piątek, 30 grudnia 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 48.

Shanell
- Shanell! - usłyszałam krzyk Nicka. Podniosłam wzrok znad gazety, ale nie zareagowałam. Po chwili wparował do pokoju. - Wołam cię!
- Nie widzisz, że czytam?!
- Mam to gdzieś! Wypiłaś moje piwo?
- Od jakichś trzech miesięcy nie wypiłam ani jednego piwa.
- Było w lodówce.
- Nic ci nie zabrałam.
- Jasne. A moje M&M'sy kto zjadł?
- Milan. - przerzuciłam następną stronę.
- I dziecko też wypiło moje piwo?
- Kurwa mać! - rzuciłam gazetę na bok. - Nic ci nie wypiłam! Jak jeszcze raz usłyszę coś o tym, że zginęło ci piwo, to nie ręczę za siebie.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem i wzięłam znowu do ręki mój magazyn.
- To do ciebie.
Nick zmarszczył brwi i poszedł otworzyć. Od razu dobiegł mnie głos jego mamy.
Zadzwoniłam do niej dwa dni temu z płaczem, że Nick ma problem z alkoholem, co bardzo odbija się na naszej relacji, a Milan przez to cierpi. Lily, bo tak miała na imię moja przyszła teściowa, była abstynentką, gardziła alkoholem i pijakami. Wiedziałam, że skoro ja nie potrafię przemówić Nickowi do rozsądku, to zrobi to jego matka.
- Mama? Co ty robisz w Stanach?
- Przyjechałam. Nie mogę?
- No możesz...
Wyszłam z pokoju i poszłam tam, żeby się przywitać. Udawałam, że kompletnie się jej tutaj nie spodziewałam.
- O, jaka niespodzianka. Dzień dobry. - podeszłam do nich. - Nick, może zrobisz mamie herbatę?
- Ale...
- Czy dla ciebie to jest problem, żeby zrobić swojej matce filiżankę herbaty? - pani Menza odgarnęła za ucho swoje ciemne włosy.
- Już idę.
- Weź od razu moją walizkę.
- Na ile zostajesz?
- Na tyle ile będzie trzeba. No już.
Nick poszedł zrezygnowany do kuchni, a ja uśmiechnęłam się do jego mamy.
- Dziękuję. - powiedziałam cicho.
Machnęła tylko ręką.
- Nie ma o czym mówić.

***

Wieczorem, kiedy leżałam już w łóżku i przeglądałam gazetę, Nick akurat brał prysznic. Kiedy wszedł do sypialni, bez słowa położył się obok mnie. Po chwili cicho westchnął i spojrzał na mnie.
- Wiem, że kazałaś mojej matce przyjechać. - odezwał się w końcu.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - spytałam, nie odrywając wzroku od gazety.
- Za długo znam i ciebie i ją.
- Uważasz, że nie miałam powodu? - spojrzałam w końcu na niego. - Ciesz się, że nie powiedziałam twojej matce, że prawie mnie pobiłeś na oczach dziecka. Ciesz się, że cię nie zostawiłam. Chcę ci pomóc.
Milczał przez dłuższą chwilę i spuścił wzrok. Przysunęłam się i oparłam głowę o jego ramię.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - objął mnie lekko.
- Przestaniesz pić?
Westchnął głośno.
- Tak. Nie chcę was stracić.
Pocałowałam go i spojrzałam mu w oczy.
- Chcę mieć jeszcze jedno dziecko. - szepnęłam.
- Serio?
- Tak. Ale jeszcze nie teraz. Może za rok albo dwa. Ale na pewno chcę mieć. - uśmiechnęłam się.
- Na kolejne dziecko mamy jeszcze czas. Pomyślmy najpierw nad ślubem.
- Ostatnio jakoś wypadło mi to z głowy. - westchnęłam.
- Przepraszam za wszystko. - powiedział. Kiwnęłam tylko głową.
- W porządku. Nie chcę już o tym rozmawiać. Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa.
- Dotrzymam. - złapał mnie za rękę i uśmiechnął się. Odwzajemniłam jego gest i położyłam się. Niedługo później zasnęliśmy.

David
Zaraz po ślubie wylecieliśmy w naszą podróż poślubną. Nie wybraliśmy żadnej rajskiej wyspy ani nic w tym stylu. Postanowiliśmy zrobić sobie podróż po Stanach Zjednoczonych. Najpierw polecieliśmy do Nowego Jorku. Następnie do Karoliny Północnej, Południowej, potem na Florydę, z Florydy do Tennessee, później do Kentucky, Indiany, Missouri, Oklahomy, Teksasu, Kolorado, Montany, Idaho, a na koniec do Nevady.
Do Los Angeles wróciliśmy na początku maja. Ciężko nam było od początku wkręcić się w rutynę, pracę i wychowywanie dzieciaków. Postanowiliśmy sobie, że jak nasze dzieci podrosną i staną się trochę bardziej samodzielne, znowu przez jakiś czas będziemy podróżować, tym razem po Europie. Miałem przodków pochodzących z Norwegii, Szwecji i Niemiec, Judy z Holandii oraz Belgii i chcieliśmy trochę bardziej poznać nasze korzenie.
Któregoś ciepłego majowego popołudnia siedzieliśmy razem z Taylorem na placu zabaw na naszym osiedlu. Judy wstała z moich kolan i zsunęła z nosa okulary przeciwsłoneczne. Odwróciłem się i zobaczyłem Masona, który zmierzał w naszą stronę.
- Jak w szkole? - spytałem.
- Dobrze. - rzucił plecak na ziemię i usiadł obok mnie. - Cześć Taylor.
- Cześć. - powiedział, nawet na niego nie patrząc.
- Mamo, do szkoły przyjdą dzieci z domu dziecka na przedstawienie. Później możemy zabrać kogoś do siebie na obiad. Mogę kogoś zaprosić?
Judy spojrzała na mnie, a ja wzruszyłem ramionami.
- Jasne. Czemu nie.
- Powiem w szkole. Podwyższą mi ocenę z zachowania!
- Z F na D?
- Z B na A.
- Kochanie, otwieraj szampana. - powiedziałem do mojej żony.
- Powinieneś być z niego dumny.
- Jestem.
- Idę na górę.
- Też niedługo przyjdziemy.
Mason kiwnął głową, po czym wziął swój plecak i poszedł do mieszkania.

***

Kiedy w piątek popołudniu wróciłem z pracy do domu, od razu dobiegł mnie głos, którego wcześniej nie słyszałem. Zostawiłem swoją kurtkę w przedpokoju i ruszyłem w stronę kuchni, gdzie zobaczyłem Judy, Masona i jakąś blond dziewczynkę. Pomyślałem, że to jakaś koleżanka Masona ze szkoły, jednak po chwili przypomniałem sobie, że w piątek miał zaprosić do nas kogoś z domu dziecka na obiad.
- Cześć. - przywitałem się.
- Cześć. - Judy spojrzała na mnie.
- Dzień dobry. - powiedziała dziewczynka.
- Jestem David. - wyciągnąłem rękę w jej stronę, a ona ją lekko uścisnęła.
- Frances.
- Jak moja mama.
Uśmiechnęła się, a ja nalałem sobie kawy do kubka i poszedłem do Taylora. Frances jakąś godzinę później musiała już wracać. Była bardzo grzeczna, a Judy była nią zachwycona.
- Mówiła coś o sobie? - spytałem, kiedy wieczorem leżeliśmy już w sypialni.
- Kto? - mruknęła, nie odrywając wzroku od gazety.
- Judy, odłóż te bzdury.
Westchnęła i zamknęła gazetę, po czym spojrzała na mnie.
- O co chodzi?
- O Frances. Co mówiła o sobie?
- Nic.
- Powinniśmy wiedzieć z kim zadaje się masz syn.
- Miałam pytać dlaczego jest w domu dziecka, dlaczego rodzice ją zostawili?
- Na przykład.
- Jesteś nienormalny. Trzeba było się zapytać.
- Nie zapominaj, że dzieci z domu dziecka to często jakaś patologia.
- Była bardzo miła i grzeczna. Powiedziała, że wspaniale gotuję. Kiedy ty mi ostatnio powiedziałeś, że smakuje ci coś co dla ciebie ugotuję?
- Ile ona ma lat? - zmieniłem od razu temat.
- Jedenaście.
Zamyśliłem się. Judy odgarnęła mi kosmyk włosów za ucho i pocałowała mnie w policzek.
- Dobranoc.
- Dobranoc. - powiedziałem i przewróciłem się na drugi bok. Niedługo później zasnąłem.

Dave
Minął kolejny miesiąc. Diana była w piątym miesiącu ciąży z naszym pierwszym dzieckiem i wreszcie dochodziło do mnie, że w końcu znalazłem jakąś stabilizację w moim życiu. Mimo że martwiłem się o nią i maleństwo, pracowała dalej, ale bardzo na siebie uważała. Dbała o dietę i ćwiczenia, chodziła regularnie do lekarza, a dziecko rozwijało się prawidłowo.
Któregoś sobotniego wieczoru, kiedy wróciłem z próby, Diana dopadła mnie przy drzwiach i pocałowała namiętnie.
- Kopnęła.
- Co?
- Dziecko. Zaczęło kopać jak brałam prysznic.
Uśmiechnąłem się do niej.
- Chodź, też chcę poczuć.
Położyłem gitarę, zdjąłem swoją skórzaną kurtkę i pociągnąłem ją za rękę do salonu. Usiedliśmy na kanapie i położyłem dłoń na jej brzuchu. Przez dłuższą chwilę nic nie czułem.
- Nic nie czuć.
- Poczekaj jeszcze.
Czekałem cierpliwie, trzymając dłoń w tym samym miejscu.
- Nic!
- Może zasnęła...
- Jest dopiero dziewiętnasta!
- Jesteś głupi. Teraz już na pewno nie kopnie, bo ją wystraszyłeś swoim krzykiem.
- Czyli już wiadomo, że charakter będzie mieć po tobie.
- Chyba po tobie, ja się nie obrażam o wszystko jak ty.
- Strzeliła focha, zupełnie jak mamusia.
- Wiesz co? - wstała ze swojego miejsca i poprawiła koszulkę. - Nie chce mi się się tobą dyskutować. Wezmę lody pistacjowe, położę się do łóżka i pobędę sama z dzieckiem. Przynajmniej nie będzie się przez ciebie stresować.
Ruszyła w stronę kuchni, a ja pokręciłem głową i włączyłem telewizor.
Koło północy postanowiłem się już położyć. Diana już dawno zasnęła, zostawiając puste opakowanie po lodach na szafce nocnej. Wyrzuciłem je, rozebrałem się i położyłem się do łóżka.
Obudziłem się w środku nocy, czując jakby ktoś lekko dźgał mnie palcem w plecy. Myślałem, że to Diana się wygłupia, więc odwróciłem się, żeby na nią nakrzyczeć. Moja narzeczona jednak spała, przytulając się brzuchem do moich pleców. Moja córeczka nie przyszła jeszcze na świat, a już zaczęła robić mi na złość.
- To ty... - powiedziałem po nosem i odwróciłem się w stronę Diany. Położyłem dłoń na jej brzuchu, a chwilę później poczułem lekkie kopnięcie. - Cały dzień śpisz i szalejesz w nocy. Zupełnie jak ja kilka lat temu. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz taka jak ja.
- Co? - mruknęła przez sen Diana, nawet nie otwierając oczu.
- Nic.
Westchnęła cicho i odwróciła się na drugi bok. Przytuliłem się do niej i niedługo później znowu zasnąłem.

piątek, 16 grudnia 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 47.

Shanell
- Możesz mi pomóc? - spytałam Nicka, stojąc przed lustrem. Podałam mu mój złoty łańcuszek i odgarnęłam włosy. Bez słowa zapiął mi go i przejechał ręką po mojej bordowej, krótkiej, welurowej sukience na cieniutkich ramiączkach. Odwrócił mnie w swoją stronę i pocałował mnie. Uśmiechnęłam się lekko i założyłam swoje wysokie cieliste szpilki.
- Jesteś już gotowy? - spytałam, wrzucając moje kosmetyki do torebki.
- Już od dawna. Czekam na ciebie.
- A Milan? Tylko mi nie mów, że zasnął.
- Nie, bawi się.
- Milan! Chodź.
Mój synek chwilę później wyszedł ze swojego pokoju. Nick wziął go od razu na ręce, a ja przeczesałam mu palcami włosy.
- Idziemy. Weź jeszcze prezent.
- Już wziąłem, spokojnie.
Wzięłam głęboki oddech i wyszliśmy z mieszkania. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Malibu.
Kiedy byliśmy na miejscu, poszliśmy z Nickiem od razu do hotelu, który był połączony z restauracją, w której miało odbyć się wesele.
Stanęliśmy przy recepcji, a kiedy Nick wypełniał kartę meldunkową, zauważyłam mamę Judy.
- Dzień dobry!
- Dzień dobry. - pani Harris objęła mnie. - Pięknie wyglądasz.
- Dzięki, pani również. Nowy kolor?
- Trochę rozjaśniłam włosy. Niewielka zmiana.
- Jak czuje się Judy?
- Denerwuje się. Właśnie robi makijaż.
- Zaraz do niej zajrzę. Jest Will?
- Chyba wyszedł się przejść. A twój ślub jest już w planach?
- Jeszcze nie, ale mam nadzieję, że niedługo będzie. - powiedziałam, pokazując pierścionek.
- Gratuluję.
- Dziękuję. To jest Nick, nie wiem czy miała pani okazję poznać.
Mój narzeczony spojrzał na nią i skinął na nią ręką.
- Miło mi.
- Mnie również. Do zobaczenia później. - uśmiechnęła się i odeszła, a chwilę później my poszliśmy do swojego pokoju. Zostawiłam swoje rzeczy i od razu poszłam do Judy. Siedziała przed lustrem w szlafroku i kończyła robić makijaż. Zauważyła mnie i odwróciła się.
- Dobrze, że jesteś. Jak wyglądam? Jak włosy i makijaż?
- Bardzo dobrze.
- Może powinnam je spiąć?
- Wszystko jest w porządku. Nie denerwuj się.
- Jak ja mam się nie denerwować?
- Gdzie jest Junior? - usiadłam na łóżku.
- Wyszedł z chłopcami. Niedługo wróci. O, już idzie. - mruknęła, siadając znowu przy lustrze. Drzwi otworzyły się i do środka wszedł David z Taylorem na rękach. Spojrzał na mnie i przywitał się, a Tay wyciągnął do mnie rączki. Wzięłam go na ręce i przytulił sie do mnie.
- David, zacznij się szykować. - powiedziała Judy.
- Za chwilę. Jakie masz na sobie majtki? Stringi, figi, może w ogóle nie masz?
- Po co ci takie informacje?
- Chcę wiedzieć, czy łatwo mi będzie przelecieć cię tuż po ślubie.
- Zaraz ci wyjebię.
- Już wychodzę. - posłał jej całusa, zabrał swoje rzeczy i wyszedł z pokoju. W tym samym momencie weszła do nas Diana w krótkiej czarnej obcisłej sukience.
- Cześć dziewczyny. - przywitała się.
Skinęłam na nią głową, a Judy spojrzała na nią przerażona.
- Do tego ślubu nie dojdzie. - zadrżała. - Dosyć, nie wychodzę za tego...
- Wyjdziesz. I zrobisz to dzisiaj. Rozumiesz?
- Przecież ja wyglądam jak totalna idiotka.
- Wyglądasz wspaniale. To będzie najlepszy dzień w twoim życiu.
- Łatwo ci mówić. To nie ty wychodzisz za demokratę i byłego narkomana.
- A ja niedługo wezmę ślub z republikaninem, byłym ćpunem i dziwkarzem! - krzyknęła Diana.
- No tak, jedziemy na tym samym wózku. - stwierdziła Judy. - Macie jakieś papierosy?
- Nie mam, przecież wiesz że nie palę. - zmarszczyłam brwi.
- To może jakieś wino albo wódkę, ewentualnie jakieś prochy.
- Uspokój się. To najpiękniejszy dzień w twoim życiu, a ty zachowujesz się jak popierdolona. Nawet Junior jest spokojny. Weź się w garść.
Judy ściągnęła szlafrok i ubrała swoją suknię ślubną. Diana rozpuściła jej włosy, a ja uklękłam i poprawiłam falbanki jej sukienki. Judy wsunęła na swój palec złoty pierścionek zaręczynowy z rubinem, po czym spojrzała w lustro i obróciła się wokół własnej osi.
- I jak?
- Pięknie. Nie wiem o co ci chodzi.
- Mogę się założyć, że w dniu ślubu też będziecie mieć wątpliwości, czy chcecie wyjść za swoich facetów.
- Ja już mam. - wzruszyłam ramionami.
- No właśnie. Możecie dać mi chwilę? Muszę trochę pobyć sama.
- Jasne. Wezmę małego. - wzięłam Taylora na ręce. Pożegnałyśmy się z Judy, która bez słowa usiadła przed lustrem i wyszłyśmy z jej pokoju.

David
Kiedy stałem już na ślubnym kobiercu, widziałem księdza, moje dzieci, moich rodziców, matkę Judy, moich przyjaciół i Dave'a, który szeptał do mnie "uciekaj", w mojej głowie pojawiły się wątpliwości, czy naprawdę chcę wziąć ślub. Dopiero kiedy zobaczyłem moją narzeczoną, którą ojciec prowadził do ołtarza, wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Gdy podeszła do mnie, wzięła mnie za rękę i spojrzałem w jej oczy, wiedziałem, że to ta kobieta.
Sam ślub minął mi błyskawicznie i bez większego stresu. Raz tylko zadrżał mi głos, kiedy zobaczyłem, jak moja mama płacze. Kochała Judy jak swoją własną córkę i chyba czekała na ten moment tak samo jak ja.
Kiedy po ślubie byliśmy już na przyjęciu i wszyscy składali nam gratulacje, spojrzałem na Dave'a, który podszedł do Judy i objął ją.
- Wiesz, że jak skrzywdzisz mojego najlepszego kumpla, to skopię ci dupę? - spytał ją. Judy wybuchnęła śmiechem i odepchnęła go od siebie.
- Skurwiel. Ja go nie skrzywdzę.
- Trzymam cię za słowo.
Uśmiechnąłem się do nich i spojrzałem na Shanell, która właśnie do mnie podeszła. Rozejrzała się nerwowo i spuściła wzrok.
- Więc... pozostaje mi życzyć wam dużo szczęścia, miłości i wytrwałości. Wielu wspólnych lat. I mam nadzieję, że Judy bedzie z tobą nadal szczęśliwa.
- Będzie.
Objąłem ją, a ona poklepała mnie lekko po plecach. Spojrzałem na nią.
- Dlaczego tak mnie nienawidzisz?
- Nigdy nie powiedziałam, że cię nienawidzę.
- Ale tak myślałaś i się zachowywałaś.
- Ukradłeś mi przyjaciółkę. Zamiast spędzać czas ze mną była cały czas z tobą. Nawet mi się spodobałeś jak Dave mnie z tobą zapoznał, ale wybrałeś Judy. Na szczęście szybko mi minęło, bo poznałam Franka.
- Serio? - wybuchnąłem śmiechem.
- Tak. Ale to było dawno. Już nawet tego nie pamiętam.
- Ja nawet nie chcę pamiętać, że mi o tym powiedziałaś.
- Tak, zapomnij o tym. I nie mów nikomu. Zresztą nikt ci nie uwierzy.
- Na pewno.
- Wracam do narzeczonego.
- Miłej zabawy.
- Nawzajem. - odpowiedziała i oddaliła się w stronę Nicka. Spojrzałem na moją żonę, która podeszła do mnie. Uśmiechnęła się, a ja pocałowałem ją i objąłem ramieniem.

Dave
- Widziałeś gdzieś Dianę? - zaczepiłem Jamesa, który przechodził obok mnie.
- Chyba wychodziła na zewnątrz. - rzucił pośpiesznie i ruszył w stronę łazienki. Wyszedłem na zewnątrz, gdzie od razu usłyszałem śmiech Shanell. Siedziała razem z Willem przy stoliku i rozmawiali. Odwróciłem głowę w drugą stronę i zobaczyłem moją narzeczoną, która stała oparta o ścianę budynku. Patrzyła w gwiaździste niebo i wsłuchiwała się w szum fal. Podszedłem do niej i stanąłem obok.
- Wszystko dobrze? - spytałem.
Spojrzała na mnie z boku i uśmiechnęła się blado.
- Jasne.
Złapałem ją za ręce i stanąłem naprzeciwko niej. Mimo wysokich pomarańczowych szpilek nadal była ode mnie niższa. Miała na sobie krótką obcisłą czarną sukienkę na cienkich ramiączkach i luźno rozpuszczone włosy.
- Pięknie wyglądasz.
- Już mówiłeś.
- Mogę ci to mówić bez przerwy.
- Dave, możemy porozmawiać?
- Jasne.
- Ale nikomu nie powiesz o tej rozmowie. Przynajmniej dzisiaj.
- W porządku.
Wzięła moją rękę i przyłożyła sobie do brzucha. Zmarszczyłem tylko brwi, bo nie wiedziałem o co chodzi, ale po chwili mnie oświeciło.
- O Boże...
- Szesnasty tydzień.
- Który? Dopiero teraz się domyśliłaś?
- Wiem od dawna... Dowiedziałam się w lutym. Spóźniała mi się miesiączka i zrobiłam test. Nie chciałam ci mówić, bo bałam się, że znowu mogę stracić dziecko. Lekarz powiedział, że wszystko przebiega bardzo dobrze i nie mam się już czego obawiać.
- Skoro to szesnasty tydzień...
- Zaszłam w ciążę w święta, kiedy byliśmy w Kanadzie.
- Więc... Kiedy będę mógł rozpakować mój prezent?
Zaśmiała się.
- Dwudziestego czwartego września.
- Kocham cię. - powiedziałem cicho i przytuliłem ją.
- To nie wszystko.
- Co jeszcze? Diana, dostanę dzisiaj przez ciebie zawału.
- Byłam wczoraj u lekarza i znam już płeć. Chcesz wiedzieć?
- Tak. Albo nie. Nie, nie mów.
- Dobrze.
- Jednak powiedz.
- To mówić czy nie?
- Tak. Chcę wiedzieć. - złapałem ją za rękę.
- Dziewczynka.
- O cholera... Jak będzie do mnie podobna to przynajmniej nie będzie problemu z chłopakami.
- Daj spokój.
- Mam nadzieję, że będzie podobna do ciebie.
- Ja też. Travis w ogóle nie jest do mnie podobny.
Usłyszeliśmy, jak na zewnątrz wychodzą kolejne osoby. Pociągnąłem Dianę za rękę.
- Wracajmy.
Wróciliśmy do środka i od razu porwałem ją na parkiet.

***

Patrzyłem, jak ciepły strumień wody spływa po jej ciele. Oparłem ją o zimne płytki i zacząłem całować. Zjechałem ustami do jej szyi, a ona cicho jęknęła. Wplotła palce w moje mokre włosy i cmoknęła mnie w policzek.
- Jesteśmy tu już dobre pół godziny. - powiedziała w końcu.
- Przecież to nie my będziemy płacić rachunek.
Diana zakręciła wodę i odsunęła się ode mnie, po czym wyszła spod prysznica. Westchnąłem i wyszedłem od razu za nią. Podała mi ręcznik, którym owinąłem się w pasie. Rozczesała mokre włosy i założyła swoją różową koronkową bieliznę.
- Moje ulubione majtki. - klepnąłem ją w tyłek.
- To bolało.
- Przepraszam.
Pokręciła głową i wyszliśmy z łazienki. Założyła na siebie jedną z moich koszulek i położyliśmy się do łóżka. Podciągnąłem jej koszulkę i wtuliłem się w jej brzuch. Dopiero teraz zauważyłem, że jest delikatnie zaokrąglony.
- Kopie już? - spytałem.
- Jeszcze nie. To znaczy już się rusza, ale jest jeszcze za mała, więc nic nie czuć.
- Jakiej jest teraz wielkości?
- Lekarz powiedział, że jak awokado.
- Mniejsza niż moja dłoń...
- Tak. - pogłaskała mnie po włosach.
- Cholera, jest taka malutka... moja mała dziewczynka. Uważaj na nią.
- Uważam cały czas, kochanie.
Podniosłem wzrok do góry i przysunąłem się do Diany. Pochyliłem się nad nią i pocałowałem ją.
- Tak bardzo cię kocham... - powiedziałem cicho i wtuliłem się w jej dekolt. - Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę chciał mieć dzieci i w ogóle znajdę kobietę, z którą będę chciał założyć rodzinę.
- Dlaczego akurat na mnie zwróciłeś uwagę?
- Nie wiem... Po prostu masz w sobie to coś, co strasznie mnie pociąga. Nawet nie potrafię tego określić. Spotykałem się z laskami, które miały większe cycki od ciebie, długie nogi, były striptizerkami, niektóre były gotowe zrobić dla mnie wszystko. Ale nie miały w sobie tego, co ty. Może chodzi o to, że byłaś taka niedostępna? I zostawiłaś dla mnie wszystko co najlepsze? No prawie, dziewictwa mi nie oddałaś.
- Ty świnio... - zaśmiała się.
- Żartuję. - uśmiechnąłem się i spojrzałem na jej twarz. - I jeszcze twoje usta... - pocałowałem ją. - I kolor twoich oczu. Jest magiczny. A tobie co się we mnie podoba?
- Uhh, trudne pytanie... Kocham twój uśmiech, śmiech, twoje kości policzkowe, twój głos i sposób wypowiadania się, lubię się bawić twoimi włosami. Lubię jak coś piszesz, jesteś wtedy taki skupiony. Kiedy się denerwujesz wyskakuje ci żyła na szyi, to urocze. Lubię jak jesz to co ci ugotuję, jak robisz mi rano kawę.
- I tyle?
- A seks jest nieziemski.
- Już lepiej. - uśmiechnąłem się i odgarnąłem jej kosmyk mokrych włosów z twarzy. - Może jak malutka się już urodzi pomyślimy poważnie nad ślubem?
Kiwnęła głową.
- To dobry pomysł.
- Gdzie chciałabyś się pobrać?
- Nie wiem. Zostawmy na razie ten temat w spokoju. Mamy czas. I ważniejsze rzeczy na głowie. - pogłaskała się po brzuchu.
- Masz rację. - powiedziałem cicho i przytuliłem się do niej.
W tym momencie byłem chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W końcu moje życie wyglądało tak jak od dawna chciałem.

piątek, 9 grudnia 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 46.

David
Czas mijał naprawdę szybko. Do ślubu mojego i Judy został zaledwie tydzień. Dzisiaj miał się odbyć mój wieczór kawalerski. Szykowałem się razem z Willem od samego rana, bo najpierw mieliśmy jechać na paintball, popołudniu coś zjeść, a wieczorem na kręgle. Judy nie zdradziła mi co ma dzisiaj w planach. Powiedziała jedynie, że wieczorem wychodzi z dziewczynami.
Kiedy kończyliśmy pić kawę i jeść śniadanie, do kuchni weszła zaspana Judy, tylko w mojej koszulce. Wstałem ze swojego miejsca, a ona przytuliła się do mnie. Pocałowałem ją i objąłem w pasie.
- Jak się spało?
- Dobrze. Dzisiaj piękny dzień.
- Jakie masz plany na wieczór?
- Mówiłam, że wychodzę z dziewczynami. - ziewnęła i wzięła sobie kubek, po czym nalała do niego trochę kawy.
- Ale gdzie?
- Do SPA.
- Nudy.
- Lepsze to niż wasz paintball i kręgle.
- No jasne. Lepiej się tarzać w błocie jak świnia, bo to dobre dla skóry. - Will uśmiechnął się ironicznie.
- Zamknij się. - zaśmiała się Judy i napiła się.
- Judy, w czwartek będziesz musiała odebrać moich rodziców z lotniska. Ja jeszcze będę w pracy.
- Cholera, jak my się pomieścimy...
- Ty pójdziesz do Masona, a ja na kanapę. Will spierdala do twoich rodziców. Dobrze, że mieszkają w Los Angeles.
Usłyszeliśmy dźwięk domofonu. Dopiłem szybko kawę i pocałowałem moją narzeczoną.
- Idziemy już, to pewnie Dave.
- Miłego dnia.
- Nawzajem. Nie zaśnij podczas kąpieli w leczniczym gównie. - William wybuchnął śmiechem.
- Chuj z ciebie. Będziemy się świetnie bawić.
- Zobaczymy.
Domofon zadzwonił po raz kolejny, więc szybko wyszliśmy z mieszkania i zeszliśmy na dół, gdzie czekał już na nas Mustaine.

Judy
Spojrzałam po raz kolejny na swoje odbicie w lustrze i poprawiłam swoją krótką, obcisłą, czarną hiszpankę. W momencie, kiedy przeczesywałam palcami włosy, winda zatrzymała się. Wyszłam z niej i ruszyłam w stronę jednego z apartamentów hotelu The Ritz-Carlton. Kiedy stanęłam pod drzwiami numer sto trzynaście, zapukałam. Otworzyła Mel.
- Nareszcie. Co tak długo?
Weszłam do środka i przywitałyśmy się. Miała na sobie krótką, dopasowaną, czarną sukienkę z prześwitami i długimi rękawami. Weszłyśmy dalej, do pokoju, gdzie siedziała Diana wraz z Abigail, które od razu wstały, żeby się przywitać.
Abi miała na sobie dopasowaną cekinową sukienkę z głębokim dekoltem i długimi rękawami, a Diana obcisłą czerwoną sukienkę na ramiączkach. Po chwili z łazienki wyszła też Shanell, która miała na sobie obcisłą czarną sukienkę z wycięciami. Poprawiła włosy i spojrzała na mnie.
- W końcu jesteśmy w komplecie! - krzyknęła i objęła mnie ramieniem. - Mel, nie ma na co czekać. Czyń honory.
Melanie wyciągnęła butelkę szampana z wiaderka z lodem. Otworzyła go, a korek wystrzelił z wielkim hukiem.
- Uwielbiam to robić! - zaśmiała się i nalała alkohol do kieliszków. Wszystkie, oprócz Diany, wzięłyśmy kieliszki do rąk.
- Skoro już szampan jest otwarty, chciałam wam o czymś powiedzieć. - uśmiechnęła się i spojrzała na nas błyszczącymi oczami. - Jestem w ciąży.
- O cholera. Czyli ten lekko zaokrąglony brzuch to nie dobry obiad? - spytała Melanie. Diana pokręciła głową.
- To już piętnasty tydzień. Wiem od lutego, ale nie mówiłam o tym nikomu. Lekarz powiedział, że wszystko jest w porządku i nie mam się już czym martwić. Za tydzień znowu mam wizytę i mam nadzieję, że poznam płeć.
- Doczekaliśmy czasów, kiedy na świecie pojawi się mały Mustaine. Chyba już wszystko w życiu widziałyśmy. - zaśmiałam się.
- Gratulacje! - Abigail objęła Dianę ramieniem. - Dave niczego się nie domyśla?
- To jest facet. Nic nie zauważył. Ale muszę mu w końcu powiedzieć, bo już powoli widać zaokrąglony brzuch. - zaśmiała się.
- Więc wznieśmy toast. - Shanell podniosła kieliszek do góry. - Za małego Mustaine'a i najlepszą noc w twoim życiu. - puściła do mnie oczko. Napiłyśmy się i usiadłyśmy na miękkich puchatych poduszkach. Shanell usiadła na plastikowym wiszącym fotelu i dopiła do końca swojego szampana.
- Co powiedziałyście chłopakom? Że gdzie się wybieramy?
- Do SPA, tak jak kazałaś. - powiedziałam.
- To dobrze. To co się dzieje w apartamencie hotelu Ritz, zostaje w hotelu Ritz. Więc... Jemy tort, pijemy do końca szampana i idziemy do klubu?
- Jasne. - odpowiedziałyśmy zgodnie.
Razem z Mel przyniosły tort i talerze. Dopiłyśmy szampana i zrobiłyśmy sobie jeszcze po jednym drinku, zaczęłyśmy jeść i plotkować.
- Będziesz mieć nazwisko Davida? - spytała Abigail.
- Jasne! Ma piękne skandynawskie nazwisko, nasze dzieci tak się nazywają. Na początku pewnie ciężko będzie mi się przyzwyczaić. Przez prawie dwadzieścia osiem lat podpisywałam się nazwiskiem Harris, a teraz nagle Ellefson.
- Ja nie przyjmę nazwiska Nicka. - wtrąciła się Shan.
- Dlaczego?
- Jest okropne. Zresztą, wszyscy znają Shanell Evans. Jakbym nie miała wyrobionego swojego nazwiska to może bym je przyjęła, a tak to nie.
- Diana, a ty zostaniesz panią Mustaine?
- Pewnie. Według mnie to oczywiste, że żona przyjmuje nazwisko męża. W dodatku Dave ma francuskie nazwisko, a ja dobrze mówię po francusku i kocham ten kraj. Chciałabym kiedyś mieszkać w Nicei.
- Oszalałyście. - Shanell pokręciła głową. Diana podeszła do ogromnych okien i spojrzała na panoramę nocnego miasta.
- Patrzcie, tu zaraz obok jest hotel Marriott. Dave pierwszy raz spotkał się tam ze swoim ojcem w restaur...
Przerwało jej pukanie do drzwi.
- To pewnie ktoś z obsługi hotelu. - Shanell wstała ze swojego i poszła otworzyć. Abi wzięła pustą butelkę po szampanie, żeby ją wyrzucić.
- Dobry wieczór. Pani wynajmuje ten apartament? - dobiegł nas męski głos.
- Tak.
- Jak pani na imię?
- Shanell.
- Proszę się cofnąć.
Spojrzałyśmy ze zdziwieniem na siebie, a Abigail poszła zobaczyć co się dzieje.
- Obsługa hotelu skarży się na hałas i libację nieletnich. Panie ukończyły dwadzieścia jeden lat? Muszę poprosić o dowody. Panie pozwolą za mną.
Nagle do pokoju weszło dwóch policjantów, a za nimi Shan i Abi. Wszystkie trochę się zaniepokoiłyśmy.
- A tutaj wszyscy mają dwadzieścia jeden lat?
- Tak.
- Pani raczej nie. - jeden z nich spojrzał na mnie. - Kiedy ma pani urodziny?
- Trzeciego lipca. Dwudzieste ósme...
- Czyżby? Ręce na ścianę proszę.
Wstałam bez słowa i powoli położyłam dłonie na ścianie.
- Wszyscy siadają, to trochę potrwa. - oznajmił drugi policjant.
- Proszę rozstawić nogi. - powiedział ten pierwszy i położył dłonie na moich biodrach. Wstrzymałam oddech. Nigdy wcześniej nie byłam przeszukiwana przez policję.
- Nie ma pani przy sobie żadnego niebezpiecznego narzędzia? - spytał.
- Nie.
- To dobrze. Bo ja takie posiadam.
Usłyszałam krzyk dziewczyn i odwróciłam się, gdzie zobaczyłam rozbierających się policjantów, a raczej striptizerów. Spojrzałam zszokowana i wybuchnęłam śmiechem. Ten, który próbował mnie wcześniej obszukać, wziął mnie na ręce i posadził na krzesełku. Popatrzyłam na Shanell, która stała pod ścianą i uśmiechała się pod nosem. Mogłam spodziewać się tego, że to było właśnie jej dzieło.
Zapowiadała się najlepsza i najweselsza noc w życiu pani Harris.

David
- Nigdy więcej nie pójdę z wami na paintball. - powiedział James, siadając na wolnym miejscu. Dave rzucił kulą, zbił wszystkie kręgle i spojrzał z zadowoleniem na Hetfielda.
- Przecież było fajnie.
- Strzeliłeś mi z paintballa prosto w jaja! Byłem z tobą w drużynie!
- Myślałem, że to Jason. Junior, twoja kolej.
Wstałem i wziąłem wolną kulę. Rzuciłem, jednak nie zbiłem trzech kręgli. Przeklnąłem pod nosem i wziąłem następną.
- Ciekawe co dziewczyny robią. - pomyślał głośno Mustaine.
- Taplają się w gównie albo robią sobie maseczki z błota. - powiedział Will.
- Co ty masz z tym gównem w SPA? - spytałem, odwracając się do niego.
- Tylko z tym mi się to kojarzy. Zresztą, kto w wieczór panieński idzie do SPA? Żałosne.
Pokręciłem głową i rzuciłem kulą, która poturlała się po torze i zbiła resztę kręgli. Uśmiechnąłem się i usiadłem obok Nicka, który dokończył pić swojego drinka i od razu przysunął do siebie szklankę z drugim.
- Wszystko ok? - uniosłem brew.
- Jasne. Twoje zdrowie. - uśmiechnął się, po czym wypił całą szklankę na dwa łyki.
- Kirk, teraz ty! - krzyknął James.
Spojrzałem na Kirka, który wziął kulę i podszedł do swojego toru. Dave bez słowa stanął z boku i obserwował go. Kirk zamachnął się i chciał rzucić, jednak poślizgnął się i przewrócił się na plecy. Dave wybuchnął śmiechem, a William podszedł do niego i pomógł mu wstać.
- Wszystko dobrze? - spytał.
- Tak. - wstał powoli.
- Dzwonić po karetkę? - Dave uśmiechnął się ironicznie.
- Nie ma takiej potrzeby!
- Halo, pogotowie?! - zawołał Dave. - Proszę dać mojemu koledze zastrzyk przeciw spierdoleniu.
- Daj mu już spokój. - James stanął w obronie kolegi z zespołu.
- Ale źle mówię?! I się dziwi, że każda laska go unika, oprócz siostry. A nie, ona woli Marty'ego.
Marty, który stał za Kirkiem zaczął ostro gestykulować i pokazywać Dave'owi, żeby się zamknął. Mustaine tylko machnął ręką.
- O co chodzi? - spytał Kirk.
- O to, że Marty tak sobie ustawia grafik pracy jak przejeżdża twoja siostra, żeby mógł być z nią sam na sam.
- I co?
- I się ruchają.
Kirk spojrzał zszokowany na Marty'ego.
- Co?! Mówiłeś, że wychodzicie razem na miasto albo gracie na gitarze!
- Twoja siostra gra co najwyżej na jego flecie. - oznajmił Dave.
- Marty! - Kirk popatrzył na niego z żalem.
- Ale... Ehh. No dobra. Coś jest między mną a twoją siostrą.
- Moja siostra nie może z tobą być! Jesteś taki sam jak Dave! W dodatku miałeś rzężączkę!
- Wyleczyłem ją!
- Tylko ją zranisz! Ona ma uczucia w porównaniu do ciebie!
- Kocham ją.
Kirk wydarł się i wyszedł z kręgielni, a Marty spojrzał wrogo na Dave'a.
- No i co zrobiłeś?! - krzyknął do niego, po czym od razu wybiegł za Kirkiem.

Shanell
- Nie mogę uwierzyć, że znacie tych kolesi! - powiedziała Judy, kiedy szłyśmy do klubu.
- Ten striptizer, który chciał cię obszukać a później się przed tobą rozbierał chodził do tego samego liceum co ja i Shan. - oznajmiła Melanie. - Nawet nie wiedziałyśmy, że robi taką karierę. Shanell przez przypadek go spotkała i pochwalił się jej, a ona od razu: "hej, może przyjdziesz na wieczór panieński mojej przyjaciółki?".
- David dostanie szału jak się dowie. - zaśmiała się.
- Nic mu przecież nie powiemy.
Kiedy byłyśmy na miejscu, weszłyśmy do klubu i od razu usiadłyśmy przy naszym zarezerwowanym stoliku.
- Diana, nie możesz z nami w pełni świętować, więc czego się napijesz? - spytała Mel, wieszając swoją torebkę na oparciu krzesełka.
- Chcę butelkę Sprite, soku pomarańczowego, jedną puszkę coli i wodę arbuzową.
Chwilę później podeszła do nas młoda kelnerka, żeby przyjąć zamówienie.
- Jedną szklankę, butelkę Sprite, butelkę soku pomarańczowego, puszkę coli, wodę arbuzową i cztery razy Mojito. Na razie wystarczy. - powiedziałam głośno i odwróciłam się z powrotem do dziewczyn, a kelnerka zapisała coś szybko i odeszła. Diana wyciągnęła aparat z torebki i poprosiła jakiegoś kolesia przechodzącego obok, żeby zrobił nam zdjęcie.
Czas w klubie leciał nam naprawdę szybko, wszystkie się dobrze bawiłyśmy, nawet Diana, która nie mogła z nami pić. Kiedy już trochę wstawiona siedziałam przy stoliku i patrzyłam na kostki lodu w mojej szklance, dostrzegłam niedaleko mnie Franka i Charliego. Frank szybko mnie zauważył i podszedł do mnie.
- Shanell! Cześć.
- Cześć. - uśmiechnęłam się i wstałam ze swojego miejsca. Przytulił mnie, a po chwili odsunął się i przyjrzał mi się.
- Wyglądasz jak bogini.
- Zawsze tak wyglądam.
- No tak. - zaśmiał się.
- Cześć Charlie. - skinęłam na niego ręką. Charlie uśmiechnął się i pomachał mi.
- Dawno się nie widzieliśmy. Jesteś sama? - spytał Frank.
- Nie, z dziewczynami. Judy ma wieczór panieński.
- Za tydzień będziemy się razem bawić na jej weselu. A na twoim kiedy?
- Mam nadzieję, że niedługo. - wystawiłam lewą rękę w jego stronę, żeby pokazać mu mój pierścionek zaręczynowy.
- Gratuluję.
- Dzięki.
- Mogę ci postawić drinka?
- Jasne. A później ja tobie.
Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramiona. Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą Mel.
- Frankie, nie podrywaj mojej przyjaciółki.
- Miałem zamiar ją upić. Na oko jeszcze ze dwa drinki. - puścił mi oczko.
- Możesz ze mną zatańczyć.
- Ja nie umiem. Ale Charlie bardzo chętnie.
- Nie, ja... - zaczął, jednak Melanie nie pozwoliła mu dokończyć. Pociągnęła go za rękę.
- Nie przyjmuję odmowy! - krzyknęła i zaciągnęła go na parkiet. Frank znowu spojrzał na mnie.
- Czego się napijesz?
- Bellini. Pójdę już do stolika.
Kiwnął głową i poszedł w stronę baru, a ja wróciłam na swoje miejsce. Usiadłam i wzięłam głęboki oddech. Frank przyszedł kilka minut później. Postawił przede mną drinka i usiadł naprzeciwko. Uśmiechnęłam się lekko i napiłam się.
Zaczęliśmy rozmawiać, trochę wspominaliśmy. Dziewczyny bawiły się z Charliem i jakimś facetem, którego widziałam pierwszy raz na oczy. Westchnęłam cicho i dopiłam swojego drinka.
- Wszystko ok? - spytał Frank.
- Tak.
- Hej, znamy się tyle lat. Widzę, że jesteś smutna. - położył swoją dłoń na mojej.
- Jest w porządku. Naprawdę. - uśmiechnęłam się blado.
- Chodź, zatańczymy.
Wstał i pociągnął mnie za rękę.
- Przecież ty nie umiesz tańczyć! - krzyknęłam za nim.
- Nauczę się.
Akurat puścili jakąś wolną piosenkę. Przyciągnął mnie do siebie i rękami objął mnie w talii. Podniosłam głowę do góry.
- Musiałabym stanąć na palcach żeby cię pocałować.
- Mi zaraz coś innego stanie.
Wybuchnęłam śmiechem i przytuliłam się do niego.
Kiedy piosenka się skończyła, przeprosiłam go i poszłam szybko do łazienki. Przed lustrem zobaczyłam Dianę i Abigail.
- O, znalazłaś się. - powiedziała Diana, chowając szminkę do torebki.
- Co robiliście z Frankiem? - Abi spojrzała na mnie.
- Postawił mi drinka i rozmawialiśmy. - wzruszyłam ramionami i odkręciłam kran, żeby umyć ręce.
- Idziemy za chwilę do innego klubu.
- Wezmę tylko swoją torebkę.
Wytarłam dłonie i wyszłam z toalety. Wzięłam torebkę, pożegnałam się z Frankiem, znalazłam resztę dziewczyn i wyszłyśmy z klubu. Poszłyśmy do lokalu, który był dwie ulice dalej, jednak nie siedziałyśmy tam długo. Wypiłyśmy po jeszcze jednym drinku, potańczyłyśmy i wróciłyśmy do naszego apartamentu w hotelu.

piątek, 2 grudnia 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 45.

Roxxi
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już prawie siódmą rano. Zawiązałam sznurówki i szturchnęłam ręką Larsa, który dalej spał.
- Lars, obudź się.
- Co jest? - mruknął pod nosem.
- Wstawaj, idziemy biegać.
- Cooo? Od dawna nie biegamy...
- Czas to zmienić.
- Ale ja już nie mam kondycji...
- To ją poprawisz! Jeszcze rok temu biegałeś po kilka kilometrów, a teraz dostajesz zadyszki jak wejdziesz po schodach. Wstawaj! - ściągnęłam z niego kołdrę.
- Ale nie mam żadnego dresu!
- Masz, już ci naszykowałam!
- Roxxi, nie byłem gotowy! Nie wystarczy ci to, że od dwóch tygodni nie wciągamy?
- Nie, nie wystarczy. Masz się zmienić razem ze mną albo ja ciebie wymienię.
Popatrzył na mnie bez słowa i w końcu wstał zrezygnowany. Umył zęby, ubrał się, związał włosy i pojechaliśmy do Echo Park. Biegaliśmy może z dwadzieścia minut. Nie za dużo, ale dopiero zaczynaliśmy, po dosyć długiej przerwie. Zaraz z parku pojechaliśmy metrem do Edendale Branch Library, skąd wypożyczyłam kilkanaście książek. Obładowałam nimi Larsa i wróciliśmy do domu.
- Po co ci książki o literaturze i sztuce? - spytał, kiedy układaliśmy je na wolnej półce.
- Potrzebuję ich.
- Nie lepiej wypożyczyć jakiś kryminał?
- Kryminały nie są mi do niczego potrzebne.
- A książka "The Story of Art" Gombricha do czego ci się przyda?
- Dowiesz się w swoim czasie.
Spojrzał na mnie bez słowa i nic już nie mówiliśmy. Dokończyliśmy układać moje książki, po czym każde z nas zajęło się swoimi sprawami.

Dave
W sobotnie popołudnie siedziałem razem z Dianą w salonie. Ona zajmowała się swoimi sprawami, a ja oglądałem jakiś program kulinarny i jadłem ogórki konserwowe z masłem orzechowym.
- Należy jednak pamiętać, aby nie przesadzić z czosnkiem. Jeśli będzie to romantyczna kolacja we dwoje, może być nieprzyjemnie. - powiedział kucharz z telewizji.
- Od razu mi się przypomina jak się całowałem z... - powiedziałem z pełną buzią i spojrzałem na Dianę, a ona podniosła wzrok znad gazety. Przełknąłem. - A nie, to Marty mi o tym opowiadał...
Diana wróciła do czytania, a ja próbowałem ogórkiem wygrzebać resztkę masła orzechowego ze słoika.
- Powinni zaprosić mnie do takiego programu. Przecież ja się tak fantastycznie znam na łączeniu smaków.
- Nawet ja jak byłam w ciąży nie jadłam takiego świństwa. Ogarnij się. I ściągnij tą czarną bluzę, na dworze jest ponad dwadzieścia stopni.
- Ale zimno mi.
- Jakie ty masz problemy.
- Dlaczego jesteś taka zła? - spytałem, wynosząc do kuchni puste słoiki. W tym samym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Właśnie dlatego. - mruknęła pod nosem, a ja ze zdziwieniem otworzyłem. Na progu stał Josh, ojciec Travisa. Zmarszczył brwi i bez pozwolenia wszedł do środka. Spojrzał na Dianę. - Cześć. Gdzie jest Travis?
- W pokoju, szykuje się.
W końcu mały wyszedł ze swojego pokoju i z radością rzucił się na swojego ojca.
- Tata! - przytulił się do niego. Josh szybko odsunął go od siebie.
- Uhh, cześć mały.
- Możesz go przyprowadzić tak koło dziewiętnastej? - spytała Diana. - Bierze jeszcze antybiotyk i muszę mu dać.
- Może przyprowadzę go wcześniej, na ósmą jestem umówiony ze znajomymi.
- Jasne. - uśmiechnęła się krzywo i pocałowała Travisa. - Miłej zabawy.
Josh spojrzał na mnie kpiąco.
- Fajne spodnie. Pasują ci do włosów.
- Masz jakiś problem? Wyjebać ci, gówniarzu?
- Dave! - krzyknęła Diana.
Josh zaśmiał się i wyszedł bez pożegnania razem z dzieckiem. Spojrzałem na Dianę.
- Jak ty się zachowujesz?! - naskoczyła na mnie.
- Wkurwia mnie! Po co go zaprosiłaś?!
- Przyszedł po Travisa.
- Po kilku miesiącach, akurat dzisiaj! Jak miło!
- Dave, jaki masz problem? Cieszę się, że w ogóle do niego przyszedł.
- Powinnaś mnie informować o takich rzeczach.
- Ty też powinieneś mnie informować na przykład o tym, że przyjeżdża do nas twoja siostra, której nie znam. Jakby na to nie patrzeć to jest też mój dom i już mnie nie utrzymujesz.
Przewróciłem oczami i poszedłem do sypialni. Podłączyłem gitarę i zacząłem grać.
Bycie tatusiem znudziło się Joshowi już trzy godziny później i przyprowadził małego z powrotem. Widać było z daleka, że Travisowi jest naprawdę przykro i poszedł od razu do swojego pokoju. Diana zdenerwowała się, jednak nic nie powiedziała Joshowi.
- Coś mi wypadło, a muszę to załatwić. - zaczął się tłumaczyć mojej narzeczonej.
- Rozumiem. Zdarza się. - rzuciła oschle.
- No to... do zobaczenia.
- Tak. Za kolejne kilka miesięcy. - uśmiechnąłem się ironicznie.
- Może przyjdę za tydzień. Cześć. - pożegnał się i wyszedł.
Razem z Dianą spojrzeliśmy na siebie bez słowa.
- Pójdę do niego. - powiedziała cicho i ruszyła w stronę pokoju swojego syna, a ja wróciłem do mojej gitary.

James
- Gotowa? - spytałem, kiedy Sophia wyszła z szatni. Poprawiłem jeszcze jej związane włosy i ruszyliśmy na salę, w której miała zajęcia.
Dzisiaj była moja kolej, aby towarzyszyć mojej córeczce na zajęciach baletu. Razem z Mel zawsze myśleliśmy, że balet to tylko chwilowy kaprys, ale mała naprawdę się w to wkręciła. Rozpoczął się właśnie czwarty rok jej zajęć, a ja z dumą obserwowałem, jak staje się coraz lepsza.
Poszliśmy razem na salę i usiadłem na ławce, gdzie siedzieli inni rodzice. Obserwowałem moją małą dziewczynkę, która ze skupieniem tańczyła w pierwszym rzędzie, nie zwracając na nikogo uwagi.
Kiedy zajęcia dobiegły końca, nauczycielka zatrzymała całą grupę i powiedziała im o castingu do przedstawienia. Niektóre dziewczynki to olały, inne słuchały z zaciekawieniem, a moja córka już nastawiła się na to, że musi zagrać główną rolę.
Przez całą drogę powrotną siedziała cicho w samochodzie i patrzyła w okno. Spojrzałem w lusterko, żeby zobaczyć co robi. Cały czas siedziała w tej samej pozycji.
- Dlaczego nic nie mówisz, kochanie? - spytałem.
- Muszę wygrać ten casting.
- Na pewno zagrasz w przedstawieniu, spokojnie.
- Muszę zagrać główną rolę!
- Soph...
- Nie! - przerwała mi. - Nie mogę przegrać!
- Czasami się przegrywa, czasami wygrywa.
- Nie będę przegrywać.
Westchnąłem. Miała totalnie mój charakter. Musiała wszystko robić najlepiej, we wszystkim chciała być najlepsza, nie potrafiła się pogodzić z porażką. Niestety w przyszłości mogło ją to trochę zgubić.
Miałem nadzieję, że w końcu z tego wyrośnie.

piątek, 25 listopada 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 44.

Shanell
- Moja mama... - powiedział Milan, patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się i cmoknęłam go.
- Tylko twoja.
- Mój tata.
- Tak. Pięknie mówisz. - pogłaskałam go po policzku.
- Nie ma taty.
- Wróci niedługo.
Kiwnął głową i przetarł ręką oczy. Robił się senny, więc przytulił się do mnie i powoli przysypiał na moim ramieniu. Niedługo później usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi.
- Tata? - mruknął.
- Tak, tata.
Nick wszedł do salonu i uśmiechnął się do nas.
- Cześć.
- Cześć. - odpowiedziałam. Usiadł obok i chciał mnie pocałować, ale odsunęłam się, przytulając mocniej Milana do siebie. - Piłeś.
- Nie.
- Przecież czuję, nie rób ze mnie idiotki. Guma do żucia nic nie pomoże.
- Jednego drinka.
Zmarszczyłam brwi.
- No może dwa.
- Mam już tego dosyć. - posadziłam Milana i wstałam ze swojego miejsca. - Coś mi obiecywałeś.
- Ale ja tak uwielbiam whisky z colą, wódkę z 7UP'em albo rum z sokiem wiśniowym... - powiedział, kładąc się na sofie.
- A ja nie znoszę, jak śmierdzisz alkoholem i niszczysz sobie zdrowie.
- Mówi to ktoś, kto jeszcze kilka lat temu garściami łykał tabletki na sen i na uspokojenie.
- Ty mi nie wypominaj. Miałam swoje powody. Liczy się to co jest teraz.
- A może ja też mam swoje powody? Za dużo pracuję, mam dwoje małych dzieci, mam depresję?
- Przestań pajacować. Sam powiedziałeś, że uwielbiasz pić. Jesteś uzależniony i tyle.
- Nie jestem alkoholikiem! - krzyknął i rzucił ze stołu mój kubek, który roztrzaskał się w drobny mak.
- Widzisz jak się zachowujesz? Dziecko się ciebie boi!
Nick spojrzał na Milana, który patrzył z przerażeniem na to co się dzieje. Wziął go na ręce.
- Hej, nic się nie dzieje. - odgarnął mu włosy za ucho. - Po prostu twoja matka to wariatka.
- Oddaj mi go.
- Nie.
- Oddaj. Jesteś pijany.
- Shanell, odejdź.
Próbowałam mu go zabrać, ale Nick był silniejszy ode mnie. Odepchnął mnie jedną ręką i wpadłam na stolik. Milan wybuchnął płaczem, a ja zszokowana i obolała podniosłam się z podłogi. Bez słowa poszłam do sypialni i zamknęłam za sobą drzwi. Zadzwoniłam do Dave'a i o wszystkim mu powiedziałam, po czym spakowałam kilka ważnych rzeczy do torby. Wyszłam z sypialni, żeby wrócić po Milana i wzięłam go na ręce. Nick próbował mi go wyrwać z rąk.
- Zostaw go!
- To jest też mój syn!
- Jesteś najebany i agresywny! Puszczaj! - krzyknęłam i ruszyłam do sypialni z dzieckiem, które kuliło się w moich ramionach. Nick szarpnął mnie za włosy, a ja syknęłam z bólu i zatrzymałam się. Puściłam Milana. - Idź do pokoju! Już!
Mój syn popatrzył na mnie ze łzami w oczach i poszedł do siebie. Kiedy zamknął za sobą drzwi, próbowałam się wyrwać Nickowi, jednak popchnął mnie na ścianę i z całej siły złapał za nadgarstki, żebym nie mogła go uderzyć.
- Puść mnie... Jeśli coś mi zrobisz, nigdy więcej nas nie zobaczysz.
- Straszysz mnie?
- Ja nie straszę. Już pozwoliłam pić jednemu facetowi. Tobie na to nie pozwolę.
- Zabawna jesteś.
- Kocham cię, tak trudno ci to zrozumieć?! - krzyknęłam ze łzami w oczach. - Myślałam, że jesteś zupełnie inny, że w końcu przy tobie będę szczęśliwa, a jesteś taki sam jak reszta! Dlaczego mi to robisz?! Mało się nacierpiałam?!
- Jesteś żałosna. Wszędzie widzisz tylko złych ludzi! Dobrze, że ty jesteś perfekcyjna!
- Przestań!
Kiedy tak się kłóciliśmy, do mieszkania wszedł Dave. Podszedł do nas i spojrzał poważnym wzrokiem.
- Czego chcesz?! - krzyknął do niego Nick.
- Uważaj sobie. Shanell do mnie zadzwoniła. Boi się ciebie.
- Sami potrafimy sobie poradzić z problemami.
- Upijając się i strasząc swoją narzeczoną i dziecko? Nie sądzę.
- Jasne, róbcie tylko ze mnie potwora. Pochwal się Dave'owi co robiłaś zanim zaszłaś w ciążę, ćpunko!
- Zamknij się!
- Wykupowałaś valium na fałszywe recepty i łykałaś to gówno jak cukierki! To świństwo jest gorsze od heroiny!
- To prawda? - Mustaine spojrzał na mnie.
- Skończyła brać dopiero jak znalazłem ją ledwo żywą na płytkach w łazience. W szpitalu razem z Ryanem zabronili mi wszystkim o tym mówić.
- Shanell... - Dave podszedł do mnie.
- Zamknij się i ty! To nie moja wina! Nie wiecie co czułam, co miałam w głowie, jak żyłam za zamkniętymi drzwiami!
- To przez pracę? Ryan ci kazał to brać?
- On o niczym nie wiedział. - pociągnęłam nosem. - To on kazał mi z tym skończyć, razem z Nickiem. Załatwił mi detoks w klinice. To było wtedy, kiedy powiedziałam wam, że jadę do mojej babci, bo jest chora i muszę się nią zająć. Tak naprawdę pojechałam do kliniki odwykowej.
- Chodziło o pracę?
- O wszystko. Nie mogłam spać, jeść, miałam w nocy koszmary, migreny, dostawałam drgawek. Skończyłam już z tym. Nie biorę żadnych leków. Nie palę nawet papierosów. To Nick jest alkoholikiem.
- Nie jestem uzależniony!
- Uspokój się. - Dave odsunął go ode mnie. - Spakuj się.
- Ja już się spakowałam. Jadę do rodziców.
- Odwiozę cię.
Wzięłam ze swojej sypialni torbę z rzeczami i poszłam do pokoju. Leżał skulony w łóżku pod kołdrą. Szybko spakowałam trochę jego rzeczy i odkryłam kołdrę.
- Hej kochanie. Chcesz jechać do babci?
Kiwnął tylko głową. Wyciągnął do mnie ręce i podniosłam go. - Nie bój się. Wszystko jest w porządku.
Wzięłam torbę i wyszliśmy z pokoju. Podałam ją Dave'owi i zmierzałam już do wyjścia. Nick mnie jednak zatrzymał, żeby móc pożegnać się z dzieckiem.
- Daj mu spokój. Mało atrakcji mu dzisiaj zapewniłeś? - warknęłam.
- Zadzwonię.
- Zadzwoń dopiero wtedy, jak znajdziesz miejsce w klinice odwykowej. - rzuciłam na koniec i wyszłam razem z Dave'em z mieszkania.
Milczeliśmy przez całą drogę. Dave co chwilę spoglądał na mnie i chciał coś powiedzieć, ale rezygnował. Dopiero jak byliśmy pod domem moich rodziców, przerwał milczenie.
- Pogadamy z nim.
- Rozmowa nic nie da. Już z nim rozmawiałam. Prosiłam, płakałam, groziłam. I nic.
- Nie znasz sposobu.
- Myślę, że Milan jest lepszym sposobem niż wszystko co wymyślicie. - wyszłam z samochodu. Wyciągnęłam nasze torby z bagażnika i wzięłam dziecko z tylnego siedzenia. Powoli przysypiał.
- Zimno... - mruknął niewyraźnie.
- Zaraz położymy się spać i będzie cieplutko. - pogłaskałam go po włosach.
Dave pomógł mi jeszcze zanieść do domu nasze torby i objął mnie ramieniem.
- Zadzwonię rano.
Kiwnęłam głową. Zobaczyliśmy nagle, jak po schodach schodzi moja zaspana mama, owijając się szlafrokiem.
- Shanell? Co tu robisz o tej porze?
- Zalało mi mieszkanie. - zmyśliłam na poczekaniu.
- A Nick?
- Zostanie u Dave'a.
Mama spojrzała na niego bez słowa. Dave zmieszał się trochę.
- To ja już pójdę. Cześć Shanell. Dobranoc pani.
- Dobranoc. - mruknęła, odprowadzając go wzrokiem do drzwi. Nigdy nie przepadała za Dave'em.
Nie chciałam z nią dzisiaj rozmawiać, więc od razu poszłam na górę do mojego dawnego pokoju. Położyłam Milana do łóżka, a chwilę później sama się przebrałam, zamknęłam drzwi i położyłam się. Nie mogłam jednak zasnąć.

***

Leżałam z dzieckiem na kanapie pod kocem i oglądałam razem z nim obrazki w jednej z jego książeczek. Nick od dwóch dni nie dawał znaku życia. Zastanawiałam się, czy faktycznie wziął sobie moje słowa do serca i szuka miejsca w klinice czy po prostu śpi pijany. Starałam się jednak o tym nie myśleć.
- Jak robi krówka? - wskazałam na obrazek w książce.
- Mu.
- Ślicznie. A kura?
- Koko.
- Brawo. A pie... - zaczęłam, ale przerwał mi dźwięk telefonu. Podniosłam słuchawkę. - Halo?
- Szukam cię od wczoraj. Dlaczego nikt u ciebie nie odbiera? - usłyszałam głos Ryana.
- Nikogo nie ma, zalało mi mieszkanie.
- Zajęłaś się tym?
- Tak, niedługo tam wrócę.
- Ktoś jest ze mną na linii. Chce z tobą rozmawiać.
- Kto? - spytałam odruchowo. Od razu pomyślałam o Nicku.
- Przekieruję połączenie. - powiedział i usłyszałam kliknięcie, a po chwili męski głos. - Shanell Evans?
- Przy telefonie.
- Mówi Doug Goldstein.
- Cześć. Znamy się?
- Pracuję dla Guns N' Roses. Przygotowujemy się do nakręcenia dwóch teledysków i szukamy kobiety odpowiedniej do tej roli. Bardzo zainteresowałaś Axla.
- Przepraszam kurwa, czy to jakiś żart?
- Słucham? Nie jestem w nastroju do żartów. Od dłuższego czasu szukamy kogoś odpowiedniego. Czy moglibyśmy się spotkać, porozmawiać na spokojnie, omówić szczegóły?
- Nie wiem. Nawet nie wiem czy chcę wystąpić w jakimś teledysku.
- Po prostu się spotkajmy i porozmawiamy.
- Kiedy?
- Jak najszybciej.
- Właściwie to mogłabym dzisiaj.
Usłyszałam szelest papierów.
- Szesnasta trzydzieści?
- W porządku.
Podał mi adres, pod którym mieliśmy się spotkać i szybko się rozłączył. Odłożyłam ze zdziwieniem słuchawkę i zastanawiałam się co mam o tym myśleć.
- Tata? - głos Milana wyrwał mnie z zamyślenia.
- Nie, to nie był tata. - pogłaskałam go po włosach. Kiwnął tylko głową i podsunął mi pod nos swoją książkę, abym dalej bawiła się razem z nim w zgadywanie.

Mel
- Chyba żartujesz! - krzyknęłam do Shanell, która jak gdyby nigdy nic przeglądała sobie gazetę. - Mówisz to takim tonem, jakbyś chciała mi powiedzieć, że kupiłaś sobie nowe jeansy.
- Ale czym tu się ekscytować?
- Wystąpisz w dwóch teledyskach!
- Nie znoszę teledysków.
- Daj spokój. Widziałaś się z Axlem? - usiadłam obok niej.
- Tak, przez kilka minut.
- Jaki jest?
Wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku od gazety.
- Był miły. I chyba tyle. Ciężko mi to na razie ocenić.
- Podpisałaś jakąś umowę czy coś?
- Za tydzień. Ale już się zgodziłam. Wahałam się, ale ich menadżer mnie bez przerwy namawiał.
- Ile zarobisz? - James wyszedł niespodziewanie z sypialni.
- Trzysta milionów dolarów.
- Shanell, pytam serio.
- Tak serio to tylko trzy dolary. Akurat wrzucę dziecku do skarbonki.
- Trochę taktu, kochanie. - uśmiechnęłam się do mojego męża.
- Właśnie. - Shanell odłożyła gazetę. - Nie lubię rozmawiać z kimś o pieniądzach. Tylko Nick jest wtajemniczony w to ile zariabiam. I czasami rodzice.
- Nick jest jakiś lepszy ode mnie?
- Opanuj się.
- Co ci jest? Od jakiegoś czasu jesteś ciągle wkurzona i naskakujesz na każdego.
- Jestem zmęczona i nie mam nastroju. Daj mi spokój.
James przewrócił oczami i wrócił do sypialni. Spojrzałam na Shanell i odgarnęłam jej włosy z twarzy.
- Wszystko w porządku?
- Tak. Po prostu muszę trochę odpocząć. Już mnie wszystko męczy. Myślałam o tym, żeby w przyszłym roku zrobić pożegnalny pokaz i zrezygnować z modelingu.
- Żartujesz?
- Możliwe, że za miesiąc będę się z tego śmiała, ale pierwszy raz w życiu pomyślałam o zakończeniu kariery.
- Jesteś piękna, młoda, masz idealną figurę. Korzystaj jeszcze póki możesz.
- Szkoda, że w modelingu jestem już prawie babcią. Czasami się czuję jak dinozaur wśród tych wszystkich młodziutkich dziewczyn na pokazach.
- Co chciałabyś robić po zakończeniu kariery?
- Przeprowadziłabym się. Kupiłabym dom przy plaży. Zajęłabym się synem. Milan tak szybko rośnie... - westchnęła. - Chciałabym też mieć jeszcze jedno dziecko. Córeczkę. Na pewno w końcu zajęłabym się ślubem, pojechałabym w podróż poślubną. Poświęciłabym też więcej czasu moim rodzicom. I babci. Może napisałabym książkę? Albo zrobiłabym ogród? Jeszcze nie wiem. Ale na pewno nie będę się nudzić.
- Taka emerytura to marzenie.
- A ty już myślisz o tym co będziesz robić?
- Wybacz, ale ja na emeryturę przejdę kilkadziesiąt lat później niż ty. Nie mam czasu o tym myśleć.
- Wyobrażasz sobie... Pięćdziesięcioletniego Jamesa?
- Pewnie przytyje. I obetnie włosy. I ściągnie kolczyki. - myślałam głośno. - Mam tylko nadzieję, że nadal będzie takim zwierzakiem w sypialni. Mam zamiar uprawiać seks co najmniej do sześćdziesięciotego roku życia!
- Fuj!
- A ty kiedy masz zamiar skończyć?! Koło czterdziestki?!
- Zapewne skończę wtedy, kiedy Nickowi przestanie stawać.
- To jeszcze z trzydzieści lat wam zostało. Ja nie mogę się doczekać, kiedy przestaniemy się z Jamesem zabezpieczać. Seks bez zabezpieczeń to najlepsze co może być.
- A już teraz nie możecie?
- Żartujesz? Wolę nie ryzykować.
- Racja. Jeszcze młody i zdrowy organizm.
- Dokładnie. Napijesz się herbaty?
- Tak. A masz coś słodkiego?
- Mam babeczki z jagodami z The Village Backery.
- Dawaj, uwielbiam rzeczy stamtąd.
Poszłam do kuchni żeby wstawić wodę. W tym samym momencie James wyszedł znowu z sypialni i poszedł do Shanell. Zaczęłam nasłuchiwać.
- Wiem, że masz problemy z Nickiem, ale to nie znaczy, że masz na mnie naskakakiwać. To nie ja go rozpijam!
- Skończyłeś już?
- Nie, nie skończyłem. Bez przerwy mnie unikasz, kłócisz się ze mną. Nawet w moim własnym domu mnie obrażasz.
- Ciekawe kiedy cię obraziłam. Zdenerwowałeś mnie, bo zacząłeś wypytywać o kasę. Nie powinno cię to interesować. W moje sprawy z Nickiem też nie powinieneś się wtrącać.
- Wiem co to znaczy uzależnienie. I wiesz co? Mój alkoholizm robił większą krzywdę moim dzieciom i żonie niż mi. Nie chcesz przechodzić przez to co oni. Weź się za niego albo po prostu go zostaw. Nie będę cię pocieszał, jak przyjdziesz do mnie z płaczem, że twój narzeczony zapił się na śmierć.
- Na pewno nie przyjdę. - zakończyła rozmowę Shanell, a James wrócił do sypialni, trzaskając drzwiami.

Shanell
Do domu wróciłam po kilku dniach. Nick nie znalazł miejsca w klinice, tylko totalnie olał to co mu powiedziałam. Był jednak trzeźwy. Obiecywał mi gwiazdkę z nieba i przekonywał, że wszystko się zmieni. Ja jednak podchodziłam bardzo sceptycznie do tego co mówił.
Razem z Guns N' Roses byłam w trakcie kręcenia teledysku do "Don't Cry", a zaraz po nim mieliśmy zacząć zdjęcia do "November Rain". Chciałam to już jak najszybciej skończyć. Atmosfera na planie nie była zbyt zachęcająca do pracy, a oprócz tego zajmowało mi to więcej czasu niż casting czy sesja zdjęciowa.
Sytuacji nie poprawiał fakt, że Nick często pojawiał się na planie. Kiedyś pewnie by mi to nie przeszkadzało i sama bym go zabierała, ale teraz tylko mnie irytował i rozpraszał. Miałam nadzieję, że może ktoś z obsługi go wyprosi, jednak nikomu nie przeszkadzała jego obecność, nie licząc mnie.
Kiedy miałam krótką przerwę przed kolejnym nagrywaniem sceny bójki i stałam oparta o ścianę, mój narzeczony chodził uśmiechnięty z pełnym plastikowym kubkiem w dłoni i rozmawiał z ludźmi. W końcu podszedł do mnie i stanął obok.
- Co tam?
- Nic. Co to jest? - wskazałam na jego szklankę.
- 7UP.
- Daj mi łyka. - wzięłam od niego kubek i napiłam się. - To nie jest 7UP...
- Jasne. Wódka z 7UP'em.
- Wiesz o tym, że jest dziewiąta rano?
- Wiem. Mam zegarek.
Pokręciłam tylko głową. Nie chciałam robić awantury przed zupełnie obcymi ludźmi.
- Shanell, możemy zaczynać? - spytał reżyser.
- Jesteś gotowa? - spytał Nick.
- Jestem. - spojrzałam na niego wrogo i wróciliśmy do pracy, a Nick do picia i przeszkadzania.

piątek, 18 listopada 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 43.

Dave
Od dwóch dni byłem razem z Dianą i Travisem w Toronto. Postanowiliśmy w tym roku spędzić święta w Kanadzie. Mimo że dostaliśmy zaproszenie od mojego ojca i jego żony, ponieważ nigdy nie byliśmy razem w święta, odmówiliśmy i ustaliliśmy, że spędzimy razem z nimi Nowy Rok.
Nie chciałem sprawiać Dianie przykrości i zostawać na Boże Narodzenie w Los Angeles. Była bardzo przywiązana do swojego ojca i to właśnie z nim chciała być w tym czasie, w swoim rodzinnym domu.
Moja narzeczona tak samo jak ja trochę w życiu przeszła. Przez całe życie była córeczką tatusia, jego jedynym dzieckiem, aż w końcu odszedł do swojej sekretarki, z którą miał romans. Diana została sama ze swoją mamą, a kiedy skończyła szesnaście lat, przeniosły się do USA. Jej matka ponownie wyszła za mąż, za faceta który nie przepadał za Dianą i tym razem to matka odstawiła ją na boczny tor. Niedługo później Diana poznała Josha, w którym zakochała się po uszy, podobno ze wzajemnością, a ten rzucił ją, kiedy zaszła w ciążę. Wydaje mi się, że to właśnie dlatego była tak zazdrosna i bała się tego, że ją zostawię. Każdy, na kim jej zależało, prędzej czy później ją opuszczał. Ja nie miałem jednak takiego zamiaru.
Mimo że jej stosunek do matki był neutralny i nie widywały się zbyt często, wybaczyła wszystko swojemu ojcu, udało jej się zaakceptować jego żonę, dla której opuścił rodzinę i była z nim w stałym kontakcie. Miałem już okazję poznać pana Harrisona. Był naprawdę fajnym i wyluzowanym facetem, mimo że miał własną firmę i mnóstwo obowiązków, ale przede wszystkim było widać z daleka, jak bardzo kocha Dianę i swojego wnuka. Di była tutaj najszczęśliwsza na świecie.
W Boże Narodzenie dosyć ciężko było mi wstać z łóżka. Na zewnątrz był śnieg, było mi zimno, nawet obiad zjadłem w łóżku. Kiedy wieczorem leżałem pod kołdrą, do pokoju weszła Diana. Wyglądała pięknie. Miała na sobie obcisłą granatową sukienkę z długimi rękawami, wysokie szpilki i związane włosy. Usiadła obok mnie na łóżku.
- Za godzinę idziemy do kościoła. Idziesz z nami?
- Nie. - mruknąłem cicho.
- Obiecujesz mi już od jakiegoś czasu, że pójdziesz ze mną na mszę. Nie poszedłeś ani razu.
- Chyba nie jestem gotowy.
- Musisz się w końcu przełamać. Nikt cię tam nie zje.
- A jak zje?
- Dave, przestań. - powiedziała całkiem poważnie.
- Ale nie mam garnituru.
- Wiesz o tym, że do kościoła można chodzić w jeansach? Myślisz, że ktoś będzie patrzył na to jak jesteś ubrany?
- I tak będą tam patrzeć na mnie jak na dziwoląga.
Westchnęła i wstała.
- Masz pół godziny. Zrób to dla mnie i chodź tam ze mną. Kochanie...
- Dobra, zaraz będę gotowy.
Uśmiechnęła się i wyszła z pokoju. Wstałem powoli z łóżka, ubrałem jeansy, koszulę i moje białe adidasy za kostkę. Uczesałem się i wyszedłem z pokoju. Wszyscy już na mnie czekali.
- Jestem gotowy. - powiedziałem, zakładając moją kurtkę. Travis chwycił mnie i Dianę za ręce i wyszliśmy z domu.
Chociaż w kościele było pełno ludzi i nikt nie zwracał nawet na mnie uwagi, czułem się nieco dziwnie. Ostatni raz byłem w kościele na ślubie Jamesa i Mel, bo po prostu musiałem tam być. Ale kiedy poszedłem na mszę z własnej woli, kiedy się modliłem? Naprawdę nie miałem pojęcia.
Ksiądz nauczał o tym, jak zrealizować swój wewnętrzny potencjał. Przewróciłem tylko oczami. Wewnętrzny potencjał? Dobre sobie.
Kiedy myślałem sobie, co ja w ogóle robię w tym miejscu, nagle ksiądz i kilkuset ludzi spojrzało na mnie.
- Czy wiesz, że drzemie w tobie mistrz? - spytał.
Serce mi pękło.
Czułem przez całe życie, że drzemie we mnie mistrz, a nikt z moich bliskich nigdy tego nie dostrzegł. Matka tego nie widziała, siostry tego nie widziały, nauczyciele też nie, nikt tego nie dostrzegł. Tego rudego chudego chłopca, który niczym się nie wyróżniał i zawsze siedział cicho z boku, bystrego i utalentowanego. Miałem zdolności muzyczne, pisarskie, kompozytorskie. Nikt nie pomógł mi ich rozwijać. Przez całe dzieciństwo uważałem się za nieudacznika, bezużytecznego i głupiego. Moja matka i babcia sprawiły, że czułem się tępy, pozbawiony wszelkich talentów.
Rzuciłem szkołę w wieku szesnastu lat. Grałem całymi nocami na gitarze, żeby udowodnić mojej rodzinie, że mogę coś osiągnąć i spełnić swoje marzenia. Może nie spełniłem ich do końca, ale na pewno stałem się kimś. Na Sunset ja i mój zespół byliśmy już legendą. Byłem najlepszym gitarzystą w Los Angeles. Miałem już trzydzieści lat i osiągnąłem prawie wszystko czego chciałem. Miałem najlepszy zespół na świecie, wspaniałych przyjaciół, stałą pracę, cudowną narzeczoną i jej syna, którego traktowałem jak własnego. Czego brakowało mi jeszcze do szczęścia? Chyba tylko własnego dziecka i przeprowadzki do innego stanu.
Kiedy wróciliśmy do domu, w ciszy zjedliśmy kolację, po której każdy zajął się swoimi sprawami. Diana poszła wziąć prysznic, a poszedłem do jej dawnego pokoju. Usiadłem na łóżku i patrzyłem tępo przed siebie, myśląc o tym co usłyszałem od księdza.
- Dave? - głos Diany wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłem się. Stała przede mną owinięta ręcznikiem, bez makijażu. Wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle.
- Mówiłaś coś?
- Tak. Widziałeś mój balsam?
- Chyba w walizce.
Podeszła do walizki i wyciągnęła z niej swój balsam do ciała. Usiadła obok mnie i otworzyła go.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - spytała. Wzruszyłem tylko ramionami.
- Jesteś piękna.
- Dzięki. - uśmiechnęła się.
- Widziałem w salonie twoje zdjęcia, kiedy byłaś nastolatką. Wyglądałaś jak lalka.
- To komplement?
- Tak. - przysunąłem się do niej i spojrzałem w jej wielkie błękitne oczy. Pocałowałem ją. - Masz najpiękniejszy kolor oczu na świecie.
- Dziękuję, Dave.
- Travis ma brązowe.
- Mhm. - próbowała rozgryźć, do czego dążę. Uśmiechnąłem się lekko.
- Tak jak ja. Miło by było, gdyby ktoś o nazwisku Mustaine miał takie jak twoje.
Odwzajemniła mój gest i spuściła wzrok. Położyłem dłoń na jej policzku i pocałowałem ją, po czym zrzuciłem z niej ręcznik.
Po wszystkim, kiedy leżałem wtulony w jej nagi dekolt, usłyszałem jak pociąga nosem. Podniosłem głowę i spojrzałem na nią.
- Dlaczego płaczesz? Zrobiłem ci coś? - spytałem, wycierając łzy z jej policzka. Pokręciła głową. - To co się stało?
- Nie wiem. Tak jakoś... - wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie. - Kocham cię.
- Ja ciebie też... - pocałowałem ją i przytuliłem się do niej. Niedługo później zasnąłem.

Lars
Odkaszlnąłem i pociągnąłem nosem, po czym oparłem się wygodnie o oparcie kanapy. Spojrzałem na Roxxi, która wytarła nos i ze łzami w oczach patrzyła tępo przed siebie. Wziąłem puste pudełko po pizzy i bez słowa wyniosłem je do kuchni. Kiedy wróciłem do salonu, Roxxi nadal siedziała w tej samej pozycji.
- Wszystko ok? - spytałem niepewnie.
- Tak. - odpowiedziała zachrypniętym głosem.
Usiadłem obok niej i przytuliłem ją, a ona nawet nie zareagowała.
- Późno już. Chodźmy się położyć.
- Nasze życie jest beznadziejne.
- Dlaczego?
- Spójrz na to wszystko. Kiedy wszyscy spędzają święta z rodziną, my siedzimy naćpani przed telewizorem i jemy pizzę z Domino's. Nienawidzę pierdolonego Domino's.
- Mogliśmy zamówić z Pizza Hut.
- Zamknij się!
- O co ci chodzi?! - odsunąłem się od niej i przyjrzałem się jej. - Jesteś niewierząca. Mogliśmy jechać na święta do Danii.
- Po co? Żeby twoja matka mnie wyrzuciła za drzwi albo znowu obrażała na każdym kroku? - spytała. Przetarła ręką przekrwione oczy i odwróciła głowę.
- To czego oczekujesz?
- Zmieńmy coś.
- Co?
- Cokolwiek! - krzyknęła i chwyciła paczkę papierosów, po czym wyjęła jednego. -Sprzedajmy to mieszkanie! Przecież możemy dostać za nie nawet trzysta tysięcy.
- I co dalej?
- Będziemy jeździć po świecie, mieszkać w hotelach albo u innych ludzi. Pracować w różnych miejscach.
- Roxxi, przepierdolimy te pieniądze ze sprzedaży mieszkania w rok albo dwa. I co wtedy zrobimy?
- Przecież jeszcze rok góra dwa i umrzemy.
- A jak nie umrzemy?
- To się powiesimy. - mruknęła i odpaliła papierosa.
Pokręciłem głową i westchnąłem głośno. Milczałem przez dłuższą chwilę.
- Wszyscy kurwa układają sobie życie, osiągają coś. My nawet nie stoimy w miejscu. My się cofamy, rozumiesz to? - spojrzała na mnie, wypuszczając powoli chmurę dymu z ust.
- Nagle teraz cię wzięło na takie przemyślenia?
- Tak.
- Kiedy próbowałem rozmawiać z tobą o ślubie, o dziecku, jedyne co od ciebie słyszałem to: "zamknij się".
- Dziecko może sobie zrobić każdy. Mnie o chodzi o samorealizację, spełnianie marzeń, karierę, o bycie kimś. Rozumiesz?
- O takich rzeczach się myśli jak się chodzi do szkoły. Ty zaraz po maturze wyjechałaś do Los Angeles, żeby imprezować i puszczać się ze wszystkimi kapelami na Sunset. Nie złożyłaś papierów na studia, nie zrobiłaś żadnych kursów, nic. Co ty chcesz osiągnąć?!
- Jestem młoda, piękna i mądra. - zgasiła nerwowo niedopałek w popielniczce. - Udowodnię tobie, twojej matce, mojej rodzinie i wszystkim wokół, że nie jestem nieudacznikiem. Jeszcze bardzo dużo osiągnę.
Wstała ze swojego miejsca i podciągnęła swoje jeansowe spodenki.
- Aha, nie przychodź do sypialni. Nie mam zamiaru z tobą spać. - rzuciła i ruszyła w stronę naszego pokoju.
Przez chwilę siedziałem zdezorientowany, po czym sam wziąłem jakiś koc, zgasiłem światło i położyłem się na kanapie. Niedługo później zasnąłem.

Judy
Mój ślub z Davidem zbliżał się wielkimi krokami. Właściwie oprócz obrączek czy bukietu wszystko było już gotowe.
Kiedy w piątek wracałam zamyślona z pracy i myślałam o piosence do pierwszego tańca, weszłam po cichu do mieszkania i odłożyłam torebkę na półkę. Zajrzałam do kuchni, gdzie zobaczyłam Nicka, który siedział ze spuszczoną głową nad szklanką whisky.
- Nick? - spytałam ze zdziwieniem. - Co ty tu robisz?
Podniósł głowę i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się i wstał żeby się ze mną przywitać.
- Cześć.
- Cześć. Co tu robisz? - ponowiłam pytanie.
- Przyszedłem. Mam dzisiaj wolne i trochę mi nudno.
- A Shanell?
Machnął ręką.
- Nie ma jej w domu.
- Gdzie jest David?
- W łazience.
Kiwnęłam głową i wyciągnęłam z szafki kubek, do którego wrzuciłam ekspresową herbatę.
- Napijesz się ze mną?
- Nie, dzięki. - wstawiłam wodę i przyjrzałam mu się. - Wszystko ok?
- Tak. Dlaczego miałoby nie być ok?
Wzruszyłam ramionami. Chwilę później David wyszedł z łazienki i przywitał się ze mną. Ja zalałam herbatę, wzięłam sobie coś do jedzenia i poszłam do salonu, zostawiając ich samych.
Dopiero wieczorem, kiedy szykowaliśmy się do snu, mogłam pogadać z Juniorem. Wszedł do sypialni, a ja siedziałam na łóżku i smarowałam dłonie kremem.
- Taylor zasnął? - spytałam.
- Tak, w końcu. Nadal myśli, że ma potwory pod łóżkiem.
- Przecież zaglądaliśmy razem z nim pod łóżko i mówiliśmy, że wszystko w porządku.
- Mówi, że wracają w nocy.
Pokręciłam głową i odłożyłam krem na szafkę.
- David? Nick ma jakiś problem?
Spojrzał na mnie bez słowa.
- Skąd to pytanie?
- Widzę, po nim i po Shanell. W Sylwestra płakała w łazience.
- On... Nick zaczął znowu pić. Zaczęło się na tym, że wieczorem wypił sobie piwo, a skończyło się na tym, że Shanell musiała wylać cały alkohol jaki mieli do kibla, a on rzucił w nią jakąś jej nagrodą.
- Słucham?
- Tak mi opowiadał. I nie widzi chyba w tym nic dziwnego.
- Rozmawiałeś z nim?
- Próbowałem, ale i tak nic do niego nie docierało, bo już był wstawiony.
- Dlaczego ty tak spokojnie o tym mówisz?!
- Judy, a co ja mam zrobić?! Jakbym miał taką narzeczoną jak on to też bym pił.
- Chyba wiedział doskonale o tym, jaka jest Shanell. Po co się jej oświadczył?
- Śmiał się, że był zamroczony winem.
- I jeszcze się z niej śmieje za plecami? Może on jej w ogóle nie kocha i jest z nią dla kasy?
- Już nie przesadzaj. - położył się do łóżka i przykrył po szyję kołdrą.
- Przecież on jej kiedyś nie lubił. Nagle ją pokochał?
- Ty też mnie nienawidziłaś. I jesteś ze mną już dziewięć lat.
- To zupełnie inna sprawa.
- Nie, to nie jest zupełnie inna sprawa. Ma dwoje małych dzieci, matka jednego z nich nie żyje, Shanell ciągle wyjeżdża i ma jakieś swoje widzimisię. Pogubił się chłopak i tyle. Powiem o tym Dave'owi i Marty'emu i pogadamy z nim, dobrze?
- Dobrze.
Pocałował mnie w czoło i przewrócił się na drugi bok. Chwilę później sama położyłam się do łóżka i zasnęłam.

piątek, 11 listopada 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 42.

Nick
Minęło półtorej miesiąca. Nadeszła już połowa grudnia. Dużo się zmieniało, a jednocześnie wszystko było takie samo. Razem z Juniorem wróciliśmy do zespołu, napisaliśmy kilka nowych utworów. Shanell od miesiąca ostro przygotowywała się do pokazu Victoria's Secret, Milan co raz więcej mówił i nie można było spuszczać z niego oka, bo był dosłownie wszędzie. Judy i David przygotowywali się do ślubu, Dave i Diana starali się o dziecko. U Mel i Jamesa wszystko było po staremu, Marty'ego, Kirka czy Jasona również. Tylko Roxxi i Lars odcinali się od każdego i tygodniami nie dawali znaku życia, więc dosyć nas zdziwiło, kiedy Shanell zaprosiła Roxanne na swój najważniejszy pokaz w tym roku, a ona się z chęcią zgodziła.
Do Nowego Jorku miał lecieć z nami James i Mel, Roxxi, Dave i Diana, Judy i Junior oraz Marty z Abigail. Dwa dni z rzędu przed pokazem Shanell, mieliśmy zagrać dwa koncerty w nowojorskich klubach, co było dla nas czymś naprawdę specjalnym.
W środę wieczorem byliśmy na lotnisku i czekaliśmy na Marty'ego i Abi, którzy jak zawsze się spóźniali.
- Znowu się gdzieś ruchają w kiblu. - mruknął James.
- Nie okiełznasz bestii. - stwierdziła Roxxi, kręcąc głową i tupiąc nogą. Była już nerwowa, bo od prawie godziny nie zapaliła papierosa.
- Dave, ładne spodnie. Stylowe. - powiedziała Shanell, uśmiechając się pod nosem.
- Specjalnie kupiłem sobie czerwony prawilny dres, żeby było mi wygodnie w samolocie.
- Czekajcie! - usłyszeliśmy krzyk Marty'ego, który wbiegł do budynku lotniska w swoich czarnych obcisłych kolarskich spodenkach, ciągnąć za sobą walizkę. Za nim biegła Abigail.
- Przecież czekamy. Jeszcze nie otworzyli bramki. - rzuciła Mel.
- Gdzie masz Kirka? - spytał od razu Dave.
- W domu.
- Szkoda, że nie jedzie z nami. Pozostaje mi tylko pośmianie się ze zdjęcia w dowodzie Jamesa.
- Ej, ja mam fajną fotkę. To ty masz zdjęcie jak w kartotece policyjnej.
Godzinę później przeszliśmy w końcu przez odprawę. W samolocie siedziałem obok Abigail i Roxxi, która pierwsze co zrobiła, to zamówiła drinka.
Lot dosyć długo nam się ciągnął. Kiedy byliśmy na miejscu, był późny wieczór, a na lotnisku czekał na nas Will. Nie miał zaproszenia na pokaz, ale miał być na naszych koncertach.
Koncerty w Pyramid Club i The Village Underground wypadły lepiej niż się spodziewaliśmy. Will i my spisaliśmy się na medal. Skoro nawet wschodnie wybrzeże nas pokochało, mieliśmy szansę podbić cały kraj. Tak na początek. Wydaje mi się, że przerwa od wspólnego grania dobrze nam zrobiła. Wróciliśmy ze zdwojoną siłą, chcieliśmy grać, grać i grać, a pomysłów na nowe utwory nie brakowało żadnemu z nas.
Sobotni pokaz wypadł równie rewelacyjnie. Nie kręciło mnie to i nigdy nie ukrywałem przed Shanell, że nie lubię tego typu imprez, ale wiedziałem, jak bardzo ten dzień jest dla niej ważny, więc nie mogło mnie tam zabraknąć. Nie było chyba lepszej rzeczy na świecie, niż widok mojej narzeczonej w białej bieliźnie, z ogromnymi skrzydłami, która z uśmiechem na twarzy otwierała swój pierwszy pokaz Victoria's Secret. Wyglądała jak prawdziwy anioł.
Kiedy w niedzielę wracaliśmy do domu, do dzieci i naszych obowiązków, rozmawialiśmy już o świętach i o całym roku, który minął naprawdę szybko. Zauważyłem, że kiedy jest się szczęśliwym, ma się malutkie dzieci, czas leci o wiele szybciej niż zwykle.
- To był pracowity rok. - powiedziała Shanell. - Przez resztę grudnia nawet nie wychodzę z domu, tylko jestem z wami.
- Lecimy do Monachium na święta.
- Nie licząc świąt. W styczniu możemy już zacząć planować ślub.
- Myślałaś nad miejscem?
- Tak.
- Tylko nie Paryż... Mam już dosyć Paryża.
- Nie. Florencja albo Wenecja.
- Shanell, w Wenecji śmierdzi.
- Tylko jak się przechodzi obok tych kanałów. Tak to nic nie czuć.
- Jeszcze pomyślimy. - powiedziałem, obejmując ją ramieniem. Wtuliła się do mnie i nic już nie mówiła. Niedługo później zasnęła.

Shanell
Wracałam właśnie z Judy, Dianą i Abigail z zakupów świątecznych. Brakowało mi jeszcze trochę prezentów, a dziewczynom paru produktów spożywczych.
- Abigail, to będą twoje pierwsze święta z Martym. Może w końcu przyznasz się Kirkowi, że jesteście razem? - spytałam.
- Marty jedzie do rodziców, do San Francisco. Będę tylko z bratem. Zastanawiam się, czy w przyszłym roku nie poszukać sobie tu pracy i nie wynająć mieszkania.
- Pewnie, po co tyle kilometrów jechać na ruchanko do Marty'ego. - puściłam jej oczko.
- Dave prosił mnie żebym odebrała zdjęcia od tego fotografa dwie ulice dalej. Pójdziecie ze mną? - spytała Diana.
- Jasne.
Poszłyśmy do zakładu fotograficznego i czekałyśmy na zewnątrz na Dianę. Kiedy wyszła z papierową torebką z budynku, spojrzała się na nas dziwnie.
- Co?
- Co to za zdjęcia?
- Chłopaki robili w NY.
- Nie widziałam, żeby robili zdjęcia. - Abigail spojrzała na mnie, a ja na Dianę i Judith.
- Wiecie... Kupiłam wczoraj kawę, z czekoladą... A Nick i Milan wrócą dopiero wieczorem... - powiedziałam.
- Nie pierdol, po prostu powiedz, że chcesz obejrzeć te zdjęcia. - rzuciła do mnie Judy.
- A wy nie?
Dziewczyny popatrzyły na siebie.
- Idziemy! - powiedziały zgodnie. Zaśmiałyśmy się i pobiegłyśmy na stację metra. Kiedy byłyśmy już na miejscu, nasz pociąg akurat nadjeżdżał. Wskoczyłyśmy do środka i pojechałyśmy do mnie.
Gdy znalazłyśmy się już w moim mieszkaniu, zrobiłam kawę i od razu usiadłam razem z nimi w salonie.
- Pokazuj! - powiedziałam, stawiając ostatni kubek na stole. Usiadłam na kanapie obok dziewczyn, a Diana wyciągnęła zdjęcia z papierowej torby.


- Ooo! - zawołałam z rozczuleniem. - Jaki on jest uroczy...
Diana wzięła następną fotkę.


- Jezu Chryste... Diana, powiedz Dave'owi, że zabieram to zdjęcie... - wzięłam od niej fotografię.
- Jakie męskie spodenki. - zaśmiała się Judy.
- Wiesz jak mu się przyrodzenie w nich odznacza?
Diana uśmiechnęła się pod nosem i wzięła kolejną fotografię.


- Dziewczyny, czy on nie jest słodki? - rozczuliłam się po raz kolejny nad zdjęciem mojego narzeczonego.
- Dlaczego tu są same zdjęcia Nicka? Dave się w nim zakochał, czy jak? - spytała Abi, biorąc następną fotografię.


- No, teraz lepiej. - uśmiechnęła się pod nosem.
- Marty to słodziak. Taka małpka.
- Ale co z Davidem? - spytała Judy.


- Już wiem dlaczego nie chce mnie nosić na rękach. - mruknęłam.
- Marty pewnie mówi sobie w myślach: "ja też chcę". - Diana wzięła następne zdjęcie. Znowu był na nim Nick, więc momentalnie się uśmiechnęłam.


- Jest i Junior! - zawołała Judy.
- Ciekawe z czego się śmieją. - zastanawiała się Abi. 
- Pewnie Dave opowiada im historie o twoim bracie.
Di przerzuciła zdjęcie. Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem.


- Boże, on się zawsze przy wszystkich rozbiera! Moja mama opowiadała, że jak była odwiedzić Kirka to Marty nawet przy niej chodził bez spodni! - krzyknęła lekko zażenowana Abigail.
- Mnie tam bardziej śmieszy morda Dave'a. - stwierdziła Judy.
- Pewnie jak zobaczy tę fotkę to będzie się darł: "Diana, wyrzuć je!"


- Wygląda na wkurwionego. - stwierdziła Diana.
- Nie. Raczej lekko zdziwionego. - powiedziała Judith.


- Miło znowu widzieć ich razem. - uśmiechnęła się Diana.
- Nick coś chyba mocno gestykuluje. - Abi przyjrzała się bardziej. Ja również.
- Pewnie opowiada komuś coś ekscytującego.


- Jaki skupiony. - oceniłam.
- Mistrz w swoim fachu. - powiedziała Abigail, patrząc maślanymi oczami na jego zdjęcie. Odłożyła je na bok.


- Jezu, jak Dave wygląda genialnie z zarostem. - powiedziałam.
- Nie znoszę, gdy ma zarost. - skrzywiła się Diana. - Postarza go i mnie kłuje.
- Wygląda bardzo męsko. Nickowi i Willowi też jej o wiele lepiej z brodą.
- Ale Juniorowi i Marty'emu już totalnie to nie pasuje. - stwierdziła Judy.
- To akurat prawda...


- Uwielbiam jego uśmiech. - Judith przyjrzała się fotografii.
- Faceci to takie duże dzieci. - pokręciłam głową i wzięłam następne zdjęcie.


- Ta biała koszula na scenie to genialny pomysł, a chłopaki mu tak odradzali. - oznajmiła Abi.
- Diana, znam Dave'a od jakichś dziesięciu lat, przez kilka lat naszej znajomości był zwykłym lumpem, chudym rudym ćpunem, a teraz w końcu wygląda jak prawdziwy przystojny facet. Kobieto, masz go chyba w najlepszym okresie jego życia, ciesz się! - zaśmiała się. 
- Ta trzydziestka chyba dobrze mu zrobiła, nie chce mnie z łóżka wypuszczać. - wybuchnęła śmiechem i wzięła kolejną fotografię, na której był William, Nick i Junior.


- Will! - krzyknęłam podekscytowana. - Boże, jak ja kocham tego kolesia. Wiecie, że jak miałam czternaście lat to zawarliśmy braterstwo krwi? Od tego mam tę małą bliznę na lewym kciuku. Judy nie chciała tego ze mną zrobić, miałyśmy tylko takie same bransoletki.
- Wiesz, że boję się krwi. Zresztą, to niebezpiecznie. Co byście zrobili jakby się okazało, że któreś z was miało HIV?
- Daj spokój, jesteśmy zdrowi.
- Ojj, wy się chyba w sobie podkochiwaliście. - Diana poruszyła brwiami.
Judith i ja wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Żartujesz chyba. Byliśmy u Shanell na jej szóstych lub siódmych urodzinach. William dał jej prezent i buziaka w policzek, a ona się rozpłakała. - zaśmiała się Judy.
- Tak było. Powiedział mi, że jestem fajną laską dopiero jak miałam z dwadzieścia lat, ale nie mam na co liczyć. Całe życie w friendzone.


- Słodziaki. - powiedziała Diana, patrząc na Juniora i Marty'ego leżących na łóżku.
- Nie mogę z tych jego kolarskich spodenek. - powiedziała Abigail.
- Nick ma takie nawet różowe...


- Zabroniłam mu chodzić w tych spodenkach, a on nadal je ubiera. - powiedziałam ze zdenerwowaniem i wzięłam następne zdjęcie.


- Zaraz... chyba struna mu pękła. - Abigail przyjrzała się fotografii. - Już myślałam, że krzyczy na niego bez powodu.
- Junior mi o tym opowiadał. To było w sumie parę minut przed koncertem. - uśmiechnęła się. - Ja bym się wkurzyła, ale oni się śmiali.
- Marty w ogóle na wszystkie nerwowe sytyacje reaguje śmiechem. - oznajmiła Abi. - Roxxi opowiadała, że śmiał się nawet na pogrzebie dziadka. Później się wszystkim ostro tłumaczył, że to z nerwów.
Wzięła kolejną fotografię.


- Wygląda grubo na tym zdjęciu. - zmarszczyłam brwi.
- Faktycznie. - poparła mnie Diana.
- Dajcie mu spokój, jest szczuplutki. - Judy stanęła w obronie Juniora. - Ktoś mu zrobił niekorzystne zdjęcie. Pewnie ty, Shanell.
- Ja? Nawet nie wiedziałam, że oni robią sobie zdjęcia. - zaśmialam się i wzięłam następną fotografię.


- O, narkotyki. - powiedziałam.
- Popijane wodą? - Di spojrzała na mnie.
- Witaminy. - oznajmiła Abi. - Te dla dzieci.
- Dlaczego dla dzieci? One są słabe. Wiem, bo przecież daję Milanowi.
- Marty mówi, że mają fajny kształt...
Spojrzałyśmy z dziewczynami na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem. Judy wzięła kolejne zdjęcie.


- Shan, powiedz Nickowi żeby się ogolił. - powiedziała Judy.
- O nie.
- Patrz Diana, za Nickiem stoi Dave bez koszulki. - Abigail wskazała na odwróconego tyłem Mustaine'a, który z kimś rozmawiał. - Chyba schudł ostatnio.
- Nie. Żre jak opętany. - skrzywiła się.


- Ciekawe co go tak rozbawiło.
- Pewnie ktoś krzyknął: "Kirk"! - zaśmiała się Judy i spojrzała na Abigail. - Przepraszam. Wiesz...
- Wiem, mój brat jest śmieszny. - Abi przerzuciła następne zdjęcie.


- Dziewczyny, chciałybyście być z rana takie radosne jak Junior.
- Nie mam pojęcia jak on to robi, ale on zawsze wstaje rano wypoczęty i w świetnym humorze. - skrzywiła się Judith.
- Pamiętam jak rano wychodziliśmy z hotelu. Już jak byłam na recepcji słyszałam jego śmiech z zewnątrz i miałam ochotę dać mu w pysk. Ja wyszłam z hotelu w klapkach, bez makijażu i w wałkach na głowie, musiałam się chować od razu w taksówce żeby nikt mi przypadkiem nie zrobił zdjęcia. - powiedziałam z lekkim zażenowaniem i zaśmiałam się nerwowo.
Tym razem ja wzięłam kolejną fotografię.


- Wygląda jak zdjęcie po ostrym numerku w łazience. - powiedziała Diana.
- Chyba właśnie tak było. Co ten facet ze mną robi. - wzięłam głęboki oddech.


- Ale byłoby miło, gdyby Nick był tego samego wzrostu co Will. - powiedziałam, patrząc na zdjęcie. Uśmiechnęłam się pod nosem. - Są kochani razem.
Diana spojrzała na zdjęcie, po czym wzięła następne.


- Mam rozumieć, że ktoś usiadł na podłodze tylko po to, żeby zrobić mu zdjęcie od dołu? - podniosłam brew.
- To reklama butów. - oznajmiła Diana. - Wydał na te Nike sto czterdzieści dolarów.


- Co to za koleś? - spytałam, patrząc na następną fotografię.
- Nie pamiętam imienia. Ale pracował w Pyramid Club i siedział na backstage'u z chłopakami. Fajny facet. - oceniła Judy, odkładając zdjęcie na bok.


- Will ma naprawdę jakiś fetysz na punkcie włosów. - zaśmiała się Diana. - Bez przerwy chciał mnie czesać.
- On każdego bez przerwy dotyka i głaszcze po włosach, wierz mi. - powiedziała Judy. - Dziwne, że Dave mu na to pozwolił. Ostatnio darł się na Roxxi, która chciała go uczesać, że ma zostawić w spokoju jego włosy.


- Dlaczego mnie to nie dziwi? - uśmiechnęłam się.
- Nick zawsze musi się wepchnąć do jakiegoś zdjęcia. - stwierdziła Abigail.
- Chyba zawsze musi coś odpierdolić na czyimś zdjęciu. Aż się boję naszej sesji ślubnej. - wybuchnęłam śmiechem.


- Wygląda jak bezdomny! - krzyknęłam, patrząc na następną fotografię.
- To zdjęcie było robione rano przed hotelem. Wtedy tylko Junior był pełny życia, wigoru i ubrał się jak na imprezę.


- Ładne zdjęcie. - oceniła Judy.
- Marty ma na nim ładną twarz. - stwierdziłam.
- Marty w ogóle jest cudowny. - uśmiechnęła się Abigail.


- Cholera, chyba nie tylko David wygląda perfekcyjnie o poranku. - powiedziała Diana.
- Ja codziennie rano mam ochotę go zabić, jak widzę ten uśmiech i słyszę: "dzień dobry, kochanie", przysięgam. - Judy wybuchnęła śmiechem, a ja wzięłam następne zdjęcie.


- Typowe. - Diana uśmiechnęła się ironicznie.
- To był pewnie jeden drink po udanym koncercie.
- To przed koncertem, nie jest spocony i ma na sobie koszulę. - Di pokręciła głową i przerzuciła kolejne zdjęcie.


- Styl Nicka daje mi życie, przysięgam! - zaśmiała się Judy.
- On powinien wziąć się za projektowanie, mówię serio! - powiedziałam całkiem poważnie. - Dziwaczne projekty Moschino przy jego stylu to nic! Nick ubiera sobie swoje kolarskie obcisłe spodenki, białe skarpetki, adidasy za kostkę, szlafrok, czapkę z daszkiem i uważa, że to nic złego. Jeremy Scott uznałby go za swoją muzę.


- Co on robi? - Judy przyjrzała się kolejnej fotografii.
- Chyba... chyba suszy spodnie. Albo koszulkę. - stwierdziła Diana. Judith pokręciła głową i odłożyła je na bok.


- Rust In Peace. - uśmiechnęła się pod nosem.
- Jaka ta dzielnica w której mieszka Will jest brzydka. - oceniłam. - Ale przynajmniej bezpieczna, nie ma tam tyle patologii.


- Co to za kobieta? - spytała od razu Diana. Zaczynała się denerwować, kiedy widziała przy Dave'ie jakąś obcą dziewczynę.
- Spokojnie, to koleżanka z pracy Willa. Kiedyś razem mieszkali. Jest spoko. - oznajmiła Judy. Di kiwnęła ruchem głowy i przyjrzała się jeszcze raz zdjęciu.
- Dave i Will ogolili się w tym samym czasie. - zauważyłam z uśmiechem.


- Już nawet fani czekają na nich pod hotelem. - powiedziała Abigail.
- Pewnie Will ich podstawił. - wybuchnęłam śmiechem.
- Oj, daj spokój. Junior naprawdę wygląda jak gwiazda. - uśmiechnęła się Diana.


- Pyramid Club, gra super solo w "Five Magic". - powiedziała Judy.
- Skąd wiesz?
Wzruszyła ramionami.
- Bo wygląda na skupionego. Zresztą, grali to na próbie.


- Ale Nick jest niski przy Dave'ie i Williamie. - zauważyła Abi i spojrzała na mnie. - Ile ma wzrostu?
- Metr siedemdziesiąt osiem. Tyle co ja. Tak, patrzę na niego z góry jak zakładam szpilki. - zaśmiałam się. - Na ślubie wszyscy się pewnie będą z nas śmiać, kiedy będziemy mogli się pocałować, a ja będę musiała się schylić.
- Marty jest naprawdę niewiele wyższy ode mnie. - Abi wzruszyła ramionami.
- Roxxi jest wyższa od Larsa nawet jak nie ma obcasów. - pocieszyła mnie Diana.
- Ale ja od wszystkich moich kolegów jestem wyższa jak zakładam szpilki, nie licząc Jamesa i Dave'a.
- Wolisz być takim kurduplem jak ja, który ma metr sześćdziesiąt wzrostu? - Diana zmarszczyła brwi. - Dave bez przerwy się ze mnie śmieje, że gdybym była jeszcze kilka centymetrów niższa to nawet nie musiałabym klękać, żeby zrobić mu dobrze.
Skrzywiła się, a ja wybuchnęłam śmiechem.


- Ooo, to chyba te nowe Nike za sto czterdzieści dolarów. - powiedziała Abi, patrząc na zdjęcie Dave'a wiążącego buty.
- A z tyłu jego rozciągnięte jeansy. - Diana pokręciła głową i wzięła następną fotografię.


- Frytki na śniadanie, bardzo pożywnie. - stwierdziłam, podając zdjęcie Judy.
- Pamiętam jak Roxxi była na diecie owocowo-warzywnej i w sobotę wieczorem stwierdziła, że przecież frytki to ziemniaki, warzywo, więc opierdoliła całą miskę frytek. - opowiedziała Diana.
- Z solą i sosem czosnkowym? Pamiętam to. Dwa lata temu, kilka dni przed pokazem Givenchy, zadzwoniła do mnie koło północy i spytała, czy idziemy do Taco Bell. - zaśmiałam się. - Ale zazdroszczę jej, ciągle je i dalej jest szczupła.
- Wszystko idzie jej w cycki. - westchnęła Abigail.


- Zaraz nie wytrzymam, znowu ma na sobie te okropne spodenki! - wybuchnęłam śmiechem.
- Co to za laska w środku? - spytała Diana.
- To Marty! - Judy wydarła się ze śmiechu.
- Kurwa, on wygląda jak dziewczyna! - krzyknęła Di.
- On ma lepszy tyłek i nogi ode mnie, Boże! - zaśmiała się Abigail. Odłożyła zdjęcie na bok i wzięła kolejne.


- Pamiętam tych chłopaków. - Judith wytarła oczy. - Po koncercie czekali rano pod hotelem. Pamiętali mnie z koncertu i spytali, czy mogę ich zawołać na zewnątrz, bo chcieli żeby im się podpisali. Naszym chłopakom było bardzo miło.


- Widziałam ich przez okno. Chłopaki trochę z nimi pogadali i pośmiali się. Marty był bardzo podekscytowany, że ktoś chciał jego podpis na kurtce. - uśmiechnęła się Abigail.


- Nick pewnie też się ucieszył, że dał komuś swój pierwszy autograf. - uśmiechnęła się Judith.
- Cicho, drugi autograf. Pierwszy wzięłam ja, po tym jak strzelił focha, że podpisałam się jakiejś obcej dziewczynie na swojej okładce. - zaśmiałam się.


- Dave im opowiadał coś o Kirku z tego co słyszałam. - wybuchnęła śmiechem Judy.
- Boże, on nawet obcym ludziom na drugim końcu kraju musi o nim powiedzieć. - jęknęła Abigail.
- Gdzie tam na drugim końcu kraju. On nawet mojemu ojcu w Kanadzie opowiadał o Kirku. - zaśmiała się Diana.


- David nie wyszedł do chłopaków? - spytałam.
- Wyszedł. To zdjęcie było chyba zrobione po spotkaniu, jak musieliśmy się wymeldować z hotelu. - myślała głośno Judy.


- Dostali darmowe żarcie przed koncertem. - zaśmiała się Abigail.
- Lepsze to niż catering na pokazach mody. Mamy tam jakieś drinki, koreczki, tartinki, wszystko drobniutkie i na jeden raz. Nick tyle tego nakłada, że aż mu się z talerza wysypuje. Chyba czas na lekcje savoir-vivre przed ślubem.


- Widzę te paskudne spodenki z boku, w końcu je ściągnął! - ucieszyłam się.


- Will jaki zaintersowany. - uśmiechnęła się Abi.
- Nick pewnie opowiada mu jakieś bzdury, więc znowu ciężko mu w cokolwiek uwierzyć. - uśmiechnęłam się.


- Urocze zdjęcie. Will i Junior dobrze się dogadują? - Diana spojrzała na Judy.
- Tak. Zawsze się bardzo lubili.
- Zastanawiam się jakie Dave miałby stosunki z moim straszym bratem, gdybym takiego miała. - uśmiechnęła się lekko. - Z moim tatą ma bardzo dobre. Nie spodziewałam się, że mogą się tak dogadać.
- Mój tata też uwielbia Davida.
- Czyli nie licząc Roxxi, wszyscy mamy super teściów? - spytałam.
- Ja jeszcze nie poznałam rodziców Marty'ego. On moich też nie. - powiedziała z zażenowaniem Abigail.
- Dlaczego? Można powiedzieć, że już żyjecie jak para, tylko w związku na odległość. I tak myślisz o tym, żeby się tu przeprowadzić. Dlaczego tak się chowacie przed Kirkiem i rodzicami?
- Różnie mogliby zareagować na mój związek z Martym. A jego rodzice podobno nie lubili żadnej z jego dziewczyn, więc pewnie byliby do mnie uprzedzeni. - wzruszyła ramionami.
- I tak niedługo się wszystko wyda, więc lepiej od razu powiedzieć niż żeby dowiedzieli się przez przypadek. - stwierdziła Judy i wzięła ostatnią fotografię.


- Te kurtki wyszły fantastycznie! - oceniłam. - Najlepsze do obcisłych jeansów i czarnych szpilek. Mam nadzieję, że wam też się podobają.
- Są świetne. Mamy z Martym zdjęcie, jak stoimi z boku sceny w naszych kurtkach i oglądamy koncert zespołu, który grał przed nimi. - powiedziała z uśmiechem Abigail. - Oprawiłam je sobie w ramkę i postawiłam na szafce przy łóżku.
- Ja wolę nosić kurtkę Davida. Jest luźniejsza i pachnie nim. - oznajmiła Judy.
- Ja swoją po koncercie od razu powiesiłam w szafie, bo nie lubię Megadeth, ale w ostatnią sobotę wieczorem założyłam dla Dave'a nową koronkową bieliznę, a on kazał mi założyć na nią tę kurtkę! Wyobrażacie to sobie? - zdenerwowała się Diana, a my wybuchnęłyśmy śmiechem. - Najgorsze jest to, że się zgodziłam!
- On naprawdę jest jakimś fetyszystą. - stwierdziłam. - Uprawialiście seks w tych kurtkach?
- Nie, pozwolił mi ją ściągnąć. Tylko mu o tym nie mów, bo jeszcze podłapie twój pomysł.
- Będę milczeć. - odchrząknęłam i schowałam wszystkie zdjęcia do papierowej torebki, po czym oddałam ją Dianie.
Bez słowa spojrzałyśmy z dziewczynami na siebie i znowu wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.