niedziela, 25 stycznia 2015

The Unforgiven - rozdział 25.

od razu powiem, że Devon nie znika z opowiadania, nie zniknie. będzie się pojawiał :)
tak sobie myślę... mam już zaplanowane to opowiadanie do końca, nie wiem ile rozdziałów jeszcze wyjdzie z tego. tak myślałam, żeby po tym opowiadaniu wziąć się w końcu za kontynuację Carpe Diem Baby. haha, pamięta ktoś to jeszcze? ostatnio myślałam o tym opowiadaniu. tyle wspomnień, tyle moich ukochanych bohaterów. trochę tęsknię za Shanell, Nickiem, Roxxi, Larsem...

Devon
- Butelkę wódki i dwa kieliszki. - rzucił Alan do wysokiej kelnerki z odkrytym brzuchem. Dziewczyna odeszła, a on spojrzał na mnie z uśmiechem. - Dobrze znowu być w LA, prawda?
- Taki sam syf jak zawsze. - rzuciłem, wyciągając paczkę Marlboro z kieszeni dżinsowej kurtki. Spojrzałem na ludzi przepychających się przy wejściu i wyjąłem papierosa. Po chwili przyszła kelnerka z tacą i postawiła przed nami butelkę z alkoholem.
- Fajna... - ocenił Alan, kiedy odchodziła.
- No. Niezła. - dodałem, odpalając fajkę.
- Tyle fajnych młodych dup, bierz się za którąś.
- Nie kręcą mnie już takie rzeczy.
- Devon...
- Daj spokój. Dobra, mogę się spotkać z jakąś laską, jeśli ją polubię to może coś z tego będzie. Raczej jestem już gotowy na nowy związek. - kiedy to powiedziałem, Alan akurat rozlewał wódkę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Ale nie jestem już naćpanym 20-latkiem i nie kręci mnie przypadkowy seks z obcą laską. Zrozumiesz to w końcu?
- Rozumiem. Ale może tutaj znajdziesz jakąś księżniczkę...
- Wątpię. - mruknąłem i przechyliłem kieliszek, odstawiając go z hukiem na stół. - Nalej mi jeszcze.
- Jak zawsze pesymista. Rozejrzyj się wokół, podejdź do którejś, zagadaj.
Rozejrzałem się. Kilka młodych dziewczyn w krótkich sukienkach na parkiecie, parę przy barze popijających piwo. Zwróciłem uwagę na jedną panienkę, która przytulała się z jakimś chłopakiem. Fryzura wydawała mi się trochę znajoma, jednak nie widziałem twarzy. Zignorowałem ją i wziąłem napełniony kieliszek do ręki. Po kolejnej kolejce spojrzałem jeszcze raz w jej stronę. Otworzyłem usta ze zdziwienia i prawie zleciałem z krzesła. Zobaczyłem Susie, która obściskiwała się z Davidem Ellefsonem z Megadeth. Ledwo kontaktowała, zachowywała się jak naćpana napalona nastolatka. Alan zauważył moje zszokowanie i odwrócił się. Chyba nawet jemu odjęło mowę.
- Nie idź tam. Nie rób scen.
- Muszę...
- Devon...
- Jasna cholera... - zerwałem się ze swojego miejsca i ruszyłem w ich stronę, przepychając się między ludźmi. Alan poszedł za mną, jednak nie próbował mnie już zatrzymywać. Podszedłem do nich i pociągnąłem go za koszulkę. Wylądował na barze, zrzucając na podłogę kilka szklanek i kieliszków. Susie patrzyła zszokowana, nie mając pojęcia co się dzieje.
- Co ty robisz? - spytałem.
- Co ty robisz? - tym razem ona ponowiła pytanie, wstając ze swojego krzesełka. - W ogóle... co tutaj robisz?
- Jestem, kurwa. Przyjechałem po kilku miesiącach do Los Angeles, idę do przypadkowego klubu i co widzę? Ledwo stoisz na nogach i obściskujesz się z kolejnym facetem.
- Co cię to kurwa obchodzi?! - uniosła się. - Nie jestem już z tobą do cholery!
- To nie znaczy, że musisz się zachowywać jak szmata!
Podeszła i uderzyła mnie w twarz. Spojrzałem na nią zszokowany, reszta ludzi stojących w pobliżu również patrzyła w naszą stronę.
- Myślisz, że możesz bez powodu bić moich kolegów i wtrącać się w moje życie?
- Susie...
- To jest moje życie. MOJE. Już go z tobą nie dzielę. Mogę robić co mi się tylko podoba.
Słyszałem te słowa jak echo. Przelatywały mi przez głowę, analizowałem je, zastanawiałem się, czy ona naprawdę je wypowiedziała. W tym momencie nie potrafiłem o niczym myśleć. Straciłem resztki nadziei, że ona może się zmienić, że możemy do siebie wrócić.
Chwilę później przyszła kolejna chwila załamania, Znikąd pojawił się Dave Mustaine z butelką piwa w ręce, który podszedł do Su i przytulił się do niej.
- Chyba idę już do domu. Chcesz ze mną?
- Serio Susie? - odezwałem się. - Serio?
Dave odwrócił się w moją stronę i zlustrował mnie wzrokiem. Uśmiechnął się.
- Znam cię! Jesteś jej byłym chłopakiem.
- I co z tego?
- Powinieneś się cieszyć, że byłeś z taką dzikuską. - przybliżył się do mnie i poklepał mnie po ramieniu. - Jest świetna w łóżku.
- Mam rozumieć, że żyjecie w trójkącie? - spytałem.
- W trójkącie? W sensie że ja, Su i James?
- James? O, czyli jest jeszcze jeden. - popatrzyłem na Susie, która uciekała wzrokiem. Od dawna nie widziałem, żeby czuła się tak zażenowana. - Jesteś z siebie dumna?
- Pierdol się.
- Zniżyłaś się już tak nisko, że bardziej się nie da.
Su rzuciła się na mnie z pięściami. Nazbierało się w niej tyle emocji, że w końcu musiała dać im upust. Alkohol i narkotyki tylko to spotęgowały. Była drobniutka i niższa ode mnie, więc bez problemu złapałem ją za nadgarstki, żeby się jakoś uspokoiła. Mimo wszystko i tak zostaliśmy wyproszeni z klubu. Susan od razu zniknęła gdzieś z Dave'em i Davidem, ja wróciłem z Alanem do jego mieszkania. Położyłem się na kanapie i spojrzałem tępo w sufit. Alan usiadł obok. Chciał coś powiedzieć, więc szukał odpowiednich słów.
- Jak się czujesz?
- Wracam jutro do Arizony.
- Ale miałeś jeszcze trochę zostać.
- Nie chcę. Nie mam tu już czego szukać.
Westchnąłem głośno i podniosłem się.
- Robiłem sobie jakieś głupie nadzieje. Po co? W tym czasie mogłem poznać jakąś dziewczynę, normalną, a bez przerwy myślałem tylko o jednej.
- Przecież ona nie jest zła. - przewróciłem oczami, a on mówił dalej. - Jest... zagubiona. Nigdy nie miała łatwo, teraz też nie. Myślisz, że ona będzie normalna, kiedy będzie cały czas tkwiła w takim towarzystwie? Wiesz co najlepiej by jej zrobiło? Wyjazd stąd, odseparowanie się od tego wszystkiego...
- Nie obchodzi mnie to. - wstałem i bez pożegnania poszedłem do pokoju w którym nocowałem.

Susie
Leżałam na dużym łóżku i patrzyłam w ciemność. Nie byłam zdolna do żadnych przemyśleń, w głowie miałam mętlik. Poczułam silne dłonie owijające się wokół mojej talii. Przysunęłam się do Dave'a, żeby było mi trochę cieplej, jednak nie czułam żadnej różnicy.
Devon miał rację. Zniżyłam się już tak nisko, że bardziej się nie da.
Nie zależało mi już na niczym. Wyniszczałam siebie, psychicznie i fizycznie. Sprawiałam cierpienie nie tylko sobie, ale też osobom, którym na mnie zależało. Nienawidziłam facetów. Nauczyłam się nimi manipulować i ich wykorzystywać. Uwielbiałam to. Miałam nareszcie poczucie kontroli i władzę nad mężczyznami, którą zawsze chciałam mieć. Byłam wściekła na mojego ojczyma, brata, Devona, Jamesa, Tylera, Dave'a i obiecałam sobie, że każdy facet za to zapłaci. Takie jest podejście wszystkich kobiet w tym biznesie. Udaję, że was kocham, och, kocham wszystkich swoich fanów, uwielbiam być gwiazdą porno, kocham was. 
Nie.
Nie kocham was. Chcę wam zniszczyć życie, zniszczyć wasze małżeństwa i związki. Skrzywdził mnie mąż mojej matki i mężczyźni których kochałam, więc teraz ja będę krzywdzić innych facetów. Zapłacą mi za to.
Poczułam zimną dłoń Dave'a na moim boku. Odwróciłam się powoli w jego stronę. Odgarnęłam kosmyk z jego twarzy, a on popatrzył na mnie swoimi przekrwionymi oczami. Pogłaskał mnie po bladym policzku i pocałował delikatnie. Pocałunek przerodził się w bardziej namiętny i zmysłowy. Oderwał się ode mnie i wtulił się w mój dekolt. Wplotłam palce w jego falowane włosy i przymknęłam oczy.
- Chciałbym z tobą mieszkać...
- Słucham? Ze mną?
- Mhm... jesteś szmatą i nienawidzę cię z całego serca, ale nie mogę już bez ciebie żyć. Uwielbiam to.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Kocham takie wyznania.
- Jesteśmy popierdoleni.
Zaśmialiśmy się. Tak, to była prawda. Byliśmy chyba najbardziej najbardziej nienormalnymi kochankami na świecie. Chwilę po naszych szczerych wyznaniach zasnęliśmy, przytuleni do siebie.

***

Obudziliśmy się koło 7:00. Nic nie zjedliśmy, nie wypiliśmy kawy, nawet nie rozmawialiśmy ze sobą. Mój żołądek nie przyjmował już praktycznie nic, schudłam kolejne kilka kilogramów. Organizm domagał się tylko jednego.
Podzieliliśmy się działką, którą Dave kupił wczoraj wieczorem i wróciłam do mieszkania Jamesa. Normalni ludzie wybierali się do pracy albo sobotnie duże zakupy, a ja szłam dopiero odpoczywać po wczorajszych ekscesach. Zamknęłam za sobą drzwi i od razu powlokłam się do sypialni, gdzie rzuciłam się na niepościelone łóżko. W domu panował straszny syf, nie miałam nawet siły ani ochoty tego ogarnąć. Wcześniej byłam w związkach z dwoma największymi pedantami jakich znam i nigdy nie nauczyłam się od nich porządku. Tyler i Devon zawsze musieli po mnie sprzątać, teraz ten obowiązek spadł na Jamesa. Lubiłam, kiedy w mieszkaniu było czysto, ale bałagan też mi jakoś szczególnie nie przeszkadzał. Do cholery, są na świecie większe problemy niż niepowycierane kurze czy niepozmywane naczynia.
Przykryłam się cała grubą kołdrą i dosyć szybko zasnęłam. Nie miałam pojęcia ile spałam, ale pewnie długo. Obudziły mnie jakieś hałasy. Nie zamknęłam drzwi? Ktoś się włamał? Odkryłam delikatnie kołdrę. Oślepiło mnie jasne światło. Odwróciłam głowę na bok. Z dużego okna dostrzegłam jedynie ciemne niebo i wysokie oświetlone budynki. Podniosłam się i zobaczyłam Jamesa wyciągającego moje ubrania z szafy.
- James...? Co ty tu robisz?
- Przyleciałem.
- Ale... miałeś wrócić za 2 miesiące...
Podszedł do mnie i ściągnąć ze mnie nakrycie.
- Wstawaj, za półtorej godziny mamy samolot.
- Jaki znowu samolot? 
- Do Seattle. Będziesz ze mną do końca trasy. Wiedziałem, że nie można cię zostawić samej.
- Ale ja...
- Zamknij się. - przerwał mi lodowato. - Nawet nie próbuj się odzywać.
- Jam...
Podszedł do mnie i złapał mnie za gardło. Wbiłam paznokcie w jego rękę i spojrzałam na niego. Poczułam, że moje oczy robią się mokre.
- Puść...
- Myślałaś, że o niczym się nie dowiem? Wiesz jak ja się czułem, kiedy codziennie dostawałem telefony, że imprezujesz z Megadeth, że wszyscy widują cię z Dave'em, że wyprowadza cię naćpaną z klubów?
- Miałam zamknąć się na kilka miesięcy w czterech ścianach? - szepnęłam, a po moim policzku spłynęła łza. - Mam prawo z kimś wyjść...
- Jest różnica między wyjściem z kimś na piwo a między ćpaniem i zdradzaniem z kim popadnie.
Nic nie odpowiedziałam. Puścił mnie i bez słowa wyszedł z sypialni. Wstałam z łóżka i uklękłam obok walizki. Z płaczem zaczęłam pakować swoje rzeczy. Pół godziny później pojechaliśmy na lotnisko. Tam planowałam jeszcze jak mogę się ulotnić i zginąć wśród tłumu ludzi, ale zrezygnowałam. Dopiero kiedy przechodziliśmy przez odprawę, zobaczyłam jakąś ulgę na twarzy Jamesa. Wiedział, że już nie mam jak uciec. 
Przez cały lot do Seattle nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa.

niedziela, 11 stycznia 2015

The Unforgiven - rozdział 24.

Devon będzie się troszkę teraz pojawiał, wiem, że dużo osób go lubi, ja również, więc to chyba dobrze :)
ten wykład na temat szkodliwości pornografii podkradłam z życiorysu Jenny Jameson,  z tą różnicą, że ona dała wykład na Oxfordzie.
wybaczcie, że zakończyłam w takim momencie, ale chcę was trochę potrzymać w niepewności. zwróćcie uwagę na to o jakim klubie wspominają w swoich narracjach Devon oraz Su. nic już więcej nie podpowiem :)

miłego czytania i proszę o jakiś znak, że jesteście, haha!

Susie
Minęły prawie 3 miesiące. Nadszedł rok 1989, który miał być dla mnie znaczący, ale również bardzo burzliwy. Nie sądziłam, że pod koniec lat 80' moje życie zmieni się o 180 stopni. James był w trasie koncertowej z Metalliką. Chciał wziąć mnie ze sobą, jednak ja wolałam zostać w Los Angeles, żeby się powoli zabijać. Codzienna zmiana miejsca, kraju, otoczenia i przepychanie się na lotnisku nie było dla mnie. Nie wytrzymałabym.
Mój toksyczny romans z Dave'em o dziwo trwał nadal. Przy Dave'ie nie potrzebowałam dużo czasu, żeby po raz kolejny wpaść w sidła nałogu. Znowu zaczęłam brać heroinę.
Uzależniłam się jeszcze szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Miałam wrażenie, że coraz bardziej wyniszczam swoje ciało i organizm. Nie samą heroiną, tylko tym syfem, który dosypywali tam dilerzy. Nie miałam stałego dostawcy, kupowałam prochy u handlarza, który przypadkiem pojawił się na dzielnicy, na imprezie czy w domu Dave'a. Czułam się po prostu źle. Mocna czarna kawa i papieros na śniadanie, działka na drugie, na obiad kolejna, na kolację szklanka whisky z lodem, a potem pieprzenie się bez zabezpieczeń z innym ćpunem. Z każdym dniem byłam coraz bliżej śmierci, każdy mógł być moim ostatnim. Czułam, że umieram. Było mi już wszystko jedno, jak na ćpuna przystało.
Któregoś sobotniego ranka, po kolejnej imprezie z Megadeth, obudziłam się w zasyfionej sypialni Dave'a. Otworzyłam powoli oczy. Pomieszczenie było szare od dymu. Promienie kalifornijskiego słońca próbowały się wdzierać do środka przez zasunięte rolety. Popatrzyłam na pościel, na której był popiół od papierosów i czyjeś wymiociny. Odwróciłam się z nadzieją, że zobaczę śpiącego obok mnie Dave'a. Mustaine'a jednak nie było. Zobaczyłam Nicka.
- Kurwa... - mruknęłam sama do siebie. Wstałam z łóżka i wciągnęłam na siebie pierwszą lepszą koszulkę, która leżała na podłodze. Znalazłam swoje majtki i założyłam je. Ruszyłam w stronę łazienki. Dave siedział na zimnym płytkach, opierając się o ścianę. W prawej dłoni trzymał łyżkę i strzykawkę.
- Dlaczego Nick śpi w twoim łóżku? - spytałam, zerkając w brudne lustro. Poprawiłam grzywkę i spojrzałam znowu na Dave'a.
- Nawet nie pamiętasz kto cię posuwał ostatniej nocy, w dodatku w moim łóżku... Szmata...
Wyszłam z toalety po swoją torebkę, która leżała w sypialni na parapecie. Wyciągnęłam z niej małą torebeczkę z proszkiem i wróciłam do Rudego. Uklękłam obok.
- Daj... - wyciągnęłam rękę w jego stronę. Bez słowa podał mi łyżkę i strzykawkę, której sam wcześniej używał.
Czy to nie była prawdziwa miłość? Mimo że nazwajem traktowaliśmy się jak gówno, to cały czas się spotykaliśmy. Pieprzyłam się z nim tak jak z nikim innym, a potem dzieliliśmy się heroiną i brudnymi strzykawkami, narażając się na HIV i inne świństwo.
- Nie będziemy mogli się widzieć przez 2 tygodnie... - oparł głowę o moje ramię.
- Dlaczego?
- Jadę do Chicago, sprawy zespołowe.
- Rozumiem. - znalazłam żyłę na lewym przedramieniu i wkłułam się. Wstrzyknęłam narkotyk i zamknęłam oczy, biorąc głęboki oddech.
- Za 2 tygodnie w Rainbow Bar & Grill.
- Co?
- Impreza. W Rainbow, na Sunset. Przyjdź.
- Dla ciebie zawsze przyjdę.
Chwycił mój podbródek, po czym gwałtownie obrócił go w swoją stronę. Pocałował mój policzek, przechodząc powoli do ust.
- I ubierz najlepszą bieliznę jaką masz.
- Mhm...
- Postarasz się?
- Dla ciebie? Zawsze...
Uśmiechnął się lekko. Popatrzył w moje zwężone źrenice i pocałował mnie namiętnie.

Devon
Od ponad godziny siedziałem na dworcu, czekając na pociąg Alana. Zacząłem się coraz bardziej denerwować. Ale starałem się uspokoić wmawiając sobie, że lepiej, żeby jeździł pociągami, niż pod wpływem kokainy własnym samochodem. Nie chciałem mieć na sumieniu jego i niewinnych ludzi.
Jakieś 15 minut później zobaczyłem nadjeżdżający pociąg. Patrzyłem na ludzi wychodzących z niego. Po chwili wydostał się z niego Alan, ciągnąć za sobą walizkę, a w drugiej ręce trzymając jakieś pudło. Wstałem z ławki i podszedłem do niego.
- Czekam od godziny. - zaśmiałem się, witając się z nim. Alan odgarnął włosy z czoła.
- Mogłem... - próbował uspokoić swój oddech. - Mogłem jechać swoim samochodem...
- Ledwo przyjechałeś i już narzekasz.
- Będąc z kimś takim jak Susie przez kilka lat pewnie się przyzwyczaiłeś. - puścił do mnie oczko, a ja spojrzałem na jego karton.
- Co to?
- Niespodzianka. Pomóż mi. - wepchnął siłą pudło w moje ręce, a ja chciałem zajrzeć do środka.
- Nie zaglądaj! Później sprawdzisz.
Poszliśmy do mojego zaparkowanego niedaleko samochodu. Alan wsadził do bagażnika swoją walizkę, a obok położył swój cenny karton, którego zawartości nie mogłem na razie poznać. Pojechaliśmy do domu. Alan zostawił walizkę w przedpokoju i od razu rzucił się na kanapę w salonie.
- Zjesz coś, napijesz się?
- Napiję. Przynieś szklanki. - zerwał się i wybiegł z pomieszczenia. Zachowanie Alana często było dziwne i wzbudzało zaniepokojenie. Nie mógł usiedzieć na miejscu, cały czas nadawał, nie umiał trzymać języka za zębami. Twierdził jednak, że po kokainie czuje się świetnie i nie widział nic dziwnego w tym jak się zachowuje. Nie miał też zamiaru słuchać osób, które powtarzały mu, że świetne samopoczucie po kokainie nie będzie trwać wiecznie.
Kiedy wróciłem do pokoju, Alan już grzecznie siedział, a na stole stała butelka Jim Beama. Położyłem szkło na stole.
- Nie mam lodu.
- E tam, mogę pić bez lodu. - ściągnął swoją dżinsową kurtkę i rzucił ją na bok. Wziął butelkę i rozlał alkohol do szklanek. - Brakuje ci laski.
- Ty to wiesz najlepiej.
- Widzę przecież.
- Gówno wiesz.
- I już się denrwujesz. Musisz w końcu zaruchać.
Chwyciłem swoją szklankę i wziąłem duży łyk alkoholu.
- Tylko po to przyjechałeś? Żeby rozmawiać o lasce której nie mam i o moim życiu seksualnym?
- Jakim życiu seksualnym, takiego też nie masz...
- Alan...
Tak mniej więcej wyglądała cała rozmowa. Alan cały czas nadawał o seksie, moich byłych dziewczynach, o tym z którą swoją koleżanką by mnie zapoznał. Z każdą kolejną szklanką whisky coraz mniej zwracałem na to uwagę.
- O właśnie... - Alan wstał z kanapy i wyszedł znowu z salonu. Wrócił po kilkunastu sekundach, niosąc w rękach swój cenny karton. Położył go między nami.
- Zajrzyj do środka.
Odłożyłem szklankę na stół i otworzyłem pudło. Co zobaczyłem w środku? Trochę gazet z jego kolekcji Playboya, Penthouse i Hustlera. Miał tymi magazynami zawalony prawie cały strych. Miał je wszystkie, każde możliwe wydanie. Przywiózł mi te, które według niego byłyby dla mnie najcenniejsze. Z jedną osobą na okładce.
- Alan... serio?
- I co? I tylko tyle? Ja przekopałem cały strych, żeby znaleźć wszystkie gazety, w których była Susie, myślałem, że się ucieszysz, w końcu oddałem ci część mojej cennej kolekcji, a ty mi się tak odwdzięczasz? - Alan był oburzony. Whisky zmieszana z kokainą dała o sobie znać. Wziąłem do ręki jeden z magazynów.
- Tylko po co mi przywozisz gazety w których jest moja była narzeczona...?
- Devon... myślisz, że ja tego nie widzę?
- Czego? - zdziwiłem się.
- Kochasz ją cały czas...
- Skąd ty to możesz wiedzieć?
- Domyśliłem się. Już wtedy, kiedy rozmawialiśmy przez telefon i wypytywałeś o nią. A teraz zobaczyłem, że trzymasz jej zdjęcie nie półce... - wskazał głową na szafkę, na której położyłem jej fotografię oprawioną w ramkę. Utkwiłem wzrok w podłodze.
- Myślisz, że to wszystko jest takie proste? Tak po prostu zapomnę o niej, po kilku latach związku? Była w ciąży z moim dzieckiem...
- To dlaczego do cholery siedzisz tutaj, zamiast ruszyć dupę i jechać do niej?
- Daj mi spokój.
Westchnął ciężko i podniósł się z kanapy.
- Gdzie mój pokój?
- Już ci pokazuje.
Zaprowadziłem go do pokoju gościnnego. Pościeliłem łóżko, a Alan rzucił się na nie w ubraniach i zasnął. Zgasiłem światło i zamknąłem drzwi, po czym wróciłem do salonu. Wziąłem jedną z gazet do ręki i zacząłem ją przeglądać. Pierwsza sesja Su dla Playboya. Pamiętałem ją dobrze, bo razem z nią byłem na planie zdjęciowym i pocieszałem ją, kiedy płakała w garderobie. To były jej początki. Oficjalnie nie byliśmy jeszcze parą, ale byliśmy już po paru spotkaniach. Przyjrzałem się okładce. Pozowała do zdjęć w czarnej bieliźnie. Leżała w białej pościeli, włosy miała rozwichrzone. Wyglądała tak cholernie seksownie. W momencie kiedy odłożyłem na bok magazyn i chciałem wziąć drugi, usłyszałem dźwięk telefonu. Przysunąłem się do niego i podniosłem słuchawkę.
- Słucham?
- Witam, dodzwoniłam się do pana Devona Hayes? - usłyszałem obcy głos jakiejś kobiety.
- O co chodzi? - spytałem podejrzliwie.
- Nazywam się Samantha Baker, dzwonię z Uniwersytetu Kalifornijskiego.
- Uniwersytetu Kalifornijskiego? - wstałem z wrażenia.
- Bardzo nam zależało na tym, żeby się z panem skontaktować. Proszę nie odkładać słuchawki.
- Nie odkładam.
- Od jakiegoś czasu szukamy osoby, która może poprowadzić wykład na temat szkodliwości pornografii.
Zaśmiałem się.
- Dlaczego akurat ja? Jestem jedyną osobą, która jest... była z tym powiązana?
- Nie, nie. Proszę mnie źle nie zrozumieć. - od razu starała się opanować sytuację. Była niesamowicie spokojna, a ja dostawałem szału, kiedy ktoś poruszał ten temat. - Zależy nam na osobie, która nie jest już z tym powiązana. I powie całą prawdę, jak to wszystko wygląda.
Nie odzywałem się przez dłuższą chwilę.
- Kiedy miałoby to być?
- Planujemy za 2 tygodnie.
- Dobra, zgadzam się. - westchnąłem cicho.
- Nawet nie ma pan pojęcia, jakie będzie zainteresowanie! - ucieszyła się. - Bardzo się cieszę. Zadzwonię jeszcze jutro, żeby podać szczegóły, do usłyszenia.
Nie pożegnałem się i odłożyłem słuchawkę. Nie wiedziałem co myśleć. Dzisiejszy dzień był pełen niespodzianek. Dopiłem resztkę whisky, która była w butelce i poszedłem się położyć. Potrzebowałem odpoczynku.

***

- Cześć, nazywam się Devon Hayes i jestem zaszczycony, że mogę tu dzisiaj być żeby podzielić się z wami moją historią. Przyjechałem z Phoenix, żeby wystąpić przed wami. Proszę was o wyrozumiałość, bo nie jest łatwo stać tu i opowiadać swoją historię...
Sala była wypełniona ludźmi. Nie tylko studentami. Sporo z tych osób na pewno mnie znało, nikt jednak nie podchodził, nie prosił o zdjęcia, autografy, nikt się nawet nie śmiał. Nie przygotowałem żadnej mowy, nie myślałem, o czym powiem, co zachowam dla siebie. Wszystko ze mnie samo wypłynęło, jakbym miał potrzebę opowiedzenia komuś o tym. Chciałem ich przed tym ostrzec i pokazać im, że granie w tego typu produkcjach wcale nie jest świetną zabawą.
Zacząłem opowiadać o moim dzieciństwie, młodości, morderstwie mojej mamy. O pierwszych problemach z narkotykami, pierwszych dziewczynach, pierwszym seksie. O tym jak trafiłem do tego biznesu, jak wyglądała moja droga na "szczyt", o moim związku z inną aktorką oraz przede wszystkim - o konsekwencjach tego zawodu i o nowym życiu, po oderwaniu się od tego wszystkiego. Nikt nie miał żadnych pytań. Ani jedna osoba mi nie przeszodziła. Przed prawie 2 godziny mówiłem, a każdy mnie uważnie słuchał. Na sam koniec zostałem nagrodzony brawami. Poczułem się wtedy naprawdę dziwnie. Opowiedziałem im właśnie o tym, jak zmarnowałem połowę swojego życia, a oni bili mi pieprzone brawa.
Po wszystkim pojechałem do domu Alana. Miałem się zatrzymać u niego na kilka dni.
- I jak było? Mów! - od samego wejście zasypał mnie pytaniami.
- Dobrze...
- Dobrze?! Człowieku, nie skończyłeś żadnych studiów, a prowadzisz wykłady na uniwersytecie...
- 1 wykład. To w sumie nie był wykład... - wziąłem butelkę z wodą, która stała na stoliku. Napiłem się. - Raczej opowiedzenie swojej historii, ku przestrodze...
- Spodobało im się?
- Chyba byli zbyt zszokowani, bo przez cały wykład nikt się nawet nie poruszył. - zaśmiałem się. - Na koniec bili brawa. To było dla mnie dziwne.
- Szkoda, że mnie tam nie było.
- Czuję się genialnie. Mam wrażenie, że coś komuś uświadomiłem. Że pokazałem im, że kariera w tej branży to nie jest wieczna impreza i orgazm za orgazmem. 
- Musimy to uczcić. - poklepał mnie po plecach. - Gdzie idziemy wieczorem?
- Dawno nie byłem w Rainbow.
Nie wiem czy kiedyś wybaczę sobie to, że spośród tysiąca innych nocnych klubów w Los Angeles wybrałem akurat Rainbow. To co tam zobaczyłem tamtego wieczora kompletnie wytrąciło mnie z równowagi.