czwartek, 8 października 2015

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 9.

Shanell
Kilka dni później razem z dzieckiem wyszłam ze szpitala. Przez pierwszy tydzień mieliśmy nalot znajomych i rodziny, którzy chcieli zobaczyć maleństwo. Odwiedził nas chyba każdy, oprócz rodziców Nicka, którzy nie mogli przylecieć do Stanów. Była za to jego siostra ze swoim chłopakiem i jego córka. Nawet Josie, jego była, też przyszła zobaczyć małego.
Już drugiego dnia po powrocie do domu Milan zaliczył swoją kolejną sesję zdjęciową. Ryan zrobił nam najwspanialszą sesję na świecie, nie do żadnych gazet, tylko do mojej prywatnej kolecji. Jedną z fotografii, na której Milan leży na mnie, wywołaliśmy w większym formacie. Oprawiłam ją w ramkę i powiesiłam na ścianie w jego pokoju. Chciałam robić dla niego albumy ze zdjęciami, żebym miała pamiątkę, kiedy będzie już dorosły, wyprowadzi się, stworzy własną rodzinę. Chciałam uwiecznić na fotografiach każdy etap jego życia.
Nick i ja robiliśmy wszystko by być jak najlepiej przygotowani na przyjście Milana na świat, ale jak wszyscy młodzi rodzice okazaliśmy się w zetknięciu z rzeczywistością nieprzygotowani. Wszystko wyobrażaliśmy sobie trochę inaczej. Mieliśmy przyjaciół, którzy byli już rodzicami i mogliśmy liczyć na rady od nich. Miałam moich rodziców. Miałam babcię, która sama wychowała czwórkę dzieci. We dwójkę dawaliśmy radę. Nick dużo mi pomagał przy dziecku, niestety jego urlop dosyć szybko się skończył i musiał wrócić do pracy. Opiekowałam się dzieckiem sama, a kiedy wracał do domu, wymienialiśmy się. On zajmował się małym, a ja szłam na siłownię. Zaraz po porodzie przeszłam też na dietę, chciałam szybko wrócić do formy i do pracy.
W ostatni piątek czerwca, Nick miał spędzić dzień ze swoją córką, Nelly. Ponieważ jej mama chciała pojechać gdzieś ze swoim facetem, miała zostać u nas do niedzieli. Mała nie sprawiała nam nigdy prolemów, lubiłam ją, ona mnie też, więc nie miałam nic przeciwko. Pod wieczór Josie przyprowadziła ją do nas. Nick był jeszcze na próbie. Otworzyłam drzwi z dzieckiem na rękach.
- Cześć. - powiedziała Josie, wchodząc do środka. Nelly krzyknęła coś do mnie i pobiegła ze swoimi zabawkami do salonu. Jo położyła torbę z jej rzeczami na podłodze. - Wszystkie rzeczy są. Piżama jest w środku, ubrania też, szczoteczka do zębów i ulubiona maskotka również. Mam nadzieję, że nie będzie sprawiać problemów. Jeśli tak to na wszelki wypadek zapisałam numer do domu rodziców mojego chłopaka, tam mamy się zatrzymać.
- Raczej nie będzie takiej potrzeby. Nelly jest zawsze całkiem grzeczna. - powiedziałam szczerze. Josie uśmiechnęła się, pożegnała ze swoją córką i chciała już wychodzić. W tym samym momencie wrócił Nick. Zamienił z nią parę słów, chwilę się pośmiali, a ja stałam bez słowa z boku. Mieli razem córkę, więc łączyło ich dużo spraw i wspólnych rzeczy, nie miałam na to wpływu. Josie była całkiem atrakcyjna, była blondynką z uroczym uśmiechem, miała niebieskie oczy, ładne kształty. Ale nie czułam się o nią zazdrosna. Nigdy nie była zazdrosna o żadną kobietę. Nie miałam powodów.
Chwilę później Josie pożegnała się z nami i wyszła. Nick poszedł wziąć prysznic, a Nelly patrzyła jak karmię i usypiam Milana. O dziwo zasnął szybko, był bardzo spokojny. Później pościeliłam łóżko dla małej i poszłam do swojej sypialni. Położyłam się i poszłam spać, nawet nie czekając na mojego chłopaka.
Obudził mnie ostry dźwięk telefonu. Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu. Nick spał obok jak zabity. Podniosłam słuchawkę.
- Halo? - mruknęłam niewyraźnie.
- Oficer Lewis z posterunku w Los Angeles. Dodzwoniłem się do... Nicka Menzy?
- Nie, do jego dziewczyny... - ziewnęłam cicho.
- Proszę go poprosić do telefonu. Natychmiast.
- Ale... co się dzie... - nie dokończyłam, bo mój chłopak zdążył się już obudzić i przerwać moje pytanie.
- Z kim rozmawiasz? Jest trzecia w nocy... - powiedział zachrypniętym głosem. Bez słowa podałam mu słuchawkę.
- To z policji. Chcą z tobą rozmawiać...
- Policji? - zdziwił się i przyłożył słuchawkę do ucha. Patrzyłam na niego uważnie. - Halo? Tak, to ja... Tak... Ale... O Boże... Jezu, Nelly... Gdzie ona jest?
- Przecież Nelly śpi w salonie... - powiedziałam, już lekko wystraszona. Nick tylko kiwnął głową i zaczął szybciej oddychać.
- Będę... będę niedługo... - rzucił we mnie słuchawką i wyskoczył z łóżka. Nie wiedziałam kompletnie o co chodzi, więc zrobiłam to samo i pobiegłam za nim. Zapalił światło w salonie i spojrzał na swoją córkę, która grzecznie spała. Odetchnął z ulgą i zamknął oczy. Odchylił głowę do tyłu.
- Co się dzieje, do cholery? - stanęłam obok. - Powiedz mi!
- Josie i Todd mieli wypadek. - oznajmił jednym tchem. - Todd nie żyje, zginął na miejscu... Jo leży w szpitalu, jest w stanie krytycznym...
Patrzyłam na niego zszokowana. Nie potrafiłam wykrztusić słowa. Poczułam się tak, jakbym dostała w twarz. Jeszcze parę godzin temu widziałam uśmiechniętą Josie i z nią rozmawiałam. Wypadki samochodowe chyba mnie prześladowały...
- Shanell, ja muszę jechać do szpitala... zajmij się dzieckiem.
- Nick, nie możesz prowadzić w takim stanie. Jesteś cały roztrzęsiony. - powiedziałam cicho, kładąc rękę na jego ramieniu. Odrzucił ją.
- Nic mi nie będzie. Zajmij się Nelly. - oznajmił chłodno. Szybko się ubrał, wziął kluczyki do samochodu i bez słowa wyszedł z mieszkania. Spojrzałam na jego śpiącą nieświadomą jeszcze niczego córkę, która mruknęła coś przez sen i przewróciła się na drugi bok. Nagle przestałam się liczyć ja i Milan. Teraz istniała wyłącznie Nelly i tylko nią miałam się zajmować, mimo że nie miałam takiego obowiązku. Tak samo Nick nie musiał jechać do żadnego szpitala. Josie nie była żadną jego rodziną. Żadną siostrą, żoną, matką. Była tylko jego byłą dziewczyną. Kim jest była laska? To ja byłam jego partnerką. Matką jego dziecka. To ze mną mieszkał i tworzył rodzinę.
Zgasiłam światło i poszłam do swojej sypialni. Nie mogłam już jednak zasnąć, więc patrzyłam tępo w sufit. Milan obudził się przed piątą, więc w końcu mogłam się czymś zająć. Zmieniłam mu pieluszkę, przebrałam go, podgrzałam mleko i zaczęłam go karmić. Zasnął podczas jedzenia, więc odstawiłam butelkę i położyłam go z powrotem do łóżeczka.
Nelly obudziła się jakąś godzinę później. Nie była śpiochem, wstawała dosyć wcześnie. Bez słowa zrobiłam jej śniadanie i stanęłam przy oknie. Byłam wkurzona na Nicka prawie tak jak wtedy, kiedy zupełnie przez przypadek dowiedziałam się, że ma dziecko. Czego on oczekiwał? Że zamiast niego wytłumaczę małemu dziecku, że mama leży w ciężkim stanie w szpitalu? Niedoczekanie.
- Tata jest w pracy? - spytała nagle, przeżuwając swoją kanapkę.
- Tak. - rzuciłam bez emocji.
- A mama kiedy przyjedzie?
- Nie wiem. Chyba jutro.
Odstawiłam kubek po kawie na blat kuchenny. Niczego nieświadoma Nelly po posiłku zajęła się zabawą, a ja Milanem. Nick pojawił się w domu dopiero koło czternastej. Słyszałam, jak wita się z małą, a potem wszedł do pokoju naszego synka. Nawet na nas nie spojrzał. Podszedł do okna, a ja położyłam dziecko w łóżeczku. Podałam mu małego pluszaka, którego przytulił do siebie.
- I co? - przerwałam milczenie. Mój facet oderwał wzrok od szyby i spojrzał na mnie przekrwionymi oczami.
- Josie jest w śpiączce...
Zamilkłam na chwilę. Jak dla mnie śpiączka oznaczała już śmierć. Nie wiadomo, kiedy się wybudzi, za tydzień, za miesiąc, za rok. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek się wybudzi. A jeśli tak, w jej mózgu mogą zajść takie zmiany, że nie będzie potrafiła liczyć do dziesięciu czy nawet nie rozpozna własnej córki. Już wolałabym umrzeć.
- Przykro mi. - powiedziałam cicho. - Zajmiesz się dzieckiem?
- Nie mogę. Wracam niedługo do szpitala. Przyszedłem zobaczyć co z Nelly.
- Aha. Więc Milan cię już nie interesuje?
- Przestań. Milan ma ciebie na wyłączność, a Nelly zostałem tylko ja. Przynajmniej na razie. Miejmy nadzieję, że Josie niedługo się wybudzi ze śpiączki.
- Nie, nie wybudzi się. Pogódź się z tym. Ma papkę zamiast mózgu. A jeśli jakimś cudem obudziłaby się po jakichś dwóch latach, nie wiedziałaby nawet kim jest.
- Jak możesz tak mówić?!
- Jestem realistką. - odpowiedziałam spokojnie. Dziwiłam się, że sama nie zaczęłam krzyczeć, bo byłam wyjątkowo wkurzona.
- Postaw się w sytuacji Nelly, w mojej sytuacji. Josie może umrzeć.
- Postaw się w mojej sytuacji, do cholery. To ja jestem twoją dziewczyną. Masz małe dziecko. Zajmij się mną, Milanem i Nelly, a nie byłą laską, która leży w śpiączce i jesteś jej zbędny!
- Przestań w końcu myśleć tylko o sobie! To jest matka mojego dziecka! Ty żadnej pomocy nie potrzebujesz, a Milanem możesz zająć się sama przez jakiś czas. Korona ci z głowy nie spadnie.
- To nie chodzi o to, czy mam się nim sama zajmować czy nie! Nagle każdy wokół przestał się liczyć, interesuje cię tylko to, że twoja była jest w śpiączce. Masz mnie, masz dwójkę małych dzieci. Kurwa! To przy nich powinieneś być!
Odwróciłam się i zobaczyłam, że w progu stoi Nelly. Patrzyła na nas nieśmiało, chowając się za drzwiami. Nick również ją zauważył. Spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Co się z tobą stało? Gdzie jest ta Shanell, w której się zakochałem? Gdyby to James tam leżał, nie odstępowałabyś go na krok.
Zatkało mnie. Po prostu zatkało. Tego się kompletnie nie spodziewałam. Stałam tam z opadniętą szczęką, a on ukucnął i przytulił małą do siebie.
- Nick... - wykrztusiłam w końcu.
- Czego znowu chcesz?
- Wynoś się stąd. Nie chcę cię widzieć. Nelly zabieraj ze sobą, nie będę się zajmować twoim dzieckiem.
Na końcu lekko załamał mi się głos. Odwróciłam się w stronę okna, żeby nie patrzeć na niego i się nie rozpłakać. Nick nic nie powiedział. Wziął Nelly na ręce, spakował jej rzeczy i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Dave
Usłyszałem jak ktoś wchodzi do mieszkania i zszedłem z drabiny. Rzuciłem pędzel obok wiadra z farbą, a w tym samym momencie Shanell pojawiła się w progu. Rozejrzała się po pokoju i weszła ostrożnie do środka.
- Widzę, że w końcu wziąłeś się za remont.
- Czas najwyższy. Nie chcę już mieszkać z Kirkiem. Sprzedajna kurwa, zadzwonił do mojej matki i naskarżył na mnie.
- Tęsknisz za Dianą?
- Tak... - popatrzyłem gdzieś przed siebie. Na chwilę zamilkłem. - Nie ruchałem się od prawie trzech tygodni. To chyba mój rekord. Po co przyszłaś, chcesz mi trochę potowarzyszyć? Nie mam tu jeszcze łóżka.
- Przestań Dave, nie mam ochoty na żarty. - mruknęła i podeszła do okna. Zerknęła przez nie i oparła się o parapet. -Widziałeś się dzisiaj z Nickiem?
- Nie. Widziałem go... nie wiem. Chyba w piątek na próbie.
- Właśnie w piątek Josie i jej facet mieli wypadek samochodowy.
- Jego była? - podniosłem butelkę wody z podłogi i odkręciłem ją.
- Tak... jest w śpiączce. Jej chłopak zginął na miejscu.
- O cholera. A co z tą małą?
Shan wzruszyła ramionami.
- Odkąd dostał telefon z policji, cały czas siedzi w szpitalu. Olał kompletnie mnie i Milana, Josie i Nelly są teraz najważniejsze. Dobrze, ja rozumiem, że Nelly została sama. Niech się nią zajmie, to zresztą jego obowiązek. Ale po co siedzi w szpitalu przy byłej lasce, która leży w śpiączce? On ma nadzieję, że ona za kilka dni się obudzi. Pierdolony kretyn. Wiesz co on mi powiedział? Że mam się sama zajmować Milanem. Że nie mam serca i gdzie jest ta dziewczyna, w której się zakochał. Kazałam mu wypierdalać, wziął małą i poszedł. Nie zabrał nawet żadnych rzeczy. Nie pokazał się przez całą noc w domu, nie mam pojęcia w jakim szpitalu jest. Zresztą i tak byśmy się znowu pokłócili. Mógłbyś z nim porozmawiać jak go spotkasz?
- Jasne. Wiesz, w środę jest dzień faceta, więc mieliśmy się wszyscy spotkać i zrobić imprezę u Larsa.
- Dobrze się składa. Zależy mi, żeby pogadał z nim ktoś z chłopaków. Nie chcę, żeby nasz związek rozleciał się przez byłą laskę w śpiączce... co innego jakby nie było Milana. Po prostu bym go rzuciła, trochę by pobolało, ale po jakimś czasie znalazłabym sobie kogoś innego. Ale niedawno zostaliśmy rodzicami, kocham go i obydwoje traktujemy to poważnie... Nie chcę go stracić.
- Rozumiem cię. - przytuliłem ją i pogłaskałem po włosach. Pociągnęła nosem. - No nie płacz... jakby cię tu rozśmieszyć? Opowiadałem ci już, jak Kirk ściągał pranie i zaplątał się w prześcieradło?
Zaśmiała się cicho. Odsunęła się lekko ode mnie i wytarłem jej łzy.
- Już to mówiłeś. Czy tobie się to kiedykolwiek znudzi?
- Kompromitowanie Kirka nigdy mi się nie znudzi.
- Nie będę ci już przeszkadzać. Zostawiłam też na chwilę Milana u sąsiadki, więc muszę wracać...
- Dobra. - pogłaskałem ją po ramieniu. - Wszystko będzie dobrze, nie przejmuj się tą sprawą.
- Łatwo ci mówić. - westchnęła cicho. - Ale postaram się. Cześć.
Pocałowała mnie lekko w policzek i wyszła, zostawiając mnie samego w tym jeszcze pustym i zasyfionym mieszkaniu.


3 komentarze:

  1. Hej.
    Przyznam się szczerze, że jestem cholernie wkurzona na Shan. Naprawdę. Mam ochotę wpaść do tego opowiadania i wyrwać jej te ładne włosy, które ma z racji tego, że na zdjęciu z jej osobą jest Stephanie! Ale szczerze? Stephanie nie lubię, nigdy nie lubiłam i nie polubię i mam wrażenie, że także nie polubię Shan. No naprawdę. Te zdjęcia Stephanie idealnie mi pasują, bo chociaż wzbudzają we mnie takie same uczucia jak postać. Ja nie wiem, jak można być takim.... i ja nie wiem, czy tylko ja mam taki odbiór jej osoby. Nie wiem, czy miałam po tym rozdziale powiedzieć, że ona jest biedna, a Nick dupkiem i Shan ma rację. Nie wiem, ale na pewno tak nie powiem. Nick w sumie miał rację, że ona widzi czubek własnego nosa, bo tak cholera jest! I właśnie, ja tam nie wiem, co było między nią, a Jamesem, ale mam wrażenie, że jakby on tam leżał, to ona by kurde od łóżka się nie oderwała i nawet by ją nie obchodziło, że Milan ryczy. Boże, serio, jestem mocno podirytowana.
    Chciałabym napisać tu coś sensownego, ale nawet jest mi ciężko. Z resztą, pewnie sama widzisz. Ale może zacznę od początku. No tak, na początku myślałam sobie, że tamto zachowanie Shan, ze poprzedniego rozdziału, to było spowodowane sytuacją. Rodziła, bolało ją i tak dalej. No bo tu na początku wydawało się nawet ok, ale potem dosłownie dowaliła. Zrozumiałam, że ona taka po prostu jest. Suka i tyle. I chyba zdania nie zmienię, no chyba, że by zbawiła ten cały świat. Naprawdę!
    Dobrze, mogę zrozumieć, że trochę się wkurza, że Nick siedzi przy byłej... ale słowa, że wcale nie ma obowiązku zajmować się Nelly, w ogóle... potraktowała tu Nelly jak śmiecia, a ja naprawdę nie lubię takich ludzi. Takie zachowanie kojarzy mi się tylko z bezdusznością.
    Naprawdę współczuję Nickowi, bo oczywiste jest to, że przejął się tym co się stało. Nie ważne, że to jest jego była, ale to jest matka jego dziecka. Już zawsze będzie ich coś łączyć. Tym bardziej, że chyba nie było między nimi nienawiści. Naturalne jest to, że on tam siedzi... no bo jak inaczej? Tak postępują ludzie, którzy mają odruch serca, którym zależy... i tak dalej. Ech, no nie wiem. W sumie, to on powinien zostawić Shan, bo po co mu ona? Tylko Milana tu szkoda. Tak, szkoda, bo ma taką stukniętą matkę. Teściową to ona pewnie też będzie okropną... chyba trochę za bardzo w przyszłość wybiegam, haha.

    No i fajnie, że Dave zabrał się za ten remont.

    Heh, teraz sobie czytam ten komentarz. No nieźle...
    Wybacz, haha.
    No i chciałabym Cię zaprosić do mnie na drugi rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przybywam wreszcie, panno Poczwaro.
    W sumie to nie wiem, co mam sądzić o tej całej sytuacji. Zacznę może od tego, że cieszę się, że Nick i Shan dobrze wystartowali z byciem rodzicami. Dobrze się zorganizowali, dzieckiem zawsze ktoś się zajmował, nie pozostawało ono bez opieki, nie było zaniedbane, ani nic z tych rzeczy. Ja sobie tego nawet nie wyobrażam. Według mnie może Nick i Shan czasami irytują swoimi zachowaniami, ale tutaj się spisali i nie mogliby pozwolić na coś, co nieraz się zdarza takim młodym, niedoświadczonym rodzicom. Cieszę się, że z tym wyszło w końcu tak, a nie inaczej.
    I to jest chyba rzeczywiście jakieś fatum. Shanell prześladują wypadki samochodowe. Już drugi raz coś takiego podburzyło jej to, co udało jej się odbudować. Cholera jasna.
    Nie wiadomo, co będzie z Josie. Uważam jednak, że Shan nie powinna aż tak bardzo naskakiwać na Nicka. To prawda, ma ją, ma małego Milana, ale ma też Nelly. To też jest jego dziecko, a Josie jest jego matką. To chyba normalne, że facet się boi o to, jak to z tym będzie, bo może być tak, że jego córka zostanie półsierotą, a wtedy co się z nią stanie? Bo jakoś nie sądzę, żeby Shanell zgodziła się przygarnąć ją do siebie. I cholera, no przepraszam, że to powiem, ale myślę, że gdyby to James leżał w śpiączce, to byłoby tak, jak powiedział Nick. Dziewczyna sama o tym dobrze wiedziała, bo nie potrafiła na to odpowiedzieć, po czym wywaliła swojego mężczyznę wraz z jego córką z domu. Bez urazy, ale nie mieści mi się to trochę w głowie.
    I po co jeszcze lecieć na skargę do Dave'a? Nabałaganiła, a słowa o tym nie wspomniała, wszystko wina Nicka. Nie mówię, że to ona tylko zawiniła, bo nie, wina leży jak najbardziej po obu stronach, ale myślę, że gdyby nie to, co ona odwaliła, to jakoś by się w tym wszystkim dogadali. No sorry. Ale mam nadzieję, że to się jednak jakoś poukłada między nimi, bo naprawdę szkoda.
    Btw, kompromitowanie Kirka nigdy się nie znudzi, true :')
    Pozdrawiam i czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń