niedziela, 11 stycznia 2015

The Unforgiven - rozdział 24.

Devon będzie się troszkę teraz pojawiał, wiem, że dużo osób go lubi, ja również, więc to chyba dobrze :)
ten wykład na temat szkodliwości pornografii podkradłam z życiorysu Jenny Jameson,  z tą różnicą, że ona dała wykład na Oxfordzie.
wybaczcie, że zakończyłam w takim momencie, ale chcę was trochę potrzymać w niepewności. zwróćcie uwagę na to o jakim klubie wspominają w swoich narracjach Devon oraz Su. nic już więcej nie podpowiem :)

miłego czytania i proszę o jakiś znak, że jesteście, haha!

Susie
Minęły prawie 3 miesiące. Nadszedł rok 1989, który miał być dla mnie znaczący, ale również bardzo burzliwy. Nie sądziłam, że pod koniec lat 80' moje życie zmieni się o 180 stopni. James był w trasie koncertowej z Metalliką. Chciał wziąć mnie ze sobą, jednak ja wolałam zostać w Los Angeles, żeby się powoli zabijać. Codzienna zmiana miejsca, kraju, otoczenia i przepychanie się na lotnisku nie było dla mnie. Nie wytrzymałabym.
Mój toksyczny romans z Dave'em o dziwo trwał nadal. Przy Dave'ie nie potrzebowałam dużo czasu, żeby po raz kolejny wpaść w sidła nałogu. Znowu zaczęłam brać heroinę.
Uzależniłam się jeszcze szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Miałam wrażenie, że coraz bardziej wyniszczam swoje ciało i organizm. Nie samą heroiną, tylko tym syfem, który dosypywali tam dilerzy. Nie miałam stałego dostawcy, kupowałam prochy u handlarza, który przypadkiem pojawił się na dzielnicy, na imprezie czy w domu Dave'a. Czułam się po prostu źle. Mocna czarna kawa i papieros na śniadanie, działka na drugie, na obiad kolejna, na kolację szklanka whisky z lodem, a potem pieprzenie się bez zabezpieczeń z innym ćpunem. Z każdym dniem byłam coraz bliżej śmierci, każdy mógł być moim ostatnim. Czułam, że umieram. Było mi już wszystko jedno, jak na ćpuna przystało.
Któregoś sobotniego ranka, po kolejnej imprezie z Megadeth, obudziłam się w zasyfionej sypialni Dave'a. Otworzyłam powoli oczy. Pomieszczenie było szare od dymu. Promienie kalifornijskiego słońca próbowały się wdzierać do środka przez zasunięte rolety. Popatrzyłam na pościel, na której był popiół od papierosów i czyjeś wymiociny. Odwróciłam się z nadzieją, że zobaczę śpiącego obok mnie Dave'a. Mustaine'a jednak nie było. Zobaczyłam Nicka.
- Kurwa... - mruknęłam sama do siebie. Wstałam z łóżka i wciągnęłam na siebie pierwszą lepszą koszulkę, która leżała na podłodze. Znalazłam swoje majtki i założyłam je. Ruszyłam w stronę łazienki. Dave siedział na zimnym płytkach, opierając się o ścianę. W prawej dłoni trzymał łyżkę i strzykawkę.
- Dlaczego Nick śpi w twoim łóżku? - spytałam, zerkając w brudne lustro. Poprawiłam grzywkę i spojrzałam znowu na Dave'a.
- Nawet nie pamiętasz kto cię posuwał ostatniej nocy, w dodatku w moim łóżku... Szmata...
Wyszłam z toalety po swoją torebkę, która leżała w sypialni na parapecie. Wyciągnęłam z niej małą torebeczkę z proszkiem i wróciłam do Rudego. Uklękłam obok.
- Daj... - wyciągnęłam rękę w jego stronę. Bez słowa podał mi łyżkę i strzykawkę, której sam wcześniej używał.
Czy to nie była prawdziwa miłość? Mimo że nazwajem traktowaliśmy się jak gówno, to cały czas się spotykaliśmy. Pieprzyłam się z nim tak jak z nikim innym, a potem dzieliliśmy się heroiną i brudnymi strzykawkami, narażając się na HIV i inne świństwo.
- Nie będziemy mogli się widzieć przez 2 tygodnie... - oparł głowę o moje ramię.
- Dlaczego?
- Jadę do Chicago, sprawy zespołowe.
- Rozumiem. - znalazłam żyłę na lewym przedramieniu i wkłułam się. Wstrzyknęłam narkotyk i zamknęłam oczy, biorąc głęboki oddech.
- Za 2 tygodnie w Rainbow Bar & Grill.
- Co?
- Impreza. W Rainbow, na Sunset. Przyjdź.
- Dla ciebie zawsze przyjdę.
Chwycił mój podbródek, po czym gwałtownie obrócił go w swoją stronę. Pocałował mój policzek, przechodząc powoli do ust.
- I ubierz najlepszą bieliznę jaką masz.
- Mhm...
- Postarasz się?
- Dla ciebie? Zawsze...
Uśmiechnął się lekko. Popatrzył w moje zwężone źrenice i pocałował mnie namiętnie.

Devon
Od ponad godziny siedziałem na dworcu, czekając na pociąg Alana. Zacząłem się coraz bardziej denerwować. Ale starałem się uspokoić wmawiając sobie, że lepiej, żeby jeździł pociągami, niż pod wpływem kokainy własnym samochodem. Nie chciałem mieć na sumieniu jego i niewinnych ludzi.
Jakieś 15 minut później zobaczyłem nadjeżdżający pociąg. Patrzyłem na ludzi wychodzących z niego. Po chwili wydostał się z niego Alan, ciągnąć za sobą walizkę, a w drugiej ręce trzymając jakieś pudło. Wstałem z ławki i podszedłem do niego.
- Czekam od godziny. - zaśmiałem się, witając się z nim. Alan odgarnął włosy z czoła.
- Mogłem... - próbował uspokoić swój oddech. - Mogłem jechać swoim samochodem...
- Ledwo przyjechałeś i już narzekasz.
- Będąc z kimś takim jak Susie przez kilka lat pewnie się przyzwyczaiłeś. - puścił do mnie oczko, a ja spojrzałem na jego karton.
- Co to?
- Niespodzianka. Pomóż mi. - wepchnął siłą pudło w moje ręce, a ja chciałem zajrzeć do środka.
- Nie zaglądaj! Później sprawdzisz.
Poszliśmy do mojego zaparkowanego niedaleko samochodu. Alan wsadził do bagażnika swoją walizkę, a obok położył swój cenny karton, którego zawartości nie mogłem na razie poznać. Pojechaliśmy do domu. Alan zostawił walizkę w przedpokoju i od razu rzucił się na kanapę w salonie.
- Zjesz coś, napijesz się?
- Napiję. Przynieś szklanki. - zerwał się i wybiegł z pomieszczenia. Zachowanie Alana często było dziwne i wzbudzało zaniepokojenie. Nie mógł usiedzieć na miejscu, cały czas nadawał, nie umiał trzymać języka za zębami. Twierdził jednak, że po kokainie czuje się świetnie i nie widział nic dziwnego w tym jak się zachowuje. Nie miał też zamiaru słuchać osób, które powtarzały mu, że świetne samopoczucie po kokainie nie będzie trwać wiecznie.
Kiedy wróciłem do pokoju, Alan już grzecznie siedział, a na stole stała butelka Jim Beama. Położyłem szkło na stole.
- Nie mam lodu.
- E tam, mogę pić bez lodu. - ściągnął swoją dżinsową kurtkę i rzucił ją na bok. Wziął butelkę i rozlał alkohol do szklanek. - Brakuje ci laski.
- Ty to wiesz najlepiej.
- Widzę przecież.
- Gówno wiesz.
- I już się denrwujesz. Musisz w końcu zaruchać.
Chwyciłem swoją szklankę i wziąłem duży łyk alkoholu.
- Tylko po to przyjechałeś? Żeby rozmawiać o lasce której nie mam i o moim życiu seksualnym?
- Jakim życiu seksualnym, takiego też nie masz...
- Alan...
Tak mniej więcej wyglądała cała rozmowa. Alan cały czas nadawał o seksie, moich byłych dziewczynach, o tym z którą swoją koleżanką by mnie zapoznał. Z każdą kolejną szklanką whisky coraz mniej zwracałem na to uwagę.
- O właśnie... - Alan wstał z kanapy i wyszedł znowu z salonu. Wrócił po kilkunastu sekundach, niosąc w rękach swój cenny karton. Położył go między nami.
- Zajrzyj do środka.
Odłożyłem szklankę na stół i otworzyłem pudło. Co zobaczyłem w środku? Trochę gazet z jego kolekcji Playboya, Penthouse i Hustlera. Miał tymi magazynami zawalony prawie cały strych. Miał je wszystkie, każde możliwe wydanie. Przywiózł mi te, które według niego byłyby dla mnie najcenniejsze. Z jedną osobą na okładce.
- Alan... serio?
- I co? I tylko tyle? Ja przekopałem cały strych, żeby znaleźć wszystkie gazety, w których była Susie, myślałem, że się ucieszysz, w końcu oddałem ci część mojej cennej kolekcji, a ty mi się tak odwdzięczasz? - Alan był oburzony. Whisky zmieszana z kokainą dała o sobie znać. Wziąłem do ręki jeden z magazynów.
- Tylko po co mi przywozisz gazety w których jest moja była narzeczona...?
- Devon... myślisz, że ja tego nie widzę?
- Czego? - zdziwiłem się.
- Kochasz ją cały czas...
- Skąd ty to możesz wiedzieć?
- Domyśliłem się. Już wtedy, kiedy rozmawialiśmy przez telefon i wypytywałeś o nią. A teraz zobaczyłem, że trzymasz jej zdjęcie nie półce... - wskazał głową na szafkę, na której położyłem jej fotografię oprawioną w ramkę. Utkwiłem wzrok w podłodze.
- Myślisz, że to wszystko jest takie proste? Tak po prostu zapomnę o niej, po kilku latach związku? Była w ciąży z moim dzieckiem...
- To dlaczego do cholery siedzisz tutaj, zamiast ruszyć dupę i jechać do niej?
- Daj mi spokój.
Westchnął ciężko i podniósł się z kanapy.
- Gdzie mój pokój?
- Już ci pokazuje.
Zaprowadziłem go do pokoju gościnnego. Pościeliłem łóżko, a Alan rzucił się na nie w ubraniach i zasnął. Zgasiłem światło i zamknąłem drzwi, po czym wróciłem do salonu. Wziąłem jedną z gazet do ręki i zacząłem ją przeglądać. Pierwsza sesja Su dla Playboya. Pamiętałem ją dobrze, bo razem z nią byłem na planie zdjęciowym i pocieszałem ją, kiedy płakała w garderobie. To były jej początki. Oficjalnie nie byliśmy jeszcze parą, ale byliśmy już po paru spotkaniach. Przyjrzałem się okładce. Pozowała do zdjęć w czarnej bieliźnie. Leżała w białej pościeli, włosy miała rozwichrzone. Wyglądała tak cholernie seksownie. W momencie kiedy odłożyłem na bok magazyn i chciałem wziąć drugi, usłyszałem dźwięk telefonu. Przysunąłem się do niego i podniosłem słuchawkę.
- Słucham?
- Witam, dodzwoniłam się do pana Devona Hayes? - usłyszałem obcy głos jakiejś kobiety.
- O co chodzi? - spytałem podejrzliwie.
- Nazywam się Samantha Baker, dzwonię z Uniwersytetu Kalifornijskiego.
- Uniwersytetu Kalifornijskiego? - wstałem z wrażenia.
- Bardzo nam zależało na tym, żeby się z panem skontaktować. Proszę nie odkładać słuchawki.
- Nie odkładam.
- Od jakiegoś czasu szukamy osoby, która może poprowadzić wykład na temat szkodliwości pornografii.
Zaśmiałem się.
- Dlaczego akurat ja? Jestem jedyną osobą, która jest... była z tym powiązana?
- Nie, nie. Proszę mnie źle nie zrozumieć. - od razu starała się opanować sytuację. Była niesamowicie spokojna, a ja dostawałem szału, kiedy ktoś poruszał ten temat. - Zależy nam na osobie, która nie jest już z tym powiązana. I powie całą prawdę, jak to wszystko wygląda.
Nie odzywałem się przez dłuższą chwilę.
- Kiedy miałoby to być?
- Planujemy za 2 tygodnie.
- Dobra, zgadzam się. - westchnąłem cicho.
- Nawet nie ma pan pojęcia, jakie będzie zainteresowanie! - ucieszyła się. - Bardzo się cieszę. Zadzwonię jeszcze jutro, żeby podać szczegóły, do usłyszenia.
Nie pożegnałem się i odłożyłem słuchawkę. Nie wiedziałem co myśleć. Dzisiejszy dzień był pełen niespodzianek. Dopiłem resztkę whisky, która była w butelce i poszedłem się położyć. Potrzebowałem odpoczynku.

***

- Cześć, nazywam się Devon Hayes i jestem zaszczycony, że mogę tu dzisiaj być żeby podzielić się z wami moją historią. Przyjechałem z Phoenix, żeby wystąpić przed wami. Proszę was o wyrozumiałość, bo nie jest łatwo stać tu i opowiadać swoją historię...
Sala była wypełniona ludźmi. Nie tylko studentami. Sporo z tych osób na pewno mnie znało, nikt jednak nie podchodził, nie prosił o zdjęcia, autografy, nikt się nawet nie śmiał. Nie przygotowałem żadnej mowy, nie myślałem, o czym powiem, co zachowam dla siebie. Wszystko ze mnie samo wypłynęło, jakbym miał potrzebę opowiedzenia komuś o tym. Chciałem ich przed tym ostrzec i pokazać im, że granie w tego typu produkcjach wcale nie jest świetną zabawą.
Zacząłem opowiadać o moim dzieciństwie, młodości, morderstwie mojej mamy. O pierwszych problemach z narkotykami, pierwszych dziewczynach, pierwszym seksie. O tym jak trafiłem do tego biznesu, jak wyglądała moja droga na "szczyt", o moim związku z inną aktorką oraz przede wszystkim - o konsekwencjach tego zawodu i o nowym życiu, po oderwaniu się od tego wszystkiego. Nikt nie miał żadnych pytań. Ani jedna osoba mi nie przeszodziła. Przed prawie 2 godziny mówiłem, a każdy mnie uważnie słuchał. Na sam koniec zostałem nagrodzony brawami. Poczułem się wtedy naprawdę dziwnie. Opowiedziałem im właśnie o tym, jak zmarnowałem połowę swojego życia, a oni bili mi pieprzone brawa.
Po wszystkim pojechałem do domu Alana. Miałem się zatrzymać u niego na kilka dni.
- I jak było? Mów! - od samego wejście zasypał mnie pytaniami.
- Dobrze...
- Dobrze?! Człowieku, nie skończyłeś żadnych studiów, a prowadzisz wykłady na uniwersytecie...
- 1 wykład. To w sumie nie był wykład... - wziąłem butelkę z wodą, która stała na stoliku. Napiłem się. - Raczej opowiedzenie swojej historii, ku przestrodze...
- Spodobało im się?
- Chyba byli zbyt zszokowani, bo przez cały wykład nikt się nawet nie poruszył. - zaśmiałem się. - Na koniec bili brawa. To było dla mnie dziwne.
- Szkoda, że mnie tam nie było.
- Czuję się genialnie. Mam wrażenie, że coś komuś uświadomiłem. Że pokazałem im, że kariera w tej branży to nie jest wieczna impreza i orgazm za orgazmem. 
- Musimy to uczcić. - poklepał mnie po plecach. - Gdzie idziemy wieczorem?
- Dawno nie byłem w Rainbow.
Nie wiem czy kiedyś wybaczę sobie to, że spośród tysiąca innych nocnych klubów w Los Angeles wybrałem akurat Rainbow. To co tam zobaczyłem tamtego wieczora kompletnie wytrąciło mnie z równowagi.

8 komentarzy:

  1. Cześć ;) Spory czas temu trafiłam na twojego bloga-więc wypadałoby zacząć komentować.
    Nie będę się rozdrabniać, obecnie mam problem ze składaniem myśli. Z góry więc przepraszam za długość i bezsens po trochu.
    Suzie... nie wiem co mogę powiedzieć. Polubiłam jej postać. Jest ciekawym charakterem, ale powinna wykazać się też trzeźwym myśleniem-trzeźwy to słabe określenie do jej sytuacji. Szkoda mi dziewczyny, marnuje się przy boku Mustaine'a, którego i tak swoją drogą uwielbiam mimo licznych wad i nałogu.
    O Devonie również niewiele wtrącę- bardzo go lubię. Jest na swój sposób uroczy i oczywiście ciekawy. Sądzę, że nie powinien tak przeżywać tej miłości. Mógłby ją przenieść na kogoś innego. Na pewno byłby trochę szczęśliwszy.
    Ogólnie rzecz biorąc rozdział bardzo mi się podoba tak jak i poprzednie ;) Czekam na to, co ma się wydarzyć w Rainbow. Jestem gotowa na każde zaskoczenie xdd.
    Jedyne co mogę napisać to mnóstwo weny,weny i do zobaczenia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej, bardzo Ci dziękuję za komentarz! nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy :) cieszę się, że się ujawnił ktoś nowy tutaj! :)

      Usuń
  2. Szczęściara Whiplash z anonima, egen :D
    Pozwolę sobie powiedzieć - WIEDZIAŁAM! Boże, Susan znowu ćpie... Biedna dziewczyna no. Tyle już przeszła, tyle razy dostała po dupie tylko po to, żeby znowu wejść w łajno po same uszy. Nie dość, że do tego puszcza się z Rudym, to jeszcze z kompletnie przypadkowymi ludźmi. Mogła stworzyć normalny związek z Jamesem, ale nie, po co, lepiej się narkotyzować i pieprzyć z kim popadnie... Chujnia totalna.
    I znowu mi żal Devona. Nic mu nie pozwala zapomnieć o przeszłości. Najpierw prezent od Alana (ma facet gest) a potem ten wykład. Chociaż wykład to w sumie dobra sprawa, bo odważył się stanąć przed ludźmi i to z siebie wyrzucić. Propsy.
    Ech, stawiam dychę, że Su i Devon spotkają się w tym barze i będzie jakaś jatka.
    Czekam na kolejny rozdział i oczywiście na list! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie mogę sobie pozwolić na skomentowanie jednego z moich ulubieńców tutaj, na blogosferze, haha! Hej, kochana Parry, udało mi się dotrwać do dzisiejszego wieczoru. Prawdę mówiąc, najlepiej by mi było, gdybym skomentowała zaraz po przeczytaniu, a to z kolei zrobiłam w ten sam dzień, kiedy opublikowałaś rozdział, ale coś mi przeszkodziło. Może czas? Za wiele psuje.

    Ja również pozwolę sobie powiedzieć: WIEDZIAŁAM. Och, chyba my wszystkie wiedziałyśmy, że tak wyjdzie. Nie wiem, czy istnieje taka siła, która wstrzymałaby byłego ćpuna, w zasadzie świeżo po odwyku, na nie wpadnięcie to znów, skoro narkotyki walają się dosłownie wszędzie wokół, a wszyscy znajomi to właśnie ćpuny. Głupia była, że nie zabrała się z Jamesem, tak sobie myślę. Cholera, przecież jej życie mogłoby się diametralnie zmienić na lepsze i zmienić się naprawdę. To już nie byłoby durnym złudzeniem, które znikało za każdym razem, gdy ta oddalała się od blondyna na co najmniej dwadzieścia metrów. W zasadzie - przecież dalej tak się dzieje.
    Dave mnie koszmarnie odrzuca, chyba takie było Twoje zamierzenie. On zostaje tu tak przedstawiony, że...ugh, nie mogę. Ja ogólnie nie lubię tego człowieka. O ile Metallicę samą w sobie zdzierżyć jeszcze mogę, to z Megadeth od zawsze mam problemy. Tutaj znów się pojawia ten zabawny problem, że nie lubię w zasadzie żadnego z zespołów, które pojawiają się w Twoim opowiadaniu, a samo ono jest jednym z tych, na którego rozdziały szczerze wyczekuję, haha. Och, ale pomijając to - rudy skurwysyn, którego bym rozsmarowała na rozgrzanym asfalcie, nie będę ukrywać. Boże, niech Susie się w końcu ogarnie, ale te błagania i nadzieje chyba sens już straciły.

    Devon, Devon, Devon! Ooo, jak powiało optymizmem, haha. Uwielbiam go, naprawdę go uwielbiam, jedna z moich ulubionych męskich postaci na blogach, a ulubiona u Ciebie, to niepodważalnie.
    Szkoda mi go, muszę Ci powiedzieć. Szkoda, że zakochał się w takiej...no, kobiecie, a nie w innej. Same problemy i rozterki przez to są. Susie jest ciężka do kochania, to jasne, ale z drugiej strony... Czuję, że miłość jest dla niej jedynym lekarstwem, prawdziwa miłość, ucieczka, zapomnienie. U Dave'a tego nie znajdzie, u Jamesa też nie. W zasadzie został już tylko Devon. Chciałabym, by między KIMKOLWIEK tam wreszcie było dobrze. Marzenia, co? Haha.
    Pod koniec wypada mi jeszcze tak... Raz, że pogratulować nowemu profesorowi, wiadomo! Powalił mnie sam pomysł z czymś takim, nie spodziewałam się za nic, jejku. A dwa: Rainbow. Cholera, niedobrze. Albo właśnie cudownie. Ja nie mam pojęcia, co się stało. Stanie. Co zobaczył, oświeć mnie!

    Przerażona jestem końcówką, nie ma co, haha. Mam za słabe nerwy na takie akcje, Parry, więc dobrze kolejny rozdział przemyśl!
    I ode mnie tyle, pozdrawiam, WENY i do następnego, oczywiście ♥

    + zapraszam na siedemnasty u siebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moja kochana kobieca wersja Joe! ♥
      uwielbiam Twoje komentarze, haha! i muszę Ci powiedzieć - że ułoży się. naprawdę się ułoży. Susie się ogarnie, ale trzeba poczekać. i zakończenie będzie zaskakujące, ale myślę, że Tobie się spodoba ♥
      dziękuję i do zobaczenia u Ciebie jutro!

      Usuń
  4. Nareszcie znalazłam czas żeby przeczytać. :)
    Na samym początku zrobiło mi się trochę szkoda Susan. "Z każdym dniem byłam coraz bliżej śmierci(...)" Najpierw się odrobinkę przejęłam. A następnie stwierdziłam, że to raczej nie możliwe... Na pewno z tego wyjdzie. Przecież tyle razy już próbowała. Kiedyś musi się udać!
    Zupełnie nie spodziewałam się, że w tym pudle dla Devona będą gazety. Przez myśl mi to nie przeszło. Sądziłam, że nawet ich nie przejrzy. Ale myliłam się.
    Ten wykład mnie zaciekawił. Coś z tego będzie dalej?
    Końcówka trzymająca w niepewności - coś co lubię. :D
    Generalnie świetnie! Jak zawsze. :)

    Pozdrawiam i życzę weny!

    P.S. U mnie nowy! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj kochana, u mnie nowy :)
    (czekam na list! :*)
    http://kick-some-ass-tonight.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na osiemnastkę! :') - http://fire-burnin-slow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń