wtorek, 30 grudnia 2014

The Unforgiven - rozdział 23.

święta już niby minęły, ale tym rozdziałem delikatnie przedłużę ten klimat.
tym razem zadedykuję rozdział cudownej DeMars za ostatnią dedykację dla mnie. no i dlatego, że pojawił się w końcu jej ulubiony bohater! ps. JAJECZNICA 

ojej, założyłam instagram :D http://instagram.com/captive_honour

Susie
Siedziałam przed dużym lustrem i patrzyłam na swoją twarz. Byłam w szoku, jak bardzo można się zmienić w ciągu kilku lat. Wcześniej tego nie dostrzegałam, ale teraz, kiedy byłam "czysta", widziałam sporo niedoskonałości. Moja cera była poszarzała. Oczy zrobiły się puste, nie było już w nich tego blasku, który wszyscy dostrzegali na moich starych zdjęciach. Usta były popękane, a oczy podkrążone. I co najgorsze - w okolicach oczu i ust pojawiły się drobne zmarszczki. Odsunęłam się od lustra. Miałam dopiero 25 lat. Niektóre kobiety w tym wieku znajdują pierwszych partnerów, robią karierę, cieszą się młodością i piękną cerą. A ja miałam za sobą wyniszczenie przez porno biznes, alkohol i narkotyki.
- Dave... - powiedziałam cicho.
- No?
Odwróciłam się w jego stronę. Mustaine leżał nago na łóżku, przykryty kołdrą i patrzył na mnie mętnym spojrzeniem. Dopiero co sobie dał w żyłę.
- Powinnam zacząć stosować botoks? Albo kwas hialuronowy?
- Co?
- No wiesz... - spojrzałam znowu w lustro i dotknęłam delikatnie twarzy. - Żeby zniknęły zmarszczki.
- Nie masz zmarszczek.
- Mam. Robią się... widać je, kiedy się uśmiecham...
- No to się nie uśmiechaj. - Dave jak zawsze znalazł idealne rozwiązanie. - A z resztą, ty i tak prawie nigdy się nie uśmiechasz.
- Mogłabym też delikatnie wypełnić usta.
- To też ci nie potrzebne. Masz duże usta. - poprawił poduszkę i po raz kolejny położył się na niej. - Nic dziwnego, jak się tylu facetom obciągało...
- Skurwiel. - syknęłam w jego stronę.
- Dziwka.
- Przynajmniej nie jestem ruda.
- Wiesz ile ja lasek wy...
- I kto tu jest dziwką, co?
- Ja chociaż nie brałem za to pieniędzy. - uśmiechnął się do mnie, a ja zgarnęłam swoje ciuchy z podłogi i zaczęłam się ubierać.
- Idę, nie mam ochoty patrzeć na twoją zaćpaną mordę.
- Papa, Su... - zakrył się cały kołdrą. Wzięłam moją torebkę, za dużą skórzaną kurtkę i wyszłam bez pożegnania.
Każde moje spotkanie z Dave'em tak się kończyło. Uprawialiśmy seks, Dave ćpał, kłóciliśmy się, ja się obrażałam, wracałam do Jamesa. Dave jeszcze tego samego wieczora dzwonił, przepraszał mnie i proponował kolejne spotkanie, a ja się godziłam. Ciągnęło się to od kilku tygodni.
Mimo, że był grudzień i za kilka dni miały być święta, było całkiem ciepło. James rzadko bywał w domu. Zaraz po Nowym Roku mieli jechać w trasę koncertową. Nie wróciłam jednak do mieszkania, tylko pojechałam do gabinetu medycyny estetycznej. Botoks, kwas hiarulonowy, kolagen czy implanty nie były jeszcze zbyt popularne i nie każdy też chciał z tym ekserymentować. Żaden z moich partnerów nigdy mi nie powiedział, że mam zmarszczki i wyglądam staro, ale ja to dostrzegałam. I co raz gorzej się czułam. Wybrałam się do jednego z lepszych gabinetów i jeszcze tego samego dnia miła zadbana kobieta zaproponowała mi zabieg. 2 godziny później miałam za sobą pierwszy botoks i delikatne wypełnienie ust. Nie widziałam żadnego efektu, ale kobieta powiedziała, że może to potrwać nawet do kilku dni.
Kiedy wróciłam do domu, James już był i coś pisał flamastrem na swojej gitarze. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Gdzie byłaś tyle czasu?
- Na botoksie i wypełnieniu ust. - powiedziałam szczerze.
- Słucham?
- James, pojawiły mi się zmarszczki. Musiałam coś z tym zrobić.
- Przecież ty masz do cholery 25 lat! Jakie zmarszczki... jesteś już jakaś przewrażliwiona!
- Nie jestem! - krzyknęłam. - Nie mam zamiaru patrzeć na to, jak moja twarz się rozpada!
- Rozpadać się zacznie, jak będziesz przesadzać z tym gównem!
- Sam mógłbyś coś zrobić z twarzą! Masz problemy z trądzikiem!
- Jesteś nienormalna, naprawdę. - zdenerwował się. Wziął gitarę i poszedł do sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi. Ja natomiast poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro, dotykając delikatnie swojej twarzy. Miałam nadzieję, że efekt będzie szybko widoczny.

***

Kilka dni później, kiedy ludzie szykowali kolacje wigilijne i kupowali ostatnie świąteczne prezenty, ja cieszyłam się moją odmłodzoną twarzą, nie myśląc kompletnie o niczym innym. James oczywiście musiał spędzić święta ze swoją jedyną siostrą, z którą był bardzo silnie związany od śmierci ich mamy. Chciał mnie z nią w końcu zapoznać, ja jednak w ogóle nie miałam na to ochoty. Na zdjęciach widziałam jej męża, z którym pewnie na zwykłym przywitaniu by się nie skończyło. Nie chciałam robić jej takiego brzydkiego prezentu w ten "wyjątkowy" dzień.
Udało mi się wcisnąć Jamesowi kit, że mój ojciec i jego partnerka zaprosili mnie do siebie. Uwierzył, albo po prostu nie chciał drążyć tematu i znowu się kłócić. Pożegnaliśmy się, zabrał prezenty, kluczyki do samochodu i wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi i cicho westchnęłam, opierając się o zimną ścianę. Tak naprawdę... przecież mój ojciec w ogóle mnie do siebie nie zaprosił. Ostatni raz widziałam się z nim prawie rok temu. Obiecywałam mu, że teraz będziemy w kontakcie, jednak ja miałam "ważniejsze" sprawy na głowie. Sięgnęłam po swoją torebkę i wyciągnęłam z niej mój notes. Przerzucałam nerwowo kartki. Gdzieś na końcu znalazłam numer do mojego ojca. Podeszłam do telefonu i wystukałam kilka cyferek. Po paru sygnałach włączyła się sekretarka. Zaraz po tym zadzwoniłam do Dave'a. Ten nie odbierał w ogóle. Wybrałam jeszcze raz numer do ojca. Znowu to samo.
Odłożyłam słuchawkę. Poczułam się dziwnie. Trochę jak w "Opowieści Wigilijnej". Samolubna, nienawidząca wszystkich ludzi dziwka, która samotnie spędza święta, nikt się do niej nie odzywa, interesuje się tylko sobą. Tylko że główny bohater tej historii się zmienił, prawda? Ja nie miałam zamiaru się zmieniać. To była bajka. Bajka dla dzieci, które miały być w przyszłości miłe i pomocne. Które mają nie odrzucać od siebie ludzi. Dzieciaki może w to wierzyły, ale mi już nie dało się wcisnąć takiego kitu. Mimo że kiedyś byłam miła, pomagałam, byłam otwarta na nowe znajomości, zawsze byłam samotna i dostawałam po dupie.
To ja w szkole siedziałam sama w ławce, samotnie jadłam lunch, nikt nie zapraszał mnie na imprezy. To ze mną żaden chłopak nie chciał się nigdy umówić. To ja byłam gwałcona przez mojego ojczyma, a nie moje roześmiane koleżanki, które upijały się do nieprzytomności na domówkach. To ja siedziałam każdej nocy w łazience i płakałam, z bólu i ze wstydu. To ja byłam bita przez matkę, która twierdziła, że bezczelnie kłamię. To ja musiałam uciekać do mojego brata ćpuna, który każdego dnia zabijał się na moich oczach. To ja znalazłam go martwego. To ja byłam miła, pomagałam i byłam otwarta na nowe znajomości... 
Od śmierci Dylana musiałam dawać sobie radę sama. Trochę pomagała mi Tiffany i jej rodzice, ale nie mogłam do końca życia być na ich utrzymaniu. Wtedy poznałam dziewczynę, dzięki której znalazłam się w miejscu, z którego w końcu udało mi się uwolnić. Czułam się jak królowa, jakbym zaczęła nowe życie. Zarobiłam tyle pieniędzy, o jakich nawet nie marzyłam. Najlepszy alkohol, darmowe narkotyki i pieprzenie się z kim popadnie. Miałam przyjaciół, chodziłam na imprezy do najlepszych nocnych klubów. To było coś niesamowitego, ale tylko przez chwilę. Przyjaźń przerodziła się w rywalizację, narkotyki sprawiały więcej bólu niż euforii, seks na planie filmowym był coraz bardziej brutalny. Bywały też takie dni, że bałam się siedzieć w swojej garderobie lub wychodzić sama z wytwórni. "Koleżankom" z branży ciężko było znieść mój związek z reżyserem, moje najlepsze filmy, nagrody i najdroższe kontrakty.
I właśnie wtedy wpadłam na coś, czego w ogóle bym się po sobie nie spodziewała. Na coś zupełnie niedorzecznego. Poszłam do sypialni. Ubrałam jasne obcisłe dżinsy, szary sweter i czarne botki. Przeczesałam palcami włosy, zarzuciłam na siebie kurtkę, wzięłam torebkę i wyszłam z mieszkania. Pojechałam metrem na Sunset Boulevard. Miałam wrażenie, jakby nie było mnie tu całą wieczność. Rozejrzałam się wokół siebie. Palmy, migoczące neony, bezgwiezdne niebo, wysokie latarnie oświetlające ulice. Mimo że to miejsce przywołało wiele wspomnień, niekoniecznie tylko tych najlepszych, uśmiechnęłam się.
Weszłam do jednego z budynków i pobiegłam na 4. piętro. Stanęłam pod drzwiami i miałam moment zawahania, jednak po chwili zapukałam. Otworzyła mi jakaś niska szatynka, a ja spojrzałam na nią wielkimi oczami. Nie tego się spodziewałam...
- Tak? - spytała uprzejmie.
Przez głowę przelatywało mi pełno zagadkowych myśli. Kto to do cholery jest? Zajęła moje miejsce? Porozmawiać z nią czy bez zbędnych tłumaczeń rzucić się na ździrę i wydrapać jej oczy?
- Ja... - zająkałam się. - Szukam... - westchnęłam cicho. - Jest Devon?
- Nie, nie mieszka już tutaj. Wynajmujemy od niego mieszkanie. - odpowiedziała ciepło.
- Rozumiem... ma z nim pani kontakt?
- Oczywiście, mogę podać numer, adres...
- Nie... - cofnęłam się. To był jednak zły pomysł. - Nie będę przeszkadzać.
Chciałam już iść, ale usłyszałam za sobą jej zaniepokojony głos. Odwróciłam się. Pewnie pomyślała, że jestem jakąś psycholką. Przychodzę w święta, pytam o faceta, który już tu nie mieszka i nagle chcę uciec.
- Może coś mu przekażę, jak będzie dzwonił?
- Nie. Proszę nie mówić, że tu byłam. Wesołych świąt, czy coś... - zbiegłam ze schodów i jak najprędzej chciałam opuścić to miejsce. Przeszłam tylko kilka kroków, po czym oparłam się o ścianę i rozpłakałam się jak dziecko. Zostałam sama. Mój ojciec jest gdzieś ze swoją ukochaną Nicole, Dev układa sobie życie na nowo, Tyler nie żyje, James spędza święta z siostrą, która później będzie się pieprzyć ze swoim mężem, Dave pewnie leży w domu naćpany albo upity do nieprzytomności. Przymknęłam mocno oczy. Łzy skapywały na moją kurtkę. Pociągnęłam nosem i ruszyłam przed siebie. Nie miałam kompletnie dokąd iść. Nie chciałam sama siedzieć w mieszkaniu. Bałam się. Usiadłam na najbliższej ławce i wyciągnęłam paczkę fajek z torebki. Zostały mi tylko 2 papierosy. Zaśmiałam się cicho. Zapaliłam jednego i zaciągnęłam się, wypuszczając z ust gęstą chmurę dymu.
- Jebać święta. Pierdolić was wszystkich. - szepnęłam sama do siebie.
Wigilię spędziłam siedząc na ławce jak bezdomna, z dwoma papierosami i rozmazanym makijażem.

Devon
Arizona miała w sobie niesamowity klimat. Wzgórza rozlegające się za oknem, roślinność i kolorowe smugi na niebie. Mieszkałem na ulicy, gdzie rzadko przejeżdżały nawet samochody. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, nikt nie znał mojej przeszłości, ludzie byli mili. Było tu zupełnie inaczej niż w Los Angeles. Brakowało mi takiego życia. Fakt, że czasami czułem się samotnie, ale potrzebowałem spokoju i odpoczynku.
Usłyszałem nagle ostry dźwięk telefonu. Odłożyłem kubek z herbatą na parapet i podniosłem słuchawkę.
- Słucham?
- Wesołych świąt, Devon! - usłyszałem wesoły głos po drugiej stronie. Zaśmiałem się i odgarnąłem włosy z twarzy.
- Wiesz, że nie obchodzę świąt.
- Ale mimo wszystko co roku składam ci życzenia.
- No tak. Dzięki. Poczekaj chwilę. - wziąłem z powrotem kubek do ręki i usiadłem na kanapie. - Już jestem. Co słychać?
- U mnie po staremu. Ale w wytwórni nie najlepiej. Nowe aktorki są coraz słabsze i coraz brzydsze. A tobie jak się żyje w nowym miejscu?
- Dobrze. Nawet bardzo. Mam spokój, ładny dom, fajnych sąsiadów. Chyba sobie jeszcze psa kupię i będzie idealnie.
- A jakaś laska?
- Daj spokój, Alan.
Z Alanem poznaliśmy się parę lat temu, razem pracowaliśmy. Chyba z nim zawsze tak najbardziej się trzymałem, wyreżyserowaliśmy wspólnie kilka filmów. Był dosyć ekscentrycznym człowiekiem, wszędzie było go pełno, gęba mu się nie zamykała. Na pewno duży wpływ miała na to kokaina.
- Żadna się nie kręci obok ciebie? - wypytywał.
- Nie. Na razie mam dosyć związków. - zamyśliłem się. - Wiesz co u Susie?
- Dosyć związków, ale jednak pytasz o Susie...
- Po prostu chcę wiedzieć co u niej, co w tym dziwnego? Byłem z nią ponad 3 lata.
- Nie wiem co u niej. Skończył jej się kontrakt, odeszła z wytwórni.
- Podpisała kontrakt z inną?
- Raczej byłoby o tym głośno... chyba zakończyła karierę. Naprawdę nie wiem co u niej. Ostatni raz widziałem ją w jej garderobie, parę dni po tym jak się wyprowadziłeś. Ale nawet z nią nie rozmawiałem.
- A ktoś ma z nią kontakt? Chodzi mi o to, czy ktoś zna jej aktualny adres, telefon...
- Chryste, Devon... - Alan się trochę zirytował. - Mówiłem, że nie mam z nią kontaktu. Inni raczej też nie. Co cię to w ogóle obchodzi? Rozstaliście się. Znajdź sobie jakąś inną fajną laskę, a nie...
- Mówiłem już coś na ten temat.
- Kiedy wpadasz do LA? Długo się nie widzieliśmy. - Alan próbował chyba rozluźnić napięcie.
- Nie mam po co. Może ty wpadniesz do mnie?
- Nie znam adresu.
Zaśmiałem się cicho.
- No to ci podam?
- Wiesz, mogę wpaść po Nowym Roku. Wezmę parę dni wolnego. Przywieźć whisky?
- Głupio się pytasz...
- O cholera, mam lepszy prezent. Leży gdzieś u mnie na strychu, w ogóle tego nie potrzebuję...
- Nie przywoź mi żadnych śmieci, które kurzą ci się na strychu.
- U ciebie na pewno nie będzie się kurzyć. - usłyszałem czyiś stłumiony głos. - Muszę już kończyć, obowiązki wzywają. Jeszcze się zgadamy.
- Jasne, zadzwonię.
Odłożyłem słuchawkę. Nie chciałem nawet wiedzieć, jaki prezent Alan dla mnie przygotował, bo to mogło być dosłownie wszystko.
- Prezent ze strychu... - wybuchnąłem śmiechem i podszedłem znowu do okna, biorąc duży łyk zimnej już herbaty,

poniedziałek, 22 grudnia 2014

The Unforgiven - rozdział 22.

mój ulubiony bohater. w końcu. z Dave'em mam zaplanowanych kilka dobrych wątków, więc nie mogę się doczekać :)
czytajcie, komentujcie. miłego czytania i przerwy świątecznej! :*

James
25 sierpnia 1988 roku wydaliśmy nasz czwarty album, ...And Justice For All. Płyta odniosła sukces, w pierwszym tygodniu sprzedaliśmy ponad 300 000 egzemplarzy. To był świetny wynik. Mieliśmy zaplanowaną trasę koncertową, nagraliśmy nasz pierwszy teledysk, do utworu One. I najważniejsze - po raz pierwszy zostaliśmy nominowani do Grammy w kategorii "Najlepszy zespół".
Rozdanie nagród zbliżało się wielkimi krokami. Su jak zwykle narzekała, że nie lubi takich imprez i boi się przebywać w towarzystwie tylu obcych ludzi. Gdybym poszedł sam, byłbym jedynym członkiem zespołu, który przyszedł bez partnerki. Gdybym zaprosił inną dziewczynę, chociażby swoja siostrę, Susie śmiertelnie by się obraziła. Najlepszym wyjściem byłoby w ogóle tam nie iść, ale musiałem tam być. Cały czas starałem się ją jakoś namówić.
- Susie, proszę. Co ci szkodzi?
- Nie chcę tam iść. Boję się obcych ludzi i tego, że każdy będzie na mnie patrzył. Nie lubię tłumów.
Mówiąc to siedziała przy lustrze i czesała swoje włosy, co chwilę je poprawiając i odrzucając do tyłu. Wyglądała jak pierdolona księżniczka.
- Szkoda tylko, że seks z obcymi facetami przy obcych kamerzystach ci nie przeszkadzał.
- Wyjdź stąd.
- Nie zapominaj, że jesteś u mnie. Kazać wyjść to ja mogę tobie.
- Jesteś chujem. - rzuciła szczotką i wstała z krzesełka. Chciała wyjść, jednak zagrodziłem jej drogę i złapałem ją za kościste ramiona.
- Posłuchaj, mam już dosyć tego jak mnie traktujesz. Nie jestem żadnym z twoich byłych facetów, którym nie przeszkadzało to że pierdolisz się z kim popadnie i traktowałaś ich jak gówno. - przycisnąłem ją do ściany. - Skończyło się, mam tego dosyć. Jak coś ci się nie podoba to wypierdalaj z mojego domu. Proszę cię żebyś poszła ze mną na galę, a ty odstawiasz fochy jak pierdolona diva. Uświadomię ci coś - do divy sporo ci brakuje, na dobre traktowanie też trzeba sobie zasłużyć. A z twoją przeszłością i zachowaniem nie wiem czy na to zasługujesz. - puściłem ją i wyszedłem z łazienki. Wróciłem do salonu i podszedłem do okna, patrząc na zachodzące powoli słońce i niebo w jaskrawych kolorach. Usiadłem na parapecie i oparłem czoło o zimną szybę. Zacząłem trochę żałować, że tak ostro ją potraktowałem, ale nie widziałem innego wyjścia. Usłyszałem po chwili kroki i przeklętą skrzypiącą podłogę. Przymknąłem oczy i zacisnąłem pięści.
- James...
Odwróciłem głowę i odgarnąłem włosy z twarzy.
- Co?
- Mogę iść z tobą...
- Jak masz robić problemy to sam pójdę.
- Nie... James, wybacz. Ty coś dla mnie robisz, ja też powinnam. Przepraszam...
Popatrzyłem na nią i zeskoczyłem z parapetu.
- Gala jest za 2 dni.
- Zdążę się przygotować.
- Cieszę się.
Mniej więcej tak wyglądała nasza rozmowa. Mieszkaliśmy razem od kilku tygodni, a już powoli mieliśmy siebie dosyć. Kłóciliśmy się o byle co, wszystko sobie wypominaliśmy. Su chyba domyślała się o czym myślę, bo podeszła do mnie i wyjrzała przez okno.
- Potrzebujemy trochę czasu...
- Nie rozumiem...?
- Po prostu... wiesz... trochę za szybko się to potoczyło. Za szybko się związaliśmy.
- Susie, znamy się już długo... już od dawna byliśmy dosyć... blisko...
- Nie, nie rozumiesz...
Westchnąłem głośno, wyrzucając ręce w górę.
- Tak kurwa, masz rację! Nie rozumiem! Niczego już nie rozumiem, co do mnie mówisz, czego ode mnie chcesz! Wysławiasz się na poziomie 6-letniego dziecka, nie wiesz czego oczekujesz.
- Przestań krzyczeć... - w jej oczach pojawiły się łzy. Nie chciałem patrzeć jak płacze. Łzy kobiety zawsze były dla mnie najgorszym widokiem.
- Nie płacz...
- Nienawidzę jak mnie obrażasz...
- Nie kłóćmy się, bo to nie ma sensu. - poszedłem do przedpokoju. Założyłem buty i wziąłem moją skórzaną kurtkę. - Idę do Larsa. Wrócę za godzinę.
Skinęła głową, a ja najzwyczajniej w świecie wyszedłem z domu, żeby jeszcze bardziej nie popaść w konflikt z Su.

Susie
Kolejne 2 dni minęły spokojnie. Jak na mnie i Jamesa - aż za spokojnie. Normalnie rozmawialiśmy, uprawialiśmy seks, jedliśmy wspólnie śniadanie. Życie jak w normalym związku. W dniu w którym miała się odbyć gala poświęciłam cały czas na przygotowania, chociaż wyglądałam całkiem zwyczajnie, w porównaniu na przykład do dziewczyny Larsa, która ubrała wieśniacką różową sukieneczkę. Wybrałam krótką czarną obcisłą sukienkę, skórzaną ramoneskę i wysokie czarne szpilki. Niedługo przed naszym wyjściem zrobiłam mocny makijaż i ułożyłam włosy. Niedługo później pojechaliśmy z Jamesem do budynku, w którym miało odbyć się rozdanie nagród. Wszyscy już na nas czekali. Przywitaliśmy się i weszliśmy do środka szukać swoich miejsc. Czułam się dziwnie i bardzo niekomfortowo. Oślepiały mnie błyski fleszy, przekrzykiwanie się ludzi, spojrzenia obcych osób. Kiedy w końcu już usiedliśmy, od razu zamówiłam dwie szklanki whisky z lodem.

***

- A zwycięzcą zostaje... Jethro Tull! - krzyknął jakiś człowiek, który miał wręczać nagrody, a na sali rozległy się głośne brawa. Ja wybuchnęłam śmiechem, kiedy zobaczyłam miny chłopaków. Spodziewali się wygranej, a wygrał jakiś zespół, który nawet się tutaj nie pojawił.
- I co się cieszysz?! - krzyknął do mnie Lars.
- Bo to śmieszne? - starałam się opanować śmiech.
- Co w tym zabawnego?! Kurwa, to my powinniśmy wygrać, zasłużyliśmy!
- Uspokój się... - powiedział Kirk. - Zdarza się...
- Zamknij się!
W końcu dziewczyna Larsa wyszła z nim na zewnątrz, żeby go trochę uspokoić. Kiedy wrócili, był już w miare opanowany. Usiedli z powrotem i wszyscy zaczęli rozmawiać. O nadchodzacej trasie, o płycie. Co chwilę podchodzili też do nich muzycy z innych zespołów. Czułam się lekko znudzona, więc wstałam i zarzuciłam na siebie moją kurtkę.
- Gdzie idziesz? - spytał James.
- Zapalić. Zaraz wrócę.
- Ok. - puścił moją rękę, a ja wzięłam szklankę z moją whisky i wyszłam na zewnątrz. Wyciągnęłam z kurtki paczkę papierosów. Odpaliłam jednego i zaciągnęłam się. Wypuściłam w powietrze gryzący dym i wzięłam łyk alkoholu. Obok mnie przeszła jakaś tleniona blondyna. Przeszła bardzo blisko mnie i prawie nadrepnęła na moje buty.
- Uważaj kurwa. To są Louboutiny, zapłaciłam za nie ponad 2000 dolarów.
Dziewczyna popatrzyła najpierw na mnie, a potem na moje buty.
- O, przepraszam. Nie wie...
- To już wiesz. - przerwałam jej chłodno.
Usłyszałam po chwili, jak ktoś wychodzi z budynku, a ona na niego patrzy. Odwróciłam się. Mignęły mi długie, rude, falowane włosy.
- Co tu robisz? Mówiłem, żebyś wróciła do środka.
- Chciałam, ale ta pani mnie zaczepiła, nie wiem dlaczego...
- Bo nadrepłaś na moje drogie buty.
Facet spojrzał na mnie i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Starałam się być obojętna, jednak było ciężko.
- Wróć do środka, zaraz przyjdę. - powiedział do swojej laski, a ta posłusznie weszła do budynku. Podszedł do mnie powoli. - Nie wierzę. - zaśmiał się cicho. - Lexxi Hope?
Zrobiło mi się słabo. Znał mnie. Jasna cholera.
- Nie używam już tego pseudonimu.
- Wiem, słyszałem, że zakończyłaś karierę.
- Kilka miesięcy temu.
- Dziewczyno, jesteś niesamowita. Pamiętam jak na ostatniej trasie, po koncertach siedziałem w nocy w pokoju hotelowym i oglądałem twoje filmy. Ale ty się pieprzysz...
- To... dzięki...
- Znam też twojego byłego faceta.
- Devona?
- Tak, chyba tak. Widziałem go za kulisami na kilku moich koncertach, nawet trochę z nim gadałem. Zagrał chyba z tobą w paru filmach, nie?
- No tak... - rozejrzałam się skrępowana i wzięłam większy łyk whisky. Dave nie odrywał ode mnie wzroku.
- Nie mogę uwierzyć, że prowadzisz się z kimś takim jak Hetfield. On zresztą nigdy nie gustował w takich dziewczynach...
- Gusta się zmieniają...
- Jak widać. - przyjrzał mi się jeszcze raz dokładnie i podszedł bliżej. - Spotkamy się?
- Niby po co?
- Mam zajebisty towar. Fajnie byłoby wciągać kokę z ulubioną gwiazdą porno.
Wyrzuciłam na ziemię niedopałek, który zniknął pod moim obcasem. Spojrzałam na niego.
- Po pierwsze, nie jestem już gwiazdą porno. Po drugie, nie biorę od jakichś 4 miesięcy.
- To spotkajmy się na kawę, na obiad, kolację, cokolwiek.
Dopiłam mojego drinka i głośno westchnęłam.
- Dobra, spotkajmy się. W przyszłą sobotę?
- Kiedy tylko zechcesz. - uśmiechnął się i wyciągnął długopis z kieszeni swojej kurtki. - Zapiszesz mi swój numer?
- Lepiej zapisz mi swój. Nie chcę, żeby James się o czymś dowiedział.
- Racja. - zapisał na mojej ręce swój numer i spojrzał mi prosto w oczy. Odgarnął mi kosmyk włosów za ucho. - Do soboty. 
Schował z powrotem długopis do kieszeni i wrócił do budynku. Popatrzyłam na kilka cyfr zapisanych na mojej skórze, po czym jak gdyby nigdy nic z zadowoleniem wróciłam do Jamesa.

sobota, 22 listopada 2014

The Unforgiven - rozdział 21.

hej, witajcie! zapraszam na rozdział 21! nie wiem kompletnie co mogę wam jeszcze napisać, więc napiszę tak: miłego czytania, komentujcie, miłej soboty i niedzieli oraz moja chamska reklama - zapraszam na mojego tumblra! :) http://captive-honour.tumblr.com/

James
Wszystko zaczynało się powoli układać. Było dokładnie tak jak dobre kilka miesięcy do tyłu. Miałem wrażenie, że poznałem Susie na nowo i po raz kolejny się w niej zakochałem. Była inna, nie była już taka nerwowa, nie oglądała się co chwilę za innymi facetami, była miła i urocza. Budziła się rano obok mnie, zawsze wyglądała tak słodko i niewinnie. Często się uśmiechała. Jej uśmiech był chyba najpiękniejszą rzeczą, która mogła mnie spotkać zaraz po przebudzeniu.
Po raz pierwszy od długiego czasu gdzieś w końcu razem wyszliśmy. Poszliśmy coś zjeść do jakiejś włoskiej knajpy. Było miło, nie kłóciliśmy się, nikt nam nie przeszkadzał.
- Na co tak patrzysz? - spytała nagle, odkładając widelec.
- Na ciebie.
Uśmiechnęła się lekko.
- Susie... myślisz, że teraz nam się ułoży? Że naprawdę już razem będziemy?
Wzięła ponownie widelec do ręki i zaczęła grzebać w swoim niedokończonym daniu.
- Wiesz... nie wiem. Ja nie potrafię powiedzieć, że to jest facet z którym chcę być zawsze, z którym wezmę ślub i będę miała dzieci. To nie jest dla mnie proste. Moje związki tak się już kończyły, że... nie wiem co będzie jutro. Nie wiem jak to wszystko będzie wyglądać.
- Rozumiem cię, ale wiesz...
- Nie, James, nie wiem. Nie wiem co będzie jutro, za tydzień, miesiąc, rok. Może cię znienawidzę, może ty zapijesz się na śmierć, może będę w ciąży, może weźmiemy ślub. Nie wiem co będzie.
- Opcja ze ślubem mi się podoba.
Zaśmiała się cicho.
- Za szybko.
- Znam ludzi, którzy brali ślub po kilku dniach znajomości.
- Ale ja taka nie jestem. Muszę dobrze poznać człowieka. W żadnym moim związku nigdy nie śpieszyło mi się do ślubu.
- Byłaś już zaręczona, całkiem długo.
- Właśnie, długo. - zauważyła i wzięła szklankę z sokiem do ręki. - Kiedy zaczęło się coś psuć, zaczęłam się wahać, czy naprawdę chcę z nim być do końca życia. Dlatego cały czas przekładałam datę ślubu.
Kiwnąłem głową i nic nie powiedziałem.
- James, nie chcę robić ci przykrości. Powinieneś to zrozumieć. Nie znamy się aż tak długo. I wiesz dobrze, jakie mam za sobą przejścia, jeśli chodzi o związki. Zobaczymy, jak nam się razem mieszka, żyje... i wtedy zobaczymy co dalej...
- Rozumiem cię.
- Dziękuję.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę, aż w końcu postanowiliśmy wracać. Susie była śpiąca. Zapłaciłem za kolację, wyszliśmy z lokalu i pojechaliśmy do domu.


Susie
Jak wyglądała moja relacja z Jamesem? Ciężko było mi to określić. Cały czas tęskniłam za Tylerem i zastanawiałam się, co właściwie się z nim stało. To było dobijające. Na policji twierdzili, że mam sobie nie robić nadziei, że kiedykolwiek odnajdą jego ciało, a Cameron pewnie już siedzi w innym państwie ze zmienionym nazwiskiem i fałszywymi dokumentami. Mówiąc w skrócie - byłam w ciemnej dupie.
W czwartek obudziłam się wcześnie rano, a Jamesa już nie było w domu. Metallica pracowała nad nowym albumem. Pierwszym albumem z Jasonem Newstedem. Nie miałam kompletnie nic do roboty, więc zrobiłam kurczaka z ryżem i warzywami, kanapki i upiekłam czekoladowe muffinki. Było tego naprawdę sporo. Ja i James jedlibyśmy to przez tydzień, więc postanowiłam zanieść trochę chłopakom do studia. Zapakowałam wszystko i wyszłam z mieszkania. Pogoda była świetna, niebo bez ani jednej chmury, słońce grzało i raziło w oczy. Wsunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne i poszłam do studia. Zobaczyłam Jasona, który stał przed wejściem i pił kawę.
- Cześć! - przywitałam się z nim.
- Cześć Susie. Co słychać?
- Jakoś leci. Chłopaki są?
- W środku. Zrobiliśmy sobie przerwę.
- Dobrze się składa. Przyniosłam wam coś do jedzenia. Nagotowałam tego wszystkiego jak dla wojska, nie wyrzucę tego przecież...
- A co tam masz? - zaciekawił się i zajrzał do torby.
- Muffinki, kanapki, kurczak z ryżem i warzywami...
- Zrobiłem się głodny. Chodź.
Weszliśmy do środka i poszliśmy na górę. W studiu zobaczyłam Jamesa, Larsa, Kirka i dwóch innych facetów, których wcześniej nie widziałam. Jam spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Cześć. - wstał i pocałował mnie w policzek. - Co tu robisz?
- Przyniosłam wam coś w miarę normalnego do jedzenia, tutaj pewnie jecie tylko pizzę...
- Wiesz, że nie musiałaś...
- Ale chciałam. - uśmiechnęłam się i podałam Larsowi torbę z jedzeniem. W czasie kiedy chłopcy jedli, ja trochę z nimi posiedziałam i pogadałam.
- Jak myślicie, nasz nowy album odniesie większy sukces niż płyta Megadeth? "So Far, So Good... So What!" cały czas zgarnia dobre opinie i zajebiście się sprzedaje. - powiedział Kirk, biorąc kolejną babeczkę do ręki.
- Co ty w ogóle nas z nimi porównujesz? Ich gówniany album nawet nie może się równać z naszym. Te ćpuny ledwo go nagrały, a my? Pełna kultura. - stwierdził Lars, po czym głośno beknął i rzucił na podłogę pustą puszkę po coli. James spojrzał na niego zdegustowany, a ja odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Dave Mustaine naprawdę jest takim skurwielem?
Zapadła dziwna cisza.
- Dave jest po prostu... - James szukał odpowiednich słów. - Trudnym człowiekiem...
- Jest zwykłym chujem, nie oszukujmy się... - powiedział cicho Kirk.
- Ćpunem, alkoholikiem, który posuwa wszystko co się rusza. Nie ma do nikogo ani niczego szacunku. - dodał Lars.
Zaciekawił mnie. Tacy ludzie jak Dave kręcili mnie właśnie najbardziej. Lubiłam, kiedy facet był facetem, a nie pizdą. Lubiłam poniżenie. Lubiłam, kiedy nade mną dominował. To było cholernie podniecające.
Dźwięk gitary Kirka wyrwał mnie z zamyślenia. Wstałam ze swojego miejsca, pożegnałam się z chłopakami i wyszłam ze studia. Chciałam iść od razu do domu. Kiedy przechodziłam obok małej uliczki, poczułam jak ktoś mnie szarpie mocno za rękę do zaułka. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, tak błyskawicznie się to stało... poczułam, jak ktoś zakrywa mi usta i przyciska do muru. Kiedy zobaczyłam przed sobą Camerona, próbowałam krzyczeć, wyrwać się, uciec, uderzyć go... nic z tego. Wyciągnął zza pleców nóż i wziął dłoń z mojej twarzy.
- Nie próbuj nawet krzyczeć, albo potnę ci twarz.
W tym momencie bałam się nawet oddychać. Moje oczy zrobiły się mokre.
- Gdzie są moje pieniądze?
- W... w banku...
- Więc pojedziemy tam i je wypłacisz. 60 tysięcy. A zaraz po tym pojedziesz na policję i odwołasz wszystkie zeznania.
- A-ale... Tyler...
- Co?! Dziewczyno, nie wkurwiaj mnie nawet. Już dawno powinienem cię załatwić, ale jest mi ciebie zbyt szkoda. Zresztą, za dużo mam już ludzi na sumieniu. - powiedział i uśmiechnął się.
- Gdzie jest Tyler?
- Nie wiem. W rzece. Ciemno było.
- Dlaczego mi to zrobiłeś...? - rozpłakałam się. - Kochałam go...
- A myślisz, że on ciebie kochał?
- Byliśmy razem... kochał mnie, wiem to...
- Powinnaś wiedzieć kto jest z tobą dla pieniędzy, jesteś mądrą kobietą i na facetach się znasz. Kochał twoją kasę i dupę.
- Nie... - zaczęłam kręcić głową i zakryłam twarz dłońmi. Poczułam jak chwyta mnie za ramię i wyprowadza z zaułka, zaraz po tym wsiedliśmy do samochodu. Wszystko potoczyło się szybko, tak mechanicznie... pojechaliśmy się do banku, wypłaciłam pieniądze. Potem pojechaliśmy na policję. Wysadził mnie pod komisariatem i odjechał z pieniędzmi. A ja, nie wiedzieć czemu, poszłam tam i odwołałam wszystkie moje zeznania. Dlaczego to zrobiłam? Nie wiem. Może straciłam już nadzieję, że odnajdą ciało Tylera, a Cameron zostanie ukarany. Może nie chciałam już o tym myśleć i mieć to wszystko za sobą. A może po prostu uwierzyłam w to, co mówił Cameron. Że Tyler mnie nigdy nie kochał.

Devon
Pierwsze dni w nowym miejscu minęły ciężko. Inny stan, inne miasto, inne powietrze. Kompletnie nikogo nie znałem, ale to akurat nie miało dla mnie znaczenia. Chciałem mieć na razie spokój, nie chciałem żeby ktoś mnie odwiedzał i mi przeszkadzał.
Wieczorem stałem na balkonie i paliłem papierosa. Nigdy nie widziałem tak pięknych zachodów słońca jak w Arizonie. Wyrzuciłem niedopałek i wyszedłem z balkonu. W tym samym momencie zadzwonił telefon. Podniosłem słuchawkę.
- Halo?
- Witam, dodzwoniłam się do Devona Hayes? - usłyszałem głos jakiejś kobiety.
- O co chodzi?
- Dzwonię z magazynu "Hustler", chcieliśmy zaproponować sesję zdjęciową Lexxi Hope...
- Nie jestem już jej agentem. - przerwałem jej chłodno.
- O, nie wiedziałam...
- Nie jestem jej agentem, nie jesteśmy już w związku, odszedłem z wytwórni filmowej, z tego co mi wiadomo kontrakt Lexxi też się już skończył. Skąd pani w ogóle ma mój numer?
- Eee...
- Proszę więcej do mnie nie dzwonić. - odłożyłem słuchawkę. Nawet tutaj mnie znaleźli. Z tej branży człowiek chyba nigdy się nie uwolni. Podszedłem do jednej z szafek i zacząłem wyciągać z niej wszystkie papiery. Na samym dnie znalazłem ramkę ze zdjęciem, jedynym aktualnym zdjęciem Su, które miałem. Kiedy się wyprowadzała, zdążyła wszystko zabrać, zapomniała tylko o dwóch zdjęciach. Jednym naszym wspólnym, drugim swoim, które stało w salonie oprawione w ramkę. Popatrzyłem na nie i postawiłem je na szafce.
- Ciekawe co u ciebie... - powiedziałem cicho, spoglądając na fotografię. - Tęsknię za tobą...

wtorek, 11 listopada 2014

The Unforgiven - rozdział 20.

nawet nie wiecie jak się cieszę, że pod ostatnim rozdziałem pojawiło się więcej komentarzy. uwielbiam Was. mam nadzieję, że taki stan rzeczy się utrzyma :)
kolejny rozdział, Su opowiada trochę Jamesowi o swoim zawodzie. trzeba było poczytać trochę artykułów, haha. mam wrażenie, że rozdział Wam się spodoba.
miłego czytania i proszę o komentarze :)

Susie
Udało mi się zasnąć dopiero wtedy, kiedy z wielkiego okna w sypialni Jamesa widziałam wschodzące słońce i kolorowe niebo. Cały czas myślałam o Tylerze, o tym jak go zobaczyłam... o naszym związku, o Cameronie... Po moim policzku spłynęła kolejna ciepła łza. Odwróciłam się w stronę Jamesa i wtuliłam się w jego plecy.
Dlaczego traciłam każdego, kto był dla mnie ważny? Dlaczego każdy ode mnie odchodził? Karma do mnie wróciła, za te wszystkie zdrady i granie w filmach? Nigdy nie wierzyłam w takie gówno, ale tak nagle zaczęłam tracić wszystko... Tiffany, potem Devon, teraz Tyler... Naprawdę dało mi to do myślenia. Że możesz mieć wszystko, pieniądze, narzeczonego, fanów, karierę, najlepsze narkotyki. Jesteś na szczycie, każdy chce reżyserować filmy z twoim udziałem. Po chwili jesteś już na dnie. Jesteś ćpunką, granie cię męczy i nie sprawia żadnej przyjemności, nie masz nikogo, bo każdy od ciebie odszedł.
- Nie śpisz? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Jamesa. Spojrzałam w jego błękitne oczy i jasne włosy, które opadały na jego czoło. Odgarnęłam je.
- Już nie.
- Spałaś w ogóle?
- Może ze 2 godziny... - westchnęłam cicho.
James przeciągnął się i wstał z łóżka. Wciągnął na siebie swoje dżinsy i spojrzał na mnie.
- Co chcesz na śniadanie?
- Nie chcę, nie jestem głodna...
- Może zrobię ci kawę albo herbatę chociaż?
- Kawy mogę się napić. Mocnej.
Kiwnął głową i wyszedł z sypialni. Ja chwilę później również wstałam z łóżka. Miałam na sobie tylko koszulkę Jamesa. Podeszłam do jego szafy i wyciągnęłam z niej flanelową koszulę, którą zarzuciłam na siebie. Opatuliłam się nią i poszłam do kuchni, gdzie James akurat stawiał na stół kubek z kawą.
- Masz może wódkę?
- Wiesz, jest dopiero po 7:00 rano...
- Proszę...
Westchnął cicho i podszedł do jednej z szafek. Wyciągnął z niej butelkę Smirnoffa i podał mi. Okręciłam zakrętkę, upiłam łyk kawy dolałam do niej trochę wódki. Jam usiadł obok mnie.
- Picie nic ci nie da... może się przez chwilę zrelaksujesz, pójdziesz spać, a na drugi dzień będzie to samo...
- Nie powinieneś mnie pouczać w tych sprawach, wiesz? - popatrzyłam na niego i napiłam się.
- Su...
- Daj mi spokój... - wstałam z krzesła i z hukiem wsunęłam je z powrotem. Wzięłam kubek i poszłam z powrotem do sypialni. Wciągnęłam swoje obcisłe dżinsy i włożyłam w nie koszulkę Jamesa, którą miałam na sobie. Uczesałam się, założyłam moje białe adidasy za kostkę i pożyczyłam od Jamesa jego skórzaną kurtkę. Jam szybko się ubrał i pojechaliśmy do mieszkania Tylera. Po drodze w ogóle nie odzywaliśmy się do siebie.
- Mam iść tam z tobą? - spytał, kiedy chciałam już wychodzić z samochodu.
- Tak...
Kiwnął głową i wyszedł razem ze mną. Na klatce schodowej nikogo nie spotkaliśmy. Nikt pewnie nie miał nawet pojęcia, co się stało. Drzwi do mieszkania były otwarte. Weszliśmy po cichu do środka i... zamarłam. W środku panował idealny porządek. Nie było kałuży krwi na podłodze, śladów prowadzących do łazienki. Rozglądałam się wokół siebie jak szalona. Nawet na włączniku nie było tego drobnego czerwonego śladu. Wplotłam palce we włosy i oparłam się o stół. Kiedy tak sobie myślałam o obsesji Tylera na punkcie porządku, o jego pedantyczności... to naprawdę było dziwne i przerażające. James rozejrzał się i podszedł do mnie.
- Gdzie on jest?
- Co? - spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- No wiesz... twój chłopak. Jego ciało tak dokładnie...
Łazienka...
- Łazienka! - krzyknęłam i pobiegłam tam. Myślałam o tym porządku, o plamach krwi które zniknęły, że w ogóle zapomniałam o łazience, gdzie było ciało. Wbiegłam do pomieszczenia, zapaliłam światło i... nic. Wszystko było idealnie na czyste. Płytki, wanna, kosmetyki były równo poukładane.  - Nie... to niemożliwe...
Usłyszałam za sobą kroki Jamesa. Stanął za mną i położył rękę na moim brzuchu.
- Przecież tu nikogo nie ma.
- Powinien tu być... był tu wczoraj...
- Kurwa, Su...
- James, ja...
- Wiedziałem, kurwa, wiedziałem! - krzyknął na mnie. - Naćpałaś się i wymyśliłaś jakąś historię, że ktoś kogoś zabił! Ty pierdolona zaćpana oszustko!
- Nigdy bym nie wymyśliła czegoś takiego! - wybuchnęłam płaczem. - Nie biorę prawie od 2 miesięcy... - pociągnęłam nosem. - Kochałam go... kocham... leżał tu, dokładnie w tym miejscu...
- I co, zmartwychwstał, posprzątał i sobie poszedł?! Kurwa, zastanów się co ty mówisz! Może ty sama go zabiłaś?! Ukryłaś ciało i posprzątałaś?! Przychodzisz do mnie w nocy cała we krwi, twierdzisz że jakiś ćpun zabił twojego chłopaka, a w mieszkaniu nawet śladu krwi nie ma! Skąd bierzecie towar, co?!
- Tyler nie ćpał! Ja też już nie biorę! - wzięłam głęboki oddech i coś, co było na stole, przyciągnęło mój wzrok. Zmrużyłam oczy i podeszłam tam. Zobaczyłam 20-dolarowy banknot i trochę białego proszku, z którego była uformowana mała ścieżka. Obok leżała miętowa guma do żucia. Ćpałam z Cameronem ze 3 razy, ale za każdym robił dokładnie to samo. Wciągał kreskę i zaraz po tym brał do buzi gumę do żucia.
- On tu był...
- Co? - James był już porządnie zdenerwowany. Spojrzałam na niego.
- Patrz... kokaina.
- No widzę. Nic dziwnego w mieszkaniu ćpunów.
- Jam, proszę. Wysłuchaj mnie... popatrz na to. - podałam mu gumę do żucia. - To jest Camerona. On zawsze tak robił, kiedy wciągnął ścieżkę. Żuł miętową gumę. On tu był. Czekał na mnie. On musiał to wszystko posprzątać. I gdzieś ukryć ciało...
- I nikt by nie zauważył?
- Nie wiem... - westchnęłam cicho. - Ale on... ja mam wrażenie, że on znowu tu wróci. On nie odpuści.
- Posłuchaj... spakuj się, pojedziemy na policję... nie możesz tu wrócić.
Kiwnęłam głową i poszłam do sypialni, żeby spakować moje rzeczy. James wziął moje kosmetyki z łazienki, a potem przyszedł do mnie. - Mógłbyś wziąć to granatowe pudełko spod łóżka?
Uklęknął i wyciągał spod łóżka jedną z moich najważniejszych rzeczy. Pudełko było granatowe, trochę zniszczone. Było trochę popisane i poobklejane naklejkami.
- Co to jest?
- Wszystkie moje wspomnienia. Te lepsze i te gorsze. Zdjęcia, listy i tak dalej...
- Mogę obejrzeć?
- Kiedy indziej. Nie teraz...
Dokończyłam pakować swoje rzeczy. James pomógł je wziąć i zszedł już na dół. Ja rozejrzałam się jeszcze chwilę po mieszkaniu. Było mi tak cholernie smutno i nie chciałam się stąd wyprowadzać, ale co innego mogłam zrobić? Pociągnęłam za sobą walizkę i wyszłam z mieszkania.

James
Minęły 3 tygodnie. Pierwsze co zrobiliśmy tego dnia po wizycie w starym mieszkaniu Susie, to pojechaliśmy na policję, żeby Su złożyła zeznania. Nie chciała nigdzie jechać, ale udało mi się ją namówić. Musiała mieć zrobione testy na obecność narkotyków. Jak się okazało, wyszły negatywne. Wtedy po raz pierwszy uwierzyłem, że Susie nie kłamała. Czas mijał, ciała jej chłopaka nie odnaleziono, tak samo jak dilera, który prawdopodobnie go załatwił. Su była załamana całą sprawą. Miała problemy ze snem, śniły jej się koszmary, budziła się w nocy z krzykiem, miała wrażenie, że ktoś za nią chodzi. Rzadko wychodziła z domu. Starałem się jej pomagać.
Któregoś dnia w studiu nie mieliśmy nic do roboty, więc szybko wróciłem do domu. Udało mi się w końcu wyciągnąć Su na miasto. Pojechaliśmy do L.A. Live. Kupiliśmy mrożony jogurt i chcieliśmy się przejść.
- Susie... ile miałaś lat jak... no wiesz... trafiłaś do tej branży?
- Niecałe 20.
- Jak w ogóle do tego doszło? Chciałaś tego?
- Ja... chyba nie... nie widziałam innego wyjścia. Zostałam sama, potrzebowałam kasy, czyjejś uwagi...
- Uwagi?
- Wiesz, wszystkie dziewczyny które znałam, robiły to dlatego, że pragnęły uwagi. Robiły to, bo czuły, że nie mają innego wyjścia. Myślały, że staną się przez to sławne, dostaną rolę w prawdziwych filmach. Robiły to, bo były wykorzystywane seksualnie, wydawało im się, że uprawianie seksu dla pieniędzy jest naturalną koleją rzeczy. To samo było ze mną. - tłumaczyła spokojnie.
- Wiesz, widziałem z tobą parę filmów... - spojrzała na mnie, a mi zrobiło się trochę głupio. Akurat filmów z nią nie oglądałem dla przyjemności. Po prostu chciałem się dowiedzieć, czy to faktycznie prawda, że występuje w takich produkcjach. - I z innymi dziewczynami... zawsze mi się wydawało, że to im się podoba i sprawia im przyjemność.
- Największy mit. Sama rozpowszechniałam to kłamstwo. Zawsze gdy ktoś mnie pytał, czy podoba mi się to co robię przed kamerą, odpowiadałam, że robię to co lubię, uśmiechając się przy tym. A prawda jest taka, że robiłam to co musiałam, żeby mieć "pracę". Robiłam to, co wiedziałam że sprawi, że zyskam "sławę".
- Ale przecież mogłaś w każdej chwili z tego zrezygnować.
- To nie jest takie proste. W szczególności, jak masz już wyrobioną "markę" w tej branży. Jedyne, co sprawiło, że mogłam zrezygnować, to ciąża. Ale kiedy poroniłam, znowu do tego wróciłam.
- Tylko... dlaczego? - zawsze dosyć mnie to interesowało, a nigdy nie mieliśmy z Su okazji, żeby o tym pogadać. Zawsze unikała tego tematu.
- Posłuchaj, kariera w tej branży trwa może najdłużej 10 lat. Producenci cały czas żądają nowych twarzy, nowych młodych dziewczyn, dlatego doświadczone aktorki muszą im ustępować miejsca. Gdybym już z tego zrezygnowała i po kilku latach chciałabym wrócić... nie miałabym szans. Bo już miałam swoje 5 minut, których nie wykorzystałam.
- To doświadczenie zależy od czego, od ilości filmów, w których występujesz?
- Nie. Tu raczej chodzi o odpowiedni dobór filmów i współpracę z właściwymi ludźmi.
Byłem trochę w szoku. Mówiła o tym z takim spokojem, lekkością. Odpowiadała na wszystko szczegółowo. Jak prawdziwa weterenka. Była młodą dziewczyną, ale bardzo doświadczoną jeśli chodzi o te sprawy. Inaczej by pewnie sobie nie poradziła.
- Nie rozumiem za bardzo...
- Wiesz, tu trzeba być naprawdę sprytnym i mieć głowę do interesów. Aktorki z wyrobioną marką mogą przebierać w ofertach. Te mniej atrakcyjne i znane godzą się na bardziej ekstremalne sceny. Często z elementami przemocy i poniżenia. I wcale nie dostawały za to więcej pieniędzy ode mnie. - grzebała plastikową łyżeczką w swoim jogurcie.
- A jak dostajesz mało ofert? Albo za dużo?
- Mój były narzeczony był moim, że tak powiem, agentem. Był w tej branży dłużej niż ja. Kiedy ja tam trafiłam, on już był po drugiej stronie kamery. Reżyserował filmy. To on w moim imieniu negocjował stawki i inne korzyści wynikające z umów. On mówił, którą ofertę mam przyjąć, którą odrzucić. Aktorka nie może przesadzać z liczbą występów. Inaczej po prostu się znudzi, nie będzie dostawała nowych propozycji albo... będą ją zapraszać do niskobudżetowych produkcji. Ale jeśli też zbyt wiele razy powiesz "nie", pożegnają cię.
- Nie potrafię tego pojąć, jak... - starałem się ubrać to w słowa. - Jak twój facet potrafił reżyserować filmy z twoim udziałem, decydować w czym masz grać a w czym nie...
- Wiem, że to dziwne. Ale potrafiliśmy oddzielić pracę od życia prywatnego. Co innego w domu z chłopakiem, w twoim własnym łóżku, a co innego przed kamerą, w świetle fleszy i w niewygodnych pozycjach...
- Sądziłaś, że kiedyś trafisz do tej branży?
- Nie... ja miałam wtedy ledwo 20 lat, byłam nieśmiała, wyglądałam jak dziecko... miałam na zębach resztki aparatu, który ściągnęłam kombinerkami, pożyczoną bieliznę. Miałam tylko jednego chłopaka, z którym rozstanie bardzo przeżyłam. No i wtedy poznałam Devona. Zagrałam z nim w moim pierwszym filmie. I jakoś tak zaiskrzyło, zaczęliśmy się spotykać poza planem.
- Do innego... aktora nigdy czegoś takiego nie poczułaś?
- Nie... wiesz, aktora z którym grasz poznajesz może 20 minut przed kręceniem filmu. I albo go polubisz, albo znienawidzisz. U mnie w większości przypadków było to drugie. Wiem, że potem wielu z nich oczerniało mnie w wywiadach i twierdziło, że praca ze mną to męczarnia...
Zatrzymaliśmy się i utkwiła swój wzrok w ziemi. Dotknąłem jej twarzy i uniosłem lekko do góry. Wytarłem palcem resztki jogurtu z kącika jej ust. Zaśmiała się cicho i zaczęła wycierać.
- Wracamy do domu?
- Tak. - powiedziała i ruszyliśmy w stronę mojego samochodu.

niedziela, 26 października 2014

The Unforgiven - rozdział 19.

ehh, niedziela :c
ciężko mi się ten rozdział pisało, od wczoraj go pisałam. ciężki temat, jednak wiecie, że lubię takie rzeczy. Tyler i tak musiał przecież zniknąć, skoro Su miała być z Jamesem. nie wiedziałam jednak jak się go "pozbyć", skoro on i Susie tak się kochali. innego wyjścia nie było :) pewnie co niektórzy znowu będą krzyczeć co ja zrobiłam, ale w ramach rekompensaty macie Jamesa :)
zapraszam do czytania i proszę o komentarze!

Susie
- Tyler... - podniosłam się z łóżka i spojrzałam na mojego chłopaka, który już nie spał. Oparłam się o jego ramię.
- Chcesz się wyprowadzić? - spytał, patrząc tępo przed siebie.
- Dokąd?
- Nie wiem. Gdzie chcesz.
Westchnęłam cicho i pocałowałam jego wytatuowane ramię. To nie był dobry moment na takie rozmowy.
- Muszę jechać do banku po te pieniądze. Chcesz ze mną?
- Nie, poczekam na ciebie.
Wstałam z łóżka i wyciągnęłam ubrania z szafy. Popatrzyłam na Tylera, który cały czas siedział w tej samej pozycji. Wciągnęłam na siebie mój czarny obcisły crop top i usiadłam obok niego.
- Ej, kochanie. Nie martw się. - pogłaskałam go po twarzy.
- Jest mi wstyd, że musisz płacić tyle pieniędzy za moją głupotę.
Przypomniał mi się w tym momencie okres, kiedy byłam ćpunką. Prawie nigdy nie płaciłam za towar, który dostawałam od Tylera.
- Powiedzmy, że oddaję ci dług za wszystkie działki, które mi dałeś.
- Susie...
- Dobra, spokojnie. Nie przejmuj się tym. Mam sporo kasy, może to śmieszne, ale braku tego 60 tysięcy nawet nie poczuję.
Tak, to faktycznie było zabawne. Kiedyś nie miałam co jeść i za co zapłacić czynszu, bo mój brat przećpał wszystkie zasiłki z opieki społecznej. A teraz mogłam szastać swoją kasą na prawo i lewo.
Wciągnęłam na siebie obcisłe dżinsy i założyłam białe adidasy za kostkę. Weszłam jeszcze na łóżko i pocałowałam Tylera. Wtedy nawet jeszcze nie pomyślałabym, że robię to po raz ostatni...
- Niedługo wracam. Czekaj na mnie...
- Nigdzie nie wychodzę.
Wstałam, wzięłam swoją ramoneskę oraz torebkę i wyszłam z mieszkania. Poszłam na stację metra. Kręciłam się chwilę po zimnej i śmierdzącej stacji, czekając na swój pociąg. Patrzyłam na tych wszystkich ludzi, którzy ciągle się śpieszyli, na bezdomnych, którzy siedzieli na ławkach, ubrani w jedyne ubrania które mieli, na ćpunów, którzy siedzieli na zimnej podłodze i się trzęśli. Tak bardzo mnie to wszystko obrzydzało, a przecież kiedyś byłam dokładnie taka sama. W końcu przyjechało metro, więc szybko weszłam do środka. Zajęłam jedno z wolnych miejsc, nie zwracając uwagi na starych ludzi. Wyciągnęłam kosmetyki z torebki i zrobiłam szybki makijaż. W momencie, kiedy czesałam włosy, pociąg zatrzymał się. Trochę się zdziwiłam, reszta ludzi tak samo.
- Nastąpiła awaria. Naprawa potrwa od 30 minut do godziny. - usłyszeliśmy mechanicznie wypowiedzianą regułkę przez jakiegoś mężczyznę. Parę osób zaczęło wzdychać i jęczeć, a ja miałam ochotę rozpierdolić wszystko wokół.
- Kurwa mać. Zajebiście. - mruknęłam pod nosem. Jeszcze tego brakowało, żebym spóźniła się do banku. Dlaczego akurat dzisiaj? Dlaczego akurat mój pociąg?
Siedziałam tam dobre pół godziny cała zestresowana. Kiedy metro w końcu ruszyło, odetchnęłam z ulgą. Kilkanaście minut później byłam już w banku. Miałam w dupie kolejkę, tylko od razu usiadłam naprzeciwko przystojnego faceta w garniturze. Spojrzał na mnie i zmierzył mnie dokładnie wzrokiem.
- Chciałam wypłacić pieniądze z konta. 60 tysięcy.
- Pienią... a tak, pieniądze. Dobrze, poproszę dowód osobisty. - wyciągnęłam z portfela dowód i podałam mu. Spojrzał najpierw na zdjęcie, a potem znowu na mnie. Ja jak to miałam w zwyczaju, najpierw spojrzałam na jego dłonie. Dostrzegłam obrączkę na palcu.
- Pana żona wie?
- Żona? O czym? - zdziwił się.
- O tym, że ogląda pan filmy porno.
Facet poczuł się trochę skrępowany i uciekał wzrokiem. Uśmiechnęłam się lekko.
- Przecież to nic złego. Mój były facet je reżyserował.
- Jaka to miała być kwota? - zmienił temat.
- 60 tysięcy.
Zajrzał najpierw do komputera, a potem do jakichś papierów.
- Dziwne...
- Co takiego? - przeraziłam się. Zaraz przez myśl mi przeleciało, że nie będę mogła wypłacić pieniędzy, że może wszystko wyparowało mi z konta, że może Devon w ramach zemsty wszystko przelał na swoje konto. - Nie mam pieniędzy na koncie?
- Nie, są. Sporo... - powiedział, a ja odetchnęłam z ulgą. - Po prostu może być mały problem z wypłatą tak dużej kwoty...
- Ale... ale ja potrzebuję tych pieniędzy! Pilnie!
- Zrobię co się da. Musi jednak pani trochę poczekać.
- Ehh. No dobra.
Wziął jakieś dokumenty i gdzieś je zaniósł, a po chwili do mnie wrócił. Trochę z nim pogadałam, żeby zabić nudę. Nawet mu się podpisałam, kiedy poprosił mnie o autograf. Minęło sporo czasu, zanim dostałam swoje pieniądze. Schowałam je do torebki i szybko wyszłam z banku. Pobiegłam z powrotem na stację metra i czekałam na swój pociąg. 5 minut, 10, 20. I nic. Kolejne 10 minut. Już dawno powinien być. Patrzyłam po kolei na wszystkie rozkłady, jednak żaden pociąg nie jechał w moją stronę. Zaczęłam przeklinać i postanowiłam iść na przystanek autobusowy. Dojście na najbliższy przystanek zajęło mi dobre 20 minut. Na marne, bo jak się okazało, mój autobus miał być dopiero za godzinę. Wróciłam znowu na stację. Usiadłam na starej ławce obok jakiejś starszej kobiety. Czekałam kolejne kilkanaście minut. Myślałam, że nie wytrzymam.
- Wie pani, kiedy będzie w końcu pociąg na Silver Lake? Już naprawdę długo czekam.
- Ale już był.
- Słucham?
- Był, może pół godzin temu.
Pół godziny temu byłam na przystanku. Miałam ochotę zabić każdego wokół siebie. To się nie działo naprawdę. Dlaczego akurat mi się przytrafiło? Dlaczego akurat dzisiaj?
- Kurwa jebana mać...
Kobieta spojrzała na mnie oburzona.
- Proszę się wyrażać.
Wstałam i opuściłam stację metra. Nie miałam nawet zamiaru iść czekać na autobus. Nie wiadomo czy by przyjechał. A w tym momencie liczyła się dla mnie każda minuta. Postanowiłam wracać na piechotę, mimo, że do domu nie miałam blisko. Bolały mnie już nogi, byłam głodna. Słońce powoli zachodziło. Zaczepiłam jakąś młodą dziewczynę.
- Możesz mi powiedzieć która godzina?
Brunetka zerknęła na zegarek.
- 18:12.
- Cholera... dzięki.
Odeszłam szybko i przyśpieszyłam kroku. Kilka minut później byłam na naszym osiedlu. Weszłam do budynku i wjechałam windą na 14. piętro. Dziwne, że w ogóle działała.
Otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkania.
- Tyler, już jestem. Przepraszam, że tak długo...
Cisza.
- Cameron już był?
Cisza.
- Tyler, jesteś w domu?
Zostawiłam ramoneskę i torebkę w przedpokoju. Nie zapaliłam nawet światła. Weszłam do salonu i poślizgnęłam się, lądując na podłodze i sycząc z bólu.
- Ała... - chciałam się podnieść, czułam, że leżę w jakiejś kałuży. Tyler pewnie coś rozlał i nawet nie mógł po sobie wytrzeć. Podniosłam się, żeby móc iść się przebrać i to powycierać. Zapaliłam światło. Zauważyłam, że zostawiłam na włączniku czerwony ślad... spojrzałam na swoje dłonie, odkryty brzuch i spodnie. Nie były mokre od wody czy soku. Były całe we krwi. Popatrzyłam na zakrwawioną podłogę. Ślady ciągnęły się przez cały pokój i prowadziły do łazienki. Poczułam, że moje oczy robią się mokre, a serce podchodzi do gardła. Podeszłam wolnym krokiem toalety i otworzyłam powoli drzwi. Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko na filmach. Na jasnych płytkach zobaczyłam kolejne ślady krwi i Tylera, który leżał na podłodze... padłam obok niego na kolana i rozryczałam się jak jeszcze nigdy. Nic innego nie mogłam zrobić w tym momencie. Nic.
- Boże... Tyler... - wtuliłam się w jego zakrwawioną koszulkę. - Dlaczego ty...
Podniosłam się lekko i wytarłam mokrą twarz.
- Przepraszam... ale muszę...
Wstałam i wybiegłam z mieszkania, nie zabierając ze sobą kompletnie niczego. Wiem, że zachowałam się jak ostatnia suka, ale wtedy myślałam tylko o jednym. Żeby ratować swój tyłek. Wiedziałam, że Cameron wróci. I będzie chciał zrobić ze mną to samo.
Nie mam pojęcia, co myśleli wszyscy ludzie, kiedy widzieli zapłakaną dziewczynę, całą w cudzej krwi, która biegła przed siebie. Pacjentka szpitala psychiatrycznego, która kogoś zamordowała i uciekła z miejsca zbrodni.

James
- Callous frigid chill, nothing left to kill... - zanuciłem i zapisałem na kartce. - Never seen before... breathing nevermore... - pociągnąłem za struny w gitarze. - Never...
Wziąłem kartkę do ręki, żeby przeanalizować to co już napisałem. W tym samym momencie usłyszałem głośne walenie do drzwi. Nikogo nie zapraszałem i się nie umawiałem, więc trochę mnie to zdziwiło. Rzuciłem długopis na stół, odłożyłem gitarę na bok i wstałem. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Na progu zobaczyłem Su. Całą zapłakaną i zakrwawioną. Pierwsze o czym byłem w stanie pomyśleć to: Kurwa, w co ona się znowu wpakowała?
- Su...? Jezu, co się stało?
Weszła do środka i przytuliła się do mnie. Rozpłakała się i nie potrafiła wydusić z siebie słowa.
- Susie... powiedz co się stało...
- Ja... to Cameron... ja... ja się spóźniłam i... i Ty...ler... to mo-moja wina... ale to nie ja zro-zrobi...łam... - nic nie rozumiałem. Mówiła jak w amoku, próbowała łapać powietrze.
- Susan...
- Ja... ja ni... nie chcę... on nie ży... - wybuchnęła znowu płaczem. - Umarł... nie żyje!
- Susan, do cholery! - popchnąłem ją na ścianę i złapałem mocno za ramiona. Spojrzałem w jej zaczerwienione oczy. Łzy i resztki makijażu mieszały się ze śladami krwi na jej twarzy. - Uspokój się. Co się stało?
- On... on nie żyje... On go zabił...
- Znowu coś brałaś?
Pokręciła głową.
- To Cameron... zabił go... i zabije mnie.
- Kim jest Cameron?
Przymknęła oczy i oparła głowę na moim ramieniu.
- Tyler nie żyje...
Wziąłem ją za rękę i zaprowadziłem do salonu. Posadziłem ją na kanapie. Położyłem gitarę na podłodze i usiadłem obok niej.
- Kto to jest Tyler? Ten facet z którym cię widziałem?
- C-co?
- Nic... kim jest Tyler?
- To... mój chłopak... on jest... był... - pociągnęła nosem. - Był dilerem. Musieliśmy oddać kolesiowi... Cameron ma na imię... 60 tysięcy... do 18:00... i ja się spóźniłam... jak wróciłam... było pełno krwi i... - po jej policzkach zaczęły płynąć kolejne łzy. - I Tyler w łazience... James, on mnie też będzie chciał zabić...
- Tak się kończą takie znajomości.
- James...
- I co ja mam teraz według ciebie zrobić? Chronić cię przed dilerem, któremu jesteś winna kasę za prochy? Może ja mam go zabić? Powinnaś iść na policję.
- Nie... ale... on nie wie, że się znamy, nie wie gdzie mieszkasz... - westchnęła cicho i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. - Mogę u ciebie trochę zostać...?
Jak zwykle. Pojawiała się tylko wtedy, kiedy chciała sprowadzić na mnie kłopoty albo potrzebowała pomocy.
- Nie wiem czy powinienem ci pomagać w takiej sytuacji.
- James... ja już nie mam nikogo... - załkała cicho. - Nikogo. Tylko ty zostałeś. I tylko ty możesz mi pomóc...
Popatrzyłem na nią.
- Naszykuję ci pościel. Idź wziąć prysznic, bo wyglądasz jak seryjny morderca. - wstałem ze swojego miejsca i poszedłem do drugiego pokoju, żeby pościelić łóżko dla Su. Sprawa była dziwna, nawet bardzo. Zostawiła swojego martwego chłopaka i przybiegła do mnie? Nie zadzwoniła na policję?
Wyciągnąłem kołdrę z szafy i rozłożyłem ją na łóżku. Wróciłem do salonu, słysząc po drodze dźwięk płynącej wody z łazienki. Wziąłem swoją gitarę i poszedłem do sypialni. Usiadłem i zacząłem coś brzdkąć. Po kilkunastu minutach w drzwiach zobaczyłem Su owiniętą ręcznikiem.
Zaczęło się...
- Pościeliłem ci łóżko w drugim pokoju.
- Nie chcę być sama...
Znowu zaczęła mnie prowokować. Znowu zaczęła na mnie działać tak ja te parę miesięcy temu. Miałem ochotę zrzucić z niej ręcznik, patrzeć na nią, czuć ją, dotykać...
- Połóż się... dam ci jakąś koszulkę... - wyciągnąłem z szafy koszulkę promującą naszą ostatnią trasę, Damage, Inc. Rzuciłem ją w jej stronę. Założyła ją na siebie i położyła się do łóżka.
- James...
- Tak?
- Pójdziesz jutro ze mną... do mieszkania? Nie chce tam sama wracać...
- Po co mam tam iść z tobą? - zdziwiłem się. Ukryć zwłoki jej faceta?
- Wszystko tam zostawiłam... I Tyler... on tam jest... trzeba zadzwonić na policję...
- Dlaczego nie zrobiłaś tego już teraz?
- Nie jestem w stanie... mam wrażenie... że on już tam na mnie czeka...
Westchnąłem cicho. Usiadłem obok niej i pogłaskałem ją po mokrych włosach. Po jej policzku spłynęła kolejna łza. Wytarłem ją.
- Nie płacz już... pójdziemy razem...
Położyłem się obok niej i przytuliłem ją.

sobota, 18 października 2014

The Unforgiven - rozdział 18.

wielbicielki Jamesa, James już będzie w kolejnym rozdziale :)
I PROSZĘ, PROSZĘ O NAJMNIEJSZE KOMENTARZE. jest mi trochę przykro, że pod poprzednim rozdziałem prawie ich nie było. piszcie cokolwiek, po prostu chcę znać waszą opinię :)
robię ankietę, dawno żadnej nie było :) chcę zobaczyć ile was jest. głosujcie :)

Susie
Przez kilka godzin siedziałam zdenerwowana w mieszkaniu. Co chwilę podchodziłam do okna z nadzieją, że w końcu zobaczę Tylera.
Około 22:00 usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Pobiegłam do przedpokoju i zobaczyłam mojego chłopaka wchodzącego do mieszkania.
- Tyler! - rzuciłam mu się na szyję. Przytulił mnie lekko i odsunął od siebie. Spojrzałam na jego twarz. Wyglądał na zmęczonego i zdenerwowanego. - Co się stało? Powiedz! Nigdy się tak nie zachowywałeś!
- Bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji...
- Tyler, co się dzieje? - mój głos zadrżał.
- Chodź. Usiądź.
Poszliśmy do salonu. Usiadłam na kanapie, a on obok mnie. Zbierał myśli i zastanawiał się, co ma mi powiedzieć.
- Nie chciałem ci tego mówić żeby cię nie denerwować. Ale musisz mi pomóc.
- Powiedz o co chodzi...
Byłam przygotowana na najgorsze. Co mogłam usłyszeć? Że ma żonę i dzieci? Że ma raka i za kilka tygodni umrze? Że kogoś zabił? Że mógł zarazić mnie wirusem HIV?
- Wiesz, ja to robię od dawna, dotychczas wszystko szło gładko, ale teraz...
- Tyler! Do rzeczy!
- Przemycam narkotyki dla Camerona. Do różnych krajów. - powiedział jednym tchem.
Zrobiło mi się gorąco. Faktycznie, Tyler często wyjeżdżał, ale nigdy bym się domyśliła, że w tym celu. Dlaczego Cameron sam nie mógł tego robić, tylko wykorzystywać mojego chłopaka?
- Słucham...?
- Dostaję za to sporo kasy.
- Tyler, przemycasz narkotyki? - wstałam ze swojego miejsca i zaczęłam chodzić po pokoju. - Wiesz co będzie jeśli ktoś cię złapie? Myślisz o tym?! Spędzisz resztę życia w więzieniu wśród gwałcicieli i morderców i będziesz wyciągał karaluchy z żarcia!
- Susie... uspokój się i mnie posłuchaj.
Wplotłam palce we włosy i wzięłam głęboki oddech. Oparłam ręce na biodrach i spojrzałam na niego.
- Słucham.
- Na lotnisku w Kanadzie, kiedy musiałem przejść przez odprawę, pojawiło się pełno policji...
- Złapali cię?!
- Jakby mnie złapali to by mnie tu nie było...
- Tak, racja... - westchnęłam cicho. Byłam bardzo zdenerwowana. Cała się trzęsłam. - Co się stało?
- Spanikowałem jak ich zobaczyłem. Poszedłem do łazienki i spuściłem cały towar w kiblu.
- Przynajmniej cię nie złapali. Dobrze zrobiłeś.
- Dobrze? Dobrze? - spytał ironicznie. - Cameron przyjdzie po swoją kasę za prochy, które wylądowały w kiblu na lotnisku!
- Ile jesteś mu winny?
Tyler spojrzał na mnie, a po chwili spuścił wzrok.
- 30 tysięcy...
- 30 tysięcy?
- Tak. Nie mam takiej kasy. On mnie zabije jak mu tego nie oddam.
- Cameron? Wydawał się być miły...
- Jak jesteś winna mu kasę to już nie jest taki miły...
Spojrzałam jeszcze raz na niego i położyłam dłoń na jego kolanie.
- Dam ci tą kasę, pod warunkiem, że skończysz z tym...
- Dobrze, skończę z tym. Ale pomóż mi to spłacić, bo źle się to skończy.
Przytuliłam się do niego. Pewnie inna dziewczyna jeszcze tego samego wieczoru spakowałaby się i wyniosła, ale ja nie potrafiłam. Nie umiałam się nawet na niego gniewać.
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Poczekaj, otworzę... - wstałam i poszłam do przedpokoju. Otworzyłam drzwi i prawie dostałam zawału, kiedy zobaczyłam na progu zobaczyłam Camerona.
- Cześć Susie. - uśmiechnął się.
- Tylera nie ma. - powiedziałam odruchowo.
- Wiem. Przyszedłem do ciebie.
- Do mnie? Po co?
- Wiesz po co... - wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Oparłam się o ścianę, a on stanął naprzeciwko i spojrzał na mnie z góry.
- Możesz stąd iść...?
- Dlaczego mnie wyganiasz? Wiesz, że nie lubię jak ktoś mi się stawia...
- Susie, kto przyszedł? - Tyler wszedł do przedpokoju. Spojrzał zszokowany na Camerona. - Jasna cholera...
- Co ty tu robisz? Miałeś być w Kanadzie do soboty.
Mój chłopak zająkał się i nie wiedział co powiedzieć. Pewnie gdyby nie to, że byliśmy na 14. piętrze to wyskoczyłby przez okno i uciekł.
- Załatwił to co miał do załatwienia i wrócił. - starałam się być spokojna.
- Nie wtrącaj się. - Cam odsunął się ode mnie i podszedł do Tylera.
- Nie róbcie mnie w chuja. Dzisiaj wieczorem miałeś przekazać cały towar i odebrać moja kasę. 30 tysięcy dolarów.
Nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Cameron spojrzał na mnie, a potem znowu na Tylera.
- Sprzedaliście mój towar? A może sami wszystko przećpaliście?
- Nie mieszaj w to Susie. - Tyler w końcu się odezwał. - Ona nie ma z tym nic wspólnego.
- Nie obchodzi mnie to czy ma z tym coś wspólnego czy nie. Mieszkacie razem, pierdolicie się, pewnie o wszystkim sobie mówicie. Więc według mnie obydwoje jesteście tak samo winni.
- Oddam ci tę kasę. Całe 30 tysięcy. - powiedziałam.
- 30 tysięcy to wy mi musicie oddać. A koleś nadal nie dostał swojego towaru, który gdzieś przepadł. Musicie to odkupić i zawieść mu to w zębach. Czyli łącznie wydacie 60 tysięcy. Macie czas do soboty, do godziny 18:00. A jak nie to bardzo źle się to skończy. - zmierzył nas wrogim spojrzeniem i wyszedł. Tyler popatrzył na mnie załamany.
- Nie martw się. Pójdę jutro do banku, oddamy mu pieniądze i da nam spokój.
- Przepraszam... - przytulił się do mnie. Westchnęłam cicho i wtuliłam się w jego koszulkę.

Devon
Kończyłem właśnie pakować swoje rzeczy do ostatniego kartonu. Wstałem z podłogi i odgarnąłem włosy z czoła, po czym podszedłem do otwartego okna, z którego rozlegał się widok na panoramę Los Angeles. Niebo było bezchmurne, a słońce raziło mnie w oczy. Odsunąłem się od okna i rozejrzałem po pustej sypialni. W mieszkaniu było cicho. Każdy najmniejszy dźwięk odbijał się od pustych ścian. Moje pierwsze własne mieszkanie, które kupiłem za własne pieniądze. Sprzedałem je jakiemuś młodemu małżeństwu, a sam spełniłem jedno ze swoich marzeń. Kupiłem dom w Arizonie. Odszedłem również z wytwórni filmowej. Idealne rozpoczęcie nowego życia.
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Zamknąłem okno, wziąłem ostatni karton do rąk i zaniosłem go do przedpokoju. Położyłem go na podłodze i otworzyłem drzwi. Zobaczyłem na progu obecnego właściciela mieszkania.
- Dzień dobry.
- Proszę wchodzić. - otworzyłem szerzej drzwi. Facet rozejrzał się po mieszkaniu. - W zasadzie to już skończyłem się pakować. Zapakuje wszystkie rzeczy do samochodu, dam panu klucze i mogą się państwo wprowadzać.
- Bardzo się cieszę. Chciałem zobaczyć czy wszystko dobrze idzie... może pomóc w czymś?
- Nie, w sumie to wszystko już spakowałem... - rozejrzałem się. - Może mi pan pomóc to zanieść do samochodu.
- A co z tym? - wziął z komody ramkę ze zdjęciem, o którym zupełnie zapomniałem. Zobaczyłem moje wspólną fotografię z Susie. Właściwie to miałem tylko trzy nasze wspólne zdjęcia, bo Su w czasie przeprowadzki wszystkie ze sobą zabrała. Zapomniała tylko o tych w ramkach.
- To moja była narzeczona. Zapomniałem o tym zdjęciu... - wziąłem je i wrzuciłem do jednego z kartonów. Nie chciałem dłużej o tym myśleć, więc wziąłem kluczyki do samochodu i jedno z pudeł. Koleś pomógł mi zapakować wszystkie moje rzeczy do samochodu. Oddałem mu klucze do domu.
- Mam nadzieję, że lepiej będziecie się czuli w tym mieszkaniu niż ja. - zaśmiałem się cicho.
- Na pewno. Mieszkanie jest piękne. Jeszcze w dodatku moja żona jest w ciąży, więc tym bardziej...
- Wszystkiego dobrego.
Pożegnaliśmy się i zobaczyłem jak odchodzi. Zacząłem powoli tracić nadzieję, że będę miał takie samo życie. Że poznam w końcu jakąś kobietę, która zostanie moją żoną, która urodzi moje dziecko.
Oparłem się o maskę samochodu i rozejrzałem się. Nie chciałem tu więcej wracać. Uśmiechnąłem się lekko i wsunąłem na nos okulary przeciwsłonecznie, po czym wsiadłem do samochodu.
- Żegnaj Kalifornio...

środa, 1 października 2014

The Unforgiven - rozdział 17.

jak James odchodził od okna restauracji to wyobraziłam sobie jak nad nim ciągnie się taka czarna chmura z deszczem, jak na kreskówkach, haha! Jamesa nie będzie jakoś w dwóch kolejnych rozdziałach, może w jednym. ale potem będzie już głównym mężczyzną :) co do innych narracji to nie wiem czy ktoś z Metalliki oprócz Jamesa będzie się wypowiadał, ale pojawi się Dave Mustaine, który na dłużej zagości. no i namiesza, jak to Dave :)
cóż, czas się wziąć za angielski i historię, haha. miłego czytania, proszę o komentarze!

James
Kilka kolejnych dni wyglądało tak samo. Spotkaliśmy się z naszym menadżerem. Doszliśmy do wniosku, że trzeba w końcu znaleźć basistę i dokończyć trasę. Nie było to łatwe, ale nie mogliśmy bez przerwy siedzieć w domu i nic nie robić. Musieliśmy z czegoś żyć.
Pewnego piątkowego wieczoru wracałem do domu z wytwórni płytowej. Słońce powoli zachodziło za wzgórzami Hollywood, powietrze było ciepłe. Szedłem przed siebie, patrząc na niektórych ludzi i wlepiając wzrok w duże okna wystaw sklepowych.
W pewnym momencie zatrzymałem się przy oknie jakiejś restauracji. Kogo zobaczyłem? Susie, która świetnie bawiła się z facetem, którego kiedyś przedstawiała mi jako swojego znajomego. Śmiali się, rozmawiali i trzymali się za ręce. Spojrzałem jeszcze raz na nią. Miała obcisłą czarną sukienkę, wysokie obcasy i włosy upięte w kok, lekki makijaż. Wyglądała inaczej niż zawsze. Nie tak wulgarnie, bardziej promieniście. Jej uśmiech nie wyglądał na wymuszony.
Nie zauważyli mnie, więc szybko odszedłem. W głowie kłębiło mi się pełno zagadkowych myśli. Kim był dla niej w rzeczywistości ten facet? Faktycznie była taką pokrzywdzoną dziewczyną, która kiedyś była wykorzystywana seksualnie, a potem zmuszana do pracy w porno biznesie? Była ćpunką, która była gotowa puścić się za działkę heroiny?
Nie, chyba nie. Widziałem śliczną, uśmiechniętą młodą kobietę, a nie wrak człowieka.
Może ona faktycznie była z nim szczęśliwa? Może właśnie dla niego rozstała się ze swoim facetem, a ja chciałem to zniszczyć?
Nie zauważyłem nawet, kiedy już byłem na swoim osiedlu. Wszedłem do ciemnego pustego mieszkania i zamknąłem za sobą drzwi. Od razu poszedłem położyć się spać.

Susie
W piątek Tylerowi udało się w końcu wyciągnąć mnie z domu. Poszliśmy do restauracji, zjedliśmy kolację, rozmawialiśmy. Ja i Tyler nigdy jakoś szczególnie nie rozmawialiśmy o sobie, naszym życiu prywatnym, przeżyciach, marzeniach. Łączyły nas tylko prochy i seks, ale odkąd zajął się mną po rozstaniu z Devonem, patrzyłam na niego całkiem inaczej. Nie jak na seksownego faceta, który dawał mi prochy po pstryknięciu palcami, ale jak na przyjaciela. Jak na człowieka, który mnie rozumie, wysłucha, który nie wyśmieje mnie, kiedy wypłaczę mu się w ramię.
W rzeczywistości on też trochę przeszedł i miał kilka nieciekawych okresów w życiu. Kiedy miał 16 lat, jego ojciec zginął w wypadku samochodowym. Swoim dwóm młodszym siostrom musiał zastąpić ojca, a swojej matce męża. To on utrzymywał rodzinę, bo niecały rok później rzucił szkołę i zaczął zarabiać. Łapał się każdej możliwej pracy, a potem zaczął handlować narkotykami. Szło mu całkiem nieźle i niedługo później zaczął już żyć na własny rachunek. Podziwiałam go, że poradził sobie z utrzymaniem rodziny i całym ciężarem po śmierci ojca. Do wszystkiego doszedł sam. Może nie był to sposób godny naśladowania, ale mi to nie przeszkadzało. Ja tkwiłam w gorszym syfie.
Koło 23:30 postanowiliśmy w końcu wracać. Tyler zostawił pieniądze na stoliku, podał mi moją skórzaną kurtkę i wyszliśmy z lokalu. Objął mnie, a ja spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Od razu zrobiło mi się cieplej.
- Susie... - zatrzymał się i pociągnął mnie w swoją stronę. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on złapał mnie za ręce. Rozejrzał się, a po chwili zmieszany spuścił wzrok. Zaraz po tym zaczął się śmiać. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi.
- Tyler, co się stało?
- Susie... zamieszkaj ze mną.
- Przecież mieszkam z tobą.
- Susan... wiesz o co mi chodzi.
Popatrzyłam jeszcze raz na niego, a kąciki moich ust uniosły się ku górze.
- Chodzi o to, że ty i ja...
- Tak, dokładnie o to.
- To jest chore... ćpunka z dilerem. Wiesz jak to się może skończyć? - zaśmiałam się.
- Pójdziesz na odwyk. Nie chcę, żeby moja dziewczyna dawała sobie w żyłę. A ja to gówno tylko sprzedaję.
Westchnęłam cicho.
- To nie jest takie proste...
Przysunął się do mnie bardziej i złapał mnie za ramiona.
- Spróbujmy... - zaciął się na chwilę. - Od jakiegoś czasu zupełnie inaczej na ciebie patrzę, inaczej cię traktuję. Nawet seks jest inny. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Naprawdę od dawna tego nie czułem, ale chyba serio się zakochałem.
Popatrzyłam na niego. Moje oczy zaszkliły się, a po chwili poczułam jak po policzkach ciekną łzy.
- Dlaczego płaczesz? Powiedziałem coś nie tak? - zmartwił się.
- Nie. - uśmiechnęłam się słabo. - Po prostu od dawna nie słyszałam tak pięknych słów. I wiesz co? Od pewnego czasu czuję dokładnie to samo.
Pochylił się nade mną i pocałował mnie lekko.
- Kocham cię...
Zaśmiałam się przez łzy i ruszyliśmy w stronę jego mieszkania. Jak najszybciej chcieliśmy się tam znaleźć.

Tyler
Dochodziła 2:00 w nocy. Leżałem w swojej sypialni i patrzyłem na śpiącą obok mnie Susie. Próbowałem wyobrazić sobie nasze dalsze wspólne życie.
Diler i gwiazda porno na wiecznym haju...
Tak, to nie było zbyt normalne. Ale chciałem spróbować. Miałem nadzieję, że Su pójdzie po rozum do głowy, pójdzie na odwyk, skończy z prochami, zrezygnuje z tego syfiastego zajęcia. Wcześniej w ogóle nie przeszkadzało mi to czym się zajmuje, ale teraz? Nie wyobrażałem sobie, żeby kobieta, którą kocham, grała w takich filmach.
To bardzo dziwne. Z dnia na dzień zaczynasz traktować kogoś bardzo poważnie, zupełnie inaczej patrzysz na tę osobę. Wcześniej pociągała cię tylko fizycznie, a teraz czujesz z nią dziwną emocjonalną więź. Przedtem nie zaprzątałeś sobie nią głowy, a teraz bez przerwy o niej myślisz. Dokładnie tak było ze mną i moimi uczuciami wobec Su. Przestałem dostrzegać w niej tylko atrakcyjną dziewczynę, która jest świetna w łóżku. Teraz widziałem piękną kobietę, wrażliwą, lekko zagubioną i potrzebującą miłości.
Odgarnąłem jej włosy z twarzy, a ona delikatnie się poruszyła. Otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Po chwili spojrzała na mnie.
- Nie śpisz? - szepnęła.
- Zaraz się kładę.
Uśmiechnęła się lekko i poprawiła swoją poduszkę.
- Dobranoc...
Złapała mnie za rękę, ułożyła głowę na poduszce i po paru sekundach już spała. Spojrzałem na nasze splecione dłonie.
- Dobranoc Susie.
Jeszcze raz rzuciłem na nią wzrokiem, a po chwili zasnąłem.

Susie
Minęły 2 miesiące. Mój związek z Tylerem przechodził przez różne etapy. Bywało dobrze, a czasami też i źle. Byliśmy początkującą, jednak kochającą się parą. Podobało mi się, że nie był taki jak Devon. Nie namawiał mnie na żaden ślub ani zakładanie rodziny. Nigdy nie chciał mieć dzieci. Mnie to bardzo odpowiadało.
Mój chłopak nadal handlował prochami, a ja od miesiąca nie brałam narkotyków. Było ciężko, ale zrobiłam to dla Tylera. Myślałam, że nic z tego nie wyjdzie, bo w naszym mieszkaniu było tyle dragów, ile tylko się zażyczyło. Tyler jednak tak je chował, że nie miałam nawet pojęcia, gdzie mogę zacząć ich szukać.
Mój kontakt z wytwórnią filmową powoli dobiegał końca. Miałam już wystarczająco dużo pieniędzy i mogłam spokojnie zakończyć swoją "karierę". To mi odpowiadało, jednak nie miałam pojęcia, co potem będę robić. Tyler namawiał mnie na napisanie autobiografii. Sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć.
Zabawne, pokazałam już wszystko, jednak bałam się otworzyć, opisać swoje beznadziejne życie, przelać te wszystkie wspomnienia i emocje na papier, żeby być przestrogą dla innych młodych dziewczyn. Jednak wydawało mi się, że to byłoby dobre podsumowanie życia Lexxi Hope.
Lexxi już prawie umarła. Zostałaby po niej tylko książka.
W środę rano Tyler oznajmił mi, że jutro leci do Kanady załatwić parę spraw. Nie chciałam wnikać o co chodzi. Ufałam mu. W czwartek zawiozłam go na lotnisko.
- Kiedy wrócisz? - spojrzałam w jego brązowe oczy.
- W sobotę. Będziesz tęsknić?
- Jasne.
Uśmiechnął się do mnie i przytuliliśmy się. Pomachałam mu jeszcze, kiedy oddalił się i chwilę patrzyłam jak przechodzi przez odprawę. Parę minut później opuściłam lotnisko i pojechałam do studia fotograficznego. Dzisiaj miałam mieć drugą i pewnie ostatnią w moim życiu sesję do magazynu Penthouse. W garderobie kilka osób skakało wokół mnie, ktoś mi robił makijaż, ktoś tapirował włosy, ktoś krzyczał jaką mam ubrać bieliznę. Chciałam mieć już te zdjęcia za sobą i wracać do domu.
Po sesji siedziałam w garderobie owinięta szlafrokiem, jadłam pizzę i słuchałam Hanoi Rocks. Nagle drzwi otwarły się i zobaczyłam w nich wysoką brunetkę.
- Lexxi, telefon.
Zdziwiłam się. Zostawiłam Tylerowi numer do studia, jednak nie spodziewałam się, że zadzwoni. Wyszłam z garderoby, pobiegłam do telefonu i wzięłam słuchawkę do ręki.
- Halo?
- Susie? Jesteś w domu? - usłyszałam głos Tylera. Był zdenerwowany.
- Tak, jestem w domu. I dlatego zadzwoniłeś do studia fotograficznego...
- Aha, wybacz... - wziął głęboki oddech. - Kiedy będziesz w mieszkaniu?
- Nie wiem, może za pół godziny, godzinę. Dlaczego pytasz?
- Dobra, jedź do domu i nikomu nie otwieraj.
- Tyler, co się dzieje?
- Porozmawiamy później. Wrócę jeszcze dzisiaj. Kocham cię. - rozłączył się, a ja zmartwiona odłożyłam słuchawkę. Co się działo? Chyba jeszcze nigdy nie był tak zestresowany. Szybko się ubrałam i pojechałam do naszego mieszkania, gdzie miałam na niego czekać.

piątek, 19 września 2014

The Unforgiven - rozdział 16.

jej, weekend :) kolejny rozdział. cholera, przeraża mnie to, że jest dużo wyświetleń, a coraz mniej komentarzy! zostawiajcie po sobie jakieś małe ślady, wystarczy napisać, że się podobało, czy się nie podobało, czy przeczytane, czy czekacie. każde słowo od Was dużo dla mnie znaczy :)

Susie
Obudziłam się w zupełnie innym łóżku niż zwykle i zaczęło do mnie dochodzić, co się wczoraj stało. Podniosłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam w nim jakąś obcą twarz. Zachciało mi się jeszcze bardziej płakać. Spuchnięte oczy, rozmazany makijaż, potargane włosy.
Zmyłam resztki make-up'u i uczesałam się. Związałam włosy w wysoki kucyk. Wyszłam z toalety i zastanawiałam się, gdzie poszedł Tyler i dlaczego zostawił ćpunkę w swoim domu, w którym było pełno prochów.
Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kawę, a potem usiadłam przy stole. Dziwnie się czułam sama w mieszkaniu, Upiłam łyk gorącej gorzkiej kawy, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i poszłam otworzyć.
Za drzwiami stał jakiś facet, pierwszy raz widziałam go na oczy. Miał ciemne włosy i kilkudniowy zarost. Ubrany był w czarną prostą koszulkę i sprane dżinsy. Na ramieniu miał futerał na gitarę. Zlustrował mnie z góry na dół swoimi piwnymi oczami.
- Tylera nie ma? - usłyszałam w końcu niski głos.
- Nie. Nie wiem gdzie jest.
- Dziwne, umówiłem się z nim. Nigdy się nie spóźnia. Może zaczekam na niego?
- Proszę wejść. - otworzyłam szerzej drzwi. Wszedł do środka i rozejrzał się. - Może napijesz się kawy? Przed chwilą zrobiłam.
- Poproszę.
Poszłam do kuchni po kubek i nalałam do niego kawy, a on mi się przyglądał.
- Jak ci na imię?
- Susie.
- Ja jestem Cameron. Jesteś dziewczyną Tylera?
- Nie. Przyjaźnimy się.
- I dlatego chodzisz półnaga po jego mieszkaniu? - zaśmiał się.
- To nie twoja sprawa.
- Nie przeszkadza mi przyjacielski seks.
- Nie wtrącaj się.
Cameron nic już nie mówił. Siedziałam z nim przez kilkanaście minut w zupełnej ciszy. W końcu wrócił Tyler. Kiedy wszedł do salonu, spojrzał z kamiennym wyrazem twarzy najpierw na Camerona, a potem na mnie.
- Prosiłem cię, żebyś nikomu nie otwierała. - powiedział lodowato. Tyler miał obsesję na punkcie swojej prywatności i dyskrecji. Nienawidził, kiedy ktoś przychodził do niego bez zapowiedzi, a tym bardziej żeby ktoś zachowywał się u niego jak u siebie. Kiedy wiedział, że w jego mieszkaniu pełnym prochów jest ktoś komu mało ufa, był bliski zawału serca.
- Nic nie mówiłeś na ten temat.
- Zostawiłem kartkę. Jakby za drzwiami stała policja to też byś ich wpuściła i kazała się rozgościć?
- Uspokój się... nie wiedziałam. Przepraszam.
- Byliśmy umówieni na 10:00, a już jest... - Cameron spojrzał na zegarek. - 10:38.
- Była kolejka w banku. - ściągnął swoją skórzaną kurtkę, rzucił ją na kanapę i usiadł obok mnie. Cameron spojrzał na mnie.
- Przy niej?
- Wie o wszystkim, spokojnie. Ufam jej, nikogo nie wsypie. To moja ulubiona klientka.
Patrzyłam na nich ze zdziwieniem. Nie miałam pojęcia o co chodzi. W końcu Cameron położył na stole swój futerał na gitarę i otworzył go. Od początku myślałam, że jest gitarzystą i gra w jakimś zespole, jednak się myliłam. Wyciągnął z futerału heroinę i kokę. Było tego kilka kilogramów. Nosił w futerale po gitarze kilkadziesiąt tysięcy dolarów w postaci narkotyków.
Ja, jak to rasowa ćpunka, poczułam się jak w raju. Jedyne, o czym potrafiłam myśleć w tym momencie to:
Jasna cholera! Ale towar!
Przyglądałam się, jak porcjują narkotyki na mniejsze i większe porcje. Kiedy skończyli, Tyler oblizał palce na których były resztki kokainy i popatrzył na mnie.
- Chcesz trochę?
Cóż... nie wypadało odmówić.
- Jasne.
Cameron zostawił trochę koki na stole. Uformował 2 kreski, jedną dla niego, drugą dla mnie i zwinął banknot. Po kolei wciągnęliśmy narkotyk. W ciągu paru minut staliśmy się przyjaciółmi na haju. Tyler zniknął gdzieś w swojej sypialni, a my siedzieliśmy w salonie i gadaliśmy ze sobą o wszystkim. To takie dziwne, z minuty na minutę otworzyłam się przed nim i o wszystkim z nim rozmawiałam.
- Słodka jesteś... - powiedział, bawiąc się moimi związanymi włosami. Spojrzałam w jego rozszerzone źrenice i uśmiechnęłam się.
- Nie jestem. Nie znasz mnie.
- Chętnie bym cię poznał. - przysunął się bardziej do mnie. - Tak porządnie...
- Tak?
- Mhm... - przygryzł lekko moją dolną wargę., a po chwili całował mnie już po szyi i trzymał swoją dłoń pod moją koszulką. Przymknęłam oczy i wplotłam palce w jego włosy.
Za każdym razem, kiedy spotykałam się z Tylerem, zapominałam o Devonie i Jamesie. Kiedy widywałam się z Jamesem, nie myślałam o Tylerze i Devonie. Teraz miałam gdzieś każdego z nich.
Ściągnęłam koszulkę i położyłam się na kanapie, a Cameron pochylił się nade mną i namiętnie mnie pocałował. Co było dalej, chyba nie muszę mówić...

Tyler
Obudziłem się w środku nocy. Nie czułem się najlepiej. Podniosłem się ledwo z łóżka i spojrzałem na zegarek, mrużąc oczy. Była prawie 3:00. Wstałem i wyszedłem z sypialni. W kuchni wyciągnąłem wodę z lodówki i napiłem się. Coś tu nie grało.
A, no tak. Susie. Nie było jej obok mnie w łóżku. Może była, tylko jej nie zauważyłem? Wróciłem do sypialni i zapaliłem światło. Na łóżku była jedynie moja rozrzucona pościel. Zdziwiłem się i wróciłem do kuchni. Przecież dzisiaj jeszcze tu była i nie mówiła, że chce się już wynieść. Nie mówiła nawet, że ma zamiar wyjść. Nie ukrywam, że trochę się o nią martwiłem.
Kiedy stałem oparty o blat kuchenny, usłyszałem ciche westchnięcie. Otworzyłem szerzej oczy i zajrzałem do salonu. Zapaliłem światło i zobaczyłem nagą Susan leżącą na kanapie.
- Susie... - powiedziałem cicho i uklęknąłem obok niej. Pogłaskałem ją po twarzy. - Myślałem, że cię nie ma...
Dalej spała jak zabita. Pocałowałem ją lekko.
- Susan... chodźmy do sypialni... Susan...
Mruknęła coś pod nosem i odwróciła się na drugi bok. Przejechałem dłonią po jej nagiej skórze i oparłem głowę o jej ramię. Po chwili wstałem.
- Dobra, idę spać. Dobranoc.
Zgasiłem światło w salonie i poszedłem do sypialni. Rzuciłem się na swoje łóżko i od razu zasnąłem.

James
Odkąd odniosłem sukces, nagrywałem płyty, koncertowałem i miałem fanów, każdy mój dzień wyglądał inaczej. Nie wiadomo, co mogło mnie spotkać. Mogło nawinąć się kilka fanek i z każdą po kolei uprawiałbym seks, mogłem mieć nowego menadżera, nowy pomysł na piosenkę, ktoś mógł załatwić nam koncert na najlepszym festiwalu. Od jakiegoś czasu każdy mój dzień wyglądał tak samo. Budziłem się, jadłem, piłem, myślałem, szedłem spać. Wstawałem następnego dnia i to samo.
Su obiecywała, że do mnie przyjdzie, jednak ani razu się nie pojawiła. Było to dla mnie bardzo dziwne. Miałem dosyć tego milczenia i postanowiłem do niej zadzwonić, chociaż już na początku naszej znajomości mówiła mi, że mam do niej nie dzwonić. Wyciągnąłem z szuflady notatnik i odnalazłem numer Su. Podszedłem do telefonu. Po paru sygnałach usłyszałem męski głos.
- Halo?
- Jest Susan...?
- Nie.
- A kiedy będzie?
- Nie będzie. Kto mówi? Kolejny diler z którym się pieprzyła za działkę?
Zająknąłem się i odłożyłem słuchawkę.
- Kurwa mać... - wplotłem palce w swoje włosy.
Nie będzie jej.
Co to miało oznaczać? Przedawkowała, zabił ją, rozstali się? Jeśli tak, to dlaczego o tym nie wiedziałem? Dlaczego do mnie nie przyszła, jeśli go zostawiła?
Jednak bardziej dobiły mnie słowa o dilerach i seksie za narkotyki. Podejrzewałem, że Susan coś bierze. Jej źrenice nie kłamały, zachowanie też często było dziwne. Przeszkadzało mi to, narkotyki mnie przerażały. Przerażało mnie w szczególności to, do czego zdolni są ludzie, którzy nie mają pieniędzy na narkotyki. Su już dawno była na dnie, zdrady, filmy porno, narkotyki. Ale czy stoczyła się aż tak bardzo, że musiała się puszczać za działki?
Miałem tego powoli dosyć. Musiałem ją odnaleźć i wyjaśnić z nią sobie pewne sprawy.
Albo ja, albo degenerackie życie.

poniedziałek, 8 września 2014

The Unforgiven - rozdział 15.

no więc znowu coś posunęło się do przodu :) ja wiem, wiem, że Su może być irytująca, ale dokładnie o to tu chodziło, od samego początku. wątpię, że ktoś z was ją polubi, często będzie się zmieniać. może dopiero pod koniec opowiadania, bardzo zaskakujący koniec, którego pewnie nikt się nie spodziewa, ktoś ją polubi.
jak u was w szkole? muszę powiedzieć, że już narzekam na poranki, haha. nakupiłam sobie peełno zeszytów. kocham zeszyty z pięknymi okładkami, tak samo jak Whiplash :)
miłego czytania!

Susie
Leżałam w łóżku i patrzyłam na małe lampki świecące nade mną. Odwróciłam głowę w bok i spojrzałam na Tylera. Pocałowałam go lekko w wytatuowane ramię i przytuliłam się do niego. Objął mnie i pogłaskał po włosach.
- Uwielbiam cię, Susie...
Przejechałam dłonią po jego klatce piersiowej. Miał świetne ciało i taką delikatną skórę.
- Jesteś niesamowity. - szepnęłam i mocniej się w niego wtuliłam.
- Chcesz zostać na noc?
- Nie powinnam. Która godzina?
- Za chwilę północ.
- Mógłbyś mnie odwieźć?
- Jasne.
Wstaliśmy i ubraliśmy się. Tyler dał mi jeszcze jedną działkę i wyszliśmy z jego mieszkania. W samochodzie schowałam towar do torebki i ruszyliśmy w stronę mojego osiedla, po drodze w ogóle ze sobą nie rozmawiając. Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się pod moim blokiem.
- Do zobaczenia.
- Wpadnę rano. Mogę?
Tyler przez chwilę myślał.
- Koło 9:00 muszę jechać do banku, a potem jestem umówiony z dwoma klientami. Możesz wpaść po 11:00.
- Dobrze.
Pocałowaliśmy się i wyszłam z samochodu. Tyler odjechał, a ja weszłam do środka. W mieszkaniu było ciemno. Zamknęłam za sobą drzwi, ściągnęłam kurtkę i weszłam do salonu. Devon siedział na kanapie i palił papierosa.
- Cześć...
Nie odpowiedział.
- Dlaczego nie śpisz?
- Czekam na ciebie.
- Już jestem. - uśmiechnęłam się słabo.
- Coś długo byłaś na tych zakupach, wyszłaś rano, a już jest po północy. Nie masz nawet żadnych reklamówek.
- Wiesz, nic nie kupiłam, a potem byłam u Tiffany... długo jej nie widziałam, zasiedziałyśmy się...
- Susan... - zrobiło się poważnie. Dev nigdy nie mówił do mnie pełnym imieniem, tylko zawsze zdrobniale. - Wiem, że nie byłaś u Tiffany. Dzwoniłem do niej. Powiedziała, że od dawna cię nie widziała i nawet nie wie co się z tobą dzieje.
Westchnęłam cicho.
- Dobra, nie byłam u Tiffany. I co z tego? Mam ci mówić co chwilę gdzie wychodzę, z kim? Najlepiej zamknij mnie w klatce. Potrzebuję trochę wolności.
- Ty tej wolności masz aż za dużo.
- Jasne. Nawet nie pozwalasz mi zerwać kontaktu z wytwórnią.
- Słucham? Nikt cię do tego nie zmuszał. Nikt nie kazał ci przychodzić na casting. Nikt nie kazał ci wracać do tego, kiedy poroniłaś.
- Nie chcę z tobą rozmawiać.
- Jak zawsze. Nigdy nie chcesz rozmawiać, kiedy ktoś powie ci prawdę o tobie.
- Przestań...
- Wiesz co? Jesteś zakłamaną szmatą. Zwykłą, nic nie wartą ćpunką. Gdyby nie ja, już dawno skończyłabyś na ulicy.
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach. Chyba nigdy jeszcze nie usłyszałam takich słów z jego ust. Bardzo mnie to zabolało, chociaż mówił prawdę...
- Mam dosyć. - powiedziałam cicho. - To koniec.
Ściągnęłam z palca pierścionek zaręczynowy i rzuciłam nim w niego.
- Wyprowadzam się.
- Świetnie.  Zobaczymy jak sobie beze mnie poradzisz.
Poszłam szybko do sypialni i zaczęłam byle jak pakować moje ubrania do walizki. Wzięłam jeszcze swoją biżuterię, pudełko ze zdjęciami które trzymałam pod łóżkiem i jakieś kosmetyki z łazienki. Zostawiłam klucze na komodzie w przedpokoju i wyszłam bez pożegnania. Podczas pakowania nie uroniłam ani jednej łzy, ale kiedy tylko wyszłam z budynku, rozpłakałam się jak dziecko. Z dnia na dzień wszystko się skończyło. 3 lata związku, 2 i pół roku narzeczeństwa. Nie było już planów o przeprowadzce, o domu w Arizonie lub Kolorado, o ślubie, o wspólnym życiu i dziecku...
Doszłam jakoś do najbliższej budki telefonicznej i trzęsącymi się dłońmi wybrałam numer Tylera. Odebrał zaspany.
- Tak?
- Tyler... możesz po mnie przyjechać?
- Susie? Co się stało?
- Rozstałam się z Devonem...
- Gdzie jesteś?
- Na Sunset... przy którejś budce telefonicznej, niedaleko mojego mieszkania...
Właściwie to już nie było moje mieszkanie. Jeszcze bardziej zachciało mi się płakać.
- Zaraz przyjadę. Poczekaj...
Odłożyłam słuchawkę i usiadłam na krawężniku. Każdy kto obok mnie przechodził patrzył się na mnie, ale nikt nie zaproponował pomocy. I dobrze. Nienawidzę ludzi.
Jakieś dobre pół godziny później podjechał samochód i zatrzymał się obok mnie, jednak nikt z niego nie wyszedł. Typowe zachowanie Tylera. Wstałam z krawężnika i wsadziłam moje walizki do bagażnika, po czym weszłam do samochodu i usiadłam na miejscu pasażera. Nic nie mówiliśmy. Bez słowa pojechaliśmy do jego domu. Dopiero kiedy weszliśmy do mieszkania i Tyler zamknął za nami drzwi, odezwał się zachrypniętym głosem.
- Jak się czujesz?
Przymknęłam oczy i oparłam się o ścianę. Wybuchnęłam płaczem i osunęłam się na podłogę.
- To chyba nie było dobre pytanie... - westchnął cicho i pomógł mi wstać. Zaprowadził mnie do swojej sypialni i położył na łóżku. Po paru minutach zasnęłam, zmęczona płaczem.

Devon
Mój pierwszy bardzo ważny związek. Coś, co traktowałem bardzo poważnie i nie chciałem żeby się zakończyło. Na pewno nie w taki sposób. Zawsze dopuszczałem do siebie możliwość, że mogę rozstać się z Susie. Nie byliśmy zbyt normalną parą. Ale zawsze myślałem, że zakończymy to normalnie, w zgodzie, bez takich "atrakcji".
Leżałem na łóżku w naszej, właściwie już mojej sypialni i patrzyłem tępo w sufit. Pościel była przesiąknięta jej perfumami.
Cholera.
Podniosłem się z łóżka i spojrzałem na nasze wspólne zdjęcie, które stało w ramce na szafce nocnej. Było zrobione jakoś na początku naszej znajomości. Była uśmiechnięta, nie była jeszcze tak strasznie chuda. Nie brała jeszcze narkotyków. Miałem mało wspomnień z Susie, która nie była naćpana... ale była wtedy inna. Taka, jaka zawsze chciałem żeby była. Schowałem zdjęcie do szuflady.
Zachciało mi się płakać, ale pieprzyć to. Straciłem 3 lata życia na kłamstwa, zdrady i męczenie się z ćpunką. To wszystko się już skończyło. Dosyć tych gierek.

Tyler
Obudziłem się koło 8:00 rano i popatrzyłem na śpiącą obok mnie Susie. Pogłaskałem ją po włosach. Było mi jej szkoda, ale sama powinna wiedzieć, że prędzej czy później jej związek się zakończy. Wykonywali taki a nie inny zawód, Su ćpała, zdradzała go. Wiedziała doskonale, że to wszystko skończyło się tylko i wyłącznie z jej winy.
Spojrzałem jeszcze raz na jej twarz, na której były resztki wczorajszego makijażu. To bardzo dziwne. Była zwykłą ćpunką, wykonywała jednej z najbardziej syfiastych zawodów na świecie, ale wyglądała tak pięknie... Jasne długie włosy, pełne usta, te kości policzkowe, drobne ciało... ciemne oczy ze zwężonymi źrenicami...
Chyba nigdy nie czułem do niej nic innego oprócz pociągu seksualnego, ale od wczoraj patrzyłem na nią trochę inaczej. Może przez to rozstanie? W końcu jakoś się przede mną otworzyła, poznałem ją z trochę innej strony. Chyba tej prawdziwej strony. Wrażliwej, zagubionej w sobie dziewczyny, która nie dawała sobie rady z własnym życiem.
Zerknąłem jeszcze raz na zegarek i doszedłem do wniosku, że muszę wstać. Poszedłem do łazienki i ubrałem się. Napisałem jeszcze szybko kartkę dla Susie, że wrócę niedługo, ma się czuć jak u siebie i gdyby ktoś przyszedł ma nikomu nie otwierać. Przykryłem ją mocniej kołdrą i wyszedłem z mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz.

sobota, 30 sierpnia 2014

The Unforgiven - rozdział 14.

jak wam idzie przygotowanie do szkoły? książki już są? :) jutro właśnie idę nakupować zeszytów, zawsze wolę mieć ich na zapas.
tymczasem zapraszam was do czytania i zostawania po sobie jakiegoś znaku :)

Susie
Na osiedlu, na którym mieszkał James byłam już kilkanaście minut później. Mimo tego, że zespół odnosił coraz większe sukcesy i zaczęli zgarniać niesamowitą kasę, byli w miarę normalni i sodówka nie uderzała im do głowy. James był skromnym człowiekiem, nie potrzebował wielkiej willi z basenem tylko dla siebie, wolał swoje zwykłe małe mieszkanko. Ja też uwielbiam spędzać tam czas. O dziwo często było tam cicho i spokojnie, nie przeszkadzał mi nawet ten bałagan, który nierzadko tam panował.
Kiedy byłam już pod jego drzwiami, zapukałam. Nikt jednak nie otworzył. Zadzwoniłam dzwonkiem, ale dalej nic. Wiedziałam, że ktoś jednak był w mieszkaniu, bo słyszałam jakiś hałas. Zeszłam z powrotem na dół i podeszłam do skrzynek na listy. Jam kiedyś mi mówił, że trzyma w swojej zapasowe klucze do mieszkania. Miałam nadzieję, że nie zmienił swojej kryjówki i wsunęłam dłoń do wąskiego otworu. Namacałam palcami zimny kawałek metalu. Uśmiechnęłam się lekko i wyciągnęłam klucz przyczepiony do śmiesznego breloczka. Pobiegłam znowu na 2. piętro i otworzyłam drzwi.
Pierwsze co, to poczułam smród. Alkoholu, dymu papierosowego, potu i niewietrzonego od dawna domu. W środku panował straszny bałagan. Już od wejścia walały się walizki, z których wysypywały się ubrania. Weszłam dalej i zobaczyłam białą, rozwaloną gitarę leżącą na środku. W salonie było wręcz szaro od dymu, zasłony były zasunięte, a na podłodze walały się butelki po alkoholu. Zrobiłam parę kroków do przodu i zobaczyłam Jamesa leżącego na kanapie. Nigdy jeszcze nie widziałam go w tak złym stanie, chociaż później miałam go widywać w jeszcze gorszym... leżał na łóżku w samych spodniach, twarz miał bladą jak kreda, oczy podkrążone i przekrwione, a włosy przetłuszczone.
- James... - zaczęłam.
- Jak tu weszłaś? - spytał lekko zachrypniętym głosem.
- Wiem gdzie trzymasz klucz.
- Wyjdź stąd. Chce być sam.
- Nie powinnam cię zostawiać w takim stanie...
Zaśmiał się cicho.
- A co niby powinnaś? Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, zabrać mnie na odwyk? Lepiej patrz na siebie.
- Przestań. Nie chodzi teraz o mnie, tylko o ciebie. Widziałeś się w lustrze?
- Nie.
- Nie możesz do końca życia leżeć w łóżku i rozpaczać.
- Kurwa, zamknij się! - załamał mu się lekko głos. - Straciłem przyjaciela, widziałem go martwego, a ty mi mówisz, że wszystko będzie dobrze?!
- Czas leczy rany...
- Nie... nie leczy... już za dużo osób straciłem...
- Masz fanów, karierę, całe życie przed sobą...
- Nie mam nic. - pociągnął nosem. - Nic, rozumiesz? Cliffa już nie ma. Nie ma zespołu.
- Przecież możecie znaleźć kogoś na jego miejsce...
Jam sparaliżował mnie wzrokiem. Spuściłam głowę.
- Wybacz, nie powinnam się wtrącać...
- Więc się nie wtrącaj. Nie mieszaj się w moje życie i karierę.
Nic już nie mówiłam. Usiadłam obok niego i pogłaskałam go po twarzy. Spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami. Były bardzo smutne, puste. Nie miał w oczach tego blasku i radości, co zawsze. Nie mogłam na to patrzeć. Rozpłakałam się.
- Nie płacz.
- Nie chcę żebyś się załamywał.
- A ja nie chcę żebyś grała w pornosach. I co z tego?
- Ty nie masz pojęcia jak ciężko wyrwać się z tego...
Jam nic już nie mówił. Przytulił się do mnie i pocałował mnie w szyję.
- Tęskniłem za tobą...
- Ja też...
Pocałowaliśmy się lekko. Nie przeszkadzało mi już nawet to, że od paru dni nie brał prysznica. Tęskniłam za nim. Naprawdę mi go brakowało. Cieszyłam się, że znowu mogę go dotknąć i przytulić.
- Może przyjdę jutro do ciebie? Pomogę ci posprzątać, pobędę z tobą...
- Zostaniesz na noc...?
- Postaram się...
- Dobrze. - pocałował mnie jeszcze raz. Dotknęłam jego policzka i wstałam.
- Muszę wracać, mam coś ważnego do załatwienia...
- Przyjdź jutro. Nie chcę być tu sam.
- Przyjdę. Obiecuję.
Kiwnął głową i położył się z powrotem na kanapie, a ja wyszłam z jego mieszkania. Co ja właściwie robiłam? Próby normalnego życia, dragi, romans, zdrady, seks... Od jakiegoś czasu krążyłam między Devonem, Jamesem, Tylerem i planem filmowym. Okłamywałam każdego z nich po kolei. Długo mogłam ciągnąć jeszcze takie życie? Był jakikolwiek sens? Nie wiem. Ale wiedziałam, że jakiejkolwiek decyzji bym nie podjęła, i tak prędzej czy później będę tego żałować. Tak też się stało, kiedy w końcu wybrałam pomiędzy całą trójką.

James
Nie trzymałem się najlepiej po śmierci Cliffa, jeszcze to do mnie nie docierało. Z Larsem i Kirkiem było to samo. Nikt z nas nie miał ochoty nawet na to, żeby wyjść z łóżka. Na razie nie myśleliśmy o szukaniu nowego basisty. Każdy chciał odpocząć, jakoś to wszystko odreagować.
Może to dziwne, ale wizyta Su chyba mi pomogła... gdyby nie to, że byłem w kiepskim stanie, to pewnie nawet nie chciałbym z nią gadać i wyrzuciłbym ją za drzwi. Ale jej głos, dotyk... tak kojąco to na mnie wpłynęło. Nie powinienem sam siebie teraz oszukiwać, tęskniłem za nią. Naprawdę tęskniłem. Nie widziałem jej ze 4 miesiące. Nie zmieniła się w ogóle, cały czas wyglądała tak samo pięknie, cały czas cholernie mnie pociągała. Znowu nie liczyło się to, że ma kogoś. Zawsze unikałem seksu z zajętymi kobietami, ale Su to był taki mały wyjątek. Pewnie dlatego, że zawsze liczyłem na coś więcej, niż tylko łóżko.
Zastanawiałem się jak znowu to wszystko między nami się potoczy. Już raz skończyło się nieciekawie, a dzisiaj nasze drogi znowu się skrzyżowały. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach.

Tyler
Kiedy koło 16:00 wróciłem do domu, nie spodziewałem się nikogo. Zawsze wcześniej trzeba było się ze mną umówić, nie lubiłem niezapowiedzianych gości. Zrobiłem sobie kawę, coś do jedzenia i wyszedłem na balkon. Jakiś czas później usłyszałem pukanie do drzwi. Odłożyłem kubek z niedopitą kawą i zdziwiony poszedłem otworzyć. Na progu stała Susie.
- Cześć. - weszła bez zaproszenia do środka, jak to miała w zwyczaju. Chociaż nawet jak byłbym na nią zły, nie byłbym w stanie jej wyprosić. - Wybacz, że się nie zapowiedziałam.
- Herę będę miał dopiero wieczorem.
- Aha... no dobrze...
- Więc możesz przyjść później.
- Myślałam, że mogę zostać.
- Z racji tego, że już u mnie nie zostajesz, chcę dostawać kasę za towar. Nie wiem ile działek miałaś za darmo, więc zaczniemy liczyć od tej. Przynieś 20$.
- Wiesz... myślałam, że dzisiaj mogę zostać... - powiedziała lekko skrępowana. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
- Chcesz zostać? - upewniłem się.
- Tak. Ale jeśli nie chcesz to mogę przyjść wieczorem z kasą, nie ma sprawy.
- Nie. Nie. Skoro tak, to niech będzie tak jak umawialiśmy się na samym początku.
Uśmiechnęła się do mnie w ten swój czarujący sposób. Ściągnęła swoją skórzaną kurtkę i rozpięła szeroką flanelową koszulę, odsłaniając płaski brzuch i koronkowy stanik. Zmierzyłem ją wzrokiem i uśmiechnąłem się lekko, po czym zamknąłem drzwi i pociągnąłem ją w stronę mojej sypialni.