piątek, 2 grudnia 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 45.

Roxxi
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już prawie siódmą rano. Zawiązałam sznurówki i szturchnęłam ręką Larsa, który dalej spał.
- Lars, obudź się.
- Co jest? - mruknął pod nosem.
- Wstawaj, idziemy biegać.
- Cooo? Od dawna nie biegamy...
- Czas to zmienić.
- Ale ja już nie mam kondycji...
- To ją poprawisz! Jeszcze rok temu biegałeś po kilka kilometrów, a teraz dostajesz zadyszki jak wejdziesz po schodach. Wstawaj! - ściągnęłam z niego kołdrę.
- Ale nie mam żadnego dresu!
- Masz, już ci naszykowałam!
- Roxxi, nie byłem gotowy! Nie wystarczy ci to, że od dwóch tygodni nie wciągamy?
- Nie, nie wystarczy. Masz się zmienić razem ze mną albo ja ciebie wymienię.
Popatrzył na mnie bez słowa i w końcu wstał zrezygnowany. Umył zęby, ubrał się, związał włosy i pojechaliśmy do Echo Park. Biegaliśmy może z dwadzieścia minut. Nie za dużo, ale dopiero zaczynaliśmy, po dosyć długiej przerwie. Zaraz z parku pojechaliśmy metrem do Edendale Branch Library, skąd wypożyczyłam kilkanaście książek. Obładowałam nimi Larsa i wróciliśmy do domu.
- Po co ci książki o literaturze i sztuce? - spytał, kiedy układaliśmy je na wolnej półce.
- Potrzebuję ich.
- Nie lepiej wypożyczyć jakiś kryminał?
- Kryminały nie są mi do niczego potrzebne.
- A książka "The Story of Art" Gombricha do czego ci się przyda?
- Dowiesz się w swoim czasie.
Spojrzał na mnie bez słowa i nic już nie mówiliśmy. Dokończyliśmy układać moje książki, po czym każde z nas zajęło się swoimi sprawami.

Dave
W sobotnie popołudnie siedziałem razem z Dianą w salonie. Ona zajmowała się swoimi sprawami, a ja oglądałem jakiś program kulinarny i jadłem ogórki konserwowe z masłem orzechowym.
- Należy jednak pamiętać, aby nie przesadzić z czosnkiem. Jeśli będzie to romantyczna kolacja we dwoje, może być nieprzyjemnie. - powiedział kucharz z telewizji.
- Od razu mi się przypomina jak się całowałem z... - powiedziałem z pełną buzią i spojrzałem na Dianę, a ona podniosła wzrok znad gazety. Przełknąłem. - A nie, to Marty mi o tym opowiadał...
Diana wróciła do czytania, a ja próbowałem ogórkiem wygrzebać resztkę masła orzechowego ze słoika.
- Powinni zaprosić mnie do takiego programu. Przecież ja się tak fantastycznie znam na łączeniu smaków.
- Nawet ja jak byłam w ciąży nie jadłam takiego świństwa. Ogarnij się. I ściągnij tą czarną bluzę, na dworze jest ponad dwadzieścia stopni.
- Ale zimno mi.
- Jakie ty masz problemy.
- Dlaczego jesteś taka zła? - spytałem, wynosząc do kuchni puste słoiki. W tym samym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Właśnie dlatego. - mruknęła pod nosem, a ja ze zdziwieniem otworzyłem. Na progu stał Josh, ojciec Travisa. Zmarszczył brwi i bez pozwolenia wszedł do środka. Spojrzał na Dianę. - Cześć. Gdzie jest Travis?
- W pokoju, szykuje się.
W końcu mały wyszedł ze swojego pokoju i z radością rzucił się na swojego ojca.
- Tata! - przytulił się do niego. Josh szybko odsunął go od siebie.
- Uhh, cześć mały.
- Możesz go przyprowadzić tak koło dziewiętnastej? - spytała Diana. - Bierze jeszcze antybiotyk i muszę mu dać.
- Może przyprowadzę go wcześniej, na ósmą jestem umówiony ze znajomymi.
- Jasne. - uśmiechnęła się krzywo i pocałowała Travisa. - Miłej zabawy.
Josh spojrzał na mnie kpiąco.
- Fajne spodnie. Pasują ci do włosów.
- Masz jakiś problem? Wyjebać ci, gówniarzu?
- Dave! - krzyknęła Diana.
Josh zaśmiał się i wyszedł bez pożegnania razem z dzieckiem. Spojrzałem na Dianę.
- Jak ty się zachowujesz?! - naskoczyła na mnie.
- Wkurwia mnie! Po co go zaprosiłaś?!
- Przyszedł po Travisa.
- Po kilku miesiącach, akurat dzisiaj! Jak miło!
- Dave, jaki masz problem? Cieszę się, że w ogóle do niego przyszedł.
- Powinnaś mnie informować o takich rzeczach.
- Ty też powinieneś mnie informować na przykład o tym, że przyjeżdża do nas twoja siostra, której nie znam. Jakby na to nie patrzeć to jest też mój dom i już mnie nie utrzymujesz.
Przewróciłem oczami i poszedłem do sypialni. Podłączyłem gitarę i zacząłem grać.
Bycie tatusiem znudziło się Joshowi już trzy godziny później i przyprowadził małego z powrotem. Widać było z daleka, że Travisowi jest naprawdę przykro i poszedł od razu do swojego pokoju. Diana zdenerwowała się, jednak nic nie powiedziała Joshowi.
- Coś mi wypadło, a muszę to załatwić. - zaczął się tłumaczyć mojej narzeczonej.
- Rozumiem. Zdarza się. - rzuciła oschle.
- No to... do zobaczenia.
- Tak. Za kolejne kilka miesięcy. - uśmiechnąłem się ironicznie.
- Może przyjdę za tydzień. Cześć. - pożegnał się i wyszedł.
Razem z Dianą spojrzeliśmy na siebie bez słowa.
- Pójdę do niego. - powiedziała cicho i ruszyła w stronę pokoju swojego syna, a ja wróciłem do mojej gitary.

James
- Gotowa? - spytałem, kiedy Sophia wyszła z szatni. Poprawiłem jeszcze jej związane włosy i ruszyliśmy na salę, w której miała zajęcia.
Dzisiaj była moja kolej, aby towarzyszyć mojej córeczce na zajęciach baletu. Razem z Mel zawsze myśleliśmy, że balet to tylko chwilowy kaprys, ale mała naprawdę się w to wkręciła. Rozpoczął się właśnie czwarty rok jej zajęć, a ja z dumą obserwowałem, jak staje się coraz lepsza.
Poszliśmy razem na salę i usiadłem na ławce, gdzie siedzieli inni rodzice. Obserwowałem moją małą dziewczynkę, która ze skupieniem tańczyła w pierwszym rzędzie, nie zwracając na nikogo uwagi.
Kiedy zajęcia dobiegły końca, nauczycielka zatrzymała całą grupę i powiedziała im o castingu do przedstawienia. Niektóre dziewczynki to olały, inne słuchały z zaciekawieniem, a moja córka już nastawiła się na to, że musi zagrać główną rolę.
Przez całą drogę powrotną siedziała cicho w samochodzie i patrzyła w okno. Spojrzałem w lusterko, żeby zobaczyć co robi. Cały czas siedziała w tej samej pozycji.
- Dlaczego nic nie mówisz, kochanie? - spytałem.
- Muszę wygrać ten casting.
- Na pewno zagrasz w przedstawieniu, spokojnie.
- Muszę zagrać główną rolę!
- Soph...
- Nie! - przerwała mi. - Nie mogę przegrać!
- Czasami się przegrywa, czasami wygrywa.
- Nie będę przegrywać.
Westchnąłem. Miała totalnie mój charakter. Musiała wszystko robić najlepiej, we wszystkim chciała być najlepsza, nie potrafiła się pogodzić z porażką. Niestety w przyszłości mogło ją to trochę zgubić.
Miałem nadzieję, że w końcu z tego wyrośnie.

1 komentarz:

  1. Ciągle mnie zastanawia, co odpierdala Roxxi. To, że w końcu chce wziąć się za siebie i zmienić swoje życie, jest niby oczywiste, ale ja myślę, że ona musi mieć w tym jakiś inny, konkretny cel. Chociaż nie sądzę, że chce być w ciąży XD Już prędzej bym się spodziewała, że Abi by zaraz zaszła w ciążę z Marty'ym :> Ale w sumie taki mały Marty byłby genialny, ciekawe, czy by przejął fach po tatusiu. Poza tym wczoraj rozmawiałyśmy o pochodzeniu Roxxi i Marty'ego i ja nadal jestem tym zaskoczona, choć to się przecież rzuca w oczy, ale jestem i tak pewna, że nikt tego nie zauważył XD W każdym razie nic to nie zmieniło, nadal bardzo ich lubię. Ej, a tak sobie pomyślałam teraz tak a propo tych książek Roxxi o sztuce i literaturze, może ona chce zostać jakąś artystką albo pisarką? Roxxi z dłutem rzeźbiarskim rzeźbiąca popiersie jakiegoś greckiego filozofa XD Niczym Junior z lupą i poziomicą. A może Roxxi chce się doszkolić w każdej dziedzinie, zrobić jakieś różne kursy, studiować, żeby potem się zająć polityką, dostać się do rządu i rządzić krajem? No nie wiem, sama widzisz, że mam pełno pojebanych pomysłów i pewnie żaden się nie sprawdzi :")
    Jak mnie wkurwił ojciec Travisa. Widać, że nieodpowiedzialny gnojek, który nie powinien mieć w ogóle dzieci, no, może za jakieś dwadzieścia lat. Dave ma swoją przeszłość i wydaje się, że to on by coś takiego odpierdalał, a tu się okazuje, że on jest o wiele bardziej odpowiedzialny niż Josh. To Dave jest dla Travisa jak prawdziwy ojciec. Szkoda mi tego małego i Diany. Mały zawsze się cieszy, kiedy widzi swojego biologicznego ojca, który ma go w dupie i przychodzi raz na rok, żeby się nie czepiali, a potem na pewno jest zawiedziony, kiedy ten się nim tak chujowo opiekuje i ma na niego kompletnie wyjebane. Travis jest jeszcze mały, a dzieci, jak wiadomo, dają się przekupić prezentami i taki Travis nie jest jeszcze w stanie dostrzec, że to Dave jest dla niego lepszym ojcem, nie uważa go za ojca, dla niego jak na razie będzie nim ten, który jest nim z punktu biologicznego. Szkoda, bo Dave'owi pewnie jest przykro, ale myślę, że rozumie, że to jest jeszcze mały dzieciak. No a Dianę też musi to boleć, choć minęło już trochę czasu. A;e takie rzeczy bolą długo.
    Sophia ma identyczny charakter jak James, to racja. Ale wciąż zastanawiam się, co ona wykombinuje i kiedy, skoro nie na tym castingu :") Może się dostanie i coś na tym przedstawieniu zrobi?
    Czekam na to, panno Poczwaro :>

    OdpowiedzUsuń