piątek, 4 stycznia 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 7.

cześć aniołki. kolejny rozdział, który było mi trudno napisać. tak naprawdę miałam problem tylko z 3 rozdziałami: 1. z tym, kiedy zginął Cliff, 2.z tym dzisiejszym, 3. i tym, w którym Judy powiedziała dzieciom o jego śmierci. zmieniam się na gwiazdę rocka. / +  może ja tego nie zauważam dlatego, że sama stworzyłam tą postać i jakoś ją tam idealizuję i nie dostrzegam jej wad, ale ja nic irytującego w Judy nie widzę. :D chyba nigdy nie zrozumiem, co wszyscy do niej mają! może to te blond włosy?

- Roxxi, podaj mi kawę. - poprosiła Judy, wstawiając wodę. Dziewczyna podeszła do szafki, wyciągnęła z niej opakowanie z kawą i podała je przyjaciółce.
- Nie wiem, mam ich już budzić? - spytała Melanie, stawiając na stole 6 kubków.
- Daj im jeszcze trochę pospać. - odezwała się Roxanne, po czym postawiła na stole cukierniczkę.
Judy zalała kawę, a Melanie nakryła do stołu. Wspólnie z Roxxi naszykowały razem śniadanie.
- Mhm, cześć dziewczyny. - powiedział Lars, po czym podszedł do Roxanne i pocałował ją w policzek. - Hej skarbie.
- Siadaj, zjemy śniadanie i pójdziemy do szpitala. - oznajmiła, obejmując go w pasie. Lars usiadł przy stole i przysunął do siebie bliżej kubek z kawą.
- Jaymz... - szepnęła Melanie, kładąc się obok niego i głaskając go delikatnie po plecach. - Wstawaj, śniadanie jest gotowe.
- Jeszcze 5 minut...
- Chodź, zjemy i pójdziemy do szpitala.
- Hmm... - mruknął i odwrócił się w jej stronę, po czym musnął delikatnie jej policzek. - Shanell śpi?
- Tak, zaraz będę ją budzić i...
- Nie budź jej. Daj jej jeszcze pospać.
- Ale przecież musimy... - zaczęła, ale jej chłopak po raz kolejny jej przerwał.
- Wiesz doskonale o tym, że ona nawet tego śniadania nie tknie.
- Masz rację... - westchnęła, a chwilę po tym pocałowała go lekko w ramię i zeskoczyła z łóżka. - Wstawaj. Ubierz się i chodź na śniadanie. Aha, nie zapomnij, że dzisiaj czeka nas poważna rozmowa.
- Jesteś w ciąży? - spytał, patrząc na nią przerażony.
- Nie jestem w ciąży! Chodzi o to, co zrobiłeś dzisiaj o 4:00 nad ranem!
- Co zrobiłem?
- Mówiłam, że porozmawiamy o tym później. A teraz wstawaj i chodź.
Melanie wyszła, a James niechętnie wstał z łóżka. Wciągnął na siebie spodnie, koszulkę z Faith No More i założył swoje białe dunki. Spojrzał przelotnie na Shanell, która jeszcze spała i wyszedł.
- Cześć. - powiedział, przeczesując palcami włosy.
- Hej. - odpowiedziała Roxxi, kończąc swoją kanapkę. - Siadaj i jedz.
Kiedy James usiadł przy stole, wszyscy bez słowa zaczęli jeść. Kilka chwil później zobaczyli Shanell wchodzącą do łazienki ze swoją torebką.
Wyszła po kilkunastu minutach. Nie wyglądała zachwycająco, ale też nie odstraszała. Miała zrobiony lekki makijaż, włosy związane w kucyk i była ubrana w szarą luźną koszulkę, obcisłe potargane dżinsy i czarną ramoneskę. Wzięła swoje wysokie koturny, które leżały obok łóżka i założyła je.
- Shan, zjesz coś? - spytała Judy.
- Nie, nie jestem głodna.
- To wypij chociaż kawę.
- Ehh, ok. - mruknęła, siadając przy stole i przysunęła do siebie kubek.
Kiedy skończyli śniadanie, opuścili hotel i pojechali do szpitala. Nie zatrzymywali się nawet przy recepcji, tylko od razu weszli do windy i wjechali na 2. piętro. Weszli do sali Kirka, a ten otworzył oczy i zmierzył ich wzrokiem. Wszyscy popatrzyli zszokowani, a Lars doskoczył do niego i zasypał go pytaniami.
- Kirk! Kiedy się obudziłeś?
- Dzisiaj w nocy. - powiedział, zamykając oczy.
- Jak się czujesz?
- Tak sobie.
- Wiesz w ogóle co się stało? - dopytywał.
- Tak. Miałem wypadek. - odpowiedział zachrypniętym głosem i rozejrzał się. - A gdzie jest Cliff?
- Ale... - zaczął James i popatrzył na wszystkich. - Ty nic nie pamiętasz?
Kirk pokręcił przecząco głową.
- Posłuchaj... Ja, ty, Lars i Cliff jechaliśmy do San Francisco na koncert. Mieliśmy wypadek... i Cliff nie żyje...
Chłopak spojrzał na niego zszokowany, a zaraz po tym zacisnął powieki.
- To przeze mnie... - szepnął.
- Co ty gadasz. - odezwała się Roxxi. - Jakiś pijany facet wyjechał wam zza zakrętu.
- Ja mu tego życzyłem... - powiedział głośniej, a po jego policzku spłynęła łza. - Jeszcze przed tym... wypadkiem, kiedy mieliśmy próbę, życzyłem mu, żeby zginął w wypadku samochodowym...
- Przecież to były tylko żarty... Kirky, daj spokój... -  odezwał się Lars.
Chłopak nic nie odpowiedział tylko ukrył twarz w dłoniach i dalej płakał. Judy rozejrzała się po pomieszczeniu i spytała zdziwiona:
- Gdzie jest Shanell?
Lars, James i Roxanne wzruszyli ramionami, a Melanie powiedziała:
- Może poszła do łazienki.
Shan szła wzdłuż szpitalnego korytarza i rozglądała się. Podeszła do drzwi gabinetu lekarskiego i zapukała cicho.
- Proszę. - usłyszała donośny męski głos. Otworzyła je i weszła do środka.
- Dzień dobry... Nazywam się Shanell Evans i wczoraj mój przyjaciel trafił tutaj nieprzytomny po wypadku samochodowym.
Doktor zmierzył ją wzrokiem i próbował rozszyfrować o kogo jej chodzi.
- Kirk Hammett. - domyśliła się jego pytania. - Obudził się w nocy.
- Aa, no tak...
- Mój chłopak zginął w tym wypadku...
- Bardzo pani współczuję.
- I chciałabym go zobaczyć... - powiedziała nieśmiało.
- Jest pani tego pewna? - spytał, patrząc na nią uważnie.
- Tak. Na pewno. - kiwnęła głową.
- Dobrze, proszę za mną. - powiedział, wstając z miejsca i wyszedł z gabinetu. Shanell poszła za nim. Kiedy weszli do ciemnego chłodnego pomieszczenia, rozejrzała się i zatrząsnęła z zimna.
- Ta pani to dziewczyna tego chłopaka, którego wczoraj przywieźli. Zginął w tym wypadku na Alemany Boulevard. - mruknął lekarz do pewnego wysokiego mężczyzny, który przeszył Shan wzrokiem. Kiwnął potakująco głową, a lekarz opuścił pomieszczenie.
- Cóż... Ludzie rzadko chcą oglądać takie rzeczy. Na pewno chcesz go zobaczyć?
- Tak. Na pewno. - powtórzyła mu to samo, co lekarzowi w gabinecie.
- Dobrze. - westchnął. - Podejdź do stołu.
Dziewczyna zrobiła to posłusznie. Wolnym krokiem podeszła do stołu, na którym leżał ktoś przykryty materiałem, a mężczyzna po raz kolejny uważnie na nią popatrzył.
- Gotowa?
- T-tak. - powiedziała drżącym głosem. Mężczyzna odsłonił nakrycie, a Shanell popatrzyła ze łzami w oczach na sztywne i zimne ciało swojego chłopaka, które było jeszcze bardziej blade niż zawsze, podchodzące pod lekko szarawy kolor. Dotknęła delikatnie jego lodowatej dłoni, a po chwili szybko się cofnęła i odwróciła. Ukryła twarz w dłoniach i powstrzymywała łzy. Mężczyzna bez słowa zakrył ciało.
- Ludzie często nie zabierają rzeczy, które były znalezione przy jego bliskim, ale ty pewnie nie należysz do grona tych osób. - mówił, podchodząc do innego stołu, na którym leżały różne rzeczy. Podeszła do niego i spojrzała na nie. - Proszę, to twój chłopak miał przy sobie. - wskazał palcem na pognieciony bilet na koncert, stare paragony, kartkę z tekstem piosenki, klucze do mieszkania i małe czerwone pudełeczko. Shanell wzięła je do ręki i otworzyła. Kiedy zobaczyła pierścionek, otworzyła usta ze zdziwienia.
- Ale... ale to nie jest moje... - zaczęła się jąkać, patrząc to na mężczyznę, to na pierścionek. - To nie jest moje, jego tym bardziej nie...
- Miał to w kieszeni. - oznajmił, biorąc w ręce pozostałe rzeczy. - Chcesz to zabrać?
- Tak, oczywiście. - ożywiła się i schowała do kieszeni pudełeczko z pierścionkiem, a resztę wzięła w dłonie. Przed wyjściem odwróciła się jeszcze i spojrzała na zakryte ciało. Wzięła głęboki oddech i wyszła z pomieszczenia. Pobiegła na 2. piętro i weszła do sali w której leżał Kirk. Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Gdzie byłaś tyle czasu? - spytała Melanie. - I co tam masz?
Shanell położyła na łóżku wszystkie rzeczy, które trzymała w dłoniach i sięgnęła do kieszeni dżinsów. Wyciągnęła z niej pudełeczko i otworzyła, pokazując wszystkim jego zawartość.
- Wiedzieliście o tym? - zapytała ze łzami w oczach, patrząc na chłopaków.
- Skąd to masz? - odezwał się Lars.
- Facet z kostnicy mi to dał. Cliff miał to w kieszeni.
- Shan... - zaczął James, podchodząc do niej i dotykając jej dłoni. - Planował to od kilku miesięcy... Wczoraj odebrał ten pierścionek od jubilera i powiedział, że chce ci się oświadczyć w dniu twoich urodzin...
Dziewczyna spojrzała zszokowana najpierw na Jamesa, a potem na resztę. Schowała pierścionek do kieszeni, a po chwili powiedziała łamiącym się głosem:
- Chcę wrócić do hotelu.
- Ok. - powiedziała Judy, wstając z krzesła przy łóżku. - Kirk, przyjdziemy jeszcze dzisiaj. Trzymaj się.
- Jasne. Pa. - szepnął ledwo słyszalnie, a reszta pożegnała się z nim i wyszła, zabierając mu z łóżka rzeczy, które Cliff miał w kieszeniach w dniu wypadku.
Po kilku chwilach opuścili szpital i wrócili do hotelu.

***

Rano Davida obudził dźwięk tłuczonego szkła. Przetarł oczy i rozejrzał się po swojej sypialni, po czym wstał z łóżka i poszedł do kuchni. Zobaczył tam Sophię i Nathana siedzących przy stole oraz Masona stojącego na blacie.
- Co wy tu robicie? - spytał, patrząc na stłuczony talerz na podłodze.
- Chciałem zrobić śniadanie. - mruknął Mason, zeskakując z blatu.
- Mogłeś mnie obudzić. - powiedział David i sięgnął do szafki kuchennej po 3 miseczki i płatki czekoladowe, po czym postawił je na stole. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej mleko. Podał je Masonowi i wziął do ręki miotłę. - Jedzcie, a ja to posprzątam.
Kiedy zamiatał podłogę, do kuchni wszedł Dave w samych bokserkach i z rozczochranymi włosami.
- Co tu się dzieje kurwa?
David podniósł wzrok znad podłogi i spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Co ty robisz w moim mieszkaniu o tej porze?
- Aaa... - przypomniał sobie i podrapał się w głowę. - Nie chciało mi się wczoraj wracać do domu i przekimałem się u ciebie na kanapie. Jest jakieś śniadanie?
- Jak sobie zrobisz to będzie.
- Ale wiesz, że ja lubię tę twoją jajecznicę i...
- Kurwa, dopiero wstałem! - krzyknął David. - Jak jesteś głodny to sam sobie coś zrób, z tego co widzę to masz 2 ręce!
- No dobra, dobra... - mruknął Dave i podszedł do lodówki, po drodze głaskając Sophię po włosach.
Kiedy dzieci skończyły jeść śniadanie, poszły się ubrać i razem z Davidem wyszli z mieszkania.
- Ejj! - zawołał za nimi Dave. - Poczekajcie!
- Co chcesz? - zirytował się David.
- Gdzie idziecie?
- Do mieszkania Jamesa i Melanie, żeby Nath i Sofi wzięli sobie kilka rzeczy.
- A wejdziecie po drodze do sklepu?
- Nie, bo ja niczego ze sklepu nie potrzebuję.
- Ale ja nie mam fajek... - powiedział nieśmiało Dave.
- To idź i sobie kup.
- Ale nie mam pieniędzy...
- To idź i zarób! - krzyknął David, wychodząc z dziećmi z mieszkania.
- Ale ja wypłatę dostanę dopiero za 2 tygodnie, nie mam nawet kasy na papierosy! - jęknął Dave, wychodząc na klatkę schodową.
- Jakbyś nie przepierdalał pieniędzy to pewnie byś je jeszcze miał.
- Ale...
- Dave! - uniósł się David. - Nie widzisz, że nie mam czasu?
- Ale...
- Zamilcz.
Dave wrócił zrezygnowany do mieszkania, a David westchnął i wszedł z dziećmi do windy. Kiedy opuścili budynek, weszli do samochodu i pojechali pod blok Melanie i Jamesa. Sophia pierwsza wyskoczyła z auta i pobiegła do klatki schodowej. Mason, Nathan i David weszli za nią. Gdy David wziął od sąsiadki klucze do mieszkania i otworzył drzwi, dziewczynka wleciała do środka jak huragan i pognała do swojego pokoju.
- Milo! - zawołała, kiedy dorwała w swoje ręce pluszowego misia leżącego na jej łóżku i przytuliła go. - Tęskniłam za tobą...
- Sofi, weź sobie tę maskotkę i kilka ubrań. - powiedział David, zaglądając do niej do pokoju. - A potem pomóż Nathanowi, ok?
- Dobrze. - odpowiedziała i podeszła do swojej szafy. Ukucnęła i zaczęła wyciągać z niej ubrania, które najbardziej jej odpowiadały. W pewnym momencie podszedł do niej Mason i przykucnął obok.
- W tej będziesz ładnie wyglądać. - oznajmił i wskazał palcem na różową koszulkę. David spojrzał uważnie na swojego syna.
- Mase, ona wie lepiej w czym będzie ładnie wyglądać.
- Ale ja tylko chciałem jej pomóc...
- Idź pomóc Nathanowi.
Mason wyszedł z jej pokoju i poszedł do swojego przyjaciela. Gdy skończyli pakować swoje rzeczy, już chcieli wychodzić z mieszkania, jednak Sophia krzyknęła w drzwiach:
- Nie wzięłam szczoteczki do zębów! - przypomniała sobie i weszła z powrotem do środka.
- Moją też weź! - krzyknął za nią Nathan.
Sophia wróciła po kilku chwilach, po czym dała swojemu bratu szczeteczkę do zębów, a swoją schowała do torby. Weszli do windy i zjechali na dół, po czym opuścili budynek.
- Tato, jedziemy już do domu? - spytał Mason, kiedy David otwierał drzwi samochodu.
- A gdzie ty chciałeś jechać?
- Chciałem iść na lody.
- Jest dopiero 9:00 rano.
- Też bym chciała iść... - odezwała się Sophia.
- Ja też. - przytaknął Nathan.
David westchnął i rozejrzał się po ich twarzach.
- Dobra, chodźcie. - mruknął, zamknął samochód i ruszyli w stronę lodziarni. Szybko złożył zamówienie, wręczył dzieciom lody i wrócili do domu.
Gdy weszli do mieszkania, Mason poszedł do swojego pokoju razem z Sophią i Nathanem. David wszedł do salonu i zobaczył Dave'a śpiącego na sofie z pilotem w dłoni. Zabrał mu go i wyłączył telewizor, po czym podszedł do telefonu i wybrał numer hotelu w którym zatrzymała się Judy.
- Halooooooo...? - usłyszał zaspany głos po drugiej stronie.
- Shan, daj mi Judy.
- Judieeeeee... - jęknęła Shanell, wymachując słuchawką w powietrzu. - Dav dzwoni.
Dziewczyna podeszła do niej i odebrała jej słuchawkę z rąk.
- Słucham?
- Kiedy wracacie? - spytał prosto z mostu.
- Nie wiem... Naprawdę postaramy się jak najszybciej.
- Posłuchaj, zostawiłaś mnie z trójką dzieci, pojechałaś sobie na wakacje do San Francisco z przyjaciółkami i nawet nie wiesz kiedy wrócisz. Nie wiem czy wiesz, ale jutro jest poniedziałek i idę do pracy. Nie ma kto zaprowadzić i przyprowadzić dzieci z przedszkola.
- Po pierwsze, nie jestem tu na wakacjach. A po drugie, Nick chodzi teraz na popołudnie do pracy. A Marty i Dave mają nocki, więc pewnie będą mogli ich zaprowadzić i przyprowadzić. Zadzwoń do któregoś z nich i po kłopocie.
- Ja nie będę...
- Przestań robić problemy. - przerwała mu zirytowana. - Mogę sama zadzwonić, jeśli dla ciebie to wielki problem.
- To nie jest problem, tylko...
- Daj spokój. Ja już muszę kończyć. Ucałuj Masona ode mnie.
Judy rozłączyła się, a David zdenerwowany odłożył słuchawkę. Wyciągnął z szufladę paczkę Marlboro, wziął zapalniczkę i wyszedł na balkon.

14 komentarzy:

  1. Judy mnie wkurza. Jakby noe mogła powiedzieć David'owi co sie stało, kurde. Nie wiem co o tym sądzić... nie mam zdania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jutro przeczytam i skomentuje, obiecuje :*

    http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ zapraszam na 11 rozdział Zagubionego Księcia, który rozpoczyna część opowiadaną przez Lily :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, dalej szkoda mi Shanell, a nawet teraz jeszcze bardziej niż przedtem. Ten pierścionek...kurde, nie wiedziałam, że ten wypadek może tak strasznie namieszać. Tak naprawdę wszystko zaczęło się sypać, ale mi podoba się ten wątek a nawet bardzo. Też jest jakoś inaczej, nie tak, że wszystko się układa tylko są wzloty i upadki - jak w życiu normalnym. I powiem jeszcze, że ta cała Judy mnie lekko irytuje ._.
    Bardzo udany rozdział i jak zawsze - czekam :)!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi się podoba i wcale nie dlatego, że chce mieć u siebie wejścia, tylko naprawdę mi się podoba. Racja, że może i są powtórzenia, ale jakurwapierdole... Przecież nie mówisz wszystkim, że jesteś jakimś bogiem i piszesz nie wiadomo jak.;) Tak więc ja utrzymuje swoją wersję, że jest zajebiscie, a poza powtorzeniami nie widzę błędów (ew zjesz literę, ale to 1/2 na rozdział).. Dobra, już o opowiadaniu, bo się rozpisalam nie o tym, co trzeba..;P
    Biedna Shanell. Ja pierdole... Musialas zrobić tak, żeby znalazła ten pierścionek.? Zua, zua Istoto... Ale przyznaję, że tak jest lepiej, ciekawiej, więcej emocji itp, itd. Tylko mi się kuzwa smutno zrobiło..:( I się zgodzę z Clarissą. Czemu Judy nie powie Davidowi co się stało.? Bo ja się w sumie facetowi nie dziwię. Też bym się wkurwila, jakby mi ktoś trójkę dzieci zostawił i pojechał gdzieś w pizdu nie wiadomo po co. Mogłaby mu powiedzieć i po problemie. Chyba że nie chce przez telefon... Albo znowu snujesz jakieś szatanskie plany..x) Kirk się obudził i żyje.!..;D Idę robić replay z poniedzialkowo/wtorkowej nocy.! Trzeba jakoś opić fakt, że żyje i go nie zabiłaś..:D A wgl to Cię kocham, pisałam już.? ..xD Dalej taki dołujący nastrój.. Ale muszę Ci powiedzieć, że na dobre wkrecilam się w to opowiadanie, jak zaczęłam przypuszczać, że zabijesz Cliffa.. Ahh.. Nie lubisz tak. No to... Że Cliff zginie wcale nie przez Ciebie..;)
    Przezyjesz do czerwca, wierzę w Ciebie. Ja w sumie nie mam aż tak mało osób 'mojego pokroju' przy sobie, w klasie, szkole, ulicy itd, więc nigdy nie miałam takiej sytuacji, soł nie umiem do końca wczuć się w Twoją sytuację. Olej system i popierdoleńców and always be yourself..;) Dasz radę, ja to wiem. A jak wiem to tak jest i chuj. Pozdrawiam.;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja rozumiem o co chodzi. Widać, że nie jesteś nołlajfem i masz przyjaciół, znajomych itp. już po samym sposobie w jaki piszesz. Więc nic takiego nie sugerowałam.;) Tylko że w mojej klasie to tak.. Jest 11 osób (pierdolona pseudoprywatna szkoła. Przynajmniej w lo, to jest duużo osób na przerwach.;D). Ja i kolega słuchamy w miarę podobnej muzyki (czyt. rock, metal, punk), trzy osoby słuchają zespołów typu Nickelback, AC/DC, cztery osoby słuchają praktycznie wszystkiego prócz rapu i reggae i dwie słuchają rapu. + Chyba wszyscy blues i stray polski rock. Ale nawet te dwie ostatnie osoby są w miarę fajne, da się z nimi przeprowadzić rozmowę i tolerujemy siebie na wzajem. Więc chodziło mi raczej o to, że nie wiem, jak to jest mieć tak w klasie. Niby jak weszłam do gimbazjum, to oni wszyscy się już znali, a ja jedyna nikogo, ale od razu załapałam z nimi jakiś kontakt. Jestem typem osoby, która nie wstępuje do żadnego 'obozu' i jak kogoś lubi, to lubi i chuj i nikt nie ma o to do mnie pretensji.xD Ale nie potrafię sb wyobrazić, że... Masz 24 os w klasie.? Lubisz dwie.? Czyli 21 osób Cię wkurwia.? I siedzisz z nimi od pn do pt.? I właśnie tego sobie kuźwa nie mogę wyobrazić..xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie no weź xD kazdy potrzebuje krytyki nie?
    samo "oojoojoojj słitt blrelblelvwebn rzygamy tenczom *___*"
    to wiesz :P
    ale sie poprawimy z dialogami

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz... Z tym krzesłem to nie taki głupi pomysł...:D Wkurwia mnie ta moda na Gunsow.. Jprdl. Idioci, wszędzie idioci.. Ostatnio jedna taka przeczytała mój post o krojeniu i jak miałam koszulkę Gunsow to do mnie podeszła i zaczęła pytać. Ja ledwo się powstrzymuje od śmiechu, ale odp jej dobrze na dwa pytania. I ta jędza się mnie pyta ile mają piosenek, czujesz to.? Ja jej na to, że chyba sobie jaja robi, a ona że nie. Jest pytanie o utwory, proszę odpowiedzieć. Wkurwilam się oddalam jej tą koszulkę, a ona już chciała odchodzić, to ją wołam: 'moment, moment. Kochanie, chcę szansę na odzyskanie'.. Podchodzi taka przestraszona, to stwierdzilam, że i tak ją prostym pytaniem zalatwie. 'Drugi perkusista GnR?' I nie wie..xD Ale potem miałam dobry humor do końca dnia..;D

    OdpowiedzUsuń
  8. ej ej zmieniaj nazwe na rockstar. !!! i to już :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeszcze nie spotkałam się z osobą, która by to przyznała otwarcie. Na ogół udają, że słuchają już w chuj wie jak długo. Co swoją drogą też jest denerwujące..-,-
    To u mnie (znaczy się nie moje, tylko osób tego typu z mojej okolicy) ulubionymi piosenkami są chyba 'Paradise City' i 'Konckin'...'.. I oczywiście nie wiedzą, że ta druga nie jest ich piosenką, bo po co.xD
    Ymm.. No fajnie.. Całe dwa albumy i o jednym zapomniała. Brawa dla wielkiej fanki jaką to ona jest..:D

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiem, miałam przeczytać wczoraj, ale mam mały poślizg. Ale jak obiecałam, jestem, przeczytałam, a teraz zabieram sie za komentowaie.

    Ah, zdaje mi sie, ze Judy powinna powiedzieć Davidowi co się takiego stało. Bo facet własnie, siedzi sam z trójką dzieci, w sumie, to nie wie o co chodzi, moze zaraz do głowy przyjdą mu jakies głupie mysli i tak dalej. Jednak z drugiej strony powiedzieć taka rzecz przez telefon, to też nie jest dobre roziwązanie, bo to nie jest rozmowa na telefon. Sama nie wiem, co by tu było odpowiednim wyjsciem. Chyba takiego nie ma. Niestety.
    Shan ma doła. Nie ma co się dziwić. Jednak, że dała radę iść tam i zobaczyć Cliffa. Nie wiem, jak dla mnie to jest tylko takie dodtakowe katowanie się. Tyle tego dobrego, ze wzięła te rzeczy, ale pierscionek chyba zodłałwał biedna jeszcze bardziej. Eh...

    OdpowiedzUsuń
  11. czemu zabiłaś cliffaa... :< nie wiem ostatnio sie uparłam i cały czas mówię na cliffa "bonn" w sensie scott... kurwa xD
    nie wiem podobieństwo duże nie?

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam na 3 rozdział "Slash story" ;)
    http://breath-of-memories.blogspot.com/2013/01/slash-story-trzeci.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Nowy rozdział u mnie. Zapraszam.;)

    OdpowiedzUsuń