rękach. Był wzruszony.
- Widziałaś go, Susie? Jest cudowny.
Cisza.
- Miałaś go na rękach? Chcesz go potrzymać?
Cisza.
Zbliżył się, żeby móc mi go pokazać.
- Zabieraj ode mnie ten kawałek mięsa... - wykrztusiłam pierwsze zdanie, po raz pierwszy od kilku godzin.
- Oj Susie. Przejdzie ci. To chwilowe.
Jednak ojciec się mylił. To wcale nie było chwilowe.

James
"Dlaczego cię nie ma w studiu?! Umawialiśmy się!"

"James, to już chyba siódma wiadomość, którą nagrywam. Oddzwoń do mnie!"

"Po sygnale zostaw wiadomość, bla bla bla, zamknij się już. James, jesteś w domu? Zadzwoń"

"Susie, ty ździro, nie usuwaj moich wiadomości do Jamesa! Wiem, że to ty!"

I mnóstwo innych. Siedziałem w ciemnym salonie, do którego przez duże okna wzdzierały się światła ulicznych latarni. Wsłuchiwałem się w wiadomości nagrane na sekretarkę i patrzyłem tępo przed siebie. Zobaczyłem dzisiaj Kristen z jakimś facetem, który wyglądał jak żywcem wyrwany z jakiegoś popularnego zespołu rocowego. Śmiali się i obściskiwali, a ja poczułem się dokładnie tak jak wtedy, kiedy widziałem w restauracji Susie z jej poprzednim chłopakiem. Czułem się tragicznie, jakbym znowu stracił coś, co było dla mnie cenne, ważne. Jakbym stracił jakąś cząstkę siebie. To właśnie dlatego bez przerwy mnie od siebie odrzucała. Kochała kogoś innego.
- Masz jedną nową wiadomość. - usłyszałem poraz kolejny głos automatycznej sekretarki. Tym razem jednak nie był to Lars. - James, to ja, Jason. Przepraszam, jeśli ci przeszkadzam, ale to ważne... Susie jest w szpitalu, urodziła...
Rzucił jeszcze adresem szpitala i rozłączył się. Musiałem się ogarnąć i tam pojechać, mimo że nie miałem na to kompletnie siły. Ale to ja byłem ojcem, a nie Jason. To ja powinienem tam teraz być.
Wsiadłem w samochód i pojechałem od razu do szpitala. Spytałem jakąś pielęgniarkę o Susie, ale odradziła mi do niej wchodzić. Nawet nie nalegałem. Zaprowadziła mnie jedynie na salę noworodków, żebym mógł zobaczyć synka.
- To on... - uśmiechnęła się promiennie i pokazała mi małe śpiące maleństwo. Usiadłem na krześle obok. Nie mogłem go dotknąć, mogłem jedynie popatrzeć przez kilka minut. Westchnąłem cicho i uśmiechnąłem się lekko, dotykając plastikowej szybki.
- Witaj na świecie...
Godziny odwiedzin tak naprawdę już dawno minęły, więc musiałem się powoli zbierać. Jutro mogłem przy nim siedzieć cały dzień...
Pojechałem do mojego domu i kiedy tylko przekroczyłem próg, od razu poszedłem do kuchni. Wyciągnąłem wódkę z jednej z szafek i nalałem do kieliszka. Przez głowę przewijała mi się tylko Kristen ze swoim chłopakiem i mój syn. O Susie nie potrafiłem myśleć. Nie teraz. Tego byłoby zbyt wiele.
Kiedy obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać, zrzuciłem pustą butelkę na podłogę i położyłem się na kanapie w salonie. Nie potrzebowałem dużo czasu, żeby zasnąć.

Susie
Minął miesiąc. Miesiąc przeleżany w łóżku, miesiąc bez makijażu, miesiąc bez wychodzenia z domu, miesiąc bez seksu. Ciąża zrujnowała nie tylko moje ciało i organizm, ale też moją psychikę. Kazałam Jamesowi zasłonić wszystkie lustra w domu, żebym tylko na siebie nie patrzyła. Nie chciałam nic jeść. Potrafiłam spać godzinami. Nie brałam prysznica przez dwa tygodnie, bo nie mogłam utrzymać się na nogach. Odkąd urodziło się dziecko, nawet nie miałam go na rękach. James zajmował się wszystkim. Karmił go, przewijał, usypiał. Ja nawet nie chciałam wybrać mu imienia. Hetfield mi powtarzał, że musimy go w końcu nazwać, ale ja nie chciałam tego słuchać. Kazałam mu samemu się tym zająć.
James w końcu wziął sprawy w swoje ręce i wybrał się do urzędu. Kiedy wrócił z papierami i dzieckiem w nosidełku, nie wytrzymałam. Dostałam pierwszego ataku szału od ponad miesiąca.
- Kendall Hetfield?! Żartujesz sobie?! - wydarłam się.
- Zamknij się, przed chwilą zasnął...
- Co to kurwa za imię?!
- Normalne. Dziecko w końcu musiało się jakoś nazywać. Sama mogłaś jechać do urzędu.
- Chciałam, żeby miał na imię Dylan, a nie... Kendall, kurwa jego mać!
- Jasne, nazywaj moje dziecko na cześć swojego brata ćpuna. - wziął nosidełko i ruszył w stronę pokoju małego. - Mów sobie do niego jak chcesz. W papierach jest Kendall.
Spojrzałam oburzona, jak zamyka za sobą drzwi. Rzuciłam dokumenty na stół i poszłam się położyć spać, żeby przypadkiem nie zabić Jamesa.

8 komentarzy:

  1. Robaczek dziękuje za dedykację <3 Uwielbiam cię.
    Ja nadal jestem w szoku. Mnie jest ciężko czymś zszokować, więc wiedz, że jesteś nieliczną z tych, którym się to udało. Spodziewałam się, oczywiście, jak będzie wyglądał stosunek Susie do dziecka, ale... ale nie aż tak! Kawałek mięsa. Kurwa. Zdawało się, że już zaakceptowała to, co się stało, że jest w ciąży, ale kiedy mały już przyszedł na świat... Nie mogę się wysłowić, po prostu nie mogę.
    To dziecko nie jest niczemu winne, a otrzymuje od początku swojego życia tylko zarówno obojętność jak i nienawiść ze strony matki. Kurwa, to jest patologia. Ona ma jakąś depresję poporodową, czy chuj ją tam wie, leży całymi dobami w łóżku i nie wstaje, ma wszystko gdzieś, a James się nim na razie zajmuje. Na razie. Co będzie, kiedy wyjedzie w trasę, kiedy zajmie się do reszty sprawami zespołowymi? Przecież nie będzie go ze sobą nosił. Kto się niby będzie chciał nim zająć? Nie, ja w to nie wierzę. Wiem, że to co teraz powiem jest okropne, ale może rzeczywiście lepiej by było, gdyby wtedy usunęła tę ciążę. Ograniczyłaby cierpienia całej ich trójce i nie tylko im. To jest nie do pomyślenia... Traktują to dziecko gorzej niż zwierzę, gorzej niż szmatę. Ten fragment: "Ja nawet nie chciałam wybrać mu imienia. Hetfield mi powtarzał, że musimy go w końcu nazwać, ale ja nie chciałam tego słuchać." wywołał u mnie jedno wielki"ja pierdolę". To jest aż straszne. Jeśli dalej tak będzie, a bardzo możliwe jest, że będzie, to opieka zabierze im małego jak nic. Może nawet to i lepiej. Przepraszam, jestem wściekła. Rodzinka od siedmiu boleści... To jest porażka. Ogromna porażka, której powinni się wstydzić do końca życia.
    Muszę ochłonąć, więc przejdę do czegoś pozytywniejszego :') Jason! Kochany Jason, który służy pomocą i wsparciem nawet komuś takiemu jak Susie, jako jedyny nie jest dla niej oschły i traktuje ją poważnie. Wiezie ją do szpitala, jest z nią w czasie porodu, podczas gdy to dziecko należy do jego kumpla, stara się go tam ściągnąć, gdy tamten ma wszystko w dupie, powiadamia jej ojca. Ma na pewno swoje sprawy i problemy, a martwi się również i o nią, choć myślę, że bardziej zależy mu na tym, żeby uchronić ją i Jamesa od napięć między nimi, choć wiadomo, jak to w końcu wyszło. Ale Jase jest lojalny, nie zostawił jej tak i chwała mu za to.
    Jeszcze odnośnie Kristen, bardzo dobrze, że ma chłopaka i że to zdruzgotało Jamesa. Dobrze mu tak, ma za swoje, dupek jeden. Po tym rozdziale już całkiem zmieniam do niego stosunek, już nie ma co liczyć na moją przychylność w razie czegokolwiek. Ach, jak ja go teraz nienawidzę :')
    Nie wiem, nie wiem jak to dalej będzie, jak to się rozegra, jak zareaguje Devon, jeśli się dowie, jak będzie Susie odnosić się do tego dziecka... Przecież James nawet nie może zostawić go z nią sam, bo ona może mu coś zrobić. Kurwa, to jest straszne.
    Patty, ty wiesz, że ja cię wielbię, za twoje pomysły, talent i za wszystko i mimo tego, co teraz się dzieje wierzę, że będzie dobrze. To ślepe nadzieje jak na razie, tak, ale... czekam na happyend :')

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Czytam twoje opowiadania od tygodnia i przeczytałam wszystko co masz na blogu. Bardzo mi się podoba ale wydaje mi się że Susie nie kocha Jamesa albo jest z nim w nieszczęśliwym związku. Co prawda dziecko nie było jej na rękę a akcja z Larsem mam nadzieję że będzie rozkręcona ;) podoba mi się twoja twórczości i nie rozum tego co zaraz zrobię jako reklamę ale czy mogłabyś wypowiedzieć się a pro po moich opowiadań? (czarodziejka.snow.pinger.pl) bardzo mi zależy ponieważ piszesz świetnie i kilka rad od ciebie byłyby czym fajnym ;) jeszcze co do opowiadań: są one mroczne, nie to co poprzednie i w sumie fajnie bo nie czytałam takich dawno. Mam nadzieję że będzie tu jakieś szczęśliwe zakończenie :) pozdrawiam i wesołych świąt <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, Patty ;)
    Zaczynając od samego początku- Jason w twoim opowiadaniu jest takim pociesznym słoneczkiem ;) Pomaga Suie mimo, iż reszta ma na nią wywalone. Sprawia wrażenie, jakby nie pasował do Mety, do świata w jakim się znalazł. Jest dobrym facetem i patrząc po jego znajomych, jest to brutalna cecha. Po co komu dobroć? Liczy się alkohol dziewczyny i koncerty. Nie wiem, jak on sobie radzi w zespole. Bynajmniej tutaj u Ciebie sprawia wrażenie, jakby wszedł w świat thrash metalowców przez przypadek.
    Cieszy mnie fakt, że to akurat Newsted był przy porodzie. To musiało być dla niego szokujące przeżycie, ale się nie wymigał, dotrzymał towarzystwa biednej ćpunce. Dobry z niego facet, niektórzy jego intencje mogą kiedyś wykorzystać.
    Kawałek dalej mamy Su, która nie interesuje się dzieckiem. Spodziewałam się, że tak będzie. Dziewczyna od początku próbowała pozbyć się chłopca. James natomiast zobowiązał się do wychowania dziecka. W obecnej sytuacji jestem niemal w stu procentach pewna, że nie podoła zadaniu. Póki co nasz zidiociały Het interesuje się bardziej nową koleżanką niż własnym potomkiem. Jak go kocham, tak w tym opowiadaniu go nienawidzę. Oj, James, co z Ciebie za facet? Bierz przykład z Devona, on jest dobry dla swojej kobiety.
    O wilku mowa! Ledwo zaczęły się rozmyślania blondynka i już głowę zaprzątnęła mu Kristen. Hetfield nie jest gówniarzem, powinien wziąć się w garść i bardziej ucieszyć na myśl o dziecku, skupić się na nim, a swoje zauroczenie odstawić na bok. Niestety tak zapewne się nie stanie. Kris jeszcze namiesza i to bardzo.
    I na zakończenie ponownie zaszczyciła nas perspektywa Su. Czyżby po porodzie wpadła w depresję? Mimo iż jej stosunki z James'em nie są na porządku dziennym, chłopak powinien się choć odrobinę nią zainteresować i próbować pomóc. Póki co jestem w szoku, że Het zajmuje się dzieckiem. Zobaczymy jak długo to potrwa ;) W końcu na piedestale stoi Kris.
    Dobry rozdział, tylko trochę tego mało. Czekam na więcej, życzę masę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Parry, nie wiem, czy Ty to widzisz, ale mamy wtorek, a ja siedzę i piszę Ci komentarz, dodam, że jest za dziesięć dziesiąta, kiedy zaczynam :')
    I tak, wspomniałaś, że nie jesteś jakoś szczególnie za tym rozdziałem, to ja śmiało mogę powiedzieć, że mi on się bardzo podoba, w ogóle zauważyłam, że często rozdziały, które autor ma za słabe są bardzo dobre, a może nawet i najlepsze, taka nasza artystyczna ironia, haha.

    Ale przechodząc do mojego, jak zawsze ulubionego, sedna.
    No Jason.
    Wiesz, zapomniałam kompletnie o jego istnieniu, w zasadzie jeśli mowa o Susie i jej towarzystwo, to cały czas obracałam się od złego do jeszcze gorszego, bo w końcu James, Lars i ten pieroński Dave. A tutaj ni stąd, ni zowąd, wyrasta Newsted, który - zapewne nieświadom niczego - wszedł centralnie w sam środek huraganu, a tam najgorzej, jak powszechnie wiadomo. Zastanawiam się, co on sobie myślał, kiedy to wszystko się działo, a on został obarczony tak potężną odpowiedzialnością i czymś, co teoretycznie należy do obowiązków ojca. Czy on nie czuł się z tym nieswojo? Niezręcznie? Zagubiony i źle? Na pewno, myślę. Ale on jest taki...och, on jest uroczy. I najprzystojniejszy z całego tego podłego zespołu, swoją drogą.
    Ja tak sobie myślałam, czy to się stało przypadkiem? Czy on był na tym miejscu i w tym czasie od tak? Niemożliwe. Pomijając już fakt, że ja w nie nie wierzę, choć to jest istotne. I tak...naturalnie, że myślałam o tym, co jeśli kiedyś wyszło...że oni razem. Zastanawiałam się wiele razy, co jeśli Su wzięłaby kogoś z zewnątrz. Takiego jak jest Jason, który jako jedyny jej, paradoksalnie może, ale nie zostawił. Cieszę się.

    Wiedziałam, że dziecko będzie biedne, chyba nawet pisałam Ci o tym. Kawałek mięsa, a jakże. Podejrzewałam ją o syndrom Baby Blues, o którym też wspominałam i choć nic nie zostało jeszcze tak powiedziane, to w zasadzie ona mogłaby go mieć. Troszkę wariuje, nie robi nic i ma wstręt do dziecka z koszmarnym imieniem, kolejny minus dla Jamesa, mhm. Nie mam pojęcia, co z małym będzie, nawet nie wiem, czy ja chcę to wiedzieć. Wiem jedno, wiem, że chcę, by Susie zostawiła Jamesa i poszła w cholerę, najlepiej razem z dzieckiem, jasne, że z nim. Męczy mnie ich związek, szkoda mi dziewczyny, a tego to bym już dawno udusiła, nie wierzę, że oni wciąż razem, nie wierzę, że sami się nie podusili.
    Wszystko się odwróciło do góry nogami, teraz już kompletnie.

    Została mi moja kochana wisienka, blondynek, James. I co, i ja jestem dumna, pękam z dumy, jeśli mowa o Kristen, czy ja mogę wiedzieć, do kogo mniej więcej jest podobny jej chłopak, ale wiem, że już się w nim zakochałam, daję słowo. I mina Hetfielda w mojej głowie - bezcenna, haha. Jestem najdumniejsza, naprawdę.
    Gdzie on w sobie był, kiedy dowiedział się - od Jasona - że został ojcem? Że JEGO Susan urodziła ICH syna? Chociaż wciąż mam wrażenie, że to biedne dziecko jeszcze nie ma rodziców, szkoda mi go.
    Chyba straciłam w nich już jakąkolwiek wiarę, a zawsze miałam jej niewiele i byłam oporna. Ciężka droga, straszne im piekło z życia zrobiłaś, zła Parry, oj zła... A ja to czytam z takim zapałem i miłością, nic nie lepsza!

    Czy powiedziałam już wszystko? Nie wiem, bardzo możliwe. Chyba tak. Ciekawa jestem, w jakim kierunku pójdzie życie...mhm, rodzinne biednej Su. A może w tej chwili pójść absolutnie wszędzie.
    Rozpatrz wszystkie moje prośby, błagam, haha! I nie będę Ci już mówić, że cudnie, bo jeszcze Ci się znudzą moje komentarze, haha, do następnego, Kochana ♥

    Na szary koniec chciałam Cię zostawić z moim nowym linkiem, jednak nie wytrzymałam, a mam już spore zapasy, więc... :')
    http://underground-queens.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wpadlam na chwile i przeczytalam najnowszy. Nie wiem co wyprawialo sie wczesniej, ale rozdzial jest super (na pewno lepsza zapchajdziura niz moj dawny dobry xD).
    Ekhm, tez nie lubie miesa, a Jason jest super, ekstra i gshjwekrfuydjsndebrv wszystko. :3 Chyba lece czytac cale The Unforgiven od poczatku.

    Pspspspsps. Zaczelam skrobac do zeszytu, mam rozne opowiesci, cwicze ciagle warsztat i chyba niebawem zaczne cos publikowac. Co tu mowic? Wsadzilam Kirka za lade sklepowa, takze tego. XD
    Czymaj sie konioglowie. C:
    Pspspspspspppspspspspsp. Czekam na list. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaaaaa, kiedy Ty tu byłaś ostatnio?!
      to ja czekam, czekam i już nie mogę się doczekać czegoś nowego od Ciebie! ja w ogóle nie mogę się doczekać żeby Cię przytulić! <3

      Usuń
  6. Whiplash z anonima.
    Mam nadzieję że list już dotarł :)
    Kurde, chciałabym Ci wyjaśnić jak to jest z tymi moimi chłopakami, ale nie mogę, toż to byłby spojler ;_;
    Tak czy inaczej - wszystko się wyjaśni, obiecuję.
    Wiesz,cieszę się że to akurat Jason się 'zakręcił' wokół Susan w tym rozdziale. Kocham Jasona zawsze i wszędzie (mimo że u mnie to taka gnida). Zachował się tak jak powinien zachować się James i chwała mu za to.
    Takiej właśnie reakcji Susan na dziecko się spodziewałam. Żadnej innej.
    James James James... Bardziej obeszło go to, że widział Kirsten z kimś innym, niż to, że Susan urodziła. Jezu, ten ich związek już naprawdę nie ma sensu. Dobrze chociaż że się tak zajmuje dzieckiem, podczas gdy Susan ma wyjebane. Aż się dziwię, że oburzyła się na jego imię. Przecież ona go nawet na rękach nie miała.
    James pewnie dalej będzie podbijał do Kirsten. Na pewno będzie ukrywał przed nią, że właśnie urodziło mu się dziecko.
    Ciekawa jestem, jaka będzie reakcja Devona na dziecko. On na pewno się o tym dowie.
    Sorry kochana za taki komentarz z dupy, ale naprawdę dzisiaj mi mózg siada.
    PS. Widziałaś tego Łukasza który dołączył do Top Chefa? Ja pierdolę! Jaki on jest przystojny!
    Mam jeszcze pytanie (mam nadzieję że odpowiesz twierdząco). Wybierasz się na Scorpionsów w Łodzi? :)
    Pozdrawiam, czekam na nowy rozdział i na list :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na urodzinowy rozdział! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń