wtorek, 3 listopada 2015

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 11.

Anthrax, bitches.

Dave
Wiadomość o tym, że Shanell rozstała się z Nickiem dosyć szybko rozeszła się wśród nas. Każdy był w szoku i nikt się tego nie spodziewał. Byli świetną parą, niedawno urodziło im się dziecko. Wszystkim było przykro, że Shan postanowiła to zakończyć. Nie licząc Jamesa, który wręcz skakał z radości i uważał, że nasza przyjaciółka znajdzie sobie niedługo kogoś lepszego. Z malutkim dzieckiem nie byłoby to jednak takie proste, nawet jeśli jest się seksowną długonogą modelką.
Wraz z końcem ich związku, nadszedł pewien koniec w moim zespole. Nick przestał pokazywać się na próbach, nawet się z nami nie kontaktował. Shan również rzadko się z nim widywała, a jak już się u niej pojawiał, to chyba tylko po to, żeby się znowu pokłócić. Przestaliśmy już nawet nagrywać wiadomości na sekretarkę na jej telefonie, bo Nick pewnie i tak żadnej z nich nie odsłuchał.
Na pierwszy tydzień lipca mieliśmy zaplanowane dwa koncerty, w piątek w Troubadour, a w sobotę w The Roxy. Pojawił się tylko spory problem - nie mieliśmy perkusisty. Koncerty były już zaplanowane jakiś miesiąc temu, więc Menza doskonale o nich wiedział. Od dawna nie byłem tak wkurzony, jak dzisiaj. Był czwartek wieczorem, a my wszyscy siedzieliśmy w moim remontowanym mieszkaniu i zastanawialiśmy się, kto usiądzie jutro za garami. Chodziłem w tą i z powrotem po brudnej podłodze. Cały się trząsłem.
- Dave, nie martw się, ja mogę zastąpić Nicka. - powiedział Lars, a ja się zatrzymałem. Podszedłem do niego i wydarłem mu się prosto w twarz. Aż się odsunął kilka kroków do tyłu. - Chyba jednak nie chcesz mojej pomocy...
- Jezu, Dave, uspokój się. Przecież masz tylu znajomych kumpli w zespołach... - odezwał się James, odstawiając na parapet swoją puszkę z Fantą.
- Daj mi spokój! Oni są słabi! Nick jest zajebisty, ja chcę Nicka. Zresztą ludzie, którzy wcześniej ze mną grali opowiadają innym jakieś niestworzone plotki na mój temat, że jestem chory psychicznie, że się ze wszystkich naśmiewam, że na każdego wrzeszczę, że podobno ich biję jak coś im nie wychodzi. - prychnąłem. Tak naprawdę to mało co z tego było prawdą.
- A Charlie?
- Jaki Charlie?
- Benante. Przecież mówiłeś kiedyś, że jest niezły. Lubisz go, on też nie miał z tobą żadnego problemu.
- W sumie... faktycznie był w porządku. - pomyślałem głośno i zerknąłem przez okno. Koncertów nie mogliśmy odwołać. Gdybyśmy to zrobili, wątpię, że kiedykolwiek byśmy tam jeszcze zagrali. A to były jedne z najlepszych klubów nocnych na Sunset, weekendami zbierało się tam pełno ludzi. - Zadzwoń do niego, ty jesteś bardziej z nimi zaprzyjaźniony.
- Zadzwonię dzisiaj i dam ci odpowiedź czy się zgodził. Przy okazji spytam o coś innego. - uśmiechnął się i wziął do ręki swoją kurtkę. Spojrzał na Larsa, resztę moich chłopaków z zespołu i skinął ręką. - Idę. I nie przejmujcie się, zagracie te koncerty. Cześć.
Wyszedł, a ja głośno westchnąłem i napiłem się z jego puszki. Miałem tylko nadzieję, że Charlie zgodzi się z nami zagrać.

Shanell
Wyciągnęłam gumę z buzi i napiłam się mojego drinka. Mimo że Nicka nie było, chłopaki dali świetny koncert. Charlie dał radę, był niesamowity. Kiedy pakowali swój sprzęt, żeby zrobić miejsce innemu zespołowi, wróciłam za kulisy z moją prawie pustą już szklanką. Mel, Agnes i Kirk siedzieli i gadali, a James, Lars i Jason byli gdzieś pewnie przy barze. Ryan też tu był, o dziwo całkiem lubił Megadeth i czasami jak nie miał nic ciekawego do roboty zabierał się razem ze mną na ich koncerty. Również siedział za kulisami, pił coś i przeglądał jakieś gazety, które leżały na małym stoliku. Ja postanowiłam iść poszukać chłopaków i przy okazji wziąć sobie coś jeszcze do picia.
Kolejny zespół zaczął koncert, więc większość ludzi była pod sceną. Rozglądałam się po klubie, żeby dostrzec gdzieś moich przyjaciół i w tym samym momencie poczułam rękę na ramieniu. Odwróciłam się. Przede mną stał wysoki facet.
- Frank! - krzyknęłam z uśmiechem, kiedy rozpoznałam w nim mojego kolegę. Dawną niedoszłą miłość. - Jak miło cię widzieć.
- Ciebie też. Pięknie wyglądasz.
- Dzięki. Ty też. Przyszedłeś na koncert?
- Przyszliśmy zobaczyć, jak Charlie sobie poradzi. Joey, Dan i Scott też są. Siedzą przy barze z Jamesem, Larsem i... zapomniałem jego imienia.
- Z Jasonem.
- Tak, właśnie. - powiedział i rozejrzał się trochę skrępowany. - Het mówił, żebym podszedł do ciebie...
Spojrzałam na niego, a potem odwróciłam się w stronę baru. Od razu dostrzegłam Jamesa, który przyglądał się nam z uśmiechem. Wystawił kciuk do góry i udawał, że zajmuje się rozmową z resztą chłopaków. Wzięłam głęboki oddech i odgarnęłam kosmyk włosów za ucho.
- Mogę iść, jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać... - odezwał się lekko zmieszany.
- Nie, nie chodzi o to... po prostu... niedawno rozstałam się z Nickiem, a James już próbuje mi szukać chłopaka... - westchnęłam cicho.
- Ale pogadać chyba możemy... dawno się nie widzieliśmy.
- Tak. Pogadać zawsze można. - uśmiechnęłam się. - Wezmę sobie coś tylko do picia i pójdziemy na backstage. Charlie też już tam pewnie jest.
Frank kiwnął głową. Zamówiłam sobie drinka i zaciągnęłam go za kulisy. Chłopaki z Megadeth i z Anthraxu już świetnie się bawili razem z dziewczynami i Ryanem, więc wzięłam go z powrotem do klubu. Zajęliśmy mało widoczne miejsce pod ścianą, żeby James nas nie widział i co chwilę nie patrzył w naszą stronę.
Franka poznałam kilka dobrych lat temu, jak byłam jeszcze nastolatką. Trochę razem kręciliśmy. Ale z krótkiego flirtu nigdy nic nie wyszło. Zajął się swoim zespołem, przestał się pokazywać na naszych imprezach, ja potem miałam Cliffa, więc trochę o nim zapomniałam. Rzadko widywaliśmy się przez ten cały czas, jakoś nigdy nie potrafiliśmy na siebie trafić.
- Dlaczego właściwie już nie jesteś z Nickiem? Wyglądaliście na fajną parę...
Wzruszyłam ramionami.
- To długa historia, trochę żałosna. Było minęło.
- James mi mówił, że niedawno urodziłaś. Radzisz sobie?
- Tak... na razie jestem jeszcze w domu, rodzice mi pomagają, przyjaciele. Jest dobrze. Zresztą Milan to kochane dziecko. Nie budzi się zbyt często w nocy, grzecznie śpi, nie przeszkadza mu nawet, jak gdzieś z boku gra Judas Priest. - zaśmiałam się i przysunęłam do siebie swoją szklankę. - Widzę, że Hetfield streścił ci wszystko, co ostatnio się u mnie wydarzyło.
- Nie no, chwilę gadaliśmy...
- Nie gadajmy o Jamesie. - machnęłam ręką i napiłam się. - Opowiedz, co u ciebie.
Rozmawialiśmy całkiem długo. Po ponad godzinie postanowiliśmy zajrzeć na backstage i zobaczyć, w jakim już stanie jest reszta. Pociągnęłam go za rękę za kulisy. Impreza tam trwała w najlepsze, wszyscy się świetnie bawili i chyba nawet nikt nas nie zauważył.
- Co to za facet? - spytał Frank, wskazując ruchem głowy na Ryana, który nalewał sobie czegoś do picia, przy okazji zerkając w lustro i poprawiając włosy.
- Chodź, zapoznam cię z nim. - powiedziałam i ruszyliśmy w jego stronę. Dotknęłam jego ramienia. Ryan oderwał wzrok od lustra i odwrócił się w naszą stronę.
- Szukałem cię. - oznajmił, biorąc do ręki plastikowy czerwony kubek.
- Siedziałam w klubie. To jest Frank, gra w zespole z chłopakami. Moja dawna miłość. Frank, to jest Ryan, mój menadżer. Zajmuje się moją karierą.
Bello wyciągnął rękę w jego stronę, a Ryan tylko spojrzał na nią. Po chwili jednak uścisnął jego dłoń.
- Myłem ręce przed chwilą. - powiedział chłodno. Sparaliżowałam go wzrokiem. - Nieważne. Miło poznać. Byłeś kiedyś modelem?
- Ja? Nie...
- Nadawałbyś się. Masz warunki.
- Nie, to raczej nie dla mnie. - zaśmiał się Frank.
- Wiek?
- Dwadzieścia sześć... - Frank czuł się już lekko skrępowany. Ale chyba ja i Ryan myśleliśmy już o tym samym. Spojrzał na mnie i kiwnął głową.
- Przeszłoby.
Rzuciłam wzrokiem na Franka, który kompletnie nie wiedział o co chodzi.
- Wracam niedługo do pracy, po kilkumiesięcznej przerwie. Nie chciałbyś mieć ze mną pierwszej sesji zdjęciowej po tak długim czasie?
Frank wybuchnął śmiechem.
- Ale ja się do tego nie nadaję. Sorry Shan, uwielbiam cię, ale tylko zepsułbym ci wielki powrót.
- Przed moim obiektywem każdy wygląda jak milion dolców. - powiedział Ryan, biorąc łyka ze swojego plastikowego kubka. Rozejrzał się i wskazał wzrokiem na Charliego. - Weź sobie jeszcze go, mam fajny pomysł. Za dwa tygodnie, pasuje? Zapiszę. - oznajmił, nieczekając nawet na jego odpowiedź. Frank spojrzał na mnie przerażony, a ja uśmiechnęłam się pocieszająco.
- To tylko kilka zdjęć do gazety. Będziesz miał fajną pamiątkę.
- No nie wiem...
- Będzie super, mówię ci. Chłopaki pękną z zazdrości, jak nas razem zobaczą. Ryan nigdy im nie proponował żadnych sesji.
- Dobra... - poddał się w końcu. - Mam nadzieję, że wyjdzie dobrze.
- Na pewno! - krzyknęłam i przytuliłam się do niego.
Już wiedziałam, że to będzie świetny powrót do pracy.

Roxxi
Przechadzałam się po mieszkaniu Scotta z puszką piwa w ręce. Odkąd Charlie zgodził się chłopakom pomagać i występować za garami dopóki nie znajdą nowego perkusisty, trochę bardziej zaprzyjaźniliśmy się z chłopakami z Anthraxu. Znowu razem chodziliśmy na koncerty i imprezowaliśmy, jak za starych dobrych czasów. Shanell znów zaczęła kręcić z Frankiem, więc wszyscy spędzaliśmy naprawdę sporo czasu.
Wszyscy się super bawili, nie widziałam tylko nigdzie Shan, Franka i Juniora. Zajrzałam do łazienki, ale nikogo nie było. Później uchyliłam drzwi do pokoju Scotta i zobaczyłam Shanell z Frankiem na łóżku. Niby nic poważnego i ciekawego, po prostu leżeli razem i się przytulali. Nawet mnie nie zauważyli, więc zamknęłam cicho drzwi i odeszłam. Dopiłam do końca swoje piwo i ruszyłam w stronę kuchni, żeby wziąć jeszcze jedno. Stał tam Junior, oparty o blat kuchenny. Przeszłam bez słowa obok, specjalnie się o niego ocierając i podeszłam do jednej z szafek.
- Męczy mnie to. - powiedziałam w końcu, biorąc drugą puszkę z piwem.
- Mnie też. - odpowiedział po chwili namysłu. Przez chwilę milczeliśmy. - Nie mogę spojrzeć Judy w oczy, nie mogę patrzeć na Larsa.
- Tak nagle? Po prawie roku?
- Tak. To ciągnie się zbyt długo. Kocham ją.
Zaśmiałam się cicho. Otworzyłam puszkę, upiłam łyk i dolałam tam trochę soku malinowego.
- Właśnie widzę. Za każdym razem jak się z tobą spotykam widzę, jak ją kochasz.
- Zamknij się. Tobie raczej nigdy nie przeszkadzało z kim się pieprzysz. Pamiętasz chociaż z iloma facetami już zdradziłaś Larsa? Pierdolisz się nawet ze swoim szefem na zapleczu.
Przewróciłam oczami. Wiem, że nie byłam idealną dziewczyną, ale Lars też nie był chłopakiem na medal. Wkurzało mnie często jego zachowanie, cały czas chciał wychodzić gdzieś z chłopakami i często nawet nie chciał mnie zabierać ze sobą. Zawsze jak chciał wyjść na jakiś koncert czy imprezę beze mnie, dawał mi pieniądze, żebym tylko się od niego odwaliła. A mi to w sumie odpowiadało. Mogłam sobie wydawać jego hajs na co tylko chciałam i spotykać się z kim tylko chcę, kiedy go nie było. Ale kiedy dziewczyny opowiadały o tych wszystkich romantycznych wieczorach ze swoimi chłopakami, robiło się trochę przykro. Nawet taki skurwiel jak Dave potrafił zabrać Dianę na kolację do restauracji lub w nocy na spacer po moście Vincenta Thomasa. Tylko ja miałam za faceta europejskiego buraka, który miał mnie gdzieś i traktował jak swoją gumową lalę. Po koncertach zdradzał mnie z laskami, których bym nawet kijem przez szmatę nie tknęła, a on myślał, że ja o niczym nie wiem.
 Gdybym jeszcze była gruba i brzydka, zrozumiałabym to. Ale byłam zajebistą laską, która mogła mieć facetów na pęczki.
- Lars też święty nie jest. Zresztą, ty nie lepszy. - stwierdziłam i napiłam się. - Judy wie, że od prawie roku ze mną sypiasz?
- Zamknij się... - rzucił lodowato w moją stronę. Zaśmiałam się.
Wszystko zaczęło się na ślubie Jamesa i Mel. Obydwoje poszliśmy trochę wcześniej niż wszyscy do hotelu. David był już zmęczony, a ja najzwyczajniej w świecie nawalona i nie mogłam już usiedzieć na miejscu. Zasnęliśmy razem w jednym pokoju, obudziliśmy się nad ranem i jakoś poszło. Od tamtego czasu spotykaliśmy się w jakieś weekendy, w jakieś dni tygodnia, w czasie lunchu czy jak Judy nie było. Nie mam pojęcia, jakim cudem Judith, którą wszyscy w naszej ekipie uważają za bardzo mądrą i spostrzegawczą, niczego się jeszcze nie domyśliła. Jej blond włosy na głowie to chyba nie jest przypadek.
- Wiesz co? Chyba naprawdę czas w końcu zrobić z tym porządek. Zamażę moją twarz na naszych nagich zdjęciach i wyślę je Judy.
- Chcesz zniszczyć moją rodzinę?
- Już to zrobiłeś.
- Nie. Judith o niczym nie wie. Kocham ją i chłopców nad życie. Nie masz swoich dzieci, więc nie masz pojęcia jak okropnie się czuję. Chcę to ratować póki jeszcze mogę.
- Więc co?! Rzucasz mnie?!
- Sorry. Nie chcę niszczyć mojego związku i rodziny, dla dziewczyny, która jest niby moją przyjaciółką i laską mojego przyjaciela. I w dodatku daje się posuwać na boku innym facetom.
Stałam tam przez chwilę bez ruchu. Nic nie mówiłam. Czułam się, jakbym właśnie dostała w mordę. Rzuciłam w niego puszką z piwem.
- Nienawidzę cię kurwa. Jeszcze pożałujesz. - rzuciłam na odchodne i wyszłam z mieszkania Scotta, nawet się z nikim nie żegnając. Kiedy znalazłam się na ulicy, poczułam łzy płynące po twarzy. Boże, to niemożliwe. Przecież ja nie płaczę... Chyba jednak nawet takie suki jak ja mają uczucia.
Wytarłam ręką rozmazany makijaż, pewnie jeszcze bardziej go rozmazując i ruszyłam w stronę domu. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułam się tak żałośnie jak w tej chwili...

8 komentarzy:

  1. Parry, żyję wciąż u Ciebie, poczuje się lepiej psychicznie, jak Ci dam tylko znać, że jestem.
    Uwielbiam tę narrację.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anthrax. Lubię Anthrax, tyle właściwie mogę powiedzieć :)
    Lars chciał zastąpić Nicka XD O matko, padłam, jak to przeczytałam. Poczwara nigdy by się na to nie zgodził, zresztą Lars w Megadeth, no nie wyobrażam sobie tego. Lars może co najwyżej Nickowi gary nosić. Ale Charlie jest jak najbardziej ok, choć pan Menza, no kurde. Nie powinien odwalać takich rzeczy. Jasne, pokłócił i rozstał się z Shanell, kumple go jakoś bardziej za to nie polubili, ale granie w zespole to jest jednak jakaś odpowiedzialność. On zrobił im to na złość i było to cholernie głupie i nieodpowiedzialne.
    James bawi się w swatkę, wiedziałam, że tak będzie :') On nigdy jakoś nie był fanem związku Nicka i Shan. Nie rozumiem, dlaczego on tak za tym Cliffem obstawał. Racja, był wspaniałym facetem, ale święty nie był. Gdyby nie wydarzyło się to, co się wydarzyło, to myślę, że on i Shanell niezbyt długo by ze sobą jeszcze pobyli. Rozmawiałyśmy o tym wielokrotnie, ale do niej o wiele bardziej pasuje Nick, kropka. Co do tego swatania to nie wiem, nie jestem w stanie stwierdzić, czy to dobry pomysł, czy nie. W każdym razie Frank jest bardzo sympatyczny i pozytywny, polubiłam go od razu, ale nie sądzę, że między nim i Shan coś zajdzie, ot takie wznowienie znajomości. A Ryan mnie rozwalił tradycyjnie, kc go :'')
    Skąd ja. Kurwa. To. Wiedziałam. Boże. Ja się tego domyślałam. Pisałaś mi kiedyś o tym, nie pamiętam już, czy ja ci wspominałam, że o to pewnie będzie chodziło, nieważne. W każdym razie i tak mnie to zaskoczyło mimo wszystko. Junior odpowiedzialna głowa rodziny, troskliwy ojciec, przykładny mąż. Tak to często jest, że właśnie tacy lubią sobie skoczyć w bok, a ten ich wizerunek kryje ich wystarczająco, dlatego nikt w życiu by się nie domyślił. Jeśli chodzi o Roxxi, to ja się jej nie dziwię. Wiadomo, jaki jest Lars, a ją stać na kogoś o wiele lepszego. Tak naprawdę to nie wiem, dlaczego ona z nim jeszcze jest. Nie sądzę, że gdyby się rozstali, to poczuliby jakąkolwiek różnicę. Ale nie spodziewałam się, że jej aż tak zależy na Juniorze. Czuję, że znienawidziła Judy i że teraz może się dziać. Przecież ona na bank teraz do niej pójdzie i wszystko jej pokaże. To się cholera porobiło. A ja naprawdę bym nie chciała, żeby David i Judy się rozstali. Uwielbiam ich razem, oni się bardzo kochają, są wspaniałymi rodzicami, tworzą taką kochaną rodzinę. Nie, ja sobie tego nawet nie wyobrażam.
    Kończę, panno Poczwaro, i czekam na dalszy rozwój spraw. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, w końcu jestem!
    Ale bez zbędnych wstępów.

    Ja tak naprawdę nie wiem, o co chodzi z tym, że Dave jest skurwielem, że się tak wyrażę. Oczywiście pomijam fakt jego realnego życia, bo tu niewiele wiem, a nawet nic. Patrzę tylko pod kątem opowiadania. I ja tu nie widzę, aby on skurwielem był, więc... albo mam jakieś inne poczucie rzeczywistości w opowiadaniu, albo jeszcze nie pokazał swojej prawdziwej twarzy. Ja bym tam powiedziała, że to całkiem fajny facet... BOŻE, NAPISAŁAM, ŻE DAVE JEST FAJNYM FACETEM! - Źle ze mną. W ogóle, ostatnio, no jakiś czas temu śnił mi się. Rozumiesz to? Mnie, dziewczynie, która nawet patrzeć na niego nie może. Siedział w szopce na moim podwórku i gadał... że go laka zdradziła, czy coś? Ale dobra, nie ważne. Wrócę do komentowania rozdziału.... I tak, Dave ma rację, że Shan sobie może być modelką, seksowną (chociaż jak dla mnie nie jest) długonogą i tak dalej, ale ma wredny charakter (wiesz, taka trochę laleczka) i dziecko. Może sobie być panienką na jeden raz, ale na dłużej? No chyba, że znalazłaby mega odpowiedzialnego faceta, a to raczej ciężko, jeśli szuka się w kręgach, w których ona się otacza. Chociaż pojawił się ten cały Frank. Ale ja na razie nie wiem, co mam o nim myśleć, bo w sumie... przepraszam, że to napiszę, ale jak na razie jest dla mnie bezpłuciowy. No ale mam nadzieję, że jego postać się rozwinie, o ile zawita tu na dłużej.
    W ogóle, Shan mnie tak irytuje. Wiem, że to już wiesz. Ale będę to pisała chyba za każdym razem, haha.

    No i tak... zaskoczenie tego rozdziału.
    Aż normalnie szczęka mi opadła. Rox i Junior... W sumie, to poznałam tu Rox, bo wcześiej też nie miałam o niej jakiegoś szczególnego zdania. A to pinda jedna. W sumie, to tak naprawdę, żal mi jej. Dziewczyna tak bardzo się pogubiła, że sama nie wie, w którym miejscu w życiu jest i do którego miejsca pragnie się udać. Ona nawet nie wie, kim jest. Mogłabym powiedzieć, że pazerną seksoholiczką, ale nie wiem, czy to odpowiednie stwierdzenie. Być może zniszczył ją świat, w którym przebywa. Nie wiem. Ale szkoda, że Junior dał się w to wszystko wrobić... i właśnie, dla kogo? Laski kumpla, którą miała znaczna część miasta. No to chyba jest jedna z najgorszych opcji. Bo jeszcze mogę zrozumieć dla kogoś wartościowego, kogoś dla kogo warto, bo można zniszczyć coś, aby zbudować coś nowego, ale dla takiej Rox?
    Nie czuję się kobietą pisząc takie rzeczy. Właśnie napisałam, że jakby mój facet zdradził mnie dla kogoś z kim mógłby być po rozstaniu ze mną to ok... BOBRZE!

    Tak w ogóle, wydaje mi się, że Rox tak szybko nie odpuści.
    I wybacz za skróconą wersję imienia, nie chciało mi się pisać całego.

    Na koniec chciałabym zaprosić Cię do mnie na nowy rozdział.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to pewnie przeze mnie Ci się śni, haha!
      dlaczego Dave jest skurwielem... to już chyba się tak przyjęło, mimo że on faktycznie trochę się zmienił odkąd jest z Dianą. chodzi tu raczej o to jak traktuje na przykład Kirka czy jak odzywa się do swojej mamy, z którą żyje jak pies z kotem. ale jak tak myślę... Dave w późniejszych rozdziałach też raczej będzie przedstawiany bardziej pozytywnie niż negatywnie.

      również pozdrawiam!

      Usuń
  4. Lars vs Nick... No nieźle... Może Lars nie jest najlepszym perkusistą ale najgorszym też nie. Ja tam go bardzo lubię :D co do rozdziału... James jako swatka hmmm... Bardzo fajny pomysł. Będzie Franio w następnych rozdziałach? Ryan... Nie wiem czemu ale jakoś go nie lubię... Jakiś taki sarkastyczny, oschły. Może mi się tylko tak wydaje? Aj te zdrady... Będę musiała przeczytać ten rozdzia) jeszcze raz bo się troszkę pogubiłam xd Lars coraz bardziej zaczyna przypominać mi Dave'a... Oj będzie się działo. No, ja lecę na rosół :DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, kochana! mam nadzieję, że jeszcze się odezwiesz :)
      tak, Frank będzie w kolejnych rozdziałach, odpowiadając na poprzedni komentarz - Colin rownież zawita :)
      zakochałam się w Twojej miniaturce z Dave'em... :')

      Usuń