Zapukałem głośno do drzwi i zsunąłem z nosa okulary przeciwsłoneczne. Po chwili zobaczyłem na progu moją matkę, która chyba dopiero się obudziła. Zlustrowałem ją wzrokiem z góry na dół.
- No i co?
- Co "co"? Czego chcesz?
- Ładnie mnie witasz. Chciałem pogadać.
- Nie pożyczę ci pieniędzy.
- Nie chcę żadnej kasy. Dobrze mi się wiedzie.
- To czego chcesz?! - zaskrzeczała.
- Mogę wejść?
Zastanowiła się chwilę i otworzyła szerzej drzwi. Wszedłem do środka i rozejrzałem się. Był taki sam syf jak zawsze. Po podłodze walały się puste puszki i butelki, pety wysypywały się z popielniczki, na stoliku stały opakowania z niedojedzonym zamówionym żarciem. Śmierdziało fajkami i tanimi perfumami. Na kanapie spał jej facet, którego widziałem już tutaj kilka miesięcy temu. Popatrzyłem znowu na matkę, która założyła szlafrok i poprawiła potargane włosy.
- O co chodzi?
- Chcę wiedzieć kto jest moim ojcem.
- Mówiłam ci. Nie znam go, nie wiem co się z nim dzieje.
- Jasne. Mamo, przestań ze mną grać. Chcę poznać mojego ojca.
- Twój ojciec nie żyje.
- Czyli jednak wiesz coś o nim! Gdybyś go nie znała to byś nie wiedziała czy żyje czy nie!
- Daj mi spokój!
- Mam prawie trzydzieści lat, a ty dalej wszystko przede mną ukrywasz!
- Przez całe życie miałeś gdzieś naszą rodzinę, a teraz cię nagle interesuje, kto jest twoim ojcem?!
- Jaką kurwa rodzinę?! Całe życie zmieniałaś facetów jak rękawiczki! Nigdy nawet mi nie powiedziałaś, że mnie kochasz!
- Jak mam mówić "kocham cię" do dziecka, które ma mnie za szmatę?!
- Nie mam cię za szmatę. Nie zawsze. - poprawiłem się i cicho westchnąłem. - Czy to jest dla ciebie takie dziwne? Chcę mieć w końcu własną rodzinę, a nie znam nawet swojej.
- Znasz mnie, swoje siostry, babcię.
- A mój ojciec? A druga babcia?
- Przestań już!
- Wiesz co kurwa?! Mogłem tu nie przyjeżdżać! Całe życie myślisz tylko o sobie, egoistko. Wracaj do chlania i ruchania się ze swoim nowym facetem, tylko do tego się nadajesz! - krzyknąłem i ruszyłem w stronę drzwi. Matka jeszcze się za mną wydzierała, ale nie zwracałem już na to nawet uwagi. Wsiadłem zdenerwowany do samochodu i wróciłem do domu.
***
Rzuciłem wzrokiem na zegarek, który wskazywał już prawie drugą w nocy. Wziąłem głęboki oddech i ze świstem wypuściłem powietrze z ust. Spojrzałem na nieświadomą niczego Dianę, która spała słodko obok mnie. Wstałem powoli z łóżka i wyciągnąłem z szuflady paczkę Marlboro. Obiecałem Dianie, że postaram się całkowicie rzucić palenie, ale naprawdę ciężko mi to wychodziło.
Wziąłem zapalniczkę i wyszedłem na balkon, żeby moja dziewczyna przypadkiem nie poczuła, że paliłem w mieszkaniu. Wyjąłem papierosa z paczki, odpaliłem go i mocno się zaciągnąłem. Wypuściłem gęstą chmurę dymu z ust, obserwując oświetlone miasto. Kiedy wsłuchiwałem się w przejeżdżające w oddali samochody, usłyszałem dźwięk telefonu. Zgasiłem fajkę i wyrzuciłem peta na ulicę. Wyszedłem z balkonu i zerknąłem na Dianę, która nadal spała. Podszedłem do telefonu i podniosłem słuchawkę.
- Halo?
- Ron Alves. - usłyszałem głos mojej matki.
- Co? Co ty gadasz?
- Ronald Alves. Twój ojciec.
W pierwszym momencie nie wiedziałem co powiedzieć. Byłem w szoku. Otworzyłem szybko notes Diany, który leżał obok i zapisałem imię i nazwisko na pierwszej lepszej stronie.
- Co jeszcze? Masz jego numer?
- Mieszka w Los Angeles. Nic więcej ci nie powiem. - powiedziała bez emocji i rozłączyła się.
Odłożyłem słuchawkę i jeszcze raz spojrzałem na zapisaną kartkę. Ronald Alves. Dave Alves. Nigdy nie słyszałem o kimś takim. Zacząłem się zastanawiać kim jest, jak wygląda, jak poznał moją matkę. Czy w ogóle wie, że ma syna?
Znowu podniosłem słuchawkę i wystukałem numer do Shanell. Odebrała po czwartym sygnale.
- Słucham? - mruknęła zaspanym głosem.
- Wiem jak nazywa się mój ojciec. Ronald Alves. Mieszka w LA.
- I?
- I tylko tyle. Mówiłaś, że pomożesz mi go szukać, jeśli będę miał imię i nazwisko.
- Teraz?
- Nie no... jutro.
- Dobrze... Dave, ja muszę iść spać. Wstaję o szóstej.
- Przyjdę jutro!
Rozłączyłem się i wyrwałem kartkę z nazwiskiem mojego ojca z notesu. Chciałem wrócić do łóżka, ale zauważyłem, że Diana nie śpi. Przyglądała mi się podejrzliwie.
- Z kim rozmawiałeś?
- Z Shanell. - powiedziałem, kładąc się obok niej.
- O tej porze?
- Zadzwoniła.
- Co masz na tej kartce?
- Nic.
- Pokaż.
- Nie.
Zaczęła mnie łaskotać, a ja wybuchnąłem śmiechem i wypuściłem kartkę z rąk. Diana położyła się na mnie, wyciągnęła się i podniosła kartkę z podłogi. Rozwinęła ją.
- Ronald Alves? Kto to jest?
- Mój ojciec.
- Mówiłeś, że nie znasz swojego ojca.
- Byłem u matki. Powiedziała mi tylko jak się nazywa i że mieszka w Los Angeles. Shanell obiecała, że pomoże mi go znaleźć.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Nie wiem. Teraz już wiesz. Nie gniewaj się.
Moja dziewczyna nic już nie mówiła. Popatrzyła na mnie z zatroskaniem i odgarnęła mi włosy z twarzy. Oddała mi bez słowa kartkę i wtuliła się we mnie. Niedługo później zasnęliśmy.
Judy
Stałam razem z Davidem pod drzwiami Shanell. Zapukał drugi raz, ale nie otwierała.
- Chyba jej nie ma.
- Musi być, bo słyszę coś. Wiedziała zresztą, że przyjdziemy.
Nacisnął na dzwonek. Po chwili drzwi otworzyły się i zobaczyliśmy Shanell. Bez makijażu, w związanych włosach, owiniętą szlafrokiem. Wyglądała na zdziwioną.
- Cześć?
- Cześć. Mówiliśmy, że przyjdziemy z zaproszeniem. Nie pamiętasz?
- Zapomniałam. - zmieszała się trochę.
- Możemy wejść?
- Nie, wiecie, nie mam dzisiaj za bardzo czasu...
- Wyglądasz jakbyś szykowała się do spania. - uniosłam brwi.
- Naprawdę, jestem zajęta. Przyjdźcie kiedy indziej. - próbowała zamknąć drzwi, ale David przytrzymał je. Bez słowa podał jej zaproszenie.
- Mamy do odwiedzenia jeszcze prawie dwadzieścia osób. Weź to, bo nie będziemy czekać, aż księżniczka będzie wolna.
Shan obejrzała białą kopertę podpisaną jej imieniem i nazwiskiem. Kiwnęła głową i spojrzała na nas.
- Dzięki.
- Napisaliśmy, że zapraszamy cię z osobą towarzyszącą. Przyjdź z kim chcesz. Dla Nicka mamy osobne, mówił, że już sobie kogoś znalazł.
Shanell spojrzała zawiedziona na Davida i bez pożegnania zamknęła drzwi.
- Junior, co ty gadasz? - popatrzyłam na niego, kiedy ruszył w stronę windy. - Nick nic nam nie mówił.
- Specjalnie to powiedziałem. Wybierz sobie kogoś innego na druhnę i świadka.
Weszliśmy do windy. David i Shanell nigdy za sobą specjalnie nie przepadali. Kiedy zaczęliśmy razem chodzić, Shan bez przerwy powtarzała mi, żebym rzuciła tego "buraka z głębokiej wsi w Minnesocie". David często to ignorował i wszystko się jakoś uspokoiło, ale czara goryczy przelała się, gdy Mason wylał sobie na rękę wrzątek, kiedy był właśnie pod opieką Shanell. Junior strasznie się wtedy zdenerwował. Uważał, jest nieodpowiedzialna i nie powinna mieć dzieci, że jest głupią stereotypową modelką. Sytuacji nie poprawił też fakt, kiedy dowiedział się, że Shan rzuciła jego przyjaciela, kiedy ten był w ciężkiej sytuacji.
Zjechaliśmy na dół i opuściliśmy budynek. Odgarnęłam z twarzy rozwiane włosy i spojrzałam na mojego narzeczonego.
- Jedźmy jeszcze do Nicka. - powiedział David, a ja kiwnęłam głową i ruszyliśmy w stronę samochodu.
Shanell
Rzuciłam kopertę z zaproszeniem na szafkę i spojrzałam na Colina, który spał na kanapie. Wzięłam pustą butelkę po koniaku stojącą na stole i wyniosłam ją do kuchni. Wróciłam do salonu i z westchnieniem usiadłam w fotelu. Zerknęłam jeszcze raz na mojego faceta. Szturchnęłam go lekko ręką.
- Obudź się.
Poruszył się lekko, ale nie otworzył oczu.
- Colin? - potrząsłam nim.
- Co? - mruknął i spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem.
- Mam dosyć twojego alkoholizmu.
- Nie jestem alkoholikiem.
- Co się z tobą stało, do cholery?! Nie przeżyjesz ani jednego wieczoru bez drinka! Wychlałeś pół butelki koniaku, a ja musiałam wyprosić moich przyjaciół, którzy przynieśli mi zaproszenie na ślub! Jak w ogóle możesz pod wpływem alkoholu leczyć małe dzieci?!
- Nie piję w pracy, do cholery! Tam jestem trzeźwy!
- Pijesz kurwa po każdym dyżurze! Codziennie!
- Przestań robić ze mnie jakiegoś menela! - zdenerwowany podniósł się do pozycji siedzącej i odgarnął swoje rozczochrane włosy z czoła. - Jestem lekarzem!
- Dlaczego się taki zrobiłeś?! Przeze mnie?! Może właśnie dlatego twoja żona się z tobą rozwiodła?!
- Co cię to interesuje dlaczego rozwiodłem się z żoną?! To moja sprawa!
- Nie krzycz do mnie!
- Mam dosyć tego przeklętego miejsca! Chcę wrócić do Teksasu.
- Proszę bardzo, nikt cię tu nie trzyma.
- Chcesz, żebym wyjechał? Tak ci na mnie zależy?
- Nie zależy mi na związku z alkoholikiem.
- Jedź tam ze mną. Wszystko się zmieni.
- Nie mogę. - zaśmiałam się nerwowo.
- Dlaczego?
- Tutaj mam całe swoje życie. Mieszkanie, agencję, rodzinę, przyjaciół...
- Daj spokój. - machnął ręką. - Co ci z przyjaciół? Tam znajdziesz nowych. Z rodziną czas najwyższy przeciąć pępowinę. A praca? I tak bez przerwy wszędzie wyjeżdżasz. Nie pracujesz cały czas w Los Angeles.
Kiedy tak dłużej nad tym myślałam, dochodziłam do wniosku, że Colin ma rację. Częściej pracowałam za granicą niż w moim rodzinnym mieście. Z przyjaciółmi bywało różnie i w każdej chwili mogłam przestać się z nimi przyjaźnić. Miałam prawie dwadzieścia pięć lat i nie mogłam bez przerwy siedzieć na głowie moim rodzicom.
Colin wstał i ruszył w stronę kuchni. Wyciągnął z lodówki napoczętą butelkę wina, którą otworzyłam wczoraj wieczorem i nalał trochę do kieliszka. Stanęłam w drzwiach i oparłam się o framugę, przyglądając mu się uważnie.
- Wiesz co? Chyba masz rację. Przemyślę to.
David
- Czego się napijecie? Mam wodę i 7UP'a. Mogę wam też zrobić kawę albo herbatę. - zawołał Nick z kuchni.
- 7UP'a. - odpowiedziałem.
- A ja wody. - dodała Judy.
Po chwili wrócił do nas do salonu. Podał mojej narzeczonej szklankę, a w moją stronę rzucił zimną puszkę. Usiadł naprzeciwko nas.
- Pokaż pierścionek.
Judith uśmiechnęła się i wyciągnęła w jego stronę swoją lewą rękę, pokazując złoty pierścionek z rubinowym oczkiem.
- W końcu, po tylu latach. Kiedy się zaręczyliście?
- Niedawno, w marcu. W urodziny Taylora.
- Milan też ma niedługo pierwsze urodziny. Zastanawiam się co mu kupić, skoro praktycznie wszystko ma.
- Wróć do Shan. - zaproponowała nagle Judy, a ja prawie zadławiłem się moim napojem. - To będzie dla niego najlepszy prezent.
- Chciałem. - powiedział zamyślony. - Nadal chcę. To ona mnie ciągle zbywa. Po tym co się stało na balkonie Jamesa w ogóle się do mnie nie odzywa. Nie widziałem jej od tamtej pory. Próbowałem dzisiaj rano do niej dzwonić, ale nawet nie odbierała.
- Byliśmy u niej niedawno z zaproszeniem. - oznajmiłem, rozkładając się wygodnie na kanapie. - Nawet nas nie wpuściła, dziwnie się zachowywała.
- Na pewno wróciła z pracy i szykowała się do snu. Była w szlafroku. - Judy stanęła w jej obronie, a ja pokręciłem głową.
- Ilu będziecie mieli gości na ślubie? - Menza nagle zmienił temat.
- Niewiele. Około pięćdziesięciu osób.
- Pięćdziesiąt to całkiem sporo.
- Moi rodzice na swoim weselu mieli ponad dwieście osób... - odparłem lekko zmieszany.
- Cała wieś bawiła się przy weselnej wódce i pieczonym prosiaku z jabłkiem w ryju z ludowym zespołem w tle? - zaśmiał się Nick. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Judy, która próbowała ukryć uśmiech. - Nieważne. Gdzie będzie ślub?
- Na plaży w Malibu. Tam też będzie przyjęcie. Zaraz przy plaży jest piękna restauracja z widokiem na ocean. - wyjaśniła moja narzeczona.
- Z kim przyjdziesz? - zaciekawiłem się.
- Nie mam pojęcia, mam jeszcze dużo czasu. Pewnie sam.
- Możesz przyjść z Larsem. Roxxi ma już pewność, że jej nie będzie.
- Dlaczego? Przecież spokojnie może wziąć urlop.
- Przeprosiła i powiedziała, że jej nie będzie bo ma remanent w sklepie.
- Dziwne.
- Nie będę jej do niczego zmuszać. Jeśli nie chce to nie. Nie wiem dlaczego...
- Kotku, daj już spokój. - przerwałem mojej narzeczonej. Nie chciałem dłużej słuchać nic o Roxxi. Tak naprawdę odetchnąłem z wielką ulgą, że nie będzie jej na naszym ślubie.
- Nie chcę was wyganiać, ale muszę się szykować do pracy. - oznajmił Nick, wstając ze swojego miejsca.
- Mieliśmy się już zbierać. Musimy odwiedzić jeszcze babcię Judy. Trochę u niej posiedzimy. - powiedziałem, biorąc dłoń z jej kolana. Dopiłem swojego 7UP'a. Pożegnaliśmy się z Nickiem i wyszliśmy z jego mieszkania, po czym od razu pojechaliśmy do babci Betty.