sobota, 6 sierpnia 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 32.

nie szkalujcie Nicka i Shanell. niektórzy po pogrzebie mają ochotę na jedzenie, a inni na seks.

Nick
Spojrzałem na Shanell, która wychodziła z pokoju Milana. Zamknęła po cichu drzwi i usiadła obok mnie.
- Zasnął. - powiedziała, biorąc miskę winogron, która stała na stole. Kiwnąłem głową i położyłem rękę na jej kolanie. - Zawsze robię się głodna po pogrzebach. Zjemy kurczaka z ryżem i warzywami?
- Jasne. - uśmiechnąłem się blado. Shanell odwzajemniła mój gest. Wstała z kanapy i ruszyła w stronę kuchni, a ja głośno westchnąłem.
Pogrzeb Josie był dla mnie dosyć dziwnym przeżyciem. Mimo że już jej nie kochałem, coś nas jednak łączyło. Rozstaliśmy się dawno temu, nie darzyliśmy się już żadnymi uczuciami, ale ze względu na dziecko byliśmy na siebie skazani do końca życia.
Nelly nie była obecna na pogrzebie, tylko została w domu z opiekunką. Uznaliśmy, że tak będzie dla niej lepiej. Skoro ja znosiłem ciężko takie uroczystości, to co dopiero prawie siedmioletnia dziewczynka.
- Nick, mógłbyś mi pomóc? - zawołała nagle Shanell. Wstałem ze swojego miejsca i poszedłem do kuchni. Shan stała przy kuchence i ruchem głowy wskazała na szafkę. - Wyciągniesz talerze?
- Tak.
Wzięliśmy swoje porcje i wróciliśmy do salonu. Shan włączyła telewizor. Na którymś kanale akurat zaczął się film "Footloose" z Kevinem Baconem.
- Wiem, że wolałbyś pizzę, ale za dwa tygodnie mam pokaz Diora. - powiedziała nagle, spoglądając na mnie przepraszająco. - Od miesiąca nie jem czerwonego mięsa, pieczywa, makaronu. Zresztą rozumiesz.
- Jasne. Ale miło w końcu zjeść coś ugotowanego w domu, a nie zamówionego.
- Kupiłam sobie nowy dywan. Widziałeś?
- Tak. Wygląda na miękki.
- I jest. Kiedy Milan nie chce zasnąć to pozwalam mu się na nim pobawić. Kładzie się, wtula twarz i po paru minutach już śpi.
Uśmiechnąłem się do niej i wlepiłem wzrok w telewizor. Przez resztę filmu nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, chciałem wstać i wynieść puste talerze do kuchni, jednak Shanell mnie zatrzymała.
- Zostaw, ja wyniosę.
- Daj spokój, przecież...
- Ja wyniosę, jesteś moim gościem.
Te słowa dosyć mnie uderzyły. Przecież przez ponad dwa lata razem tutaj mieszkaliśmy. Nie czułem się jak zwykły gość.
- Shanell...
- Przepraszam. - przerwała mi.
- Ale...
- Nick, przepraszam. - powiedziała i westchnęła cicho, patrząc w podłogę. W końcu spojrzała na mnie zaszklonymi oczami. - To moja wina. Nie chciałam cię zostawić, po prostu byłam na ciebie wściekła i tak cholernie zazdrosna. Zaczęłam spotykać się z Colinem, ale nie mogłam o tobie zapomnieć. Cały czas cię kocham i bez przerwy o tobie myślę. Nie mogę znieść myśli, że jakaś inna dziewczyna oprócz mnie może cię mieć. Nicky, przepraszam, ja wiem, że to brzmi jak z jakiejś taniej komedii romantycznej, ale musiałam to w końcu z siebie wyrzucić. - powiedziała jednym tchem i zamilkła na dłuższą chwilę, a ja patrzyłem na nią bez słowa. - Wiem, że jestem histeryczką i egoistką. Pewnie chcesz już iść. Idź. Cieszę się, że chociaż pozwoliłeś mi się wyga...
- Zamknij się już. - przyciągnąłem ją do siebie i przerwałem jej pocałunkiem. Powoli odchyliła głowę do tyłu i otworzyła oczy. Uśmiechnęła się lekko.
- Znowu mnie kochasz... - powiedziała cicho.
- A czy przestałem?
Pocałowaliśmy się po raz kolejny, tym razem dłużej i namiętniej. Kiedy położyła dłoń na moim udzie, odsunąłem się lekko. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a ja rozejrzałem się po pokoju.
- Faktycznie ten dywan wygląda na miękki. - stwierdziłem.
- I taki jest. Najbardziej puszysty jaki był w sklepie.
- Musimy go wypróbować!
- Już się bałam, że nie zaproponujesz! - wybuchnęła śmiechem i znów mnie pocałowała. Wsunąłem dłoń pod jej bluzkę, a ona wzięła się za rozpinanie moich jeansów. Rzuciłem jej koszulkę za siebie i wziąłem ją na ręce, po czym położyłem ją na jasnym puchatym dywanie. Pochyliłem się nad nią i zacząłem całować ją po szyi, schodząc coraz niżej.
- Nareszcie... - powiedziała cicho, wplatając palce w moje włosy.

***

Powoli otworzyłem oczy i przetarłem je dłonią. Podniosłem się i rozejrzałem wokół siebie nieco nieprzytomnym wzrokiem. Poranne słońce wdzierało się do sypialni przez żaluzje, które były jeszcze zasunięte. Leżałem wśród porozrzucanej pościeli, a miejsce obok mnie było puste.
- Już nie śpisz? - usłyszałem nagle i odwróciłem się w stronę drzwi. Stała tam Shanell w luźnej błękitnej koszuli, z filiżanką kawy w dłoni. Od razu dopadły mnie wspomnienia z wczorajszej nocy. Jej usta, jej dotyk, jej głos i wycałowany każdy centymetr jej ciała. Podeszła do mnie i usiadła na łóżku, po czym odgarnęła mi włosy z twarzy.
- Która godzina?
- Przed siódmą. - oznajmiła spokojnie i wzięła mały łyk czarnej kawy.
- Dlaczego już nie śpisz?
- Znowu mówiłeś po niemiecku przez sen.
- Serio? - zdziwiłem się i podparłem brodę o rękę. - Co mówiłem?
- Nie mam pojęcia, ale brzmiało tak, jakbyś kazał kogoś rozstrzelać.
Zaśmiałem się cicho i pokręciłem głową.
- Wybacz. Nie mam na to wpływu.
- Spokojnie. Byłam już do tego przyzwyczajona. - stwierdziła i położyła się obok mnie. Przykryła swoje nogi kołdrą i oparła głowę o moje ramię. Objąłem ją i cmoknąłem w czoło.
- Kocham cię. - powiedziałem cicho.
- Ja ciebie też, Nick.
Zamilknęliśmy na dłuższą chwilę. W końcu Shanell przerwała ciszę.
- Wiesz, że Milan ma za trzy dni urodziny?
- Jasne, pamiętam.
- Będziesz?
Przytanąłem ruchem głowy.
- Zaproś też Nelly.
Uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że Shanell nigdy nie będzie traktowała Nelly jak swoją córkę i nie będzie próbowała być dla niej jak druga matka, ale przynajmniej ją akceptowała.
- Na pewno się ucieszy.
- Masz dzisiaj wolne?
- Tak.
- Ja o dziesiątej muszę pojechać na jakąś godzinę do agencji. Może później pojedziemy do ciebie, spakujesz się i... przywieziemy twoje rzeczy tutaj?
- Naprawdę?
- Chyba nie będziemy mieszkać osobno.
Kilka godzin później przenieśliśmy moje rzeczy do jej mieszkania. I ja i Shanell zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy się nigdy nie rozstali. Nawet nie mówiliśmy reszcie, że do siebie wróciliśmy. Chyba przeczuwaliśmy, że prędzej czy później to nastąpi.
Wszystko było na swoim miejscu.

Shanell
- Nie! - wybuchnęłam śmiechem, kiedy Milan wsadził rękę do tortu. Na szczęście zdążyłam zdmuchnąć za niego świeczkę. Podałam małego Nickowi i wzięłam serwetkę, żeby wytrzeć mu rączkę i buzię.
Dzisiaj mój synek obchodził swoje pierwsze urodziny. Pamiętam dokładnie ten dzień, kiedy go urodziłam. Dopóki pielęgniarka nie położyła go na mojej nagiej klatce piersiowej, nie sądziłam, że można kogoś tak bardzo kochać.
- Judy, możesz pokroić tort dla dzieciaków? Przyniosę talerze. - oznajmiłam i ruszyłam w stronę kuchni.
- Judy, dla Dave'a najmniejszy kawałek. - dobiegł mnie głos Diany. Mustaine nic nawet nie powiedział. Diana była pierwszą kobietą w jego życiu, której się słuchał.
- Nick, jak powrót do Shanell? Nadal się godzicie? - spytał Lars.
- Jesteśmy pogodzeni.
- Oho, będzie drugie dziecko.
- Nie będzie.
- Jak to? Nie uprawiacie seksu?
- Tak właściwie... Pieprzymy się jak zwierzęta. Ale robimy sobie krótką przerwę, dzisiaj rano dostała okresu.
- Dobry marynarz to i przez Morze Czerwone przepłynie. - stwierdził Marty, a ja z zażenowaniem wzięłam talerze i wróciłam do salonu.
- Słyszałam wszystko. - powiedziałam z obrzydzeniem i postawiłam naczynia na stole. Od razu rzucił mi się w oczy wyraz twarzy Roxxi, która patrzyła wrogo na Judy.
- Ja nie chcę. - warknęła, kiedy blondynka ukroiła kolejny kawałek tortu. - Odchudzam się.
Sięgnęła po swoją torebkę i wyciągnęła z niej paczkę papierosów. Wyjęła jednego i wsadziła go sobie do ust.
- Z trzydziesty dzisiaj. - stwierdził Lars. Roxanne wzięła zapalniczkę i bez słowa wyszła na balkon.
- I co? Wszyscy mówiliście, że jako ostatnia założę rodzinę. Mój syn ma już rok, a niektórzy z was nadal nie mają dzieci ani nawet dziewczyny. - próbowałam narzucić jakiś temat do rozmowy. O dziwo większość go podłapała.
- Teraz kolej na Larsa. - oznajmił James.
- Nie, nie. - wzbraniał się. - Rozmawialiśmy o tym, ale dajemy sobie spokój. Przynajmniej na razie. Może po trzydziestce zaczniemy działać.
- Na Dave'a nie ma co liczyć. - stwierdził Hetfield.
- Żebyś się nie zdziwił. - rzucił oschle. Diana spojrzała na niego z przerażeniem. - Jeszcze w tym roku mam zamiar zrobić jej dziecko.
Di nic nie powiedziała, tylko spuściła wzrok i wróciła do jedzenia. Roxanne wyszła z tarasu i usiadła obok Larsa. Nie licząc Mel, dziewczyny naprawdę dziwnie się dzisiaj zachowywały. Postanowiłam się tym jednak nie przejmować. Spojrzałam na Milana, który siedział na kolanach Nicka i jadł tort. Wytarłam mu palcem usta.
- Nick, teraz ty będziesz miał urodziny. Za dwa tygodnie. - odezwał się nagle Jason.
- Ale chyba nie robię żadnej imprezy. Wolę gdzieś pojechać z dziewczyną.
- Ciekawe czy Shanell ma już dla ciebie prezent.
- Właśnie wczoraj rozmawiałam z Ryanem o prezencie dla Nicka. Będzie niedługo gotowy. - oznajmiłam, uśmiechając się do swojego chłopaka.
- Chyba wiem co to za prezent. Już ci zazdroszczę. - powiedziała Mel.
Nagle zobaczyliśmy Travisa wychodzącego z pokoju Milana. Położył pusty talerz na stole i przetarł oczy. Przytulił się do Diany, a ona pogłaskała go po włosach.
- Już jest śpiący... Wczoraj się trochę przeziębił. - westchnęła i wstała powoli ze swojego miejsca. - Dave, chcesz to zostań jeszcze. Ja wracam. Muszę położyć małego, a jutro chyba pójdę z nim do lekarza.
- Dlaczego jego ojciec w ogóle się nim nie zajmuje? - spytała Roxxi. - Nigdy go nie widziałam, nie słyszałam żeby zadzwonił. Tylko ty go wychowujesz.
- Roxxi, on ma dwadzieścia dwa lata. Żyje od imprezy do imprezy. Ma inne priorytety niż dziecko z wpadki.
- Płaci ci chociaż?
- Jego rodzice płacili, ale przestali rok temu.
- Ja bym...
- Nie mam zamiaru targać się po sądach z nieodpowiedzialnym gówniarzem. Mam pracę, mam gdzie mieszkać, dziecko nie chodzi głodne. Zresztą nie powinnam się stresować. Idziesz czy zostajesz? - spojrzała na Dave'a.
- Idę. Nie będę wracać na nogach.
Mustaine wstał i zarzucił na siebie swoją skórzaną kurtkę. Wziął Travisa na ręce. Odprowadziłam ich do drzwi.
- Przepraszam, że tak krótko, ale widzisz, że mały nie jest w nastroju. - wytłumaczyła Diana, chociaż doskonale wiedziałam, że nie tylko Travis nie ma humoru. - Nie chcę żeby zaraził dzieci. Mieliśmy nie przychodzić, ale chcieliśmy dać prezent Milanowi.
- Nie ma problemu. Przecież będzie jeszcze nie jedna okazja. - uśmiechnęłam się. Pożegnałam się z Dianą i Dave'em. Zamknęłam za nimi drzwi, po czym wróciłam do reszty towarzystwa.

Diana
Spojrzałam na Dave'a, który przeglądał swoje kasety. W końcu wybrał jedną z nich i włączył. Rozległy się pierwsze dźwięki "Victim of Changes" Judas Priest. Zerknęłam w lusterko, w którym zobaczyłam Travisa śpiącego na tylnym siedzeniu.
- Dave... - zaczęłam, patrząc cały czas na drogę. Mój chłopak był jednak bardziej zajęty śpiewaniem i bujaniem się w rytm muzyki. Westchnęłam głośno i wyłączyłam radio.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął do mnie.
- Musimy porozmawiać.
- Teraz?! Patrz na drogę!
- Mówiłeś serio? Chcesz mieć dziecko?
- No tak. Już o tym rozmawialiśmy. - włączył znów muzykę.
- Muszę ci o czymś powiedzieć.
- Diana, nie męcz.
- Jestem w ciąży.
Spojrzał na mnie zszokowany i wyłączył radio. Serce zaczęło mi szybciej bić.
- Przecież nie staraliśmy się o dziecko...
- Wiem, ale... zdarza się. Nawet jeśli ludzie się zabezpieczają...
Dave wlepił wzrok w przednią szybę i milczał jak zaklęty. Zastanawiałam się co czuje. Szok, zdziwienie, radość, może strach? Ciężko było mi to określić.
- To pewne? - spytał w końcu.
- Byłam kilka dni temu u lekarza. To szósty tydzień.
- Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?!
- Bo się bałam!
- Jesteś głupia! Musiałabyś mi w końcu powiedzieć! Może chciałaś usunąć?!
- Nie, nie chciałam! - powoli czułam, jak moje oczy robią się mokre. - Po prostu się bałam. Myślałam, że nie chcesz mieć na razie dzieci...
- Ty nie wiesz co ja chcę!
Kiedy dojechaliśmy na nasze osiedle i zaparkowałam samochód, Dave wziął Travisa na ręce i poszedł na górę. Ja wysiadłam z auta, rozejrzałam się po ulicy, pooddychałam wieczornym powietrzem i dopiero wtedy mogłam wejść do środka.
Kiedy weszłam do mieszkania, Dave siedział przy stole w kuchni, z jedną nogą podciągniętą pod brodę.
- Położyłeś Travisa? - spytałam, odkładając moją torebkę na stół.
- Tak.
Spojrzał na mnie badawczym wzrokiem. W końcu wstał ze swojego miejsca.
- Cieszę się, że będziemy rodzicami. - oznajmił w końcu. - Po prostu jestem zaskoczony. Nie spodziewałem się.
- Ja też nie.
Dotknął delikatnie mojego brzucha i przyciągnął mnie do siebie. Bez słowa wtuliłam się w niego.
Wtedy jeszcze nie przypuszczałam, jak bardzo moja ciąża wystawi nasz związek na próbę.

3 komentarze:

  1. NARESZCIE! Kurwa, nareszcie :") Boże, jak ja na to czekałam. Większość czytelników chyba czekała, Nick i Shanell to w końcu jedna z najlepszych par na twoim blogu. Są tak świetnie dobrani, nie potrafią bez siebie żyć, kochają się tak mocno i teraz dopiero widzą, że rozstali się bezsensownie. I ruchanie było, tak jak zgadłam XD Chociaż pewnie i tak znajdą się osoby, które ich za to zganią, hyhy. Ale wiesz, cieszę się, że to Shan pierwsza poruszyła ten temat, że pierwsza przeprosiła, bo to chyba od niej wyszło, ale za niedługi czas żałowała i zdała sobie sprawę, że postąpiła głupio. Potem był Colin, a gdyby go nie było to ona właściwie już dawno pogodziłaby się z Nickiem. Mimo wszystko ja i tak ją podziwiam, bo nie było jej na pewno łatwo z samą sobą, z dzieckiem i z pracą. Podejrzewam też, że Nick tak samo żałuje, że nie mógł być przez ten czas z Shan i że nie był obecny przy swoim dziecku, ale teraz już wszystko wróciło do normy, będzie już przy wszystkich ważnych momentach, przy wszystkich momentach. Boże, ja kocham ich rodzinę. Tak, myślę, że można ich już nazwać rodziną. Najwyższy czas. Kochani są, aaaaa.
    Dave i Diana dbająca o jego dietę XD No ale coś już nie gra. Wyraźnie się coś poróżniło w całej paczce, każdy jakoś żyje w innym świecie, każdy ma swoje problemy, którymi nie chce dzielić się z innymi i na urodzinach Milana było to bardzo widać. Roxxi warczy na Judy, choć Judy nic jej przecież nie zrobiła, powinna raczej na Juniora warczeć. No ale dobra, może za nią nie przepada i widzi w niej rywalkę, kogoś, kto jej przeszkadza. Mam nadzieję, że ona nic nikomu nie powie, że zdrada Juniora się nie wyda. W końcu ma dwójkę dzieci i planuje ślub z Judy. Są świetną parą, taką prawie idealną i nie chciałabym, żeby to się rozpierdzieliło. Nikt by poza Roxxi pewnie nie chciał. Chociaż Roxxi jest zajebistą babką, może mieć facetów na pęczki, więc taki Junior nie jest jej raczej do szczęścia potrzebny.
    Ciekawe, co to za prezent ma Shan dla Nicka, hyhy, może jednak marynat przepłynął to Morze Czerwone i zmajstrował kolejne dziecko? Ale to chyba jeszcze nie czas, bo to coś z agencji, coś tam Ryan załatwia, więc to chyba nie to.
    No ale co do ciąży to właśnie, Diana. Wiedziałam, że to ciąża :> No i wiadomo, że Dave jest w szoku, bo to taka dość mocna informacja, tym bardziej dla niego, ale sobie poradzi. No właśnie, wystawianie związku na próbę. Fuck. Martwię się o to, ale mimo wszystko wierzę, że Dave będzie dobrym ojcem. Pojawiła się też wzmianka o rodzicielu Travisa, więc podejrzewam, że zbliżają się kolejne kłopoty. Jak to mówią, zobaczymy.
    Tyle z mojej strony, panno Poczwaro. Kocham ten rozdział, szczególnie perspektywę Nicka. Ja w ogóle ich wszystkich kocham.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam :)

    Jezu, jak ja się ucieszyłam! Tak przeczuwałam coś, czekałam na to, no i się doczekałam. Nie mogło być inaczej, ta dwójka ludzi zbyt bardzo ciągnie do siebie, żeby do siebie nie wróciła. Stałoby się to już wcześniej, gdyby nie Colin, który był taką niepotrzebną przeszkodą. Shan w odpowiednim momencie na szczęście poczuła, że trzeba się jej pozbyć, bo tęsknota za Nickiem była tak wielka, że ona się z tym męczyła. Ja się cholernie z tego cieszę, że oni się zeszli, że z powrotem mieszkają razem, że obydwoje są przy dziecku. Czuć to szczęście od nich, a już bardzo widoczne są zmiany u Shan. Spadł z niej jakiś ciężar, przy Nicku jest taka radosna, taka prawdziwa, nie musi nikogo udawać. Jest twardą kobietą, ale po tym rozstaniu udawała, że jest jeszcze bardziej, co już ją po czasie przerastało. Cholernie się cieszę, no. Aż płakać mi się chyba chce, kurwa, nie. Uwielbiam takie momenty, uwielbiam Nicka i Shanell, oni do siebie pasują jak nikt inny.

    Haha, to gadanie Nicka po niemiecku XD Ja ogólnie odnoszę wrażenie, że nieważne, co się powie w tym języku, to i tak brzmi właśnie jak jakiś rozkaz albo zapowiedź rozstrzelania.

    Jakoś nie wyobrażam sobie Larsa i Roxxi z dzieckiem XD No sorry, nie pasują mi do roli rodziców. Co prawda Dave'owi też nie do końca ufam, ale tak jak myślałam, Di jest w ciąży. Ona będzie wspaniałą matką, już jest, jest kochana dla Travisa, przez jakiś czas musiała wychowywać go sama. I w sumie jak się czyta, jak Dave się nim opiekuje, choć nawet nie jest jego ojcem, to jakoś podnosi wiarę w to wszystko, ale ja jeszcze nie wiem, czy on odpowiedzialnością dorósł do tego, żeby mieć i wychowywać swoje dziecko, małe dziecko, niemowlę. Niepokoi mnie to ostatnie zdanie w perspektywie Diany. Obawiam się, że Dave może tak sobie myśleć i myśleć, no i będzie chciał ją zostawić. Ale wtedy byłabym na niego wściekła, nie żartuję. Szczególnie, gdy ma szansę sobie stworzyć w końcu normalną, kochającą rodzinę, o której marzy. Krótko mówiąc, Dave, nie spierdol tego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nick i Shan... słodko, ciekawie na jako długo.
    W sumie, to nie wiem, co mam myśleć o ich powrocie. Ale dobrze, że Shan powiedziała prawdę o sobie i że w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że taka właśnie jest. To już połowa sukcesu. Haha. A z resztą oceny ich relacji poczekam, wraz z rozwojem sytuacji.
    Coś tak czułam, że Diana jest w ciąży. Bo dlaczego miałaby rzygać? Haha. No dobra, mogła się czymś zatruć, ale jednak wydawało mi się to mało prawdopodobne. No i ta ciąża wystawi ich związek na próbę? Ech, co się takiego stanie. Mam nadzieję, że Dave nic nie wykombinuje, chociaż... pewnie to właśnie on coś zmaluje. Nie wiem... Zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń