mówcie coś :(
Shanell
Wróciłam do domu w sobotę rano. Z lotniska pojechałam na chwilę do mieszkania, gdzie zostawiłam swoją walizkę, przebrałam się i pojechałam do agencji. W domu pojawiłam się dopiero koło dwudziestej. Nick już tam był.
- Cześć. - powiedziałam cicho, wchodząc go salonu. Uśmiechnęłam się słabo i przytuliłam się do Nicka.
- Co tak długo? - spytał, odsuwając się ode mnie. - Miałaś być rano.
- Wiem. Przepraszam. Zostawiłam tylko swoje rzeczy i musiałam pojechać do agencji.
- Na tyle czasu?
- Musiałam przejrzeć z Ryanem zdjęcia z sesji dla Glamour, później miałam spotkanie, bo Moschino chce zrobić ze mną w przyszłym roku kampanię reklamową. Musiałam też wziąć od Ryana prezent dla ciebie.
Pokręcił głową i usiadł z powrotem na kanapie. Zajęłam miejsce obok niego.
- Milan jest u moich rodziców?
- Nie, śpi w swoim pokoju. Płakał za tobą aż w końcu zasnął zmęczony.
- Serio?
- Shanell... - westchnął i spojrzał na mnie. - Za dużo pracujesz, za często wyjeżdżasz. We wrześniu prawie w ogóle nie będzie cię w domu.
- Nie pracuję tak dużo jak wcześniej.
- Dla dziecka to i tak jest za dużo. Prosiłem cię, żebyś zrobiła sobie jakiś rok przerwy.
- Nick, nie zaczynaj znowu. Jeszcze dwa lata temu to mieszkanie to był mój hotel. Wtedy ci to nie przeszkadzało.
- Wtedy nie było dziecka.
- Nie będę pracować do końca życia. Jeszcze góra pięć lat. Z każdym rokiem to wszystko będzie coraz mniej intensywne.
Mój chłopak westchnął i wstał ze swojego miejsca.
- Zjesz coś? Zrobiłem obiad.
- Naprawdę?
- Chciałem zjeść coś bawarskiego i zadzwoniłem do mamy. Zrobiłem zapiekankę ziemniaczaną z kiszoną kapustą, ale wiedziałem, że nie będziesz jeść, więc zrobiłem jeszcze zupę ziemniaczaną po bawarsku.
- Ej, byłam na diecie przez ostatni miesiąc, a następny pokaz mam dopiero we wrześniu. Zjem wszystko.
Poszliśmy razem do kuchni i pomogłam mu w przygotowaniu posiłku. Nie poruszaliśmy już tematu mojej pracy. Nie chciałam mu nawet mówić, że za tydzień muszę lecieć do Nowego Jorku na przymiarki do pokazu Victoria's Secret. Nie chciałam się z nim teraz kłócić.
Po kolacji zrobiliśmy sobie jeszcze kanapki i włączyliśmy jakiś film. Byłam wykończona całym dniem, więc powoli przysypiałam na jego ramieniu.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się zdezorientowana, kiedy usłyszałam dźwięk telefonu. Nick wstał i poszedł odebrać. Wywnioskowałam, że rozmawiał z jakimś starym znajomym, dziękował mu za życzenia. Rzuciłam wzrokiem na zegarek, który wskazywał już kilka minut po północy.
Poszłam do sypialni, żeby wziąć prezent dla Nicka i wróciłam do salonu. Kiedy skończył rozmawiać, usiadł z powrotem obok mnie.
- Kto dzwonił? - spytałam, przysuwając się do niego.
- Kerry i Jeff. Kazali cię pozdrowić.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko. Pocałowałam go i przytuliłam się do niego. - Wszystkiego najlepszego kochanie...
- Pamiętałaś.
- Zawsze pamiętam. - szepnęłam i podałam mu czarny album. - To dla ciebie.
Wziął go ode mnie i otworzył na pierwszej stronie. Było tam napisane moim pismem: "Dla drugiego najważniejszego mężczyzny w moim życiu - Shanell Evans". Przerzucił na kolejną stronę, gdzie było moje zdjecie. Potem kolejne. I następne.
Ryan specjalizował się w czarno-białych fotografiach, głównie w aktach. Poprosiłam go, żeby zrobił mi najlepsze nagie zdjęcia jakie potrafi. I chyba się udało. Sesja wyszła wspaniale. To nie było żadne wulgarne porno, tylko prawdziwa sztuka.
- Są piękne... - spojrzał na mnie Nick.
- Zobacz ostatnią stronę.
Kiedy dojechał do ostatniego zdjęcia, popatrzył na mnie, a potem znowu na fotografię. Było tam nasze pierwsze wspólne zdjęcie. Pierwsze, na którym byliśmy razem jako para, a nie jako przyjaciele. Zostało zrobione w listopadzie 1988 roku, po koncercie Megadeth w klubie Roxy Theatre. Wtedy jeszcze nie podejrzewałam, że może nam się udać stworzyć prawdziwy związek.
- Mam nadzieję, że ci się podoba. Nie chciałam kupować ci płyt, perkusji czy czegoś do ubrania, bo to zbyt oklepane. Takiego prezentu na pewno jeszcze nie dostałeś.
- Wiesz... kilka lat temu wziąłem sobie od Dave'a gazetę Sports Illustrated Swimsuit, gdzie były twoje zdjęcia w stroju kąpielowym. Do tej pory gdzieś ją mam. Miałaś na nich z osiemnaście czy dziewiętnaście lat. Słabo się wtedy znaliśmy, a dzisiaj jesteś moją przyszłą żoną.
Uśmiechnęłam się i bez słowa przytuliłam się do niego. To chyba była jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie od niego usłyszałam.
Diana
Ósmy tydzień mojej ciąży dobiegał końca. Nudności nadal mnie nie opuszczały, ale nie były tak silne jak jeszcze dwa tygodnie temu. Pracowałam cały czas i miałam zamiar być w pracy tak długo, jak pozwoli mi na to zdrowie.
Tego dnia również nie czułam się najlepiej, ale zignorowałam to. Dzień w hotelu zleciał mi dosyć szybko. Była niedziela, więc nie było zbyt dużego ruchu i nie musiałam użerać się z gośćmi. Kiedy wróciłam do domu, Dave wychodził akurat do pracy na popołudniową zmianę.
- Cześć Di. - powiedział, zakładając swoją jeansową kurtkę.
- Cześć.
- Jak w pracy?
Wzruszyłam ramionami i ściągnęłam moje czarne obcasy. Rozwiązałam włosy i założyłam gumkę na nadgarstek.
- Odgrzej sobie obiad. Travis już zjadł i wyszedł na dwór.
- Ok. Poradzę sobie.
- Wrócę o dwudziestej drugiej. - pocałował mnie i wyszedł z domu.
Poszłam się przebrać i przygotować sobie coś do jedzenia. Nie miałam za bardzo apetytu, więc zrobiłam zieloną herbatę, usiadłam przed telewizorem i oglądałam jakiś serial. Niedługo później mój synek wrócił z podwórka i spędziłam z nim resztę dnia. Kiedy położyłam go spać, odgrzałam sobie zupę i włączyłam film "Szczęki", przez który nabrałam ochoty na śledzia w occie. Nie chciałam jednak wychodzić już do sklepu, więc zrobiłam sobie kanapki z pastą rybną i poszłam się położyć. Nie czekałam na mojego chłopaka, tylko od razu postanowiłam pójść spać, kiedy poczuję się senna. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się, kiedy w mieszkaniu było ciemno i cicho. Dave spał obok mnie. Czułam się źle, a koszulka lepiła się do mojego spoconego ciała. Wstałam powoli z łóżka, żeby iść do łazienki przebrać się i przemyć twarz zimną wodą.
Zamknęłam po cichu za sobą drzwi i ściągnęłam moje różowe spodenki od piżamy. Wtedy coś przykuło moją uwagę.
Na mojej bieliźnie była krew.
Przez chwilę nawet nie wiedziałam jak mam się zachować, co mam myśleć, co robić. Kiedy poczułam łzę spływającą po moim policzku, wciągnęłam na siebie z powrotem moje spodenki i pobiegłam do sypialni.
- Dave... - szturchnęłam go. Nawet nie zareagował. - Dave... - powtórzyłam głośniej łamiącym się głosem. Odwrócił się powoli w moją stronę i spojrzał na mnie niewyraźnym wzrokiem.
- Płaczesz? Co się stało?
- Zawieź mnie do szpitala... Krwawię... - wykrztusiłam przez łzy.
Dave
To była ciepła czerwcowa noc, o której bardzo chciałbym zapomnieć.
Obok nas mieszkało trzech studentów, którzy bez przerwy siedzieli w nocy i odsypiali na zajęciach, więc kazałem im popilnować Travisa, który mógł w każdej chwili się obudzić. Wziąłem Dianę do samochodu i pojechaliśmy do najbliższego szpitala. Kiedy do niego weszliśmy, rozejrzałem się nerwowo po poczekalni w celu znalezienia jakiegoś lekarza. Diana jęknęła z bólu i złapała mnie mocno za rękę. Zaczepiłem szybko jakąś pielęgniarkę.
- Proszę mi pomóc. Moja dziewczyna jest w ciąży, zaczęła krwawić... - powiedziałem łamiącym się głosem i podtrzymałem ją, żeby przypadkiem nie upadła. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem Diany w tak złym stanie. Może tylko wtedy, kiedy na początku naszej znajomości przez przypadek dowiedziała się, że na boku spotykam się z Kelly, dziewczyną, którą poznałem na wieczorze kawalerskim Jamesa. Ale teraz cierpiała bardziej. Nie tylko psychicznie, ale też fizycznie.
- Który to tydzień? - spytała pielęgniarka, podchodząc do niej.
- Początek dziewiątego... - szepnęła Diana.
Kobieta bez słowa zaczepiła inną pielęgniarkę, która akurat obok nas przechodziła.
- Trzeba zabrać ją na oddział ginekologiczno-położniczy. To chyba początek poronienia.
Resztę zdarzeń z tej nocy pamiętam jak przez mgłę. Dianę zabrali na salę, na którą kategorycznie zabronili mi wejść. Usiadłem na plastikowych krzesełkach i po prostu zacząłem płakać. Tak bardzo ją kochałem i oswoiłem się już z myślą, że za kilka miesięcy zostanę ojcem. Chciałem być dla mojego dziecka najlepszym tatą pod słońcem i zapewnić mu wszystko, czego ja nie miałem. Zastanawiałem się, dlaczego akurat nam się to przytrafiło. Kochaliśmy się i chcieliśmy stworzyć prawdziwą rodzinę, ale nie udało nam się. Za to bez problemu urodziła syna skurwielowi, który nie chciał jej, nie chciał dziecka i zniknął z jej życia, zanim jeszcze zdążyła urodzić Travisa.
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem na szpitalnym korytarzu. Wcześnie rano poczułem, jak ktoś szturcha moje ramię. Odwróciłem się i zobaczyłem jedną z pielęgniarek, która pomogła Dianie.
- Może pan wejść do żony. - oznajmiła spokojnym głosem. Kiwnąłem głową i powoli podniosłem się ze swojego miejsca. Otworzyłem drzwi i wszedłem do sali. Na jednym z łóżek siedziała kobieta w średnim wieku. Płakała, a obok niej było kilka osób, prawdopodobnie z jej rodziny. Diana leżała na łóżku obok, zwinięta w kłębek i przykryta po szyję kołdrą. Chyba nawet nawet mnie nie zauważyła albo nie chciała zauważyć. Podszedłem do niej i usiadłem na krzesełku obok. Odgarnąłem jej włosy z twarzy i pogłaskałem ją po policzku. Spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczami i złapała mnie za rękę.
- Powinnaś wziąć parę dni wolnego w pracy. - odezwałem się w końcu. - Ja też wezmę, mam niewykorzystany urlop.
Diana przytaknęła tylko ruchem głowy.
- Przepraszam... - powiedziała cicho.
- Za co?
- Mogłam iść wcześniej do lekarza.
- Diana... To nie twoja wina.
- Muszę tu zostać jeszcze jeden dzień... Wracaj do domu. Nie przyprowadzaj tu Travisa i nic mu nie mów.
- Przyjdę do ciebie później...
- Nie przychodź. Chcę być sama.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie. - mruknęła i przykryła się cała kołdrą. Popatrzyłem na zwiniętą kulkę i pokręciłem głową.
- Kocham cię. - powiedziałem tylko i bez pożegnania wyszedłem z sali.
Jestem, panno Poczwaro.
OdpowiedzUsuńTak to już czasami bywa, że pary się kłócą przez pracę, bo ktoś w niej spędza dużo czasu, bo się jej za bardzo poświęca. Ale trzeba przecież pracować, trzeba z czegoś żyć, rozwijać karierę, ale rodzina też jest bardzo ważna i z nią też trzeba spędzać czas. Myślę, że Nickowi jest się ciężko na nowo przyzwyczaić do zawodu Shanell, bo on teraz zupełnie inaczej postrzega ich związek. To już jest coś więcej niż zwykłe bycie razem, to już jest pełna, kochająca się rodzina na całe życie. Możliwe, że on dlatego się o to martwi, ale nie jest przecież jeszcze tak źle. Przecież Shan nie lata sobie bez przerwy całymi miesiącami po świecie i nie zapomina o nim i o Milanie. Ale rozumiem Nicka, on się po prostu boi, że znów to wszystko straci.
Boże, tak szkoda mi Diany. Ona i Dave zasługiwali na dziecko, jeszcze się bali, byli niepewni, ale już się przygotowywali psychicznie do roli rodziców, pokochali to maleństwo, a tu takie nieszczęście. Współczuję Dianie, bo nic nie jest w stanie równać się z tym, co ona teraz przeszła i przechodzi. To straszne, stracić dziecko, które nosiło się pod sercem. Obawiam się, że ona teraz popadnie w jakąś depresję i jej stosunki z Dave'em się pogorszą, że ona się będzie obwiniała i nie będzie potrafiła z nim rozmawiać. Szkoda mi ich.
No, ale czekam na następny, trzymam kciuki za Dave'a i Dianę <3
Idź się schowaj.
OdpowiedzUsuńNie lubię Cię... za to co im zrobiłaś.
I tyle...
:(
Usuń