poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 24.

hej. ja i Margaret po kilku kłótniach na GG i Asku postanowiłyśmy założyć.. bloga. tia, bloga. na razie pojawił się prolog, ale od razu mówię - ta sytuacja z 5-letnim Cliffem, Kirkiem i Dave'em była tylko jednorazowa, na potrzeby prologu. w pierwszym rozdziale wszyscy już będą dorośli :D nie wiem, kiedy będzie pierwszy rozdział, bo musimy jeszcze ogarnąć zdjęcia bohaterów i ich opisy, Margi wyjechała czy chuj wie co i chyba wróci w piątek, a przez telefon to tak sobie pisze się rozdział :D MIMO WSZYSTKO, ZAPRASZAM SERDECZNIE NA PROLOG! KOMENTARZE MILE WIDZIANE! http://xxpeacexxsells.blogspot.com/

i również zapraszam pod ten link: http://promotoona.blog.pl/ . w sumie dostałam od tej fajnej i miłej dziewczyny 5 pytań na mailu i tak powstała notka o mnie i moim blogu. ogólnie rzecz biorąc - blog jest ciekawy, chociaż to dopiero początki. ale myślę, że jeszcze kilka notek i blog będzie naprawdę popularny :)

dlaczego już dzisiaj dodaję rozdział? ponieważ jest wspaniała okazja! jedna z Bloggerek, Margaret Mustaine , mój skarb, obchodzi dzisiaj urodziny!

Kochanie, wszystko najlepszego, dużo zdrowia, szczęścia, weny, pomysłów, spełnienia najskrytszych marzeń, Party Hardów z Metalliką i Megadeth.. i czego sobie tylko zażyczysz. wybacz, nie jestem dobra w składaniu życzeń. ale za to, łap rozdział, cały tylko dla Ciebie, nawet trochę rudzielca tam jest <3 kocham Cię bardzo, bardzo, za głupie rozmowy na asku i gg, za Twoje screeny, zapraszanie do siebie ("przyjedź, tylko nie w majówkę" XD) i w ogóle za całokształt. jeszcze raz, wszystkiego najlepszego <3 kocham Cię <3

Niecałe 3 godziny później Shan siedziała na ławce i zamyślona patrzyła przed siebie. Nagle jej wzrok padł na nagrobek i wzięła głęboki oddech.
- Od twojego pogrzebu czuję się okropnie w tym miejscu... - powiedziała cicho. - Kiedy chodziłam z Dave'em na cmentarzu bywałam prawie codziennie, obydwoje lubiliśmy tutaj przychodzić. Ale twój wypadek wszystko zmienił...
Dziewczyna spuściła wzrok i głośno westchnęła, po czym poprawiła swoje wyprostowane włosy. Wstała ze swojego miejsca i ostatni raz rzuciła wzrokiem na nagrobek.
- Tęsknię za tobą... - szepnęła i zamknęła oczy, żeby się nie rozpłakać. Założyła na ramię swoją torebkę i ruszyła do bramy. Na cmentarzu było jeszcze całkiem pusto, bo było kilka minut po 8:00 rano. Rozejrzała się i dostrzegła kilka starszych osób. Nagle wpadła na kogoś i podniosła głowę. Popatrzyła zszokowana na dziewczynę w jej wieku. Długie jasnobrązowe włosy miała związane w kucyk. Ubrana była w czarne obcisłe dżinsy, szarą koszulkę na ramiączkach przylegającą do jej ciała i dżinsową kurtkę. Shan spojrzała zmieszana w jej duże zielone oczy i odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Cześć Crystal...
- Cześć Shanell.
- Nie wiem co powiedzieć... Dawno się nie widziałyśmy... Z pół roku?
- Od dnia pogrzebu.
- No tak. - Shanell spuściła wzrok. - Dosyć dziwnie rozmawia się na cmentarzu...
- Może skoczymy na kawę? - zaproponowała Crystal. - Nie idę dzisiaj do pracy, bo mam kilka dni wolnego, a w dodatku mojego faceta nie ma w domu, więc cały dzień mam tylko dla siebie.
- No nie wiem... - modelka rzuciła wzrokiem na na swoje czarne legginsy, białe przybrudzone adidasy za kostkę i czarną szeroką bluzę. Zmarszczyła brwi i spojrzała na Cristi.
- Daj spokój, pójdziemy do mnie, a nie do kawiarni. Nikt cię nie będzie oglądał.
- Ok...
Kilkanaście minut później były już w mieszkaniu Crystal. Dziewczyna była w kuchni i robiła kawę, a Shanell siedziała w jej salonie i rozglądała się po pomieszczeniu.
- Kawa taka jaką zawsze u mnie piłaś? - krzyknęła Cristi do Shan.
- Taa. Z mlekiem i 2 łyżeczkami cukru.
- Proszę. - dziewczyna wyszła z kuchni i podała jej kubek, po czym usiadła obok niej i upiła mały łyk swojej kawy. - Co u ciebie? Nie odzywałaś się, nie przyjeżdżałaś, nie dzwoniłaś. Widziałam cię jedynie na okładkach gazet.
- No bo wcześniej nie starałam się tak bardzo angażować w pracę. Cliff nie chciał, żebym za często wyjeżdżała i siedziała w agencji do późna, bo od dłuższego czasu staraliśmy się o dziecko... - opowiedziała cicho Shanell i napiła się kawy ze swojego kubka. - Ale nie mogłam zajść w ciążę, mimo że wszystkie wyniki badań mieliśmy dobre... On bez przerwy powtarzał, że to przez stres i przemęczenie, dlatego wolał, żebym mniej pracowała. No i w dodatku nie lubił Ryana, mojego menadżera, więc nie chciał, żebym spędzała z nim dużo czasu, tak jak obecnie. Teraz pracuję... sporo.
- Tak starasz się to wszystko odreagować?
- Powiedzmy... Nie jestem w ciąży, nie staram się o dziecko, więc mogę długo pracować, przemęczać się i pić dużo kawy.
- Wiesz, że w końcu odbije się to na twoim zdrowiu?
- Przecież ja pracuję jak każdy normalny człowiek. - uśmiechnęła się blado Shanell.
- No tak, ale to raczej nie jest dobry sposób na radzenie sobie z samotnością. - wyraziła swoje zdanie Crystal.
- Ja wcale nie jestem samotna. Po prostu teraz nikt mi nie mówi, że mam się oszczędzać, częściej wyjeżdżam, reklamuję dużo ubrań od projektantów, mam 2 razy więcej pokazów i wybiegów, mnóstwo sesji i okładek. Teraz żyję tak, jak zawsze chciałam.
- Ale praca nie zastąpi ci faceta, pocałunków na dobranoc, przytulenia się do kogoś w nocy...
- Crystal... - zaczęła nieśmiało Shanell. - Ja mam kogoś...
Dziewczyna spojrzała na nią uważnie. Odstawiła kubek z kawą na stół i poprawiła swój kucyk.
- Znam go?
- Nie wiem... Na pogrzebie Cliffa stał obok Jamesa... miał czarną marynarkę, 3-dniowy zarost na twarzy, związane włosy...
- Ciemna karnacja, brązowe włosy?
- Tak...
- Kojarzę go. Gra na perkusji w zespole Dave'a, prawda?
- Tak. Skąd wiesz?
- Kilka miesięcy temu byłam z moim facetem w LA, w klubie Troubadour. Grali tam koncert.
Shan kiwnęła potakująco głową. Na chwilę zapadła niezręczna cisza, którą w końcu przerwała Crystal.
- Dobrze ci z nim?
- Tak... tak mi się wydaje...
- Tak ci się wydaje? - Cristi zmarszczyła brwi.
- Ja... ja czasami mam wrażenie, że... - zawahała się Shan. - Że to wszystko między nami... zbyt szybko się potoczyło...
- Nie rozumiem...
- Za szybko sobie kogoś znalazłam. Za szybko się związaliśmy.
- Dlaczego tak sądzisz? Skoro się zakochałaś, on również, to co stoi na przeszkodzie?
- Nie wiem czy go kocham. - Shanell wzruszyła ramionami.
Crystal wzięła głęboki oddech.
- Czemu tak mówisz? Nie znam go za dobrze, ale wydaje mi się, że on jest bardzo fajnym chłopakiem. I skoro zaczęłaś z nim tak szybko po rozpadzie swojego długoletniego związku, to o czymś to świadczy, prawda?
- Cristi, ja po prostu boję się samotności, o tym to świadczy.
- Chyba jak każdy... - mruknęła Crystal. Modelka wstała ze swojego miejsca i zaczęła chodzić nerwowo po pokoju.
- Ja nigdy nie byłam samotna. Rodzice mnie adoptowali jak byłam małą dziewczynką, miałam 3 opiekunki, które pilnowały mnie 24 godziny na dobę, bo oni wiecznie pracowali. Ich firma zawsze była najważniejsza. Tak jest do tej pory. Jak już byłam starsza bywałam sama w domu i zaczynałam świrować sama w czterech ścianach. Później poznałam Dave'a i też myślałam, że się zakochałam. Byłam z nim prawie 2 lata, chociaż bez przerwy doił ze mnie kasę na swoją heroinę, raz mnie uderzył, widziałam go w łóżku z inną panienką... Ale ciągle z nim byłam. I wszystko mu zawsze wybaczałam. Dlaczego? Chciałam mieć go cały czas przy sobie. Po prostu nie chciałam być sama... I boję się, że z Nickiem może być tak samo...
- Może powinnaś dać sobie trochę czasu? Przemyśleć, czy faktycznie warto było angażować się w nowy związek? I czy to wszystko będzie miało sens?
- Teraz na Nicka patrzę całkiem inaczej niż wtedy, gdy jeszcze byłam z Cliffem. Dawniej był dla mnie tylko zwykłym przyjacielem, przystojnym chłopakiem, z którym można pogadać i pośmiać się. A teraz kiedy wchodzę do domu widzę chłopaka, który jest gotowy zrobić dla mnie wszystko. Nawet rzucić się pod pociąg. Chłopaka, któremu mogę się wypłakać w koszulkę, porozmawiać z nim o wszystkim, przytulić się w nocy... Ale mam wrażenie, że ja nie kocham go, tylko kocham... jego obecność. Rozmowy z nim, to co dla mnie robi, jego poświęcenie, ciepło... I to wszystko. Nie wiem co mam o tym myśleć. - opowiedziała i wplotła palce w swoje długie włosy. - Wiem, że niezbyt dobrze ci się tego słucha, skoro byłam z twoim bratem przez tyle lat...
- Daj spokój. - Cristi machnęła ręką. - Cliffa już nie ma i... pogodziłam się z tym. Nie miałam wyjścia. Masz prawo mieć kogoś innego, ułożyć sobie życie na nowo... Nikt nie może ci tego zabronić.
- Twoi rodzice pewnie są na mnie wkurzeni, nie?
- Dlaczego tak myślisz?
- Od dnia pogrzebu w ogóle się z nimi nie kontaktowałam... Od ponad pół roku nie dzwoniłam i nie pytałam co u nich albo czy chcieliby resztę rzeczy Cliffa. Sporo jego rzeczy nadal jest jeszcze u mnie...
- Nie są na ciebie źli... Myślą, że po prostu chcesz teraz być sama, żeby odreagować sobie wszystko i nie masz ochoty na jakieś rodzinne spotkania czy wyjazdy.
- Pozdrów ich ode mnie. I powiedz, że na pewno ich odwiedzę któregoś dnia. - Shanell chwyciła swoją torebkę. - Dzięki za kawę. I rozmowę.
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że niedługo znowu się spotkamy.
- Ja również.
- Trzymaj się. I przemyśl sobie dokładnie to wszystko.
- Tak... Do zobaczenia.
- Pa. - Crystal przytuliła ją przelotnie i otworzyła jej drzwi. Shan uśmiechnęła się na pożegnanie, a po chwili zbiegła ze schodów i opuściła budynek. Podeszła do swojego samochodu i weszła do środka. Włożyła kluczyki do stacyjki i zanim odpaliła silnik, wzięła kilka głębokich oddechów. W końcu przekręciła kluczyk i ruszyła. Przed nią długa droga do Los Angeles.

***

- Nicky, ona niedługo wróci. - uspokajała go Judith. - Usiądź w końcu, nie denerwuj się.
- Jak ja mam się nie denerwować?! - zawołał i zatrzymał się na środku pokoju. - Budzę się o 5:00 rano, a mojej kobiety obok mnie nie ma! Nie ma jej samochodu! Nie zostawiła mi żadnej kartki, nic, zero kurwa! Może uciekła na drugi koniec kraju?!
- Bez ubrań, kosmetyków? - Roxanne zmarszczyła brwi. - Już nie przesadzaj.
- Wszystko możliwe! A może ona miała jakiś wypadek samochodowy?! Może teraz leży w rowie, a jakiś nekrofil gwałci jej zwłoki?!
- Nick, naprawdę zaczynasz świrować. - powiedział całkiem poważnie David, trzymając Judy na kolanach. - Idź się lepiej połóż, a my poczekamy na Shanell.
- Nie położę się! Nawet jakbym chciał to się nie uspokoję! W ogóle to po co wy tutaj wszyscy przyszliście?!
Każdy popatrzył na siebie zmieszany, aż w końcu Dave przerwał niezręczną ciszę.
- Ja przyszedłem zaprosić cię na swoją imprezę urodzinową, a oni to nie wiem.
Nick nic nie powiedział, tylko usiadł obok Larsa i oparł głowę na swoich dłoniach. Patrzył bez słowa w podłogę, a reszta spokojnie rozmawiała. W końcu wszyscy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. Chłopak zerwał się na równe nogi i pobiegł do przedpokoju, gdzie zobaczył swoją dziewczynę wchodzącą do mieszkania.
- Shanell! - krzyknął i przyciągnął ją do siebie. - Jak dobrze, że nic ci nie jest...
- A co miałoby mi być?
- Nie wiem, kurwa, cokolwiek. Obudziłem się o 5:00 rano, zobaczyłem, że nie cię obok mnie, nie było też kluczyków do samochodu i twojej torebki, więc myślałem, że może zostawiłaś wszystko i wyjechałaś gdzieś. Albo miałaś jakiś wypadek. Same najgorsze myśli... Gdzie byłaś tyle czasu?
- Musiałam załatwić coś bardzo ważnego... - wyjaśniła, nie patrząc na niego.
- To coś poważnego? Wszystko w porządku?
- Tak. Jest ok. Martwisz się o mnie?
- Kochanie, zawsze się o ciebie martwię. - szepnął jej na ucho i jeszcze bardziej przytulił ją do siebie. - Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza. Nie chcę cię stracić.
- Nick...
- Tak?
- Kocham cię...
- Ja ciebie też, skarbie...
Shanell objęła go w pasie i stanęła na palcach, a on pochylił się nad nią i ją pocałował. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego delikatnie i odgarnęła włosy z jego policzka.
- Wiesz na co mam ochotę?
- Mhm...?
- Na to, żeby się wyspać. - oznajmiła z uśmiechem, a jej chłopak głośno westchnął. Miał nadzieję, że jego dziewczyna ma na myśli zupełnie co innego.
- No to idź się połóż do sypialni.
- Ale z tobą. Marzę o tym, żeby przykryć się po szyję kołdrą, wtulić się w mojego chłopaka i zasnąć...
- Później, dobrze?
- Dlaczego "później"?
- No bo teraz... - zaczął Nick. - No wiesz... - nie dokończył, ponieważ obok niego pojawił się Dave.
- Cześć Shanell! Wiesz jak Nick się o ciebie martwił? W ogóle to czekałem na ciebie bo chcę...
- Davie, spokojnie. - uspokoiła go dziewczyna. - Spokojnie...
- Sorry. Jak już tam załatwicie swoje sprawy to chodźcie do salonu, muszę wam coś oznajmić. - powiedział i wyszedł. Shan głośno westchnęła.
- No właśnie. Wszyscy się zlecieli. - mruknął Nick.
- Niedługo wrócą do siebie. Chodź. - Shanell pociągnęła go za rękę i weszli do salonu. Wszyscy uśmiechnęli się na widok dziewczyny i przywitali się z nią. W pewnym momencie Dave wlazł na sofę i zaczął po niej skakać.
- Mam wam coś do powiedzenia! - krzyknął radośnie.
- Znowu? - jęknął Kirk.
- Tak, znowu. - rudy chłopak zeskoczył z kanapy i stanął na środku pokoju. Wszyscy popatrzyli na niego z zaciekawieniem.
- Jak wiecie, za 3 dni, w piątek, obchodzę swoje 26. urodziny i organizuję imprezę urodzinową w mieszkaniu Kirka i Marty'ego! - oznajmił z promiennym uśmiechem. Martin, który właśnie pił sok, zakrztusił się, a Kirk otworzył usta ze zdziwienia.
- Co kurwa?! Jak to w naszym mieszkaniu?! - uniósł się Marty.
- No wiecie, że ta moja kawalerka jest za mała!
- Ale dlaczego akurat w naszym?! - jęknął Kirk.
- Przecież posprzątam po tej imprezie!
- Chciałbym to widzieć!
- Gdyby tam było chociaż coś godnego uwagi, spojrzałbym na to inaczej! - wyraził swoje zdanie Marty. - Wszystkie imprezy, które organizujesz to jest jedno wielkie chlanie, ruchanie, ćpanie i rzyganie!
- Będzie karaoke! - zawołał Dave.
- Do dupy. - skomentował Kirk.
- I wypożyczyłem kilka filmów...
- Nędza. - dodał Martin.
- No i alkohol oraz słodycze będą kupione tylko za moje pieniądze...
- Stoi. - powiedzieli jednocześnie Marty i Kirk. Rudy chłopak uśmiechnął się.
- Davie, co chcesz na urodziny? - spytał nagle Nick.
- Nic nie kupuj. Wystarczy, że przyjdziesz.
- Taa, a później przez rok będziesz mi wypominał, że mam cię w dupie i nie kupiłem ci prezentu.
Rudy chłopak przez chwilę się zastanawiał. W końcu uśmiechnął się i popatrzył na swojego przyjaciela.
- Możesz mi kupić skarpetki, bo nie mam.
- Hehe, ok. - Nick odwzajemnił jego gest i wtulił twarz w włosy swojej dziewczyny, żeby przypadkiem nie wybuchnąć śmiechem.
- Będą wszyscy?
- Ja w piątek mam zdjęcia do kampanii reklamowej perfum Versace... - odezwała się nieśmiało Shanell. Dave rzucił jej mordercze spojrzenie. - Ale na imprezie będę, najwyżej przyjdę zmęczona...
- No. Tak ma być. - uśmiechnął się i rzucił wzrokiem na zegarek. - Idę, bo spóźnię się do roboty. Do zobaczenia. Nick, jutro o 10:00 próba, nie zapomnij.
- Ale ja o 10:00 będę w pracy...
- Mam to w dupie, na próbie masz być. Trzymajcie się. - pożegnał się i wyszedł z mieszkania. Niedługo później ulotniła się również reszta towarzystwa. Nick popatrzył z uśmiechem na swoją dziewczynę i podszedł do niej.
- Więc...? Idziesz ze mną spać? - spytała, gdy położył dłonie na jej talii. Chłopak wziął głęboki oddech.
- Naprawdę chcesz iść spać?
- Tak. Nie śpię chyba od 3:00. Spałam może z godzinę.
- Ok, chodźmy. - powiedział i pociągnął ją za rękę w stronę ich sypialni.

piątek, 26 kwietnia 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 23.


chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów, jeśli nawet nie ulubiony. trochę ryczałam przy pisaniu go, ale i tak go uwielbiam.

ode mnie jeszcze mała prośba. Trish Adler niedawno pisała na swoim blogu, że ma codziennie ponad 10-30 wyświetleń, kilkunastu obserwujących, a komentuje garstka tych samych osób. cóż, u mnie jest codziennie ponad 100 wyświetleń i również komentują te same osoby (za co jestem im bardzo wdzięczna). cieszy mnie to, że w komentarzach zaczęło udzielać się dwóch nowych Anonimowych Czytelników. Wam również bardzo dziękuję i jestem wdzięczna :)
ale po pytaniach na asku, po mailach, po ilości wyświetleń wnioskuję, że tego bloga czyta więcej osób. wiecie, chciałabym wiedzieć, ilu Was jest, ilu osobom podobają się te rozdziały, co o tym myślicie.. nie będą znowu pisać: "dla Was to chwila napisać komentarz, bla bla bla". po prostu.. to bardzo miłe uczucie, kiedy autor czyta komentarze od nowych ludzi :)

http://ask.fm/GwiazdaRocka

Obudziła się w miejscu, w którym nigdy wcześniej nie była. Rozejrzała się ze zdziwieniem po pięknym ogromnym pomieszczeniu. Ściany były pomalowane na biały kolor. Naprzeciwko niej stała gustowna czarna komoda, a nad nią wisiało ogromne lustro. Spojrzała w lewą stronę i przymrużyła oczy, ponieważ promienie porannego słońca wdzierały się do pokoju przez wielkie okno, z którego rozlegał się widok na Los Angeles.
Nic z tego nie rozumiała. Zmarszczyła brwi i położyła się z powrotem na dużym wygodnym łóżku. Wtuliła swoją twarz w poduszkę i naciągnęła bardziej śnieżnobiałą kołdrę na swoje nagie ciało.
Po chwili drzwi sypialni otworzyły się, a ona powoli się podniosła. Zamarła, gdy postać weszła do pokoju. Wysoki szczupły chłopak wyglądał, jakby dopiero co wyszedł spod prysznica. Wokół pasa owinięty był białym ręcznikiem, a swoje piękne włosy związał w kucyk.
- Nie, to jest chyba żart... - szepnęła dziewczyna, kiedy usiadł obok niej i uśmiechnął się delikatnie. 
- To nie jest żart. To twój sen.
- Jak to? Skąd wiesz? Co w ogóle robisz w moim śnie? I co to za miejsce?
- Mieliśmy spędzić tutaj naszą noc poślubną. - oznajmił, nie patrząc na nią. - I postarać się o pierwsze dziecko. A kilka tygodni później miałaś się dowiedzieć, że jesteś w ciąży i urodzisz córeczkę.
- O czym ty mówisz?
- Mieliśmy nazwać ją Cindy. A 3 lata później miał się urodzić nasz synek. Bardzo chciałaś dać mu na imię Shannon.
- Co? - skrzywiła się. - Nigdy nie mieśliśmy dzieci i nie wzięliśmy ślubu.
- Ale tak by wyglądało nasze życie, gdyby nie wypadek... - powiedział cicho. - Nawet nie wiesz jak mi przykro, że to wszystko tak się potoczyło...
- To wszystko przez ciebie. - w jej oczach pojawiły się łzy. - Mówiłam ci, że masz tam nie jechać, bo stanie się coś złego. A ty mnie jak zawsze nie posłuchałeś.
- Nie mogę cofnąć czasu. Chociaż bardzo bym chciał.
- Skoro wiesz jakby wyglądało nasze życie gdyby nie twój wypadek, to dlaczego nie możesz sprawić, żeby wszystko było tak jak dawniej?
Chłopak głośno westchnął i utkwił swój wzrok w podłodze. Chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna kontynuowała.
- Dlaczego nie możemy cofnąć się do tego wieczora, kiedy oznajmiłeś mi, że jedziesz na występ Diamond Head w San Francisco? Wtedy na pewno bym cię nie puściła, przywiązałabym cię łańcuchem do kaloryfera i siedziałabym obok ciebie, dopóki nie skończyłby się ten koncert. 
- Shanell... - zaczął, ale ona przerwała mu.
- Ty nie masz pojęcia jak to jest... - powiedziała cicho, a łzy spływały jej po policzkach, rozmazując resztki wczorajszego makijażu. - Ja nie mogłam się po tym wszystkim pozbierać. Chciałam umrzeć. Po co miałam żyć, skoro straciłam najważniejszego faceta w moim życiu? Który niedługo później miał zostać moim mężem i miałam urodzić mu dwójkę dzieci?
- Przecież ja ciebie też straciłem. - odezwał się nagle, patrząc na nią smutnym wzrokiem. - Też z tobą nie jestem. Nie mogę się obok ciebie położyć, nie mogę się do ciebie przytulić w nocy, nie mogę cię pocałować. A oddałbym wiele za chociaż jedną z tych rzeczy.
- Ja też... Nawet nie wiesz jak bardzo mi ciebie brakuje...
- Myślałem, że już całkowicie o mnie zapomniałaś...
- Jak mogłabym o tobie zapomnieć? - spytała, przyglądając mu się uważnie.
- Jesteś z Nickiem.
- To coś złego...? Chciałam ułożyć sobie życie na nowo, znaleźć sobie kogoś innego, wszyscy mi to mówili. Miałam do końca życia być samotna?
- Tego nie powiedziałem. Po prostu... myślałem... że... że... - zaczął się jąkać. - Że naprawdę mnie kochałaś. I nie chcesz tak szybko angażować się w kolejny związek. A ty już 4 miesiące po wszystkim zaczęłaś sypiać z innym facetem. Jeszcze w dodaku z naszym przyjacielem.
- Ale wcale o tobie nie zapomniałam. Często o tobie myślę... - dziewczyna przybliżyła się do niego, jednak on szybko się odsunął.
- A kiedy ostatnio mnie odwiedziłaś?
Shanell zaczęła myśleć. Od czasu pogrzebu nie była ani razu na cmentarzu. Spuściła wzrok.
- No właśnie... A gdzie jest pierścionek zaręczynowy, który nosiłaś na łańcuszku?
Leżał schowany w szufladzie, pod jej książkami, zdjęciami i listami.
- A nasze pierwsze wspólne zdjęcie, które zrobiła nam twoja koleżanka, kiedy wychodziłaś ze szkoły, a ja po ciebie przyszedłem?
Podczas porządków wrzuciła ramkę z fotografią do tej samej szuflady, w której trzymała pierścionek, dokumenty i swoje różne pamiątki.
- Widzę właśnie, jak o mnie pamiętasz. Gdyby nie to, że wbiegłem ci pod koła samochodu, leżałem obok ciebie w łóżku i od czasu do czasu odwiedziłem cię, to pewnie kompletnie byś o mnie zapomniała. - powiedział, patrząc prosto w jej zaszklone oczy.
- To nie tak... Ja naprawdę o tobie pamiętam, tylko nie mam na nic czasu... Nie mogę jeździć co weekend na cmentarz. San Francisco nie jest 20 minut drogi stąd. A pierścionka zaręczynowego, naszych wspólnych zdjęć i prezentów od ciebie wcale nie wyrzuciłam. Nadal je mam. - wyjaśniła łamiącym się głosem. - Zawsze będziesz częścią mojego życia i zajmujesz szczególne miejsce w moim sercu...
Chłopak przysunął się do niej i musnął palcami jej nagą skórę. Zadrżała delikatnie, a on ujął jej twarz w dłonie i zaczął całować jej mokre od płaczu policzki.
- Proszę cię... zabierz mnie do siebie... - szepnęła, przytulając się do niego. Wtuliła twarz w jego ciepłą szyję i poczuła zapach perfum, które dostał od niej na urodziny.
- Nie mogę... - powiedział cicho i odsunął ją od siebie. Pocałował ją namiętnie, a kiedy skończył spojrzał głęboko w jej duże niebieskie oczy. - Masz jeszcze sporo czasu. Dużo dobrych rzeczy się u ciebie wydarzy. Nie mogę ci tego odbierać.
- Rozumiem... - przytaknęła ruchem głowy i uśmiechnęła się przez łzy. - Ale pamiętaj, że cię kocham. I zawsze będziesz dla mnie bardzo ważny.
- Wierzę ci. - odwzajemnił jej gest i przytulił ją ostatni raz. - Nie zapominaj o mnie...

Shanell obudziła się i rozejrzała po ciemnej sypialni. Jej policzki były mokre od płaczu, a ona cała się trzęsła. Ledwo podniosła się z łóżka i ukucnęła obok szafki nocnej. Otworzyła jedną z szuflad i wyciągnęła z niej ramkę ze zdjęciem oraz łańcuszek z pierścionkiem zaręczynowym. Drżącymi rękoma zapięła go sobie na szyi, a ich pierwszą wspólną fotografię postawiła na szafce. Przez kilka sekund się jej przyglądała, ale po chwili położyła się obok Nicka i przytuliła się do niego mocno. Niedługo później zasnęła.

***

Nick nad ranem przebudził się i przetarł ręką oczy. Rzucił wzrokiem na zegarek, który wskazywał kilka minut po 5:00 rano. Odwrócił się i spojrzał na miejsce, gdzie powinna teraz leżeć Shanell. Nie było jej. Zdziwiony wstał z łóżka i poszedł do salonu. Było pusto. Zajrzał do kuchni, ale tam też jej nie było. Ruszył w stronę łazienki, jednak i tam pudło.
- Co jest kurwa...? - mruknął sam do siebie. Pamiętał doskonale ich rozmowę sprzed kilku dni. Po wczorajszej sesji dla Cosmopolitan będzie miała 2 dni wolnego. Shan najczęściej swoje wolne dni spędzała leżąc w łóżku, bezczynnie siedząc przed telewizorem, robiąc porządki w mieszkaniu lub zabierając gdzieś Sophię, Nathana i Masona na cały dzień. Teraz była dopiero 5:00 rano, a jej nie było w mieszkaniu. Postanowił się jeszcze chwilę rozejrzeć, zanim wpadnie w panikę. Poszedł do przedpokoju i zauważył, że nie ma jej białych adidasów za kostkę i torebki. Rzucił też wzrokiem na szafeczkę przy drzwiach, w której zawsze wisiały klucze od domu i samochodu. Ich również nie było.
Teraz Nick naprawdę zaczął się denerwować. Nie dałby rady zasnąć, więc chodził nerwowo po mieszkaniu. Shanell była przecież dorosła, nie brała narkotyków, nie prowadziła samochodu po pijaku, więc nie musiał się o nią martwić, ale bez przerwy wymyślał najgorsze scenariusze. Że będzie wypadek samochodowy, że może ktoś ją porwał, że rzuciła go i bez słowa postanowiła wyjechać.
- Dosyć tego. - powiedział i podszedł do telefonu. Wziął notes, który leżał obok i szukał numeru Ryana, menadżera Shanell. Gdy w końcu go znalazł, wykręcił numer i czekał na odebranie po drugiej stronie.
- Ryan Carter, agencja IMG Models, w czym mogę pomóc? - usłyszał lekko zaspany głos. No tak, zapomniał, że skoro Shan ma wolne, to on nie ma za dużo do roboty. A teraz było dopiero kilka minut po 5:00 rano.
- Eee... wybacz, że cię budzę. Mam na imię Nick, jestem chłopakiem Shanell. I nie ma jej w domu, nie wiem gdzie jest... Myślałem, że może ty...
- Naprawdę tylko po to do mnie dzwonisz?
- No tak... bo nie wiem gdzie ona może być i...
- Ja również nie wiem. Shanell ma 2 dni wolnego, będę się z nią widział dopiero w czwartek.
- Ale nie mówiła ci, gdzie mo...
- Nic mi nie mówiła. - przerwał mu chłodno Ryan. - Shanell nie musi mi mówić, co robi w wolnym czasie. Robi to na co ma ochotę, a mi tak naprawdę nic do tego.
- Ok... Dzięki za odpowiedź... - mruknął chłopak. Ryan bez słowa się rozłączył, a Nick odłożył słuchawkę. - Chuj jeden. Jak ona z nim wytrzymuje?
Chłopak wziął głęboki oddech i zrezygnowany poszedł do sypialni. Rzucił się na łóżko i położył dłoń na miejscu, na którym śpi Shanell. Westchnął głośno i przykrył się po szyję kołdrą.
Postanowił myśleć pozytywnie i poczekać spokojnie na swoją dziewczynę. Z czekania niestety nic nie wyszło, bo kilka minut później ogarnął go błogi sen.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 22.

Minęły ponad 2 tygodnie. Melanie przez ten czas w ogóle nie widziała się z Jamesem, nie próbowała się z nim nawet kontaktować. Jaymz mieszkał u Shanell. Nie było mu to na rękę, ponieważ ona i Nick potrzebowali dla siebie więcej czasu tylko we dwoje, ale nie miał innego wyjścia. Przez cały ten czas pracował i nie pił. Chociaż tęsknił za dzieciakami i swoją dziewczyną, starał się nie topić smutków w alkoholu.

Któregoś piątkowego wieczoru Nick oznajmił swojej dziewczynie, że wychodzi na cały wieczór do Larsa, żeby pomóc mu w komponowaniu partii perkusyjnych. Shan nie miała nic przeciwko, ponieważ miała spotkać się z Judy i Roxxi. Postanowiła jednak nie spotykać się z dziewczynami, tylko spędzić wieczór z Jamesem na oglądaniu filmów.

Kiedy Shanell poszła do kuchni przygotować coś do jedzenia, a James szukał jakiegoś ciekawego filmu w telewizji, obydwoje usłyszeli dzwonek do drzwi.

- Jaymz, mogłeś otworzyć. - powiedziała dziewczyna, wychodząc z kuchni. Położyła na stole talerz z ciastkami i pobiegła do przedpokoju. Otworzyła drzwi i zobaczyła stojącą na progu Melanie. - Ooo, hej Mel...

- Cześć. Jest James?

- Tak, wchodź.

Dziewczyna weszła do środka, poprawiając torebkę na swoim ramieniu. Bez słowa ruszyła do salonu i gdy stanęła naprzeciwko swojego chłopaka, ten spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami.

- Eeeee... no to... - jąkała się Shan. - Ja skoczę do sklepu... po bułki...

- O 22:00? - Melanie zmarszczyła brwi.

- Eeee... tak. No to... hmm... Gadajcie sobie, już mnie nie ma. - Shanell wzięła do ręki kilka ciastek, założyła swoje kowbojki i wyszła z mieszkania. Mel westchnęła i poprawiła swoje jasne dżinsowe szorty, w które miała włożoną obcisłą czarną koszulkę na szerokich ramiączkach. Rzuciła swoją torebkę na kanapę i usiadła obok swojego chłopaka.

- Myślałem, że już w ogóle nie przyjdziesz... - powiedział cicho James.

- Nie wysypiam się od 2 tygodni. Doszłam do wniosku, że muszę w końcu z tobą porozmawiać.

Zabrzmiało to poważnie. Chłopak kiwnął głową i wziął głęboki oddech. Popatrzył na swoją dziewczynę, a ta utkwiła wzrok w podłodze.

- Nadal cię kocham. Mimo tego, że potraktowałeś mnie jak jakąś rzecz...

- Mel, kochanie...

- Nie tłumacz się. - przerwała mu. - To nie ma najmniejszego sensu. Prawda jest taka, że w ogóle wtedy o mnie nie myślałeś. Traktowałeś mnie jak zabawkę.

- Wiem i naprawdę tego żałuję. - zapewnił ją. - Dopiero gdy zakończyłem ten romans z Lisą doszedłem do wniosku, że ty jesteś dla mnie najważniejszą kobietą. Kocham tylko ciebie, nie chcę żadnej innej...

W tym samym czasie Shan doszła do bloku w którym mieszkał Lars i Roxxi. Weszła do klatki schodowej i wbiegła na 2. piętro. Kiedy stanęła pod właściwymi drzwiami, usłyszała głośną muzykę. Nie zdziwiło jej to, ponieważ przez cały wieczór mieli pisać i komponować. Otworzyła drzwi. Już od wejścia walały się po całej podłodze butelki po piwie. Weszła dalej i poczuła charakterystyczny słodki zapach. Marihuana.

- Ładnie komponujecie te partie perkusyjne. - uśmiechnęła się dziewczyna, gdy znalazła się już w salonie. Nick, Marty, Kirk i David siedzieli na kanapie, a Lars i Dave na podłodze. Na stole stało pełno butelek i pudełko pizzy. Wszyscy palili skręty, słuchali muzyki i głośno się śmiali. Kiedy Nick zobaczył uśmiechniętą Shanell opartą o ścianę, od razu zerwał się ze swojego miejsca.

- O kurwa, kochanie, to nie tak... no wiem, że mieliśmy komponować te partie, ale wszyscy się przyplątali, kupiliśmy piwo, Dave miał trawkę... wiem, że obiecywałem ci, że nie będę tego palił, ale od czasu do czasu mogę, prawda? No nie bądź na mnie zła, i nie krzycz...

- Nicky, wszystko ok. - uspokoiła go dziewczyna. - Przecież masz prawo spędzić piątkowy wieczór z kolegami, nie jestem zła i nie będę krzyczeć. Gorzej z Roxxi...

- No właśnie, Shan, nie możesz powiedzieć Roxxi! Ona jest z Judy, obiecałem jej, że będę siedział sam w domu i nigdzie nie wyjdę! Jak się dowie, że zrobiłem imprezę to mi nogi z dupy powyrywa! - panikował Lars.

- Nic jej nie powiem. Ale niestety muszę z wami trochę posiedzieć, Mel przyszła do Jamesa i nie chcę im przeszkadzać.

- To chyba nie jest dobry pomysł. - odezwał się Nick, kiedy jego dziewczyna usiadła mu na kolanach i owinęła mu ręce wokół szyi. - Jeszcze się tam pozabijają...

- Nie. Mel była spokojna, James tak samo. Mam nadzieję, że sobie wszystko wyjaśnią i się pogodzą.

Tymczasem Melanie siedziała bez słowa, a jej chłopak przyglądał się jej uważnie. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i popatrzyła mu prosto w oczy. Po chwili jednak spuściła wzrok i utkwiła go w podłodze.

- Gdzie są dzieciaki? - spytał nagle Jaymz.

- W mieszkaniu. Już śpią.

- Dawno się z nimi nie widziałem...

- Wróć do domu. - powiedziała nieśmiało dziewczyna. James spojrzał na nią zszokowany.

- Naprawdę? Wybaczysz mi?

- To że wybaczę nie znaczy, że o tym zapomnę. Mimo wszystko chcę dać ci drugą szansę.

Chłopak uśmiechnął się i chciał ją przytulić, jednak ona odsunęła się od niego.

- Ale pójdziesz na odwyk. Musisz zacząć jakąś terapię.

- Przecież ja nie mam żadnego problemu z piciem...

- Masz problem. Jesteś alkoholikiem. - oznajmiła poważnie. - Potrzebujesz pomocy.

- Dobrze, ograniczę picie. Sam sobie poradzę, naprawdę.

- Nie poradzisz... Mój ojciec też był alkoholikiem, bałam się przez całe dzieciństwo. Dopiero kiedy na moich oczach pobił moją mamę do nieprzytomności i obudziła się następnego dnia w szpitalu zdała sobie sprawę z tego, że nasze życie nie jest normalne. Wyrzuciła go z domu, rozwiodła się z nim, potem poznała innego faceta i wzięła ślub. Myślałam, że teraz wszystko będzie dobrze, ale wcale nie było. Ojciec wtedy kompletnie się stoczył, mieszkał na dworcu, często przychodził pod moją szkołę lub czekał na mnie przed domem. W pewnym sensie to też miało wpływ na to, że wyprowadziłam się do LA. Teraz nawet nie wiem co się z moim ojcem dzieje, moja mama tak samo. On pewnie nawet nie wie, że mam dwójkę dzieci i już nie mieszkam w Atlancie. - opowiedziała cicho i spojrzała na niego. - Dlatego moja matka nie chciała, żebym była z kimś takim jak ty. Zachowywałeś się podobnie, gdy zaczęliśmy się spotykać. Kiedy urodziłam zmieniłeś się, ale to wszystko teraz wróciło... Myślisz, że przyjemnie patrzy mi się na to, że staczasz się na dno? Myślisz, że nie rusza mnie to, kiedy znajduje w twoich rzeczach puste butelki? - spytała ze łzami w oczach. - Cały czas mam koszmary w nocy, śni mi się, że leżysz nieżywy w kałuży własnych wymiocin, albo wracałeś pijany z jakiejś imprezy śmiertelnie pobili cię w jakimś zaułku. Nie chcę, żeby coś takiego miało miejsce. Chcę, żeby mój chłopak był dobrym przykładem dla swoich dzieci, żeby się nie upijał do nieprzytomności i stanął w końcu na nogi.

James przysunął się do niej i przytulił ją. Mel rozpłakała się i bezsilnie wtuliła w swojego chłopaka.

- Pójdę na ten odwyk. - powiedział w końcu.

- Obiecujesz?

- Tak... Kocham cię...

- Ja ciebie też... Wracajmy do domu.

Chłopak kiwnął głową, po czym wyłączył telewizor, zgasił światło, wziął swoją kurtkę i wyszedł razem z Melanie z mieszkania. Wolnym krokiem ruszyli w stronę swojego domu, po drodze nie zamieniając ze sobą ani jednego słowa. Kiedy byli już pod swoim blokiem, weszli do klatki schodowej, a następnie na 3. piętro. Mel wyciągnęła klucze ze swojej torebki i otworzyła drzwi. Weszła ze swoim chłopakiem do mieszkania i od razu skierowali się do salonu. James zapalił światło i zmierzył wzrokiem pokój.

- Zaraz wrócę. - oznajmił swojej dziewczynie i ruszył w głąb mieszkania.

- Gdzie idziesz? - zdziwiła się.

- Do dzieciaków.

- Ale dzieci śpią...

- Chcę je tylko zobaczyć. - uśmiechnął się blado i ruszył w stronę pokoju Nathana. Otworzył cicho drzwi, zapalił światło i podszedł do jego łóżka. Mały spał skulony w kłębek, a po jego łóżku były porozrzucane zabawki. James zgarnął wszystkie rzeczy i położył je na najbliższą szafkę, po czym pogłaskał swojego synka po policzku, a następnie zgasił światło i wyszedł z jego sypialni. Zamknąwszy drzwi, skierował się do pokoju Sophii. Gdy wszedł do środka i zapalił światło, od razu uśmiechnął się sam do siebie. Mała leżała odkryta na swoim łóżku, w swojej ulubionej różowej piżamce. Podszedł do niej i uklęknął obok. Odgarnął jej włosy z twarzy i przez moment się jej przyglądał. Chwilę później przykrył ją kołdrą, zgasił światło i wyszedł z jej pokoju. Zamknął cicho drzwi i zaraz po tym ruszył do kuchni, gdzie jego dziewczyna stała przy otwartym oknie i oglądała oświetlone miasto. Podszedł do niej i przytulił ją od tyłu, całując delikatnie jej odsłonięte ramię. Mel odstawiła na parapet swoją szklankę z sokiem i odwróciła się do swojego chłopaka. Popatrzyła w jego błękitne oczy i uśmiechnęła się.

- Idziemy spać?

- Tak. Teraz już tak. - powiedział z uśmiechem i razem ze swoją dziewczyną ruszył w stronę sypialni.

***
 

Minęło kilka tygodni. James poszedł na odwyk, tak jak obiecał Melanie. Sophia i Nathan nie wiedzieli o tym. Mel i Jaymz wymyślili historyjkę, że tatuś jedzie na kilka miesięcy do innego miasta. Pracować.
Judy zmieniła pracę i zaczęła pracować jako kelnerka w jednej z najdroższych restauracji w Los Angeles. David nie mógł znieść myśli, że krótka spódniczka jest jej służbowym strojem. Nie podobało mu się obecne zajęcie jego dziewczyny, chociaż były z tego większe pieniądze. Mason nadal był zauroczony Sofi, ale nie miał odwagi jej tego powiedzieć.
Dave nadal mieszkał ze swoją matką i ledwo wytrzymywał. Próbował ubłagać Kirka i Marty'ego, żeby pozwolili mu się do nich wprowadzić, jednak chłopcy wymyślali przeróżne wymówki.
U Roxxi i Larsa nic szczególnego się nie działo. Zdarzały im się małe sprzeczki, jednak najczęściej po kilku godzinach się godzili.
Pewnej sobotniej nocy Shanell wracała sama samochodem z sesji zdjęciowej dla Cosmopolitan. Nie był to dla niej problem, ponieważ lubiła sama jeździć, a w aucie miała pełno kaset z muzyką, więc wcale się nie nudziła. W dodatku jechała przez spokojną i dobrze oświetloną dzielnicę, w której było cicho i pusto o tej porze.
Była już w połowie drogi, kiedy zmieniła kolejną kasetę i machała głową w rytm muzyki. Właśnie śpiewała na cały głos "Cryin'" wraz ze Stevenem Tylerem, gdy nagle zobaczyła, jak ktoś wbiega jej pod koła. Zatrzymała się z głośnym krzykiem i piskiem opon. Odpięła szybko pasy i wyskoczyła z samochodu. Na ulicy jednak nikogo nie było. Rozejrzała się zdziwiona wokół siebie. Była pewna, że kogoś potrąciła, ale dookoła było pusto. W kilka sekund nikt nie zdążyłby uciec.
Shan wzięła kilka głębokich oddechów i wplotła palce w swoje włosy. Poprawiła swoje rozwiązane trampki i w tym samym momencie zauważyła nadjeżdżający samochód. Właściciel naciskał klakson i jechał w jej stronę. Shanell nie wiedziała co robić. Wsiadła szybko do swojego samochodu i ruszyła. Miała nadzieję, że uda jej się go zgubić. Co chwilę zaglądała w lusterko. Auto w dalszym ciągu za nią jechało i trąbiło. Teraz była przerażona nie na żarty. Zatrzymała się na najbliższej stacji benzynowej, wybiegła z wozu i jak najszybciej podbiegła do dwóch młodych pracowników. Znała ich całkiem dobrze. Często spotykała ich w różnych klubach, jeden z nich dawniej grał w zespole z Dave'em, a drugi sypiał z Roxxi, kiedy ta nie chodziła jeszcze z Larsem.
- Cześć Shan, co jest? - spytał blondyn, poprawiając swoje długie włosy. Dziewczyna podbiegła do niego zdyszana i próbowała złapać oddech. Drugi z nich, długowłosy szatyn, spojrzał na nią uważnie.
- Coś się stało?
- Jakiś facet za mną jedzie.
- Jaki facet, o czym ty mó... - blondwłosy chłopak nie dokończył, ponieważ na stację podjechał samochód, który wcześniej jechał za Shanell. Wysiadł z niego mężczyzna w średnim wieku, wysoki i dobrze zbudowany. Podszedł do nich szybkim krokiem, a Shan schowała się za chłopaków.
- Ktoś jest w twoim aucie! - krzyknął, gdy stanął już obok nich. Dziewczyna popatrzyła na niego zdziwiona.
- Przecież to niemożliwe. Właśnie wracam z pracy. Sama...
- Widziałem, jak jakiś chłopak wbiegał na twoje tylne siedzenie, gdy ty stałaś na zewnątrz.
- Ale tutaj nikogo nie ma! - zawołał po chwili szatyn, kiedy podszedł do wozu i zajrzał do środka. Shanell rozejrzała się zmieszana po twarzach chłopaków.
- Nikogo tam nie ma. Gdyby ktoś tam wbiegł, pewnie zauważyłabym.
- Naprawdę kogoś widziałem. - mężczyzna nie dawał za wygraną. - Jakiegoś chłopaka. Wyglądał na 20 kilka lat, wysoki, szczupły, miał długie brązowe włosy.
- A z twarzy? Jak wyglądał? - wypytywała dziewczyna.
- Nie widziałem. Ale pamiętam, że był ubrany w dżinsową kurtkę i obcisłe spodnie.
- Cholera... - szepnęła Shanell i zakryła dłonią usta. Opis skojarzył jej się tylko z jedną osobą. Z Cliffem. Ale przecież Cliff nie żyje. Jakim cudem mógłby wbiec jej pod koła? Po co miałby siadać na jej tylnym siedzeniu, a po chwili znikać?
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i wolnym krokiem podeszła do samochodu. Weszła do środka i wlepiła wzrok w przednią szybę.
- Shan, może zadzwonisz do swojego faceta, żeby po ciebie przyjechał? - podsunął pomysł blondyn. Shanell pokręciła przecząco głową.
- Nie, poradzę sobie. Zostało mi jeszcze kilka minut drogi.
- Na pewno? Jeśli nie to ktoś z nas może cię odwieść...
- Nie, dam radę. Serio.
- Ok, ale daj mi znać, kiedy będziesz już w domu. Nick ma mój numer.
- Jasne. Dzięki za pomoc. - rzuciła na koniec Shanell, po czym włożyła kluczyki do stacyjki i odpaliła silnik. Pod swoim blokiem była już kilkanaście minut później. Weszła do budynku, wjechała windą na 14. piętro i cicho weszła do mieszkania. Nick siedział w salonie i oglądał telewizję.
- Cześć maleńka. - powiedział, kiedy usiadła obok niego. Popatrzył na nią uważnie, a ta bez słowa wtuliła się w niego. - Hej, stało się coś?
- Miałam dziwną sytuację...
- Jaką? Co się stało?
- To jest dziwne, no bo... ktoś wbiegł mi pod koła samochodu.
- To jest dziwne?! - uniósł się Nick. - To jest straszne! Przecież mogą ci zrobić sprawę w sądzie i...
- Poczekaj, daj mi dokończyć.
- Wybacz, mów dalej.
- Dziwne jest to, że ta osoba nie żyje...
- Ja pierdolę... - wykrztusił chłopak i wstał ze swojego miejsca. - Zamkną cię... skończysz w celi śmierci z Kubą Rozpruwaczem, nie będę mógł cię odwiedzać i...
- Nicky! - krzyknęła Shanell. - Ja nikogo nie zabiłam.
- Ale przecież mówisz, że... no że ktoś wbiegł ci pod koła i... że...
- Wydaje mi się, że to był Cliff.
- Co? Jak to Cliff? Przecież on nie żyje...
- No właśnie...
- Nic już z tego nie rozumiem. Opowiedz wszystko spokojnie. - polecił, siadając obok swojej dziewczyny. Shan wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać.
- Wracałam do domu przez spokojną dzielnicę, cicha, pusta, dobrze oświetlona. I nagle ktoś wbiegł mi pod koła. Nie widziałam dokładnie tej osoby, twarzy tym bardziej. Zatrzymałam się, wybiegłam, ale obok nikogo nie było. Nie widziałam nikogo, kto uciekał, nikt nie leżał na ulicy. Na samochodzie nie było śladów krwi czy wgnieceń. Stałam tak przez kilka sekund, aż nagle podjechało jakieś auto i zaczęło za mną trąbić. Weszłam szybko do samochodu, chciałam zgubić tego kolesia, a on dalej jedzie za mną. Spanikowałam i pojechałam na najbliższą stację benzynową, wiesz, tam gdzie pracuje ten blondyn, co grał w zespole z Dave'em i ten szatyn, który sypiał Roxxi, gdy jeszcze nie chodziła z Larsem...
- No tak, znam ich. Kiedyś razem ćpaliśmy.
- No właśnie. Ten koleś z tego samochodu również podjechał na stację i zaczął się wydzierać, że ktoś jest w moim samochodzie. Ten szatyn to sprawdził, ale nikogo nie było. Wtedy facet zaczął go opisywać, powiedział, że było to wysoki szczupły chłopak z długimi brązowymi włosami, miał na sobie obcisłe spodnie i dżinsową kurtkę. Opis skojarzył mi się tylko z jedną osobą. I w dodatku ja nikogo nie potrąciłam, a potem ktoś mi "wbiegł" do samochodu i po chwili stamtąd zniknął...
- Po co Cliff miałby ci wbiegać pod koła, a później do wozu? - Nick zmarszczył brwi. - Dla mnie to nie ma sensu.
- Ale dla niego może ma. Nie chce zostawiać swoich bliskich osób, chce być z nami i...
- Ale pierdolisz. - przerwał jej. - Skoro chce być z nami to dlaczego ani razu coś głupiego nie przytrafiło się mi i reszcie, tylko tobie? - Nick zmierzył wzrokiem salon, a po chwili stanął na środku pokoju i zamknął oczy. - Cliff, jeśli tu jesteś daj mi jakiś znak!
Chłopak otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszystko było tak jak przedtem. Spojrzał z ironicznym uśmiechem na zmieszaną Shanell.
- No i co? Gówno.
- Uważaj, żebyś nie wypowiedział tego przypadkiem w złą godzinę.
- Shan, daj już kurwa spokój. Nie ma żadnych duchów. Naoglądałaś się za dużo filmów i naczytałaś tych swoich czasopism.
- UFO, Wielka Stopa, Yeti, Potwór z Loch Nesse. To są bajki, ale nie duchy!
- Cliffa już nie ma, pogódź się z tym.
- Pójdę się położyć. - dziewczyna wstała ze swojego miejsca i chciała iść do sypialni, jednak Nick pociągnął ją za rękę i przytulił do siebie.
- Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe, ale nie masz wyjścia. Musisz się pogodzić z tym, że on nie żyje.
- Wiem... - szepnęła i odsunęła się delikatnie od niego. - Kiedy do mnie przyjdziesz?
- Pooglądam jeszcze trochę telewizję. Połóż się już, odpocznij, a ja niedługo do ciebie przyjdę.
- Ok. Dobranoc.
- Dobranoc skarbie. - powiedział z uśmiechem i pocałował ją, a Shanell poszła do sypialni i zamknęła za sobą drzwi. Nick pokręcił z politowaniem głową.
- Cliff wbiegł jej pod koła. - mruknął i usiadł na kanapie, po czym zmienił kanał w telewizji. Próbował spokojnie oglądać, ale rozmowa z Shanell nie dawała mu spokoju. Wyłączył telewizor i wstał ze swojego miejsca. Zgasił światło i chciał iść do sypialni, jednak z kuchni dobiegł go dźwięk tłuczonego szkła. Ruszył tam szybkim krokiem i zapalił światło. Na podłodze leżał stłuczony kubek, który stał na blacie. Nick westchnął głośno i ukucnął, żeby zebrać odłamki szkła. W pewnym momencie przeniósł swój wzrok na szafki kuchenne, a jedna z nich otworzyła się i uderzyła go prosto w nos.
- Kurwa jego jebana mać! - wydarł się, ukrywając w dłoniach zakrwawioną twarz. Po chwili w kuchni pojawiła się jego dziewczyna.
- Co ci się stało?! - krzyknęła, klękając obok.
- Nic, uderzyłem się.
- Chodź, trzeba to obejrzeć.
- A szkło? Kubek się stłukł.
- Posprzątam to rano. Chodź. - Shan pociągnęła go za rękę i ruszyła z nim w stronę salonu. Zapaliła światło i usadziła go na kanapie. - Odchyl głowę do tyłu, a ja przyniosę ręcznik i wodę.
- Ale nie mu...
- Muszę. - oznajmiła i poszła w stronę łazienki. Kilka sekund później wróciła z ręcznikiem, zimną wodą i chusteczkami. Usiadła na nim okrakiem, a on położył dłonie na jej biodrach. Dziwne, że nie zwróciła na to uwagi. - Gdzie się tak uderzyłeś? W kuchni?
- No... tak... - powiedział zmieszany. Nie chciał jej powiedzieć, że szafka sama się otworzyła, ponieważ znowu zaczęłaby panikować i opowiadać niestworzone historie.
- Już jest ok. Na szczęście nie jest złamany. - oznajmiła z uśmiechem, gdy do końca wytarła mu twarz zmoczonym ręcznikiem. Nick odwzajemnił jej gest i pocałował ją, po czym wsunął swoje dłonie pod jej koszulkę.
- Kochanie... nie mam ochoty...
- Dlaczego?
- Jestem zmęczona po dzisiejszym dniu. Chcę iść spać.
- No dobrze. - mruknął i wstał razem z nią ze swojego miejsca. Zgasił światło, a po chwili wziął ją za rękę i poszli razem do sypialni.


piątek, 12 kwietnia 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 21.

HAPPY BIRTHDAY TO ME! :D dokładnie 16 lat temu, o godzinie 3:47 przyszłam na świat! :D jeeej, 16 lat... dużo, mało? w sumie są Blogerki i starsze i młodsze ode mnie. hmm :D ogólnie czuję się cudownie, chociaż w szkole mi trochę popsuł mi się humor na spotkaniu w sprawie egzaminów, ale za to było 4 ze sprawdzianu z WOS'u! :D

dziękuję za życzenia na twitterze i w e-mailach! :)

James otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zerwał się na równe nogi i z przerażeniem zaczął rozglądać się dookoła. Znał to miejsce doskonale. Pamiętał każdy szczegół, chociaż nie był tutaj od lat. Było mu tak bliskie, a jednocześnie tak dalekie...

Stał w dużym salonie. Ściany miały kremowy kolor. Wisiały na nich różne obrazy i fotografie. Po jego prawej stronie pod ścianą stała duża komoda, a na niej wielki wazon z kwiatami, ramki ze zdjęciami, figurki i szkatułki. Naprzeciwko niego stał stół, na którym były dwa kubki herbaty z cytryną i talerz z ciastkami. Spojrzał w lewą stronę na schody, na których leżały porozrzucane dziecięce zabawki. Potem jego wzrok przeniósł się na wejście do kuchni, które znajdowało się naprzeciw niego.

Zaciągnął się. Poczuł zapach świeżo zaparzonej kawy i ciasta. Zmarszczył brwi. Skąd on się tutaj wziął?!

- Witaj James. - usłyszał za sobą. Natychmiast się odwrócił i zobaczył za sobą kobietę w średnim wieku, nie za wysoką. Ubrana była w białą sukienkę do kolan, a włosy miała związane w kok. Chłopak otworzył szerzej oczy.

- Mama...?

- Pamiętasz mnie jeszcze.

- Jak mógłbym o tobie nie pamiętać?

- Dawno mnie nie odwiedzałeś.

- Przepraszam. - James spuścił wzrok. - Po prostu... Praca, dzieci, zespół...

- Byłam z ciebie dumna. - kobieta zmieniła nagle temat. - Że tak wspaniale sobie poradziłeś w życiu. Znalazłeś pracę, wspaniałą kobietę, wychowałeś dwójkę cudownych dzieci, a oprócz tego spełniasz marzenia i grasz w zespole.

Chłopak uśmiechnął się, ale po chwili jednak spoważniał.

- "Byłaś ze mnie dumna"? - spytał ze zdziwieniem.

- Chyba nie myślisz, że będę popierać to co teraz robisz.

- Nie chciałem, żeby to wszystko tak wyszło. Wiem, że wszystko spieprzyłem. Wybacz mi.

- Najważniejsze jest to, żeby Melanie ci wybaczyła.

- Ale ona nawet nie chce ze mną rozmawiać, a widzieć to już tym bardziej. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, jak bardzo ją skrzywdziłem...

- Lepiej późno niż wcale. - powiedziała z bladym uśmiechem jego matka. - Jej też jest ciężko. Mimo tego, że bardzo ją zraniłeś i płacze przez ciebie w poduszkę, to nadal cię kocha i zależy jej na tobie.

- Serio?

- Tak. Miłość nie wybiera. Ona wierzy, że ciebie da się jeszcze naprawić.

Chłopak uśmiechnął się pod nosem i odgarnął włosy do tyłu.

- Szkoda, że nie miałaś okazji jej poznać. Jest wspaniałą dziewczyną.

- Wiem o tym doskonale.

- Nigdy nie lubiłaś dziewczyn, z którymi się spotykałem...

- Ale teraz mój syn dojrzał i znalazł sobie prawdziwą cudowną dziewczynę. Do tego piękną, inteligentną i odpowiedzialną.

- Masz rację. Jest naprawdę niesamowita. Do tego jest wspaniałą matką.

- A ty ojcem. Dzieci cię zmieniły.

- Wiem. - powiedział cicho James. Te słowa sprawiły, że zrobiło mu się cieplej na sercu. Przede wszystkim dlatego, że usłyszał je od swojej matki, która nigdy nie tolerowała jego zachowania i dziewczyn z którymi się spotykał.

- I warto było niszczyć coś takiego?

- Słucham...?

- Czy warto było niszczyć własną rodzinę? - powtórzyła kobieta. - Znikać na całe noce, upijać się, zaniedbywać dzieci, zdradzać i okłamywać swoją kobietę?

- Mamo...

- Tobie w porównaniu do twojego ojca zależało na rodzinie, kochałeś ją nad życie, a potem pojawiła się ta młoda blondynka, zawróciła ci w głowie i nic dobrego z tego nie wyszło.

- Wiem. I przysięgam, naprawdę tego żałuję.

- Wierzę ci. Ale teraz powinieneś wszystko ratować, póki nie jest za późno.

- Ale jak? - zdziwił się James.

- Zadzwoń do Melanie, umów się z nią na spotkanie. Dalej poradzisz sobie sam. - powiedziała z uśmiechem. - Jesteś silnym chłopakiem.
James obudził się i rozejrzał po ciemnym pokoju. Było cicho i pusto. Shanell i Nick spali w swojej sypialni. Chłopak westchnął głośno i wstał z kanapy. Podszedł do okna i zaczął cicho śpiewać.

- "Ignorance is kind, there's no comfort in the truth, pain is the all you'll find..." - zanucił i oparł głowę o zimną szybę.

***

- Hej, Jaymz, obudź się. - usłyszał znajomy głos. Otworzył oczy i zobaczył stojącą nad sobą Shanell z terminarzem w ręce.

- Co jest? Co się stało? - spytał, przecierając ręką oczy.

- Chciałam ci powiedzieć, że lecę się spotkać z Ryanem, a potem mam spotkanie z Marc'iem Jacobsem. Nick poszedł na próbę, nie wiem kiedy wróci.

- Z Ryanem?

- Moim menadżerem.

- Ten przystojniak?

Shanell popatrzyła na niego uważnie.

- Cliff zawsze mówił, że twój menadżer wygląda jak pieprzony Dave Navarro i widział cię nago częściej od niego.

- Serio tak mówił? - uśmiechnęła się blado Shan.

- Mhm. Naprawdę ten Navarro...

- On się nazywa Ryan.

- No dobrze. A więc naprawdę Ryan może oglądać cię nago?

- Zdarzyło się kilka razy. Ale on nie patrzy na mnie jak na Shanell Evans tylko jak na modelkę.

- Ale przecież to jest to samo.

- To nie jest to samo.

- To jest to sa...

- Jaymz, naprawdę muszę już iść. - przerwała mu Shan, wrzucając terminarz do swojej torebki. - Wrócę za jakieś... szczerze mówiąc to nie wiem kiedy wrócę. Nick powinien być już niedługo, więc przekażesz mu gdzie jestem, prawda?

- Taa, powiem.

- To ja lecę. Trzymaj się.

- Pa. - rzucił za nią, gdy wyszła z mieszkania. James westchnął i podniósł się z kanapy, po czym poszedł do łazienki. Wziął prysznic, ubrał się we wczorajsze ubrania, a następnie poszedł do kuchni zrobić kawę.

Wyszedł z kubkiem na balkon, oparł się o barierkę i zamknął oczy. Czując na swojej skórze poranne promienie słońca i delikatny powiew wiatru, wziął mały łyk swojej kawy i rozejrzał się. Przed nim rozlegał się widok na LA z 14. piętra. Patrząc na przejeżdżające samochody, wysokie budynki i ludzi na ulicach stwierdził, że Los Angeles nie jest takim złym miastem jak zawsze myślał.

Dopił swoją kawę i wyszedł z balkonu. Postawił pusty kubek na blacie kuchennym i poszedł do przedpokoju. Ubrał buty, a wychodząc chwycił jeszcze swoją skórzaną kurtkę. Zamknął drzwi i szybkim krokiem ruszył w miasto. Nie miał daleko do domu, więc chwilę później był już pod swoim blokiem. Wszedł do klatki schodowej, wbiegł na 3. piętro i gdy stał pod właściwymi drzwiami, bez pukania wszedł do środka. Od razu ruszył do salonu i zobaczył Melanie stojącą przy oknie z słuchawkami w uszach i palącą papierosa. Podszedł do niej i dotknął ją delikatnie.

- Aa! - dziewczyna podskoczyła jak oparzona. Kiedy odwróciła się i zobaczyła za sobą Jamesa, zgasiła papierosa i ściągnęła słuchawki. - Co ty tutaj robisz?

- Musimy porozmawiać.

- Nie mamy o czym rozmawiać. Oprócz dzieci nic mnie już z tobą nie łączy.

- To łączy nas całkiem sporo, nie sądzisz?

Dziewczyna zaplotła ręce na piersi i popatrzyła na niego uważnie.

- Spakuj swoje rzeczy i wyjdź, nie mam czasu. - oznajmiła chłodno.

- Mel, daj mi jeszcze jedną szansę...

- Nie. Nie jestem jednym z twoich przydupasów! Wypierdalaj!

- Kochaanie, błagam, spróbuj mi wybaczyć... - chłopak nie dawał za wygraną.

- A co by było, gdybym to ja ciebie zdradziła? - spytała nagle ze łzami w oczach. - Dałbyś mi jeszcze jedną szansę?

James spuścił wzrok. Nie powiedział ani słowa. Melanie uśmiechnęła się ironicznie i wplotła palce w swoje włosy.

- Tak myślałam. - powiedziała cicho i usiadła na kanapie. Chłopak usiadł obok niej i przytulił ją. Pozwoliła mu na to po raz pierwszy od kilku tygodni. Wtedy też porozmawiali o tym, co się stało. Właściwie to Mel pozwoliła mu mówić. Już nie złościła się, nie płakała, nie zamykała się w sobie. Dowiedziała się, dlaczego tak naprawdę to zrobił.

- Poznałem Lisę kilka miesięcy temu w jakimś klubie. - zaczął. - Ja byłem sam, ona również. Była ładna, spodobała mi się, nie ukrywam. - mówił, patrząc na nią niepewnie. - Zaczęliśmy rozmawiać, za dużo wypiliśmy... To ona sprowokowała całą sytuację. A ja... ja niestety się nie broniłem... - spuścił głowę. - Ty nie miałaś dla mnie czasu, opiekowałaś się dzieciakami, pracowaliśmy na takie zmiany, że prawie w ogóle się nie widywaliśmy...

- A więc to moja wina? - spytała cicho.

- Nie. - zaprzeczył gwałtownie. - Chcę tylko, żebyś postarała się zrozumieć. Następnego dnia nie mogłem sobie spojrzeć w twarz.

- Ale to nie była jednorazowa przygoda, spotykałeś się z nią przez te kilka miesięcy.

- Lisa chciała to kontynuować. Dla niej to było coś więcej niż tylko seks.

- A dla ciebie?

- Dla mnie to było tylko fizyczne zadowolenie. Nic więcej.

Melanie spuściła wzrok. James tak samo. Nie odzywali się przez chwilę, aż w końcu on przerwał ciszę.

- Co dalej z naszym związkiem? Co zamierzasz zrobić?

- Nie wiem. Naprawdę. - szepnęła. - Na pewno nigdy ci tego nie zapomnę, wiesz o tym doskonale.

- Wiem... ale możesz mi wybaczyć i możemy spróbować jeszcze raz. Powoli...

- Daj mi trochę czasu.

- Jasne. - powiedział i wstał ze swojego miejsca, po czym ruszył do sypialni. Spakował kilka swoich rzeczy, a wychodząc, popatrzył jeszcze na swoją dziewczynę, która ciągle siedziała w takiej samej pozycji. Wyszedł bez słowa z mieszkania i pojechał metrem do domu Shanell. Jej chłopak już tam był. Pogadali ze sobą chwilę, zjedli coś, a potem Nick poszedł do pracy. Shan wróciła niecałe 2 godziny później, wyraźnie nie w humorze.

- Coś się stało? - spytał James, odrywając wzrok od zapisanej kartki.

- Co? Aa... nie, wszystko ok.

- Widzę, że coś jest nie tak. Siadaj.

Dziewczyna wzięła głęboki oddech, po czym rzuciła swoją torebkę na podłogę i usiadła obok przyjaciela, który odłożył zeszyt wraz z długopisem na bok i popatrzył na nią uważnie.

- Ryan...

- Navarro?

- Ryan, mój menadżer...

- No to mówię.

- Jaymz... - westchnęła Shanell.

- Ok, wybacz. Więc co z tym Ryanem?

- Pracuję z nim od 3 lat. My się nigdy nawet nie spotykaliśmy na takich przyjacielskich imprezach, nie wychodziliśmy razem na kolację, obiad czy tam drinka. Zawsze tylko załatwiał mi sesje zdjęciowe, stylistów, makijażystów, reklamowanie kolekcji różnych projektantów, wkręcał mnie na okładki gazet i te wszystkie sprawy związane z modelingiem.

- I co w związku z tym?

- Pod tym względem zawsze o mnie dbał i starał się, żebym była jak najlepszą modelką i robiła dobre wrażenie na wszystkich projektantach i fotografach. Ale nigdy nie łączyła nas taka przyjaźń jak na przykład mnie i ciebie. Że spotykamy się, pijemy, imprezujemy, rozmawiamy o wszystkim, wypłakujemy się sobie... Nigdy nie było mowy o czymś takim. Łączyła nas tylko praca.

- Rozumiem. I co dalej? - niecierpliwił się James.

- Dzisiaj omawialiśmy nową kolekcję Armaniego, ponieważ mam ją reklamować. I w pewnym momencie zaprosił mnie na kolację. Odmówiłam, przeprosiłam i powiedziałam, że chcę spędzić wieczór z moim chłopakiem. On się zdziwił i powiedział, że mój chłopak nie żyje... Trochę zmieszana odpowiedziałam mu, że mam teraz innego faceta. Ryan spuścił wzrok i zaczął mi mówić, że od jakiegoś czasu nie jestem dla niego tylko modelką, nigdy nie czuł czegoś takiego do innych dziewczyn, z którymi pracował, ale nie startował do mnie, bo nie chciał niszczyć mojego związku z Cliffem... i kiedy dowiedział się o jego śmierci, chciał w końcu jakoś się do mnie przybliżyć, ale chciał poczekać na to, aż w końcu się trochę pozbieram. Dzisiaj chciał zacząć realizować swój plan, a ja powiedziałam, że już kogoś mam...

- Jak na to zareagował?

- Posmutniał... ja zresztą też... wiem, że to nie jest przyjemne, jak usłyszysz takie słowa od osoby, która od dawna ci się podoba i naprawdę ci na niej zależy... Przeprosiłam go jeszcze raz i wyszłam...

- Co zamierzasz zrobić? Zostawisz Nicka dla Ryana?

- Nie... Prawda jest taka, że ja do Ryana nigdy nic nie czułam... Jest bardzo przystojny, miły i naprawdę go lubię, ale nic oprócz tego. A w Nicku jestem po uszy zakochana i jest mi z nim wspaniale...

- Nie wiem co mam ci powiedzieć. Ale wydaje mi się, że powinnaś zmienić menadżera. Teraz stosunki między wami pewnie będą napięte i niezbyt przyjemnie będzie się pracować w takiej atmosferze, prawda?

- Nie wiem jak będzie. - Shan wplotła palce w swoje długie włosy. - Ryan jest profesjonalistą w tym co robi, on jest marzeniem każdej modelki... Gdyby nie on to na pewno nie miałabym tylu propozycji od projektantów, fotografów, gazet i domów mody.

- Zrobisz jak uważasz. Ty wiesz co będzie dla ciebie najlepsze.

- Taa. Jak ci minął dzień? - spytała nagle, ściągając swoje wysokie koturny.

- Byłem dzisiaj u Melanie.

- I pewnie wypierdoliła cię za drzwi.

- Nie. Rozmawialiśmy o tym, co zrobiłem...

- I?

- Powiedziała, że mam jej dać trochę czasu. - wyjaśnił, nie patrząc na nią.

- Na co?

- Zapytałem ją, czy mi wybaczy. Powiedziała, że musi to wszystko przemyśleć i mam jej dać czas.

- Czyli teraz wszystko jest na dobrej drodze. - uśmiechnęła się Shan.

- Nie wiem. Ale chciałbym, żeby tak było...

- Będzie. - dziewczyna poklepała go po ramieniu i poszła do przedpokoju zanieść swoje buty, a po chwili ruszyła do kuchni, żeby zrobić sobie drinka. James pojawił się w pomieszczeniu po kilku sekundach.

- Dasz mi kieliszek?

- Po co?

- A jak myślisz?

- Wiesz, raczej nie powienieneś...

- Czego nie powinienem? - przerwał jej chłopak.

- No wiesz... - zawahała się Shan. - Pić...

- Niby dlaczego?

- Masz problemy z alkoholem...

- Daj spokój, nie mam żad...

- Jaymz, wiesz o tym, że to był kolejny powód, dla którego Mel chciała się z tobą rozstać? - poinformowała go przyjaciółka. Chłopak popatrzył na nią ze zdziwieniem.

- Jak to...?

- Najpierw chciała wysłać cię na przymusowy odwyk. Ale potem stwierdziła, że jeśli sam nie będziesz chciał się leczyć, to ona odchodzi razem z dziećmi.

Chłopakowi opadła szczęka. Nie umiał wykrztusić z siebie słowa. W końcu po kilku minutach, gdy Shanell opróżniła już całą swoją szklankę i stała oparta o blat kuchenny, James w końcu się odezwał.

- Czyli... jeśli nie pójdę z własnej woli na odwyk, to ona na pewno nie da mi drugiej szansy...

- Na pewno. Wiesz dobrze o tym, że Mel nie miała kolorowego dzieciństwa przez alkoholizm swojego ojca. Jemu nie pomogła, więc chociaż tobie chce. - opowiedziała i odstawiła pustą szklankę do zlewu. - Lecę spać, padam na pysk po dzisiejszym dniu.

- Taa. Dobranoc. - odparł zamyślony. Shanell westchnęła i chwilę później poszła do swojej sypialni. James stał jeszcze przez chwilę bez ruchu w kuchni, aż w końcu poszedł do salonu i również położył się spać.

piątek, 5 kwietnia 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 20.

kogoś również czekają egzaminy? znam ten ból. pełno powtórzeń, sprawdziany z poprzednich klas i działów.. ehh. w szkole siedzę do 15:00 i ledwo dochodzę do domu. nie mam na nic siły. tylko spać, spać i spać.

Ask Twitter

- Cześć! - Shan bez pukania weszła do mieszkania Melanie i od razu skierowała się do salonu. Dziewczyna siedziała na sofie razem z Nathanem i oglądali telewizję. Shanell uśmiechnęła się i usiadła między nimi.
- Sophii jeszcze nie ma? - spytała cicho swoją przyjaciółkę. Mel pokręciła przecząco głową.
- Nie dzwoniłam.
- No to na co czekasz?!
- Shanell...
- Mam zadzwonić za ciebie?
- Nie. Sama to załatwię. - westchnęła Melanie i niechętnie podeszła do telefonu. Podniosła słuchawkę i po raz kolejny wybrała numer z bilingu telefonicznego. Shan stanęła obok niej, a ona odchrząknęła.
- Słucham? - usłyszała w końcu głos po drugiej stronie. Lisa.
- Tu Melanie.
- Eee... Cześć...
- Chyba domyślasz się w jakiej sprawie dzwonię.
- Nie bardzo... - powiedziała cicho 18-latka. - Jamesa nie ma, jest w pracy. Wróci dopier...
- To mnie akurat nie interesuje. - przerwała jej lodowato. - Chcę tylko odzyskać moją córeczkę, to wszystko.
- Ale ja nie wiem czy mogę... No wiesz...
- A co ty masz tutaj do gadania?
- No właśnie chyba nic... To z Jamesem powinnaś rozmawiać na ten temat...
- Tutaj nie ma o czym rozmawiać. Podaj mi swój adres. Chcę przyjechać po Sophię.
- No nie wiem... - zawahała się Lisa.
- Posłuchaj mnie. Chcę tylko wziąć do domu Sophię. Ona nie może opuszczać zajęć. W dodatku u mnie ma wszystkie swoje rzeczy. Między mną i Jamesem już wszystko skończone, nie mam zamiaru ratować naszego związku.
- Mieszkam przy Wilshire Boulevard. - oznajmiła w końcu dziewczyna. Podała jej dokładny adres, a Mel odłożyła słuchawkę. Spojrzała na Shanell, która patrzyła na nią zniecierpliwiona.
- Mogłabyś zostać na jakiś czas z małym? Jadę po Sofi, a nie bardzo chcę go tam zabierać.
- Jasne. - powiedziała bez zastanowienia modelka i poszła usiąść obok Nathana. - To co kochanie, pobawimy się w coś?
- Poukładasz ze mną klocki? - zapytał z nadzieją w oczach.
- Jasne. Przynieś je tutaj.
Mały pobiegł do swojego pokoju i po chwili przytargał z niego dużo kosz, a całą jego zawartość wysypał na dywan w salonie. Wyleciały klocki, ale oprócz tego inne zabawki, na przykład pluszaki i samochodziki. Melanie uśmiechnęła się i poszła do przedpokoju, gdzie założyła swoje kowbojki, wzięła kluczyki oraz kurtkę i wyszła z mieszkania. Założyła ją, schodząc ze schodów, aż w końcu opuściła budynek. Podeszła do swojego samochodu i wsiadła do niego. Odpaliła silnik i ruszyła, a po kilkunastu minutach była już na miejscu. Wzięła kilka głębokich oddechów, wyciągnęła kluczyki ze stacyjki i wyszła z auta. Weszła do jednego z bloków, pobiegła na 2. piętro i gdy stanęła pod właściwymi drzwiami, zapukała głośno. Po kilku sekundach drzwi otworzyły się i wtedy po raz pierwszy Melanie stanęła twarzą w twarz z kochanką swojego chłopaka. Jej wygląd jej nie zachwycił, ale nie mogła też powiedzieć, że była brzydka. Była naprawdę ładną dziewczyną. Swoje długie falowane blond włosy splotła w warkocz, a na twarzy miała trochę mocniejszy makijaż. Była ubrana w koszulkę z wizerunkiem zespołu Iron Maiden, którą włożyła w swoje jasne dżinsowe spodenki.
- Cześć Melanie. - przywitała się nieśmiało Lisa. Całkiem inaczej wyobrażała sobie dziewczynę Jamesa. Myślała, że wygląda jak typowa dziewczyna, która wychowuje dwójkę małych dzieci. Młodą, jednak trochę zmęczoną i zaniedbaną. Ale wyglądała całkiem inaczej. Ładna, zadbana, ze świetną figurą. Ciemne falowane włosy miała napuszone, co dodawało jej jeszcze więcej uroku. Miała na sobie obcisłą, białą, przylegającą do jej ciała koszulkę, czarną ramoneskę i dżinsowe szorty. Mel zsunęła z nosa swoje okulary przeciwsłoneczne i Lisa szybko dostrzegła też jej brązowe oczy mocno podkreślone czarną kredką.
- Gdzie jest Sofi? - spytała bez emocji, wchodząc do środka.
- Siedzi w salonie, ogląda telewizję.
Dziewczyny weszły do salonu. Mała oderwała wzrok od telewizora i kiedy zobaczyła swoją mamę, uśmiechnęła się promiennie i zerwała ze swojego miejsca.
- Mamoo! - krzyknęła, podbiegając do niej. Melanie uśmiechnęła się i przytuliła ją do siebie. - Tęskniłam za tobą...
- Ja za tobą też, kochanie. Chodź, wracamy do domu.
- A tata?
- Tata jest w pracy. - powiedziała Mel z bladym uśmiechem. Wzięła Sophię za rękę i gdy chciała już wychodzić, zatrzymała ją Lisa.
- Melanie, poczekaj chwilę... Mogłabym z tobą chwilę porozmawiać?
- O czym ty niby chcesz ze mną rozmawiać?
- Ja... ja nie wiedziałam, że James ma dzieci i dziewczynę... Gdybym wiedziała o tym wcześniej, nigdy bym... no wiesz...
- Nie zaciągała go do łóżka? - zakończyła za nią Melanie. Lisa spuściła wzrok. - Sofi, idź już do samochodu. - dziewczyna podała swojej córce kluczyki, a ta kiwnęła głową i wyszła z mieszkania.
- Naprawdę jest mi bardzo przykro... - zaczęła po raz kolejny Lisa. - Nie chciałam rozbijać waszej rodziny...
- Tylko szkoda, że zamiast się z nim rozstać kiedy się o mnie dowiedziałaś, to ty nadal się z nim pieprzyłaś.
- Melanie...
- Daruj sobie. - Mel przewróciła oczami i chciała już wychodzić z mieszkania, ale 18-latka zatrzymała ją.
- Poczekaj... Nic nie powiesz?
- A co ja mam ci powiedzieć? "Nic się nie stało, wybaczam ci"? A może "To nie twoja wina, to James mnie zdradzał, a ty nie miałaś pojęcia o moim istnieniu"? Nie. Mogłabym też cię zjechać z góry na dół, jak zrobiłoby większość kobiet na moim miejscu, ale tego też nie zrobię, bo mam wystarczająco dużo klasy. - powiedziała Melanie, a Lisa popatrzyła na nią wielkimi oczami. Mel wsunęła na nos okulary i opuściła jej mieszkanie. Gdy znalazła się na zewnątrz budynku, podeszła do swojego samochodu, gdzie Sophia siedziała już na tylnym siedzeniu i piła sok w kartoniku. Wsiadła do samochodu i posłała uśmiech w stronę swojej córki.
- Mamo, wzięłam sobie ten soczek, który tutaj leżał. - oznajmiła mała, wskazując na miejsce pasażera.
- To dobrze, bo on był dla ciebie. - uśmiechnęła się do niej Melanie, a Sophia momentalnie odwzajemniła jej gest.

***

Gdy James wrócił wieczorem do mieszkania Lisy, dziewczyna już od progu miło go powitała. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, Lisa podeszła do niego i namiętnie go pocałowała. Chłopak wyswobodził się delikatnie z jej objęć, by zaczerpnąć trochę oddechu.
- Wow... - powiedział w końcu. - Za co to?
- Za nic. Po prostu się cieszę, że przyszedłeś.
- Mhm. - mruknął, a zaraz po tym wszedł do salonu. - A gdzie Sofi?
- Melanie ją zabrała. - oznajmiła spokojnie.
James spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Jak to "zabrała ją"?!
- Przyszła tutaj i wzięła ją do siebie. Musiałam ją oddać, przecież to jej córka, a nie moja!
- A-ale jak ją wzięła? Tak po prostu, weszła, wzięła ją i wyszła?! Skąd w ogóle miała adres?! - krzyczał chłopak. Lisa westchnęła głośno.
- Zadzwoniła do mnie. Podałam jej adres i jakiś czas później przyjechała po małą.
- Ale jak mogłaś ją tak po prostu oddać?! Wiesz o tym, jak bardzo zależy mi na Sophii! Teraz jak jest u Mel to może nawet nie będę mógł się z nią widywać!
- Jaymz, daj mi w końcu spokój. - powiedziała lekko zirytowana.
- Bardzo proszę. - mruknął i ruszył z powrotem do przedpokoju, wziął swoją kurtkę i wyszedł z jej mieszkania. Lisa wybiegła za nim.
- Gdzie ty idziesz?!
- Chuj cię to obchodzi!
- Nie odzywaj się tak do mnie!
James zatrzymał się na chwilę i chciał już coś powiedzieć, jednak zrezygnował. Pokręcił tylko głową, po czym zbiegł ze schodów i opuścił budynek. Gdy znalazł się na zewnątrz i uszedł kilka kroków, poczuł jak na jego skórę skapują pojedyncze krople deszczu. Zarzucił na siebie kurtkę i pobiegł na stację metra. Szybko wskoczył do pociągu, usiadł na jednym z wolnych miejsc i wziął głęboki oddech. Wiedział, gdzie chce jechać. Tego był pewien na 100%. Ale nie miał pewności, czy osoba do której jedzie zechce mu pomóc. Chociaż znali się od lat, byli przyjaciółmi i stawali za sobą murem w trudnych chwilach, wiedział, że przez to co zrobił może nawet nie będzie chciała mieć z nim nic wspólnego.
Gdy dojechał już na miejsce, wysiadł z metra, opuścił stację i jeszcze przeszedł kilka minut w deszczu, aż w końcu był pod właściwym adresem. Wszedł do dużego bloku, wjechał windą na 14. piętro i zapukał cicho do jednych z drzwi. Otworzyła mu piękna młoda dziewczyna, ubrana tylko w białą zapinaną koszulę. Swoje długie ciemne włosy miała związane w kok, nie miała makijażu, a w lewej dłoni trzymała książkę. Zapewne relaksowała się po ciężkim dniu w pracy.
- Nic nie powiesz? - zapytał cicho, gdy długonoga modelka, ale przede wszystkim też jego przyjaciółka lustrowała go wzrokiem.
- Co mam mówić? - spytała. Mogła powiedzieć wiele rzeczy, ale autentycznie zrobiło się jej go żal. Włosy miał mokre, z twarzy skapywały mu pojedyncze krople, mimo że miał na sobie skórzaną kurtkę to trząsł się z zimna, a swoje ulubione szare obcisłe spodnie i białe buty za kostkę miał przemoczone. Dziewczyna otworzyła szerzej drzwi, a on wszedł do środka. Ruszył od razu do salonu i rozejrzał się po nim.
- Nicka nie ma?
- Jest jeszcze w pracy. Niedługo powinien wrócić. - oznajmiła, a zaraz po tym poszła do łazienki i przyniosła ręcznik. Podała mu go, a on ściągnął swoją kurtkę i zaczął suszyć włosy. - Zrobić ci herbatę?
- Jeśli mogłabyś...
- Jeśli bym nie mogła, to bym nie pytała. - powiedziała cicho i zaraz po tym ruszyła w stronę kuchni. Wstawiła wodę, do dwóch kubków wrzuciła herbatę ekspresową i po kilku chwilach zalała wrzątkiem. Wzięła je i poszła do salonu. James siedział na sofie i patrzył w podłogę. Dziewczyna postawiła na stole parujące kubki i usiadła obok przyjaciela. - Dlaczego do mnie przyszedłeś? Po tym co powiedziałeś mi i Nickowi, a potem Melanie?
- Bo wiem, że ty jako jedyna nigdy byś się ode mnie nie odwróciła, choćbym nie wiem co zrobił. Zawsze byłaś moją prawdziwą przyjaciółką.
- A ja myślałam, że ty jesteś moim prawdziwym przyjacielem. Ale po tym co mi powiedziałeś, zaczęłam w to wątpić. Prawdziwy przyjaciel nigdy nie powiedziałby czegoś takiego.
- Shanell, wiesz, że nie miałem tego na myśli...
- Nie, wcale. Mój przyjaciel, którego zawsze broniłam, czy to przed dziewczyną czy przed kolegami, którego zawsze wysłuchiwałam, kiedy chciał się wyżalić, któremu zawsze mogłam się wypłakać, wykrzyczał mi prosto w twarz, że zdradzałam mojego niedoszłego narzeczonego. Ten sam przyjaciel, który ma dwójkę dzieci, wspaniałą kobietę i 18-letnią kochankę. Tak naprawdę to ty zachowujesz się jak chuj w stosunku do Mel i swoich dzieciaków, a jeśli chodzi o mój związek z Cliffem to pod tym względem nie mam sobie nic do zarzucenia. Nigdy go nie zdradziłam, zawsze starałam się być dla niego jak najwspanialszą kobietą, a on odwdzięczał mi się tym samym. Szacunkiem i miłością. W sumie to od początku powinnam mieć gdzieś to co powiedziałeś o mnie i o Nicku, powinnam być zadowolona, że mam teraz wspaniałego i kochającego faceta, ale... Do chuja, jesteś moim przyjacielem i zależy mi na twojej opinii. Twoje słowa naprawdę mnie zabolały...
- Kochanie, posłuchaj... - James przysunął się bardziej do niej i spojrzał jej prosto w oczy. - Naprawdę nigdy nie podejrzewałem cię o to, że zdradzałaś Cliffa. Po prostu tak długo ze sobą byliście, bardzo przeżyłaś jego śmierć i dziwne było dla mnie to, że tak szybko sobie kogoś znalazłaś... Jeszcze w dodatku Nicka... Ale skoro tak szybko się zakochałaś, to ja tak naprawdę nie mam tutaj nic do gadania. Jeśli jesteś szczęśliwa, to ja również. Wiesz dobrze o tym, że twoje szczęście jest dla mnie ważne. - oznajmił z bladym uśmiechem na twarzy. Shan odwzajemniła jego gest i w tym samym momencie dobiegł ich dźwięk otwieranych drzwi.  Dziewczyna chciała wstać i pobiec przywitać swojego chłopaka, jednak ten zdążył już wejść do salonu. Nick rozejrzał się po pomieszczeniu, a następnie rzucił wrogie spojrzenie na Jamesa.
- Co ty tu kurwa robisz?
- Ja... - próbował tłumaczyć się Jaymz, ale Nick przerwał mu.
- Twoja pieprzona kochanka cię zostawiła i teraz zabierasz się za moją dziewczynę?
- Nicky... - odezwała się w końcu Shanell. - Przestań...
- A ty jeszcze po tym co ci powiedział wpuściłaś go do domu?!
- Nick, opanuj się w końcu! - dziewczyna wstała ze swojego miejsca, złapała go za koszulkę i pociągnęła w stronę drzwi. Kiedy znaleźli się na klatce schodowej, Shanell przyparła go do ściany i spojrzała mu prosto w oczy. - Posłuchaj, wiem, że James zachował się jak skurwiel, w stosunku do mnie, a tym bardziej do Melanie, ale to mimo wszystko nasz przyjaciel...
- Gówno, a nie przyja...
- Przestań tak mówić.  - przerwała mu. - Musimy mu pomóc...
- Ja nie będę mu w niczym pomagał! - uniósł się Nick. - Sam na własne życzenie wszystko spierdolił! Niech wypierdala teraz do tej swojej dziwki!
- On się dzisiaj rozstał z Lisą. Widać, że naprawdę żałuje tego co zrobił i chciałby uratować swój związek z Mel. Niech zostanie u nas na jakiś czas, on nawet nie ma gdzie iść...
Chłopak nic nie mówił, tylko skrzyżował ręce i patrzył nerwowo na swoją dziewczynę.
- Dobra... i tak nie dasz za wygraną. Może zostać, jak tak bardzo ci na tym zależy.
- Dzięki skarbie! - Shanell rzuciła mu się na szyję i przytuliła go. Po chwili wrócili do mieszkania i zastali Jamesa w takiej samej pozycji jak przedtem. Spojrzał na nich smutnym wzrokiem i czekał, aż któreś z nich się w końcu odezwie.
- James, możesz u nas zostać. - oznajmił Nick. Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- Dzięki. I... Shanell już przeprosiłem, ale ciebie też chcę... Wybacz to co powiedziałem o waszym związku...
- Daj spokój. Miałeś prawo tak zareagować. Wybaczcie, idę już spać, jestem wykończony.
- Niedługo przyjdę do ciebie. - powiedziała cicho Shan i przelotnie pocałowała go, a Nick poszedł do sypialni. Dziewczyna usiadła na sofie obok Jamesa, jeszcze trochę porozmawiali i wypili herbatę, a następnie Shanell przyniosła mu kołdrę i poduszkę, żeby mógł przespać się na kanapie, a sama poszła do swojej sypialni i położyła się obok swojego chłopaka, po czym niedługo później zasnęła.