- Wygląda pięknie. - powiedziałam, patrząc na projekty sukni ślubnej. - Dokładnie taka jaką chciałam.
- Wszystko będzie robione ręcznie, każdy szczegół. Będzie szyta specjalnie dla ciebie, nikt inny nie będzie miał takiej sukni. - powiedział do mnie projektant.
- Dziękuję. - przytuliłam go. - Już się bałam, że nikt nie będzie umiał odtworzyć mojego pomysłu, ale jest cudowna. Przyjadę w czwartek, żeby zobaczyć jak idą prace.
- Jasne.
- Milan? - spytałam, szukając go wzrokiem. Zobaczyłam, że siedzi przy biurku i bawi się koralikami. - Chodź, idziemy.
Podeszłam do niego i pomogłam mu zejść, po czym pożegnałam się i wyszłam razem z dzieckiem z budynku.
- Jedziemy coś zjeść? - spojrzałam na niego.
- Tak!
- To chodź.
Otworzyłam drzwi samochodu, żeby mały mógł wejść do środka. Pomogłam mu i zamknęłam za nim drzwi, po czym sama podeszłam do miejsca kierowcy. Kiedy chciałam wsiąść do auta, usłyszałam za sobą znajomy głos.
- Shanell? - odwróciłam się.
- Crystal... - powiedziałam pod nosem. - Cześć.
- Mój Boże, nie widziałam cię od jakichś czterech lat... Nic się nie zmieniłaś.
- Ty też nie za bardzo. Nowy kolor włosów?
- Już od dawna go mam. - uśmiechnęła się.
- Co robisz w Los Angeles?
- Mój mąż dostał awans, ale musieliśmy się tutaj przenieść. Szukamy nowego domu. Pobraliśmy się trzy lata temu.
- Gratuluję.
- Dzięki. A co u ciebie? Jesteś sama?
- W kwietniu biorę ślub. - uśmiechnęłam się.
- O... - wyglądała na zaskoczoną. - Gratuluję. Z kim?
- Z Nickiem.
- Pamiętam go.
Kiwnęłam głową i rozejrzałam się zakłopotana.
- Moi rodzice często się zastanawiają co u ciebie. Tak nagle zniknęłaś...
- Nie zniknęłam. Cały czas mieszkam w tym samym miejscu. - wzruszyłam ramionami. - Po prostu... sama nie wiem. Chciałam zapomnieć.
- Dlaczego?
Westchnęłam.
- Nie chcę rozdrapywać starych ran. Mam już nową rodzinę, a o tym życiu chcę zapomnieć, ok? - zdenerwowałam się trochę. - Skoro tak bardzo wam przeszkadzało to, że się z wami nie kontaktuję, to dlaczego ani ty ani twoi rodzice nie próbowaliście do mnie zadzwonić? Cały czas mam ten sam numer telefonu i mieszkam tam gdzie zawsze. Zresztą... - machnęłam ręką.
- Mamo... - zawołał Milan z samochodu.
- Muszę iść, dziecko jest głodne. - otworzyłam drzwi. - Miłego dnia. Skoro będziesz teraz mieszkać w LA to możesz mnie kiedyś odwiedzić. Wiesz gdzie mieszkam.
Skinęłam na nią ręką i wsiadłam do środka. Zabrałam Milana do najbliższej restauracji i zamówiłam coś do jedzenia.
Myślałam o przypadkowym spotkaniu z siostrą Cliffa i o jego rodzinie, która bez przerwy się we wszystko wtrącała. Dlatego po jego śmierci nie chciałam mieć już z nimi kontaktu. Nie chciałam żeby mieli jakiś wpływ na moje życie, rozdrapywać starych ran, wspominać. Chciałam już na zawsze zamknąć ten rozdział i zacząć nowe życie, z Nickiem i Milanem. I w sumie nawet mi się to udało. Nie żyłam przeszłością, założyłam swoją własną rodzinę. Nawet nie chciałam myśleć o tym, jak mogłoby wyglądać moje życie, gdyby Cliff żył i nadal bym z nim była.
- Kim była ta pani? - spytał Milan z buzią pełną naleśników. Wytarłam mu czekoladę z kącika ust.
- Dawna koleżanka.
- Ty jesteś ładniejsza.
Uśmiechnęłam się.
- Dziękuję, kochanie. Jesteś gotowy, żeby iść do przedszkola?
- Tak.
- Będzie fajnie. A jak nie to pójdziesz do innego.
Kiedy zjedliśmy, zostawiłam pieniądze na stoliku i wróciliśmy do domu, gdzie spędziłam resztę dnia z moim synkiem.
Mel
Uśmiechnęłam się do Sophii, która właśnie skończyła zajęcia baletu i pobiegła do szatni z resztą dziewczyn, żeby się przebrać. Wstałam ze swojego miejsca, wzięłam torebkę i chciałam już wyjść z sali, kiedy zaczepiła mnie kobieta prowadząca zajęcia.
- Możemy chwilę porozmawiać? - spytała.
- Jasne. - odpowiedziałam, a ona zaprosiła mnie do swojego gabinetu. Po drodze zastanawiałam się, co mogło się stać. Czy Sophia jest nieobecna, kiedy nie ma z nią mnie lub Jamesa, czy opuściła się w zajęciach, czy może sprawia problemy. Nauczycielka pozwoliła mi usiąść i sama zajęła miejsce przy biurku.
- Coś się stało? - spytałam.
- Nie. - odpowiedziała, a ja odetchnęłam z ulgą. - Sophia naprawdę dobrze sobie radzi. Ma dobrą postawę, radzi sobie z obrotami. Jest zaangażowana. Wiem, że uczęszcza na zajęcia od kilku lat, więc nie jest to chwilowy kaprys. Większość dziewczynek jest tu dlatego, że chodzą tu ich koleżanki lub rodzice je siłą zapisali.
- To była jej decyzja. Też byliśmy pewni, że po jakimś czasie jej się to znudzi, ale kocha to.
- Uważam, że powinna próbować dostać się do School of American Ballet w Nowym Jorku. - oznajmiła. - Tutaj nie ma żadnej dobrej szkoły baletowej. Ta jest w światowej czołówce.
- Chyba się pani trochę zagalapowała. - uśmiechnęłam się. - Wiem, że to kocha, ale wątpię, że będzie chciała wiązać z tym swoje życie. Taka kariera raczej długo nie trwa.
- Długo może i nie trwa, ale po zakończeniu kariery może zostać nauczycielką w jednej z najlepszych szkół baletowych na świecie. Może być choreografem lub mieć własną grupę taneczną.
Zamyśliłam się.
- Proszę o tym na spokojnie pomyśleć. - wstała ze swojego miejsca. - Porozmawiać z nią i z mężem. I dać mi znać po kolejnych zajęciach.
- Dobrze. - wstałam i wzięłam swoją torebkę, po czym razem wyszłyśmy z gabinetu. Kiedy Soph wyszła z koleżankami z szatni, pojechałyśmy do domu, a ja nic jej nie wspominałam o rozmowie z nauczycielką. Dopiero późnym wieczorem, kiedy James wrócił z pracy, a dzieci już spały, poruszyłam z nim ten temat.
- Rozmawiałam dzisiaj z nauczycielką baletu. Powiedziała, że Sophia powinna próbować dostać się do School of American Ballet w Nowym Jorku. Co o tym sądzisz?
- Nie wiem. Skąd możemy wiedzieć, czy za jakiś czas nie będzie chciała zająć się czymś innym niż baletem.
- Kilka lat temu też tak myśleliśmy.
- To poważna sprawa. Nowy Jork jest na drugim końcu kraju. Nie puszczę jedenastoletniej córki samej na wschodnie wybrzeże.
- Jasne, że nie. Dlatego najpierw mówię o tym tobie, a nie jej. To poważna sprawa i powinniśmy o tym razem pomyśleć i podjąć decyzję. Jeśli dostanie się do tej szkoły, będzie musiała zostać tam kilka lat. Więc my również będziemy musieli się przeprowadzić.
- Wtedy Nathan zacznie się buntować. On ma tutaj szkołę i przyjaciół. Ale nie zostawimy go przecież samego. Nie zrobimy też tak, że ty wyjedziesz z nią, a ja zostanę z nim tutaj. Rozleci nam się rodzina.
- Wiem. Wszyscy razem musimy usiąść i porozmawiać o tym.
Wzięłam jego pusty talerz i wstawiłam do zlewu.
- Idę się już położyć. - oznajmiłam.
- Ja jeszcze wezmę prysznic.
Wstał, po czym pocałował mnie i ruszył w stronę łazienki, a ja poszłam do sypialni.
Roxxi
- Masz już suknię ślubną? - spytałam Shanell, kiedy przechodziłyśmy pomiędzy kolejnymi działami w sklepie.
- Szyje się. Pokażę ci projekt w domu. Weźmiesz kaszkę dla dziecka? Jest za tobą.
- Bananowa czy malinowa?
- Bananowa.
Wzięłam jedno opakowanie i wrzuciłam je do koszyka. W tym samym momencie przy kasie zobaczyłam mój obiekt westchnień z uczelni. Cała zesztywniałam.
- Shanell, to on!
- Co? - zmarszczyła brwi. Pociągnęłam ją, aż wypuściła butelkę wody z ręki.
- To on. Lacroix.
- Ahh, ten twój żabojad. Który to?
- Ten w błękitnej koszuli. Przy kasie numer dwa.
Shanell wychyliła się, żeby lepiej go zobaczyć. Właśnie pakował swoje zakupy, mając ten sam kamienny wyraz twarzy co zwykle. Chwilę później zapłacił i bez słowa wyszedł ze sklepu.
- W sumie... normalny. Nawet pasuje na takiego kochanka. Ale wygląda na niemiłego. Ciekawe jaki jest w łóżku.
- Przestań. - westchnęłam nerwowo. - Idziemy już?
- Tak, Nick już pewnie dostaje szału w samochodzie. Wezmę jeszcze kukurydzę do salatki.
Poszłyśmy jeszcze na chwilę do kolejnego działu, wzięłyśmy kilka rzeczy, po czym poszłyśmy do kasy. Kiedy zapłaciłyśmy i wyszłyśmy z supermarketu, Shanell zaczęła mnie pytać, kiedy Lars przyjdzie na kolację. Nie słuchałam jej, ponieważ na parkingu znowu dostrzegłam wykładowcę z uczelni. Wyglądał na jeszcze bardziej zdenerwowanego niż zwykle.
- Twojemu Francuzowi chyba się samochód zepsuł. - powiedziała, wkładając zakupy do bagażnika. - Może mu pomożemy?
- Nie, Sha...
- Hej, możemy panu pomóc? - zawołała. - Mój narzeczony zna się na samochodach, może sobie poradzi.
- Nie sądzę. - odparł. - Ale może zobaczyć.
- Uuu, ale akcent.
- uśmiechnęła się i poprosiła Nicka, żeby poszedł mu pomóc. Nick oczywiście wcale nie był dobrym mechanikiem. Zrobiła to specjalnie. Menza mimo wszystko wyszedł z samochodu i poszedł do mężczyzny. My poszłyśmy za nim. Shanell udawała zatroskaną zupełnie obcym facetem, a ja przynajmniej mogłam postać obok i na niego popatrzeć.
- Niech pan teraz sprawdzi. - powiedział Nick, który zrobił coś pod maską. Lacroix wsiadł do środka i odpalił samochód. Wyglądało na to, że wszystko jest już w porządku.
- Rozrusznik się zawiesił, nic wielkiego. - oznajmił Nick, zamykając maskę.
- Dziękuję za pomoc.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział Nick, a wykładowca zaraz po tym odjechał bez pożegnania. Chyba nawet mnie nie rozpoznał.
- Nie ma humoru czy zawsze taki jest? - spytała Shan.
- Zawsze... przynajmniej wtedy kiedy go widzę. Czasami nawet nie odpowiada "dzień dobry".
- Weź go sobie odpuść, to chyba jakiś cham. Zresztą, spędziłam we Francji mnóstwo czasu i wiem jacy oni są. Widzą tylko czubek własnego nosa.
- Zupełnie jak ty.
- Oni są w tym mistrzami. Uczę się od najlepszych.
Pokręciłam tylko głową i ruszyliśmy w stronę ich samochodu, po czym pojechaliśmy do nich. Jakiś czas później dołączył do nas Lars.
Przez resztę wieczoru starałam się nie myśleć o tym facecie, ale średnio mi to wychodziło.
- Niech pan teraz sprawdzi. - powiedział Nick, który zrobił coś pod maską. Lacroix wsiadł do środka i odpalił samochód. Wyglądało na to, że wszystko jest już w porządku.
- Rozrusznik się zawiesił, nic wielkiego. - oznajmił Nick, zamykając maskę.
- Dziękuję za pomoc.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział Nick, a wykładowca zaraz po tym odjechał bez pożegnania. Chyba nawet mnie nie rozpoznał.
- Nie ma humoru czy zawsze taki jest? - spytała Shan.
- Zawsze... przynajmniej wtedy kiedy go widzę. Czasami nawet nie odpowiada "dzień dobry".
- Weź go sobie odpuść, to chyba jakiś cham. Zresztą, spędziłam we Francji mnóstwo czasu i wiem jacy oni są. Widzą tylko czubek własnego nosa.
- Zupełnie jak ty.
- Oni są w tym mistrzami. Uczę się od najlepszych.
Pokręciłam tylko głową i ruszyliśmy w stronę ich samochodu, po czym pojechaliśmy do nich. Jakiś czas później dołączył do nas Lars.
Przez resztę wieczoru starałam się nie myśleć o tym facecie, ale średnio mi to wychodziło.
Przygotowania do ślubu idą pełną parą, a tu taka niespodzianka. Nie dziwię się Shanell, że się zdenerwowała. Fajnie spotkać kogoś dawniej bliskiego po latach, porozmawiać i normalne, że padło pytanie o stare dzieje i o Cliffa, ale to takie narzucanie, że jakby Shan mogła sobie inaczej życie ułożyć, no to nie było na pewno miłe. Na szczęście wiem, że Shan nie będzie miała wątpliwości. Trzymam za nią kciuki.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, co bym zrobiła na miejscu Melanie i Jamesa. Soph musi być zdolna i jeśli to jej pasja, to czemu by miała jej nie rozwijać? Ale ja bym się bała, jest jeszcze mała, może ten wielki świat ją zniszczy. Nie mam pojęcia.
Nie podoba mi się ten facet Roxxi. To jakiś typ spod ciemnej gwiazdy. Na pewno będą z nim jakieś problemy. Ale wiem, że ty jeszcze zaskoczysz :)