Nick
- Zobaczymy się wieczorem? - spytała Nelly, dreptając za mną.
- Jasne, przyjadę po ciebie i wyskoczymy gdzieś.
- Gdzie teraz idziesz? - dopytywała. Odwróciłem się i uklęknąłem obok niej.
- Muszę coś załatwić. Później do ciebie przyjadę i gdzieś cię zabiorę. A teraz idź do babci.
Kiwnęła głową. Wstałem i patrzyłem jeszcze, jak biegnie przez szpitalny korytarz do matki Josie.
Szybko ulotniłem się ze szpitala i wsiadłem do swojego samochodu, stojącego na parkingu. Westchnąłem głośno i oparłem głowę o kierownicę.
Dzisiaj rodzice Josie zgodzili się, żeby odłączyć ją od aparatury podtrzymującej życie i pobranie jej narządów. Lekarze od dawna powtarzali, że nie ma już żadnej nadziei. Podziwiałem jej rodziców, że po śmierci swojej córki są w stanie oddać komuś jej narządy, zająć się jej dzieckiem i pogrzebem. Ja jednak nie chciałem mieć z tym nic wspólnego. Ledwo stałem na nogach podczas takich uroczystości jak pogrzeb, nie wspominając o zorganizowaniu go. Życie jednak toczyło się dalej. Ja i Josie nie byliśmy ze sobą od dawna. Moje wszystkie uczucia względem niej już wygasły, więc miałem nadzieję, że dosyć szybko oswoję się z tą sprawą. Miałem jednak do niej jakiś sentyment związany z naszą córką. Nelly była w tej sytuacji najważniejsza. Na szczęście nie znosiła tego wszystkiego aż tak źle. Miała mnie, rodziców Josie, przyjaciół, chodziła do przedszkola i odwiedzała koleżanki. Każdy starał się, żeby była szczęśliwa i nie myślała o tym, co się stało.
Wsunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne i pojechałem na Sunset Boulevard. Chciałem zobaczyć się z Shan i Milanem. Kiedy miałem wychodzić z samochodu, na chodniku zobaczyłem Shanell z jakimś facetem. Nie kłócili się, ale obydwoje wyglądali na zdenerwowanych. Przez chwilę ich obserwowałem. On ją o coś prosił, ona jednak była nieugięta, a po chwili zaczęła mu coś tłumaczyć. W końcu przytulili się na pożegnanie, on wsiadł do samochodu i odjechał, a Shanell weszła do klatki schodowej. Chciałem iść za nią, ale rozmyśliłem się. Pojechałem do sklepu, kupiłem butelkę białego rumu, sok wiśniowy i pojechałem do siebie.
Przez prawie dwie godziny siedziałem w moim samochodzie na osiedlowym parkingu, pijąc rum z sokiem wiśniowym. Myślałem o mojej córce, o Josie, o Shanell, o tym, kim był ten facet. W duchu ciągle liczyłem na to, że się nie spotykają. Oficjalnie nie byliśmy razem od naprawdę długiego czasu, ale ja nadal uważałem, że ona jest moja.
W pewnym momencie usłyszałem pukanie w szybę. Odwróciłem się z niechęcią i zobaczyłem Jamesa, który gestem pokazał mi, żebym mu otworzył. Otworzyłem i wpakował się na miejsce pasażera.
- Chyba nie masz zamiaru nigdzie jechać w takim stanie?
- A czy widzisz, żebym gdzieś jechał?
- Dlaczego pijesz w samochodzie?
- Bo mogę. Zaraz idę do domu.
- Co się stało? - wypytywał mnie dalej. Spojrzałem na niego przekrwionymi oczami.
- Nadal ją kocham.
- Shanell?
Kiwnąłem głową i westchnąłem cicho.
- Ale już sobie kogoś znalazła.
- Jest sama.
- Przestań. Widziałem ją dzisiaj z jakimś facetem.
- To pewnie był Colin.
- Kto?
- No tak, spotykali się krótko po waszym rozstaniu. - mówił, patrząc gdzieś przed siebie. W końcu spojrzał na mnie. - Rzuciła go. Dzwoniła do mnie dzisiaj rano. Może przyszedł do niej żeby się pożegnać albo coś u niej zostawił. Wiem, że przeprowadza się do Teksasu.
Oparłem głowę o zimną szybę i przymknąłem oczy. Wciąż czułem na sobie wzrok Jamesa.
- Ona też cię kocha. - kontynuował. - Nie mówi o tym, ale to widać. Chcę żeby była szczęśliwa.
Popatrzyłem na niego bez słowa. James odwrócił wzrok.
- Idź do niej, zadzwoń, cokolwiek. Albo ktoś ci ją znowu podpierdoli sprzed nosa.
- Przez cały nasz związek chciałeś, żebyśmy się rozstali.
- Przy tobie była szczęśliwa. Kocha cię. Kiedy ona jest szczęśliwa, ja również.
Milczałem przez dłuższą chwilę. Przez głowę przelatywało mi setki myśli. James głośno westchnął.
- Muszę iść. Przemyśl to co ci powiedziałem. - oznajmił i wyszedł z mojego samochodu.
Niedługo później sam wróciłem do mojego mieszkania. Leżałem bezczynnie na kanapie z nogami przerzuconymi przez oparcie i patrzyłem tępo w sufit. Nagle podciągnąłem się do pozycji siedzącej i podniosłem słuchawkę. Szybko wystukałem numer telefonu.
- Słucham? - usłyszałem po drugiej stronie głos Shanell.
- Cześć...
- O, cześć. Co słychać?
- Jak Milan?
- Zamiast jeść kolację karmi swojego ulubionego słonika kaszką z sokiem malinowym. A co u ciebie?
- Shanell... Pójdziesz ze mną na pogrzeb Josie? Nie chcę być tam sam.
- Ona...
- Tak. Dzisiaj. - westchnąłem cicho.
- Jasne, że pójdę. - powiedziała po chwili milczenia.
- Dzięki. To dużo dla mnie znaczy. W poniedziałek, o piętnastej...
- Dobrze. Jeszcze... jeszcze się dogadamy.
Zastanawiałem się jak mogę dalej pociągnąć rozmowę, ale nawet nie miałem siły. Ta scena, którą zobaczyłem kilka godzin wcześniej nadal siedziała mi w głowie.
- To... cześć... - rzuciłem pośpiesznie i nie czekając na to, aż się ze mną pożegna, odłożyłem słuchawkę.
Dave
- To jest moja żona, Nancy. - powiedział mój ojciec, a ja bez słowa podałem rękę szczupłej średniego wzrostu szatynce z włosami spiętymi w kok. Po chwili Diana zrobiła to samo.
- A to Corey i Renee. - dodał. Obydwoje byli podobni do swojej matki. Mieli niebieskie oczy i brązowe włosy w takim samym odcieniu, Renee długie i falowane, a Corey krótko ścięte. Z nimi również bez słowa się przywitałem.
- Kathy? Chodź w końcu. Ile mamy na ciebie czekać? - zawołała Nancy.
Po chwili zobaczyliśmy jak po schodach schodzi moja najmłodsza przyrodnia siostra. Ona natomiast była podobna do ojca. Miała brązowe oczy i proste długie włosy farbowane na blond. Ubrana była jak modna licealistka. Miała obcisłe jeansy z wysokim stanem i czarną bluzkę odkrywającą ramiona. Spojrzała na wszystkich z wyższością i przywitała się najpierw z Dianą, a potem ze mną. Chyba mieliśmy szansę zostać najlepszymi przyjaciółmi.
Cała kolacja przebiegła w dosyć dziwnej atmosferze. Na początku było dosyć sztywno, ale później wszyscy zaczęli rozmawiać. Głównie to Diana coś mówiła, bo udało jej się bardziej złapać z nimi wspólny język. Ja tylko piłem wino i zdawkowo odpowiadałem na pytania, które ktoś mi zadał.
***
Po raz kolejny dobiegł mnie odgłos wymiotowania. Bez słowa posłodziłem kawę i spojrzałem na Dianę, która ledwo żywa wychodzi z łazienki. Owinęła się mocniej szlafrokiem i usiadła naprzeciwko mnie.
- Umieram. - mruknęła. - Ty jak zwykle czujesz się fantastycznie, mimo że wychlałeś wczoraj ze dwie butelki wina.
- Wiesz, że mam mocną głowę. Chyba będę musiał nauczyć cię pić.
- Nie wypiłam wczoraj ani kropli!
- Ale żarłaś cały wieczór smażoną rybę i pieczone ziemniaki.
- To nie od ryby.
- Zjedz śniadanie.
- Nie chcę, nie mogę patrzeć na jedzenie.
- To wypij gorzką herbatę.
Nalała do kubka trochę herbaty z dzbanka i upiła kilka łyków.
- Nie powinnaś iść w takim stanie do pracy. - stwierdziłem, przyglądając się jej uważnie.
- Mam wolny weekend.
Wstałem ze swojego miejsca i podszedłem do niej. Odgarnąłem z jej twarzy rozczochrane włosy i pocałowałem ją.
- Smakujesz jak rzygi.
- Dzięki, skarbie.
- Nie ma sprawy. - wziąłem swój kubek z kawą i poszedłem do przedpokoju, żeby założyć buty.
- Dave? - zawołała Diana z kuchni. - Co sądzisz o rodzinie swojego ojca?
- Nie wiem. Jeszcze słabo ich znam. Prawie w ogóle.
- Twoja najmłodsza siostra jest podobna do ciebie, z wyglądu i charakteru.
- Wiem. - odpowiedziałem i napiłem się kawy. - Wiesz co? Chyba z nią dogadałbym się prędzej niż z Renee i Coreyem.
Wziąłem mój do połowy opróżniony kubek i wróciłem do kuchni. Postawiłem go na blacie. Diana wstała ze swojego miejsca i przytuliła się do mnie. Pocałowałem ją w szyję i spojrzałem w jej duże błękitne oczy.
- Kocham cię, Di. Naprawdę.
- Wierzę ci. - zaśmiała się cicho.
- Wiesz co?
Popatrzyła na mnie z zaciekawieniem, oczekując odpowiedzi.
- Kiedyś... Nie teraz, ale w przyszłości chciałbym...
Nie dokończyłem, bo zakryła dłonią usta i pobiegła do toalety. Westchnąłem cicho. Szybko wziąłem swoją skórzaną kurtkę oraz klucze i wyszedłem do pracy.
Shanell
- Może czarny kombinezon od Zuhair Murad? - spytałam, wyciągając kolejną rzecz z garderoby. Spojrzałam na Roxxi, która siedziała w fotelu przy drzwiach wychodzących na balkon, z kieliszkiem wina w dłoni. Wzruszyła tylko ramionami. Mój wzrok powędrował na Dianę, która leżała na łóżku i przeglądała najnowsze wydanie magazynu Allure, gdzie byłam na okładce. Oderwała na chwilę wzrok od gazety i przytaknęła ruchem głowy.
- Jest ok. Na pogrzeb pasuje.
- Albo... - wróciłam do przerzucania wieszaków z ubraniami. - Czarna koszula od Yves Saint Laurent i skórzane spodnie od Louis Vuitton?
- Skórzane spodnie na pogrzeb? Shanell, litości. - powiedziała Mel, która właśnie wychodziła z balkonu, niosąc pusty dzbanek po podlaniu kwiatków.
- No i co z tego? - zdziwiła się Roxxi. - Ja na pogrzeb byłej Larsa ubrałabym cekinową sukienkę z dekoltem i rozcięciem na nodze.
- A na pogrzeb matki Larsa?
Roxanne chwilę się zastanawiała. Przerzuciła nogi przez oparcie fotela i napiła się ze swojego kieliszka.
- Tak samo. Tylko dodatkowo wynajęłabym limuzynę i piła Cristala w drodze na cmentarz.
- Jesteś głupia, Roxxi. - stwierdziła Melanie, po czym podeszła do stolika i nalała sobie pełny kieliszek wina.
- A ty jakbyś się ubrała na przykład na pogrzeb Lisy?
- Nie poszłabym na jej pogrzeb!
- Milan już śpi, przestańcie krzyczeć. - upomniałam je, układając ubrania, które wcześniej wyrzuciłam na środek sypialni. Mel bez słowa usiadła na łóżku obok Diany.
- Już wiesz w co się ubierzesz? - spytała w końcu.
- Założę ten kombinezon i szpilki od Jimmy Choo.
- A tak na serio... - zaczęła znowu Roxxi. - Chcesz iść na ten pogrzeb?
- Nie bardzo.
- Nie lubisz Josie, co nie?
- To nie ma teraz znaczenia czy ją lubię czy nie.
- To była twojego faceta!
Roxanne nigdy nie potrafiła trzymać języka za zębami i waliła prosto z mostu, ale po alkoholu robiła się naprawdę nieznośna.
- Dobra, Josie często mnie wkurzała. - przyznałam. - Starałam się ją jakoś akceptować, ale nie lubiłam gdy do nas przychodziła, bo czułam się zazdrosna. Przecież nie powiem o tym Nickowi. Chciał, żebym z nim poszła, więc pójdę.
- Czego jeszcze byś nie powiedziała Nickowi?
- Co?
- Ej, nie, naprawdę. - Roxxi nagle wstała ze swojego miejsca i podeszła do stolika, żeby wziąć butelkę wina. - Jesteśmy w damskim gronie, przyjaciółki, każda ma jakieś tajemnice. - wróciła z alkoholem na swoje miejsce i rozsiadła się wygodnie w fotelu. - Do czego nigdy byście się nie przyznały swoim facetom ani nikomu innemu? Ja zacznę. Jestem kleptomanką, kradnę Larsowi pieniądze z portfela i piwo z lodówki. Wynoszę z pracy różne przedmioty, długopisy, bony rabatowe, zszywacze, ryzę papieru, ostatnio nawet zabrałam papier toaletowy z kibla i przyniosłam do domu. Lubię sok mocno pomarańczowy schłodzony i seks analny. Teraz wasza kolej. Mel?
- Puszczałam się z właścicielem Seventh Veil. - powiedziała Melanie, mając na myśli klub ze striptizem, w którym we dwie tańczyłyśmy kiedy skończyłyśmy liceum. Usiadła po turecku na łóżku i wzięła mały łyk wina ze swojego kieliszka. - Był stary i brzydki, ale przynajmniej zabierał mi tylko pięć procent tego co zarobiłam, od reszty dziewczyn brał więcej. I na prywatny taniec chodziłam tylko z tymi klientami, z którymi chciałam. Czasami jak chcę sobie wypić drinka, a nie chcę żeby James się dowiedział, robię sobie herbatę w kubku i dolewam do niej wódki. Kiedyś nie chciało mi się wyjść z Lolą na dwór, więc zamknęłam ją na balkonie i tam się zesrała, a Jamesowi powiedziałam: "O nie, pies załatwił się na balkonie. Posprzątaj to, bo ja śpieszę się do pracy, papa".
- Mel, ty dziwko! - krzyknęłam z obrzydzeniem. Próbowałam się nie roześmiać, ale mi nie wyszło. - Przecież ten koleś był okropny. W dodatku bez przerwy się na mnie darł. Pamiętam, jak kiedyś rzucił szklanką o ścianę, kilka centymetrów ode mnie i kazał mi to posprzątać. Schyliłam się, a ten zaczął mnie obmacywać. Ugh. Moje najgorsze wspomnienie z tej pracy.
- Ty się lepiej nie odzywaj, bo dzięki mnie dostałaś tę robotę. Sama chciałaś tam pracować.
- Zaraz... - zamyśliła się Roxxi. - Przecież byłaś już z Jamesem, kiedy tańczyłaś!
- Nie. Spotykaliśmy się, ale jako kumple. Na piwo czy pizzę. Na pierwszą randkę poszliśmy jak już przestałam tam pracować.
- Diana, a ty?
- Ukradłam kiedyś stringi z bazaru. - powiedziała z lekkim zażenowaniem i zaczęła się śmiać. - Nie dlatego, że nie było mnie stać, w sumie to nie wiem dlaczego.
- Diana, twoje kradzione stringi w porównaniu do byłego chłopaka Mel to nic.
- Po pijaku sikam do umywalki. Często wyobrażam sobie, że jestem dziwką i pracuję w burdelu, bo Dave'a to kręci. Fantazjuję o seksie z policjantem z Miami Vice.
- Z Jamesem Crockettem! - krzyknęłam.
- Tak!
- Ja uwielbiam oficera Dennisa Bookera z 21 Jump Street! - ekscytowała się Melanie. - Jak go widzę to mam ochotę rzucić się na telewizor i oblizać ekran.
- Apropo telewizora... - zaczęłam i roześmiałam się. - Jak jestem sama w domu to włączam karaoke i śpiewam do pilota.
- A coś obrzydliwego? - dopytywała Roxanne. - Muszę wam powiedzieć, że miałam okazję mieszkać z wieloma ludźmi, miałam mnóstwo współlokatorów, ale największymi świniami i syfiarami są takie dziewczyny jak Shan.
- Nie jestem syfiarą ani świnią!
- No ty akurat nie, ale coś obrzydliwego na pewno kiedyś zrobiłaś. Już nie bądź taka idealna.
- W sumie... - pomyślałam głośno. Włożyłam złożone ubrania to garderoby i zamknęłam ją. - Mam jedną historię, ale nie mogę wam opowiedzieć. Nikt o tym nie wie.
- Właśnie o to chodzi! Mamy mówić o rzeczach, których nigdy byśmy nikomu nie powiedziały, to zostanie między nami. Dawaj, Mel dawała dupy waszemu szefowi, żebyście miały robotę.
- No właśnie. - powiedziała Melanie z lekkim obrzydzeniem.
- Ale przysięgnijcie, że nikomu nie powiecie.
- Nie powiemy, mów. - Roxxi rozlała resztę wina do kieliszków.
- Kiedy chodziłam jeszcze do szkoły średniej, rozchorowałam się i siedziałam w domu. Nasza gosposia ugotowała zupę i przyniosła mi do łóżka. Siedzę sobie pod kołdrą, jem i nagle tak kichnęłam, że aż nasmarkałam do zupy. Ale nie chciało mi się wstać, więc jak gdyby nigdy nic zamieszałam ją i jadłam dalej. - wybuchnęłam śmiechem i ukryłam twarz w dłoniach. - Błagam, nie mówcie o tym Nickowi, bo już nigdy więcej mnie nie pocałuje.
Dziewczyny popatrzyły na siebie i wydarły się ze śmiechu.
- Zjadłaś zupę ze smarkami bo nie chciało ci się wstać?! - Diana nie wierzyła w to co usłyszała.
- Ty jednak jesteś świnią! - Roxxi wytarła oczy.
- Przestańcie! Moje czasy licealne to kopalnia dziwnych sytuacji. Jak miałam z siedemnaście czy osiemnaście lat, był dzień wagarowicza i zwiałam ze szkoły. Miałam spędzić ten dzień z dwoma kolegami, którzy byli już pełnoletni. Kupili wódkę, schowałam ją do torby i zmierzaliśmy w stronę mojego domu. Nagle podchodzi do nas jakiś starszy koleś mówiąc, że jest policjantem po cywilnemu i widział całe zajście. Kazał mi otworzyć torbę i wsiąść do samochodu, a ja spanikowana krzyknęłam: "Uciekamy!" i jako jedyna zaczęłam biec. Koledzy stali wryci i bladzi, jakby jechali na ścięcie głowy, a policjant krzyczał za mną: "Biegnij, biegnij i tak mam wszystko nagrane!". Nigdy się tak nie bałam wrócić do domu. Myślałam, że będą tam na mnie czekać dwa radiowozy policyjne i wkurzeni rodzice. Na szczęście mi się upiekło, mam już dwadzieścia pięć lat i nadal nie poniosłam za to żadnych konsekwencji, mimo że kumple sprzedali mnie na komendzie. Ci koledzy nazywali się James Hetfield i Dave Mustaine, więc jeśli popełnicie z nimi jakieś przestępstwo to pamiętajcie, że przez nich skończycie w celi śmierci.
- Ja kiedyś poszłam na zajebisty seks do byłego szefa. Tylko że on wyglądał jak milion dolarów, nie to co twój były szef, Mel. - stwierdziła Roxxi i kontynuowała swoją opowieść. - Nie wiedziałam wtedy, że sprzedawał kokainę w swoim klubie. Nagle nad ranem wpada policja do domu i rewidują mieszkanie za handel narkotykami. Dobrze, że mieszkał na parterze, przynajmniej mogłam wyskoczyć przez okno i wrócić do siebie.
- Kilka lat temu, kiedy chodziłam jeszcze z ojcem Travisa, robiłam wieczorem striptiz przy zapalonym świetle. Wiem, że sąsiedzi z bloku naprzeciwko stali w oknach. Widziałam, jak wołają resztę dorosłych domowników. A później przyszło do mnie dwóch policjantów. Na szczęście dostałam tylko pouczenie. Byłam młoda i głupia... Miałam wtedy dwadzieścia lat, a ojciec Travisa szesnaście! To chyba podchodziło pod jakąś pedofilię! - Diana pokręciła głową i roześmiała się.
- Ja nie miałam problemów z policją, nie licząc tego incydentu z dnia wagarowicza. - dodałam. - Chociaż w 1989 roku, wymiotowałam przez okno pokoju hotelowego po pokazie Gucci i ochrona hotelu straszyła mnie policją, ale ostatecznie Ryan załagodził całą sytuację. Kochany.
- Ja też nie miałam problemów z policją. Ale siostra Jamesa mogłaby mnie pozwać do sądu za to co zrobiłam parę lat temu. - Melanie dopiła wino ze swojego kieliszka. - Tylko nie mówcie Jamesowi, bo ten kapuś wszystko jej wygada. Zrobiłam rzecz złośliwą, której reperkusje były dosyć mocne. Dopiero co urodziło nam się pierwsze dziecko, ja nie pracowałam, ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, więc mieszkaliśmy trochę z jego siostrą i jej facetem. Budowali sobie dom i zamówili ogromną szafę składaną z lustrami jako suwane drzwi. Odebrała to siostra Jamesa, sprawdziła czy nie jest zbite. Tak im zazdrościłam ich bogacenia się, że zbiłam te lustra młotkiem. Wrócił jej narzeczony i wyleciał do niej z mordą, że jest idiotką, że nie sprawdziła, że olała, że teraz tego nie wymienią. Kłócili się pół nocy, ona się spakowała i pojechała do koleżanki. Jej facet chciał zrobić reklamację, ale wyszło na to, że siostra Jamesa sprawdziła wszystkie elementy i nie były zbite, tysiąc pięćset dolców poszło się jebać. Rozstali się przez to, może nie przez to, bo się pogodzili i wrócili do siebie, dzisiaj są małżeństwem, ale od tego zdarzenia coś w nich zostało, a siostra Heta za mną nie przepada, jakby przeczuwała, że to ja rozpierdoliłam tę szafę. - zakończyła opowieść i odstawiła pusty kieliszek na stół. Uśmiechnęła się do nas. - Nie żałuję.
- Prawidłowo. - poparła ją Roxxi.
- Nie wiem jak wy, ale ja muszę się powoli zbierać. - oznajmiła Diana, wstając z łóżka. - Nie chcę, żeby Dave mnie szukał.
- Też nie znoszę, jak James mnie szuka.
- A ja nie mam tego problemu. - pochwaliła się Roxanne i podniosła się z fotela. - To zbierajcie się, weźmiemy taksówkę, tutaj pełno się ich zatrzymuje, nie musimy nigdzie dzwonić.
Przeciągnęła się i pozbierała kieliszki, po czym wyniosła je do kuchni. Pożegnałam się z dziewczynami i odprowadziłam je do drzwi. Kiedy wyszły, zajrzałam jeszcze do pokoju Milana, sprawdziłam, czy mam wszystko przygotowane na jutrzejszy dzień i położyłam się spać.
Hej :)
OdpowiedzUsuńCholernie szkoda mi Nicka. Jest naprawdę świetnym facetem i zasługuje na wiele dobrego, przynajmniej ja tak uważam. Strasznie tęskni za Shan i to od razu widać. Sam sobie zdaje z tego sprawę, ale potrzebował kogoś, kto by mu to powiedział. W tym przypadku padło na Jamesa, którego tam wtedy chyba jakieś siły boskie zesłały, bo gdyby nie on, to mogłaby się wydarzyć tragedia. Nick wydaje się być mega przygnębiony tym wszystkim, życiem ogólnie, ale daje sobie radę. Podziwiam go bardzo, to silny facet. Opiekował się córką, nawet na nią nie krzyknął, kiedy być może go irytowała, jeszcze śmierć jego byłej kobiety, która jest poniekąd matką Nelly. Może nim to aż tak nie wstrząsnęło ale na pewno było jakimś punktem zwrotnym. Najbardziej szkoda jest tutaj Nelly, która straciła matkę. Z kim ona teraz zostanie? Z Nickiem czy ze swoimi dziadkami?
Nic dziwnego, że Dave był skrępowany przy rodzinie swojego ojca. Bądź co bądź to dla niego obcy ludzie i nie sądzę, że on jest ich w stanie nazwać rodziną. Ale się nie pozabijali, więc jest git, jeszcze Diana ratowała sytuację. Właśnie, Diana. Coś mi się wydaje, że to nie jedzenie jej zaszkodziło. Czyżby ciąża? "- Smakujesz jak rzygi.
- Dzięki, skarbie.
- Nie ma sprawy. " - hehehe. Z tego to się śmiałam XD Kochani.
Wreszcie Shanell się rozstała z Colinem. W końcu. Dobrze, że James to uświadomił Nickowi, bo tamtego inaczej by jeszcze coś bardziej przybiło. Już się nie mogę doczekać, aż oni się zejdą. Już zaprosił ją na ten pogrzeb, ale ja wiem, każdy wie, że to nie tylko dlatego, żeby mu było raźniej. Ona też mówi, że nie chce tam iść, ale pójdzie, ze względu na niego. Kocha go, kocha go cholernie, to dla niego się tak stroi. To jest widać na każdym kroku. Mogliby sobie wszystko już wyjaśnić, bo w gruncie rzeczy... nie wiadomo, o co tak naprawdę się oni pokłócili, o co się na siebie gniewali. No ale to są ludzie, jak wszyscy. Dużo ludzi tak robi, a po jakimś czasie nie wie, dlaczego się w ogóle rozstali, dlaczego się ze sobą nie odzywają.
"Lubię sok mocno pomarańczowy schłodzony i seks analny." - nie no, wygrałaś, Roxxi mnie rozpierdala XD Ogólnie to damskie grono jest świetne, każda z tych dziewczyn. Brakowało mi tam jeszcze Judy, ale szczegół, bo i tak było zajebiście. Fajnie tak sobie od czasu do czasu urządzić takie pogaduchy, bez facetów, bez jakiegoś narzekania. Myślę, że każdej z nich tego trochę brakowało. No ale i tak wygrała Mel, te jej potajemne zabawy z szefem i rozbijanie szyby młotkiem XD Nie pochwalam tego, bo to chcąc nie chcąc niszczenie czyjejś własności, ale i tak wyłam ze śmiechu przy tym, ogólnie przy tych ich rozmowach. Ale powiem szczerze, że mnie bardzo interesuje, jak będą wyglądały potem relacje Nicka i Shan po tym pogrzebie.
Nelly zostanie z rodzicami Josie, ale oczywiście będzie spędzać czas z Nickiem. I Milanem i Shanell, która zmieni swój stosunek do niej.
UsuńPogrzeb już w następnym rozdziale i wszystko między Shanell a Nickiem się wyjaśni :)
Pozdrawiam! <3
Przybywam, panno Poczwaro.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że Stephanie i Nick urodzili się tego samego dnia. Masz rację, to musi być przeznaczenie :>
To się musiało tak skończyć. Dla Josie nie było żadnego ratunku, nie wyszłaby z tego, a nawet jeśli by wyszła, to by było warzywko, stale pod czyjąś opieką. W niektórych sytuacjach już nie ma co tego ciągnąć i może ja zabrzmię jak jakiś potwór, ale w tym przypadku nie pozostało nic innego, jak tylko skrócić cierpienie Josie. Myślę, że jej rodzice już wcześniej się z tym pogodzili i jakoś łagodnie uświadomią Nelly, a Nick sobie poradzi. Pogrzeby nie są niczym przyjemnym, tym bardziej jeśli ta osoba jest dla nas, czy nawet była kiedyś bliska. Nick tam idzie z powinności i ja się bardzo cieszę, że zabiera ze sobą Shanell. Może po pogrzebie pójdą gdzieś razem. Słusznie Nick uważa, że Shan jest jego. On jest w zamian jej, już od dawna i nieprzerwanie mimo rozstania. Tęsknią za sobą, kochają się i ja myślę, że teraz będzie prostsza droga do tego, żeby się znów zeszli. Nie ma wreszcie Colina, który nie wiadomo, co tu właściwie ostatnio robił, był kimś, kto tylko przeszkadzał im w dotarciu do siebie. Teraz, kiedy już go nie ma, mam nadzieję, że będzie łatwiej. Już się zaczęło, ten pocałunek, czułe gesty, słowa, coraz częściej się spotykają i ze sobą rozmawiają. Naprawdę trzymam za nich kciuki. Są razem kochani.
Diana jest w ciąży na 100. I to zdanie Dave'a, którego nie dokończył, że w przyszłości coś chciałby. Myślę, że chciał powiedzieć, że w przyszłości chciałby mieć z Dianą dziecko. No i jeb, ma już teraz :> Tak jak rozmawiałyśmy, większość ludzi nie wyobraża go sobie jako ojca, a my sobie wyobrażamy, i to jakiego ojca. Ja już go widzę, jak trzyma swoje dziecko na rękach, kupuje mu słodycze, rozpieszcza je, przekupuje, ale jak to Dave, czasami pierdolnie się z czymś, np. czymś w stylu: nie po to znosiłem kilka godzin darcia twojej matki, gdy cię rodziła, żebyś ty teraz darła mi się po nocach. Może to do tego Dave'a już nie pasuje, ale każdy wie, jaki on potrafi być, gdy coś mu przeszkadza XD Chociaż do swojego małego skarba może by się tak nie odezwał.
Jeszcze krótko odnośnie rodziny ojca Dave'a. Wiadomo, że on tam mógł być przygaszony, ale coś mi się wydaje, że Kathy ma jego charakter :> Jeśli będą utrzymywać nadal kontakt, to znajdą wspólny język.
Uwielbiam Roxxi i tę jej miłość to matki Larsa :") Mnie ogólnie bardzo podoba się imię Roxanne, choć już po polsku Roksana całkowicie mi się nie podoba. Bez urazy dla wszystkich Roksan. Ale ogólnie imię Roxanne tak mi się zawsze kojarzyło z utworem The Police o takim właśnie tytule. Lubię go. No ale proszę, Roxxi jest kleptomanką XD Zaraz jakiś typowy facet by pewnie się znalazł i powiedział, że większość kobiet nimi jest, bo im też znikają pieniądze z portfela :')
Nie spodziewałam się po Mel, że ona jest taką lwicą... XDD Walczy o swoje, najpierw to z tym szefem, potem rozpierdalanie luster, no nieźle. Mel, ty dziwko XD I tak chyba najbardziej rozpierdoliła mnie Diana i jej wyobrażenia o pracy w burdelu, bo Dave'a to podnieca XDDD Każda tam właściwie dołożyła coś od siebie, Shan i ta zupa, te ich incydenty z policją. Kocham ten fragment, to jeden z tych najśmieszniejszych w tym opowiadaniu. Ukazuje trochę te kobiety z innej strony. A pomyśleć, że to głównie na facetów się mówi, że świnie i takie tam. Jak się okazuje, dziewczyn niewiele dzieli, żeby im dorównać :>
To chyba na tyle ode mnie, do następnego, czekam na Nicka i Shan i seks w kiblu podczas stypy :)
Shan w końcu rozstała się z Colinem. Naprawdę nie wiedziałam, co ona jeszcze z nim robiła, bo dla mnie kompletnie do siebie nie pasowali. Chociaż nie wiem dlaczego, ale mam takie przeczucie, że to jeszcze nie koniec tej historii. Ech... zobaczymy. No jest Nick, który wciąż kocha Shan. Szkoda mi go, bo teraz wydaje mi się, że został sam. W sumie, to cały czas był sam, bo Shan naprawdę znalazła sobie taki głupi powód do rozstanie, że można bić brawo. Na miejscu Nicka byłabym wiecznie na nią obrażona, ale dobra... on chyba trochę za szybko wybacza. Nie wiem. I nie rozumiem, dlaczego nie będzie zajmował się córką... chociaż, może to taki zabieg z Twojej strony, aby ponownie połączyć Shan i Nicka, bo rozumiem, że z Nelly w składzie, to nie może się udać.
OdpowiedzUsuńDave... wyobraziłam sobie go na tym spotkaniu rodzinnym. Biedny...