niedziela, 26 października 2014

The Unforgiven - rozdział 19.

ehh, niedziela :c
ciężko mi się ten rozdział pisało, od wczoraj go pisałam. ciężki temat, jednak wiecie, że lubię takie rzeczy. Tyler i tak musiał przecież zniknąć, skoro Su miała być z Jamesem. nie wiedziałam jednak jak się go "pozbyć", skoro on i Susie tak się kochali. innego wyjścia nie było :) pewnie co niektórzy znowu będą krzyczeć co ja zrobiłam, ale w ramach rekompensaty macie Jamesa :)
zapraszam do czytania i proszę o komentarze!

Susie
- Tyler... - podniosłam się z łóżka i spojrzałam na mojego chłopaka, który już nie spał. Oparłam się o jego ramię.
- Chcesz się wyprowadzić? - spytał, patrząc tępo przed siebie.
- Dokąd?
- Nie wiem. Gdzie chcesz.
Westchnęłam cicho i pocałowałam jego wytatuowane ramię. To nie był dobry moment na takie rozmowy.
- Muszę jechać do banku po te pieniądze. Chcesz ze mną?
- Nie, poczekam na ciebie.
Wstałam z łóżka i wyciągnęłam ubrania z szafy. Popatrzyłam na Tylera, który cały czas siedział w tej samej pozycji. Wciągnęłam na siebie mój czarny obcisły crop top i usiadłam obok niego.
- Ej, kochanie. Nie martw się. - pogłaskałam go po twarzy.
- Jest mi wstyd, że musisz płacić tyle pieniędzy za moją głupotę.
Przypomniał mi się w tym momencie okres, kiedy byłam ćpunką. Prawie nigdy nie płaciłam za towar, który dostawałam od Tylera.
- Powiedzmy, że oddaję ci dług za wszystkie działki, które mi dałeś.
- Susie...
- Dobra, spokojnie. Nie przejmuj się tym. Mam sporo kasy, może to śmieszne, ale braku tego 60 tysięcy nawet nie poczuję.
Tak, to faktycznie było zabawne. Kiedyś nie miałam co jeść i za co zapłacić czynszu, bo mój brat przećpał wszystkie zasiłki z opieki społecznej. A teraz mogłam szastać swoją kasą na prawo i lewo.
Wciągnęłam na siebie obcisłe dżinsy i założyłam białe adidasy za kostkę. Weszłam jeszcze na łóżko i pocałowałam Tylera. Wtedy nawet jeszcze nie pomyślałabym, że robię to po raz ostatni...
- Niedługo wracam. Czekaj na mnie...
- Nigdzie nie wychodzę.
Wstałam, wzięłam swoją ramoneskę oraz torebkę i wyszłam z mieszkania. Poszłam na stację metra. Kręciłam się chwilę po zimnej i śmierdzącej stacji, czekając na swój pociąg. Patrzyłam na tych wszystkich ludzi, którzy ciągle się śpieszyli, na bezdomnych, którzy siedzieli na ławkach, ubrani w jedyne ubrania które mieli, na ćpunów, którzy siedzieli na zimnej podłodze i się trzęśli. Tak bardzo mnie to wszystko obrzydzało, a przecież kiedyś byłam dokładnie taka sama. W końcu przyjechało metro, więc szybko weszłam do środka. Zajęłam jedno z wolnych miejsc, nie zwracając uwagi na starych ludzi. Wyciągnęłam kosmetyki z torebki i zrobiłam szybki makijaż. W momencie, kiedy czesałam włosy, pociąg zatrzymał się. Trochę się zdziwiłam, reszta ludzi tak samo.
- Nastąpiła awaria. Naprawa potrwa od 30 minut do godziny. - usłyszeliśmy mechanicznie wypowiedzianą regułkę przez jakiegoś mężczyznę. Parę osób zaczęło wzdychać i jęczeć, a ja miałam ochotę rozpierdolić wszystko wokół.
- Kurwa mać. Zajebiście. - mruknęłam pod nosem. Jeszcze tego brakowało, żebym spóźniła się do banku. Dlaczego akurat dzisiaj? Dlaczego akurat mój pociąg?
Siedziałam tam dobre pół godziny cała zestresowana. Kiedy metro w końcu ruszyło, odetchnęłam z ulgą. Kilkanaście minut później byłam już w banku. Miałam w dupie kolejkę, tylko od razu usiadłam naprzeciwko przystojnego faceta w garniturze. Spojrzał na mnie i zmierzył mnie dokładnie wzrokiem.
- Chciałam wypłacić pieniądze z konta. 60 tysięcy.
- Pienią... a tak, pieniądze. Dobrze, poproszę dowód osobisty. - wyciągnęłam z portfela dowód i podałam mu. Spojrzał najpierw na zdjęcie, a potem znowu na mnie. Ja jak to miałam w zwyczaju, najpierw spojrzałam na jego dłonie. Dostrzegłam obrączkę na palcu.
- Pana żona wie?
- Żona? O czym? - zdziwił się.
- O tym, że ogląda pan filmy porno.
Facet poczuł się trochę skrępowany i uciekał wzrokiem. Uśmiechnęłam się lekko.
- Przecież to nic złego. Mój były facet je reżyserował.
- Jaka to miała być kwota? - zmienił temat.
- 60 tysięcy.
Zajrzał najpierw do komputera, a potem do jakichś papierów.
- Dziwne...
- Co takiego? - przeraziłam się. Zaraz przez myśl mi przeleciało, że nie będę mogła wypłacić pieniędzy, że może wszystko wyparowało mi z konta, że może Devon w ramach zemsty wszystko przelał na swoje konto. - Nie mam pieniędzy na koncie?
- Nie, są. Sporo... - powiedział, a ja odetchnęłam z ulgą. - Po prostu może być mały problem z wypłatą tak dużej kwoty...
- Ale... ale ja potrzebuję tych pieniędzy! Pilnie!
- Zrobię co się da. Musi jednak pani trochę poczekać.
- Ehh. No dobra.
Wziął jakieś dokumenty i gdzieś je zaniósł, a po chwili do mnie wrócił. Trochę z nim pogadałam, żeby zabić nudę. Nawet mu się podpisałam, kiedy poprosił mnie o autograf. Minęło sporo czasu, zanim dostałam swoje pieniądze. Schowałam je do torebki i szybko wyszłam z banku. Pobiegłam z powrotem na stację metra i czekałam na swój pociąg. 5 minut, 10, 20. I nic. Kolejne 10 minut. Już dawno powinien być. Patrzyłam po kolei na wszystkie rozkłady, jednak żaden pociąg nie jechał w moją stronę. Zaczęłam przeklinać i postanowiłam iść na przystanek autobusowy. Dojście na najbliższy przystanek zajęło mi dobre 20 minut. Na marne, bo jak się okazało, mój autobus miał być dopiero za godzinę. Wróciłam znowu na stację. Usiadłam na starej ławce obok jakiejś starszej kobiety. Czekałam kolejne kilkanaście minut. Myślałam, że nie wytrzymam.
- Wie pani, kiedy będzie w końcu pociąg na Silver Lake? Już naprawdę długo czekam.
- Ale już był.
- Słucham?
- Był, może pół godzin temu.
Pół godziny temu byłam na przystanku. Miałam ochotę zabić każdego wokół siebie. To się nie działo naprawdę. Dlaczego akurat mi się przytrafiło? Dlaczego akurat dzisiaj?
- Kurwa jebana mać...
Kobieta spojrzała na mnie oburzona.
- Proszę się wyrażać.
Wstałam i opuściłam stację metra. Nie miałam nawet zamiaru iść czekać na autobus. Nie wiadomo czy by przyjechał. A w tym momencie liczyła się dla mnie każda minuta. Postanowiłam wracać na piechotę, mimo, że do domu nie miałam blisko. Bolały mnie już nogi, byłam głodna. Słońce powoli zachodziło. Zaczepiłam jakąś młodą dziewczynę.
- Możesz mi powiedzieć która godzina?
Brunetka zerknęła na zegarek.
- 18:12.
- Cholera... dzięki.
Odeszłam szybko i przyśpieszyłam kroku. Kilka minut później byłam na naszym osiedlu. Weszłam do budynku i wjechałam windą na 14. piętro. Dziwne, że w ogóle działała.
Otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkania.
- Tyler, już jestem. Przepraszam, że tak długo...
Cisza.
- Cameron już był?
Cisza.
- Tyler, jesteś w domu?
Zostawiłam ramoneskę i torebkę w przedpokoju. Nie zapaliłam nawet światła. Weszłam do salonu i poślizgnęłam się, lądując na podłodze i sycząc z bólu.
- Ała... - chciałam się podnieść, czułam, że leżę w jakiejś kałuży. Tyler pewnie coś rozlał i nawet nie mógł po sobie wytrzeć. Podniosłam się, żeby móc iść się przebrać i to powycierać. Zapaliłam światło. Zauważyłam, że zostawiłam na włączniku czerwony ślad... spojrzałam na swoje dłonie, odkryty brzuch i spodnie. Nie były mokre od wody czy soku. Były całe we krwi. Popatrzyłam na zakrwawioną podłogę. Ślady ciągnęły się przez cały pokój i prowadziły do łazienki. Poczułam, że moje oczy robią się mokre, a serce podchodzi do gardła. Podeszłam wolnym krokiem toalety i otworzyłam powoli drzwi. Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko na filmach. Na jasnych płytkach zobaczyłam kolejne ślady krwi i Tylera, który leżał na podłodze... padłam obok niego na kolana i rozryczałam się jak jeszcze nigdy. Nic innego nie mogłam zrobić w tym momencie. Nic.
- Boże... Tyler... - wtuliłam się w jego zakrwawioną koszulkę. - Dlaczego ty...
Podniosłam się lekko i wytarłam mokrą twarz.
- Przepraszam... ale muszę...
Wstałam i wybiegłam z mieszkania, nie zabierając ze sobą kompletnie niczego. Wiem, że zachowałam się jak ostatnia suka, ale wtedy myślałam tylko o jednym. Żeby ratować swój tyłek. Wiedziałam, że Cameron wróci. I będzie chciał zrobić ze mną to samo.
Nie mam pojęcia, co myśleli wszyscy ludzie, kiedy widzieli zapłakaną dziewczynę, całą w cudzej krwi, która biegła przed siebie. Pacjentka szpitala psychiatrycznego, która kogoś zamordowała i uciekła z miejsca zbrodni.

James
- Callous frigid chill, nothing left to kill... - zanuciłem i zapisałem na kartce. - Never seen before... breathing nevermore... - pociągnąłem za struny w gitarze. - Never...
Wziąłem kartkę do ręki, żeby przeanalizować to co już napisałem. W tym samym momencie usłyszałem głośne walenie do drzwi. Nikogo nie zapraszałem i się nie umawiałem, więc trochę mnie to zdziwiło. Rzuciłem długopis na stół, odłożyłem gitarę na bok i wstałem. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Na progu zobaczyłem Su. Całą zapłakaną i zakrwawioną. Pierwsze o czym byłem w stanie pomyśleć to: Kurwa, w co ona się znowu wpakowała?
- Su...? Jezu, co się stało?
Weszła do środka i przytuliła się do mnie. Rozpłakała się i nie potrafiła wydusić z siebie słowa.
- Susie... powiedz co się stało...
- Ja... to Cameron... ja... ja się spóźniłam i... i Ty...ler... to mo-moja wina... ale to nie ja zro-zrobi...łam... - nic nie rozumiałem. Mówiła jak w amoku, próbowała łapać powietrze.
- Susan...
- Ja... ja ni... nie chcę... on nie ży... - wybuchnęła znowu płaczem. - Umarł... nie żyje!
- Susan, do cholery! - popchnąłem ją na ścianę i złapałem mocno za ramiona. Spojrzałem w jej zaczerwienione oczy. Łzy i resztki makijażu mieszały się ze śladami krwi na jej twarzy. - Uspokój się. Co się stało?
- On... on nie żyje... On go zabił...
- Znowu coś brałaś?
Pokręciła głową.
- To Cameron... zabił go... i zabije mnie.
- Kim jest Cameron?
Przymknęła oczy i oparła głowę na moim ramieniu.
- Tyler nie żyje...
Wziąłem ją za rękę i zaprowadziłem do salonu. Posadziłem ją na kanapie. Położyłem gitarę na podłodze i usiadłem obok niej.
- Kto to jest Tyler? Ten facet z którym cię widziałem?
- C-co?
- Nic... kim jest Tyler?
- To... mój chłopak... on jest... był... - pociągnęła nosem. - Był dilerem. Musieliśmy oddać kolesiowi... Cameron ma na imię... 60 tysięcy... do 18:00... i ja się spóźniłam... jak wróciłam... było pełno krwi i... - po jej policzkach zaczęły płynąć kolejne łzy. - I Tyler w łazience... James, on mnie też będzie chciał zabić...
- Tak się kończą takie znajomości.
- James...
- I co ja mam teraz według ciebie zrobić? Chronić cię przed dilerem, któremu jesteś winna kasę za prochy? Może ja mam go zabić? Powinnaś iść na policję.
- Nie... ale... on nie wie, że się znamy, nie wie gdzie mieszkasz... - westchnęła cicho i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. - Mogę u ciebie trochę zostać...?
Jak zwykle. Pojawiała się tylko wtedy, kiedy chciała sprowadzić na mnie kłopoty albo potrzebowała pomocy.
- Nie wiem czy powinienem ci pomagać w takiej sytuacji.
- James... ja już nie mam nikogo... - załkała cicho. - Nikogo. Tylko ty zostałeś. I tylko ty możesz mi pomóc...
Popatrzyłem na nią.
- Naszykuję ci pościel. Idź wziąć prysznic, bo wyglądasz jak seryjny morderca. - wstałem ze swojego miejsca i poszedłem do drugiego pokoju, żeby pościelić łóżko dla Su. Sprawa była dziwna, nawet bardzo. Zostawiła swojego martwego chłopaka i przybiegła do mnie? Nie zadzwoniła na policję?
Wyciągnąłem kołdrę z szafy i rozłożyłem ją na łóżku. Wróciłem do salonu, słysząc po drodze dźwięk płynącej wody z łazienki. Wziąłem swoją gitarę i poszedłem do sypialni. Usiadłem i zacząłem coś brzdkąć. Po kilkunastu minutach w drzwiach zobaczyłem Su owiniętą ręcznikiem.
Zaczęło się...
- Pościeliłem ci łóżko w drugim pokoju.
- Nie chcę być sama...
Znowu zaczęła mnie prowokować. Znowu zaczęła na mnie działać tak ja te parę miesięcy temu. Miałem ochotę zrzucić z niej ręcznik, patrzeć na nią, czuć ją, dotykać...
- Połóż się... dam ci jakąś koszulkę... - wyciągnąłem z szafy koszulkę promującą naszą ostatnią trasę, Damage, Inc. Rzuciłem ją w jej stronę. Założyła ją na siebie i położyła się do łóżka.
- James...
- Tak?
- Pójdziesz jutro ze mną... do mieszkania? Nie chce tam sama wracać...
- Po co mam tam iść z tobą? - zdziwiłem się. Ukryć zwłoki jej faceta?
- Wszystko tam zostawiłam... I Tyler... on tam jest... trzeba zadzwonić na policję...
- Dlaczego nie zrobiłaś tego już teraz?
- Nie jestem w stanie... mam wrażenie... że on już tam na mnie czeka...
Westchnąłem cicho. Usiadłem obok niej i pogłaskałem ją po mokrych włosach. Po jej policzku spłynęła kolejna łza. Wytarłem ją.
- Nie płacz już... pójdziemy razem...
Położyłem się obok niej i przytuliłem ją.

sobota, 18 października 2014

The Unforgiven - rozdział 18.

wielbicielki Jamesa, James już będzie w kolejnym rozdziale :)
I PROSZĘ, PROSZĘ O NAJMNIEJSZE KOMENTARZE. jest mi trochę przykro, że pod poprzednim rozdziałem prawie ich nie było. piszcie cokolwiek, po prostu chcę znać waszą opinię :)
robię ankietę, dawno żadnej nie było :) chcę zobaczyć ile was jest. głosujcie :)

Susie
Przez kilka godzin siedziałam zdenerwowana w mieszkaniu. Co chwilę podchodziłam do okna z nadzieją, że w końcu zobaczę Tylera.
Około 22:00 usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Pobiegłam do przedpokoju i zobaczyłam mojego chłopaka wchodzącego do mieszkania.
- Tyler! - rzuciłam mu się na szyję. Przytulił mnie lekko i odsunął od siebie. Spojrzałam na jego twarz. Wyglądał na zmęczonego i zdenerwowanego. - Co się stało? Powiedz! Nigdy się tak nie zachowywałeś!
- Bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji...
- Tyler, co się dzieje? - mój głos zadrżał.
- Chodź. Usiądź.
Poszliśmy do salonu. Usiadłam na kanapie, a on obok mnie. Zbierał myśli i zastanawiał się, co ma mi powiedzieć.
- Nie chciałem ci tego mówić żeby cię nie denerwować. Ale musisz mi pomóc.
- Powiedz o co chodzi...
Byłam przygotowana na najgorsze. Co mogłam usłyszeć? Że ma żonę i dzieci? Że ma raka i za kilka tygodni umrze? Że kogoś zabił? Że mógł zarazić mnie wirusem HIV?
- Wiesz, ja to robię od dawna, dotychczas wszystko szło gładko, ale teraz...
- Tyler! Do rzeczy!
- Przemycam narkotyki dla Camerona. Do różnych krajów. - powiedział jednym tchem.
Zrobiło mi się gorąco. Faktycznie, Tyler często wyjeżdżał, ale nigdy bym się domyśliła, że w tym celu. Dlaczego Cameron sam nie mógł tego robić, tylko wykorzystywać mojego chłopaka?
- Słucham...?
- Dostaję za to sporo kasy.
- Tyler, przemycasz narkotyki? - wstałam ze swojego miejsca i zaczęłam chodzić po pokoju. - Wiesz co będzie jeśli ktoś cię złapie? Myślisz o tym?! Spędzisz resztę życia w więzieniu wśród gwałcicieli i morderców i będziesz wyciągał karaluchy z żarcia!
- Susie... uspokój się i mnie posłuchaj.
Wplotłam palce we włosy i wzięłam głęboki oddech. Oparłam ręce na biodrach i spojrzałam na niego.
- Słucham.
- Na lotnisku w Kanadzie, kiedy musiałem przejść przez odprawę, pojawiło się pełno policji...
- Złapali cię?!
- Jakby mnie złapali to by mnie tu nie było...
- Tak, racja... - westchnęłam cicho. Byłam bardzo zdenerwowana. Cała się trzęsłam. - Co się stało?
- Spanikowałem jak ich zobaczyłem. Poszedłem do łazienki i spuściłem cały towar w kiblu.
- Przynajmniej cię nie złapali. Dobrze zrobiłeś.
- Dobrze? Dobrze? - spytał ironicznie. - Cameron przyjdzie po swoją kasę za prochy, które wylądowały w kiblu na lotnisku!
- Ile jesteś mu winny?
Tyler spojrzał na mnie, a po chwili spuścił wzrok.
- 30 tysięcy...
- 30 tysięcy?
- Tak. Nie mam takiej kasy. On mnie zabije jak mu tego nie oddam.
- Cameron? Wydawał się być miły...
- Jak jesteś winna mu kasę to już nie jest taki miły...
Spojrzałam jeszcze raz na niego i położyłam dłoń na jego kolanie.
- Dam ci tą kasę, pod warunkiem, że skończysz z tym...
- Dobrze, skończę z tym. Ale pomóż mi to spłacić, bo źle się to skończy.
Przytuliłam się do niego. Pewnie inna dziewczyna jeszcze tego samego wieczoru spakowałaby się i wyniosła, ale ja nie potrafiłam. Nie umiałam się nawet na niego gniewać.
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Poczekaj, otworzę... - wstałam i poszłam do przedpokoju. Otworzyłam drzwi i prawie dostałam zawału, kiedy zobaczyłam na progu zobaczyłam Camerona.
- Cześć Susie. - uśmiechnął się.
- Tylera nie ma. - powiedziałam odruchowo.
- Wiem. Przyszedłem do ciebie.
- Do mnie? Po co?
- Wiesz po co... - wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Oparłam się o ścianę, a on stanął naprzeciwko i spojrzał na mnie z góry.
- Możesz stąd iść...?
- Dlaczego mnie wyganiasz? Wiesz, że nie lubię jak ktoś mi się stawia...
- Susie, kto przyszedł? - Tyler wszedł do przedpokoju. Spojrzał zszokowany na Camerona. - Jasna cholera...
- Co ty tu robisz? Miałeś być w Kanadzie do soboty.
Mój chłopak zająkał się i nie wiedział co powiedzieć. Pewnie gdyby nie to, że byliśmy na 14. piętrze to wyskoczyłby przez okno i uciekł.
- Załatwił to co miał do załatwienia i wrócił. - starałam się być spokojna.
- Nie wtrącaj się. - Cam odsunął się ode mnie i podszedł do Tylera.
- Nie róbcie mnie w chuja. Dzisiaj wieczorem miałeś przekazać cały towar i odebrać moja kasę. 30 tysięcy dolarów.
Nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Cameron spojrzał na mnie, a potem znowu na Tylera.
- Sprzedaliście mój towar? A może sami wszystko przećpaliście?
- Nie mieszaj w to Susie. - Tyler w końcu się odezwał. - Ona nie ma z tym nic wspólnego.
- Nie obchodzi mnie to czy ma z tym coś wspólnego czy nie. Mieszkacie razem, pierdolicie się, pewnie o wszystkim sobie mówicie. Więc według mnie obydwoje jesteście tak samo winni.
- Oddam ci tę kasę. Całe 30 tysięcy. - powiedziałam.
- 30 tysięcy to wy mi musicie oddać. A koleś nadal nie dostał swojego towaru, który gdzieś przepadł. Musicie to odkupić i zawieść mu to w zębach. Czyli łącznie wydacie 60 tysięcy. Macie czas do soboty, do godziny 18:00. A jak nie to bardzo źle się to skończy. - zmierzył nas wrogim spojrzeniem i wyszedł. Tyler popatrzył na mnie załamany.
- Nie martw się. Pójdę jutro do banku, oddamy mu pieniądze i da nam spokój.
- Przepraszam... - przytulił się do mnie. Westchnęłam cicho i wtuliłam się w jego koszulkę.

Devon
Kończyłem właśnie pakować swoje rzeczy do ostatniego kartonu. Wstałem z podłogi i odgarnąłem włosy z czoła, po czym podszedłem do otwartego okna, z którego rozlegał się widok na panoramę Los Angeles. Niebo było bezchmurne, a słońce raziło mnie w oczy. Odsunąłem się od okna i rozejrzałem po pustej sypialni. W mieszkaniu było cicho. Każdy najmniejszy dźwięk odbijał się od pustych ścian. Moje pierwsze własne mieszkanie, które kupiłem za własne pieniądze. Sprzedałem je jakiemuś młodemu małżeństwu, a sam spełniłem jedno ze swoich marzeń. Kupiłem dom w Arizonie. Odszedłem również z wytwórni filmowej. Idealne rozpoczęcie nowego życia.
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Zamknąłem okno, wziąłem ostatni karton do rąk i zaniosłem go do przedpokoju. Położyłem go na podłodze i otworzyłem drzwi. Zobaczyłem na progu obecnego właściciela mieszkania.
- Dzień dobry.
- Proszę wchodzić. - otworzyłem szerzej drzwi. Facet rozejrzał się po mieszkaniu. - W zasadzie to już skończyłem się pakować. Zapakuje wszystkie rzeczy do samochodu, dam panu klucze i mogą się państwo wprowadzać.
- Bardzo się cieszę. Chciałem zobaczyć czy wszystko dobrze idzie... może pomóc w czymś?
- Nie, w sumie to wszystko już spakowałem... - rozejrzałem się. - Może mi pan pomóc to zanieść do samochodu.
- A co z tym? - wziął z komody ramkę ze zdjęciem, o którym zupełnie zapomniałem. Zobaczyłem moje wspólną fotografię z Susie. Właściwie to miałem tylko trzy nasze wspólne zdjęcia, bo Su w czasie przeprowadzki wszystkie ze sobą zabrała. Zapomniała tylko o tych w ramkach.
- To moja była narzeczona. Zapomniałem o tym zdjęciu... - wziąłem je i wrzuciłem do jednego z kartonów. Nie chciałem dłużej o tym myśleć, więc wziąłem kluczyki do samochodu i jedno z pudeł. Koleś pomógł mi zapakować wszystkie moje rzeczy do samochodu. Oddałem mu klucze do domu.
- Mam nadzieję, że lepiej będziecie się czuli w tym mieszkaniu niż ja. - zaśmiałem się cicho.
- Na pewno. Mieszkanie jest piękne. Jeszcze w dodatku moja żona jest w ciąży, więc tym bardziej...
- Wszystkiego dobrego.
Pożegnaliśmy się i zobaczyłem jak odchodzi. Zacząłem powoli tracić nadzieję, że będę miał takie samo życie. Że poznam w końcu jakąś kobietę, która zostanie moją żoną, która urodzi moje dziecko.
Oparłem się o maskę samochodu i rozejrzałem się. Nie chciałem tu więcej wracać. Uśmiechnąłem się lekko i wsunąłem na nos okulary przeciwsłonecznie, po czym wsiadłem do samochodu.
- Żegnaj Kalifornio...

środa, 1 października 2014

The Unforgiven - rozdział 17.

jak James odchodził od okna restauracji to wyobraziłam sobie jak nad nim ciągnie się taka czarna chmura z deszczem, jak na kreskówkach, haha! Jamesa nie będzie jakoś w dwóch kolejnych rozdziałach, może w jednym. ale potem będzie już głównym mężczyzną :) co do innych narracji to nie wiem czy ktoś z Metalliki oprócz Jamesa będzie się wypowiadał, ale pojawi się Dave Mustaine, który na dłużej zagości. no i namiesza, jak to Dave :)
cóż, czas się wziąć za angielski i historię, haha. miłego czytania, proszę o komentarze!

James
Kilka kolejnych dni wyglądało tak samo. Spotkaliśmy się z naszym menadżerem. Doszliśmy do wniosku, że trzeba w końcu znaleźć basistę i dokończyć trasę. Nie było to łatwe, ale nie mogliśmy bez przerwy siedzieć w domu i nic nie robić. Musieliśmy z czegoś żyć.
Pewnego piątkowego wieczoru wracałem do domu z wytwórni płytowej. Słońce powoli zachodziło za wzgórzami Hollywood, powietrze było ciepłe. Szedłem przed siebie, patrząc na niektórych ludzi i wlepiając wzrok w duże okna wystaw sklepowych.
W pewnym momencie zatrzymałem się przy oknie jakiejś restauracji. Kogo zobaczyłem? Susie, która świetnie bawiła się z facetem, którego kiedyś przedstawiała mi jako swojego znajomego. Śmiali się, rozmawiali i trzymali się za ręce. Spojrzałem jeszcze raz na nią. Miała obcisłą czarną sukienkę, wysokie obcasy i włosy upięte w kok, lekki makijaż. Wyglądała inaczej niż zawsze. Nie tak wulgarnie, bardziej promieniście. Jej uśmiech nie wyglądał na wymuszony.
Nie zauważyli mnie, więc szybko odszedłem. W głowie kłębiło mi się pełno zagadkowych myśli. Kim był dla niej w rzeczywistości ten facet? Faktycznie była taką pokrzywdzoną dziewczyną, która kiedyś była wykorzystywana seksualnie, a potem zmuszana do pracy w porno biznesie? Była ćpunką, która była gotowa puścić się za działkę heroiny?
Nie, chyba nie. Widziałem śliczną, uśmiechniętą młodą kobietę, a nie wrak człowieka.
Może ona faktycznie była z nim szczęśliwa? Może właśnie dla niego rozstała się ze swoim facetem, a ja chciałem to zniszczyć?
Nie zauważyłem nawet, kiedy już byłem na swoim osiedlu. Wszedłem do ciemnego pustego mieszkania i zamknąłem za sobą drzwi. Od razu poszedłem położyć się spać.

Susie
W piątek Tylerowi udało się w końcu wyciągnąć mnie z domu. Poszliśmy do restauracji, zjedliśmy kolację, rozmawialiśmy. Ja i Tyler nigdy jakoś szczególnie nie rozmawialiśmy o sobie, naszym życiu prywatnym, przeżyciach, marzeniach. Łączyły nas tylko prochy i seks, ale odkąd zajął się mną po rozstaniu z Devonem, patrzyłam na niego całkiem inaczej. Nie jak na seksownego faceta, który dawał mi prochy po pstryknięciu palcami, ale jak na przyjaciela. Jak na człowieka, który mnie rozumie, wysłucha, który nie wyśmieje mnie, kiedy wypłaczę mu się w ramię.
W rzeczywistości on też trochę przeszedł i miał kilka nieciekawych okresów w życiu. Kiedy miał 16 lat, jego ojciec zginął w wypadku samochodowym. Swoim dwóm młodszym siostrom musiał zastąpić ojca, a swojej matce męża. To on utrzymywał rodzinę, bo niecały rok później rzucił szkołę i zaczął zarabiać. Łapał się każdej możliwej pracy, a potem zaczął handlować narkotykami. Szło mu całkiem nieźle i niedługo później zaczął już żyć na własny rachunek. Podziwiałam go, że poradził sobie z utrzymaniem rodziny i całym ciężarem po śmierci ojca. Do wszystkiego doszedł sam. Może nie był to sposób godny naśladowania, ale mi to nie przeszkadzało. Ja tkwiłam w gorszym syfie.
Koło 23:30 postanowiliśmy w końcu wracać. Tyler zostawił pieniądze na stoliku, podał mi moją skórzaną kurtkę i wyszliśmy z lokalu. Objął mnie, a ja spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Od razu zrobiło mi się cieplej.
- Susie... - zatrzymał się i pociągnął mnie w swoją stronę. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on złapał mnie za ręce. Rozejrzał się, a po chwili zmieszany spuścił wzrok. Zaraz po tym zaczął się śmiać. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi.
- Tyler, co się stało?
- Susie... zamieszkaj ze mną.
- Przecież mieszkam z tobą.
- Susan... wiesz o co mi chodzi.
Popatrzyłam jeszcze raz na niego, a kąciki moich ust uniosły się ku górze.
- Chodzi o to, że ty i ja...
- Tak, dokładnie o to.
- To jest chore... ćpunka z dilerem. Wiesz jak to się może skończyć? - zaśmiałam się.
- Pójdziesz na odwyk. Nie chcę, żeby moja dziewczyna dawała sobie w żyłę. A ja to gówno tylko sprzedaję.
Westchnęłam cicho.
- To nie jest takie proste...
Przysunął się do mnie bardziej i złapał mnie za ramiona.
- Spróbujmy... - zaciął się na chwilę. - Od jakiegoś czasu zupełnie inaczej na ciebie patrzę, inaczej cię traktuję. Nawet seks jest inny. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Naprawdę od dawna tego nie czułem, ale chyba serio się zakochałem.
Popatrzyłam na niego. Moje oczy zaszkliły się, a po chwili poczułam jak po policzkach ciekną łzy.
- Dlaczego płaczesz? Powiedziałem coś nie tak? - zmartwił się.
- Nie. - uśmiechnęłam się słabo. - Po prostu od dawna nie słyszałam tak pięknych słów. I wiesz co? Od pewnego czasu czuję dokładnie to samo.
Pochylił się nade mną i pocałował mnie lekko.
- Kocham cię...
Zaśmiałam się przez łzy i ruszyliśmy w stronę jego mieszkania. Jak najszybciej chcieliśmy się tam znaleźć.

Tyler
Dochodziła 2:00 w nocy. Leżałem w swojej sypialni i patrzyłem na śpiącą obok mnie Susie. Próbowałem wyobrazić sobie nasze dalsze wspólne życie.
Diler i gwiazda porno na wiecznym haju...
Tak, to nie było zbyt normalne. Ale chciałem spróbować. Miałem nadzieję, że Su pójdzie po rozum do głowy, pójdzie na odwyk, skończy z prochami, zrezygnuje z tego syfiastego zajęcia. Wcześniej w ogóle nie przeszkadzało mi to czym się zajmuje, ale teraz? Nie wyobrażałem sobie, żeby kobieta, którą kocham, grała w takich filmach.
To bardzo dziwne. Z dnia na dzień zaczynasz traktować kogoś bardzo poważnie, zupełnie inaczej patrzysz na tę osobę. Wcześniej pociągała cię tylko fizycznie, a teraz czujesz z nią dziwną emocjonalną więź. Przedtem nie zaprzątałeś sobie nią głowy, a teraz bez przerwy o niej myślisz. Dokładnie tak było ze mną i moimi uczuciami wobec Su. Przestałem dostrzegać w niej tylko atrakcyjną dziewczynę, która jest świetna w łóżku. Teraz widziałem piękną kobietę, wrażliwą, lekko zagubioną i potrzebującą miłości.
Odgarnąłem jej włosy z twarzy, a ona delikatnie się poruszyła. Otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Po chwili spojrzała na mnie.
- Nie śpisz? - szepnęła.
- Zaraz się kładę.
Uśmiechnęła się lekko i poprawiła swoją poduszkę.
- Dobranoc...
Złapała mnie za rękę, ułożyła głowę na poduszce i po paru sekundach już spała. Spojrzałem na nasze splecione dłonie.
- Dobranoc Susie.
Jeszcze raz rzuciłem na nią wzrokiem, a po chwili zasnąłem.

Susie
Minęły 2 miesiące. Mój związek z Tylerem przechodził przez różne etapy. Bywało dobrze, a czasami też i źle. Byliśmy początkującą, jednak kochającą się parą. Podobało mi się, że nie był taki jak Devon. Nie namawiał mnie na żaden ślub ani zakładanie rodziny. Nigdy nie chciał mieć dzieci. Mnie to bardzo odpowiadało.
Mój chłopak nadal handlował prochami, a ja od miesiąca nie brałam narkotyków. Było ciężko, ale zrobiłam to dla Tylera. Myślałam, że nic z tego nie wyjdzie, bo w naszym mieszkaniu było tyle dragów, ile tylko się zażyczyło. Tyler jednak tak je chował, że nie miałam nawet pojęcia, gdzie mogę zacząć ich szukać.
Mój kontakt z wytwórnią filmową powoli dobiegał końca. Miałam już wystarczająco dużo pieniędzy i mogłam spokojnie zakończyć swoją "karierę". To mi odpowiadało, jednak nie miałam pojęcia, co potem będę robić. Tyler namawiał mnie na napisanie autobiografii. Sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć.
Zabawne, pokazałam już wszystko, jednak bałam się otworzyć, opisać swoje beznadziejne życie, przelać te wszystkie wspomnienia i emocje na papier, żeby być przestrogą dla innych młodych dziewczyn. Jednak wydawało mi się, że to byłoby dobre podsumowanie życia Lexxi Hope.
Lexxi już prawie umarła. Zostałaby po niej tylko książka.
W środę rano Tyler oznajmił mi, że jutro leci do Kanady załatwić parę spraw. Nie chciałam wnikać o co chodzi. Ufałam mu. W czwartek zawiozłam go na lotnisko.
- Kiedy wrócisz? - spojrzałam w jego brązowe oczy.
- W sobotę. Będziesz tęsknić?
- Jasne.
Uśmiechnął się do mnie i przytuliliśmy się. Pomachałam mu jeszcze, kiedy oddalił się i chwilę patrzyłam jak przechodzi przez odprawę. Parę minut później opuściłam lotnisko i pojechałam do studia fotograficznego. Dzisiaj miałam mieć drugą i pewnie ostatnią w moim życiu sesję do magazynu Penthouse. W garderobie kilka osób skakało wokół mnie, ktoś mi robił makijaż, ktoś tapirował włosy, ktoś krzyczał jaką mam ubrać bieliznę. Chciałam mieć już te zdjęcia za sobą i wracać do domu.
Po sesji siedziałam w garderobie owinięta szlafrokiem, jadłam pizzę i słuchałam Hanoi Rocks. Nagle drzwi otwarły się i zobaczyłam w nich wysoką brunetkę.
- Lexxi, telefon.
Zdziwiłam się. Zostawiłam Tylerowi numer do studia, jednak nie spodziewałam się, że zadzwoni. Wyszłam z garderoby, pobiegłam do telefonu i wzięłam słuchawkę do ręki.
- Halo?
- Susie? Jesteś w domu? - usłyszałam głos Tylera. Był zdenerwowany.
- Tak, jestem w domu. I dlatego zadzwoniłeś do studia fotograficznego...
- Aha, wybacz... - wziął głęboki oddech. - Kiedy będziesz w mieszkaniu?
- Nie wiem, może za pół godziny, godzinę. Dlaczego pytasz?
- Dobra, jedź do domu i nikomu nie otwieraj.
- Tyler, co się dzieje?
- Porozmawiamy później. Wrócę jeszcze dzisiaj. Kocham cię. - rozłączył się, a ja zmartwiona odłożyłam słuchawkę. Co się działo? Chyba jeszcze nigdy nie był tak zestresowany. Szybko się ubrałam i pojechałam do naszego mieszkania, gdzie miałam na niego czekać.