piątek, 3 czerwca 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 26.

żyjecie? nie lubię jak milczycie.

Shanell
Zniecierpliwiona po raz kolejny nacisnęłam dzwonek. Rozejrzałam się ze zdenerwowaniem po klatce schodowej, aż w końcu ktoś raczył otworzyć mi drzwi. Na progu stał James w samej bieliźnie i mył zęby. Nie wierzyłam własnym oczom.
- Żartujesz sobie ze mnie?! - krzyknęłam, wchodząc do środka i zatrzaskując za sobą drzwi. - Miałeś być gotowy na ósmą! Jest za dwadzieścia!
- Zaraz się ubieram. - mruknął niewyraźnie, wymijając swojego psa i wrócił z powrotem do łazienki. Westchnęłam i pogłaskałam delikatnie Lolę. Weszłam do salonu. Z sypialni akurat wychodziła Mel.
- Znasz go dłużej ode mnie. Powinnaś wiedzieć, że zawsze się spóźnia. - podeszła do mnie i cmoknęła mnie w policzek. Złapała mnie za ręce i uśmiechnęła się. - Powodzenia. Jesteś najlepsza.
- Dzięki... - powiedziałam cicho, uśmiechając się blado.
- Coś nie tak?
Pokręciłam głową.
- Po prostu nie czuję się najlepiej. Stresuję się.
Czułam, jak moje oczy robią się mokre. Szybko zamknęłam powieki. Melanie przytuliła mnie, a mi zrobiło się tak dobrze. Poczułam się jak przy mamie.
- Nie denerwuj się, bo nic z tego nie wyjdzie. Bądź twarda.
Kiwnęłam głową i odsunęłam się lekko od niej.
- Nie mówiłam wcześniej, ale miesiąc temu zadzwonił mój brat. Chciał przyjechać ze swoją żoną i kilkumiesięczną córeczką. Dogadaliśmy się i przylatuje w przyszłą sobotę, na tydzień. Później leci do Atlanty, do mojej mamy i jej męża. - oznajmiła z uśmiechem.
- Naprawdę? To wspaniale! Zawsze miałam nadzieję, że go poznam. Z twoich opowieści zawsze wnioskowałam, że jest super facetem.
Starszy brat Mel dwanaście lat temu wyemigrował do pracy do Hiszpanii. Poznał tam jednak swoją przyszłą żonę i postanowił zostać w Madrycie na stałe. Przez pierwsze trzy lata dosyć często przyjeżdżał do swojej mamy do Stanów. Później jednak odwiedzał ją raz na trzy lata w święta. Z Melanie miał tylko kontakt listowy. Nigdy nie poznał też Jamesa, Sophii i Nathana. Widział ich jedynie na zdjęciach, które wysłała mu jego siostra. Ona również nie miała wcześniej okazji poznać jego rodziny.
- Poznasz. Jak podpiszesz kontrakt, zrobię ci najlepszą imprezę.
- Dawno nie byłyśmy razem na żadnej imprezie. - powiedziałam z zamyśleniem. Nagle zauważyłam, jak Sophia i Nathan wychodzą ze swoich pokoi, dźwigając plecaki. Uśmiechnęłam się i uklękłam. Wystawiłam do nich ręce. - A kogo ja widzę?
- Cześć. - Soph podeszła i wtuliła się we mnie. Drugą ręką przytuliłam Nathana. - Powodzenia dzisiaj.
- Dziękuję kochanie.
- Będę mogła pojechać z tobą na pokaz?
- Będziesz siedzieć w pierwszym rzędzie. - uśmiechnęłam się i pogłaskałam ją po bladym policzku. Odwzajemniła mój gest. Po chwili Mel zabrała dzieciaki, żeby odwieźć je do szkoły. Zaraz po tym James skończył się szykować i był gotowy do wyjścia.
- Ładnie ci z tym kolczykiem w nosie. - stwierdziłam, odgarniając mu kosmyk włosów za ucho.
- Jeszcze trochę mnie boli. Ale też mi się podoba.
Cmoknęłam go w nos i wyszliśmy z jego mieszkania. Pojechaliśmy do agencji Wilhelmina Models, gdzie miał się odbyć casting. James, oprócz tego że nosił moje rzeczy i co chwilę podawał mi wodę do picia, naprawdę dobrze mnie wspierał. Nie musiał nawet nic mówić. Po prostu wystarczała mi jego obecność. Denerwował mnie tylko tym, że w takim momencie jadł przy mnie pieczonego kurczaka.
Kiedy nadeszła moja kolej, podniosłam się ze swojego miejsca. Spojrzałam na Jamesa, który również wstał i objął mnie.
- Nie zawiedź mnie. - powiedział cicho i cmoknął mnie w czoło. Kiwnęłam głową i weszłam na salę. Znałam całą komisję, bo od lat była ta sama. Spojrzeli na mnie jak na setki innych modelek, które były przede mną, kazali powiedzieć kilka słów o sobie i przejść się kilka razy. Najwyraźniej tylko tyle wystarczyło, żeby zakasować konkurencję.
- Jakie masz plany na dziewiątego grudnia? - spytał nagle Ed Razek, dyrektor kreatywny marki. Spojrzał na mnie z poważnym wyrazem twarzy i skrzyżował ręce. Nie spodziewałam się takiego pytania. Był dopiero koniec marca.
- Nie wiem... - wydukałam i zaczęłam się nerwowo śmiać.
- Może chciałabyś do nas dołączyć?
- Naprawdę?! - krzyknęłam, zakrywając dłonią usta. Kucnęłam, bo z tych emocji nie byłam już w stanie stać na nogach. Wszyscy zaśmiali się i rozwiali moje wątpliwości, kiedy poprosili mnie abym została chwilę dłużej, żeby zrobić mi kilka zdjęć.
Kiedy wyszłam z sali, James cierpliwie na mnie czekał. Spojrzał na mnie, wyczekując odpowiedzi.
- I jak? No?!
Milczałam przez dłuższą chwilę. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się lekko.
- Jak myślisz? Będą mi pasować te wielkie skrzydła?
- Żartujesz...?
- W środę lecę do Nowego Jorku podpisać kontrakt.
Pokręcił głową i zaśmiał się nerwowo.
- Jesteś niesamowita... - przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w niego i rozpłakałam się, dając w końcu upust wciąż narastającym emocjom.

***

Z samego rana w środę poleciałam do Nowego Jorku podpisać kontrakt z Victoria's Secret, a w piątek byłam znów w Los Angeles. Z lotniska od razu pojechałam do mieszkania żeby zostawić swoje rzeczy, a zaraz po tym do domu moich rodziców, którzy zajmowali się przez ten czas Milanem.
Weszłam do środka i już od progu słyszałam krzyk mojego dziecka. Przeczuwałam, że Milan wyrośnie na straszną gadułę. Cały czas śpiewał, krzyczał, piszczał i powtarzał różne sylaby. Weszłam do salonu i zobaczyłam, jak mały siedzi na kolanach mojego taty i oglądają jakąś książeczkę dla dzieci.
- Cześć. - uśmiechnęłam się i podeszłam do nich. Ukucnęłam i cmoknęłam Milana, który mnie obślinił. Wytarłam się i przywitałam się z tatą. Usiadłam obok nich.
- Jak było?
- Dobrze. Podpisałam kontrakt, drugiego dnia znowu musieli zrobić mi kilka zdjęć i sprawdzić wymiary. Za miesiąc lecę na przymiarki.
- Jestem z ciebie dumny.
- Dziękuję. Gdzie mama?
- Poszła na chwilę do sąsiadki. Zaraz wróci.
- Milan był grzeczny? - spytałam, odgarniając jego loczki z czoła.
- Zawsze jest grzeczny. Twój chłopak dzwonił dzisiaj rano.
- Co chciał? - spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Pytał, czy już wróciłaś. Nie mógł się do ciebie dodzwonić.
- Ciężko, żeby mógł się dodzwonić skoro z lotniska pojechałam do mieszkania tylko po to żeby zostawić walizkę i od razu przyjechałam tutaj.
- Znowu się pokłóciliście.
- Nie pokłóciliśmy się. Chciałam, żeby leciał ze mną, ale jak na złość okazało się, że tego samego dnia ma jakieś ważne szkolenie.
- Z Nickiem nie było takich problemów.
- Tato, daj mi już spokój z Nickiem. Nie jestem z nim od ośmiu miesięcy.
Moi rodzice bardzo lubili Nicka i chyba gorzej ode mnie znieśli nasze rozstanie. Kiedy zaczęłam się z nim spotykać, bałam się, że mogą go nie zaakceptować. Nick był dosyć ekscentryczny i miał niestabilny charakter, ale nigdy się to na mnie nie odbijało. Znałam go od lat. Potrafił bez przerwy kłócić się z chłopakami czy ludźmi z pracy, a ja mogę na palcach jednej ręki zliczyć ile razy na mnie krzyknął. Wszystkie nerwy, złość i stres potrafił przełożyć na swoją grę. Wydaje mi się, że to właśnie dzięki temu był tak świetnym muzykiem, charyzmatycznym, przyciągającym uwagę. Podobnie jak Dave. Moi rodzice też to dostrzegali, widzieli go na paru koncertach. Ich też właśnie tym przyciągnął do siebie. Uwielbiali jego poczucie humoru i podejście do życia, ale dla nich chyba najważniejsze było to, że mnie kochał i szanował, a ja byłam przy nim w końcu szczęśliwa.
- Mówiłaś, że się już pogodziliście.
- Czy dla ciebie pogodzenie się oznacza od razu powrót do siebie?
- Nie, ale już wywracasz oczami i mówisz mi, że mam dać ci spokój z Nickiem.
- Bo mam dosyć gadania o facetach. Nie jesteśmy razem. Po co drążysz ten temat? Przyjaźnimy się.
Ojciec pokręcił głową i przewrócił kolejną stronę w książeczce Milana. Ten dostrzegł jakąś ilustrację i zaczął krzyczeć z radości. W tym samym momencie usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami.
- Scott, ta Stuart nie da nam spokoju. Znalazłam w skrzynce kolejny list. Trzeba się z nią spotkać, do cholery! - krzyknęła z przedpokoju i pojawiła się w końcu w salonie. Spojrzała na mnie zaskoczona. - Cześć kochanie... - wydukała.
- O co chodzi? - popatrzyłam podejrzliwie najpierw na mamę, później na ojca.
- O nic.
- Mamo, nie jestem dzieckiem.
- Wszystko dobrze. Nie przejmuj się. - schowała kopertę do szuflady. Szybko przypomniałam sobie o tym, jak odbierałam jakiś czas temu pocztę moich rodziców, którzy bardzo nerwowo zareagowali na przesyłkę od Veroniki Stuart.
- Już wcześniej reagowałaś dziwnie, kiedy ta Veronica Stuart przysłała list. To o nią chodzi, prawda? Kim ona jest? Kochanką ojca?
- Shanell! - zdenerwował się mój tata. Milan zamilkł i rozglądał się ze zdziwieniem. Rodzice spojrzeli na siebie bez słowa. Moja mama usiadła obok ojca. - Powiedz jej, jest dorosła. Ma prawo wiedzieć.
- To twoja matka. - oznajmiła w końcu. Westchnęła i odwróciła wzrok. Zmarszczyłam brwi.
- Co?
Moi rodzice nie mogli mieć własnych dzieci. Zaadoptowali mnie, kiedy miałam cztery lata. Nigdy tego przede mną nie ukrywali, miałam też w pamięci jakieś migawki z domu dziecka. Nie czułam się przez to gorsza. Miałam wszystko czego zapragnęłam, rodzice i reszta rodziny darzyli mnie wielką miłością, byłam ich oczkiem w głowie. Kiedy dorastałam, często zdarzyło mi się pomyśleć o biologicznych rodzicach, ale nigdy nie chciałam ich szukać i nie pytałam o nich. Miałam już kochającą rodzinę.
- Męczy nas listami i telefonami od kilku miesięcy. Musiała zauważyć cię w jakiejś gazecie, skojarzyła imię, nazwisko, wiek...
- Czego ona chce?
- Spotkać się z tobą.
- Teraz? Kiedy mam prawie dwadzieścia pięć lat?
- Masz karierę, pieniądze. Ukrywaliśmy to przed tobą, bo wiemy, że tylko dlatego chce się z tobą spotkać. Ona żyje w jakiejś patologii w South Central. Kiedy cię jej odebrali, miała szansę pójść na odwyk, do pracy i cię odzyskać. Nie zainteresowała się tobą przez te cztery lata, które spędziłaś w domu dziecka. Dzisiaj jesteś już dorosła, masz własne dziecko, a ona jest dokładnie taka sama jak wtedy.
- Nie chcę się z nią spotykać. To nie jest moja matka. Nie znam jej. - wstałam ze swojego miejsca. Wzięłam Milana na ręce i przytuliłam się do niego. Zauważyłam, że moja mama zaczęła płakać. - Mamo... nie płacz.
- Nie chcemy cię stracić.
- Nie znam tej kobiety. To wy jesteście moimi rodzicami, a ja nie mam zamiaru się z nikim spotykać. Spal te listy. - rzuciłam, zawieszając sobie torebkę na ramieniu.
- A co jeśli... - zaczął ojciec, a ja ucięłam temat.
- Nie rozmawiajmy już o tym. Muszę iść. Dzięki za opiekę nad dzieckiem.
Nie zdążyli nic odpowiedzieć. Wyszłam z ich domu, zupełnie wyprana ze wszystkich emocji i pojechałam do swojego mieszkania.

Dave
Wysiadłem z windy i ruszyłem w stronę mieszkania Shanell. Zapukałem, jednak nikt nie otwierał. Złapałem za klamkę. Drzwi były otwarte, więc wszedłem do środka.
- Shan? - zawołałem. - Evans, wyłaź.
Zajrzałem do salonu. Milan spał w swoim kojcu, przytulony do pluszowego słonia. Przykryłem go kocykiem i rozejrzałem się. Shanell musiała być w domu, bo nigdy nie zostawiała go samego. Poszedłem do łazienki, bo od razu przyszło mi na myśl, że może zemdlała. Nie było jej tam. Zajrzałem do jej sypialni. Shan leżała na łóżku, patrząc tępo w sufit.
- Tutaj jesteś. Dlaczego się nie odzywasz? - spytałem, podchodząc do niej. Zauważyłem rozmazany makijaż na jej policzkach. Płakała. - Co się stało?
Cisza. Położyłem się obok niej, a ona odepchnęła mnie od siebie.
- Zostaw.
- No co się stało? - położyłem się na niej, prawie ją zgniatając.
- Dave! - krzyknęła w moje ramię stłumionym głosem. Zaśmiałem się i zszedłem z niej, a ona wzięła głęboki oddech.
- Colin ci coś zrobił? Mam mu skopać dupę?
- Nie.
- Nick?
- Nie.
- To kto?
- Odpierdol się.
- Nie wyjdę, dopóki mi nie powiesz, co się stało. Nie potrafię patrzeć na twoje łzy. - usiadłem po turecku na łóżku.
- Kobieta, która mnie urodziła od kilku miesięcy zamęcza moich rodziców listami i telefonami, bo chce się ze mną spotkać. Po dwudziestu pięciu latach. - wytarła łzy nadgarstkiem.
- Nie cieszysz się?
- Z czego mam się cieszyć?!
- Że w końcu poznasz swoją matkę.
- Nie jest moją matką. Zostawiła mnie i nie zainteresowała się mną przez ćwierć wieku. - wstała i wyszła z sypialni. Podniosłem się z łóżka i poszedłem za nią do kuchni.
- Jestem w takiej samej sytuacji co ty. Kiedyś też mnie to nie interesowało, kto jest moim ojcem. Ale teraz, kiedy dorosłem, mam już prawie trzydzieści lat i chcę w końcu założyć własną rodzinę, naprawdę chciałbym go poznać. Nie chcę budować z nim jakiejś relacji czy coś, po prostu chcę wiedzieć kim on jest. Dlaczego ty nie chcesz?
- Bo nie jesteśmy w tej samej sytuacji. - stwierdziła, wlewając wodę do czajnika. - Chcesz herbatę?
- Chcę.
Wyciągnęła dwa kubki i wrzuciła do nich herbatę. Usiadłem przy stole i patrzyłem na nią.
- Ty po prostu nie znasz swojego ojca. Może nawet nie wie, że twoja matka była w ciąży i ma teraz dziecko? Mnie moja matka porzuciła i przez cztery lata byłam totalnie sama.
- Już bym wolał zostać porzuconym niż mieć taką matkę jaką mam. Sama mi się przyznała, że chciała usunąć ciążę, ale lekarz się nie zgodził, bo już było za późno. Powiedziała, że gdyby wiedziała, że urodzi coś takiego jak mnie, to sama dokonałaby aborcji, w domu. Ciesz się, że cię porzuciła, może miałabyś jeszcze gorsze dzieciństwo ode mnie.
Usiadła na krześle obok mnie i podciągnęła kolana pod brodę.
- Dlaczego właściwie chcesz się dowiedzieć kto jest twoim ojcem? - spytała, przyglądając mi się. - Może twoja mama ma jakiś powód, skoro nie chce ci nic o nim powiedzieć?
- Nie chcę mieć z nim kontaktu i budować relacji ojciec-syn. Za późno na coś takiego. Po prostu chcę wiedzieć kto to, dlaczego nigdy się ze mną nie kontaktował, nie chciał się spotkać. Tyle mi wystarczy.
- Próbowałeś szukać jakichś facetów o nazwisku Mustaine?
- Mam nazwisko matki.
- Może sprawdź akt urodzenia?
- Sprawdzałem. Ojciec nieznany.
- Słabo. Tylko twoja mama może coś wiedzieć. A inni członkowie rodziny?
- Może babcia coś wie... Ale ona mnie nienawidzi. Rozbiłem jej samochód, kiedy miałem szesnaście lat. Tylko dziadek był w porządku, ale on już nie żyje.
- A co z twoimi siostrami?
- One znają swojego ojca. W dzieciństwie widywały go może raz w roku na święta, ale to on jest wpisany jako ojciec w ich aktach i je uznał za swoje dzieci. Tylko ja to jakaś czarna owca. Ruda właściwie.
- Pogadaj z mamą albo babcią. Wystarczy, że dostaniesz jego imię i nazwisko. Mogę ci pomóc go znaleźć.
- Serio?
Kiwnęła głową.
- Może masz rację... - myślałem głośno.
Może faktycznie jakaś spokojna rozmowa z moją matką czy babcią coś by zmieniła?

7 komentarzy:

  1. Dobry wieczór, Pat! Jak miło widzieć nowy rozdział...
    ...Och, Shan! Nie tylko Twoi rodzice lubili Nicka.
    Oboje tworzą bardzo emocjonującą parę. Obraz ich dwójki zawsze wychodzi dobrze, jak np. przy poprzednim rozdziale na moją twarz wypłynął uśmiech podczas miłego pożegnania tej dwójki. Do tego dziecko! Dla niego byłoby lepiej gdyby się zeszli. dla Shan też. Ja to wiem. Nawet jej ojciec to wie. Nick był miłością jej życia i nadal jest. James nie może się równać z tą przeszłością i tym co ich łączy- nie tylko dziecko. I tak się zejdą. Czuję to w kościach. Do tego ta sytuacja z biologiczną matką. Ciekawi mnie, jak ta całą sprawa się dalej potoczy. Mimo niechęci dziewczyny do rodzicielki, której nawet nie zna, jestem pewna, że i tak pociągniesz ten wątek.
    Moja biedna ruda owca! Od razu przypomniała mi się autobiografia Musa, swoją drogą znakomita. Może to Dave będzie tym impulsem, który roznieci w Shan iskierkę ciekawości? Nakłoni do spotkania z matką? Szczerze mówiąc, stanowisko Shan jest bardzo zrozumiałe, ale z racji, że jest to opowiadanie, pewnie wszystko się wyjaśni.
    No cóż, Patty. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć chęci i pomysłów. Może widok Rudego na koncercie Cię do czegoś zainspiruje? Ja mam zamiar wybrać się tam z taką myślą. Że w mojej głowie zakiełkuje coś fenomenalnego...poza wspomnieniami i mam nadzieję, rewelacyjną zabawą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysłów mnóstwo, wątek z tatą Mustaine będzie chyba ciut bardziej rozwinięty niż z mamą Shan. Albo tak samo... chyba mniej.
      Też się wybierasz? Boże, ja już cała chodzę z nerwów, nie wierzę to, że we wtorek zobaczę Dave'a i Juniora. Mam tylko nadzieję, że nie przeryczę cały koncert. Może się zobaczymy :)

      Usuń
    2. W takim razie czekam na wątek Dave-Tata. Ta relacja w Twoim opowiadaniu na pewno wniesie coś ciekawego :)
      Och, tak! Serce mi bije jak szalone i w ogóle...stresuję się bardzo. Chyba najbardziej tym, że mam niedaleko do Atlas Areny, a nie mam zielonego pojęcia jak tam dojść. Zawsze idąc od dworca się gubię. Poza tym- to mój pierwszy taki duży koncert (nie licząc Woodstocku), więc jestem strasznie przejęta błahostkami typu o której tam się zjawić czy w co się zapakować. Co do przeryczenia wydarzenia, mam podobnie. Zapewne emocje wybuchną gdy zobaczę Rudego i za bardzo się podekscytuję. Tak czy owak, został praktycznie tylko poniedziałek...po wielu miesiącach czekania :D
      No może, może. Bardzo możliwe z moją skłonnością natykania się na ludzi :)

      Usuń
  2. Cudowne jak zawsze! Czekam na wiecej

    OdpowiedzUsuń
  3. Patrycja von Hetfield7 czerwca 2016 17:41

    Przepraszam że nie komentowałam przez trochę ale byłam w szpitalu, mam kolejne problemy ze sobą, przepraszam! I ta terapia :( Dobra, nie jęczę już. Shan ma szczęscie jak mało kto. Jakoś tak średnio ją lubię :p Zastanawiam się czy nie wrócu do Nicka. Ten Colin (nie wiem jak się pisze czy 1 czy 2 "l") trochę ją terroryzuje. Jestem w ogóle ciekawa jak będzie wyglądała cała sprawa z rodzicami Dave'a i Shan. Swoją drogą ostatnio czytałam jego autobiografię i tak mi się przypomniało. Przepraszam że tak krótko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie pamiętam nawet, pod którym rozdziałem ostatnio coś napisałam, ale w każdym razie wracam teraz i będę się tutaj już regularnie pojawiać, przynajmniej na tyle, na ile będę mogła.
    Wiele się tu działo, jak mnie nie było, więc ja się tak w skrócie odniosę. To może na początku, uważam, że związek Shanell z Colinem długo nie potrwa, już praktycznie się rozpadł, a Nick pojawia się gdzieś tam coraz częściej. Tak poza tym to fajnie, że ona nadal rozwija swoją karierę, dostała się nawet do Victoria's Secret. Swoją drogą ciekawie była opisana ta atmosfera na castingu, okazało się, że Shan, która jest zawodową modelką, potrafi się zdenerwować w obliczu tak ważnego castingu, co jest jak najbardziej zrozumiałe, no ale koniec końców ją przyjęli i może być z siebie dumna :) Cieszę się, że jej się w jakiś sposób powodzi, zasługuje na to.
    Tak właśnie podejrzewałam, że Veronica Stuart to biologiczna matka Shan. Cieszę się, że ona nie chce jej odnajdywać ani wznawiać z nią kontaktu, bo jej prawdziwi rodzice są przy niej. Mimo wszystko mam wrażenie, że i tak dojdzie do spotkania z Veronicą. Podejrzewam też, że ona chce wyłudzić pieniądze od Shan, które zapewne wyda na ćpanie, ale mogę się mylić. Okaże się. No i co do Dave'a, to szczerze też myślę, że w końcu odnajdzie swojego ojca. Nie wierzę, że jego matka nie wie, kim on jest. Ona kryje przed nim jeszcze niejeden sekret.
    To tyle na dziś, czekam, aż pojawi się następny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś mi się wydaje, że Shan jednak będzie męczyła ta sprawa z matką. Niby przy swoich rodzicach powiedziała, że ją to nie obchodzi i tak dalej, ale wiadomo, że takie sprawy wracają. Tak. Miała, ma kochającą rodzinę, sama ma dziecko i wcale nie musiałaby zajmować się biologiczną matką, ale jednak... taka natura człowieka. Chcemy wiedzieć, kim jesteśmy... kim są nasi rodzice. Tak jak właśnie powiedział Dave. Nie chodzi o to, aby budować relacje po tylu latach, ale żeby się dowiedzieć. Aczkolwiek takie spotkania często rozczarowują. Niestety. Shan nigdy nie zastanawiała się nad biologiczną rodziną. Jednak coś musiała myśleć. Mimo tego, że coś tam wie... ale wiedza nigdy nie idzie w parze z wyobrażeniem, a także z rzeczywistością. Mnie tylko zastanawia co takiego jej matka chce. Chociaż naprawdę może chodzić o pieniądze.
    Ale zastanawia mnie, dlaczego też nie skontaktowała się z Shan tylko z jej rodzicami. Przecież Shan jest dorosłą kobietą, a skoro dotarła do jej rodziców, to równie dobrze mogła dotrzeć od razu do niej. Tu tak trochę wyszło, że Shan jest jeszcze małą dziewczynką, o której decydują rodzice. Haha.

    OdpowiedzUsuń