czwartek, 30 czerwca 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 28.

Dave
Zapukałem głośno do drzwi i zsunąłem z nosa okulary przeciwsłoneczne. Po chwili zobaczyłem na progu moją matkę, która chyba dopiero się obudziła. Zlustrowałem ją wzrokiem z góry na dół.
- No i co?
- Co "co"? Czego chcesz?
- Ładnie mnie witasz. Chciałem pogadać.
- Nie pożyczę ci pieniędzy.
- Nie chcę żadnej kasy. Dobrze mi się wiedzie.
- To czego chcesz?! - zaskrzeczała.
- Mogę wejść?
Zastanowiła się chwilę i otworzyła szerzej drzwi. Wszedłem do środka i rozejrzałem się. Był taki sam syf jak zawsze. Po podłodze walały się puste puszki i butelki, pety wysypywały się z popielniczki, na stoliku stały opakowania z niedojedzonym zamówionym żarciem. Śmierdziało fajkami i tanimi perfumami. Na kanapie spał jej facet, którego widziałem już tutaj kilka miesięcy temu. Popatrzyłem znowu na matkę, która założyła szlafrok i poprawiła potargane włosy.
- O co chodzi?
- Chcę wiedzieć kto jest moim ojcem.
- Mówiłam ci. Nie znam go, nie wiem co się z nim dzieje.
- Jasne. Mamo, przestań ze mną grać. Chcę poznać mojego ojca.
- Twój ojciec nie żyje.
- Czyli jednak wiesz coś o nim! Gdybyś go nie znała to byś nie wiedziała czy żyje czy nie!
- Daj mi spokój!
- Mam prawie trzydzieści lat, a ty dalej wszystko przede mną ukrywasz!
- Przez całe życie miałeś gdzieś naszą rodzinę, a teraz cię nagle interesuje, kto jest twoim ojcem?!
- Jaką kurwa rodzinę?! Całe życie zmieniałaś facetów jak rękawiczki! Nigdy nawet mi nie powiedziałaś, że mnie kochasz!
- Jak mam mówić "kocham cię" do dziecka, które ma mnie za szmatę?!
- Nie mam cię za szmatę. Nie zawsze. - poprawiłem się i cicho westchnąłem. - Czy to jest dla ciebie takie dziwne? Chcę mieć w końcu własną rodzinę, a nie znam nawet swojej.
- Znasz mnie, swoje siostry, babcię.
- A mój ojciec? A druga babcia?
- Przestań już!
- Wiesz co kurwa?! Mogłem tu nie przyjeżdżać! Całe życie myślisz tylko o sobie, egoistko. Wracaj do chlania i ruchania się ze swoim nowym facetem, tylko do tego się nadajesz! - krzyknąłem i ruszyłem w stronę drzwi. Matka jeszcze się za mną wydzierała, ale nie zwracałem już na to nawet uwagi. Wsiadłem zdenerwowany do samochodu i wróciłem do domu.

***

Rzuciłem wzrokiem na zegarek, który wskazywał już prawie drugą w nocy. Wziąłem głęboki oddech i ze świstem wypuściłem powietrze z ust. Spojrzałem na nieświadomą niczego Dianę, która spała słodko obok mnie. Wstałem powoli z łóżka i wyciągnąłem z szuflady paczkę Marlboro. Obiecałem Dianie, że postaram się całkowicie rzucić palenie, ale naprawdę ciężko mi to wychodziło.
Wziąłem zapalniczkę i wyszedłem na balkon, żeby moja dziewczyna przypadkiem nie poczuła, że paliłem w mieszkaniu. Wyjąłem papierosa z paczki, odpaliłem go i mocno się zaciągnąłem. Wypuściłem gęstą chmurę dymu z ust, obserwując oświetlone miasto. Kiedy wsłuchiwałem się w przejeżdżające w oddali samochody, usłyszałem dźwięk telefonu. Zgasiłem fajkę i wyrzuciłem peta na ulicę. Wyszedłem z balkonu i zerknąłem na Dianę, która nadal spała. Podszedłem do telefonu i podniosłem słuchawkę.
- Halo?
- Ron Alves. - usłyszałem głos mojej matki.
- Co? Co ty gadasz?
- Ronald Alves. Twój ojciec.
W pierwszym momencie nie wiedziałem co powiedzieć. Byłem w szoku. Otworzyłem szybko notes Diany, który leżał obok i zapisałem imię i nazwisko na pierwszej lepszej stronie.
- Co jeszcze? Masz jego numer?
- Mieszka w Los Angeles. Nic więcej ci nie powiem. - powiedziała bez emocji i rozłączyła się.
Odłożyłem słuchawkę i jeszcze raz spojrzałem na zapisaną kartkę. Ronald Alves. Dave Alves. Nigdy nie słyszałem o kimś takim. Zacząłem się zastanawiać kim jest, jak wygląda, jak poznał moją matkę. Czy w ogóle wie, że ma syna?
Znowu podniosłem słuchawkę i wystukałem numer do Shanell. Odebrała po czwartym sygnale.
- Słucham? - mruknęła zaspanym głosem.
- Wiem jak nazywa się mój ojciec. Ronald Alves. Mieszka w LA.
- I?
- I tylko tyle. Mówiłaś, że pomożesz mi go szukać, jeśli będę miał imię i nazwisko.
- Teraz?
- Nie no... jutro.
- Dobrze... Dave, ja muszę iść spać. Wstaję o szóstej.
- Przyjdę jutro!
Rozłączyłem się i wyrwałem kartkę z nazwiskiem mojego ojca z notesu. Chciałem wrócić do łóżka, ale zauważyłem, że Diana nie śpi. Przyglądała mi się podejrzliwie.
- Z kim rozmawiałeś?
- Z Shanell. - powiedziałem, kładąc się obok niej.
- O tej porze?
- Zadzwoniła.
- Co masz na tej kartce?
- Nic.
- Pokaż.
- Nie.
Zaczęła mnie łaskotać, a ja wybuchnąłem śmiechem i wypuściłem kartkę z rąk. Diana położyła się na mnie, wyciągnęła się i podniosła kartkę z podłogi. Rozwinęła ją.
- Ronald Alves? Kto to jest?
- Mój ojciec.
- Mówiłeś, że nie znasz swojego ojca.
- Byłem u matki. Powiedziała mi tylko jak się nazywa i że mieszka w Los Angeles. Shanell obiecała, że pomoże mi go znaleźć.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Nie wiem. Teraz już wiesz. Nie gniewaj się.
Moja dziewczyna nic już nie mówiła. Popatrzyła na mnie z zatroskaniem i odgarnęła mi włosy z twarzy. Oddała mi bez słowa kartkę i wtuliła się we mnie. Niedługo później zasnęliśmy.

Judy
Stałam razem z Davidem pod drzwiami Shanell. Zapukał drugi raz, ale nie otwierała.
- Chyba jej nie ma.
- Musi być, bo słyszę coś. Wiedziała zresztą, że przyjdziemy.
Nacisnął na dzwonek. Po chwili drzwi otworzyły się i zobaczyliśmy Shanell. Bez makijażu, w związanych włosach, owiniętą szlafrokiem. Wyglądała na zdziwioną.
- Cześć?
- Cześć. Mówiliśmy, że przyjdziemy z zaproszeniem. Nie pamiętasz?
- Zapomniałam. - zmieszała się trochę.
- Możemy wejść?
- Nie, wiecie, nie mam dzisiaj za bardzo czasu...
- Wyglądasz jakbyś szykowała się do spania. - uniosłam brwi.
- Naprawdę, jestem zajęta. Przyjdźcie kiedy indziej. - próbowała zamknąć drzwi, ale David przytrzymał je. Bez słowa podał jej zaproszenie.
- Mamy do odwiedzenia jeszcze prawie dwadzieścia osób. Weź to, bo nie będziemy czekać, aż księżniczka będzie wolna.
Shan obejrzała białą kopertę podpisaną jej imieniem i nazwiskiem. Kiwnęła głową i spojrzała na nas.
- Dzięki.
- Napisaliśmy, że zapraszamy cię z osobą towarzyszącą. Przyjdź z kim chcesz. Dla Nicka mamy osobne, mówił, że już sobie kogoś znalazł.
Shanell spojrzała zawiedziona na Davida i bez pożegnania zamknęła drzwi.
- Junior, co ty gadasz? - popatrzyłam na niego, kiedy ruszył w stronę windy. - Nick nic nam nie mówił.
- Specjalnie to powiedziałem. Wybierz sobie kogoś innego na druhnę i świadka.
Weszliśmy do windy. David i Shanell nigdy za sobą specjalnie nie przepadali. Kiedy zaczęliśmy razem chodzić, Shan bez przerwy powtarzała mi, żebym rzuciła tego "buraka z głębokiej wsi w Minnesocie". David często to ignorował i wszystko się jakoś uspokoiło, ale czara goryczy przelała się, gdy Mason wylał sobie na rękę wrzątek, kiedy był właśnie pod opieką Shanell. Junior strasznie się wtedy zdenerwował. Uważał, jest nieodpowiedzialna i nie powinna mieć dzieci, że jest głupią stereotypową modelką. Sytuacji nie poprawił też fakt, kiedy dowiedział się, że Shan rzuciła jego przyjaciela, kiedy ten był w ciężkiej sytuacji.
Zjechaliśmy na dół i opuściliśmy budynek. Odgarnęłam z twarzy rozwiane włosy i spojrzałam na mojego narzeczonego.
- Jedźmy jeszcze do Nicka. - powiedział David, a ja kiwnęłam głową i ruszyliśmy w stronę samochodu.

Shanell
Rzuciłam kopertę z zaproszeniem na szafkę i spojrzałam na Colina, który spał na kanapie. Wzięłam pustą butelkę po koniaku stojącą na stole i wyniosłam ją do kuchni. Wróciłam do salonu i z westchnieniem usiadłam w fotelu. Zerknęłam jeszcze raz na mojego faceta. Szturchnęłam go lekko ręką.
- Obudź się.
Poruszył się lekko, ale nie otworzył oczu.
- Colin? - potrząsłam nim.
- Co? - mruknął i spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem.
- Mam dosyć twojego alkoholizmu.
- Nie jestem alkoholikiem.
- Co się z tobą stało, do cholery?! Nie przeżyjesz ani jednego wieczoru bez drinka! Wychlałeś pół butelki koniaku, a ja musiałam wyprosić moich przyjaciół, którzy przynieśli mi zaproszenie na ślub! Jak w ogóle możesz pod wpływem alkoholu leczyć małe dzieci?!
- Nie piję w pracy, do cholery! Tam jestem trzeźwy!
- Pijesz kurwa po każdym dyżurze! Codziennie!
- Przestań robić ze mnie jakiegoś menela! - zdenerwowany podniósł się do pozycji siedzącej i odgarnął swoje rozczochrane włosy z czoła. - Jestem lekarzem!
- Dlaczego się taki zrobiłeś?! Przeze mnie?! Może właśnie dlatego twoja żona się z tobą rozwiodła?!
- Co cię to interesuje dlaczego rozwiodłem się z żoną?! To moja sprawa!
- Nie krzycz do mnie!
- Mam dosyć tego przeklętego miejsca! Chcę wrócić do Teksasu.
- Proszę bardzo, nikt cię tu nie trzyma.
- Chcesz, żebym wyjechał? Tak ci na mnie zależy?
- Nie zależy mi na związku z alkoholikiem.
- Jedź tam ze mną. Wszystko się zmieni.
- Nie mogę. - zaśmiałam się nerwowo.
- Dlaczego?
- Tutaj mam całe swoje życie. Mieszkanie, agencję, rodzinę, przyjaciół...
- Daj spokój. - machnął ręką. - Co ci z przyjaciół? Tam znajdziesz nowych. Z rodziną czas najwyższy przeciąć pępowinę. A praca? I tak bez przerwy wszędzie wyjeżdżasz. Nie pracujesz cały czas w Los Angeles.
Kiedy tak dłużej nad tym myślałam, dochodziłam do wniosku, że Colin ma rację. Częściej pracowałam za granicą niż w moim rodzinnym mieście. Z przyjaciółmi bywało różnie i w każdej chwili mogłam przestać się z nimi przyjaźnić. Miałam prawie dwadzieścia pięć lat i nie mogłam bez przerwy siedzieć na głowie moim rodzicom.
Colin wstał i ruszył w stronę kuchni. Wyciągnął z lodówki napoczętą butelkę wina, którą otworzyłam wczoraj wieczorem i nalał trochę do kieliszka. Stanęłam w drzwiach i oparłam się o framugę, przyglądając mu się uważnie.
- Wiesz co? Chyba masz rację. Przemyślę to.

David
- Czego się napijecie? Mam wodę i 7UP'a. Mogę wam też zrobić kawę albo herbatę. - zawołał Nick z kuchni.
- 7UP'a. - odpowiedziałem.
- A ja wody. - dodała Judy.
Po chwili wrócił do nas do salonu. Podał mojej narzeczonej szklankę, a w moją stronę rzucił zimną puszkę. Usiadł naprzeciwko nas.
- Pokaż pierścionek.
Judith uśmiechnęła się i wyciągnęła w jego stronę swoją lewą rękę, pokazując złoty pierścionek z rubinowym oczkiem.
- W końcu, po tylu latach. Kiedy się zaręczyliście?
- Niedawno, w marcu. W urodziny Taylora.
- Milan też ma niedługo pierwsze urodziny. Zastanawiam się co mu kupić, skoro praktycznie wszystko ma.
- Wróć do Shan. - zaproponowała nagle Judy, a ja prawie zadławiłem się moim napojem. - To będzie dla niego najlepszy prezent.
- Chciałem. - powiedział zamyślony. - Nadal chcę. To ona mnie ciągle zbywa. Po tym co się stało na balkonie Jamesa w ogóle się do mnie nie odzywa. Nie widziałem jej od tamtej pory. Próbowałem dzisiaj rano do niej dzwonić, ale nawet nie odbierała.
- Byliśmy u niej niedawno z zaproszeniem. - oznajmiłem, rozkładając się wygodnie na kanapie. - Nawet nas nie wpuściła, dziwnie się zachowywała.
- Na pewno wróciła z pracy i szykowała się do snu. Była w szlafroku. - Judy stanęła w jej obronie, a ja pokręciłem głową.
- Ilu będziecie mieli gości na ślubie? - Menza nagle zmienił temat.
- Niewiele. Około pięćdziesięciu osób.
- Pięćdziesiąt to całkiem sporo.
- Moi rodzice na swoim weselu mieli ponad dwieście osób... - odparłem lekko zmieszany.
- Cała wieś bawiła się przy weselnej wódce i pieczonym prosiaku z jabłkiem w ryju z ludowym zespołem w tle? - zaśmiał się Nick. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Judy, która próbowała ukryć uśmiech. - Nieważne. Gdzie będzie ślub?
- Na plaży w Malibu. Tam też będzie przyjęcie. Zaraz przy plaży jest piękna restauracja z widokiem na ocean. - wyjaśniła moja narzeczona.
- Z kim przyjdziesz? - zaciekawiłem się.
- Nie mam pojęcia, mam jeszcze dużo czasu. Pewnie sam.
- Możesz przyjść z Larsem. Roxxi ma już pewność, że jej nie będzie.
- Dlaczego? Przecież spokojnie może wziąć urlop.
- Przeprosiła i powiedziała, że jej nie będzie bo ma remanent w sklepie.
- Dziwne.
- Nie będę jej do niczego zmuszać. Jeśli nie chce to nie. Nie wiem dlaczego...
- Kotku, daj już spokój. - przerwałem mojej narzeczonej. Nie chciałem dłużej słuchać nic o Roxxi. Tak naprawdę odetchnąłem z wielką ulgą, że nie będzie jej na naszym ślubie.
- Nie chcę was wyganiać, ale muszę się szykować do pracy. - oznajmił Nick, wstając ze swojego miejsca.
- Mieliśmy się już zbierać. Musimy odwiedzić jeszcze babcię Judy. Trochę u niej posiedzimy. - powiedziałem, biorąc dłoń z jej kolana. Dopiłem swojego 7UP'a. Pożegnaliśmy się z Nickiem i wyszliśmy z jego mieszkania, po czym od razu pojechaliśmy do babci Betty.

3 komentarze:

  1. Cześć :)

    Dave ma zdecydowanie charakter po swojej matce. Chociaż może kiedyś miał, teraz się bardzo zmienił, na lepsze, i to właśnie dzięki Dianie <3 Kochani są razem, naprawdę miło jest o nich czytać. Wydawać by się mogło, że taki Dave nie potrafi stworzyć normalnego związku, bo jest jaki jest, kiedyś był ćpunem, blablabla. Tymczasem on o swoją dziewczynę dba bardziej niż każdy inny "normalny" facet, który niby uchodzi za porządnego, a potem się okazuje być jakimś damskim bokserem czy popada w alkoholizm. Tacy ludzie jak Dave często uchodzą za jakichś wyrzutków społeczeństwa i mnie to niesamowicie wkurza. Nie można budować całego obrazu danego człowieka tylko na jego przeszłości. Wracając do matki Dave'a zdziwiłam się, że w końcu się przełamała i powiedziała mu, kto jest jego ojcem. Czyżby te słowa Dave'a na odchodnym ją do tego zmobilizowały? W ogóle to byłam niemal pewna, że ona nie wie, kto jest jego ojcem. Ale on go jeszcze znajdzie, ktoś taki jak Dave się nigdy nie poddaje.

    Junior dopieprzył Shanell o tym Nicku XD Nie spodziewałam się, że on ma ogólnie do niej jakąkolwiek urazę, myślałam, że oni wszyscy jakoś razem trzymają, no, ale okazało się, że jednak nie zawsze tak musi być i to chyba naturalne. Jest jakaś paczka, jedni poprzychodzili z jednej strony, drudzy z drugiej,no i jasne jest, że nie wszyscy sobie muszą przypaść do gustu.

    Ta scenka Shanell z Colinem była smutna, ale mnie ona akurat ucieszyła. Jak ja go nie znoszę, no. Alkohol, naskakiwanie na Shan, co to w ogóle ma być. Trzymam kciuki, żeby oni się rozstali i żeby ona wróciła do Nicka. Tylko żeby Colin jej nigdzie nie wywlókł z LA, jak to zrobi, to będzie miał ze mną do czynienia.

    Boże, jak Nick kocha Shanell. Widać to nawet w jego sposobie mówienia, sposób, w jaki o niej opowiada, no może poza tekstem o tym prosiaku z jabłkiem w ryju, hehe XD Ale tak sobie pomyślałam, Shan ma zaproszenie z osobą towarzyszącą, Nick ma zaproszenie z osobą towarzyszącą, więc niech przyjdą razem, prosty rachunek. Myślę, że nie ma osoby, która by się z tego nie ucieszyła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochany był ten rozdział. Uwielbiam Judy i Juniora. Są taką przykładową, kochającą się i szanującą parą, nie wspominając tutaj o zdradzie Juniora. Tak jak już ci pisałam, cieszę się, że oni sobie poukładali życie. Zasługują na to, przeszli w przeszłości dużo, starali się, żeby było lepiej, należy im się teraz jakaś nagroda.
    Nie mogę się już doczekać spotkania Dave'a z ojcem, na pewno będzie ciekawie. Swoją drogą nie wiem, jakbym się sama czuła, gdybym po tylu latach miała poznać swojego rodzica, z pewnością ciężko by mi było go uznać jako mojego rodzica. W przypadku Dave'a można powiedzieć, że on się właściwie wychował bez rodziców, bo matka miała znikomy wkład, wiadomo, wiadomo też, jak wyglądało to samowolne wychowanie Dave'a. No ale koniec końców wyszedł na ludzi. Jest naprawdę cudownym facetem.
    Z Shan nie jest dobrze. Myśli cały czas o Nicku, zamartwia się, między nią a Colinem już właściwie nic nie ma. I tak sobie teraz myślę, że między nią a Colinem nigdy żadnej miłości nie było. Zauroczenie owszem, które przyszło w chwili, w której ona czuła się bardzo samotna, potrzebowała kogoś bliskiego, kto pomógłby jej w opiece nad dzieckiem. Tak naprawdę Colin to egoista. Wiadomo, jest lekarzem, ma odpowiedzialną i wymagającą pracę, nikt mu nie może nic powiedzieć, bo się denerwuje, a pracę Shanell cały czas krytykuje, trochę sobie czasami nawet kpi. Rządzi nią w taki nieco nieoczywisty sposób, ale jednak jest to widoczne, tak samo z tą przeprowadzką. Chce odciąć ją od wszystkich, chce ją mieć tyldo dla siebie, by móc się dalej na niej wyżywać. Nic dziwnego, że reszta go nie zaakceptowała. To nie potrwa długo, tak sądzę. Czekam na Nicka. I tak btw, co do tego, że Junior nie przepada za Shan. Nie okazuje jej tego, ale myślę, że jakby zostali sam na sam, to by było inaczej. Mimo wszystko Junior nie chciałby dla niej źle.
    Dawaj, Nick! Nie poddawaj się, walcz o nią. Ja w to wierzę, to może się stać już niedługo.
    To chyba na tyle, do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I jest mój Dave, haha.
    Szkoda mi go, naprawdę. Zawsze uważałam, że rodzina jest najważniejsza, a jego rodzina, to... w sumie lepiej się nie wypowiadać. Może jego matka ma trochę racji w tym, że Dave jest też sobie winny, ale z drugiej strony jak patrzeć na jej zachowanie? Dzieci bezgranicznie kochają swoich rodziców, ale do pewnego momentu, a skoro matka Dave'a zawsze taka była, to nic dziwnego, że potem te relacje właśnie tak się potoczyły. Tylko zastanawiam się, dlaczego coś ją tknęło i jednak dała namiary na ojca... namiary, to jednak za dużo powiedziane. No ale powiedziała, kim on jest... i w sumie tak długo go ukrywała, a potem też nie chciała nic o nim mówić. Nie wiem, może ten Ron jakoś bardzo ją skrzywdził, a potem ona się tak stoczyła? Nie wiem, dlaczego ale przez myśl mi przeszło, że Dave może być dzieckiem z gwałtu... hmm... chociaż mam wrażenie, że to trochę za daleko idące wnioski. Aczkolwiek skoro znamy już imię i nazwisko tego człowieka, to pewnie razem z Dave'em będziemy odkrywać prawdę o nim. Tylko oby nie była za bardzo szokująca.

    Shan nadal jest z Colinem? Ja się pytam, dlaczego? No ten facet to chyba nie jest już do niczego jej potrzebny. Takie mam wrażenie. Tylko same problemy z nim... i teraz jeszcze chce z nim wyjechać. Nie spodobało mi się to co pomyślała o przyjaciołach. Dzisiaj są, a jutro ich nie ma... e, to było naprawdę chamskie biorąc pod uwagę to, że przecież oni wszyscy są jak jedna wielka rodzina. No ale tak, przecież to jest Shan... będzie gnała przez świat za jakimś pijakiem, który zaczyna jej obiecywać złote góry i zostawi wszystko, bo to tylko przyjaciele. Chyba zapomniałam, że zawsze miałam ją za egoistkę. Jak ostatnio zyskała w moich oczach, to ponownie w nich straciła i tyle... znów nie lubię Shan. Haha.

    OdpowiedzUsuń