piątek, 18 listopada 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 43.

Dave
Od dwóch dni byłem razem z Dianą i Travisem w Toronto. Postanowiliśmy w tym roku spędzić święta w Kanadzie. Mimo że dostaliśmy zaproszenie od mojego ojca i jego żony, ponieważ nigdy nie byliśmy razem w święta, odmówiliśmy i ustaliliśmy, że spędzimy razem z nimi Nowy Rok.
Nie chciałem sprawiać Dianie przykrości i zostawać na Boże Narodzenie w Los Angeles. Była bardzo przywiązana do swojego ojca i to właśnie z nim chciała być w tym czasie, w swoim rodzinnym domu.
Moja narzeczona tak samo jak ja trochę w życiu przeszła. Przez całe życie była córeczką tatusia, jego jedynym dzieckiem, aż w końcu odszedł do swojej sekretarki, z którą miał romans. Diana została sama ze swoją mamą, a kiedy skończyła szesnaście lat, przeniosły się do USA. Jej matka ponownie wyszła za mąż, za faceta który nie przepadał za Dianą i tym razem to matka odstawiła ją na boczny tor. Niedługo później Diana poznała Josha, w którym zakochała się po uszy, podobno ze wzajemnością, a ten rzucił ją, kiedy zaszła w ciążę. Wydaje mi się, że to właśnie dlatego była tak zazdrosna i bała się tego, że ją zostawię. Każdy, na kim jej zależało, prędzej czy później ją opuszczał. Ja nie miałem jednak takiego zamiaru.
Mimo że jej stosunek do matki był neutralny i nie widywały się zbyt często, wybaczyła wszystko swojemu ojcu, udało jej się zaakceptować jego żonę, dla której opuścił rodzinę i była z nim w stałym kontakcie. Miałem już okazję poznać pana Harrisona. Był naprawdę fajnym i wyluzowanym facetem, mimo że miał własną firmę i mnóstwo obowiązków, ale przede wszystkim było widać z daleka, jak bardzo kocha Dianę i swojego wnuka. Di była tutaj najszczęśliwsza na świecie.
W Boże Narodzenie dosyć ciężko było mi wstać z łóżka. Na zewnątrz był śnieg, było mi zimno, nawet obiad zjadłem w łóżku. Kiedy wieczorem leżałem pod kołdrą, do pokoju weszła Diana. Wyglądała pięknie. Miała na sobie obcisłą granatową sukienkę z długimi rękawami, wysokie szpilki i związane włosy. Usiadła obok mnie na łóżku.
- Za godzinę idziemy do kościoła. Idziesz z nami?
- Nie. - mruknąłem cicho.
- Obiecujesz mi już od jakiegoś czasu, że pójdziesz ze mną na mszę. Nie poszedłeś ani razu.
- Chyba nie jestem gotowy.
- Musisz się w końcu przełamać. Nikt cię tam nie zje.
- A jak zje?
- Dave, przestań. - powiedziała całkiem poważnie.
- Ale nie mam garnituru.
- Wiesz o tym, że do kościoła można chodzić w jeansach? Myślisz, że ktoś będzie patrzył na to jak jesteś ubrany?
- I tak będą tam patrzeć na mnie jak na dziwoląga.
Westchnęła i wstała.
- Masz pół godziny. Zrób to dla mnie i chodź tam ze mną. Kochanie...
- Dobra, zaraz będę gotowy.
Uśmiechnęła się i wyszła z pokoju. Wstałem powoli z łóżka, ubrałem jeansy, koszulę i moje białe adidasy za kostkę. Uczesałem się i wyszedłem z pokoju. Wszyscy już na mnie czekali.
- Jestem gotowy. - powiedziałem, zakładając moją kurtkę. Travis chwycił mnie i Dianę za ręce i wyszliśmy z domu.
Chociaż w kościele było pełno ludzi i nikt nie zwracał nawet na mnie uwagi, czułem się nieco dziwnie. Ostatni raz byłem w kościele na ślubie Jamesa i Mel, bo po prostu musiałem tam być. Ale kiedy poszedłem na mszę z własnej woli, kiedy się modliłem? Naprawdę nie miałem pojęcia.
Ksiądz nauczał o tym, jak zrealizować swój wewnętrzny potencjał. Przewróciłem tylko oczami. Wewnętrzny potencjał? Dobre sobie.
Kiedy myślałem sobie, co ja w ogóle robię w tym miejscu, nagle ksiądz i kilkuset ludzi spojrzało na mnie.
- Czy wiesz, że drzemie w tobie mistrz? - spytał.
Serce mi pękło.
Czułem przez całe życie, że drzemie we mnie mistrz, a nikt z moich bliskich nigdy tego nie dostrzegł. Matka tego nie widziała, siostry tego nie widziały, nauczyciele też nie, nikt tego nie dostrzegł. Tego rudego chudego chłopca, który niczym się nie wyróżniał i zawsze siedział cicho z boku, bystrego i utalentowanego. Miałem zdolności muzyczne, pisarskie, kompozytorskie. Nikt nie pomógł mi ich rozwijać. Przez całe dzieciństwo uważałem się za nieudacznika, bezużytecznego i głupiego. Moja matka i babcia sprawiły, że czułem się tępy, pozbawiony wszelkich talentów.
Rzuciłem szkołę w wieku szesnastu lat. Grałem całymi nocami na gitarze, żeby udowodnić mojej rodzinie, że mogę coś osiągnąć i spełnić swoje marzenia. Może nie spełniłem ich do końca, ale na pewno stałem się kimś. Na Sunset ja i mój zespół byliśmy już legendą. Byłem najlepszym gitarzystą w Los Angeles. Miałem już trzydzieści lat i osiągnąłem prawie wszystko czego chciałem. Miałem najlepszy zespół na świecie, wspaniałych przyjaciół, stałą pracę, cudowną narzeczoną i jej syna, którego traktowałem jak własnego. Czego brakowało mi jeszcze do szczęścia? Chyba tylko własnego dziecka i przeprowadzki do innego stanu.
Kiedy wróciliśmy do domu, w ciszy zjedliśmy kolację, po której każdy zajął się swoimi sprawami. Diana poszła wziąć prysznic, a poszedłem do jej dawnego pokoju. Usiadłem na łóżku i patrzyłem tępo przed siebie, myśląc o tym co usłyszałem od księdza.
- Dave? - głos Diany wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłem się. Stała przede mną owinięta ręcznikiem, bez makijażu. Wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle.
- Mówiłaś coś?
- Tak. Widziałeś mój balsam?
- Chyba w walizce.
Podeszła do walizki i wyciągnęła z niej swój balsam do ciała. Usiadła obok mnie i otworzyła go.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - spytała. Wzruszyłem tylko ramionami.
- Jesteś piękna.
- Dzięki. - uśmiechnęła się.
- Widziałem w salonie twoje zdjęcia, kiedy byłaś nastolatką. Wyglądałaś jak lalka.
- To komplement?
- Tak. - przysunąłem się do niej i spojrzałem w jej wielkie błękitne oczy. Pocałowałem ją. - Masz najpiękniejszy kolor oczu na świecie.
- Dziękuję, Dave.
- Travis ma brązowe.
- Mhm. - próbowała rozgryźć, do czego dążę. Uśmiechnąłem się lekko.
- Tak jak ja. Miło by było, gdyby ktoś o nazwisku Mustaine miał takie jak twoje.
Odwzajemniła mój gest i spuściła wzrok. Położyłem dłoń na jej policzku i pocałowałem ją, po czym zrzuciłem z niej ręcznik.
Po wszystkim, kiedy leżałem wtulony w jej nagi dekolt, usłyszałem jak pociąga nosem. Podniosłem głowę i spojrzałem na nią.
- Dlaczego płaczesz? Zrobiłem ci coś? - spytałem, wycierając łzy z jej policzka. Pokręciła głową. - To co się stało?
- Nie wiem. Tak jakoś... - wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie. - Kocham cię.
- Ja ciebie też... - pocałowałem ją i przytuliłem się do niej. Niedługo później zasnąłem.

Lars
Odkaszlnąłem i pociągnąłem nosem, po czym oparłem się wygodnie o oparcie kanapy. Spojrzałem na Roxxi, która wytarła nos i ze łzami w oczach patrzyła tępo przed siebie. Wziąłem puste pudełko po pizzy i bez słowa wyniosłem je do kuchni. Kiedy wróciłem do salonu, Roxxi nadal siedziała w tej samej pozycji.
- Wszystko ok? - spytałem niepewnie.
- Tak. - odpowiedziała zachrypniętym głosem.
Usiadłem obok niej i przytuliłem ją, a ona nawet nie zareagowała.
- Późno już. Chodźmy się położyć.
- Nasze życie jest beznadziejne.
- Dlaczego?
- Spójrz na to wszystko. Kiedy wszyscy spędzają święta z rodziną, my siedzimy naćpani przed telewizorem i jemy pizzę z Domino's. Nienawidzę pierdolonego Domino's.
- Mogliśmy zamówić z Pizza Hut.
- Zamknij się!
- O co ci chodzi?! - odsunąłem się od niej i przyjrzałem się jej. - Jesteś niewierząca. Mogliśmy jechać na święta do Danii.
- Po co? Żeby twoja matka mnie wyrzuciła za drzwi albo znowu obrażała na każdym kroku? - spytała. Przetarła ręką przekrwione oczy i odwróciła głowę.
- To czego oczekujesz?
- Zmieńmy coś.
- Co?
- Cokolwiek! - krzyknęła i chwyciła paczkę papierosów, po czym wyjęła jednego. -Sprzedajmy to mieszkanie! Przecież możemy dostać za nie nawet trzysta tysięcy.
- I co dalej?
- Będziemy jeździć po świecie, mieszkać w hotelach albo u innych ludzi. Pracować w różnych miejscach.
- Roxxi, przepierdolimy te pieniądze ze sprzedaży mieszkania w rok albo dwa. I co wtedy zrobimy?
- Przecież jeszcze rok góra dwa i umrzemy.
- A jak nie umrzemy?
- To się powiesimy. - mruknęła i odpaliła papierosa.
Pokręciłem głową i westchnąłem głośno. Milczałem przez dłuższą chwilę.
- Wszyscy kurwa układają sobie życie, osiągają coś. My nawet nie stoimy w miejscu. My się cofamy, rozumiesz to? - spojrzała na mnie, wypuszczając powoli chmurę dymu z ust.
- Nagle teraz cię wzięło na takie przemyślenia?
- Tak.
- Kiedy próbowałem rozmawiać z tobą o ślubie, o dziecku, jedyne co od ciebie słyszałem to: "zamknij się".
- Dziecko może sobie zrobić każdy. Mnie o chodzi o samorealizację, spełnianie marzeń, karierę, o bycie kimś. Rozumiesz?
- O takich rzeczach się myśli jak się chodzi do szkoły. Ty zaraz po maturze wyjechałaś do Los Angeles, żeby imprezować i puszczać się ze wszystkimi kapelami na Sunset. Nie złożyłaś papierów na studia, nie zrobiłaś żadnych kursów, nic. Co ty chcesz osiągnąć?!
- Jestem młoda, piękna i mądra. - zgasiła nerwowo niedopałek w popielniczce. - Udowodnię tobie, twojej matce, mojej rodzinie i wszystkim wokół, że nie jestem nieudacznikiem. Jeszcze bardzo dużo osiągnę.
Wstała ze swojego miejsca i podciągnęła swoje jeansowe spodenki.
- Aha, nie przychodź do sypialni. Nie mam zamiaru z tobą spać. - rzuciła i ruszyła w stronę naszego pokoju.
Przez chwilę siedziałem zdezorientowany, po czym sam wziąłem jakiś koc, zgasiłem światło i położyłem się na kanapie. Niedługo później zasnąłem.

Judy
Mój ślub z Davidem zbliżał się wielkimi krokami. Właściwie oprócz obrączek czy bukietu wszystko było już gotowe.
Kiedy w piątek wracałam zamyślona z pracy i myślałam o piosence do pierwszego tańca, weszłam po cichu do mieszkania i odłożyłam torebkę na półkę. Zajrzałam do kuchni, gdzie zobaczyłam Nicka, który siedział ze spuszczoną głową nad szklanką whisky.
- Nick? - spytałam ze zdziwieniem. - Co ty tu robisz?
Podniósł głowę i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się i wstał żeby się ze mną przywitać.
- Cześć.
- Cześć. Co tu robisz? - ponowiłam pytanie.
- Przyszedłem. Mam dzisiaj wolne i trochę mi nudno.
- A Shanell?
Machnął ręką.
- Nie ma jej w domu.
- Gdzie jest David?
- W łazience.
Kiwnęłam głową i wyciągnęłam z szafki kubek, do którego wrzuciłam ekspresową herbatę.
- Napijesz się ze mną?
- Nie, dzięki. - wstawiłam wodę i przyjrzałam mu się. - Wszystko ok?
- Tak. Dlaczego miałoby nie być ok?
Wzruszyłam ramionami. Chwilę później David wyszedł z łazienki i przywitał się ze mną. Ja zalałam herbatę, wzięłam sobie coś do jedzenia i poszłam do salonu, zostawiając ich samych.
Dopiero wieczorem, kiedy szykowaliśmy się do snu, mogłam pogadać z Juniorem. Wszedł do sypialni, a ja siedziałam na łóżku i smarowałam dłonie kremem.
- Taylor zasnął? - spytałam.
- Tak, w końcu. Nadal myśli, że ma potwory pod łóżkiem.
- Przecież zaglądaliśmy razem z nim pod łóżko i mówiliśmy, że wszystko w porządku.
- Mówi, że wracają w nocy.
Pokręciłam głową i odłożyłam krem na szafkę.
- David? Nick ma jakiś problem?
Spojrzał na mnie bez słowa.
- Skąd to pytanie?
- Widzę, po nim i po Shanell. W Sylwestra płakała w łazience.
- On... Nick zaczął znowu pić. Zaczęło się na tym, że wieczorem wypił sobie piwo, a skończyło się na tym, że Shanell musiała wylać cały alkohol jaki mieli do kibla, a on rzucił w nią jakąś jej nagrodą.
- Słucham?
- Tak mi opowiadał. I nie widzi chyba w tym nic dziwnego.
- Rozmawiałeś z nim?
- Próbowałem, ale i tak nic do niego nie docierało, bo już był wstawiony.
- Dlaczego ty tak spokojnie o tym mówisz?!
- Judy, a co ja mam zrobić?! Jakbym miał taką narzeczoną jak on to też bym pił.
- Chyba wiedział doskonale o tym, jaka jest Shanell. Po co się jej oświadczył?
- Śmiał się, że był zamroczony winem.
- I jeszcze się z niej śmieje za plecami? Może on jej w ogóle nie kocha i jest z nią dla kasy?
- Już nie przesadzaj. - położył się do łóżka i przykrył po szyję kołdrą.
- Przecież on jej kiedyś nie lubił. Nagle ją pokochał?
- Ty też mnie nienawidziłaś. I jesteś ze mną już dziewięć lat.
- To zupełnie inna sprawa.
- Nie, to nie jest zupełnie inna sprawa. Ma dwoje małych dzieci, matka jednego z nich nie żyje, Shanell ciągle wyjeżdża i ma jakieś swoje widzimisię. Pogubił się chłopak i tyle. Powiem o tym Dave'owi i Marty'emu i pogadamy z nim, dobrze?
- Dobrze.
Pocałował mnie w czoło i przewrócił się na drugi bok. Chwilę później sama położyłam się do łóżka i zasnęłam.

1 komentarz:

  1. Wiesz, współczuję Dianie. Wbrew pozorom miała naprawdę ciężko w życiu. Rozpadła jej się rodzina, potem ten facet jej matki, co dla dorastającej nastolatki jest naprawdę czymś ciężkim. Musiała radzić sobie sama, potem ten facet, który zrobił jej dziecko i zostawił ją kompletnie samą ze wszystkim. Ogromnie ją podziwiam, że dała radę. Wiele innych dziewczyn na jej miejscu by sobie odpuściło, usunęło to dziecko lub je oddało, a ona pokochała Travisa, mimo że na pewno przypomina jej o jego ojcu. Potem te wszelkie życiowe trudności, pojawił się też Dave o wiadomym charakterze, wiele razem przeszli, no ale w końcu się udało. Przez to, co ona przeszła, nie jest w stanie nikomu w pełni ufać, tym bardziej facetom. I ja się jej nie dziwię. Ona jest taka delikatna, krucha, żeby nie powiedzieć porcelanowa. Jest piękna, wygląda jak księżniczka. Dla Dave'a na pewno jest właśnie taką księżniczką, którą on powinien się opiekować i zdobywać ją każdego dnia. Są cudowni <3
    Poczwara w kościele XDD Śmiechłam trochę, ale z drugiej strony... Dobrze, że sobie uświadomił, że nie jest nikim, tak jak mu to powtarzała jego matka. Na pewno już wcześniej to zrobił, ale zdecydowanie potrzebne mu są takie momenty, takie przeświadczenia.
    Lars i Roxxi mnie jak zwykle rozpierdalają, ale tym razem nie wiem, co mam sądzić. Czyżby Roxxi miała coś konkretnego na myśli? Może coś planuje? Nie mam pojęcia.
    Z Nickiem i Shan będą inby, czuję to. Ale naprawdę bym nie przeżyła, gdyby znów się rozstali. Mam nadzieję, że oni jakoś pomogą Nickowi uporać się z nałogiem.
    Czekam na te inby, panno Poczwaro :>

    OdpowiedzUsuń