poniedziałek, 30 grudnia 2013

The Unforgiven - rozdział 4.

mam nadzieję, że nie będę już miała problemów z internetem. trochę popisałam przez te dni wolne. to już w sumie jest ostatni, taki ze spokojniejszych rozdziałów. od następnego Susie zacznie trochę świrować, będzie więcej Jamesa. i na pewno rozdział pojawi się szybciej. na szczęście mam już nowy internet i wszystko powinno być ok.
pozdrawiam.

Tiffany

- Słuchaj Susie, widzę, że ty masz tego dosyć. Nie możesz dać sobie w końcu spokoju? - zasypywałam ją pytaniami od ponad godziny. Siedziałyśmy w jednej z kawiarni w zachodnim Hollywood, Cafe Med. Susan nie patrząc na mnie bez słowa mieszała swoją kawę.
- Daj mi w końcu spokój. Nie chcę o tym gadać. - mruknęła w końcu i wzięła mały łyk swojej latte. Spojrzałam na jej głęboki dekolt i głośno westchnęłam.
- Nie jest ci zimno?
- Nie.
- Susan... Rozmawiaj ze mną. Co się z tobą stało? Kiedyś byłaś rozgadana i uś...
- Kiedyś. - przerwała mi. - Ale nie teraz.
- To wszystko przez ten syf. Gdyby nie to na pewno byś taka nie była.
- Daj już z tym spokój. Gdyby nie to, to pewnie dalej byłabym na utrzymaniu twoich rodziców i nawet nie poznałabym Devona...
- Przestań mówić o Devonie. - zirytowałam się. - On cię kocha i zrobiłby dla ciebie wszystko, a ty traktujesz go jak śmiecia.
- Co?!
- Taka jest prawda. Widziałam jak zachowujesz się w stosunku do niego. Rozmawiałam z nim kilka razy i uwierz mi, jemu wcale nie jest łatwo. Myślisz, że podoba mu się to, że traktujesz go jak wroga?
- Tiff...
- Skoro tak kochasz swojego narzeczonego, to skończ z tym biznesem i znajdź sobie jakąś normalną pracę!
- Nie mogę!
- Dlaczego?!
- Bo... bo ja chcę to robić. - powiedziała, spuszczając wzrok. Zaśmiałam się cicho i wplotłam palce w swoje włosy.
- Dylan na pewno byłby z ciebie dumny.
- Nie mieszaj w to mojego brata. Który zresztą sam święty nie był.
- Powiedz mi... w ilu filmach zagrałaś? - zapytałam nagle, chociaż w ogóle nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie.
Susan spojrzała tępo w sufit i w głowie chyba liczyła sobie produkcje ze swoim udziałem.
- Nie wiem dokładnie. W ponad stu.
- A w ilu filmach było ci naprawdę przyjemnie?
- Seks na planie nie jest seksem w pełnym tego słowa znaczeniu. A już na pewno nie jest czymś, co mogłoby sprawić przyjemność lub zastąpić miłość. Oddzielam to co robię na planie filmowym od życia prywatnego. - wyjaśniła. Po jej zachowaniu poznałam, że już zaczęła się denerwować. - Od czasu do czasu masz orgazm na planie, ale tego nie da się zaplanować. Gdy reżyser krzyczy: orgazm!, udajesz.
- Więc po co ty to robisz?
- A co ty byś zrobiła na moim miejscu, gdyby ci przykładali broń do skroni przy podpisywaniu umowy?
Spojrzałam na nią uważnie. W jej oczach pojawiły się łzy. Rozejrzałam się po lokalu i wzięłam głęboki oddech.
- A Dev? On nic nie może z tym zrobić?
- Devon nie ma nic do gadania. On nie jest żadnym założycielem czy tam właścicielem wytwórni. Jest tylko reżyserem. Zresztą... ty i tak tego nie zrozumiesz. - rzuciła na koniec i chwyciła swoją torebkę. Chciała wychodzić, ale zatrzymałam ją.
- Twój ojciec był u mnie kilka dni temu. - oznajmiłam. Susie zatrzymała się i odwróciła w moją stronę.
- C-co? - wykrztusiła, podchodząc do mnie powoli.
- Twój ojciec był u mnie. Wiedział, że mieszkałaś z Dylanem i chciał wiedzieć, co dzieje się z tobą po jego śmierci.
- Nie dawał mi znaku życia od ponad 20 lat i teraz nagle zaczął się mną interesować? - Susan próbowała być zła, ale słabo jej to wychodziło. Widać było, że jest wzruszona.
- Może...
- Powiedziałaś mu, że... no wiesz... co robię?
- Nie. Powiedziałam, że mieszkasz ze swoim facetem. A on chciałby się z tobą spotkać.
- Naprawdę? Dałaś mu mój numer, czy coś?
- Nie... Chciał, żebym z tobą pogadała, bo nie wiedział, czy ty chciałabyś się z nim zobaczyć. Ma przyjść do mnie dzisiaj wieczorem. - poinformowałam ją. Susie westchnęła głośno.
- Daj mu mój numer. Muszę się z nim zobaczyć.
- To przyjdź do mnie wieczorem i...
- Nie mogę. O 18:00 zaczynam zdjęcia do kolejnego filmu. - powiedziała, spuszczając wzrok. We mnie aż się zagotowało.
- Ok. Dam mu twój numer i się sama z nim dogadasz.
- Dzięki.
Kilka sekund później wzięła swoje rzeczy, zostawiła pieniądze na stoliku i wyszła z lokalu. Popatrzyłam w okno na jej oddalającą się postać. Przeraźliwie chudą, w mocnym makijażu, w skórzanej kurtce Devona, która na niej wisiała. Pokręciłam głową i utkwiłam wzrok w wysokiej szklance z niedopitą latte. Gdzie podziała się Susie Johnson? Ta krucha, słaba i wrażliwa dziewczynka, którą wszyscy tak kochali? Ta sama, która zamieszkała ze mną i spała w moim łóżku? Kto tutaj popełnił błąd? Susie, jej koleżanka, która ją w to wciągnęła czy może ja?
Susan nigdy nie odpowiedziała mi na pytanie, dlaczego postanowiła to robić. Ale tak naprawdę ja chyba nawet nie chciałam wiedzieć, jaka jest prawda...

Susie

Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam na mojego... ojca. Dosyć ciężko przechodzi mi to przez gardło. Nie nazwałam go tak, odkąd skończyłam 3 latka. Teraz mam 23. Przez 20 lat można się odzwyczaić od mówienia czegoś takiego o kimś, kogo nie widziało się przez ten czas, nie utrzymywało się z nim żadnych kontaktów, nawet telefonicznych. Zastanawiam się, czy chociaż raz o mnie pomyślał w ciągu tych 20 lat.
- Susan... jesteś przepiękną dziewczyną. - powiedział, siadając naprzeciwko mnie. Przyjrzałam mu się. Zmienił się. Naprawdę się zmienił. O ile dobrze pamiętam, tata był artystą, wiecznym hipisem. Miał bardzo długie włosy, chodził w dzwonach, w domu było słychać Jefferson Airplane. Teraz z jego dawniej fryzury nie zostało praktycznie nic. Trochę ciemnych włosów z zakolami na czole. Zaczął również nosić okulary. Ale z tego hippisowskiego stylu coś mu zostało. Chodził na boso, nosił swetry i dzwony, swoje obrazy malował przy muzyce Hendrixa czy Beatlesów. Uśmiechnęłam się.
- Dziękuję... - na nic więcej nie umiałam się zdobyć. Nagle z kuchni wyszła Nicole, partnerka mojego ojca. Piękna kobieta. Wiecznie uśmiechnięta, z cudownymi, długimi falowanymi włosami.
- Danny wspominał mi, że ma córkę, ale całkiem inaczej sobie ciebie wyobrażałam. - oznajmiła, przysiadając się do nas. - Jesteś śliczna. I masz piękny uśmiech.
- Od dawna razem jesteście? - zmieniłam temat.
- Ponad 7 lat. - oznajmiła z uśmiechem Nic.
- A ty się z kimś spotykasz, Susan? - spytał ojciec.
- Tak... ja... jestem zaręczona.
- Wspaniale! Kiedy ślub?
- Nie mam pojęcia... Obecnie nie mamy w ogóle czasu, dużo... pracujemy, często jesteśmy poza domem, no i niestety sporo się teraz kłócimy...
- Każdy związek ma gorsze dni... - stwierdziła Nicole. - A gdzie pracujesz?
- Taka... praca... biurowa. - powiedziałam, spuszczając wzrok. Było mi wstyd. Umiem kłamać tak jak nikt, ale prędzej czy później ojciec i tak się dowie, czym zajmuje się jego jedyna córeczka, słodka, mała i chudziutka, którą uważa za aniołka. Za córkę idealną. Tego bałam się najbardziej.
- Susan, a co u twojej matki? - zapytaj nagle ojciec. Westchnęłam głośno.
- Wyszła po raz kolejny za mąż. Nic więcej nie mogę powiedzieć, ponieważ od 8 lat nie utrzymuję z nią żadnych kontaktów... Nie wiem, co obecnie się z nią dzieje...
Ojciec pokręcił głową i wziął głęboki oddech. Jemu również nie było łatwo z mamą. Z tą różnicą, że on miał chyba jeszcze gorzej ode mnie. Zdradzała go. Wtedy nie miałam jeszcze o tym pojęcia, byłam przecież małą dziewczynką. Dopiero z wiekiem zaczęłam rozumieć, dlaczego tata się z nią rozwiódł i nie chciał jej nawet widzieć. Ja do mojej matki miałam jedynie żal za to, że nigdy się nie odezwała, gdy jej facet mnie bił lub na mnie krzyczał. Ani razu nie stanęła w mojej obronie. A gdy jej mówiłam o tym, że mnie dotyka lub w nocy przychodzi do mnie do pokoju, nie chciała tego nawet słuchać. Uciszała mnie uderzeniem w twarz.
Takie traktowanie również wpłynęło na moje zachowanie. Nie jest to tylko zasługa udziału w filmach dla dorosłych. Przez moją mamę myślałam, że spotykanie się z kilkoma mężczyznami jednocześnie jest w porządku. Nie widziałam nic złego w zdradzie. Chociaż gdy poznałam Devona to wszystko się zmieniło, jednak zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo go zraniłam. Wiele razy. Dev mógłby mieć wiele dziewczyn. Nawet tych z którymi pracujemy. Nie raz słyszę, jak inne aktorki o nim rozmawiają. Że im się podoba, że chętnie by się z nim spotkały, ale on zawsze odmawia, że nie mogą patrzeć na to, jak przychodzi do mojej garderoby, żeby mnie pocałować lub spytać jak się czuję. Mógłby mieć dziewczynę, która go kocha i nie traktuje jak wroga, ale... jest ze mną... Pewnie zdaje sobie sprawę z tego, że jest dla mnie najważniejszy i kocham go najbardziej na świecie, tylko po prostu nie umiem mu tego okazać. I właśnie ta wizyta u ojca sprawiła, że nagle chciałam być blisko mojego narzeczonego. Dotknąć go, przytulić się do niego i pocałować go.
- Muszę już wracać. - wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do ojca. - Dziękuję tato, że się ze mną spotkałeś...
- To ja dziękuję, że ty zgodziłaś się na spotkanie.
Przytuliłam go, a po chwili spojrzałam jeszcze na Nicole i uśmiechnęłam się do niej.
- Miło było cię poznać.
- Ciebie również. Mam nadzieję, że jeszcze nas odwiedzisz.
- Jasne. Następnym razem z moim narzeczonym.
- Mam nadzieję. - powiedział z uśmiechem ojciec.
- Do zobaczenia. - pożegnałam się i chwilę później wyszłam z ich domu. Podbiegłam do mojego samochodu i wsiadłam do środka. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w moim mieszkaniu.

poniedziałek, 25 listopada 2013

The Unforgiven - rozdział 3.

jea, dodaję, wybaczcie, że teraz. trochę krótki, ale następny jest dłuższy. w końcu odzywa się James. wiem, że Karolina zabije mnie za Peace. ale wezmę się za niego w tym tygodniu, obiecuję. tak samo mam problem z zostawianiem komentarzy u osób, które dodają rozdziały. czytam jak mam czas, znajdę chwilę, mam ochotę - ale nie potrafię skleić nic sensownego. wiem, że to wkurwia, sama marudzę, że chcę komentarze, no ale... postaram się poprawić. mam nadzieję, że mi wybaczycie.

miłego czytania :)

James

Po sobotnim koncercie w Whisky przez kilka dni nie mogłem dojść do siebie. Coś dziwnego zaczęło się ze mną dziać... Zacząłem tęsknić za blondynką poznaną w klubie. Nigdy wcześniej jej nie widziałem, nie wiedziałem nawet jak ma na imię, w dodatku potraktowała mnie jak śmiecia, ale... naprawdę czułem, że muszę się z nią spotkać. To było chore. Gdzie miałem jej szukać? Los Angeles jest wielkie, a ja kompletnie nie znałem tej dziewczyny, nie wiedziałem kim jest. Przez 2 tygodnie każdego wieczoru chodziłem do Whisky a Go Go z nadzieją, że jeszcze raz ją tam spotkam. Ale nie spotkałem. Pytałem ludzi z klubów, czy może ją kojarzą, jednak od nich też nie otrzymałem żadnej pomocy. W tamtym czasie każda laska na Sunset tak wyglądała. Ale ona nie była tą "każdą". Była wyjątkowa. Tak przynajmniej wtedy czułem. Miała naprawdę piękną twarz i idealne ciało. W dodatku w jej oczach było coś, na co każdy facet niesamowicie leciał. Wystarczyło jedno jej spojrzenie i kolesiowi miękły kolana. Był cały jej. Skąd to wiem? Sam byłem jednym z tych facetów. Miałem okazję się o tym przekonać niecałe 2 miesiące później.
Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę tę blondynkę. Gdy powoli zacząłem o niej zapominać, ona znowu pojawiła się w moim życiu. Całkowicie przez przypadek. Spotkałem ją w sklepie spożywczym. Zobaczyłem ją w ciągu dnia, w pełnym kalifornijskim słońcu. Bo nawet jeśli nie pijesz to o 2:00 w nocy w zadymionym Whisky a Go Go niejedna laska może wyglądać ładnie, a potem się zdarza, że w świetle dnia mógłbyś przysiąc, że wtedy widziałeś zupełnie inną osobę. Ale ją poznałem z daleka i od razu wiedziałem, że to ona.
- Cześć! - krzyknąłem, podchodząc do niej. Blondynka odwróciła się i zmierzyła mnie wzrokiem.
- O nie... - mruknęła i poprawiła torebkę na swoim ramieniu.
- To nie może być przypadek. Może wypijemy razem kawę?
- A po co miałabym pić z tobą kawę?
- Wiesz... - zacząłem, uśmiechając się tajemniczo. - Czuję, że muszę cię lepiej poznać.
- Nie chodzę na kawę z obcymi facetami. - blondynka postawiła na szczerość.
- Możemy poznać się bliżej...
Fakt, że wydawała się niezainteresowana sprawiał, że nie dawałem za wygraną. Chodziłem za nią przez jakieś 15 minut po sklepie, aż nareszcie zapłaciła za swoją wodę i wyszliśmy na zewnątrz. W końcu powiedziała mi, że ma na imię Susan i zgodziła się, żebym odprowadził ją do domu.
Susie była jedną z pięknych blondynek z Kalifornii. Wysoka, szczupła, jeszcze piękniejsza w świetle dziennym. Miała 23 lata i mieszkała przy Sunset Boulevard ze swoim facetem. Podobnie jak ja trochę w życiu przeszła. W skrócie, Susie miała dość ciężki okres kiedy zaczęliśmy się częściej spotykać i gdy dość szybko się w niej zakochałem. Tylko wtedy nie miałem jeszcze pojęcia, w jaki syf się pakuję...

Susie

Nie lubiłam Jamesa. Nie lubiłam jego natręctwa, muzyki i zachowania. Nie podobał mi się pod każdym względem. Tak, zwracałam uwagę na wygląd. Organizowałam sobie konkursy piękności, a kandydaci nie mieli o tym pojęcia. Ale w ciągu tych kilkunastu minut, kiedy odprowadzał mnie do domu, zaciekawił mnie. Nie był taki jak większość facetów, których znałam. Był miły, uprzejmy, rozmowny. No i miał zniewalający uśmiech.
- Mieszkam całkiem niedaleko ciebie. - opowiedział, gdy byliśmy całkiem niedaleko mojego bloku. - Wydaliśmy już trzecią płytę, pojechaliśmy w trasę, jest dobrze. A ty...? Od jak dawna dajesz sobie sama radę w życiu?
- Odkąd skończyłam 15 lat.
- Szybko... Rodzice cię wyrzucili z domu? - próbował żartować, ale przestał się śmiać, kiedy zobaczył moją minę.
- Ostatni raz widziałam mojego ojca jakieś 20 lat temu. Prawie w ogóle go nie pamiętam. Moja matka wyszła po raz drugi za mąż, ale ten facet był ostatnim skurwielem...
- Dlaczego?
Uśmiechnęłam się pod nosem i odkręciłam swoją butelkę z wodą, biorąc kilka łyków.
- Może kiedyś ci opowiem. Mieszkałam przez kilka lat z moim starszym bratem, ale zmarł 2 lata temu. Przedawkował. - mówiłam ściszonym głosem. - Potem przygarnęła mnie do siebie moja przyjaciółka, a później poznałam Devona i wprowadziłam się do niego.
- A czy ty... no wiesz... - zawahał się. - Jesteś z nim szczęśliwa?
Westchnęłam. Gdyby to pytanie zadał ktoś inny, poczułabym się urażona. Ale przy Jamesie czułam się wyjątkowo swobodnie.
- Chyba nie... - zamyśliłam się. - Coś, co było między nami już się chyba wypaliło. W dodatku... byłam w ciąży, poroniłam i to też wpłynęło na to, że nasz związek się zmienił...
- Przykro słyszeć... - stwierdził, patrząc na swoje przybrudzone białe adidasy za kostkę.
- Teraz niestety łączy nas głównie praca.
- Pracujecie razem? Gdzie?
- A taki tam... biznes... Nieważne. - zbagatelizowałam i zakręciłam swoją butelkę z wodą. Co mu miałam powiedzieć? Że pieprzę się przed kamerą za pieniądze?
- A nie myślałaś o tym, żeby coś zmienić w swoim życiu? - spytał nagle, podchodząc do mnie. - Dodać mu barw?
- Masz na myśli romans? - uśmiechnęłam się ironicznie.
- Dlaczego zaraz "romans"? A może się zakochałem...?
- Taa? To super. Wybacz, ale muszę wracać do domu. - oznajmiłam i nie odwracając się za siebie, ruszyłam do klatki schodowej. Weszłam na 4. piętro, otworzyłam drzwi swojego mieszkania i weszłam do środka. Rzuciłam torebkę na podłogę i oparłam się o ścianę.
Wiedziałam przecież całkiem sporo o romansach. Niejednokrotnie się w to wpakowałam. Nie raz wylądowałam w swoim mieszkaniu z kolegą z planu filmowego lub z reżyserem. Spotykałam się z przystojnym blondynem z pracy, a jednocześnie byłam już umówiona na randkę z brunetem, z którym grałam dzisiaj rano w filmie. Randkowałam z kilkoma facetami jednocześnie, a oni nawet nie mieli o tym pojęcia.
Kiedy związałam się z Devonem nie wyobrażałam sobie, żeby poza planem filmowym uprawiać seks z innym facetem. Naprawdę go kochałam. I chociaż Lexxi zdradzała go od początku ich związku, tak dla Susie był najważniejszym i najwspanialszym mężczyzną pod słońcem, bez którego nie wyobrażała sobie życia.

czwartek, 7 listopada 2013

The Unforgiven - rozdział 2.

w czasach Mastera Meta nie grała już raczej w klubach, ale tak mi pasowało :)
Erin, Trish... komentarze u Was jutro, obiecuję. Margi, Peace chyba w sobotę. i tak mnie kochasz :')

miłego czytania :)

Devon

Chociaż między mną i moją narzeczoną od dawna było nieciekawie, jeden wieczór zmienił całkowicie moje, a tym bardziej jej życie - koncert Metalliki w klubie Whisky.
Metallica właśnie wydała swój trzeci album - Master of Puppets, który zawładnął moim sercem. Niedługo później ruszyli w trasę po Stanach Zjednoczonych i dostałem od znajomego 2 bilety na koncert. Chciałem zabrać ze sobą Susan, ale wiedziałem, że ciężko będzie ją namówić.
- Co mam zrobić z tym drugim biletem? - spytałem ją, gdy próbowałem ją przekonać na wyjście. - Ja zawsze chodzę z tobą na twoje koncerty.
- Nie rozumiesz, że nie chcę tam iść? Nie.
- Kochanie... dlaczego?
- Po prostu nie podoba mi się coś takiego jak thrash metal. - wyjaśniła, nie odrywając wzroku od swoich świeżo pomalowanych paznokci.
To była prawda. Susie nienawidziła thrash metalu. Uwielbiała glam. Szalała za takimi zespołami jak KISS, Twisted Sister, New York Dolls czy Hanoi Rocks.
- Dawno razem nigdzie nie wychodziliśmy, a teraz jest okazja. - oznajmiłem, siadając obok niej. Nawet na mnie nie spojrzała.
- Nie możemy iść w jakieś inne miejsce? Do kina czy restauracji?
- Wiesz o tym, że od dawna chciałem iść na ich koncert. Lubię ich.
- Więc idź, ale beze mnie.
- Mnie chce się wymiotować kiedy patrzę na tych twoich glamerów, ale chodzę z tobą na ich występy. Poświęć się chociaż raz dla mnie.
Susan westchnęła głośno i obrzuciła mnie spojrzeniem.
- Dobra. Niech ci będzie.
- Dzięki. - ucieszyłem się i chciałem ją pocałować, jednak ona bez słowa odsunęła się ode mnie. - Co jest?
- Nic. Po prostu nie mam ochoty.
- Chciałem cię tylko pocałować...
Takie sytuacje niestety zdarzały się od dawna. Susie nawet w naszej sypialni wydawało się, że jest na planie filmowym. Wiele osób wierzy w mit, że udział w filmach pornograficznych jest dla kobiet przyjemny. W rzeczywistości jednak kobiety są zranione po takim doświadczeniu. Kobiety nie bawią się, grając w takich filmach. Niektóre tak bardzo tego nienawidzą, że wymiotują w łazience podczas przerw w zdjęciach. Tak samo było z Susan.
- O której zaczyna się ten koncert? - zapytała nagle, wstając ze swojego miejsca.
- O 20:00.
- Pójdę się już naszykować. - oznajmiła i wyszła z salonu, a ja westchnąłem głośno i patrzyłem na jej chudą sylwetkę znikającą za drzwiami naszej sypialni.

Susie

Westchnęłam głośno i jeszcze raz przejrzałam się w lustrze. Poprawiłam swoje czarne skórzane spodnie, w które miałam wpuszczoną białą luźną koszulkę na ramiączkach i rzuciłam wzrokiem na moje czarne botki na wysokim obcasie. Chwyciłam puszkę lakieru i spryskałam sobie włosy, po czym ruszyłam do przedpokoju. Devon stał przed lustrem i poprawiał swoją czarną marynarkę. Oprócz tego miał na sobie skórzane spodnie i kowbojki. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do niego.
- Idziesz tak ubrany na koncert metalowy?
- Ty też idziesz tak ubrana. - odparł, spoglądając na mnie. Nic więcej nie powiedziałam. Wzięłam swoją torebkę i skórzaną kurtkę, Dev chwycił jeszcze kluczyki do samochodu i wyszliśmy z mieszkania. Przez kilkanaście minut drogi nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Dopiero gdy weszliśmy do klubu i poczułam ostry zapach dymu papierosowego oraz alkoholu, złapałam Devona mocniej za rękę i bardziej się do niego przysunęłam. Wszędzie było pełno pijanych bądź naćpanych osób w naszym wieku. Obok nas właśnie biło się dwóch chłopaków, a z drugiej strony ktoś wymiotował do kosza na śmieci. Ruszyliśmy wgłąb zadymionego lokalu i zobaczyłam jak jakaś panienka oblewa inną dziewczynę drinkiem, chyba za podrywanie jej chłopaka, który stał obok i starał się załagodzić sytuację. Co za syf...
- Dev, naprawdę mogliśmy spędzić milej ten wieczór! - krzyknęłam, rozglądając się wokół siebie.
- Daj spokój. Mogło być gorzej.
- Koncert się skończy i wracamy do domu, tak?
- Tak. - zapewnił i uśmiechnął się do mnie. - Idę pod scenę. Ty też?
- Nie. Pójdę zamówić sobie drinka i posiedzę przy barze.
- Jasne. Wiesz gdzie mnie szukać, jak będziesz chciała przyjść.
- No chyba nie. - mruknęłam cicho. Pocałował mnie jeszcze w policzek i ruszył pod scenę, a ja poszłam usiąść przy barze. Zajęłam jedno z wolnych miejsc, położyłam obok siebie moją torebkę, ściągnęłam kurtkę i zawiesiłam ją na oparciu krzesełka. Odwróciłam się w prawą stronę i zobaczyłam obok mnie dwie dziewczynki, które kartą kredytową formowały ścieżki kokainy. Na oko miały po 15 lat. Westchnęłam głośno i odwróciłam szybko głowę.
- Cuba Libre. - rzuciłam do młodej barmanki, a ta z uśmiechem kiwnęła głową. Po chwili podała mi mojego drinka, a ja spojrzałam w stronę sceny, gdzie wszyscy się pchali. Koncert zaczął się już jakąś chwilę temu, więc w klubie zrobiło się całkiem głośno. Nie tylko przez ich głośną muzykę, ale również z powodu młodych groupies piszczących na ich widok i również wielu fanów śpiewających razem z wokalistą.
Wzięłam łyk swojej coli z rumem i ruszyłam w stronę szalejącego tłumu. Chciałam znaleźć Devona, jednak nie udało mi się dopchać na sam początek. Rzuciłam jeszcze wzrokiem na zespół i w tym samym momencie wysoki blondyn spojrzał na mnie. Przez kilka sekund mi się przyglądał i nawet przestał śpiewać, a koledzy z zespołu dziwnie na niego popatrzyli. Pokręciłam z politowaniem głową i wróciłam do baru. Wypiłam do końca swojego drinka, zamówiłam jeszcze jednego, a jakiś czas później mój narzeczony był już obok mnie.
- Podobało się? - spytałam, patrząc na niego.
- Jasne! Marzyłem o tym, że usłyszeć na żywo "Welco... - zaczął podekscytowany opowiadać, ale przerwałam mu.
- Jedźmy już do domu.
- Ok, tylko pójdę na chwilę do łazienki. - oznajmił i ruszył w stronę toalet. Dopiłam colę z rumem i odstawiłam pustą szklankę, po czym założyłam moją kurtkę. Wyciągnęłam jeszcze z torebki lusterko i zaczęłam poprawiać włosy. W tym samym momencie ktoś obok mnie usiadł. Myślałam, że to Devon i odwróciłam się. Zobaczyłam obok siebie niebieskookiego blondyna, który wcześniej mi się przyglądał. Za nim stali jego koledzy z zespołu.
- Cześć. Jestem James. - przedstawił się dziwnie uwodzicielskim tonem.
- Nie obchodzi mnie to. - oznajmiłam, wrzucając lusterko do torebki.
- Tak? To po co przyszłaś na nasz koncert?
- Nie chciałam przychodzić na wasz koncert. Mój facet was lubi i mnie tutaj przyprowadził.
- Więc gdzie ten facet teraz jest? - zapytał nagle jeden z nich, marszcząc brwi. Miał ciemniejszą karnację, duże brązowe oczy i kręcone włosy.
- W łazience.
- Super. - mruknął James, uśmiechając się pod nosem. - Może nam się przedstawisz?
- Nie.
- Dlaczego? - spytał inny. Ten był wysoki, miał długie, brązowe, falowane włosy i ładne zielone oczy.
- Nie jesteście tego godni. - odpowiedziałam, nie patrząc na nich.
- Zaraz, nie przesadzasz trochę? Wiesz w ogóle do kogo mówisz? - zapytał lekko poirytowany James.
- Wiem. Do czterech alkoholików, którzy bezskutecznie próbują poderwać zajętą dziewczynę.
- Wiesz ile panienek chciałoby być na twoim miejscu? - zaśmiał się ostatni z nich. Chłopak miał dziwny akcent i lalkowatą urodę. Spojrzałam na niego, a ten zaczął lustrować mnie wzrokiem. - Zaraz, ja cię chyba skądś znam...
- Nie znasz mnie. - rzuciłam szybko i wstałam ze swojego miejsca. Nigdy na żywo się z nim nie spotkałam, więc mógł znać mnie tylko z filmów z moim udziałem.
- Nie, na pewno cię gdzieś wcześniej widziałem. - chłopak nie dawał za wygraną. W tym samym momencie zauważyłam Devona, który wychodził z toalety. Wzięłam swoją torebkę i chciałam pobiec w jego stronę, jednak ktoś złapał mnie za rękę. To był James.
- Daj mi swój numer. - poprosił cicho.
- Nie!
- Proszę, umów się ze mną!
- Człowieku, daj mi spokój, jestem zaręczona! - krzyknęłam i wyrwałam mu się, po czym ruszyłam w kierunku wyjścia, gdzie czekał na mnie Devon.
- Wiem, że jeszcze się spotkamy. - zawołał za mną blondyn, a ja udawałam, że nie słyszę. Podeszłam do mojego narzeczonego i wyszliśmy z lokalu, a kilkanaście minut później byliśmy już w swoim mieszkaniu.
Tego wieczoru jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, że James nieźle namiesza w moim życiu.

czwartek, 31 października 2013

The Unforgiven - rozdział 1.

no to mamy pierwszy rozdział. dowiecie się czym zajmuje się Susie i kilku innych informacji. postanowiłam nie robić opisów, bo... byłby to taki spoiler, dowiedzielibyście się kilku rzeczy, na które raczej trzeba trochę poczekać :)

rozdział dedykuję Rain, jednej z najwspanialszych czytelniczek, bo tak na niego czekała. co prawda w tym rozdziale Jamesa nie ma, ale będzie w następnym! :)

Devon

Lexxi Hope, a właściwie Susan "Susie" Johnson poznałem 12 marca 1985 roku, kiedy startowała do tej branży w pożyczonej bieliźnie, za dużych szpilkach koleżanki i ze szczątkami aparatu na zębach, który sobie dzień wcześniej rozbrajała kombinerkami. Miała wtedy 20 lat, proste brązowe włosy do połowy pleców, dziecinną twarzyczkę i przerażoną minę. Chociaż nikt nie zwrócił na nią szczególnej uwagi, zrobiła dobre wrażenie na castingu i udało jej się podpisać kontrakt.
Jakiś czas później Susan zaczęła się coraz bardziej zmieniać, a ja coraz bardziej dochodziłem do wniosku, że coś do niej czuję. Susie rzuciła swój wizerunek grzecznej dziewczynki. Zaczęła tapirować i tlenić na blond włosy, nie rezygnowała z mocnego makijażu, nosiła wyzywające ubrania. Przestała się uśmiechać i zawsze miała rozchylone wargi. Nikt nie miał prawa mówić do niej po imieniu. Wszyscy zwracali się do niej Lexxi.
Wszyscy, oprócz mnie. Zaczęliśmy się spotykać. Lexxi, którą znali wszyscy była wredna, nieufna i wulgarna. A Susie, w której się zakochałem, była miła, zabawna i inteligentna. Chociaż każdy twierdził, że związek między reżyserem a aktorką porno zakończy się po niedługim czasie głośną kłótnią, zdradą bądź śmiercią z powodu przedawkowania lub morderstwa swojego partnera, ja po paru miesiącach byłem przekonany, że Susan to ta dziewczyna, którą chcę poślubić.
Zaręczyliśmy się po pół roku randkowania. Niecały miesiąc później dowiedzieliśmy się, że Susie jest w ciąży. Ja byłem szczęśliwy, ale co do Susan miałem wątpliwości. Znałem ją od dawna i wiedziałem, że nie cieszy się z dziecka. Tydzień później, może nawet nie, dostałem telefon od jej przyjaciółki Tiffany, że znalazła ją nieprzytomną w naszym mieszkaniu, z pustą fiolką po lekach i butelką wódki w dłoni. Wcześniej bym się tym nie przejął, moja narzeczona zrobiła to nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz. Ale ona przecież była w ciąży! Była. Kiedy dojechałem w końcu do szpitala dowiedziałem się, że poroniła.
Przez utratę dziecka nasz związek bardzo się zmienił. Susie wróciła do grania w filmach porno, chociaż miała tego dosyć i wymiotowała na samą myśl o tym. Oddaliliśmy się od siebie. Nie sypialiśmy ze sobą. Nie mogłem na nią patrzeć. Po co ona to właściwie znowu pomieszała leki z alkoholem? Chciała mi zrobić na złość? Czy aż tak bardzo nie chciała mieć ze mną dziecka? Może to dziecko nawet nie było moje...? Nie wiem, czy kiedykolwiek odzyskam odpowiedź na te pytania. Ale wiem, że między mną i Susie już nigdy nie będzie tak jak przedtem.

Tiffany

Susan pierwszy raz spotkałam gdy miała 16 lat. Przeprowadziła się do swojego starszego brata Dylana, który mieszkał na moim osiedlu. Obydwoje nie mieli lekko w życiu, w szczególności Susie. Zawsze była samotna. Swojego ojca widziała ostatni raz, kiedy była małą dziewczynką. Jej matka często zmieniała facetów. W końcu wyszła za mąż za jednego ze swoich partnerów, który najpierw wydawał się być księciem z bajki, a w rzeczywistości okazał się kimś zupełnie innym.
Któregoś dnia Susan wyznała mi, dlaczego uciekła z domu. Jej ojczym wykorzystywał ją seksualnie. Trauma po tym przeżyciu spowodowała, że zaczęła występować w filmach dla dorosłych. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nigdy nie powiedziała, że granie w tego typu produkcjach sprawia jej przyjemność.
Susie i jej brat ledwo wiązali koniec z końcem. Ona jeszcze chodziła do szkoły, a on był gitarzystą w zespole metalowym. Żyli ze wszystkich form pomocy społecznej oraz dzięki hojności przyjaciół z zespołu Dylana. Kiedy Susan miała 18 lat w tajemnicy przed bratem zaczęła pracować jako striptizerka w jednym z nocnych klubów. Dylan dowiedział się o tym przez przypadek. Susie była najważniejszą osobą w jego życiu i nie chciał, by jego siostra pracowała w takim zawodzie, nawet jeśli dostawała za to niesamowitą kasę. Ponieważ Susan kochała brata nad życie, rzuciła pracę striptizerki i zaczęła pracować jako kelnerka. Niedługo później związała się z perkusistą zespołu, w którym grał Dylan.
Wszystko powoli zaczęło się układać. Za każdym razem gdy widziałam Susie, ta była uśmiechnięta i rozgadana. Miała fajnego chłopaka i stałą pracę, więc ona i Dylan dawali sobie radę. Jednak którejś nocy wszystko się skończyło i znowu w jej życiu nastąpił bardzo ciężki okres. Kiedy wróciła z pracy i weszła do mieszkania, zobaczyła swojego brata leżącego na podłodze, z igłą w przedramieniu. Wszyscy wiedzieli o tym, że Dylan był narkomanem. Susie jednak zawsze twierdziła, że mimo to są ze sobą w dobrych kontaktach i nie potrzebują od nikogo żadnej pomocy. Każdy w to wierzył, dlatego nikt nie próbował im pomóc.
Po jego śmierci Susan kompletnie się załamała. Rozstała się ze swoim chłopakiem, przestała jeść, nie chodziła do pracy. Jakiś czas później ją zwolnili i nie miała ani centa. Wyrzucili ją z mieszkania, dlatego moi rodzice zgodzili się, żeby z nami zamieszkała. Lubili Susie. Od dawna się z nią przyjaźniłam, więc zawsze była u nas mile widziana. Przez jakieś 2 tygodnie trudno było się z nią dogadać, ale potem wszystko zaczęło wracać do normy. Znalazła nową pracę, zaczęła spotykać się z ludźmi. Jedna z jej nowych znajomych, której nigdy nie spotkałam, spytała ją, czy nie wystartowałaby razem z nią do branży porno. Susie oczywiście się zgodziła. Łatwo było nią manipulować.
Potem przez długi czas nie widziałam Susan. Wyprowadziła się od nas i zamieszkała ze swoją nową koleżanką, która wciągnęła ją w ten syf. Było mi smutno, jednak po jakimś czasie przestałam myśleć o Susie. Wmawiałam sobie, że może ułożyła sobie jakoś życie. Że może taki "zawód" jej odpowiada. Ale myliłam się. Miałam okazję się o tym przekonać kilka miesięcy później, kiedy spotkałam ją po raz pierwszy odkąd się wyprowadziła z mieszkania moich rodziców. Imprezowała w jednym z nocnych klubów w Hollywood z kilkoma osobami. Ja tam byłam z dwiema koleżankami, które dzięki mnie poznały Susie. Pewnie nawet bym nie wiedziała, że jest w tym samym klubie co ja, gdyby nie jedna z moich znajomych.
- Czy to nie jest przypadkiem Susan? - spytała, rzucając spojrzeniem na grupkę ludzi. Odwróciłam się i zmierzyłam ich wzrokiem.
- Nie.
- Przypatrz się. Tej blondynce.
- Susie przecież nigdy nie miała blond wło... - nie dokończyłam, ponieważ po raz kolejny odwróciłam się i zmierzyłam wzrokiem chudą blond dziewczynę. Nie mogłam uwierzyć. To była Susan. Jednak z tej Susan, którą poznałam i która była przez długi czas moją najlepszą przyjaciółką, nie zostało nic. Jej piękne, długie, brązowe włosy zniknęły. Teraz były natapirowane, tlenione na blond. Do tego długie czerwone paznokcie, dżinsy najobciślejsze jak się tylko dało i bluzki odkrywające brzuch. Chociaż miała ostry makijaż, z daleka widziałam, że jest zmęczona i przygnębiona. Na twarzy nie miała ani cienia uśmiechu. Wyglądała strasznie. Mimo wszystko chciałam do niej podejść i zamienić z nią kilka słów.
- Hej. - rzuciłam, gdy tylko znalazłam się przy niej. Dziewczyna odwróciła się i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Tiffany... to ty...
- Susie, jak ty wyglądasz...
- Mów do mnie Lexxi, ok? - poprosiła.
- Jak?
- Lexxi... Lexxi Hope.
- Kto to kurwa jest Lexxi Hope?
Susan uśmiechnęła się blado.
- To ja. To mój pseudonim artystyczny.
Zrobiło mi się słabo. To już był koniec. Nie mogłam się do niej nawet zwracać po imieniu. Stwierdziłam, że dalsza rozmowa nie będzie miała sensu. Chciałam odejść, ale Susie zatrzymała mnie. Zaciągnęła mnie do toalety. Pierwsze co zrobiła, to zamknęła za nami drzwi i rozpłakała się. Nie potrafiłam jej uspokoić. Tusz spływał jej po policzkach, ludzie przechodzili obok nas i się dziwnie patrzyli, a ona leżała na zimnych płytkach zwinięta w kłębek i płakała jak mała dziewczynka. Patrząc na tę scenę doszło do mnie, że Susie jest emocjonalnym wrakiem. Zawsze była bardzo wrażliwa i wszystko bardzo przeżywała, a ten biznes jeszcze bardziej pogorszył sprawę. Żeby wytrzymać w tej branży trzeba mieć poukładane w głowie. A Susan niestety miała z tym spory problem...
- J-ja tak... Nie... nie mogę... - łkała, przytulając się do mnie bezsilnie. - Nie dożyję do końca kontraktu...
- Susie... sama jesteś sobie winna...
- Co ja mam teraz zrobić...?
- Nie wiem. Ty się w to bagno wpakowałaś.
- Ale... ja nie wiedziałam...!
- Wiem, że nie masz rodziny, ale nie mogłabyś się dla kogoś starać? Chłopaka, przyjaciółki? Masz kogoś takiego?
- Mam... mam narzeczonego. - powiedziała w końcu, pociągając nosem. - Ma na imię Devon.
- I nie przeszkadza mu to, że grasz w filmach pornograficznych?
- Potrafię oddzielić to co robię w pracy od życia prywatnego. - powiedziała cicho. Westchnęłam głośno i powstrzymałam się od komentarza.
Devona miałam okazję poznać jeszcze tego samego wieczora. Wysoki, dobrze zbudowany, z zarostem na twarzy, czarnymi gęstymi włosami i ciekawymi tatuażami. A przede wszystkim był porządny, mimo że też był związany z tą branżą. Miał silną psychikę, w porównaniu do Susie. Na pierwszy rzut oka była widać, że się o nią troszczy i bardzo ją kocha, chociaż ona w ogóle tego nie doceniała.
- Odkąd Susie poroniła, wszystko się zmieniło. - opowiedział, gdy staliśmy sami na tyłach lokalu i rozmawialiśmy. - Nie jest tą samą osobą co wcześniej. Próbuję pomóc jej, nam, naszemu związkowi, ale ona traktuje mnie jak wroga.
- Ją wykańcza granie w tych filmach. Naprawdę nie przeszkadza ci to, że twoja narzeczona robi coś takiego?
- Seks na planie nie jest seksem w pełnym tego słowa znaczeniu. - wyjaśnił, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. - Gdy Susie dowiedziała się o ciąży, zrezygnowała z tego. Myślałem, że już na stałe. Jednak kiedy poroniła, od razu wróciła do pracy. Nikt jej do tego nie zmuszał i nie namawiał, sama podjęła taką decyzję.
- Może jej już naprawdę na niczym nie zależy...? - spytałam w końcu. Dev wyciągnął z paczki jednego papierosa, odpalił go i mocno się zaciągnął.
- Nie wiem. Na dziecku jej najwyraźniej nie zależało, skoro nafaszerowała się lekami i popiła je alkoholem. Na mnie chyba też nie, skoro cały czas odkłada datę ślubu.
- Ale jest z tobą...
- Potrzebuje kogoś bliskiego. Nie ma rodziny, nie ma żadnego przyjaciela... Ona nie chce żadnej rozmowy czy pomocy. Po prostu musi mieć obok siebie kogoś bliskiego i kochającego. Chce trochę czułości i tego poczucia bezpieczeństwa.
Popatrzyłam jeszcze raz na Devona i wzięłam głęboki oddech. Nie miałam pojęcia, jak mogę pomóc Susie. A chciałam to zrobić. Była zbyt słaba i bezbronna. Dla niej kariera w tej branży mogła skończyć się tylko jednym - śmiercią.

niedziela, 27 października 2013

Bohaterowie, prolog "The Unforgiven"


Susan "Susie" Johnson


Tiffany Thompson


Kristen Hall


Kendall Hetfield


Devon Hayes


James Hetfield


Cliff Burton


Kirk Hammett


Lars Ulrich


Jason Newsted


Dave Mustaine


David Ellefson


Marty Friedman


Nick Menza


Tyler Morris

The Unforgiven
Wprowadzenie

Po całym mieszkaniu leżą porozrzucane gazety. Ich nagłówki walają mi się po głowie.

Lexxi Hope aresztowana za jazdę pod wpływem alkoholu
Devon Hayes i Lexxi Hope rozstali się?
Lexxi Hope znowu pobita przez narzeczonego!
Lexxi Hope jest w ciąży?
Lexxi Hope po kolejnej próbie samobójczej
Devon Hayes wylądował na odwyku
Devon Hayes widziany z inną kobietą. Lexxi to już przeszłość?

Nienawidzę Lexxi Hope. Mam dosyć jej uzależnień, romansów, zdrad i upokorzeń. Nie cierpię wychodzić do pracy o osiemnastej. Nie chcę więcej zarabiać tysięcy dolarów w ciągu godziny.

Masz dosyć zarabiania dużych pieniędzy i spędzania czasu na imprezach w doborowym towarzystwie?

Imprezach? To szara rzeczywistość, gdzie bez przerwy wymagają od ciebie okrzyków rozkoszy. Jest tłum techników, oświetleniowców, dwóch reżyserów oraz napięty grafik i musisz udawać, że przeżywasz najlepsze chwile swojego życia. To nie jest impreza. To jest praca. Naciskasz budzik i idziesz do pracy. Męczysz się. Nudzisz, bo godziny ciągną się i ciągną.

Sama wybrałaś taką drogę.

Skąd mogłam wiedzieć o wszystkich pułapkach, w jakie może wpaść początkująca gwiazdka? Nie miałam pojęcia o narkotykach i alkoholu oraz o producentach, którzy używać będą dziewczynę aż do zużycia?

Jesteś z siebie dumna, mała dziwko?

Zamknij się!

Wszyscy traktują cię jak szmatę, podoba ci się to?!

Zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij!

Lubisz jak cię znajdują w pokoju hotelowym z pociętymi rękoma, leżącą wśród potłuczonych butelek po whisky i rozsypanych tabletek? Nie ma to jak autopromocja, prawda?

Ten przemysł stara się ukryć problemy psychiczne dziewczyn. To nie jest autopromocja. To desperackie wołanie o pomoc. Dziewczyny takie jak ja umierają młodo każdego dnia...

piątek, 5 lipca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 35.

ostatni. to już koniec pierwszej części... ale będzie druga, już niedługo. jak ja pokochałam to opowiadanie...

wszystko cudnie się skończyło. ja właśnie lecę na autobus, bo jadę do Jagody, autorki "Hero of The Day" :D

nie mogę się doczekać! i drugiej części Carpe Diem tak samo!

Rain, obiecuję, że przeczytam Twoje nowe opowiadanie :)

dziękuję za czytanie! wszystkim! kocham Was!

- Wiesz z czym to się wiąże, prawda? - wysoki brunet patrzył uważnie na swoją towarzyszkę. Dziewczyna patrzyła tępo przed siebie i kiwnęła głową.
- Wiem. Ale ja już postanowiłam.
- Praca modelki to jest często rezygnacja z życia prywatnego, dieta i ćwiczenia, wyjazdy, pokazy mody.
- Ryan, wszystko wiem. - przerwała mu i popatrzyła na niego z poważną miną. - Chcę podpisać kontakt.
Chłopak głośno westchnął, po czym wyciągnął z kieszeni swojej skórzanej kurtki paczkę papierosów, wyjął jednego i odpalił. Mocno się zaciągnął i rozejrzał się po Hollywood Boulevard.
- Shan, musisz też wiedzieć, że młode niedoświadczone modelki nie są dobrze traktowane. Musisz liczyć się z tym, że nie będziesz od razu miała sesji z najlepszymi fotografami i że trafisz na okładkę prestiżowego magazynu o modzie. - wyjaśnił, patrząc na nią z boku. - Masz nagie sesje zdjęciowe, fotograf czy stylista może cię dotykać.
- Wiem... rozumiem...
- I na pewno chcesz podpisać ten kontrakt?
- Tak. - powiedziała bez wahania, odgarniając niesforny kosmyk za ucho. - To jest moje marzenie. Taka okazja może się więcej powtórzyć. Może jednak mi się uda? Będę supermodelką, inspiracją dla innych dziewczyn? Ryan, nikt za mnie mojego życia nie przeżyje. Chcę spróbować.
- W porządku. Wchodź do środka. - rzucił, otwierając przed nią drzwi. Shanell wzięła głęboki oddech i wraz z chłopakiem weszła do środka. 

***

Minęło kilka dni. Nick pogodził się z Shanell i wrócił do domu. Nudności Shan nie minęły i zaczynała się coraz bardziej niepokoić.
Judy była w 6. miesiącu ciąży i dowiedziała się, że niedługo urodzi synka. Podzieliła się tą informacją tylko z dziewczynami, ponieważ David nie chciał znać płci dziecka, a chłopcy pewnie by mu wygadali.
Dave wprowadził się do Diany. W końcu był szczęśliwy, z radością chodził do pracy i na próby, bo wiedział, że nie będzie musiał wracać do pustego mieszkania. Bez przerwy komplementował swoją dziewczynę, poświęcał jej każdą wolną chwilę i zajmował się jej synkiem. Pokochał Travisa, a rola ojca bardzo mu się spodobała.
Któregoś dnia po sesji zdjęciowej Shan leżała na kanapie w biurze Ryana. Źle się czuła, było jej słabo i miała nudności. Chłopak chciał zadzwonić po lekarza lub zabrać ją do szpitala, jednak Shanell upierała się, że niedługo jej przejdzie.
- Austin, rusz dupę i chociaż posegreguj te papiery. - Ryan wstał ze swojego miejsca i wskazał wzrokiem na swoje biurko. - Ja muszę iść zadzwonić. Shan, lepiej się czujesz?
- Tak. Dzięki.
- Przynieść ci wodę jak będę wracał?
- Jeśli mógłbyś...
- Mógłbym. - chłopak wziął do ręki swój terminarz i wyszedł ze swojego biura. Jego asystent usiadł na jego miejscu i zaczął układać wszystkie dokumenty i notatki. Shanell wstała z kanapy i podeszła wolnym krokiem do chłopaka.
- Austin... mógłbyś coś dla mnie zrobić?
- Jasne.
- Poszedłbyś do apteki... I kupił mi dwa testy ciążowe?
Austin odgarnął swoje blond włosy za ucho i otworzył usta ze zdziwienia. Po chwili odchrząknął i swoim błękitnym spojrzeniem zaczął mierzyć płaski brzuch modelki.
- Jesteś w ciąży?
- Tak podejrzewam. Dlatego chcę, żebyś poszedł kupić mi test.
- Dobrze, ale Ryan znowu będzie się na mnie darł, że nie robię tego co mi każe... - jęknął żałośnie, wkładając jego notatki do pierwszej lepszej teczki.
- Coś wymyślę. Powiem, że musiałeś załatwić pilną sprawę. Ok?
- Dobra. - oznajmił i wyszedł z biura. Modelka wzięła głęboki oddech i usiadła przy biurku, po czym zaczęła segregować wszystkie papiery. Chwilę później do biura wszedł Ryan. W jednej dłoni trzymał swój terminarz, a w drugiej butelkę wody.
- Trzymaj. - rzucił w jej stronę butelkę. Rozejrzał się po pomieszczeniu i rzucił swój notes na biurko. - Gdzie Austin?
- Wyszedł.
- Jak kurwa "wyszedł"? W godzinach pracy? Chyba kazałem mu coś zrobić!
- Ja mu kazałam wyjść. Chciałam, żeby mi coś kupił.
- Aha... no dobra. Słuchaj, możesz już iść do domu. Nie będę cię trzymał, bo i tak nie ma nic do roboty, a ta projektanta przeniosła spotkanie na czwartek.
- Dzięki. Zadzwonię później. - powiedziała cicho, zakładając swoją skórzaną kurtkę.
- Jasne. Trzymaj się. - pocałował ją w policzek na pożegnanie, a ona bez słowa wyszła z biura. Wsunęła na nos swoje okulary przeciwsłoneczne i spuściła głowę. Miała ochotę jak najszybciej wyjść z agencji.
- Shanell! - usłyszała za sobą głos młodego chłopaka. Westchnęła głośno i odwróciła się. Zobaczyła, że biegnie do niej Austin z dwoma pudełeczkami w dłoni. Teraz już wiedziała, dlaczego Ryan bez przerwy był na niego zły. - Mam twoje testy!
- Nie krzycz. - wycedziła przez zęby, kiedy był już obok niej. - Nie chcę, żeby wszyscy się dowiedzieli i za chwilę pojawiły się plotki.
Wyrwała mu z ręki testy ciążowe i szybko schowała je do torebki. Pożegnała się z chłopakiem i ruszyła w stronę toalet. Zamknęła się w jednej z kabin. Wzięła głęboki oddech. Otworzyła obydwa pudełeczka, przeczytała instrukcję i zrobiła to co musiała. Kiedy czekała na wyniki testów zamknęła oczy i oparła głowę o ścianę. Otworzyła je. Obydwa wyszły pozytywne. Wpatrywała się w nie przez kilka sekund.
- Pozytywny, pozytywny, pozytywny... - powtarzała cicho, nie mogąc w to uwierzyć. Wplotła palce w swoje długie włosy i oddychała ciężko. Po chwili jednak wyszła z kabiny i pobiegła na stację metra. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu.
Po kilkunastu minutach była już pod swoim blokiem. Weszła do środka, wjechała windą na 14. piętro i weszła po cichu do swojego mieszkania. Nick leżał na kanapie w salonie i oglądał telewizję.
- Cześć. Już jesteś? - spytała, ściągając torebkę z ramienia.
- Taa. Kumpel przyszedł godzinę wcześniej do pracy, więc mogłem już wrócić do domu. Jak tam?
- Możemy pogadać?
- Jasne. - powiedział, siadając. Dziewczyna usiadła obok niego i położyła rękę na jego kolanie. - Dlaczego jesteś smutna? Co się stało?
- Nick...
- Tak...?
- Ehh, nie potrafię tak... - westchnęła głośno. Chłopak zmarszczył brwi. Shan popatrzyła mu prosto w oczy i blado się uśmiechnęła.
- O co chodzi?
- Jestem w ciąży.
Nick popatrzył na nią zaskoczony. Najpierw na jej uśmiechniętą twarz, później na jej brzuch. Próbował coś powiedzieć, ale nie umiał wykrztusić z siebie słowa. Wplótł palce w swoje długie włosy i zaśmiał się cicho.
- Naprawdę? - upewnił się.
- Naprawdę.
- Kocham cię! - krzyknął i przytulił ją mocno, po czym położył ją na kanapie. Shan zaśmiała się głośno i popatrzyła na jego rozpromienioną twarz. Odgarnęła mu włosy z policzka i uśmiechnęła się.
- Ja ciebie też... - powiedziała cicho. Nick pocałował ją delikatnie, a następnie wtulił się w jej brzuch. Shanell zaczęła głaskać go po włosach, a po jej policzku spłynęła łza szczęścia...

6 miesięcy później

- Mamo, zostaw! - krzyczał oburzony Nathan, kiedy Mel poprawiała mu włosy. - Jestem już duży, idę do szkoły, a ty mnie traktujesz jak dziecko!
- Wybacz, mój mężczyzno. Biegnij, bo się spóźnisz na lekcje już pierwszego dnia w szkole.
- Mason, chodź! - Nath wziął od Jamesa swój plecak i spojrzał na przyjaciela. Mase puścił rękę Davida i podszedł do wózka. - Mogę pocałować braciszka?
- Jasne. Tylko go nie obudź. - powiedziała Judy, zerkając na śpiącego Taylora. Mason najdelikatniej jak tylko mógł pocałował go w policzek, a mały poruszył się. Uśmiechnął się promiennie i spojrzał na swoich rodziców.
- Leć już. - Dav pogłaskał go po włosach i poprawił jego plecak. Mase kiwnął głową i razem z Nathanem pobiegli do szkoły.
- A mnie kiedy zawieziecie do przedszkola? - niecierpliwiła się Sophia.
- Już, jedziemy. - odpowiedział James i chciał wziąć ją na ręce swoją córeczkę, jednak mała odsunęła się od niego. - Co jest?
- Ja już jestem duża! Nie chcę, żebyś nosił mnie na rękach!
- Ale Sofi...
- Tato, jestem w ostatniej klasie przedszkola! Za rok idę do szkoły!
- No dobrze. Chodź do samochodu. - powiedział, podając jej kluczyki. Sophia pobiegła do zaparkowanego auta, a James pokręcił z uśmiechem głową i przytulił się do Mel. - Mogę chociaż ciebie przytulić? Czy ty też jesteś za duża?
- Możesz. - powiedziała, wtulając się w swojego męża. Po kilku sekundach jednak odsunęła się od niego. - Ale serio, chodź, po naprawdę się spóźnimy.
- Już idę. To jak, do zobaczenia później? - spytał Jam, patrząc na resztę towarzystwa. Wszyscy kiwnęli głowami. - To na razie!
Blondyn wziął swoją żonę za rękę, po czym weszli do samochodu i pojechali zawieść Sofi do przedszkola. Shan pogłaskała swój mocno zaokrąglony brzuch i spojrzała z uśmiechem na Nicka.
- Proszę, pozwól jechać mi do agencji!
- Nie! Lekarz kazał ci przystopować z pracą.
- Ale Nick, Vogue chce mnie na okładkę! Nagą, z ciążowym brzuchem! Przecież się zgodziłeś!
- Powiedziałem, że się zastanowię.
- Nicky, Vogue to biblia mody! Najbardziej prestiżowy maga... - zaczęła Shan, a Nick głośno westchnął.
- Dobra, wsiadaj do samochodu, zawiozę cię. Ale jak wrócimy do domu, od razu kładziesz się do łóżka i odpoczywasz. - powiedział, patrząc na nią uważnie. Shanell przytaknęła z uśmiechem.
- Jasne.
- Trzymajcie się. - rzucił Nick w stronę reszty przyjaciół. Modelka podbiegła do samochodu i weszła do środka.
- Shan, ściągaj te szpilki! - krzyczał za nią. David zaśmiał się głośno i przytulił Judy, a zaraz po tym popatrzył na Dave'a i Dianę, którzy nie potrafili się od siebie oderwać.
- Davie, pójdziesz do wytwórni na to spotkanie?
- Myślałem, że pójdziemy wszyscy... Ja, ty, Marty i Nick.
- Nick zajmuje się Shan. Ja zajmuję się Taylorem.
- A ja zajmuję się Travisem. - powiedział, biorąc na ręce Travisa, który dopiero co stawiał swoje pierwsze kroki.
- Naprawdę służy ci to ojcostwo. - uśmiechnęła się Judith.
- Dave chce adoptować Travisa. - powiedziała rozpromieniona Diana. - Rozmawialiśmy z moim byłym i zgodził się na to. Mały będzie miał nazwisko Dave'a.
- Wow, to zaszalałeś. - oznajmił z uznaniem David. - Na spotkanie najwyżej pójdę z Martym, przecież Judy zostanie trochę sama z dzieciakami... Prawda?
Blondynka kiwnęła głową i poprawiła czapeczkę Taylora. Dav uśmiechnął się i pogłaskał swojego synka po policzku.
- Jak myślisz, uda nam się z tym kontaktem? Teraz będzie już tylko lepiej? - zapytał Dave, całując delikatnie Travisa w czoło. David kiwnął głową.
- Na pewno. Dostaliśmy już prawie wszystko czego pragnęliśmy. I szczerze mówiąc jeszcze więcej. - Dav spojrzał na swoją kobietę i kilkumiesięcznego synka. - To ten czas.
Dave przytaknął ruchem głowy. Żadne z nich nie spodziewało się, że już niedługo spełni się prawie każde ich marzenie.

piątek, 28 czerwca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 34.

nie wierzę, to już dzisiaj! skończyłam gimnazjum! mam wakacje!
ten tydzień był bardzo... ekscytujący. w szczególności ten dzień. rozdanie świadectw, pożegnanie, wspominanie 3 ostatnich lat spędzonych w tej szkole...

przedostatni rozdział. sprawa z Dianą, Shan i Nickiem wyjaśniona. w sumie to wszystko wróciło do normy.

miłych wakacji wszystkim życzę!

- Nick, proszę. Wróć do domu. - Shan od prawie godziny próbowała namówić go na powrót. Chłopak był jednak nieugięty. - Dalej jesteś zły na te zdjęcia?
- Tak.
- Nicky... ile razy mam cię jeszcze przepraszać? Przecież to kilka zdjęć z tysięcy innych, które miałam zrobione.
- Shan, tutaj już nie chodzi o te zdjęcia. Chodzi o to, że kompletnie nie liczysz się z moim zdaniem.
- Nick...
- Od początku nie podobała mi się twoja praca, ale jakoś to znosiłem, bo pytałaś mnie czy możesz wziąć udział w którejś kampanii reklamowej, czy zgadzam się na jakąś sesję, czy możesz pozować w bieliźnie. Najczęściej się godziłem, bo byłaś ze mną szczera i wiem, że twoja praca polega zarabianiu pieniędzy swoim ciałem. - opowiedział, nawet na nią nie patrząc. Zrobił krótką przerwę, a po chwili spojrzał jej w oczy. - Ale teraz w ogóle o nic mnie nie pytasz. Lecisz sobie ze swoim menadżerem na jakiś pokaz mody do Nowego Jorku czy Londynu na kilka dni, a ja nawet nie mam o tym pojęcia. Masz nagie sesje zdjęciowe, o których też nic nie wiem. Nie pytasz mnie o to, czy zgadzam się na coś takiego. Jak ja według ciebie mogę się czuć kiedy wiem, że obcy faceci na całym świecie mogą oglądać cię nagą?
- Kochanie, ja po prostu nie zawsze chcę cię denerwować, dlatego nie mówię ci o wielu rzeczach... Wiem, że ty masz też swoje sprawy i problemy związane z pracą i zespołem.
- Przecież zawsze znajdę czas na rozmowę o twojej pracy. I nie mów, że nie chcesz mnie denerwować, bo wiesz doskonale, że od samego początku irytuje mnie twoja praca modelki. Twój menadżer, projektanci, fotografowie, pełno zdjęć, ubrań i kosmetyków w domu...
- Też mam czasami tego dosyć... - powiedziała cicho, wlepiając wzrok w podłogę.
Nick bez słowa przytulił swoją dziewczynę. Shanell pociągnęła nosem i wtuliła się w jego koszulkę. Odsunął ją od siebie i spojrzał jej w twarz. Otarł jej łzy i pocałował ją delikatnie.
- Daj mi jeszcze kilka miesięcy... - szepnęła Shan, a po jej policzku spłynęła kolejna łza. - Jeżeli przez ten czas nic się nie zmieni... Jeżeli nie będę więcej zarabiać, jeśli lepsza agencja nie będzie chciała podpisać ze mną kontraktu... Jeśli nie będę dostawać lepszych propozycji... To rzucę to. Znajdę sobie inną pracę, pójdę na studia, cokolwiek...
Chłopak głośno westchnął. Praca modelki od zawsze była jej marzeniem. Zrezygnowała z tylu rzeczy, poświęciła tyle czasu i wylała morze łez aby stać się tym, kim jest dzisiaj, a teraz chciała to wszystko rzucić. Dla niego.
- Shanell... Nie musisz rezygnować ze swoich marzeń ze względu na mnie...
- Ale ja chcę. Posłuchaj, ja już nie jestem małym dzieckiem. Jestem dorosła. Powinnam zacząć myśleć o życiu, o założeniu rodziny, zarabiać... A ja nadal wierzę w to, że będę jedną z najlepszych supermodelek na świecie.
- Bo będziesz. Shan, zobacz ilu ludzi chce z tobą pracować. Ile gazet chce cię na okładce. Ludzie zaczepiają cię na ulicach. Masz fanów. Masz przepiękną twarz, idealne ciało... Może chociaż tobie uda się spełnić marzenia... - oznajmił Nick, patrząc na nią uważnie. - Masz jeszcze kilka miesięcy. Wierzę w ciebie.
Dziewczyna kiwnęła niepewnie głową. Zamknęła oczy, a po chwili syknęła z bólu i złapała się za brzuch. Nick spojrzał na nią przestraszony.
- Co się dzieje?
- Nic, źle się czuję od jakiegoś czasu... To pewnie od stresu...
- Taa. Możliwe.
- Wrócisz ze mną do domu? - spytała z nadzieją w oczach.
- Jasne. - Nick uśmiechnął się do niej i przytulił swoją dziewczynę.

***

- Umieram... - szepnęła rozpaczliwym tonem młoda dziewczyna, związując włosy w kok. Usiadła na parapecie i oparła czoło o zimną szybę, głośno wzdychając. Zaczęła masować swoje bose stopy. Spędziła kilkanaście godzin w szpilkach i dopiero teraz mogła je zdjąć.
- Mam coś dla ciebie. - usłyszała głos swojego menadżera. Wysoki brunet podszedł do niej i położył obok kilka fiolek z tabletkami.
- Nie biorę prochów. - powiedziała poważnie. Ryan zaśmiał się i odgarnął swoje czarne dłuższe włosy za ucho.
- To nie są narkotyki. - oznajmił spokojnie i zaczął wrzucać tabletki do małego pudełeczka. - Te na odchudzanie, te na uspokojenie, a te na sen.
Shan popatrzyła na niego niepewnie. Ryan uśmiechnął się i dotknął jej policzka. Dziewczyna wzięła do ręki pudełeczko i zeskoczyła z parapetu.
- Dzięki. - rzuciła, po czym ruszyła w stronę toalety. Chłopak głośno westchnął i patrzył na jej szczupłą sylwetkę znikającą za drzwiami łazienki.

***

Minęło kilka dni od incydentu z Kelly. Diana w ogóle nie wychodziła ze swojego mieszkania. Robieniem zakupów i załatwianiem jej spraw zajmowali się jej znajomi. Kiedy Dave był w pracy i nie miała możliwości żeby spotkać go na dworze lub klatce schodowej, sama się tym zajmowała.
Którejś soboty, kiedy Dave nie miał żadnych prób i nie musiał iść do pracy, postanowił spędzić cały dzień pod drzwiami Diany. Był pewny, że dziewczyna wyjdzie z domu i w końcu będzie mógł z nią spokojnie porozmawiać. Z samego rana wziął szybki prysznic, ubrał się i wypił mocną kawę, po czym wyszedł z mieszkania i zamknął je na klucz. Pobiegł na 4. piętro i kiedy stanął pod właściwymi drzwiami, zapukał. Nikt mu nie otworzył, ale usłyszał cichy płacz dziecka, który powoli zaczął się uspokajać. Zaraz po tym dobiegł go dźwięk zabawek i damski śmiech, w którym kilka dni temu się zakochał...
Dave oparł się o ścianę i osunął się na podłogę. Siedział tak przez kilka godzin. Przez ten czas mijali go sąsiedzi, którzy tylko uśmiechali się do niego ze współczuciem. Niektórym z nich zrobiło się go autentycznie żal.
Po jakimś czasie Dave usłyszał w końcu dźwięk klucza wkładanego do zamka i otwieranych drzwi. Od razu wstał z ziemi. Z mieszkania wyszła Di. Bez makijażu, w czarnych legginsach, szarej szerokiej bluzie i trampkach. Swoje długie blond loki związała w kok. Nadal wyglądała pięknie.
- Diana, nareszcie...
- Nie wyszłam do ciebie. - przerwała mu chłodno. - Muszę iść do sklepu, nie mam soczków dla dziecka.
- Proszę, porozmawiaj ze mną. Błagam...
- Nie mam z tobą o czym rozmawiać. Zostaw mnie.
- Diana, proszę... Pozwól mi to wyjaśnić. - powiedział, łapiąc ją za rękę.
- Zaraz zacznę krzyczeć...
- Słucham?
- To już jest nękanie. Mam zgłosić to na policję?
- Di... błagam cię... Chcę tylko porozmawiać... - rudy chłopak ścisnął mocniej jej drobną dłoń.
- Nie chcę z tobą rozmawiać, rozumiesz to?! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Jesteś zwykłym skurwielem! - krzyknęła ze łzami w oczach. Sprawiła tym ból nie tylko jemu, ale również sobie.
- Ok, masz rację... Jestem nikim, jestem zwykłym śmieciem... Wszyscy mi to mówią. Ale chcę tylko z tobą szczerze porozmawiać, wszystko ci wyjaśnić. Jeśli po tej rozmowie nie będziesz chciała mieć ze mną nic wspólnego, to dam ci spokój... - powiedział łamiącym się głosem. Diana spojrzała w jego zaszklone oczy. Po chwili spuściła wzrok i utkwiła go w podłodze.
- Dobrze. Porozmawiamy. Ale muszę iść najpierw do sklepu.
- Jasne. Poczekam na ciebie.
Dziewczyna kiwnęła głową i zbiegła po schodach. Wróciła po kilku minutach. Otworzyła drzwi do mieszkania i powoli weszła do środka. Dave wszedł za nią i od razu skierował się do salonu. Di poszła do kuchni położyć butelki z soczkami na stole, a po chwili poszła do pokoju. Rudy chłopak siedział na sofie i patrzył tępo przed siebie. Diana usiadła obok niego.
- Więc...?
- Diana... Mnie nic nie łączy z tą dziewczyną...
Pokręciła głową i uśmiechnęła się ironicznie.
- Więc dlaczego do ciebie przyszła? Dlaczego zdenerwowała się na mój widok? Dlaczego za nią pobiegłeś? - zasypała go pytaniami.
- Poznałem ją na wieczorze kawalerskim mojego przyjaciela... Spędziłem z nią kilka nocy, ale nic poza tym... Poza sypialnią nie mieliśmy o czym rozmawiać. Kiedy zacząłem się z tobą spotykać nie spałem się ani z nią ani z żadną inną kobietą, przysięgam. - zapewnił ją.
- Dave, ja nie jestem taka jak ona... Nie jestem dziewczyną do przelecenia...
- Gdybym chciał się z tobą tylko przespać, już dawno bym sobie odpuścił i wziął się za inną. Nie wiem co ty w sobie masz, ale odkąd cię poznałem dla mnie przestały liczyć się inne kobiety. Liczysz się tylko ty.
- Dave, ja... - zaczęła cicho, nie patrząc na niego. - Boję się związku z kimś takim jak ty... Znam twoją przeszłość, wiem jaki byłeś... Boję się, że mnie zranisz, zostawisz... Tak jak ojciec mojego dziecka. Nie chcę być znowu tak potraktowana przez faceta, wiesz?
- Rozumiem cię... Ale uwierz mi, chcę się zmienić. Nie biorę już narkotyków, nie imprezuję dużo... Nie interesują mnie inne dziewczyny. Wiesz, nie mam już 18 lat... Czas najwyższy osiągnąć w końcu jakąś równowagę w życiu.
- A co z moim synem...? Chciałbyś wychowywać czyjeś dziecko?
- Diana... przecież ten czas który razem spędziliśmy zdążyłem go pokochać jak moje własne dziecko. Byłbym gotowy wychować go razem z tobą. Jak  mojego własnego syna, wiesz...?
Dziewczyna popatrzyła mu głęboko w oczy. Dave przysunął się do niej i dotknął delikatnie jej dłoni.
- Spróbujmy jeszcze raz... Pomału...
Di wzięła głęboki oddech. Chciała już odpowiedzieć, ale w tym samym momencie zaczął płakać jej synek.
- Wybacz, muszę iść do Travisa.
Chłopak westchnął i kiwnął głową, a Diana wstała ze swojego miejsca i pobiegła do pokoju małego. Zobaczyła, że Travis siedzi i trzyma się szczebelek swojego łóżeczka. Wzięła go na ręce i pocałowała w czoło.
- Nie płacz kochanie. Jestem tutaj. - szepnęła, całując delikatnie jego policzek. Chodziła z nim przez kilka minut po pokoju, jednak mały w ogóle nie chciał się uspokoić. - Może chcesz się napić? Zaraz ci przyniosę.
Dziewczyna położyła go do łóżeczka, a następnie pobiegła do kuchni po jego sok. Po chwili była z powrotem. Uklękła obok swojego synka i podała mu butelkę, jednak on zrzucił ją na podłogę. Diana podniosła ją i głośno westchnęła. Popatrzyła na zapłakanego Travisa, a po jej policzku spłynęła łza. Momentami miała wszystkiego dosyć. Była sama z małym dzieckiem. Nikt jej w niczym nie pomagał. Nie mogła pracować, ponieważ nie miałby kto zająć się małym. Nie mogła wychodzić wieczorem ze znajomymi, bo nie miała nikogo, kto mógłby przypilnować jej synka.
Diana ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać jak mała dziewczynka. Po jakimś czasie poczuła jak ktoś dotyka jej ramię. Odwróciła się przestraszona i zobaczyła obok siebie Dave'a.
- Co się dzieje?
- Ja... nic. - mruknęła i pociągnęła nosem. - Mały nie chce przestać płakać.
- Mogę spróbować? - spytał, wskazując na niego wzrokiem. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Wątpię, że ci się uda. Ale spróbuj. - powiedziała słabym głosem i poszła do toalety. Przemyła twarz zimną wodą i wytarła ją ręcznikiem. Wyszła z łazienki i ruszyła z powrotem do pokoju Travisa. Kiedy weszła do pomieszczenia, stanęła jak wryta. Nie mogła się ruszyć, a jej serce zaczęło szybciej bić. Mały przestał płakać, a Dave trzymał go na rękach i śpiewał mu "All My Love" Led Zeppelin.
- For many hours and days that pass ever soon, the tides have caused the flame to dim. - zanucił i uśmiechnął się, kiedy Travis dotknął jego włosów. - At last the arm is straight the hand to the loom, is this to end or just begin?
Odłożył go z powrotem do łóżeczka i pogłaskał po policzku. Di nie potrafiła być już obojętna. Podeszła do Dave'a i wtuliła się w jego plecy. Chłopak wstrzymał oddech i powoli odwrócił się do niej. Dotknął delikatnie jej twarzy i musnął jej wargi. Diana zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu, a Dave zaczął całować jej szyję.
- Chodź do drugiego pokoju. - szepnęła. Zaraz po tym pociągnęła go za rękę i ruszyli w stronę jej sypialni. Kiedy weszli do środka, chłopak zamknął za nimi drzwi. Podszedł do stojącej tyłem do niego Diany i zaczął całować ją po karku. Po jej plecach przeszedł dreszcz. Odwróciła się do niego i popatrzyła mu głęboko w oczy. Wplotła palce w jego rude włosy i zaczęła go namiętnie całować. Dave położył ją na łóżku, a po chwili zaczęli się rozbierać. Kiedy zostali już w samej bieliźnie, chłopak mocno ją objął, czując każdy kawałek jej ciała. Zaczął pieścić jej ciało, całował każdy centymetr jej delikatnej skóry, sprawiając jej tym niesamowitą przyjemność. Czuła się przy nim tak bezpiecznie, mając go tak blisko siebie, czując jego zapach i ciepłe ciało. 
Dave zsunął swoje bokserki, a następnie ściągnął jej majtki i wszedł w nią delikatnym ruchem. Diana wygięła się w łuk i głośno jęknęła. Owinęła nogi wokół jego bioder i ciężko oddychała.
Kiedy zalała ją fala rozkoszy, krzyknęła i wbiła mu paznokcie w plecy. Dave wtulił się w nią, wsłuchując się w przyśpieszony rytm jej serca. Di głaskała go po włosach, próbując uspokoić oddech.
- Kocham cię. - szepnął, głaskając ją po nagim brzuchu.
- Ja... ja ciebie też... - powiedziała i mocniej się do niego przytuliła.

sobota, 22 czerwca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 33.

wiecie, że to już przed przedostatni rozdział tego opowiadania?

W TYM TYGODNIU IDĘ ZROBIĆ SOBIE KOLCZYK W WARDZE, PANIE, NARESZCIE.

Minęło trochę czasu. Dave nadal był po uszy zakochany w Dianie. Często obserwował, jak spaceruje ze swoim synkiem po osiedlu, a czasami nawet czekał na nią na klatce schodowej, żeby zobaczyć ją lub "przez przypadek" dotknąć jej delikatnej skóry. James uważał, że to już jest choroba psychiczna i Dave powinien zacząć się leczyć.
Shan niedługo później dowiedziała się o zakochaniu Dave'a. Martwiła się o niego, bez przerwy go pocieszała i namawiała, aby w końcu porozmawiał z Dianą. Nicka zaczęło to niesamowicie irytować, więc wyprowadził się. Stwierdził, że wróci dopiero wtedy, kiedy jego dziewczyna zacznie interesować się ich życiem uczuciowym, a nie czyimś.
Któregoś popołudnia Dave wracał z pracy do domu. Zaczynało się chmurzyć, więc jak najszybciej chciał znaleźć się w swoim mieszkaniu. Gdy był już niedaleko swojego osiedla, zaczęło lać jak z cebra. Dobiegł do swojej kamienicy i gdy chciał już wejść do klatki schodowej, zauważył niedaleko siebie dziewczynę. W jednej dłoni trzymała parasol i reklamówkę z zakupami, a w drugiej nosidełko z płaczącym dzieckiem. Podszedł do niej.
- Pomogę ci. - powiedział głośno. Dziewczyna bez słowa podała mu siatkę i swoją parasolkę, a sama pobiegła szybko ze swoim dzieckiem do bloku. Dave wszedł tam od razu po niej.
- Dzięki za pomoc. - powiedziała cicho, nie patrząc na niego. Odgarnęła za ucho mokry kosmyk i wzięła na ręce swojego synka, który powoli się uspokajał. Rudy chłopak wytarł krople skapujące z jego twarzy i patrzył na nich jak zahipnotyzowany. - Jak masz na imię?
- Co?
- Pytam jak masz na imię. Mieszkam tutaj już jakiś czas i nadal nie wiem...
- Ja... a tak... Dave. - wydukał, przeczesując palcami swoje mokre włosy. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Ja jestem Diana. Miło mi.
- Może... miałabyś ochotę wyjść gdzieś ze mną któregoś wieczoru? - zapytał, patrząc na nią nieśmiało. Dziewczyna głośno westchnęła.
- Chyba nie... Raczej nigdzie teraz nie wychodzę, nie mam z kim zostawić mojego synka, wybacz.
- Ale mi twój syn nie przeszkadza. Przecież możemy razem wyjść na spacer, przejść się, pogadać... Co ty na to?
- To może przyjdziesz do mnie? - zaproponowała. Dave spojrzał na nią wielkimi oczami. - Nie pójdziemy przecież na spacer w taką pogodę. Wypijemy kawę, pogadamy. Co ty na to?
- Mhm... Jasne. Chętnie...
Diana uśmiechnęła się i ruszyła na swoje piętro. Dave ruszył za nią. Kiedy stanęli pod jej drzwiami, otworzyła je i powoli weszli do środka. Rudy chłopak rozejrzał się po mieszkaniu. Wszystko było idealnie ułożone, posprzątane i leżało na swoim miejscu. Nawet zabawki małego. W powietrzu unosił się przyjemny zapach kremu dla dzieci oraz perfum Di. Dave poszedł usiąść do salonu, a dziewczyna od razu skierowała się do pokoju synka i położyła go w jego łóżeczku. Pogłaskała go delikatnie po policzku, a następnie poszła do kuchni wstawić wodę na kawę.

***

Młoda dziewczyna ostatni raz przejrzała się w lustrze i rozwiązała włosy. Wrzuciła eye-liner do kosmetyczki i wyszła z łazienki. Założyła swoje czarne lity z ćwiekami, po czym poszła do sypialni po teczkę ze zdjęciami. Gdy wyciągnęła ją z szuflady usłyszała, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Wyszła z pokoju i zobaczyła, że do środka wchodzi jej chłopak ze swoją walizką.
- Foch minął? - spytała bez emocji, podchodząc do niego.
- Nie. - rzucił chłodno. - Nie mam gdzie mieszkać i wróciłem. Śpię w gościnnym.
- Nick, przestań zachowywać się jak dziecko... - powiedziała całkiem poważnie dziewczyna. - Wyprowadziłeś się, bo trochę zaangażowałam się w życie uczuciowe Dave'a... Naprawdę przesadzasz.
- To ty przesadzasz. Nasze życie uczuciowe masz gdzieś. Masz gdzieś moje uczucia. Każdemu facetowi poświęcasz swój czas. Dave'owi i reszcie, swoim fanom na ulicy, wszystkim fotografom i projektantom. A to podobno ja jestem twoim chłopakiem.
- Nick, o co ci chodzi? O to, że zrobię sobie zdjęcie z fanem na ulicy? O to, że spotykam się z fotografami i projektantami? To moja praca!
- I powoli zaczynam mieć jej dosyć, wiesz?
- Wiesz co, pogadamy później. Muszę jechać do Ryana zawieść mu zdjęcia z ostatniej sesji.
- No pewnie, jeszcze Ryan! Mówiłem ci, że masz zmienić menadżera! Nie życzę sobie, żeby ten chuj oglądał  moją kobietę w bieliźnie, żeby ją dotykał, wydzwaniał do niej po nocach i spędzał z nią więcej czasu niż ja!
- Nick, opanuj się! Myślisz, że to jest takie łatwe? Pstryknę sobie palcami i zamiast Ryana mam nowego menadżera? Taki menadżer jak Ryan to marzenie każdej modelki, nie zmienię go!
- Pierdolenie... - mruknął i przez przypadek wytrącił Shanell jej teczkę z rąk. Wyleciało z niej kilkanaście zdjęć. Dziewczyna chciała uklęknąć i szybko je zgarnąć, jednak jej chłopak był szybszy. Nick zebrał fotografie z podłogi i zaczął je przeglądać. Zobaczył na nich swoją dziewczynę z jakimś facetem. Na niektórych zdjęciach Shan była ubrana w bieliznę, której nie powstydziłaby się zawodowa prostytutka, a na innych była całkowicie naga. Nie wyglądało to jak zdjęcia z sesji fotograficznej, tylko jak kadry z filmu pornograficznego.
- Shanell... Nie zgodziłem się na nagą sesję.
- Ale...
- Pozwoliłem ci pozować w bieliźnie. Ok, to mogłem jeszcze znieść, ale coś takiego?! Wyglądasz jak żywcem wyjęta z jakiegoś hardcorowego pornosa!
- Nick... - próbowała tłumaczyć się Shanell.
- Jeszcze z jakimś facetem! Nie wytrzymam! - chłopak rzucił w nią zdjęciami i bez słowa wyszedł z mieszkania. Shan wybiegła za nim.
- Nick, gdzie ty idziesz?!
- Nie wiem! Daj mi spokój! - krzyknął, zbiegając po schodach. Dziewczyna wróciła zrezygnowana do środka. Pozbierała zdjęcia i schowała je do teczki. Zaraz po tym założyła swoją skórzaną ramoneskę, chwyciła kluczyki do samochodu i wyszła z mieszkania.

***

Czas mijał. Dave nadal spotykał się z Dianą. Jeden obiad, później drugi i wkrótce był zakochany w niej po uszy. Diana była uroczą, kilka lat młodszą od niego blondynką. Pochodziła z Kanady, a kiedy miała 16 lat przeprowadziła się ze swoją matką do Los Angeles. Tak samo jak on trochę w życiu przeszła. Ojciec Diany zdradzał jej matkę ze swoją sekretarką. Jej rodzice rozwiedli się, kiedy była małą dziewczynką i mama wychowywała ją samotnie. Kilka lat później poznała chłopaka, który najpierw wydawał się księciem z bajki, a w rzeczywistości okazał się kimś zupełnie innym. Zostawił ją, kiedy okazało się, że jest w ciąży z ich dzieckiem.
Któregoś dnia po obiedzie w jednej z restauracji obydwoje wylądowali w mieszkaniu Dave'a. Diana nie czuła się najlepiej. Przeprosiła, po czym poszła do łazienki. Po kilku minutach wróciła cała blada i powiedziała, że musi odpocząć. Di położyła się na sofie, a Dave usiadł obok niej zatroskany i zaczął głaskać ją po włosach. Nagle obydwoje usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. Chwilę do środka weszła Kelly. Dziewczyna, którą rudy poznał na wieczorze kawalerskim Jamesa.
Tak naprawdę Dave nie za bardzo ją lubił. Kelly była ładna, łatwa i bardzo nim zainteresowana. Ale poza sypialnią nie mieli ze sobą o czym rozmawiać. Nie martwiłby się, gdyby odeszła. Ale nie w taki sposób.
Kiedy Kelly weszła do salonu i zobaczyła leżącą na kanapie Dianę, odwróciła się i wyszła trzaskając drzwiami.
Dave pobiegł za nią. W ostatnim przypływie zdrowego rozsądku zatrzymał się i pomyślał o Di.
Po co biegniesz za tą dziewczyną? Na górze jest ktoś, kogo naprawdę kochasz.
Rudy zdał sobie sprawę z tego, że Diana mogła już zdemolować mu całe mieszkanie, porozrzucać ubrania, zniszczyć jego płyty i gitary, wyrzucić sprzęty przez okno. Wcześniej kobiety robiły mu coś takiego kiedy dowiadywały się, że je zdradza. Odwrócił się i pobiegł po schodach na górę, ale Diany już nie było. W ciągu kilku minut stracił dwie dziewczyny.
Chłopak wyszedł ze swojego mieszkania i gdy stanął pod drzwiami Di, zaczął pukać, dzwonić i błagać, żeby go wpuściła. Dziewczyna była jednak nie uległa. Nie otworzyła. Po ponad godzinie Dave sobie odpuścił i wrócił zrezygnowany do swojego mieszkania.

niedziela, 16 czerwca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 32.

Po pięknym ślubie i cudownej nocy poślubnej, Mel i James wybrali się w podróż poślubną do cudownego Playa del Carmen w Meksyku. Opieką nad dzieciakami wszyscy sprawiedliwie się podzielili: pierwszy tydzień mieli mieszkać z Shanell i Nickiem, drugi z Judy i Davidem, a trzeci z Roxxi i Larsem. Dawali sobie radę i starali się nie wydzwaniać do Jamesa i Melanie, aby mogli nacieszyć się sobą i odpocząć przez ten czas.
Obydwoje całymi dniami wylegiwali się na plaży, zwiedzali lub po prostu relaksowali się w swoim pokoju hotelowym, a wieczorami bawili się w klubach i na różnych imprezach.
Po jednej z imprez na plaży i kilku wypitych szklankach Margarity, Mel i James wrócili do swojego pokoju hotelowego. Jam poszedł wziąć prysznic, a Melanie wyciągnęła z jednej z walizek pudełko i położyła się z nim na łóżku. Otworzyła je. Zobaczyła jeden z rysunków Sophii, który przedstawiał całą ich rodzinę. Momentalnie uśmiechnęła się do siebie. Pod spodem znajdowała się również laurka od Nathana. Wzięła ją do ręki i otworzyła. Krzywym pismem były napisane tam życzenia z okazji Dnia Matki. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Po chwili z łazienki wyszedł James. W mokrych włosach, owinięty w pasie ręcznikiem. Wyglądał niesamowicie seksownie. Podszedł do łóżka i usiadł obok swojej żony.
- Co robisz?
- Nic. - szepnęła i ukradkiem wytarła łzę. Jam zauważył to.
- Co jest? Dlaczego płaczesz?
- Patrz na to. - Mel podsunęła mu zdjęcie pod nos. Chłopak wziął do ręki fotografię i uśmiechnął się.


- Nessa ma je oprawione w ramkę i powieszone na ścianie. - powiedział James.
- To jest chyba najsłodsze zdjęcie Nathana jakie mamy.
- Patrz na to. - Jam wyciągnął z pudełeczka kolejne zdjęcie.


- Zdjęcie z waszej próby. - uśmiechnęła się Melanie.
- Mhm... ciekawe czy pójdzie w moje ślady...
- Skoro odmawia obcięcia włosów, to już jest na dobrej drodze.
- Pamiętasz jak Sofi koniecznie chciała chodzić na balet? Nie dawała nam żyć kiedy nie chcieliśmy jej zapisać. - James pokazał Mel następną fotografię.


- Pamiętam. Ale przynajmniej jej się nie znudziło...
Chłopak wziął do ręki inne zdjęcie i przez chwilę dokładnie mu się przyglądał. Melanie przysunęła się do swojego męża i również przyjrzała się fotografii.


- Prześliczne jest to zdjęcie. Robił je chyba Ryan, menadżer Shan, prawda? - upewniła się Mel. James wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od zdjęcia.
- Nie wiem...
- Co tak patrzysz na to zdjęcie?
- Zawsze mówiłem sobie, że gdyby nie ty, Sofi i Nathan, to już dawno bym był martwy albo siedział w więzieniu, a w sumie niedługo... to i tak stracę to wszystko...
- O czym ty mówisz? - Melanie spojrzała na niego z lekkim przerażeniem.
- Chodzi mi o to, że doskonale pamiętam te dni, kiedy ich rodziłaś. Mam wrażenie, jakby to było wczoraj. A Nath przecież niedługo pójdzie do szkoły, Sofi tak samo... Za chwilę będą dorośli i się wyprowadzą...
- To chyba dobrze, że będą chcieli być samodzielni i żyć na własny rachunek. Nie oznacza to od razu, że o nas zapomną i nie będą nas odwiedzać ani nawet dzwonić.
- Ale kiedyś pewnie będą chcieli mieć własne rodziny i nie będziemy już dla nich tacy ważni jak teraz, prawda? Już zresztą Nathan podkochuje się w koleżankach z przedszkola, a Sophia chodzi z Masonem za rękę. Myślisz, że o tym nie wiem?
- Nie mówiłam ci o Sophii i Masonie. Nie chciałam cię denerwować, że twoja córeczka ma chłopaka. - zaśmiała się Melanie.
- Przestań. - mruknął z uśmiechem James i wziął do ręki następne zdjęcie. - Jak myślisz? Pasują do siebie?


- Jam, oni mają dopiero po 6 lat...
- Ja miałem 18 lat kiedy byłem pewny, że jesteś idealną kobietą dla mnie. Ty miałaś wtedy 17.
- Naprawdę? - zdziwiła się. - Zaczęliśmy się spotykać, kiedy ja miałam 19, a ty 20 lat. Znałeś mnie wcześniej?
- Często wychodziłaś razem z Shanell ze szkoły. A że ja kolegowałem się z Dave'em, a oni razem chodzili, to zawsze przychodziłem razem z nim pod waszą szkołę. Chociaż to dopiero Cliff namówił mnie, żebym do ciebie zagadał. - opowiedział uśmiechnięty James.
- I dopiero teraz się o tym dowiaduję? Że gdyby nie Cliff, to nie byłoby pierwszej randki, po której dowiedziałam się, że jestem w ciąży, tak?
- No raczej tak. Wiesz, że byłem nieśmiały.
- Weź. - zaśmiała się dziewczyna i wyciągnęła z pudełka następną fotografię. - Ukochane zdjęcie Judy.


- Nie widziałem tego wcześniej. - chłopak spojrzał na zdjęcie i pokręcił z uśmiechem głową. - Ciekawe, czy znowu trafi im się chłopak.
- Możliwe. Judy mówiła, że nie ma żadnych problemów z cerą ani niczym innym, mówi, że nawet nie tyje. A ponoć to właśnie dziewczynki odbierają całą urodę...
- Tobie nie odebrała. - James pogłaskał ją po policzku, a następnie delikatnie pocałował. - Nigdy nie wyglądałaś tak pięknie jak teraz.
- Przestań. - zawstydziła się dziewczyna i rzuciła wzrokiem na kolejną fotografię. - Uwielbiam te jego loczki.


- To zdjęcie przed pierwszym koncertem Nathana. Koniecznie chciał, żebyśmy go wzięli do klubu, bo chciał zobaczyć jak gramy i czy będzie dużo ludzi. Pamiętam, bo ja je robiłem.
- Nie wiem. Ale jest śliczne.
- To nie jest przypadkiem zdjęcie z zeszłych wakacji? - James pokazał swojej żonie następną fotografię.


- Tak. Było robione na placu zabaw obok bloku Dave'a.
- Racja. A patrz na to. - Jam podsunął jej pod nos kolejne zdjęcie.


- O nie... Kochanie, nie, proszę...
- Uwielbiam to. Zawsze na nie patrzę, kiedy próbuję napisać tekst piosenki.
- Przestań, oddaj mi je. - dziewczyna wyrwała mu fotografię z ręki.
- Dlaczego?
- Nie chcę, żebyś inspirował się moimi zdjęciami.
- Jakbym inspirował się zdjęciami innych dziewczyn, to byłabyś zła.
Mel popatrzyła na niego zmieszana i wyciągnęła z pudełeczka następną fotografię.


- A to może być?
- Może. Jest śliczne. - Jam ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją namiętnie. Melanie wyrwała się w końcu z jego objęć i zaśmiała się.
- Ale jest tylko dla ciebie. Inni mają go nie oglądać.
- Jasne. Tylko dla mnie.
- Patrz na to! - dziewczyna pokazała mu kolejną fotografię. - Z koncertu Scorpionsów!


- O ja pierdolę, kto mi to robił...?
- Nie wiem, ale jest świetne. Chociaż i tak nic nie pobije tego. - Mel wyciągnęła z dna pudełka swój największy faworyt.


- Ulubione zdjęcie Shanell. - uśmiechnął się James.
- Shan wie co dobre. Ja też je uwielbiam. Sofi ma po tobie uśmiech. - Melanie wtuliła się w swojego męża.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Popatrz na to. - Jam nagle wyciągnął z pudełka kolejną fotografię swojej żony.


- Zdjęcie z Atlanty. Chyba sprzed 2 lat.
- Długo wynagradzałaś mi to, że tam z tobą pojechałem. - zaśmiał się James. Mel pokręciła głową.
- Wszystkie twoje zdjęcia wychodzą najlepiej, kiedy nie masz pojęcia, że ktoś ci je robi. - uśmiechnęła się dziewczyna i pokazała mu następną fotografię.


- Lipiec '88, urodziny Nicka? - domyślił się Jam. Mel kiwnęła głową.
- Tak... Zapamiętane głównie ze względu na to, że Nick narzygał sobie i Shan na łóżko w sypialni.
Chłopak pokręcił z uśmiechem głową i schował wszystkie zdjęcia do pudełeczka. Zamknął je i odłożył na szafkę nocną, a następnie pomógł rozebrać się Melanie, zgasił światło i zasnęli wtuleni w siebie.

***

Tydzień później Melanie i James wrócili z podróży poślubnej. W ich życiu zaszło kilka drobnych zmian. Mel w końcu podpisywała się nazwiskiem swojego męża, a Jam coraz częściej myślał o tym, że dzieciaki niedługo dorosną i się wyprowadzą. Bez przerwy prosił swoją żonę o to, aby postarali się o trzecie dziecko, jednak Mel kategorycznie odmawiała i nawet nie chciała słuchać jego bezustannych próśb i błagań.
Któregoś piątkowego wieczoru, kiedy Melanie była w pracy, a Sophia i Nathan na urodzinach koleżanki, James siedział sam w mieszkaniu i grał na gitarze. W pewnym momencie usłyszał dzwonek do drzwi. Odłożył na bok swoją gitarę i pobiegł otworzyć. Zobaczył stojącego na progu Dave'a ze zniszczonym latawcem w ręce. Wszedł powoli do środka i popatrzył na Jamesa ze smutną miną.
- Patrz co znalazłem... - powiedział cicho, oglądając latawiec z każdej strony.
- Dave, co to kurwa jest? Po co znosisz mi śmieci do domu?
- Naprawmy go...
- Ty jesteś normalny? - zirytował się lekko Jam. - Co się z tobą człowieku dzieje? Ja cię nie poznaję. Znowu zacząłeś ćpać?
- James... Musisz mi pomóc...
- W czym? Co się dzieje?
- Do mojego bloku, do tej samej klatki wprowadziła się dziewczyna... Diana... - zaczął opowiadać drżącym głosem rudy chłopak. Odłożył zniszczony latawiec na podłogę, a James uśmiechnął się pod nosem. - No i... zakochałem się...
- Serio...? - Jam spojrzał na niego niepewnie. Dave ostatni raz tak naprawdę był zakochany w Shanell. Miał wtedy tylko 17 lat.
- Nigdy czegoś takiego nie czułem... Ja wariuję jak ją widzę... Nawet do Shan nie czułem czegoś takiego, a naprawdę ją kochałem i traktowałem nasz związek poważnie... - Dave wplótł palce we włosy i chodził nerwowo po salonie. - Diana wprowadziła się jakiś czas temu do jednego z mieszkań w moim bloku. I nie potrafię normalnie funkcjonować od dnia, kiedy ją zobaczyłem... Nie mogę spać, nie mogę jeść... Nawet wyrzuciłem z mojego mieszkania Kelly, tę laskę z wieczoru kawalerskiego, z którą tak bardzo chciałem się jeszcze spotkać... Dla mnie teraz istnieje tylko jedna kobieta... Diana...
James głośno westchnął i usiadł na sofie. Spojrzał na Dave'a, który nerwowo chodził po pokoju i ciężko oddychał.
- A wiesz o niej cokolwiek? Rozmawiałeś z nią?
- Nie... Jedynie kilka razy powiedziała "cześć", kiedy zobaczyła mnie na klatce schodowej... - powiedział nieśmiało i popatrzył niepewnie na Jamesa. - No i... wiem, jest samotną matką. Ma malutkie kilkumiesięczne dziecko...
- Ciężka sprawa... - stwierdził Jam. - Ale tak właściwie to czego ode mnie oczekujesz?
- Żebyś doradził mi, co mogę zrobić, żeby mnie zauważyła. Gdzie mógłbym ją zaprosić, o czym mogę z nią porozmawiać... Ja nie chcę żeby ona poznała mnie... takiego... Nie wiem, czy chciałaby zadawać się z kimś takim jak ja...
- Dave, nie możesz udawać kogoś, kim nie jesteś. Bądź sobą. - uśmiechnął się James i popatrzył na zrozpaczonego Dave'a. Głośno westchnął. - Dobra, pomogę ci. Chodź do kuchni.
Dave poszedł za przyjacielem i usiadł przy stole kuchennym. Jam w kilkanaście minut przygotował kolację. Postawił przed rudym chłopakiem talerz ze spaghetti, zapalił świecie i usiadł naprzeciwko niego.
- I to zrobi ze mnie dżentelmena? - spytał Dave, grzebiąc widelcem w swoim daniu.
- Tak. Twoje maniery jedzenia są niezbyt... - James szukał odpowiedniego słowa. Zobaczył, że Dave zaczął już jeść. Całą twarz miał brudną od sosu, makaron leciał mu z buzi, a ten nie zwracał na to najmniejszej uwagi. - No właśnie... Co ona pomyśli, jak pójdziecie na obiad do restauracji, coś do niej powiesz i makaron będzie ci leciał z gęby?
- To co, mam najpierw przegryźć i połknąć? - zapytał z pełną buzią.
- Tak.
Nagle do mieszkania wparował Lars. Spojrzał na chłopaków siedzących przy stole i uśmiechnął się.
- Jam, Roxxi zostawiła tutaj ostatnio swoją kurtkę. Gdzie ona jest?
- Wisi na wieszaku.
Duńczyk rozejrzał się po przedpokoju i zauważył skórzaną ramoneskę swojej dziewczyny. Ściągnął ją i podszedł jeszcze do Dave'a i Jamesa.
- Co tam robicie?
- James uczy mnie być dżentelmenem. - opowiedział rudy chłopak.
- To cześć. - pożegnał się szybko Lars i już zmierzał do wyjścia, jednak Jam go zatrzymał.
- Zaczekaj. Przydasz nam się.
Chłopak podszedł niepewnie do swoich przyjaciół.
- Davie, stań naprzeciwko Larsa.
Dave zrobił to posłusznie. Bez słowa stanął na wprost Duńczyka i patrzył na niego z wyższością i kamiennym wyrazem twarzy. James stanął obok nich.
- Dobra. Davie, wyobraź sobie, że Lars to Diana.
- Poczekaj. - powiedział po chwili i podszedł do jednej z szafek kuchennych. Wyciągnął z niej papierową torbę i założył ją Larsowi na głowę. James zmarszczył brwi.
- Co ty robisz...?
- Jak mam udawać że Lars mi się podoba, kiedy patrzę na jego twarz?!
- Dobra, niech ci będzie... - mruknął Jam i wziął głęboki oddech. - Wyobraź sobie, że stoisz przed Dianą. Zagadaj do niej.
- Cześć mała. - powiedział z czarującym uśmiechem, a blondyn przewrócił oczami.
- Na taki tekst to wyrwiesz tylko jakieś nastolatki z dyskoteki. 
- To co ja mam mówić?!
- Nie wiem! Ja nie będę przecież za ciebie z nią rozmawiał! Zapytaj co u niej, jak się czuje, czy miałaby ochotę gdzieś z tobą wyjść...
- Cześć Diana. - zaczął po raz kolejny Dave. - Co słychać? Może miałabyś ochotę gdzieś ze mną wyjść?
- No. Jest w porządku. - uśmiechnął się James.
- Ale gdzie mógłbym ją zaprosić?
- Na spacer... na kolację do restauracji... na kawę...
- Mogę już iść? - odezwał się nagle Lars.
- Możesz. - powiedział blondyn. Duńczyk ściągnął torbę z głowy i wziął ze jeden z talerzy. Chłopcy popatrzyli na niego, unosząc brwi.
- Zasłużyłem na spaghetti. - stwierdził i wyszedł z mieszkania Jamesa. Ten pokręcił tylko głową, a po chwili rzucił wzrokiem na zegarek.
- Dave, ja muszę jechać po dzieciaki.
- Ja też wracam już do domu. - powiedział i poprawił swoje włosy. - To na razie.
- Trzymaj się.
Dave wyszedł z mieszkania, zbiegł z 3. piętra i od razu ruszył na stację metra. Po kilkunastu minutach był już pod swoją kamienicą. Wszedł do klatki schodowej i gdy stanął już pod swoimi drzwiami zobaczył, że po schodach wchodzi Di ze swoim kilkumiesięcznym synkiem w nosidełku. Spojrzał na nią wielkimi oczami, a ona delikatnie się uśmiechnęła.
- Cześć. - powiedziała cicho.
- Cz-cześć... - wykrztusił w końcu Dave. Diana ruszyła na swoje piętro, a rudy chłopak nie mógł się ruszyć. Oparł głowę o zimne drzwi. Stał tak przez kilka minut, aż w końcu głośno westchnął i niechętnie wszedł do swojego pustego mieszkania.