ona czuje we mnie piniądz... wystroiła się jak Bijons...
nienawidzę siedzieć w szkole do dziewiętnastej.
David
Rozsiadając się w salonie Dave nie zwrócił uwagi na to, że trącił mocno Kirka w kolano. Hammett spojrzał na niego z wyrzutem i potarł ręką bolące miejsce, ale na szczęście obyło się bez przykrych incydentów. Przepchnąłem Dave'a trochę dalej i usiadłem pomiędzy nim, a Kirkiem.
- Pijcie i czujcie się jak u siebie, zaraz coś jeszcze przyniosę. - powiedział Lars, kierując się w stronę kuchni. Shanell również tu przyszła. Odkąd zdarzył się ten wypadek i ostro pokłóciła się z Nickiem, nie dawała nam spokoju.
- Wszystkiego najlepszego, panowie. - powiedziała z uśmiechem i przytuliła się do Dave'a. - Wpadłam tylko, żeby złożyć wam życzenia.
- Shan, a gdzie jest Nick? - zapytał Marty. - Miał być z nami, a ty podobno się dzisiaj z nim widziałaś.
- Tak, ale dzisiaj jest Dzień Mężczyzny. Dzień Dziecka jest za kilka miesięcy, wtedy mu złożę życzenia.
- Shanell! - spojrzałem na nią uważnie. - Przestań, przecież nic złego ci nie zrobił!
- Ale Shan ma rację. - powiedział James, jakby najlepiej na świecie wiedział, co mówi. - Nick zachowuje się ostatnio strasznie. Obraża się, nie odzywa, strzela jakieś fochy. Rozkapryszona gwiazda rocka. - prychnął z pogardą, patrząc na mnie.
- Przestań... - Marty spojrzał na niego w ten sam sposób.
- To ja już pójdę. - Shan pomachała nam i wycofała się. Kiedy usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi, Lars wyszedł z kuchni z butelką piwa w dłoni. Odwróciłem wzrok. Od dłuższego czasu dziwnie się czułem w jego towarzystwie.
- Co się dzieje? Ja o niczym nie wiem. - rozsiadł się wygodnie, zakładając nogę na nogę.
- No to sobie wyobraź, że Nick wyniósł się z domu i powiedział Shanell, że sama ma się zajmować dzieckiem! - zaczął James podniesionym głosem, nie dając nikomu innemu dojść do słowa.
- Ale... - zacząłem, ale zostałem skutecznie zagłuszony.
- Powiedział, że korona jej z głowy nie spadnie, jak sama zajmie się Milanem! Do zrobienia dziecka był pierwszy, ale teraz zostawia ją z tym wszystkim samą. Przez to pewnie będzie musiała poczekać z powrotem do pracy!
- Co jak co, ale w sprawie opieki nad dziećmi to ty nie powinieneś się wypowiadać. - poprawiłem się na swoim miejscu, patrząc cały czas na Jamesa. - Jeszcze ponad rok temu to Mel sama zajmowała się Sophią i Nathanem, bo ty posuwałeś jakąś młodą, napaloną, blond dupę.
Odstawiłem z hukiem butelkę na stół. Wkurwiało mnie to, że James robił z Nicka jakiegoś potwora. Miał teraz naprawdę ciężką sytuację. Kirk, który siedział cały czas grzecznie obok mnie i popijał swojego drinka, patrzył na mnie uważnie.
- No nie gap się tak, widzisz, jak on się zachowuje! - powiedziałem zdenerwowany.
- Widzę. Jak skurwiel.
- Kirk, tam jest twoja kurtka. Otwórz okno i wyjdź. Opuszczasz imprezę. - powiedział Dave, po czym mocno zaciągnął się swoim papierosem. Hammett zmarszczył brwi.
- Jesteśmy na szóstym piętrze...
- No właśnie. Dlatego wychodzisz oknem. - uśmiechnął się wrednie Mustaine.
- Dave, odwal się w końcu ode mnie! Co ja ci zrobiłem, że mnie tak traktujesz?!
- Ty się jeszcze pytasz, co mi zrobiłeś! Zniszczyłeś mi życie!
- Chyba ty zniszczyłeś moje! Nie dość, że spałeś z moją dziewczyną, to jeszcze mnie przy wszystkich poniżasz! - krzyczał z oburzeniem Kirk.
- O nie mój drogi, ty zrobiłeś coś gorszego. - Dave zgasił niedopałek w popielniczce. - Zająłeś moje miejsce w zespole. I jeszcze grasz moje solówki!
- Wystarczy na dzisiaj. - Marty podniósł swoją szklankę z whisky i spojrzał na alkohol.
- Zdrowia! - Dave uniósł swoją szklankę i wznosząc toast za zdrowie świętujących, wypił resztę zawartości.
- Przecież dzwoniłeś do Nicka, prawda? - zapytał nagle Kirk Larsa.
- Ale nie było go w domu. Shanell powiedziała, że mu przekaże jak wróci.
- Shanell... - mruknąłem.
- Daj jej spokój! Ona...
- Nie wiedziałem, że ukończyłeś studia prawnicze. - przerwałem chłodno Jamesowi. Hetfield obrzucił mnie urażonym spojrzeniem i odwrócił głowę w drugą stronę.
- Jak dla mnie...
- Nie powinniśmy ciągnąć tego tematu, James. - stwierdził całkiem rozsądnie Marty.
- W sumie to dobrze, że nie ma Nicka. - oznajmił Lars, wstając ze swojego miejsca. - Mamy spokój. - dopowiedział i poszedł w kierunku kuchni, mrugając przy okazji na Jamesa, by ten poszedł z nim.
- Rozkapryszona gwiazda rocka... - mruknąłem i wziąłem dużego łyka ze swojej butelki. Oparłem ją o swoje czoło, przymykając oczy.
- Junior, źle się czujesz? - spytał Mustaine, marszcząc brwi.
- Nie, wszystko w porządku.
- Co u Judy?
Co u Judy... No właśnie, co u mniej dziewczyny? Właściwie dlaczego nadal mówię o niej "moja dziewczyna"? Chyba była dla mnie kimś więcej niż jakąś laską, z którą się chodzi za rękę i zabiera na randki. Byliśmy razem od ponad ośmiu lat, mieliśmy dwójkę dzieci. Jak każda para mieliśmy gorsze lub lepsze chwile. Teraz nasz związek znów przechodził jakiś gorszy okres, ale chyba tylko ja to dostrzegałem. Judy była pochłonięta pracą i wychowywaniem dzieci, a ja spadłem na boczny tor. Wkradła się między nas rutyna. Krótko przed ślubem Jamesa i Mel sami planowaliśmy kiedy moglibyśmy się w końcu pobrać, a teraz nawet o tym nie myśleliśmy. Kochałem Judy, ale sam już nie wiedziałem, czy chciałbym brać z nią ślub.
- Wszystko dobrze. - powiedziałem w końcu. - A u Diany?
- Nie wiem, dzwoniła ostatnio tydzień temu. Ale pewnie wszystko ok. Ma bogatego ojca.
- Przecież nie wziąłbyś sobie biednej dziewczyny, prawda? - wtrącił się Kirk.
- Aha. Diana cały czas utrzymywała się z alimentów i zasiłków. Nie brała od rodziców ani centa. Nie to co ty.
- Ja też nie dostaję od mamy żadnych pieniędzy. Sam zarabiam.
- A wiecie, jaki był wymarzony zawód Kirka w dzieciństwie? Prezenter telewizyjny. - Mustaine wybuchnął śmiechem. Reszta też się uśmiechnęła, tylko Kirk znowu poczuł się urażony. - Wyobraźcie sobie, że wstajecie rano wkurwieni, zaraz idziecie na dziesięć godzin do pracy. Robicie sobie kawę, zapalacie papierosa, włączacie telewizję, a tam w porannym programie Hammett z uśmiechem opowiada o jakimś globalnym ociepleniu czy innym gównie. Kurwa, humor zjebany przez resztę dnia!
Dave pokładał się ze śmiechu na kanapie. James i Lars wyszli z kuchni. Lars wziął od Hetfielda butelkę Jim Beama i postawił ją na stole.
- Co robicie? - spytał Ulrich, widząc Dave'a, który płakał ze śmiechu i prawie zleciał na podłogę.
- Rozmawiają o wymarzonym zawodzie Kirka z dzieciństwa. - oznajmił Marty.
- Prezenter telewizyjny? - uśmiechnął się Lars.
- Dajcie mi spokój! To było dwadzieścia lat temu! Pochwal się Dave, o jakiej ty marzyłeś pracy. Wymyślanie tytułów do filmów porno.
- Nadal o tym marzę. - Mustaine wzruszył ramionami i wytarł łzy. - To jest praca dla prawdziwego faceta.
Siedzieliśmy tak parę godzin, pijąc, gadając o wszystkim i słuchając jak Dave nabija się z Kirka. Po północy z pracy wróciła Roxxi. Była kelnerką w nocnym klubie, więc pracowała głównie w nocy i wieczorami, czasami w popołudnia. Weszła do salonu i bez słowa zmierzyła nas wszystkich wzrokiem. Popatrzyła na mnie, a ja odwróciłem wzrok.
- Zanim pójdziecie posprzątajcie ten syf. - rzuciła bez emocji i poszła do sypialni. Dopiłem moje piwo i odstawiłem pustą butelkę na stół.
- Będę się zbierał. Przypomniałem sobie, że jutro muszę zajrzeć do pracy i przejrzeć zamówienia. - powiedziałem i wstałem ze swojego miejsca. Założyłem moją skórzaną kurtkę, pożegnałem się i wyszedłem.
Kiedy znalazłem się w moim mieszkaniu, było po pierwszej. Judy i chłopcy już spali. Poszedłem od razu do sypialni, żeby nikogo nie obudzić. Nie zapaliłem nawet światła, tylko od razu rozebrałem się i położyłem obok śpiącej Judy. Przytuliłem ją i cicho westchnąłem.
Czułem się beznadziejnie.
Shanell
Przez kolejny tydzień Nick praktycznie w ogóle nie pokazywał się w domu. Przychodził jedynie żeby zabrać trochę swoich rzeczy, nawet ze mną nie rozmawiał. Najgorsze było to, że nie potrafił mnie nawet zapytać, czy Milan jest zdrowy i daję sobie z nim radę. Nasz związek wisiał już na włosku. To była tylko kwestia czasu, kiedy zostawi nas dla swojej córki i byłej laski w śpiączce.
Nie wiedziałam gdzie obecnie mieszkał, ale dowiedziałam się w którym szpitalu leży Josie. Dzisiaj był 25 czerwca. Nick doskonale wiedział, jak długo czekałam na ten dzień. Miałam dzisiaj podpisać kontrakt z marką Chloé i przez pół roku być twarzą ich kampanii reklamowych. Uwielbiałam ten dom mody. Mieli wspaniałe perfumy, ubrania i dodatki. Ich sesje zdjęciowe i reklamy były niesamowite, a modelki piękne, kobiece i naturalne. Nick obiecał mi, że zajmie się tego dnia małym, nie mogłam go wziąć ze sobą. Oczywiście nawet do mnie nie zadzwonił, że nie będzie mógł z nim zostać. Wkurwiłam się nie na żarty. Mel i James, Judy i Junior byli ze swoimi dziećmi na zakończeniu roku szkolnego. Reszta w pracy. Musiałam go podrzucić do firmy moich rodziców. Na szczęście była jego pora na drzemkę, więc grzecznie spał w biurze mojego taty.
Kontrakt podpisałam, ale postanowiłam pojechać do szpitala i wszystko wygarnąć Nickowi. Byłam tam jakieś dwadzieścia minut później. Recepcjonistka podała mi numer sali. Znalazłam ją na pierwszym piętrze i od razu dostrzegłam mojego faceta i trzech innych ludzi na korytarzu.
- Nick... - powiedziałam oschle, podchodząc do niego. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem i podniósł się ze swojego miejsca.
- Co ty tu robisz?
- Jesteś z siebie dumny?! - uderzyłam go w ramię. Pewnie nawet tego nie poczuł. - Obiecałeś mi, że zajmiesz się dzisiaj Milanem! Wiesz dobrze, że dzisiaj miałam ważne spotkanie!
- Co mnie teraz interesują twoje spotkania?! Mam ważniejsze rzeczy na głowie.
- Właśnie widzę kurwa. Siedzisz bezczynnie na tyłku w szpitalnym korytarzu i nic nie robisz.
- Uspokój się, tu są chorzy ludzie, rodzina Josie...
- Pieprzę ich! Mam ich wszystkich gdzieś! Albo wrócisz dzisiaj do domu, do mnie i do Milana albo więcej nie pokazuj mi się na oczy! Kto jest dla ciebie ważniejszy, ja czy ten trup?!
Jedna z kobiet, która siedziała na plastikowych krzesełkach, rozpłakała się, a mężczyzna obok zaczął ją pocieszać. To chyba byli rodzice Josie. Nick spojrzał najpierw na nich, a potem na mnie. Spiorunował mnie wzrokiem.
- Wyjdź stąd. - rzucił oschle. - Szkoda mi nawet słów na ciebie.
- To koniec. Nie pokazuj się więcej w moim domu. Przyjdź tylko zabrać resztę swoich gratów. Na spotkania z Milanem też się nie zgadzam, już ja dopilnuję, żebyś go więcej nie zobaczył. Zresztą, co on cię interesuje... - spojrzałam na niego z pogardą i odeszłam. Miałam na sobie czarne sandałki na szpilce, więc dosyć ciężko mi się szło po śliskiej podłodze. Cała się trzęsłam i byłam bliska płaczu, więc nic dziwnego, że prawie zleciałam ze schodów. Potknęłam się o stopień i wpadłam na lekarza, który akurat wchodził naprzeciwko mnie. Podtrzymał mnie i pomógł złapać równowagę.
- Wszystko w porządku? - spytał, patrząc na mnie z zatroskaniem. Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego. Był wysoki, miał piękne szaro-zielone oczy i ciemne blond włosy zaczesane do tyłu. Wyłapałam w jego niskim głosie południowy akcent.
- Ja... tak... dziękuję... - wydukałam i odsunęłam się lekko. Spojrzałam na jego plakietkę z nazwiskiem. Pediatra. Colin Wright...
- Te schody są dosyć śliskie, lepiej uważać. - uśmiechnął się. Jasna cholera...
Odwzajemniłam jego gest, a on odszedł. Wyszłam ze szpitala. Nie potrafiłam myśleć o Nicku, o tym, że właśnie zakończyłam nasz związek. Ale czułam coś dziwnego w sobie, coś jak najbardziej pozytywnego. To nawet nie było związane z nim. To było związane z kimś, kogo spotyka się po raz pierwszy i czujesz, że musisz go poznać lepiej, być z nim bliżej. Kiedy czujesz z nim jakąś dziwną więź, mimo że go jeszcze nie znasz.
Jeszcze.
Super rozdział!! Troche mi smutno, że skończył się już związek Shanell i Nicka. Żal mi Shanell, ale mam nadzieje, że znajdzie jeszcze kogoś fajnego. W sumie to ja od początku wiedziałam, że oni długo ze sobą nie będą. Teraz czekam aż wróci Diana.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na kolejny rozdział <3 ★.★
dziękuję bardzo za komentarz! :) mam nadzieję, że jeszcze dasz znać!
UsuńDiana wróci w 15. rozdziale :)
Już nie mogę się doczekać 15 rozdziału. ;-)
OdpowiedzUsuńW końcu jestem!
OdpowiedzUsuńOch, Shan, rozkapryszona księżniczko.
Nawet nie wiesz, jak mi jest szkoda Nicka. Chyba już do końca będę go tu broniła, no chyba, że zrobi jakieś naprawdę poważne chamstwo, ale nie sadzę. Szkoda mi go, bo zmarnował trochę życia na taką histeryczkę jaką jest Shan... i w sumie, ona ma jeszcze za sobą Jamesa. Tego to też walnąć patelnią po głowie. W sumie, to ja nie wiem... na miejscu Mel (?) ciągle mi się jeszcze mylą te imiona. - zaczęłabym się zastanawiać, co on za tą Shan tak stoi. Chociaż ja wiem, dlaczego, ale... to mi tu drugim dnem śmierdzi. Jednak nie będę się nad tym rozwodziła. Nie teraz. Już w poprzednim rozdziale jęczałam na osobę Shan, ale jakoś powstrzymać się nie mogę, aby dalej tego nie robić. Mogę jedynie powiedzieć, że w zachowaniu Nicka nie podoba mi się to, że jednak olewa Milana... bo tak nie powinno być, ale w sumie to te mu się nie dziwię. Ma teraz naprawdę ciężki czas, a wsparcia żadnego... nic dziwnego, że nie ogarnia.. A niech kopnie tą Shan w dupę i tyle. Histeryczka i wariatka.
No i David i Judy. Osiem lat, dwoje dzieci, to jednak kawał czasu... nic dziwnego, że po takim czasie zdarzają się kryzysy, tym bardziej jak kobieta zaczyna się skupiać na wszystkim, tylko nie na facecie. Mężczyźni są takimi trochę dużymi dziećmi i potrzebują tak samo wiele uwagi co te małe szkraby biegające po domu. Co prawda nie wiem jaką parą były w pierwszej części, ale wydaje mi się, że dobrą... Mam nadzieję, że wszystko sobie poukładają.
A na koniec chciałabym Cię zaprosić do mnie na nowy rozdział :)
Pozdrawiam!
akurat między Shan i Jamesem jest taka sama sprawa jak z Twoim Izzym i stewardessą - nie ma co się doszukiwać drugiego dna :) nic ich nie łączy, pod względem uczuciowym i nigdy nie łączyło. są po prostu od lat bardzo dobrymi przyjaciółmi. Mel też jest jej przyjaciółką, wie, że Shan nigdy nie poderwałaby jej faceta, więc jest spokojna :)
Usuńa Judy i David... byli świetną parą w poprzedniej części. chyba najlepszą, najbardziej zgodną i normalną.
już lecę komentować, mam przeczytane, tylko dwa komentarze mam do napisania :)
Trochę mnie tu nie było, ale jestem, nic nie może mnie ominąć.
OdpowiedzUsuńOdnośnie Jamesa to z jednej strony mu się nie dziwię, że murem stoi za Shan. Przyjaźnią się od dawna, był przy niej w najgorszych momentach jej życia, ona była dziewczyną jego zmarłego przyjaciela. Mógłby jednak trochę zluzować majty, bo czasami w tej obronie jest zbyt impulsywny. Wiadomo, że Nick nie jest bez winy, ale założę się, że gdyby ktoś postawił się w jego sytuacji, to też nie byłoby łatwe.
Lars i studia prawnicze :") Kirk jako prezenter telewizyjny X'D Świat byłby piękniejszy.
Juniora i Judy dopadło niestety to, co dopada wiele par. Rutyna. Nie ma czasu dla siebie i dla rodziny, jest praca, inne sprawy, a kiedy jest czas, to nie ma chęci ani jakiegoś szczególnego zapału, bo chce się odpocząć od pracy. Przez to wynikają konflikty, a ludzie się po prostu sobą nudzą. Ja jednak wierzę, że David i Judy sobie z tym poradzą. Nie jest aż tak źle, poza tym oni są naprawdę idealną parą, widać, że cholernie się kochają. Mam nadzieję, że to przetrwają.
Ja pierdolę, Nick. Wcześniej to się dało jeszcze zrozumieć, ok, był w szoku, to był nagły wypadek, strach, emocje. Ale teraz, no przesada. Mógłby się ogarnąć i pomyśleć, że ma też drugie dziecko, ma dziewczynę, która ma też inne obowiązki i nie może się nim ciągle zajmować. A on jakieś inby odwala na środku korytarza szpitalnego, wielka awantura jest pomiędzy nimi. Ciekawa jestem, co teraz zrobi Nick.
Colin. Tylko się pojawił, a ja już go polubiłam. No i jest lekarzem, więc ma dodatkowy plus ode mnie. Uważam, że Shanell dobrze by zrobiła, gdyby zjawiła się u niego z Milanem na jakiejś kontroli :> If you know what I mean.
To chyba tyle, do następnego, panno Poczwaro.
Czytam i czytam twoje opowiadania i postanowił w końcu zostawić jakiś komentarz. Przeczytałam już całe Carpe Diem i teraz wzięłam się za część drugą. Twoje opoiwadania są świetne, po prostu chce się czytać. Masz wielki talent :) też bym chciała tak pisać ale niestety nie każdemy ma taki wielki talent jak twój. A co do rozdziału... Szkoda że Shanell i Nick się tak pokłócili, bo tworzyli udany związek. Nic w życiu w końcu nie jest idealne. Kiedy czytałam jak Dave nabijał się z Kirka to się popłakałam ze śmiechu. Jestem ciekawa czy z tego "spotkania" Shanell z Panem Colinem coś wyniknie ;D a teraz wracam do czytania reszty. Postaram się komentować wszystkie wpisy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam!
OdpowiedzUsuń