wtorek, 11 listopada 2014

The Unforgiven - rozdział 20.

nawet nie wiecie jak się cieszę, że pod ostatnim rozdziałem pojawiło się więcej komentarzy. uwielbiam Was. mam nadzieję, że taki stan rzeczy się utrzyma :)
kolejny rozdział, Su opowiada trochę Jamesowi o swoim zawodzie. trzeba było poczytać trochę artykułów, haha. mam wrażenie, że rozdział Wam się spodoba.
miłego czytania i proszę o komentarze :)

Susie
Udało mi się zasnąć dopiero wtedy, kiedy z wielkiego okna w sypialni Jamesa widziałam wschodzące słońce i kolorowe niebo. Cały czas myślałam o Tylerze, o tym jak go zobaczyłam... o naszym związku, o Cameronie... Po moim policzku spłynęła kolejna ciepła łza. Odwróciłam się w stronę Jamesa i wtuliłam się w jego plecy.
Dlaczego traciłam każdego, kto był dla mnie ważny? Dlaczego każdy ode mnie odchodził? Karma do mnie wróciła, za te wszystkie zdrady i granie w filmach? Nigdy nie wierzyłam w takie gówno, ale tak nagle zaczęłam tracić wszystko... Tiffany, potem Devon, teraz Tyler... Naprawdę dało mi to do myślenia. Że możesz mieć wszystko, pieniądze, narzeczonego, fanów, karierę, najlepsze narkotyki. Jesteś na szczycie, każdy chce reżyserować filmy z twoim udziałem. Po chwili jesteś już na dnie. Jesteś ćpunką, granie cię męczy i nie sprawia żadnej przyjemności, nie masz nikogo, bo każdy od ciebie odszedł.
- Nie śpisz? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Jamesa. Spojrzałam w jego błękitne oczy i jasne włosy, które opadały na jego czoło. Odgarnęłam je.
- Już nie.
- Spałaś w ogóle?
- Może ze 2 godziny... - westchnęłam cicho.
James przeciągnął się i wstał z łóżka. Wciągnął na siebie swoje dżinsy i spojrzał na mnie.
- Co chcesz na śniadanie?
- Nie chcę, nie jestem głodna...
- Może zrobię ci kawę albo herbatę chociaż?
- Kawy mogę się napić. Mocnej.
Kiwnął głową i wyszedł z sypialni. Ja chwilę później również wstałam z łóżka. Miałam na sobie tylko koszulkę Jamesa. Podeszłam do jego szafy i wyciągnęłam z niej flanelową koszulę, którą zarzuciłam na siebie. Opatuliłam się nią i poszłam do kuchni, gdzie James akurat stawiał na stół kubek z kawą.
- Masz może wódkę?
- Wiesz, jest dopiero po 7:00 rano...
- Proszę...
Westchnął cicho i podszedł do jednej z szafek. Wyciągnął z niej butelkę Smirnoffa i podał mi. Okręciłam zakrętkę, upiłam łyk kawy dolałam do niej trochę wódki. Jam usiadł obok mnie.
- Picie nic ci nie da... może się przez chwilę zrelaksujesz, pójdziesz spać, a na drugi dzień będzie to samo...
- Nie powinieneś mnie pouczać w tych sprawach, wiesz? - popatrzyłam na niego i napiłam się.
- Su...
- Daj mi spokój... - wstałam z krzesła i z hukiem wsunęłam je z powrotem. Wzięłam kubek i poszłam z powrotem do sypialni. Wciągnęłam swoje obcisłe dżinsy i włożyłam w nie koszulkę Jamesa, którą miałam na sobie. Uczesałam się, założyłam moje białe adidasy za kostkę i pożyczyłam od Jamesa jego skórzaną kurtkę. Jam szybko się ubrał i pojechaliśmy do mieszkania Tylera. Po drodze w ogóle nie odzywaliśmy się do siebie.
- Mam iść tam z tobą? - spytał, kiedy chciałam już wychodzić z samochodu.
- Tak...
Kiwnął głową i wyszedł razem ze mną. Na klatce schodowej nikogo nie spotkaliśmy. Nikt pewnie nie miał nawet pojęcia, co się stało. Drzwi do mieszkania były otwarte. Weszliśmy po cichu do środka i... zamarłam. W środku panował idealny porządek. Nie było kałuży krwi na podłodze, śladów prowadzących do łazienki. Rozglądałam się wokół siebie jak szalona. Nawet na włączniku nie było tego drobnego czerwonego śladu. Wplotłam palce we włosy i oparłam się o stół. Kiedy tak sobie myślałam o obsesji Tylera na punkcie porządku, o jego pedantyczności... to naprawdę było dziwne i przerażające. James rozejrzał się i podszedł do mnie.
- Gdzie on jest?
- Co? - spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- No wiesz... twój chłopak. Jego ciało tak dokładnie...
Łazienka...
- Łazienka! - krzyknęłam i pobiegłam tam. Myślałam o tym porządku, o plamach krwi które zniknęły, że w ogóle zapomniałam o łazience, gdzie było ciało. Wbiegłam do pomieszczenia, zapaliłam światło i... nic. Wszystko było idealnie na czyste. Płytki, wanna, kosmetyki były równo poukładane.  - Nie... to niemożliwe...
Usłyszałam za sobą kroki Jamesa. Stanął za mną i położył rękę na moim brzuchu.
- Przecież tu nikogo nie ma.
- Powinien tu być... był tu wczoraj...
- Kurwa, Su...
- James, ja...
- Wiedziałem, kurwa, wiedziałem! - krzyknął na mnie. - Naćpałaś się i wymyśliłaś jakąś historię, że ktoś kogoś zabił! Ty pierdolona zaćpana oszustko!
- Nigdy bym nie wymyśliła czegoś takiego! - wybuchnęłam płaczem. - Nie biorę prawie od 2 miesięcy... - pociągnęłam nosem. - Kochałam go... kocham... leżał tu, dokładnie w tym miejscu...
- I co, zmartwychwstał, posprzątał i sobie poszedł?! Kurwa, zastanów się co ty mówisz! Może ty sama go zabiłaś?! Ukryłaś ciało i posprzątałaś?! Przychodzisz do mnie w nocy cała we krwi, twierdzisz że jakiś ćpun zabił twojego chłopaka, a w mieszkaniu nawet śladu krwi nie ma! Skąd bierzecie towar, co?!
- Tyler nie ćpał! Ja też już nie biorę! - wzięłam głęboki oddech i coś, co było na stole, przyciągnęło mój wzrok. Zmrużyłam oczy i podeszłam tam. Zobaczyłam 20-dolarowy banknot i trochę białego proszku, z którego była uformowana mała ścieżka. Obok leżała miętowa guma do żucia. Ćpałam z Cameronem ze 3 razy, ale za każdym robił dokładnie to samo. Wciągał kreskę i zaraz po tym brał do buzi gumę do żucia.
- On tu był...
- Co? - James był już porządnie zdenerwowany. Spojrzałam na niego.
- Patrz... kokaina.
- No widzę. Nic dziwnego w mieszkaniu ćpunów.
- Jam, proszę. Wysłuchaj mnie... popatrz na to. - podałam mu gumę do żucia. - To jest Camerona. On zawsze tak robił, kiedy wciągnął ścieżkę. Żuł miętową gumę. On tu był. Czekał na mnie. On musiał to wszystko posprzątać. I gdzieś ukryć ciało...
- I nikt by nie zauważył?
- Nie wiem... - westchnęłam cicho. - Ale on... ja mam wrażenie, że on znowu tu wróci. On nie odpuści.
- Posłuchaj... spakuj się, pojedziemy na policję... nie możesz tu wrócić.
Kiwnęłam głową i poszłam do sypialni, żeby spakować moje rzeczy. James wziął moje kosmetyki z łazienki, a potem przyszedł do mnie. - Mógłbyś wziąć to granatowe pudełko spod łóżka?
Uklęknął i wyciągał spod łóżka jedną z moich najważniejszych rzeczy. Pudełko było granatowe, trochę zniszczone. Było trochę popisane i poobklejane naklejkami.
- Co to jest?
- Wszystkie moje wspomnienia. Te lepsze i te gorsze. Zdjęcia, listy i tak dalej...
- Mogę obejrzeć?
- Kiedy indziej. Nie teraz...
Dokończyłam pakować swoje rzeczy. James pomógł je wziąć i zszedł już na dół. Ja rozejrzałam się jeszcze chwilę po mieszkaniu. Było mi tak cholernie smutno i nie chciałam się stąd wyprowadzać, ale co innego mogłam zrobić? Pociągnęłam za sobą walizkę i wyszłam z mieszkania.

James
Minęły 3 tygodnie. Pierwsze co zrobiliśmy tego dnia po wizycie w starym mieszkaniu Susie, to pojechaliśmy na policję, żeby Su złożyła zeznania. Nie chciała nigdzie jechać, ale udało mi się ją namówić. Musiała mieć zrobione testy na obecność narkotyków. Jak się okazało, wyszły negatywne. Wtedy po raz pierwszy uwierzyłem, że Susie nie kłamała. Czas mijał, ciała jej chłopaka nie odnaleziono, tak samo jak dilera, który prawdopodobnie go załatwił. Su była załamana całą sprawą. Miała problemy ze snem, śniły jej się koszmary, budziła się w nocy z krzykiem, miała wrażenie, że ktoś za nią chodzi. Rzadko wychodziła z domu. Starałem się jej pomagać.
Któregoś dnia w studiu nie mieliśmy nic do roboty, więc szybko wróciłem do domu. Udało mi się w końcu wyciągnąć Su na miasto. Pojechaliśmy do L.A. Live. Kupiliśmy mrożony jogurt i chcieliśmy się przejść.
- Susie... ile miałaś lat jak... no wiesz... trafiłaś do tej branży?
- Niecałe 20.
- Jak w ogóle do tego doszło? Chciałaś tego?
- Ja... chyba nie... nie widziałam innego wyjścia. Zostałam sama, potrzebowałam kasy, czyjejś uwagi...
- Uwagi?
- Wiesz, wszystkie dziewczyny które znałam, robiły to dlatego, że pragnęły uwagi. Robiły to, bo czuły, że nie mają innego wyjścia. Myślały, że staną się przez to sławne, dostaną rolę w prawdziwych filmach. Robiły to, bo były wykorzystywane seksualnie, wydawało im się, że uprawianie seksu dla pieniędzy jest naturalną koleją rzeczy. To samo było ze mną. - tłumaczyła spokojnie.
- Wiesz, widziałem z tobą parę filmów... - spojrzała na mnie, a mi zrobiło się trochę głupio. Akurat filmów z nią nie oglądałem dla przyjemności. Po prostu chciałem się dowiedzieć, czy to faktycznie prawda, że występuje w takich produkcjach. - I z innymi dziewczynami... zawsze mi się wydawało, że to im się podoba i sprawia im przyjemność.
- Największy mit. Sama rozpowszechniałam to kłamstwo. Zawsze gdy ktoś mnie pytał, czy podoba mi się to co robię przed kamerą, odpowiadałam, że robię to co lubię, uśmiechając się przy tym. A prawda jest taka, że robiłam to co musiałam, żeby mieć "pracę". Robiłam to, co wiedziałam że sprawi, że zyskam "sławę".
- Ale przecież mogłaś w każdej chwili z tego zrezygnować.
- To nie jest takie proste. W szczególności, jak masz już wyrobioną "markę" w tej branży. Jedyne, co sprawiło, że mogłam zrezygnować, to ciąża. Ale kiedy poroniłam, znowu do tego wróciłam.
- Tylko... dlaczego? - zawsze dosyć mnie to interesowało, a nigdy nie mieliśmy z Su okazji, żeby o tym pogadać. Zawsze unikała tego tematu.
- Posłuchaj, kariera w tej branży trwa może najdłużej 10 lat. Producenci cały czas żądają nowych twarzy, nowych młodych dziewczyn, dlatego doświadczone aktorki muszą im ustępować miejsca. Gdybym już z tego zrezygnowała i po kilku latach chciałabym wrócić... nie miałabym szans. Bo już miałam swoje 5 minut, których nie wykorzystałam.
- To doświadczenie zależy od czego, od ilości filmów, w których występujesz?
- Nie. Tu raczej chodzi o odpowiedni dobór filmów i współpracę z właściwymi ludźmi.
Byłem trochę w szoku. Mówiła o tym z takim spokojem, lekkością. Odpowiadała na wszystko szczegółowo. Jak prawdziwa weterenka. Była młodą dziewczyną, ale bardzo doświadczoną jeśli chodzi o te sprawy. Inaczej by pewnie sobie nie poradziła.
- Nie rozumiem za bardzo...
- Wiesz, tu trzeba być naprawdę sprytnym i mieć głowę do interesów. Aktorki z wyrobioną marką mogą przebierać w ofertach. Te mniej atrakcyjne i znane godzą się na bardziej ekstremalne sceny. Często z elementami przemocy i poniżenia. I wcale nie dostawały za to więcej pieniędzy ode mnie. - grzebała plastikową łyżeczką w swoim jogurcie.
- A jak dostajesz mało ofert? Albo za dużo?
- Mój były narzeczony był moim, że tak powiem, agentem. Był w tej branży dłużej niż ja. Kiedy ja tam trafiłam, on już był po drugiej stronie kamery. Reżyserował filmy. To on w moim imieniu negocjował stawki i inne korzyści wynikające z umów. On mówił, którą ofertę mam przyjąć, którą odrzucić. Aktorka nie może przesadzać z liczbą występów. Inaczej po prostu się znudzi, nie będzie dostawała nowych propozycji albo... będą ją zapraszać do niskobudżetowych produkcji. Ale jeśli też zbyt wiele razy powiesz "nie", pożegnają cię.
- Nie potrafię tego pojąć, jak... - starałem się ubrać to w słowa. - Jak twój facet potrafił reżyserować filmy z twoim udziałem, decydować w czym masz grać a w czym nie...
- Wiem, że to dziwne. Ale potrafiliśmy oddzielić pracę od życia prywatnego. Co innego w domu z chłopakiem, w twoim własnym łóżku, a co innego przed kamerą, w świetle fleszy i w niewygodnych pozycjach...
- Sądziłaś, że kiedyś trafisz do tej branży?
- Nie... ja miałam wtedy ledwo 20 lat, byłam nieśmiała, wyglądałam jak dziecko... miałam na zębach resztki aparatu, który ściągnęłam kombinerkami, pożyczoną bieliznę. Miałam tylko jednego chłopaka, z którym rozstanie bardzo przeżyłam. No i wtedy poznałam Devona. Zagrałam z nim w moim pierwszym filmie. I jakoś tak zaiskrzyło, zaczęliśmy się spotykać poza planem.
- Do innego... aktora nigdy czegoś takiego nie poczułaś?
- Nie... wiesz, aktora z którym grasz poznajesz może 20 minut przed kręceniem filmu. I albo go polubisz, albo znienawidzisz. U mnie w większości przypadków było to drugie. Wiem, że potem wielu z nich oczerniało mnie w wywiadach i twierdziło, że praca ze mną to męczarnia...
Zatrzymaliśmy się i utkwiła swój wzrok w ziemi. Dotknąłem jej twarzy i uniosłem lekko do góry. Wytarłem palcem resztki jogurtu z kącika jej ust. Zaśmiała się cicho i zaczęła wycierać.
- Wracamy do domu?
- Tak. - powiedziała i ruszyliśmy w stronę mojego samochodu.

6 komentarzy:

  1. Jaaaaaaaaaaaaaaa, uwielbiam Jamesa i Su razem <3
    Zmiana zdania lvl. Ewa xD
    Chyba za bardzo się wszystkim jaram :D
    Trochę mnie niepokoi Cameron, bo obawiam się, że jak już znów będzie wszystko się układało, to on się pojawi i wszystko spierdoli. ;c Głupi Cameron, zero taktu xD
    Czekam na kolejny! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Parry, ja Ci muszę powiedzieć, że ostatnio jestem zbuntowana do tego stopnia, że czytam Twoje zbereźne rozdziały na niemieckim, udając, że układam niemieckie słowa w scrabblach!
    Pomijając jednak te moje młodzieńcze wyskoki, cóż... Ja jednak uznałam, że nie pasuje mi James i Sue. Oni razem jakoś...nie. Ja tego nie przyjmuję, ale wiem, że jestem w znacznej mniejszości, nie mam racji? Och, on mnie doprowadza do szału. Tylko najgorsze jest to, że sama nie wiem, czy to wynika z mojej realnej niechęci do niego, co przekłada się na Twoją-jego postać literacką, czy najzwyczajniej w świecie chodzi mi o to, że on sam tutaj chyba nie wie, czego chce, do cholery! Kocha ją, nie kocha jej? Nie wiem i ja, co on czuje i czy coś w ogóle. Rozumiem, że jest mu ciężko przyswoić ostatni obrót wydarzeń, ale chyba nie jest aż taki durny, żeby być skłonnym uwierzyć, że Sue sama sobie wymyśliła taką makabryczną historię, a dla efektu się umazała krwią! Boże, naprawdę?! Poza tym, James powinien sobie doskonale zdać sprawę, że tacy ludzie jak potencjalni oprawcy Tylera, w tym przypadku Cameron i pewnie jakaś jego spółka, potrafią doskonale zacierać po sobie ślady i robić to w sposób błyskawiczny i nie zwracający na siebie uwagi. Tutaj się zdenerwowałam...
    Ale regeneracja nastąpiła, kiedy czytałam jak Susan opowiada blondynowi i podłej karierze, w której szpony wpadła i nie było za bardzo sposobu na wyrwanie się, o czym sama wspomniała. Nie sądziłam, że jeszcze będzie okazja do poznania z jej ust prawdziwego oblicza tego biznesu. To wszystko brzmi nienaturalnie okrutnie i cynicznie, a ci ludzie są wyrachowani, dlatego podziwiam aż Susan za to, z jaką lekkością opowiadała o tym, co się działo. O tym, jak zaczęła romansować z Devonem, poruszył mnie mnie sam fakt, że oni potrafili oddzielić plan, taki plan, od domu i normalnego życia. Po tym wszystkim...szkoda, że się tak skończyło. On mi najbardziej do Sue pasował. Aż...nie wiem, co dalej. Ale się stresuję.
    Tyle ode mnie, cieszę się, że coraz więcej ludzi Ci się ujawnia, Kochana - pozdrawiam! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o Ty niegrzeczna, co Ty na niemieckim robisz :)
      wiem, ja też uwielbiam Devona. i nie ma się co martwić, Devon nie zniknął z opowiadania :) może tak chwilowo, ale jeszcze pojawi się w życiu Su, to od początku było zaplanowane.
      dziękuję za piękny komentarz <3

      Usuń
    2. Zapraszam na tajemnice bolesne! - http://fire-burnin-slow.blogspot.com/ :)

      Usuń
    3. Jedenasty, Parry :) - http://fire-burnin-slow.blogspot.com/

      Usuń
  3. Whiplash z tej strony.
    Kochana, przepraszam Cię najmocniej. Napisanie komemtarza ciągle wylatuje mi z głowy... Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
    Dobry rozdział. Kurwa, ja po prostu wiedziałam, że to nie mogło być takie proste. Nie dziwię się Jamesowi, że dostał szału gdy w mieszkaniu Su nie było nawet kropli krwi. Na miejscu Susan umarłabym ze strachu. I ten pieprzony Cameron! Już miało być dobrze, a pewnie gdy Su i James będą w normalnym, szczęśliwym związku, to on przyjdzie i wszystko spierdoli. Grr. Tak czy inaczej, oni muszą być razem, muszą wyjść na prostą i razem się zestarzeć. Nie widzę innej opcji.
    Dziwi mnie, ze James chciał znać szczegóły jej kariery. Mógłby zaoszczędzić sobie i jej, bo takie rozdrapywanie ran moze tylko pogorszyć stan Su, a On po wysłuchaniu tego napewno nie czuł się lepiej.
    Stwierdziłam, ze to cud, ze Susan jeszcze zyje.

    OdpowiedzUsuń