środa, 15 czerwca 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 27.

kto był na koncercie Megadeth? to była najlepsza noc w moim życiu...

Mel
Od prawie godziny siedziałam razem z Roxxi na lotnisku i czekałam na samolot mojego brata, który miał być już dwadzieścia minut temu. Była już prawie dwudziesta druga. James był w pracy, miał nocną zmianę. Dzieci już spały w domu. Roxanne nie miała co robić, więc postanowiła pojechać ze mną.
- Przyjdź do nas jutro. Obiecałam Shanell, że zrobię imprezę, jeśli podpisze kontrakt. Kupiłam jej już różowego szampana.
- Przyjdę.
- Nie wiem tylko, jak zaprosić Colina. Nie mam jego numeru. Chyba, że Shan go po prostu weźmie.
- Wątpię. Byłam dzisiaj u niej po pracy i znowu słyszałam, jak się kłócą przez telefon.
- Bez przerwy teraz skaczą sobie do gardeł. - zamyśliłam się.
- Zaproś Nicka.
- Myślisz, że przyjdzie?
Roxxi kiwnęła głową.
- Jest teraz sam. Jego córka mieszka z rodzicami jego byłej.
- Zaproszę go.
- On cały czas ją kocha, a ona patrzy na niego maślanymi oczami. Chciałabym, żeby wrócili do siebie.
- Chyba już trochę za późno. Nie są razem od dawna.
- Rozstali się przez głupotę. Gdyby nie to, nadal byliby razem.
- Uwielbiam ich jako parę, ale raczej nie ma co robić sobie nadziei.
- Ty też twierdziłaś, że nigdy nie wrócisz do Jamesa po tym jak cię zdradził. A jednak mu wybaczyłaś i jesteście ponad rok po ślubie.
Wzruszyłam ramionami i rozejrzałam się. Zobaczyłam wchodzących ludzi do budynku lotniska, którzy zmierzali w stronę odbioru bagaży. Szybko dostrzegłam mojego brata i drobną kobietę z nosidełkiem u jego boku. Pomachałam mu i szarpnęłam Roxxi za rękę. - To mój brat, chodź.
Ruszyłyśmy w ich stronę. Uśmiechnął się do mnie za daleka. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję.
- O mój Boże! - krzyknęłam, a Jonathan obrócił się wokół własnej osi, trzymając mnie na rękach. - Nie wierzę, że cię widzę!
- Nic się nie zmieniłaś. - postawił mnie i spojrzał na Roxanne.
- To Roxxi, moja przyjaciółka.
- Miło mi. - wyciągnął dłoń w jej stronę, a ona ją lekko uścisnęła.
- To moja żona, Katia. - wskazał na nią, a ona podeszła do nas. Była drobna i niska, miała ciemne falowane włosy i brązowe oczy. Podałam jej dłoń. Roxanne po chwili zrobiła to samo. - Słabo mówi po angielsku. A to jest Sierra. Nasza córeczka. - odkrył lekko kocyk w nosidełku. Spała tam mała dziewczynka z burzą ciemnych loków na głowie.
- Słodka. - posmyrałam ją po policzku. Chwilę później poszli odebrać swoje bagaże i opuściliśmy budynek lotniska. Roxxi odwiozła nas na moje osiedle, pożegnała się i wróciła do siebie. Weszliśmy do mojego mieszkania, gdzie Lola powitała ich głośnym szczekaniem. Od razu zaprowadziłam ich do sypialni, żeby mogli zostawić tam swoje rzeczy i położyć Sierrę.
Wstawiłam wodę na herbatę i wróciłam do salonu, gdzie mój brat oglądał zdjęcia. Podeszłam do niego. Zerknął tylko na mnie i wrócił do oglądania.
- Katia poszła już spać, jest wykończona podróżą. - oznajmił i wskazał palcem na jedną z fotografii. - To są twoje dzieci?
- Tak. Sophia i Nathan.
- Chyba byli dużo mniejsi na ostatnich zdjęciach, które mi wysłałaś. A twój mąż? Za dużo facetów na tych zdjęciach. - zaśmiał się, a ja podałam mu ramkę ze zdjęciem z naszego ślubu.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że już nie jesteś z Troyem.
- Oj daj spokój. - zaśmiałam się i wzięłam od niego moją fotografię ślubną. - Kiedy to było...
Troy był moim chłopakiem, kiedy jeszcze mieszkałam w Atlancie. Byłam z nim prawie cztery lata. To bardzo długo jak na nastoletnią miłość. Później jednak przeniosłam się z mamą i jej mężem do Los Angeles, trafiłam do liceum, gdzie zaprzyjaźniłam się z młodszą o dwa lata Shanell i dzięki niej poznałam Jamesa, a mój związek z Troyem się posypał. Nie miałam z nim kontaktu od lat i czasami zastanawiałam się, jak potoczyło się jego życie po naszym rozstaniu.
- A to kto? - wskazał na moje wspólne zdjęcie z Shan i Jamesem. - Ładna.
- To Shanell. Najlepsza przyjaciółka mojego męża. Zaprzyjaźniłam się z nią w liceum. Jest modelką, była nawet dwa razy na okładce hiszpańskiego Vogue. Może ją kojarzysz?
- Może Katia. Nie interesuję się takimi rzeczami.
- Poznasz ją jutro. - powiedziałam i ruszyliśmy w stronę kuchni. Zalałam herbatę i usiedliśmy przy stole. Rozmawialiśmy naprawdę długo. Nie potrafiliśmy się nagadać. Mimo tylu lat Jonathan w ogóle się nie zmienił. Położyliśmy się spać dopiero o czwartej nad ranem, kiedy już świtało. Przebudziłam się o ósmej. Podniosłam się obolała z kanapy i dostrzegłam Jamesa, który spał w hotelu. Szturchnęłam go lekko w ramię, a on otworzył oczy. - Nie chciało mi się wczoraj rozkładać kanapy, przepraszam. Połóż się.
- Ty już nie będziesz spać?
- Nie. Wyspałam się. Zresztą Sophia i Nathan pewnie za chwilę się obudzą.
Kiwnął głową, przecierając oczy. Pocałował mnie i położył się na kanapie, prawie od razu zasypiając, a ja ruszyłam w stronę kuchni, żeby przygotować śniadanie dla reszty.

Shanell
- Będę mogła zabrać kogoś ze sobą na pokaz Victoria's Secret? - spytałam Ryana, kiedy wychodziliśmy z agencji.
- No tak. Możesz wziąć kogoś bliskiego. Rodziców, chłopaka czy przyjaciółkę.
- Chcę zabrać Milana, Colina, Jamesa i Mel, Judy, Dave'a i Dianę, Roxxi, moich rodziców...
- Shanell, to nie są wakacje!
- Ale chcę żeby były przy mnie wszystkie wyjątkowe osoby w tym dniu...
- Nie możesz zabrać każdego. Nie możesz się też rządzić i robić wszystkiego, co ci się podoba...
- Będą grzeczni. Proszę cię. Pogadaj z kimś. Powiedz, że to dla mnie ważne.
- Wchodź do samochodu.
- Ryan...
- Zastanowię się jeszcze. Wskakuj.
Westchnęłam głośno i weszłam na tylne siedzienie.
- Gdzie mam cię odwieźć?
- Do Jamesa. - rzuciłam bez emocji i podałam mu adres. Wyciągnęłam z torby moją szarą prostą koszulkę na ramiączkach, czarne obcisłe spodnie i jeansową kurtkę. Przebrałam się, a kiedy zawiązałam moje białe trampki, przeszłam na miejsce pasażera. Zerknął na mnie bez słowa.
- To będzie świetny rok. Sesja dla niemieckiego Vogue, okładka Harper's Bazaar i Cosmopolitan, kampania reklamowa dla Elie Saab, pokaz Versace, Chanel i Diora, a na zakończenie pokaz Victoria's Secret w grudniu. - wyliczał z zadowoleniem.
- Nie mogę się doczekać pierwszego pokazu Victoria's Secret i sesji dla niemieckiego Vogue. Wzięłabym wtedy ze sobą Nicka i Milana. Nick spotkałby się z rodziną, a oni w końcu zobaczyliby małego. Jeszcze nie mieli okazji widzieć go na żywo, a niedługo ma już roczek.
- Shanell! Co cię Nick interesuje? Nie jesteście już razem. Przestań też wszędzie targać dziecko, bo to niezdrowe. Rozłąki też są czasem wskazane. Lata lecą, skup się na karierze.
Ryanowi było łatwo mówić coś takiego. Nie miał rodziny, swoich dzieci, nie miał nawet żadnej dziewczyny. Praca była całym jego życiem. Moim też, ale kiedy pojawił się Milan, wiele rzeczy uległo zmianie.
- Możesz mnie tutaj wysadzić. - odezwałam się w końcu po długiej chwili milczenia. - Przejdę przez ulicę i będę na miejscu.
Zjechał na pobocze i zatrzymał się. Pożegnaliśmy się i wysiadłam z jego samochodu. Przeszłam jeszcze parę kroków i byłam już na osiedlu Jamesa i Mel. Weszłam do budynku i wbiegłam po schodach na ich piętro. Zapukałam do drzwi. Otworzyła Melanie, która uśmiechnęła się na mój widok.
- Cześć kochanie. - powiedziałam, wchodząc do środka.
- Cześć. - objęła mnie. - Przyszłaś sama?
- A z kim miałam przyjść? Milan jest z rodzicami.
- Chodzi mi o Colina.
- Nie mógł przyjść. Ma dzisiaj jakąś operację.
Nie wypytywała o szczegóły. Kiwnęła głową i pociągnęła mnie za rękę do salonu. Było już parę osób i tylko skinęłam na nich ręką. Mel zaciągnęła mnie do wysokiego przystojnego faceta stojącego obok drobnej brunetki o brązowych oczach.
- Jonathan! - zawołała, a on odwrócił się w naszą stronę. - To jest właśnie Shanell. Shanell, to mój brat. Chciałaś go poznać.
- Naprawdę? - zaśmiał się i podał mi dłoń. - Miło mi. Pierwsza kobieta, która ma płaskie buty i nie muszę się do niej schylać.
- 178 centymetrów wzrostu.
- W szpilkach prawie 190. - dodała Mel i wskazała ręką na kobietę obok jej brata. - To Katia, żona Jonathana. Raczej mówi tylko po hiszpańsku. Bardzo słabo zna angielski.
- Hola. - pomachałam do niej, a ona uśmiechnęła się i odpowiedziała to samo. Melanie poszła do kuchni, zostawiając mnie samą ze swoim bratem i jego żoną. Zaśmiałam się i spojrzałam na niego. - Jak wy się dogadywaliście na początku związku?
- Na migi. Rysowaliśmy też na kartkach. Czasami Katia coś pisała na kartce, a ja sprawdzałem w słowniku.
- Romantyczne. Hej skarbie. - uśmiechnęłam się do Jamesa, który znalazł się nagle obok nas. Objął mnie i pocałował w policzek.
- Cześć ślicznotko.
Pogłaskałam go po włosach i wtuliłam się w niego. Jonathan obserwował nas uważnie.
- Nie martw się, nic nas nie łączy. Mel wie o wszystkich naszych zachowaniach, przyzwyczaiła się. - wytłumaczyłam. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Rozumiem. Siostra już mi o wszystkim opowiadała. Bawcie się dobrze. - chwycił swoją żonę za rękę i wyszli razem na balkon. Popatrzyłam znów na Jamesa i owinęłam ręce wokół jego szyi.
- Wiesz, że jedziesz ze mną na pokaz Victoria's Secret? Nie może cię tam zabraknąć. Musisz być przy mnie tego dnia.
- Myślałem, że to oczywiste, że mam z tobą jechać.
Cmoknął mnie w czoło i w tym samym momencie usłyszeliśmy, jak Mel woła go z kuchni. Puścił mnie i poszedł do swojej żony, a ja wróciłam do reszty towarzystwa i zajęłam się rozmową z Jasonem i Judy.
Po jakimś czasie usłyszałam pukanie do drzwi. Ponieważ James pomagał Mel w kuchni, postanowiłam sama otworzyć. Kiedy zobaczyłam na progu Nicka, nawet nie zdążył nic powiedzieć, bo po prostu rzuciłam mu się w ramiona. To był odruch. Nie widziałam się z nim ponad tydzień. Tęskniłam za nim.
Odsunęłam się w końcu od niego i spojrzałam w jego brązowe oczy. Przez dłuższą chwilę nic nie mówiliśmy.
- Nie wiem co powiedzieć. - wykrztusiłam w końcu, śmiejąc się nerwowo.
- Ja też nie.
- Chodź. - pociągnęłam go za rękę i weszliśmy do mieszkania. Nick przywitał się z resztą i poznał brata Melanie. Kiedy wszyscy już byli, wznieśliśmy toast za mój nowy kontrakt i impreza się rozkręciła. Spędziłam dobre dwie godziny na rozmowach z Martym, Roxxi i Larsem. Kiedy w końcu się od nich uwolniłam, wzięłam moją puszkę z dietetyczną colą i ruszyłam na balkon. Zobaczyłam tam Nicka i Dave'a, który namiętnie coś tłumaczył mojemu byłemu chłopakowi. Kiedy Mustaine mnie zauważył, zamilkł i bez słowa wrócił do mieszkania. Podeszłam do Nicka i oparłam się o barierkę.
- Dave mnie obgadywał?
- Nie. Sprawy zespołowe. Nie gadałem z nim od kilku miesięcy.
Przytaknęłam ruchem głowy i spojrzałam w gwiaździste niebo, upijając kilka łyków mojej coli. Kątem oka dostrzegłam, że Nick mi się przygląda.
- Coś nie tak?
- Czuję się dokładnie tak jak w momencie, kiedy doszedłem do wniosku, że się w tobie zakochałem.
- Wtedy nie miałeś odwagi mi tego powiedzieć.
- No nie. To było żałosne. Junior bez przerwy się ze mnie śmiał. Tylko jemu o tym powiedziałem.
- Kiedy zaczęliśmy razem chodzić też się śmiali, że przeze mnie jesteś pantoflarzem. - zaśmiałam się.
- Po prostu mnie zmieniłaś. Na lepsze.
- Sam się zmieniłeś. Ja byłam tylko motywacją. - odgarnęłam mu z twarzy kosmyk rozwianych włosów i uśmiechnęłam się. - To było niesamowite. Zanim zaczęliśmy chodzić widziałam w tobie tylko faceta, który chleje, wciąga kokę, awanturuje się i wyrywa laski po każdym koncercie, a kiedy już byliśmy razem, miałam przy sobie najzabawniejszego najukochańszego chłopaka, który zrobiłby dla mnie wszystko.
- Żadna dziewczyna przed tobą mnie do tego nie zmotywowała.
- Poczułam się wyjątkowo.
- Jesteś wyjątkowa.
- Nie podlizuj się.
- Nie muszę. - szepnął i dotknął mojej dłoni, którą trzymałam na barierce. Przysunął się do mnie i delikatnie musnął swoimi ustami moje wargi. Spojrzał na mnie, jakby czekał aż pozwolę mu kontynuować. Przymknęłam oczy i zaczęliśmy się całować. Poczułam się dokładnie tak jak tej nocy, kiedy pierwszy raz całowałam się z Nickiem. Jak nastolatka, która całuje pod domem swojego chłopaka i boi się, że zaraz przyłapią ją rodzice. Tylko że ja bałam się, że przyłapią mnie przyjaciele. Owinęłam dłonie wokół jego szyi, a on bardziej przylgnął do mnie swoim ciałem. Odsunęliśmy się od siebie dopiero wtedy, kiedy usłyszeliśmy dźwięk zrywanej firanki.
- Roxxi, mówiłam ci, że masz się nie pchać. - zirytowała się Mel. Spojrzeliśmy z Nickiem na siebie, lekko zmieszani. Domyśliłam się, że wszyscy nas obserwowali. Wyszliśmy z balkonu i każdy poszedł rozmawiać i bawić się z kimś innym. Przez resztę wieczoru nawet nie wymieniliśmy ukradkowych spojrzeń.
Koło północy Nick zbierał się już do domu. Pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł, nawet na mnie nie patrząc. Poczułam się głupio i zrobiło mi się przykro, ale nie dałam tego po sobie poznać. U Mel i James zostałam jeszcze godzinę, mimo że nie chciałam już tam siedzieć. Kiedy Judy i David oznajmili, że wracają już do siebie, odetchnęłam z ulgą i postanowiłam zabrać się z nimi. Pożegnaliśmy się z resztą towarzystwa i opuściliśmy imprezę. Wpakowałam się na tylne siedzenie ich samochodu i oparłam czoło o zimną szybę.
- Będziesz w przyszły piątek w domu? - głos Judy wyrwał mnie z zamyślenia.
- Co?
- Pytam, czy będziesz w piątek w domu. Od przyszłego tygodnia będziemy roznosić zaproszenia na ślub.
- Tak, chyba będę. - westchnęłam cicho i znowu pogrążyłam się w myślach.
- A zaproszenie tylko dla Shanell czy wspólne, dla niej i Nicka? - spytał cicho David swoją narzeczoną, jakby myślał, że tego nie słyszę.
- Tylko dla mnie. - rzuciłam oschle.
- No a Colin? - spytała Judy.
- Kurwa, dajcie już spokój z tym Colinem! Bez przerwy wszyscy mnie o niego wypytujecie! Może to wy zaczniecie się z nim spotykać?!
- Spokojnie... - próbowała mnie uspokoić, a Junior uśmiechał się pod nosem. - Ale może napiszemy Shanell Evans z osobą towarzyszącą?
Samochód zatrzymał się. Byliśmy już na moim osiedlu. Złapałam za klamkę drzwiczek i chwyciłam moją torebkę.
- Jeśli liczycie mojego syna jako osobę towarzyszącą, to w porządku. - oznajmiłam i bez pożegnania wyszłam z wozu. Pobiegłam do budynku, mając nadzieję, że pod drzwiami mojego mieszkania będzie czekał na mnie Nick.
Nie czekał.

4 komentarze:

  1. Jonathan i Katia wywarli na mnie miłe wrażenie, chociaż raczej nie zagoszczą na długo. Mimo wszystko fajnie tak było poznać brata Mel, przyjemnie się czytało, tym bardziej, że mają ze sobą bardzo dobre relacje. Od razu czuć, że to prawdziwe rodzeństwo, takie, które się wspiera.
    Ryan mnie zawsze rozwalał XD Jak się już pojawia, to od razu się robi taka śmieszna atmosfera, choć sytuacje są różne. Czasami się zachowuje jak naburmuszone dziecko, ale to jest właśnie na swój sposób zabawne, wnosi wiele pozytywizmu do opowiadania.
    Shanell będzie miała pracowity rok, ale ja wierzę, że sobie poradzi. Już udało jej się jakoś wyjść na prostą i myślę, że będzie jeszcze lepiej, choć różne przeciwności losu bywają.
    No i Nick <3 Czekałam na to i spodziewałam się tego. Ona nie przestaje o nim myśleć, on o niej też, a cała reszta im kibicuje. Kochają się nadal, nic się nie wypaliło. Shan drażni temat Colina, kłócą się i okazało się, że jednak nie pasują do siebie. Ciężko jest im ze sobą i powtarzam, że według mnie już niedługo to potrwa. Nawet na to zaproszenie na ślub była wiadoma reakcja, więc ja myślę, że już wszystko jasne. Nick jeszcze wróci, już niedługo.
    W takim razie czekam na Nicka, na Shan, a właściwie na Nicka i Shan :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, Patty.

    Ja tu u ciebie kiedyś byłam, co prawda się nie odzywałam nawet pod postacią anonimka, byłam tu tak jakby duchowo. Pojawiłam się jakoś pod koniec poprzedniego opowiadania, czyli coś około roku będzie, ale tak, nie chciało mi się, nie miałam tu konta, coś tam sama co prawda próbowałam bloggować, ale nie wychodziło, a teraz jakiś konkretny blog udało mi się założyć i zobaczymy, jak ten biznes się będzie kręcić. Kiedyś czytałam naprawdę dużo tych blogów, ale te lepsze są albo opuszczone, albo usunięte. Dla mnie twój zawsze był w takiej czołówce. Dobra, koniec tego podlizywania.

    To tak słowem wstępu.

    NADROBIŁAM WSZYSTKO. Począwszy od Unnamed Feelings, na Carpe Diem 2 kończąc. Ogólnie Carpe Diem to chyba moje ulubione opowiadanie tutaj u ciebie.Dużo się dzieje, postawiłaś na związki i życie prywatne chłopaków, co dla mnie jest dużym plusem, bo jakbyś opisywała ciągłe trasy, to to by było nudne.

    Już zdążyłam się przyzwyczaić do braku Cliffa, choć strrasznie to przeżywałam, uwielbiam Cliffa. Dlaczego on w każdym opowiadaniu musi umierać? No ale Nick też jest supi, a tutaj taka ironia, bo w opowiadaniu żyje, a w rzeczywistości niedawno zmarł.

    Uwielbiam Shanell, uwielbiam Stephanie Seymour, tak samo mam z Mel, ją i Cindy Crawford też ubóstwiam, to są moje dwie ulubione postacie tutaj, które bardzo podziwiam. Jedna przeżyła śmierć chłopaka, jest modelką, urodziła dziecko i utrzymała idealną figurę, kontrakty, sesje, pokazy, castingi, a ona wciąż daje radę, kobieta robot :O No i jeszcze to rozstanie z Nickiem, ale coś się kroi już, no i dobrze, ja tego Colina nie lubię. Cham. No a wracając, taka Melanie to również cudowna kobieta, wybaczyła zdradę mężowi. Ja chyba bym tak nie potrafiła. Ogólnie bardzo lubię, jak ty kreujesz w swoich opowiadaniach kobiety. Każda ma taki wyrazisty charakter, choć każdy jest inny, ale to takie stuprocentowe kobiety.

    Podlizuję się nadal, a nic konkretnego nie piszę. Dziś się nie będę tak za bardzo rozpisywać, to może następnym razem, bo na pewno taki będzie.

    Widzimy się pod następnym, Patty, ja tutaj się osiedlam na stałe :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To może nawet lepiej, że Nick nie czekał na Shan. Tak myślę. Bo w sumie jakby czekał, to pokazałby, że jest na każde jej skinienie, a to raczej nie byłoby fajne. Ale z drugiej strony jak nie czekał, to też zaczynam zastanawiać się co on takiego czuje do Shan. Cóż, ona jest matką jego dziecka, kiedyś się kochali... ale czy nadal coś się tam tli? Mam wrażenie, że w sercu Shan na pewno. Z resztą to widać. Jakby nic się nie tliło, to nie miałaby nadziei, że Nick będę na nią czekał. A właśnie, a on? Może ten pocałunek to była tylko magia chwili i tak naprawdę tego nie chciał? Jak już wspomniałam, to ja chyba nie chcę, aby do siebie wracali. Wtedy ta ich historia wydałaby się mi trochę za bardzo cukierkowa. Naprawdę. Ale zobaczymy jak to będzie.

    I dlaczego mam takie nieodparte wrażenie, że brat Mel coś tu namiesza? Hmmm.

    OdpowiedzUsuń