niedziela, 22 listopada 2015

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 13.

przyjechałam do Bolonii tydzień po tym jak był tu Frank Bello. powiem tylko tyle - kurwa mać. 

Mel
Postawiłam przed Shanell kubek z herbatą i ściągnęłam z krzesła moją suknię Kopciuszka. Zaniosłam ją do salonu i położyłam na oparciu fotela. Spojrzałam jeszcze na Soph, która siedziała na kanapie i oglądała grzecznie bajki, zerkając co chwilę na Milana, który spał obok niej. Uśmiechnęłam się i wróciłam do kuchni. Zajęłam miejsce naprzeciwko Shan i podkuliłam nogi. Popatrzyłam na jej rozpromienioną twarz.
- No, opowiadaj, jak było na tej kawie?
- Normalnie. - wzruszyła ramionami i podniosła kubek, żeby jakoś ukryć za nim uśmiech.
- Normalnie? Dziewczyno, zaraz zaczniesz ze szczęścia latać po ścianach...
- Mel... Było cudownie. On jest niesamowity...
- Aż tak?
- Aż tak. Otwiera przede mną drzwi...
- Shanell, nawet Dave otwiera przed nami drzwi.
- Ale nie do samochodu. Nieważne. Umówiliśmy się na kolację w przyszły piątek.
- Tylko powiedz mi o nim coś więcej. Na razie wiem tylko, że ma na imię Colin, jest lekarzem i jesteś cholernie zauroczona...
- Jest starszy ode mnie... O jedenaście lat. Jest pediatrą. Rozwiódł się dwa lata temu. Urodził się w Teksasie, ale przyjechał do Los Angeles żeby studiować. Plus jest taki, że wcześniej mnie nie znał. Nie miał pojęcia, że jestem modelką. Przynajmniej wiem, że nie chce się ze mną spotykać ze względu na mój zawód.
- Przystojny?
- Bardzo. - rozmarzyła się. - Ale nie mów nic Jamesowi. Znowu będzie mnie o wszystko wypytywać, będzie chciał go poznać. Traktuje mnie od jakiegoś czasu jak małe dziecko. Współczuję Sophii, kiedy podrośnie i przyprowadzi chłopaka do do... - przerwało jej ciche trzaśnięcie drzwi. Westchnęła i odchyliła głowę do tyłu. - Ani słowa.
Kiwnęłam z uśmiechem głową. Słyszałyśmy, jak James mówi coś do Sophii, a po chwili wszedł do kuchni. Pocałował każdą z nas i wziął do ręki moją szklankę z colą.
- O czym gadacie?
- O tobie. - powiedziała szybko Shan.
- Jak miło.
- Tak na serio to gadamy o... - zaczęłam, ale Shanell mnie zagłuszyła.
- Nie gadamy o żadnych chłopakach!
- Rozmawiamy o mojej operacji plastycznej. - oznajmiłam spokojnie. Byłam ciekawa ich reakcji. W końcu James odstawił szklankę i zabrał głos.
- Jakiej operacji? Czego?
- Chyba mózgu. Jesteś idealna, nie masz czego operować. - powiedziała Shanell, która chyba była najpiękniejszą dziewczyną w całej Kalifornii, a sama nie raz wspominała, że chciałaby poprawić biust czy nos.
- Chcę usunąć tego pieprzyka na twarzy.
- Żartujesz sobie chyba! - krzyknął James. - Nie zgadzam się!
- Ale mi się on nie podoba!
- Nagle teraz przestał ci się podobać?
- Nigdy mi się nie podobał. - mruknęłam i zaplotłam ręce na piersi.
- Pamiętasz jak pracowałyśmy w Seventh Veil? Większość tancerek myślała, że sobie go dorysowujesz i też zaczęły to robić. Ty masz swój naturalny i ci się nie podoba... Marilyn Monroe też miała namalowany pieprzyk. - stwierdziła Shan.
- Nie obchodzi mnie jakaś platynowa kurewka.
- Przestań, Mel. Lubię cię lizać po tym pieprzyku. - powiedział James. Spojrzałam na niego i wybuchnęłam śmiechem. Shanell, która chciała się napić, zrezygnowała i odłożyła swój kubek. Zaczęła się śmiać razem z nami.
- Tak na serio uwielbiam ten pieprzyk. - oznajmiłam z uśmiechem. - A Shanell ma nowego faceta.
- Melanie! - krzyknęła z wyrzutem.
- Jakiego chłopaka? Dlaczego ja nic nie wiem? - Jam zajął miejsce obok mnie.
- Nie muszę ci o wszystkim mówić! Jestem dorosła!
- Po prostu chcę wiedzieć kto to. - wzruszył ramionami. - Co w tym dziwnego? Chyba nie chcesz go cały czas przed nami ukrywać.
- Jest lekarzem, pediatrą. - poddała się i zaczęła opowiadać. - Ma na imię Colin, ma trzydzieści pięć lat. Jest po rozwodzie. Poznałam go przez przypadek, jak byłam w szpitalu rozstać się z Nickiem. Później byłam u niego jak Milan miał gorączkę i zaprosił mnie na kawę. Dzisiaj pierwszy raz się spotkaliśmy. Umówiliśmy się na kolację w następny piątek.
- Nie dotykał cię?
- James! - jęknęła i ukryła twarz w dłoniach. Przetarła oczy i spojrzała na niego. - Nie spałam z nim. Nawet się nie przytulaliśmy.
- I bardzo dobrze! Żadnego seksu dopóki go nie poznam.
- Kochanie, opanuj się. - powiedziałam, kładąc nogi na jego kolanach. - Ten facet naprawdę wydaje się bardzo w porządku. Shan jest cholernie zauroczona, a jemu jak widać nie chodzi o seks z młodą długonogą modelką. Nawet się nie przytulają!
- Więc kiedy go z nami zapoznasz?
- Możesz przyjść w piątek, wtedy mamy się spotkać i iść na kolację. Przyjedzie po mnie o dziewiętnastej.
- Zajrzę na pewno.
- Super. Dzięki tato. - przewróciła oczami.
- Shanell, o co ci chodzi? Robię to dla twojego dobra.
- Dlaczego nie kontrolujesz tak Mel?
- Bo każdy facet który wie, że to moja żona, boi się do niej zbliżyć. Zresztą w Disneylandzie nie ma tylu zboczeńców co u ciebie w pracy.
- A Soph?
- Soph jeszcze nie przyprowadza chłopaków do domu.
- Przykro mi Shanell. - zaśmiałam się. - Jak Sophia znajdzie sobie chłopaka będziesz miała spokój.
- Sama za kilka lat będzie tak latała za Milanem, kiedy nie będzie mógł się odpędzić od dziewczyn.
- Większość z nich i tak wyleci za drzwi po pierwszej selekcji. - zaśmiała się. - I będzie zakaz umawiania się z modelkami!
- Weź, mały się umówi na randkę z jakąś laską, a ty będziesz im siedzieć pod stolikiem i notować wszystko?
- Co tam pod stolikiem, gorzej jak im wejdzie pod łóżko. - puściłam jej oczko.
- No hahaha, bardzo śmieszne. Mój syn ma dopiero kilka tygodni, a wy mi jego seks planujecie.
- Jak pójdzie śladami tatusia to zostaje mu jeszcze jakieś czternaście lat. To nie tak dużo do pierwszego razu. - stwierdził James, biorąc znowu łyka z mojej szklanki.
- Ja go będę pilnować, spokojnie. - poinformowała Shan i wstała ze swojego miejsca. Dopiła swoją herbatę i odstawiła kubek do zlewu. - Będę się zbierać. Dzięki za rozmowę, Mel. Tobie James nie dziękuję.
- Nie ma za co.
Również wstałam, opierając się ręką o mojego męża i wyszłyśmy razem z kuchni. Wzięła nosidełko z Milanem, pożegnała się z Sophią i ruszyła w stronę wyjścia.
- Weź przytrzymaj Jamesa, żeby nie przychodził do mnie w piątek. Serio, lubię Colina, nie chcę żeby go wystraszył.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Postaram się, ale nic nie obiecuję. Wiesz jaki on jest.
- Niestety. - mruknęła cicho pod nosem. Pożegnałyśmy się i wyszła z mieszkania, a ja zajęłam się swoimi sprawami.

James
- Już idę! - krzyknąłem, kiedy po raz drugi usłyszałem dzwonek do drzwi. Wstałem z kanapy i wziąłem do ręki swoją szklankę z sokiem. Poszedłem otworzyć. Na progu stał wysoki ciemny blondyn z bukietem kwiatów. Popatrzył na mnie skrępowany.
- Chyba pomyliłem mieszkania... - odezwał się. Wyłapałem w jego głosie południowy akcent.
- Ty jesteś Colin?
- Tak?
- Wejdź, Shanell się jeszcze szykuje.
Kiwnął głową i nieśmiało wszedł do środka. Chyba od razu było widać, że mieszka tu modelka. Mieszkanie było urządzone w stylu minimalistycznym, w stonowanych kolorach. Na ścianach wisiały różne fotografie z sesji zdjęciowych. Nawet swój pierwszy kontrakt z agencją modelek oprawiła w ramkę i powiesiła. Na szafkach i stoliku w salonie leżały stosy magazynów o modzie. Ubrania były dosłownie w każdym pomieszczeniu, a buty starannie ułożone, jak od linijki.
- To tylko część jej ubrań. - powiedziałem, domyślając się jego pytania. - Kiedy urodził się Milan musiała przerobić swoją garderobę na jego pokój i porozwoziła część swoich rzeczy po wszystkich znajomych. Zajęła mi nimi pół piwnicy. Jak kiedyś zamieszkacie razem to przygotuj się na to, że będziesz musiał jej odstąpić wszystkie szafki i co najmniej dwa pokoje.
- Chcesz mnie do niej jakoś zniechęcić?
- Nie, tak sobie mówię.
- Jesteście przyjaciółmi? - spytał, patrząc na mnie.
- Tak, od ośmiu lat. - napiłem się i odstawiłem szklankę na stół. - Co będziecie dzisiaj robić?
- Idziemy na kolację.
- A po kolacji? - zaplotłem ręce i zlustrowałem go wzrokiem.
- Odwiozę ją do domu...
- To bardzo dobra odpowiedź.
Po chwili Shanell wyszła z łazienki i pojawiła się w salonie. Miała na sobie obcisłą czerwoną sukienkę do połowy uda z rękawami do łokci, wysokie szpilki i włosy spięte w kok. Chyba obydwoje zaniemówiliśmy.
- Cześć Colin. - powiedziała nieśmiało i podeszła do niego. Stanąłem z boku i patrzyłem na nich uważnie.
- Cześć... Pięknie wyglądasz. - pochwalił ją i wręczył kwiaty. - To dla ciebie.
- Dziękuję... - uśmiechnęła się i podała mi bukiet. - Wstaw do wazonu. Przydaj się na coś.
- Wiesz co, za chwilę mogę wrócić do domu i będziesz musiała zabrać Milana na randkę.
- Poznałeś Jamesa? Straszył cię już pobiciem? - Shan nie zwróciła uwagi na to co mówię.
- Nie, zamieniliśmy parę zdań... nie było żadnych gróźb.
- Właśnie, miło sobie rozmawialiśmy. Nie panikuj. - uspokoiłem ją i poszedłem z kwiatami do kuchni. Nie mogłem znaleźć wazonu, więc wlałem trochę wody do wysokiej szklanki i wstawiłem je do niej. Wróciłem do salonu, a oni zbierali się już do wyjścia.
- Wróć o jedenastej. - powiedziałem, siadając wygodnie na kanapie.
- James, wrócę kiedy będę chciała. Jestem dorosła.
- Nie zapominaj, że zajmuję się twoim dzieckiem. I chyba nie będziesz do jedenastej jeść. Kto to widział żeby żreć o tej porze.
- To nie ja tydzień temu zamawiałam do domu chińczyznę o drugiej w nocy. - powiedziała, zakładając swoją swoją skórzaną kurtkę. - I przestań mi robić przypał przy Colinie.
- Dobra, idźcie już, bo czas leci.
- Na razie. - rzuciła na pożegnanie i pociągnęła Colina za sobą, nawet na mnie nie patrząc.

Shanell
Odstawiłam kieliszek z winem i spojrzałam jeszcze raz na Colina. W tym facecie naprawdę było coś magicznego. Działał na mnie jak magnez, tak mnie do niego ciągnęło. Był strasznie przystojny, był prawdziwym dżentelmenem, nie próbował mnie zaciągać do łóżka ani nie wysyłał jakichś dziwnych jednoznacznych sygnałów. Ale nadal miałam wrażenie, że czegoś mi w tym wszystkim brakuje, tylko nie miałam pojęcia czego.
- Mam nadzieję, że miło spędziłaś ze mną czas. - głos Colina wyrwał mnie z zamyślenia.
- Jak najbardziej. - powiedziałam z uśmiechem.
- Masz jeszcze ochotę iść na jakiś spacer?
- Jasne. Chodźmy się przejść po Trzeciej Ulicy, uwielbiam tam chodzić wieczorem.
Dopiłam moje wino. Colin zostawił pieniądze na stoliku, pomógł mi założyć moją kurtkę i wyszliśmy z restauracji. Całkiem dużo ludzi i turystów również tu spacerowało, ale nikt nie zwracał na nas uwagi. Szliśmy powoli, patrzyłam na przechodniów, wystawy sklepowe i migające światła. Przez dłuższy czas żadne z nas nie nie mówiło. Chyba się wstydziliśmy.
- Colin? - przerwałam w końcu ciszę.
- Tak?
- Powiedz mi... czego ode mnie oczekujesz? Chciałbyś być ze mną?
- Chyba za wcześnie na takie odpowiedzi, Shanell.
- Rozumiem... przepraszam. - odwróciłam wzrok i opatuliłam się mocniej kurtką. Colin zatrzymał się i stanął naprzeciwko mnie. Złapał mnie za dłonie i spojrzał mi prosto w oczy.
- Wiesz, że jestem po rozwodzie. Ty jesteś po rozstaniu, masz dziecko. Chcę cię lepiej poznać. I wtedy zobaczymy, co dalej.
- Dobrze, rozumiem.
Odgarnął mi kosmyk włosów za ucho i ruszyliśmy przed siebie. Jakieś dziesięć minut później wróciliśmy pod restaurację, gdzie został jego samochód. Wsiedliśmy do środka i odwiózł mnie do domu. Kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu, zerknęłam przez szybę. Światło w moim mieszkaniu już się nie paliło. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał wpół do jedenastej.
- Dziękuję za miły wieczór. - powiedziałam cicho.
- To ja dziękuję. - uśmiechnął się. Starałam się odwzajemnić gest i chwyciłam za klamkę drzwiczek, żeby już wychodzić. Nagle poczułam, jak Colin dotyka mojej dłoni. Odwróciłam się w jego stronę. Przysunął się do mnie i dotknął delikatnie mojej twarzy. Pocałował mnie. Trwało to chwilę, ale dla mnie była to wieczność.
Odsunął się ode mnie i uśmiechnął się lekko. Pogłaskał mnie po policzku.
- Spotkamy się jeszcze? - spytałam ledwo słyszalnie.
- Muszę wyjechać na kilka dni. Może w przyszłą sobotę?
- Mam sesję.
- Może po sesji?
- Później mam przymiarki. Za niecałe trzy tygodnie lecę na pokaz mody do Londynu.
- Rozumiem... - myślał przez chwilę. - Za dwa tygodnie raczej nie dam rady się wyrwać ze szpitala. Mam nocne dyżury, będę całe dnie odsypiać. Chyba będziemy mogli się zobaczyć dopiero jak wrócisz z Londynu.
- Trochę długo.
- Modelki i lekarze mają zbyt napięte grafiki.
Kiwnęłam głową.
- Zgadamy się jeszcze. - powiedziałam i wyszłam z samochodu. - Cześć.
Zamknęłam drzwi i szybkim krokiem ruszyłam do klatki schodowej. Weszłam do środka i wjechałam windą na czternaste piętro. W mieszkaniu było cicho. Ściągnęłam moje szpilki i na boso poszłam do salonu. James spał na kanapie, jedna ręka zwisała bezwładnie do ziemi. Zapaliłam lampkę i podeszłam do niego.
- James... Wstawaj. - szturchnęłam go. Otworzył powoli oczy i stęknął cicho. Podniósł się do pozycji siedzącej.
- Która godzina? - ziewnął cicho.
- Niedługo jedenasta. Milan nie sprawiał problemów? - ściągnęłam kurtkę i rzuciłam ją na fotel.
- Nie, tylko raz się obudził. Jak randka?
- Dobrze...
- Co robiliście? - przetarł ręką oczy.
- Byliśmy na kolacji, później się przejść i mnie odwiózł. - wzruszyłam ramionami. - Dobra, wstawaj, bo zamykam drzwi i idę spać. Dzięki za opiekę nad małym.
- Coś mi się nie chce wierzyć. - wstał w końcu ze swojego miejsca, założył buty i podszedł do mnie. Nie chciałam ciągnąć tego temu.
- Poczekaj... - wsadziłam rękę w jego włosy. Musiałam coś na szybko wymyśleć, żeby mnie nie wypytywał. Spojrzał ze zdziwieniem.
- Co jest?
- Nic. Włosy wplątały ci się w kolczyk.
- Aha... - dotknął swojego ucha i przyjrzał mi się ze zdziwieniem. - To dobranoc. Do zobaczenia.
- Tak, cześć. - rzuciłam pospiesznie i ruszyłam razem z nim do przedpokoju. Otworzyłam mu drzwi, pomachałam mu na pożegnanie i zamknęłam się na trzy spusty. Oparłam się o zimną ścianę i zamknęłam oczy.
Cały czas mi czegoś brakowało. Tylko nadal nie wiedziałam, czego.

3 komentarze:

  1. Znów z opóźnieniem, ale jestem.
    "Lubię cię lizać po tym pieprzyku", o kurwa, to wygrało wszystko XDD Kochany James. Co do tego wtrącania się w relacje Shanell z innymi facetami, to z jednej strony jest to nawet na swój sposób zabawne i zrozumiałe, są przyjaciółmi od iluś lat, ona faktycznie wiele wycierpiała, on się martwi, chce, żeby jakoś sobie poukładała życie. No ale z drugiej strony to jak ona ma zawrzeć jakieś głębsze relacje z jakimś facetem, kiedy na rogu już czyha James i daje mu cały wykład, co mu wolno, a czego nie. Wcale to nie będzie dla takiego kandydata dziwne, że jakiś obcy koleś ciągle czuwa nad życiem towarzyskim takiej dziewczyny, no wcale. James, przystopuj trochę. A Soph może mieć rzeczywiście przerąbane, ale wiele jest takich sytuacji w rodzinach i nadopiekuńczych ojców, ale to akurat jest zrozumiałe i wcale niedziwne, jakby na to spojrzeć :) Niemniej jednak James powinien trochę przystopować.
    Colin jest świetny, uwielbiam go. Jest naprawdę miłym, wyrozumiałym facetem. Niestety tak to już jest, że kiedy dwoje ludzi się świetnie ze sobą dogaduje, dobrze się czują w swoim towarzystwie, ewidentnie ciągnie ich do siebie, to są zbyt zapracowani i mają wiele innych spraw, przez co nie mają czasu na spotkania i kontakt. Szkoda, bo Colin i Shan serio mi do siebie pasują, ale jeszcze muszą się lepiej poznać, dużo lepiej. On ma rację, jeszcze za wcześnie jest na to, by się jakoś ze sobą związywali bardziej, ale ja i tak wierzę, że się zwiążą kiedyś, bo na razie są na dobrej drodze do tego. Obawiam się tylko, że ta kilkutygodniowa rozłąka trochę to zaprzepaści, ale cóż, przekonamy się. I ja wiem, czego brakuje Shanell. Brakuje jej Nicka, bo może i Colin jest dla niej w pewien sposób ważny, zależy jej na nim, ale to Nicka kocha naprawdę.
    To na tyle, mam jeszcze zaległości, lecę, panno Poczwaro, do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, w końcu jestem.

    Dobra, skoro James nie jest zazdrosny i żadnego podtekstu erotycznego do Shan nie ma, to znaczy, że cierpi na syndrom starszego brata, haha. Jaka to urocza przypadłość. Mój młodszy brat stosuje takie techniki względem mnie, więc doskonale wiem o co chodzi. No ale w sumie to jak zachowuje się James względem przyszłych wybranków serca Shan, jest nawet zabawne, chociaż może bywać uciążliwe. No i wiedziałam, że Mel się wygada! No wiadomo, przecież takie są baby i nie potrafią utrzymać języka za zębami. Chociaż na miejscu Shan to ja bym się naprawdę wkurzyła, że tak bezczelnie i jeszcze przy mnie się wygadała, kiedy prosiłam, aby o tego nie robiła. Ale ja chyba jestem trochę za bardzo zasadnicza, albo nie ma we mnie takiego luzu, haha.
    Za to James i Mel wydają się być parą idealną... w sumie, chyba nie ma przed nimi jakiejś granicy tabu. Jeszcze dobrze ich nie poznałam, ale takie sprawiają wrażenie na mój pierwszy rzut oka. Wydaje mi się, że właśnie tak powinny wyglądać związki. Możemy sobie powiedzieć wszystko, a i tak przejdzie to żartem... Idealnie... ale ideałów nie ma, haha...

    No i lekarz Colin. W sumie ten rozdział wydawał się taki fajny do momentu aż nie została opisana ta randka. Na początku myślałam, że Colin wystraszy się Jamesa, ha. Bo to w sumie było takie dość dziwne i na pewno nie wpływa dobrze na początkowe relacje, ale widać, że Colin i tak ma jakiś inny plan na życie. I chyba nawet tu nie chodzi o samą Shan... chociaż jej zrobiło się przykro. Mam wrażenie, że ona naprawdę szybko się zakochuje. Ulega bez kontroli urokowi faceta, a potem za bardzo sama nie wie, co ma robić. Brakuje jej czegoś... jak sobie to przeczytałam to przypomniała mi się ta piosenka "Rysa na szkle" chyba tak trochę jest o niej. Wydaje mi się, że po prostu brakuje jej Nicka...? Ha, chyba daleko idę w swoich wnioskach, ale kto wie, kto wie...

    Cóż, na koniec chciałabym Cię zaprosić do mnie na nowy rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń