czwartek, 22 października 2015

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 10.

ona czuje we mnie piniądz... wystroiła się jak Bijons...
nienawidzę siedzieć w szkole do dziewiętnastej.

David
Rozsiadając się w salonie Dave nie zwrócił uwagi na to, że trącił mocno Kirka w kolano. Hammett spojrzał na niego z wyrzutem i potarł ręką bolące miejsce, ale na szczęście obyło się bez przykrych incydentów. Przepchnąłem Dave'a trochę dalej i usiadłem pomiędzy nim, a Kirkiem.
- Pijcie i czujcie się jak u siebie, zaraz coś jeszcze przyniosę. - powiedział Lars, kierując się w stronę kuchni. Shanell również tu przyszła. Odkąd zdarzył się ten wypadek i ostro pokłóciła się z Nickiem, nie dawała nam spokoju.
- Wszystkiego najlepszego, panowie. - powiedziała z uśmiechem i przytuliła się do Dave'a. - Wpadłam tylko, żeby złożyć wam życzenia.
- Shan, a gdzie jest Nick? - zapytał Marty. - Miał być z nami, a ty podobno się dzisiaj z nim widziałaś.
- Tak, ale dzisiaj jest Dzień Mężczyzny. Dzień Dziecka jest za kilka miesięcy, wtedy mu złożę życzenia.
- Shanell! - spojrzałem na nią uważnie. - Przestań, przecież nic złego ci nie zrobił!
- Ale Shan ma rację. - powiedział James, jakby najlepiej na świecie wiedział, co mówi. - Nick zachowuje się ostatnio strasznie. Obraża się, nie odzywa, strzela jakieś fochy. Rozkapryszona gwiazda rocka. - prychnął z pogardą, patrząc na mnie.
- Przestań... - Marty spojrzał na niego w ten sam sposób.
- To ja już pójdę. - Shan pomachała nam i wycofała się. Kiedy usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi, Lars wyszedł z kuchni z butelką piwa w dłoni. Odwróciłem wzrok. Od dłuższego czasu dziwnie się czułem w jego towarzystwie.
- Co się dzieje? Ja o niczym nie wiem. - rozsiadł się wygodnie, zakładając nogę na nogę.
- No to sobie wyobraź, że Nick wyniósł się z domu i powiedział Shanell, że sama ma się zajmować dzieckiem! - zaczął James podniesionym głosem, nie dając nikomu innemu dojść do słowa.
- Ale... - zacząłem, ale zostałem skutecznie zagłuszony.
- Powiedział, że korona jej z głowy nie spadnie, jak sama zajmie się Milanem! Do zrobienia dziecka był pierwszy, ale teraz zostawia ją z tym wszystkim samą. Przez to pewnie będzie musiała poczekać z powrotem do pracy!
- Co jak co, ale w sprawie opieki nad dziećmi to ty nie powinieneś się wypowiadać. - poprawiłem się na swoim miejscu, patrząc cały czas na Jamesa. - Jeszcze ponad rok temu to Mel sama zajmowała się Sophią i Nathanem, bo ty posuwałeś jakąś młodą, napaloną, blond dupę.
Odstawiłem z hukiem butelkę na stół. Wkurwiało mnie to, że James robił z Nicka jakiegoś potwora. Miał teraz naprawdę ciężką sytuację. Kirk, który siedział cały czas grzecznie obok mnie i popijał swojego drinka, patrzył na mnie uważnie.
- No nie gap się tak, widzisz, jak on się zachowuje! - powiedziałem zdenerwowany.
- Widzę. Jak skurwiel.
- Kirk, tam jest twoja kurtka. Otwórz okno i wyjdź. Opuszczasz imprezę. - powiedział Dave, po czym mocno zaciągnął się swoim papierosem. Hammett zmarszczył brwi.
- Jesteśmy na szóstym piętrze...
- No właśnie. Dlatego wychodzisz oknem. - uśmiechnął się wrednie Mustaine.
- Dave, odwal się w końcu ode mnie! Co ja ci zrobiłem, że mnie tak traktujesz?!
- Ty się jeszcze pytasz, co mi zrobiłeś! Zniszczyłeś mi życie!
- Chyba ty zniszczyłeś moje! Nie dość, że spałeś z moją dziewczyną, to jeszcze mnie przy wszystkich poniżasz! - krzyczał z oburzeniem Kirk.
- O nie mój drogi, ty zrobiłeś coś gorszego. - Dave zgasił niedopałek w popielniczce. - Zająłeś moje miejsce w zespole. I jeszcze grasz moje solówki!
- Wystarczy na dzisiaj. - Marty podniósł swoją szklankę z whisky i spojrzał na alkohol.
- Zdrowia! - Dave uniósł swoją szklankę i wznosząc toast za zdrowie świętujących, wypił resztę zawartości.
- Przecież dzwoniłeś do Nicka, prawda? - zapytał nagle Kirk Larsa.
- Ale nie było go w domu. Shanell powiedziała, że mu przekaże jak wróci.
- Shanell... - mruknąłem.
- Daj jej spokój! Ona...
- Nie wiedziałem, że ukończyłeś studia prawnicze. - przerwałem chłodno Jamesowi. Hetfield obrzucił mnie urażonym spojrzeniem i odwrócił głowę w drugą stronę.
- Jak dla mnie...
- Nie powinniśmy ciągnąć tego tematu, James. - stwierdził całkiem rozsądnie Marty.
- W sumie to dobrze, że nie ma Nicka. - oznajmił Lars, wstając ze swojego miejsca. - Mamy spokój. - dopowiedział i poszedł w kierunku kuchni, mrugając przy okazji na Jamesa, by ten poszedł z nim.
- Rozkapryszona gwiazda rocka... - mruknąłem i wziąłem dużego łyka ze swojej butelki. Oparłem ją o swoje czoło, przymykając oczy.
- Junior, źle się czujesz? - spytał Mustaine, marszcząc brwi.
- Nie, wszystko w porządku.
- Co u Judy?
Co u Judy... No właśnie, co u mniej dziewczyny? Właściwie dlaczego nadal mówię o niej "moja dziewczyna"? Chyba była dla mnie kimś więcej niż jakąś laską, z którą się chodzi za rękę i zabiera na randki. Byliśmy razem od ponad ośmiu lat, mieliśmy dwójkę dzieci. Jak każda para mieliśmy gorsze lub lepsze chwile. Teraz nasz związek znów przechodził jakiś gorszy okres, ale chyba tylko ja to dostrzegałem. Judy była pochłonięta pracą i wychowywaniem dzieci, a ja spadłem na boczny tor. Wkradła się między nas rutyna. Krótko przed ślubem Jamesa i Mel sami planowaliśmy kiedy moglibyśmy się w końcu pobrać, a teraz nawet o tym nie myśleliśmy. Kochałem Judy, ale sam już nie wiedziałem, czy chciałbym brać z nią ślub.
- Wszystko dobrze. - powiedziałem w końcu. - A u Diany?
- Nie wiem, dzwoniła ostatnio tydzień temu. Ale pewnie wszystko ok. Ma bogatego ojca.
- Przecież nie wziąłbyś sobie biednej dziewczyny, prawda? - wtrącił się Kirk.
- Aha. Diana cały czas utrzymywała się z alimentów i zasiłków. Nie brała od rodziców ani centa. Nie to co ty.
- Ja też nie dostaję od mamy żadnych pieniędzy. Sam zarabiam.
- A wiecie, jaki był wymarzony zawód Kirka w dzieciństwie? Prezenter telewizyjny. - Mustaine wybuchnął śmiechem. Reszta też się uśmiechnęła, tylko Kirk znowu poczuł się urażony. - Wyobraźcie sobie, że wstajecie rano wkurwieni, zaraz idziecie na dziesięć godzin do pracy. Robicie sobie kawę, zapalacie papierosa, włączacie telewizję, a tam w porannym programie Hammett z uśmiechem opowiada o jakimś globalnym ociepleniu czy innym gównie. Kurwa, humor zjebany przez resztę dnia!
Dave pokładał się ze śmiechu na kanapie. James i Lars wyszli z kuchni. Lars wziął od Hetfielda butelkę Jim Beama i postawił ją na stole.
- Co robicie? - spytał Ulrich, widząc Dave'a, który płakał ze śmiechu i prawie zleciał na podłogę.
- Rozmawiają o wymarzonym zawodzie Kirka z dzieciństwa. - oznajmił Marty.
- Prezenter telewizyjny? - uśmiechnął się Lars.
- Dajcie mi spokój! To było dwadzieścia lat temu! Pochwal się Dave, o jakiej ty marzyłeś pracy. Wymyślanie tytułów do filmów porno.
- Nadal o tym marzę. - Mustaine wzruszył ramionami i wytarł łzy. - To jest praca dla prawdziwego faceta.
Siedzieliśmy tak parę godzin, pijąc, gadając o wszystkim i słuchając jak Dave nabija się z Kirka. Po północy z pracy wróciła Roxxi. Była kelnerką w nocnym klubie, więc pracowała głównie w nocy i wieczorami, czasami w popołudnia. Weszła do salonu i bez słowa zmierzyła nas wszystkich wzrokiem. Popatrzyła na mnie, a ja odwróciłem wzrok.
- Zanim pójdziecie posprzątajcie ten syf. - rzuciła bez emocji i poszła do sypialni. Dopiłem moje piwo i odstawiłem pustą butelkę na stół.
- Będę się zbierał. Przypomniałem sobie, że jutro muszę zajrzeć do pracy i przejrzeć zamówienia. - powiedziałem i wstałem ze swojego miejsca. Założyłem moją skórzaną kurtkę, pożegnałem się i wyszedłem.
Kiedy znalazłem się w moim mieszkaniu, było po pierwszej. Judy i chłopcy już spali. Poszedłem od razu do sypialni, żeby nikogo nie obudzić. Nie zapaliłem nawet światła, tylko od razu rozebrałem się i położyłem obok śpiącej Judy. Przytuliłem ją i cicho westchnąłem.
Czułem się beznadziejnie.

Shanell
Przez kolejny tydzień Nick praktycznie w ogóle nie pokazywał się w domu. Przychodził jedynie żeby zabrać trochę swoich rzeczy, nawet ze mną nie rozmawiał. Najgorsze było to, że nie potrafił mnie nawet zapytać, czy Milan jest zdrowy i daję sobie z nim radę. Nasz związek wisiał już na włosku. To była tylko kwestia czasu, kiedy zostawi nas dla swojej córki i byłej laski w śpiączce.
Nie wiedziałam gdzie obecnie mieszkał, ale dowiedziałam się w którym szpitalu leży Josie. Dzisiaj był 25 czerwca. Nick doskonale wiedział, jak długo czekałam na ten dzień. Miałam dzisiaj podpisać kontrakt z marką Chloé i przez pół roku być twarzą ich kampanii reklamowych. Uwielbiałam ten dom mody. Mieli wspaniałe perfumy, ubrania i dodatki. Ich sesje zdjęciowe i reklamy były niesamowite, a modelki piękne, kobiece i naturalne. Nick obiecał mi, że zajmie się tego dnia małym, nie mogłam go wziąć ze sobą. Oczywiście nawet do mnie nie zadzwonił, że nie będzie mógł z nim zostać. Wkurwiłam się nie na żarty. Mel i James, Judy i Junior byli ze swoimi dziećmi na zakończeniu roku szkolnego. Reszta w pracy. Musiałam go podrzucić do firmy moich rodziców. Na szczęście była jego pora na drzemkę, więc grzecznie spał w biurze mojego taty.
Kontrakt podpisałam, ale postanowiłam pojechać do szpitala i wszystko wygarnąć Nickowi. Byłam tam jakieś dwadzieścia minut później. Recepcjonistka podała mi numer sali. Znalazłam ją na pierwszym piętrze i od razu dostrzegłam mojego faceta i trzech innych ludzi na korytarzu.
- Nick... - powiedziałam oschle, podchodząc do niego. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem i podniósł się ze swojego miejsca.
- Co ty tu robisz?
- Jesteś z siebie dumny?! - uderzyłam go w ramię. Pewnie nawet tego nie poczuł. - Obiecałeś mi, że zajmiesz się dzisiaj Milanem! Wiesz dobrze, że dzisiaj miałam ważne spotkanie!
- Co mnie teraz interesują twoje spotkania?! Mam ważniejsze rzeczy na głowie.
- Właśnie widzę kurwa. Siedzisz bezczynnie na tyłku w szpitalnym korytarzu i nic nie robisz.
- Uspokój się, tu są chorzy ludzie, rodzina Josie...
- Pieprzę ich! Mam ich wszystkich gdzieś! Albo wrócisz dzisiaj do domu, do mnie i do Milana albo więcej nie pokazuj mi się na oczy! Kto jest dla ciebie ważniejszy, ja czy ten trup?!
Jedna z kobiet, która siedziała na plastikowych krzesełkach, rozpłakała się, a mężczyzna obok zaczął ją pocieszać. To chyba byli rodzice Josie. Nick spojrzał najpierw na nich, a potem na mnie. Spiorunował mnie wzrokiem.
- Wyjdź stąd. - rzucił oschle. - Szkoda mi nawet słów na ciebie.
- To koniec. Nie pokazuj się więcej w moim domu. Przyjdź tylko zabrać resztę swoich gratów. Na spotkania z Milanem też się nie zgadzam, już ja dopilnuję, żebyś go więcej nie zobaczył. Zresztą, co on cię interesuje... - spojrzałam na niego z pogardą i odeszłam. Miałam na sobie czarne sandałki na szpilce, więc dosyć ciężko mi się szło po śliskiej podłodze. Cała się trzęsłam i byłam bliska płaczu, więc nic dziwnego, że prawie zleciałam ze schodów. Potknęłam się o stopień i wpadłam na lekarza, który akurat wchodził naprzeciwko mnie. Podtrzymał mnie i pomógł złapać równowagę.
- Wszystko w porządku? - spytał, patrząc na mnie z zatroskaniem. Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego. Był wysoki, miał piękne szaro-zielone oczy i ciemne blond włosy zaczesane do tyłu. Wyłapałam w jego niskim głosie południowy akcent.
- Ja... tak... dziękuję... - wydukałam i odsunęłam się lekko. Spojrzałam na jego plakietkę z nazwiskiem. Pediatra. Colin Wright...
- Te schody są dosyć śliskie, lepiej uważać. - uśmiechnął się. Jasna cholera...
Odwzajemniłam jego gest, a on odszedł. Wyszłam ze szpitala. Nie potrafiłam myśleć o Nicku, o tym, że właśnie zakończyłam nasz związek. Ale czułam coś dziwnego w sobie, coś jak najbardziej pozytywnego. To nawet nie było związane z nim. To było związane z kimś, kogo spotyka się po raz pierwszy i czujesz, że musisz go poznać lepiej, być z nim bliżej. Kiedy czujesz z nim jakąś dziwną więź, mimo że go jeszcze nie znasz.
Jeszcze.

czwartek, 8 października 2015

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 9.

Shanell
Kilka dni później razem z dzieckiem wyszłam ze szpitala. Przez pierwszy tydzień mieliśmy nalot znajomych i rodziny, którzy chcieli zobaczyć maleństwo. Odwiedził nas chyba każdy, oprócz rodziców Nicka, którzy nie mogli przylecieć do Stanów. Była za to jego siostra ze swoim chłopakiem i jego córka. Nawet Josie, jego była, też przyszła zobaczyć małego.
Już drugiego dnia po powrocie do domu Milan zaliczył swoją kolejną sesję zdjęciową. Ryan zrobił nam najwspanialszą sesję na świecie, nie do żadnych gazet, tylko do mojej prywatnej kolecji. Jedną z fotografii, na której Milan leży na mnie, wywołaliśmy w większym formacie. Oprawiłam ją w ramkę i powiesiłam na ścianie w jego pokoju. Chciałam robić dla niego albumy ze zdjęciami, żebym miała pamiątkę, kiedy będzie już dorosły, wyprowadzi się, stworzy własną rodzinę. Chciałam uwiecznić na fotografiach każdy etap jego życia.
Nick i ja robiliśmy wszystko by być jak najlepiej przygotowani na przyjście Milana na świat, ale jak wszyscy młodzi rodzice okazaliśmy się w zetknięciu z rzeczywistością nieprzygotowani. Wszystko wyobrażaliśmy sobie trochę inaczej. Mieliśmy przyjaciół, którzy byli już rodzicami i mogliśmy liczyć na rady od nich. Miałam moich rodziców. Miałam babcię, która sama wychowała czwórkę dzieci. We dwójkę dawaliśmy radę. Nick dużo mi pomagał przy dziecku, niestety jego urlop dosyć szybko się skończył i musiał wrócić do pracy. Opiekowałam się dzieckiem sama, a kiedy wracał do domu, wymienialiśmy się. On zajmował się małym, a ja szłam na siłownię. Zaraz po porodzie przeszłam też na dietę, chciałam szybko wrócić do formy i do pracy.
W ostatni piątek czerwca, Nick miał spędzić dzień ze swoją córką, Nelly. Ponieważ jej mama chciała pojechać gdzieś ze swoim facetem, miała zostać u nas do niedzieli. Mała nie sprawiała nam nigdy prolemów, lubiłam ją, ona mnie też, więc nie miałam nic przeciwko. Pod wieczór Josie przyprowadziła ją do nas. Nick był jeszcze na próbie. Otworzyłam drzwi z dzieckiem na rękach.
- Cześć. - powiedziała Josie, wchodząc do środka. Nelly krzyknęła coś do mnie i pobiegła ze swoimi zabawkami do salonu. Jo położyła torbę z jej rzeczami na podłodze. - Wszystkie rzeczy są. Piżama jest w środku, ubrania też, szczoteczka do zębów i ulubiona maskotka również. Mam nadzieję, że nie będzie sprawiać problemów. Jeśli tak to na wszelki wypadek zapisałam numer do domu rodziców mojego chłopaka, tam mamy się zatrzymać.
- Raczej nie będzie takiej potrzeby. Nelly jest zawsze całkiem grzeczna. - powiedziałam szczerze. Josie uśmiechnęła się, pożegnała ze swoją córką i chciała już wychodzić. W tym samym momencie wrócił Nick. Zamienił z nią parę słów, chwilę się pośmiali, a ja stałam bez słowa z boku. Mieli razem córkę, więc łączyło ich dużo spraw i wspólnych rzeczy, nie miałam na to wpływu. Josie była całkiem atrakcyjna, była blondynką z uroczym uśmiechem, miała niebieskie oczy, ładne kształty. Ale nie czułam się o nią zazdrosna. Nigdy nie była zazdrosna o żadną kobietę. Nie miałam powodów.
Chwilę później Josie pożegnała się z nami i wyszła. Nick poszedł wziąć prysznic, a Nelly patrzyła jak karmię i usypiam Milana. O dziwo zasnął szybko, był bardzo spokojny. Później pościeliłam łóżko dla małej i poszłam do swojej sypialni. Położyłam się i poszłam spać, nawet nie czekając na mojego chłopaka.
Obudził mnie ostry dźwięk telefonu. Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu. Nick spał obok jak zabity. Podniosłam słuchawkę.
- Halo? - mruknęłam niewyraźnie.
- Oficer Lewis z posterunku w Los Angeles. Dodzwoniłem się do... Nicka Menzy?
- Nie, do jego dziewczyny... - ziewnęłam cicho.
- Proszę go poprosić do telefonu. Natychmiast.
- Ale... co się dzie... - nie dokończyłam, bo mój chłopak zdążył się już obudzić i przerwać moje pytanie.
- Z kim rozmawiasz? Jest trzecia w nocy... - powiedział zachrypniętym głosem. Bez słowa podałam mu słuchawkę.
- To z policji. Chcą z tobą rozmawiać...
- Policji? - zdziwił się i przyłożył słuchawkę do ucha. Patrzyłam na niego uważnie. - Halo? Tak, to ja... Tak... Ale... O Boże... Jezu, Nelly... Gdzie ona jest?
- Przecież Nelly śpi w salonie... - powiedziałam, już lekko wystraszona. Nick tylko kiwnął głową i zaczął szybciej oddychać.
- Będę... będę niedługo... - rzucił we mnie słuchawką i wyskoczył z łóżka. Nie wiedziałam kompletnie o co chodzi, więc zrobiłam to samo i pobiegłam za nim. Zapalił światło w salonie i spojrzał na swoją córkę, która grzecznie spała. Odetchnął z ulgą i zamknął oczy. Odchylił głowę do tyłu.
- Co się dzieje, do cholery? - stanęłam obok. - Powiedz mi!
- Josie i Todd mieli wypadek. - oznajmił jednym tchem. - Todd nie żyje, zginął na miejscu... Jo leży w szpitalu, jest w stanie krytycznym...
Patrzyłam na niego zszokowana. Nie potrafiłam wykrztusić słowa. Poczułam się tak, jakbym dostała w twarz. Jeszcze parę godzin temu widziałam uśmiechniętą Josie i z nią rozmawiałam. Wypadki samochodowe chyba mnie prześladowały...
- Shanell, ja muszę jechać do szpitala... zajmij się dzieckiem.
- Nick, nie możesz prowadzić w takim stanie. Jesteś cały roztrzęsiony. - powiedziałam cicho, kładąc rękę na jego ramieniu. Odrzucił ją.
- Nic mi nie będzie. Zajmij się Nelly. - oznajmił chłodno. Szybko się ubrał, wziął kluczyki do samochodu i bez słowa wyszedł z mieszkania. Spojrzałam na jego śpiącą nieświadomą jeszcze niczego córkę, która mruknęła coś przez sen i przewróciła się na drugi bok. Nagle przestałam się liczyć ja i Milan. Teraz istniała wyłącznie Nelly i tylko nią miałam się zajmować, mimo że nie miałam takiego obowiązku. Tak samo Nick nie musiał jechać do żadnego szpitala. Josie nie była żadną jego rodziną. Żadną siostrą, żoną, matką. Była tylko jego byłą dziewczyną. Kim jest była laska? To ja byłam jego partnerką. Matką jego dziecka. To ze mną mieszkał i tworzył rodzinę.
Zgasiłam światło i poszłam do swojej sypialni. Nie mogłam już jednak zasnąć, więc patrzyłam tępo w sufit. Milan obudził się przed piątą, więc w końcu mogłam się czymś zająć. Zmieniłam mu pieluszkę, przebrałam go, podgrzałam mleko i zaczęłam go karmić. Zasnął podczas jedzenia, więc odstawiłam butelkę i położyłam go z powrotem do łóżeczka.
Nelly obudziła się jakąś godzinę później. Nie była śpiochem, wstawała dosyć wcześnie. Bez słowa zrobiłam jej śniadanie i stanęłam przy oknie. Byłam wkurzona na Nicka prawie tak jak wtedy, kiedy zupełnie przez przypadek dowiedziałam się, że ma dziecko. Czego on oczekiwał? Że zamiast niego wytłumaczę małemu dziecku, że mama leży w ciężkim stanie w szpitalu? Niedoczekanie.
- Tata jest w pracy? - spytała nagle, przeżuwając swoją kanapkę.
- Tak. - rzuciłam bez emocji.
- A mama kiedy przyjedzie?
- Nie wiem. Chyba jutro.
Odstawiłam kubek po kawie na blat kuchenny. Niczego nieświadoma Nelly po posiłku zajęła się zabawą, a ja Milanem. Nick pojawił się w domu dopiero koło czternastej. Słyszałam, jak wita się z małą, a potem wszedł do pokoju naszego synka. Nawet na nas nie spojrzał. Podszedł do okna, a ja położyłam dziecko w łóżeczku. Podałam mu małego pluszaka, którego przytulił do siebie.
- I co? - przerwałam milczenie. Mój facet oderwał wzrok od szyby i spojrzał na mnie przekrwionymi oczami.
- Josie jest w śpiączce...
Zamilkłam na chwilę. Jak dla mnie śpiączka oznaczała już śmierć. Nie wiadomo, kiedy się wybudzi, za tydzień, za miesiąc, za rok. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek się wybudzi. A jeśli tak, w jej mózgu mogą zajść takie zmiany, że nie będzie potrafiła liczyć do dziesięciu czy nawet nie rozpozna własnej córki. Już wolałabym umrzeć.
- Przykro mi. - powiedziałam cicho. - Zajmiesz się dzieckiem?
- Nie mogę. Wracam niedługo do szpitala. Przyszedłem zobaczyć co z Nelly.
- Aha. Więc Milan cię już nie interesuje?
- Przestań. Milan ma ciebie na wyłączność, a Nelly zostałem tylko ja. Przynajmniej na razie. Miejmy nadzieję, że Josie niedługo się wybudzi ze śpiączki.
- Nie, nie wybudzi się. Pogódź się z tym. Ma papkę zamiast mózgu. A jeśli jakimś cudem obudziłaby się po jakichś dwóch latach, nie wiedziałaby nawet kim jest.
- Jak możesz tak mówić?!
- Jestem realistką. - odpowiedziałam spokojnie. Dziwiłam się, że sama nie zaczęłam krzyczeć, bo byłam wyjątkowo wkurzona.
- Postaw się w sytuacji Nelly, w mojej sytuacji. Josie może umrzeć.
- Postaw się w mojej sytuacji, do cholery. To ja jestem twoją dziewczyną. Masz małe dziecko. Zajmij się mną, Milanem i Nelly, a nie byłą laską, która leży w śpiączce i jesteś jej zbędny!
- Przestań w końcu myśleć tylko o sobie! To jest matka mojego dziecka! Ty żadnej pomocy nie potrzebujesz, a Milanem możesz zająć się sama przez jakiś czas. Korona ci z głowy nie spadnie.
- To nie chodzi o to, czy mam się nim sama zajmować czy nie! Nagle każdy wokół przestał się liczyć, interesuje cię tylko to, że twoja była jest w śpiączce. Masz mnie, masz dwójkę małych dzieci. Kurwa! To przy nich powinieneś być!
Odwróciłam się i zobaczyłam, że w progu stoi Nelly. Patrzyła na nas nieśmiało, chowając się za drzwiami. Nick również ją zauważył. Spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Co się z tobą stało? Gdzie jest ta Shanell, w której się zakochałem? Gdyby to James tam leżał, nie odstępowałabyś go na krok.
Zatkało mnie. Po prostu zatkało. Tego się kompletnie nie spodziewałam. Stałam tam z opadniętą szczęką, a on ukucnął i przytulił małą do siebie.
- Nick... - wykrztusiłam w końcu.
- Czego znowu chcesz?
- Wynoś się stąd. Nie chcę cię widzieć. Nelly zabieraj ze sobą, nie będę się zajmować twoim dzieckiem.
Na końcu lekko załamał mi się głos. Odwróciłam się w stronę okna, żeby nie patrzeć na niego i się nie rozpłakać. Nick nic nie powiedział. Wziął Nelly na ręce, spakował jej rzeczy i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Dave
Usłyszałem jak ktoś wchodzi do mieszkania i zszedłem z drabiny. Rzuciłem pędzel obok wiadra z farbą, a w tym samym momencie Shanell pojawiła się w progu. Rozejrzała się po pokoju i weszła ostrożnie do środka.
- Widzę, że w końcu wziąłeś się za remont.
- Czas najwyższy. Nie chcę już mieszkać z Kirkiem. Sprzedajna kurwa, zadzwonił do mojej matki i naskarżył na mnie.
- Tęsknisz za Dianą?
- Tak... - popatrzyłem gdzieś przed siebie. Na chwilę zamilkłem. - Nie ruchałem się od prawie trzech tygodni. To chyba mój rekord. Po co przyszłaś, chcesz mi trochę potowarzyszyć? Nie mam tu jeszcze łóżka.
- Przestań Dave, nie mam ochoty na żarty. - mruknęła i podeszła do okna. Zerknęła przez nie i oparła się o parapet. -Widziałeś się dzisiaj z Nickiem?
- Nie. Widziałem go... nie wiem. Chyba w piątek na próbie.
- Właśnie w piątek Josie i jej facet mieli wypadek samochodowy.
- Jego była? - podniosłem butelkę wody z podłogi i odkręciłem ją.
- Tak... jest w śpiączce. Jej chłopak zginął na miejscu.
- O cholera. A co z tą małą?
Shan wzruszyła ramionami.
- Odkąd dostał telefon z policji, cały czas siedzi w szpitalu. Olał kompletnie mnie i Milana, Josie i Nelly są teraz najważniejsze. Dobrze, ja rozumiem, że Nelly została sama. Niech się nią zajmie, to zresztą jego obowiązek. Ale po co siedzi w szpitalu przy byłej lasce, która leży w śpiączce? On ma nadzieję, że ona za kilka dni się obudzi. Pierdolony kretyn. Wiesz co on mi powiedział? Że mam się sama zajmować Milanem. Że nie mam serca i gdzie jest ta dziewczyna, w której się zakochał. Kazałam mu wypierdalać, wziął małą i poszedł. Nie zabrał nawet żadnych rzeczy. Nie pokazał się przez całą noc w domu, nie mam pojęcia w jakim szpitalu jest. Zresztą i tak byśmy się znowu pokłócili. Mógłbyś z nim porozmawiać jak go spotkasz?
- Jasne. Wiesz, w środę jest dzień faceta, więc mieliśmy się wszyscy spotkać i zrobić imprezę u Larsa.
- Dobrze się składa. Zależy mi, żeby pogadał z nim ktoś z chłopaków. Nie chcę, żeby nasz związek rozleciał się przez byłą laskę w śpiączce... co innego jakby nie było Milana. Po prostu bym go rzuciła, trochę by pobolało, ale po jakimś czasie znalazłabym sobie kogoś innego. Ale niedawno zostaliśmy rodzicami, kocham go i obydwoje traktujemy to poważnie... Nie chcę go stracić.
- Rozumiem cię. - przytuliłem ją i pogłaskałem po włosach. Pociągnęła nosem. - No nie płacz... jakby cię tu rozśmieszyć? Opowiadałem ci już, jak Kirk ściągał pranie i zaplątał się w prześcieradło?
Zaśmiała się cicho. Odsunęła się lekko ode mnie i wytarłem jej łzy.
- Już to mówiłeś. Czy tobie się to kiedykolwiek znudzi?
- Kompromitowanie Kirka nigdy mi się nie znudzi.
- Nie będę ci już przeszkadzać. Zostawiłam też na chwilę Milana u sąsiadki, więc muszę wracać...
- Dobra. - pogłaskałem ją po ramieniu. - Wszystko będzie dobrze, nie przejmuj się tą sprawą.
- Łatwo ci mówić. - westchnęła cicho. - Ale postaram się. Cześć.
Pocałowała mnie lekko w policzek i wyszła, zostawiając mnie samego w tym jeszcze pustym i zasyfionym mieszkaniu.