sobota, 26 stycznia 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 10.

po 1. WIELKA PROŚBA DO OSÓB, KTÓRE CZYTAŁY AUTOBIOGRAFIĘ SLASHA! właśnie czytam jeszcze biografię Metalliki i jest tam wspomniane o tym, że "Slash pisał w swojej autobiografii o tym, że pozwolił Jamesowi przelecieć jakąś dziewczynę w swojej sypialni, a potem musiał tam wejść, bo czegoś zapomniał". :D słuchajcie, faktycznie jest to opisane? jakoś bardziej szczegółowo? jeśli tak, miałabym ogromną prośbę... mógłby mi ktoś wysłać ten fragment? na mailu, w komentarzu, obojętnie. po prostu to nie daje mi spokoju, muszę wiedzieć, jak to się skończyło. :D

po 2. NAJSERDECZNIEJSZE ŻYCZENIA URODZINOWE DLA MOJEGO DROGIEGO PRZYJACIELA, DAMIANA! nie mam pojęcia, czego Ci mogę życzyć, bo w sumie Tobie brakuje tylko jednej rzeczy. mózgu. :D a tego nie chcę Ci życzyć, bo nie byłbyś wtedy już tą samą osobą. tylko Ty mówisz, że przyjdziesz o 18:00, a przychodzisz o 20:43, tylko Ty jesteś największym fanem AC/DC na świecie, tylko Ty potrafisz rozśmieszyć mnie do łez obojętnie jakim słowem, tylko Ty podsuwasz mi głupie pomysły co do wątku mojego Dave'a, no i tylko w naszych wyobrażeniach Cliff Burton chodzi w obcisłych spodniach, hahaha. :D WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO. :-*

Wieczorem, kiedy Shan wróciła z Pacific Palisades, poszła do mieszkania Kirka i Marty'ego. We trójkę wyszli na miasto coś zjeść, przejść się po Santa Monica Boulevard, a potem postanowili odwiedzić Dave'a.
Gdy stali już pod jego drzwiami, otworzył im wystraszony.
- Aaa, to wy. No wejdźcie. - mruknął, wpuszczając ich do środka. Martin popatrzył na niego uważnie.
- Co ty masz taki ryj krzywy jak pałąk od wiadra? - zapytał, wchodząc do salonu. Dave wziął do ręki swoją puszkę z colą stojącą na stole i spojrzał w stronę okna.
- Słuchajcie, zostaniecie u mnie na noc?
- Ale dlaczego? - zdziwił się Kirk.
- Bo ja się boję tu sam siedzieć!
- Davie... - Shan zlustrowała go wzrokiem. - Co jest?
Chłopak odstawił puszkę na stół i popatrzył na nią.
- Obudziłem się w nocy około 3:00, chodzę po mieszkaniu, w końcu wyjrzałem przez okno, rozglądam się i zamarłem, na ostatnim piętrze w bloku naprzeciwko paliło się światło, a na schodach w bezruchu siedziało jakieś blond dziecko! Jak światło na klatce może palić się tylko na 1 piętrze?! Co około 8-letnie dziecko robiło o 3:00 w nocy w tym pierdolonym świetle na schodach?! Pomyślałem, że coś ze mną nie tak i pochodziłem jeszcze z 5 minut, wypiłem soczek, który Sofi wczoraj tutaj zostawiła, zjadłem jakąś szynkę, podszedłem znów do okna i dalej to światło i dziecko w identycznej pozycji! Szybko spuściłem rolety, bo jakby się tak na mnie spojrzało to zawał na miejscu, przykryłem się kołdrą i udawałem, że mnie nie ma. - opowiedział przerażony. - Nie wiem, kiedy w końcu zasnąłem, ale od dawna się tak nie bałem!
- Po chuj wyglądasz przez okno i rozglądasz się o 3:00 rano? - spytał Marty, rzucając się na sofę Dave'a. - A jakbym ja tak przez przypadek spojrzał wtedy i zobaczył takiego przećpanego rudzielca rozglądającego się w bloku naprzeciwko? Przecież zawału bym dostał. Nie strasz ludzi, to oni nie będą straszyć ciebie!
- Marty, to nie jest śmieszne! - jęknął Dave, siadając obok niego. - Zostańcie ze mną. Pracuję teraz na dniówki i w nocy jestem w domu. Sam!
- Stary, co ci może zrobić 8-letnie dziecko? - zapytał ironicznie Kirk.
- Yyyy... Eeee... Nooo...
- Wiesz co Dave, ja ci chyba jednak wierzę. Dopiero teraz przyszło mi na myśl, że to może być Cliff. - stwierdził Martin, rozkładając się wygodnie na kanapie. Shanell, Dave i Kirk spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Dlaczego Cliff? I dlaczego mi? I dlaczego pod postacią dziecka? - z rudego chłopaka wypłynął potok słów.
- Dlatego, że cały czas podrywałeś jego dziewczynę i nigdy mu się to nie podobało. Ciesz się, że na razie ukazuje ci się tylko pod postacią dziecka w bloku naprzeciwko. Dzisiaj w nocy może znowu się obudzisz i tym razem to Cliff będzie stał nad tobą.
Dave'owi zadrżała dolna warga. Kirk nic nie mówił. Wiedział, że może być ziarnko prawdy w tym, co powiedział Marty. Shanell natomiast wzięła głęboki oddech i spojrzała na rudego chłopaka.
- Davie, ja mogę u ciebie zostać. - odezwała się w końcu. - Też miałam w nocy pewną głupią sytuację i nie chcę tam sama być.
- Ooo, to dobrze, przynajmniej nie będę sam.
Marty i Kirk jeszcze trochę z nimi posiedzieli i pogadali, ale niedługo później wrócili do siebie. Kiedy wyszli z mieszkania, Shanell poszła pod prysznic, a Dave wziął się za przygotowanie kolacji.
- Davie, pożyczyłam sobie twoją koszulkę. - powiedziała, wchodząc do kuchni po kilkunastu minutach. Chłopak spojrzał na nią i uśmiechnął się na jej widok. Miała na sobie czarną koszulkę Venom do połowy uda i spodenki, w których do niego przyszła. Usiadła przy stole, a on postawił przed nią kubek z herbatą.
- Opowiesz mi, co ci się przytrafiło w nocy? - spytał i chwilę po tym położył na stoliku talerz z kanapkami i usiadł naprzeciw Shanell. Dziewczyna popatrzyła na niego niepewnym wzrokiem.
- Kiedy wróciłam z agencji, poszłam pod prysznic, a potem oglądałam telewizję. Później wpadł do mnie Nick, pogadaliśmy trochę i wrócił do siebie. Wyłączyłam telewizor i poszłam spać. W nocy obudziłam się, poszłam do salonu i co tam widzę? Włączony telewizor! No to wyłączyłam go i wróciłam do sypialni. Gdy zamykałam za sobą drzwi, usłyszałam trzask szafki kuchennej. Wystraszyłam się i zadzwoniłam po Nicka.
- Zaraz, zaraz... - przerwał jej. - Po Nicka?
- No tak... - mruknęła i zamoczyła wargi w swojej herbacie. - Powiedział, że pewnie coś mi się przesłyszało, bo nikogo tutaj nie ma, ale mimo wszystko poprosiłam go, żeby został na noc.
- Spaliście razem w łóżku?
- Eee... nie...
- A wiesz o tym, że dzisiaj będziesz ze mną spać? - spytał z tajemniczym uśmiechem.
- Dlaczego? Ty będziesz w swojej sypialni, a ja pójdę do salonu.
- Kanapa w salonie jest niewygodna.
- Przeżyję. - powiedziała, nie patrząc na niego. Wzięła jedną kanapkę i zaczęła jeść.
- Ale skoro chciałaś u mnie zostać, to myślałem, że będziesz chciała ze mną spać...
- Mogę spać. Pod warunkiem, że nie będziesz mnie dotykał.
- Oczywiście. - zapewnił i uśmiechnął się promiennie.
Kiedy zjedli kolację, Dave poszedł jeszcze oglądać telewizję, ale Shanell nie miała na to najmniejszej ochoty. Poszła do jego pokoju i od razu położyła się spać. Niedługo później również i Dave przyszedł do sypialni i położył się do łóżka.
- Dave... - mruknęła dziewczyna. - Bierz tą rękę.
- Jaką rękę? - udawał zdziwienie.
- Tą, którą trzymasz na moim udzie.
- Ale ja...
- Wiedziałam, że nie powinnam z tobą spać! - krzyknęła, odsuwając się od niego.
- No dobrze, przepraszam, już nie będę. Ale nie idź do salonu. Zostań ze mną.
- Nie!
- Shanell, proszę... - jęknął żałośnie.
- Dobra, ale jak jeszcze raz mnie dotkniesz, to upierdolę ci tą rękę. - powiedziała stanowczo i odsunęła się na drugi koniec łóżka.
- Nie przytulisz się do mnie?
- Nie.
- A dasz mi buzi?
- Nie!
- Ehh, no dobrze... - westchnął i odwrócił się plecami do niej. Przez jakiś czas przewracał się nerwowo z boku na bok, aż w końcu udało mu się zasnąć. Obudził się niecałe 2 godziny później. Spojrzał na Shanell, która spała w najlepsze i ściągnął z niej delikatnie kołdrę. Przejechał ręką po jej udzie, aż w końcu wsunął swoją dłoń pod jej koszulkę i podciągnął ją do góry. Dziewczyna mruknęła coś niewyraźnie pod nosem i odwróciła się na bok. Dave westchnął i wstał z łóżka. Podszedł do okna i zaczął się rozglądać.
- Shanell! - wydarł się po chwili.
- Mhm...? - mruknęła.
- Obudź się! - krzyknął i wskoczył na łóżko.
- Co jest kurwa?!
- Chodź! To dziecko znowu tam siedzi!
- To niech siedzi, daj mi spać człowieku. - jęknęła i przykryła się kołdrą. Dave ściągnął z niej nakrycie i prawie zrzucił ją z łóżka.
- Chodź zobaczyć!
Dziewczyna zaklęła coś pod nosem i podeszła do okna. Rozejrzała się i spojrzała zamglonym wzrokiem na Dave'a.
- Gdzie widzisz to dziecko?
- No tam! - krzyknął i wskazał palcem na blok naprzeciwko. Nikogo tam jednak nie było, światło też się nie paliło.
- Człowieku, skończ ćpać. - poradziła mu i poszła z powrotem do łóżka. Chłopak jeszcze przez chwilę wpatrywał się w okno, aż w końcu położył się i niedługo później zasnął.

***

Minęły 3 tygodnie. Minął pogrzeb, minęły łzy, minęły rozmowy i spotkania z rodziną Cliffa. Shanell udało pogodzić się z tym, że jej chłopak nie żyje, a ona musi iść dalej. Zaczęła poświęcać pracy więcej czasu niż wcześniej. Zgadzała się na każdą możliwą sesję fotograficzną i była chętna do reklamowania wielu rzeczy. Spędzała w agencji co najmniej 12 godzin, a czasami nawet wychodziła do niej rano i nad ranem dopiero wracała do domu. W czasie kiedy nie miała zdjęć, biegała od spotkania na spotkanie z różnymi fotografami i projektantami. Zaczęła również brać udział w wielu wybiegach i pokazach mody.
Któregoś wieczoru siedziała w swoim salonie z kubkiem herbaty i kilkoma magazynami o modzie. Gdy przeglądała jeden z nich, usłyszała dzwonek do drzwi. Pobiegła do przedpokoju, żeby otworzyć. Zobaczyła stojącego na progu Nicka z bukietem róż. Uśmiechnęła się i wpuściła go do środka.
- Cześć. - przywitał się i wręczył jej kwiaty. - To dla ciebie.
- A z jakiej to okazji?
- Noo... z żadnej. Po prostu chciałem sprawić ci przyjemność.
- Dziękuję... - powiedziała z uśmiechem, przytulając go. - To bardzo miłe.
- Powoli zacząłem zapominać, jak wyglądasz. Myślę, że powinnaś trochę przystopować z pracą.
- Nick...
- Cały czas biegasz na sesje, spotkania z projektantami i pokazy. - przerwał jej. Wszedł do kuchni i nalał sobie do szklanki soku, a zaraz po tym spojrzał na nią. - Musisz w końcu zrobić sobie przerwę i się zrelaksować.
- Zrobiłam sobie przerwę. Od rana siedzę w domu i nic nie robię, tylko się relaksuję.
- Nie chodzi mi o takie relaksowanie się.
- A jakie? - spytała, patrząc na niego podejrzliwie.
- No nie wiem... Powinnaś pozwolić sobie na więcej przyjemności. Może dasz zaprosić się na kolację?
- Wybacz, ale nie mam ochoty.
- To na kawę.
- Staram się nie pić kawy.
- No to wyjdź gdzieś ze mną. - nalegał. Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się.
- Od wczoraj mam ochotę wybrać się na plażę...
- Więc idziemy na plażę.
- A-ale... - zaczęła się jąkać, kiedy ciągnął ją za sobą do wyjścia. - Nick, jest już wieczór. Tam nikogo nie ma, w dodatku woda jest już zimna...
- Chciałaś iść na plażę to cię tam zabieram. Bez dyskusji.
- Nawet nie przebrałam się w strój kąpielowy!
- Co to za problem pływać w bieliźnie? - spytał z uśmiechem i zamknął za nimi drzwi. Oddał klucze Shanell i zbiegł po schodach, a ona za nim. Wyszli z jej bloku i bez słowa ruszyli w stronę Sunset Beach. Po kilku minutach byli już na miejscu. Rozejrzeli się po pustej plaży i wsłuchiwali się w szum fal.
- Jakoś strasznie tu jak jest ciemno... - odezwała się dziewczyna.
- Mnie się podoba. - powiedział z uśmiechem i ściągnął swoje dunki oraz koszulkę. Zaraz po tym rozpiął swoje dżinsy i zsunął je z siebie. Popatrzył na swoją towarzyszkę i uśmiechnął się. - Chodź, idziemy do wody.
- Nie, nie mam kostiumu. - mruknęła i usiadła na piasku. - I nie chcę być chora, zobacz, jak tu zimno. Chodź, wracajmy.
- Nie ma mowy. - zaprotestował i ukucnął obok niej. Wziął się za rozpinanie jej obcisłych dżinsów, a ona od razu się od niego odsunęła.
- Co ty robisz?
- Chcę, żebyś poszła ze mną do wody.
- Mówiłam, że nie. - postawiła mu się.
Chłopak popatrzył na nią bez słowa, a po chwili ponownie zaczął rozpinać jej spodnie. Tym razem się nie opierała. Uniosła biodra, żeby mógł je z niej zsunąć. Kilka sekund później włożył dłonie pod jej koszulkę i jednym ruchem zdjął ją.
- Chodź, idziemy. - pociągnął ją za rękę i weszli do wody. Po jej ciele przeszedł dreszcz, a zaraz po tym dostała gęsiej skórki.
- Nick, proszę, chodź... Ta woda jest zimna...
- Daj spokój, nie jest źle. - zawołał do niej, ponieważ poszedł trochę dalej. Shanell poszła za nim. Woda nie sięgała jej już do kostek, tylko do kolan. Potem do pasa, a następnie do piersi. Dalej nie chciała już wchodzić. Rozejrzała się, ale nigdzie nie widziała Nicka. Zaczęła się denerwować.
- Nick! - nawoływała go.
- Tu jestem. - powiedział, dotykając zimną dłonią jej nagich pleców. Podskoczyła przestraszona i odwróciła się do niego.
- Wystraszyłeś mnie!
- Wybacz, nie chciałem. - uśmiechnął się przepraszająco. - Jak głęboko weszłaś?
- Tylko dotąd.
- Zamocz chociaż włosy.
- Po co?
- Poszłaś popływać i nie masz nawet mokrych włosów. Trochę dziwne, nie sądzisz?
- Może trochę... - mruknęła i zanurzyła głowę w wodzie. Po chwili wynurzyła się i potarła dłońmi oczy. Nick wziął ją za rękę i pociągnął za sobą. Kiedy tylko wyszli z wody, zaczęli trząść się z zimna. Podeszli do swoich ubrań i włożywszy je na siebie, szybko pobiegli w stronę bloku Shanell. Gdy znaleźli się w końcu w jej mieszkaniu, chłopak poszedł do łazienki po ręczniki, a ona do kuchni wstawić wodę. Włożyła do dwóch kubków herbatę ekspresową i zalała wodą. Wzięła je i poszła do salonu. Nick już tam siedział.
- O, już jesteś. - ucieszył się i rzucił w nią ręcznikiem, kiedy postawiła na stole parujące kubki. Dziewczyna usiadła obok niego i włączyła telewizor.
- Mówiłam, że to zły pomysł. - mruknęła, wycierając włosy. - Już zaczęło mnie boleć gardło.
- A wiesz, że mnie też? - powiedział z uśmiechem i wziął mały łyk swojej herbaty. - Co oglądamy?
- Ooo, za chwilę będzie Flashdance! - krzyknęła podekscytowana.
- Nie lubię takich filmów.
- Daj spokój, on trwa tylko 1,5 godziny!
- To długo. - jęknął, narzuciwszy na siebie koc.
- Proooooszę... - powiedziała, patrząc na niego swoimi dużymi niebieskimi oczami. Nick nie mógł znieść tego spojrzenia.
- Dobrze, obejrzymy, ale błagam, nie patrz już tak na mnie...
- Dziękuję!
Niedługo później rozpoczął się film i zaczęli oglądać. Chłopak wlepił swoje znudzone spojrzenie w ekran i udawał, że go interesuje. Shanell natomiast była zachwycona i oglądała z ogromnym zainteresowaniem.
- Zimno tu jakoś... - mruknął w pewnym momencie Nick, jeszcze mocniej opatulając się kocem. Dziewczyna zmarszczyła brwi i wypuściła powietrze z ust.
- Żartujesz? Mnie jest gorąco... - oznajmiła ciężko i w tym samym momencie zaczęła się przerwa na reklamy. - Idę na balkon.
Chłopak tylko przytaknął ruchem głowy i pociągnął nosem. Wziął do ręki swój kubek i próbował się napić, ale nie dał rady. Cały się trząsł. Zaklął cicho pod nosem i odstawił go z powrotem na stół. Po chwili Shanell wyszła z balkonu.
- Ej, Shan... - zaczął, ale przerwało mu jej kichnięcie. - Na zdrowie.
- Dzięki... - powiedziała lekko zachrypniętym głosem.
- Masz może coś na gorączkę? - spytał, patrząc jak bierze do ręki chusteczkę higieniczną leżącą na stole.
- Gorączkę? Coś powinno się znaleźć. - rzuciła i poszła w stronę kuchni.
Po krótkim czasie dziewczyna wróciła do salonu z tabletkami przeciwbólowymi, przeciwgorączkowymi, witaminami i syropem na kaszel.
Gdy zażyli już pierwszą porcję lekarstw, poczuli się trochę lepiej. Uznali jednak, że chorobę trzeba wyleżeć i obydwoje poszli do jej sypialni. Ułożyli się w ciepłej pościeli i niedługo później zasnęli.

***

Młoda dziewczyna stała nago przed lustrem i rozczesywała swoje mokre włosy. W tym samym momencie usłyszała głośne pukanie do drzwi. Westchnęła ciężko i owinęła się ręcznikiem, po czym pobiegła otworzyć. Na progu stał chłopak niewiele starszy od niej, z długimi włosami w nieładzie. Miał na sobie flanelową koszulę w kratę, dżinsową kamizelkę i obcisłe spodnie. Dziewczyna uniosła brwi i zlustrowała go wzrokiem z góry na dół.
- A co ty tu robisz? Nie zapraszałam cię.
- Powiedziałaś mi wczoraj, że jeśli znajdę jakieś ciekawe miejsce na pierwszą randkę to się ze mną umówisz...
- I? Co wymyśliłeś?
Chłopak wyciągnął z kieszeni dwa kawałki papieru.
- Bilety na Iron Maiden. - oznajmił z uśmiechem. - Grają jutro o 20:00.
Dziewczyna wzięła od niego bilety i dokładnie je obejrzała, a potem spojrzała na niego podejrzliwie.
- Skąd wiedziałeś, że chciałam być na tym koncercie?
- Intuicja.
- Intuicja? - uniosła brwi w zdziwieniu.
- No dobra. Roxxi mi powiedziała, że chciałaś iść, ale nie miałaś biletów. Pomyślałem, że jeśli je załatwię to się ze mną umówisz. - opowiedział i spojrzał na swoje przybrudzone trampki.
- Ok. - uśmiechnęła się. - Przyjdź jutro po mnie o 19:00.
- Serio? - zapytał z nadzieją w oczach.
- No tak. - roześmiała się dziewczyna. - Do zobaczenia. - rzuciła na koniec i zamknęła drzwi. Z uśmiechem spojrzała jeszcze raz na bilety, a następnie pokręciła głową i wróciła do toalety.

piątek, 18 stycznia 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 9.

hmm. muszę Wam powiedzieć, że podoba mi się ten rozdział. oprócz tego wybrałam 5 (według mnie) bohaterów, którzy mogą być irytujący. i zrobiłam ankietę. wydaje mi się, że wiem na kogo będzie najwięcej głosów, ale... zobaczymy. miłego weekendu.

- Cliff, pomóż mi... - szepnęła Shanell, przytulając do siebie jego koszulkę. Odkąd wróciła do pustego mieszkania ani razu nie wyszła ze swojego łóżka. - Nie mogę już tu żyć... Wszystko jest piekłem... Wszystko nie ma sensu... Nie mam sił... - powiedziała głośniej i w tym samym momencie rozpłakała się. - Zabierz mnie do siebie, błagam... Wszystko robię źle... Jestem zerem... Proszę, weź mnie do siebie... Tęsknię za tobą... Jesteś jedyną osobą, z którą chcę teraz być... Cliff, proszę cię...
Więcej już nic nie powiedziała. Zaczęła rozglądać się po ciemnej sypialni. Spojrzała na drzwi z nadzieją, że jej chłopak zaraz przyjdzie, położy się obok niej i przytuli ją, tak jak robił to od prawie 6 lat.
Nie zastanawiając się wiele, wtuliła twarz w poduszkę, naciągnęła na siebie bardziej kołdrę i chwilę później zasnęła. 
Obudził ją głośny huk. Zerwała się z łóżka i zapaliła lampkę nocną. Zamglonym wzrokiem spojrzała na zegarek, który wskazywał prawie 1:00 w nocy. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zobaczyła na podłodze pudełko, w którym trzymała zdjęcia. Podeszła tam ostrożnie, ukucnęła i zgarnęła wszystkie rozsypane fotografie z powrotem do pudełeczka. Wzięła je i wróciła na łóżko. Usiadła po turecku, wzięła głęboki oddech i zaczęła przeglądać zdjęcia. 
W kąciku jej ust pojawił się delikatny uśmiech, kiedy zobaczyła zdjęcie z jej pierwszego spotkania z Cliffem. Maj 1982. Prawie 6 lat temu. Był wtedy niesamowicie nieśmiały, trudno jej było nawet złapać z nim kontakt wzrokowy, ale już wtedy wiedziała, że to odpowiedni chłopak dla niej. Na fotografii też wyglądał na bardzo strachliwego, siedzieli obok siebie, a on delikatnie obejmował ją ramieniem. Z każdym kolejnym zdjęciem zmieniał się. Na jednym trzymał ją za rękę, na drugim namiętnie całował, na jeszcze innym niósł ją na rękach. Przeglądała ich wspólne zdjęcia z przeróżnych imprez, koncertów, rocznic, wyjazdów, wakacji, romantycznych wieczorów...
- Za dużo wspomnień na raz. - mruknęła sama do siebie i schowała wszystkie fotografie do pudełka. Zaniosła je na swoje miejsce i wróciła do łóżka, po czym położyła się i owinęła kołdrą. 
Oglądanie starych zdjęć późną nocą nie wpływa dobrze na psychikę. Patrzyła na jedną z najbliższych jej osób, która już nie żyje, na uczucia, po których zostały już tylko wspomnienia i blizny, które nigdy nie znikną oraz na chwile, które były najszczęśliwsze i już nigdy nie wrócą.

***

- Zaśpiewasz mi coś? - spytała młoda dziewczyna, przytulając się do swojego chłopaka.
- Wiesz dobrze, że nie lubię śpiewać. Mogę ci coś zagrać na basie.
- Daj spokój. Tylko mały kawałek jakiejś piosenki. Proszę.
- Nie. - odpowiedział stanowczo, starając się nie patrzeć w jej oczy. Nie mógł znieść jej wzroku. Wystarczyło tylko jedno jej spojrzenie, a kolana mu miękły.
- Proooooooszę. - nalegała i owinęła ręce wokół jego szyi. Chłopak westchnął i spojrzał na nią.
- Could you be, the most beautiful girl in the world? It's plain to see, you're the reason that God made a girl... - zanucił cicho i musnął lekko jej usta swoimi. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Kocham cię. - szepnęła i wtuliła się w jego koszulkę.

***

Kiedy Shanell otworzyła oczy, rozejrzała się po sypialni i przetarła ręką oczy.
- O ja pierdolę... - wykrztusiła, gdy spojrzała na budzik, który wskazywał już 8:30. - O 9:00 muszę być w agencji!
Zerwała się z łóżka i chciała pobiec do łazienki, ale potknęła się o pudełko ze zdjęciami leżące na podłodze. Ze zdziwieniem podniosła je i położyła na swoim miejscu. Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej swoje dżinsowe potargane rurki, szarą koszulkę i ubrała się. Pobiegła na boso do łazienki i po chwili wyszła z niej ze szczoteczką do zębów w buzi. Poszła do kuchni i nalała wody do czajnika. Sięgnęła po kawę do szafki kuchennej i o mało co nie wypuściła jej z rąk, gdy zerknęła na zegarek.
- Zajebiście, nawet nie zdążę wypić kawy. - mruknęła, chowając z powrotem słoik do szafki. Zaniosła swoją szczoteczkę do toalety i wytarła twarz ręcznikiem. Założyła swoje czarne szpilki na wysokiej platformie, wzięła torebkę, okulary przeciwsłoneczne i wyszła z mieszkania. Zamknęła drzwi na klucz i pomknęła do windy. Zjechała na dół i kiedy tylko wyszła z budynku, wsunęła na nos swoje Ray-Ban'y i ruszyła do najbliższego Starbucksa, gdzie kupiła latte i sałatkę. Chwilę potem pobiegła na stację metra i niedługo później była już pod swoją agencją.
- Shanell, a co ty tu robisz? - spytał mężczyzna niewiele starszy od niej, patrząc na nią ze zdziwieniem.
- Cześć Ryan. - odpowiedziała, podając mu swoją kawę i niedojedzoną sałatkę. - To jak, zaczynamy?
- Ale twoja matka dzwoniła i opowiedziała o twoim chłopaku... Crystal jej powiedziała, że masz wolne do końca tygodnia.
- Daj spokój, nie mogę siedzieć sama w czterech ścianach, ja tam nie wytrzymam. Muszę coś robić. Chcę teraz porządnie wziąć się za siebie i wypełnić swój grafik samymi sesjami, wybiegami i pokazami.
- Na pewno? - upewnił się. - Jesteś pewna, że chcesz tak szybko brać tyle rzeczy na siebie?
- Tak, oczywiście. - odpowiedziała. - Mam 2 zaległe sesje. Możemy od razu się za to wziąć?
- Jasne, ale są jeszcze 2 sprawy. W sobotę dzwoniła do nas Lorraine Candy z Elle, a dzisiaj rano Glenda Bailey z Harper's Bazaar. Chcą cię do siebie na okładki.
- Naprawdę?! To świetnie!
- Tak, ale Connie wytłumaczyła im twoją obecną sytuację i powiedziały, że jeżeli do końca tygodnia się nie zdecydujesz na sesje z ich fotografami to będą musiały znaleźć kogoś innego. - wyjaśnił Ryan.
- Pójdę do Con i powiem, że się zgadzam. 
- Dobra, zaczniemy od tej sesji, którą miałaś mieć ze mną. Tą z rozmazanym make-up'em, w bieliźnie. A tę drugą, w której miałaś reklamować buty, będziesz miała za jakiś czas z Tashą.
- Jasne. - uśmiechnęła się.
- Leć do makijażystki. - powiedział, a ta bez zająknięcia wykonała jego polecenie.
Gdy Shanell wróciła do domu, była 22:00. Ściągnęła swoje szpilki i poszła od razu do salonu. Zaczęła przeglądać płyty, aż w końcu wybrała "Rocks" Aerosmith. Włączyła ją i ruszyła w stronę łazienki, po drodze ściągając koszulkę. Weszła pod prysznic i odkręciła kurki z wodą. Ciepły strumień oblewał jej nagą skórę sprawiając, że poczuła niesamowitą przyjemność. Stała tam przez kilkanaście minut, aż w końcu wyszła stamtąd i owinęła się ręcznikiem. Poszła do kuchni, gdzie zrobiła sobie kubek ciepłego kakao i ruszyła do salonu. Usiadła na kanapie, owinęła się kocem i włączyła telewizor. 
Po godzinie oglądania seriali zaczęła robić się senna. Kiedy już prawie spała, usłyszała dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosła się z łóżka i poczłapała do przedpokoju. Otworzyła drzwi i zobaczyła stojącego na progu Nicka.
- Cześć. - przywitał się, wchodząc do środka. - Czemu sama siedzisz?
Shanell popatrzyła na niego, marszcząc brwi, a po chwili spuściła wzrok.
- Nie mam z kim siedzieć... - mruknęła.
- Przecież wszyscy ci mówimy, żebyś się do kogoś wprowadziła, albo żeby ktoś z tobą zamieszkał. Zresztą zawsze możesz po kogoś zadzwonić albo wyjść, nie musisz siedzieć sama w domu...
- Nick, daj spokój. Poradzę sobie. Przestańcie mnie traktować jak jakąś kalekę!
- Martwimy się... - powiedział cicho, wchodząc za nią do salonu.
- Nie macie o co. Przecież nic sobie nie zrobię.
- Judy i Roxxi wspominały coś o tym, że mówiłaś, że chcesz umrzeć...
- A ty jakbyś zareagował na to, że twoja dziewczyna, z którą byłeś od 6 lat, z którą mieszkałeś, dzieliłeś łóżko, kochałeś się, rozmawiałeś, jadłeś wspólnie śniadanie, nie żyje? - zapytała ze łzami w oczach.
- Na pewno byłoby mi przykro... że straciłem całe swoje życie w ciągu jednego dnia...
- Tak myślałam...
- Rozmawiałem o tobie z Melanie. - oznajmił i spojrzał na nią, żeby zobaczyć jej reakcję. Shanell uśmiechnęła się pod nosem.
- Nick, coś ci już powiedziałam na ten temat. Poradzę sobie, nie potrzebuję waszej pomocy. Wszyscy macie wystarczająco swoich spraw na głowie.
- Wiesz o tym, że teraz jesteś dla wszystkich najważniejsza.
- I jest mi z tego powodu bardzo miło, ale jestem już dorosłą osobą i potrafię dać sobie radę w życiu. - wyjaśniła i usiadła na kanapie, po czym wzięła mały łyk swojego kakao i włączyła inny program w telewizji. Nick usiadł obok niej i popatrzył na nią uważnie.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że przez cały dzień siedziałaś przed telewizorem i oglądałaś babskie seriale...
- Mam prawo usiąść spokojnie i pooglądać telewizję po 12 godzinach spędzonych w agencji, prawda?
- Byłaś w agencji? - zaciekawił się. - I jak tam? Ile sesji?
- Miałam 2 zaległe, potem wrzucili mi 3-cią z okularami przeciwsłonecznymi, a później dzwoniłam jeszcze do 2-ch redakcji umówić się na sesje. Elle i Harper's Bazaar chcą mnie na okładce. - pochwaliła się.
- Świetnie. A na jutro masz jakieś plany?
- Mam sesję na plaży w Pacific Palisades w kostiumach kąpielowych takiej jednej projektantki z Chicago.
- A o której wrócisz? - dopytywał.
- Pewnie tak po 20:00. Albo trochę później... - zamyśliła się i spojrzała na niego. - A dlaczego pytasz?
- Jutro idę do pracy na popołudnie. Kończę o 22:00, więc będę mógł przyjść do ciebie... - powiedział nieśmiało.
- Nie musisz.
- Ale chciałbym.
- Noo... dobrze... - mruknęła i napiła się swojego kakao.
Przez jakiś czas jeszcze siedzieli razem i oglądali telewizję, ale kilka minut po północy Nick pożegnał się z Shanell i wrócił do siebie. Dziewczyna wyłączyła telewizor, zgasiła światło w salonie i poszła do sypialni. Zapaliła tam lampkę nocną i podeszła do szafy. Naszykowała sobie ubrania na jutro i położyła je na krzesełku. Podchodząc do łóżka, zahaczyła ręką o ramkę ze zdjęciem stojącą na jej szafce. Podniosła ją i spojrzała na fotografię. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła na niej siebie, Sophię, Nathana i Masona. 
Mase był ślicznym dzieciaczkiem. David zawsze był przystojny, miał spore powodzenie u dziewczyn, a Judy nigdy nie narzekała na swój wygląd i brak adoratorów, więc dlaczego ich syn miałby gorzej od nich wyglądać?
Kiedy Judy dowiedziała się o ciąży, jej świat wywrócił się do góry nogami. Judie miała wtedy 18 lat, a David 20. Ona pracowała jako barmanka w jednym z klubów i razem ze swoimi rodzicami i starszym bratem ledwo wiązała koniec z końcem, a David pochodził z bogatej rodziny, niczego nigdy mu nie brakowało i nigdy nie musiał pracować. Jego jedynym problemem były narkotyki.
Gdy chciała mu tylko powiedzieć o dziecku, bała się, że ją zostawi. A wtedy kompletnie by sobie nie poradziła. Jednak David i jego rodzice ucieszyli się z ciąży. Gorzej było z rodzicami Judy, w szczególności z jej matką. Postawiła jej ultimatum. Jeśli usunie ciążę, będzie mogła zostać w domu. Jeśli nie, ma się wyprowadzić. Wiedziała o tym, że sama sobie nie poradzi i poważnie myślała nad aborcją, ale kiedy widziała starania Davida, który poszedł na odwyk, znalazł sobie pracę i kupił mieszkanie, postanowiła urodzić dziecko.
Kilka miesięcy później, gdy Mason pojawił się już na świecie, obydwoje nie mogli się nim nacieszyć. Wcześniej nic nie wskazywało na to, że tak szybko go pokochają. Teraz Judy i David za nic nie oddaliby Masona. Tworzą naprawdę szczęśliwą rodzinę.
Melanie i James też nie planowali swojego pierwszego dziecka, Nathana. Mel zaszła w ciążę niedługo po tym, jak zaczęli się spotykać. Poznali się w klubie Seventh Veil, gdzie Shanell i Melanie pracowały jako... striptizerki. James często wpadał do Shan, bo byli najlepszymi przyjaciółmi. James któregoś dnia w końcu zobaczył Melanie i się zakochał. Ze wzajemnością. Jaymz był gotowy zrobić dla Mel wszystko. Ale kiedy dowiedział się o tym, że zostanie ojcem, zaczął mieć wątpliwości. Chciał się rozstać. Nie był jeszcze przygotowany na te wszystkie zmiany. Nie chciał mieć jeszcze dzieci. Po wielu przemyśleniach o tym, że sam od 13. roku życia wychowywał się bez ojca, a niedługo później zmarła jego matka i musiał się przeprowadzić z młodszą siostrą do swojego starszego brata doszedł do wniosku, że nie chce, aby dzieciństwo jego dziecka tak wyglądało. 
Gdy Nathan przyszedł na świat, James nie potrafił oderwać od niego wzroku. Nath jeszcze bardziej przybliżył Melanie i Jamesa do siebie. Rok później urodziła się Sophia, najważniejsza osoba w życiu Jamesa. To był jeden z nielicznych momentów, kiedy James płakał. Ze szczęścia oczywiście. Od samego początku traktował ją jak księżniczkę, jest jego najukochańszą córeczką. Teraz Jaymz jest naprawdę szczęśliwy. Ma fantastyczną dziewczynę, wspaniałego syna i cudowną córkę.
Roxxi i Lars w ogóle nie starają się o dzieci. Lars często opowiada, że chętnie zostałby ojcem, czasami nazywa Sophię swoją córeczką, a Masona i Nathana swoimi synkami, ale Roxanne nie ma zamiaru zachodzić w ciążę. Jest dosyć zwariowana i szalona. Nie gardzi imprezami i alkoholem. Nie lubi być odpowiedzialna. Właśnie to ich połączyło. Szaleństwo, wieczne imprezy, alkohol, dobra zabawa, nieodpowiedzialność. Poznali się na imprezie u Jamesa. Roxanne od dawna przyjaźniła się z Shanell, która co ciekawe na tej samej imprezie pierwszy raz spotkała Cliffa. Jedna, zwykła popijawa zmieniła życie czterech osób.
Shan i Cliff już po kilku randkach zamieszkali ze sobą i byli szczęśliwą parą, ale Roxanne tak naprawdę zakochała się w Larsie dopiero po pół roku randkowania. Na samym początku nie polubiła go, według niej był niesamowicie dziecinny, ale potem sama doszła do wniosku, że właśnie tego dzieciaka kocha w nim najbardziej. Chociaż często go obraża, kłóci się z nim i wyzywa go, nie wyobraża sobie teraz życia bez niego. Nigdy nie sądziła, że aż tak bardzo zaangażuje się w jakiś związek.
Shanell odstawiła ramkę z powrotem na szafkę i zgasiła lampkę nocną. Naciągnęła na siebie mocno kołdrę i zamknęła oczy. Była zmęczona, więc nie potrzebowała dużo czasu, żeby zasnąć.
W nocy przebudziła się i spojrzała na zegarek. Wskazywał prawie 3:00 w nocy. Zdziwiła się, kiedy dostrzegła światło dochodzące z salonu. Wstała z łóżka i poszła to sprawdzić. Był włączony telewizor. Zmarszczyła brwi i popatrzyła na ekran. Była pewna, że przed snem wyłączyła telewizor. Wyłączyła go i ziewając, wróciła do sypialni. Gdy zamknęła za sobą drzwi, usłyszała trzask szafki kuchennej. Rozejrzała się przerażona. Nie wiedziała, czy ma zostać, czy jednak iść sprawdzić co to było. Zapaliła szybko światło i podeszła do telefonu. Wybrała numer Nicka i nerwowo czekała, aż odbierze.
- Halo? - usłyszała w końcu jego głos.
- Nick, przepraszam, że cię budzę, ale...
- Nie obudziłaś mnie. - przerwał jej. - Jeszcze nie śpię, oglądam film.
- Czy... czy mógłbyś do mnie przyjść? - spytała drżącym głosem.
- Dlaczego? Coś się stało?
- N-nie wiem... Proszę cię, nie chcę być tutaj sama...
- Zaraz będę. - rzucił i od razu się rozłączył. 
Shanell usiadła na łóżku i owinęła się kołdrą. Niedługo później usłyszała dzwonek do drzwi. Zeskoczyła z łóżka i powoli wyszła z sypialni. Po drodze wzięła z kuchni nóż i rozglądała się dookoła. Otworzyła drzwi, a Nick wpadł do środka.
- Co to jest?! - spytał przerażony, wskazując na nóż w jej dłoni.
- Ktoś tu jest... - szepnęła.
- Kto tu może być?
- Nie wiem...
- Shanell, nikogo tu nie ma. - uspokoił ją.
- Ale... ale ja słyszałam...
- Przesłyszało ci się. Albo coś ci się przyśniło.
- To mi się nie śniło! I nie przesłyszało!
- Wracaj do łóżka, a ja sprawdzę, czy ktoś tu faktycznie jest. - mruknął, przewracając oczami. Dziewczyna kiwnęła głową i wróciła do sypialni. Kiedy leżała już w łóżku, Nick wszedł do pokoju. Od razu podniosła się i spojrzała na niego.
- I? Jest tam ktoś?
- Nikogo nie ma. Mówiłem, że coś ci się przesłyszało albo przyśniło.
- Ale ja... - zaczęła, ale chłopak przerwał jej.
- Shan, naprawdę nikogo tutaj nie ma. - uspokoił ją po raz kolejny. - Myślałem, że naprawdę coś się stało, a ty tylko miałaś jakieś przesłyszenia. Przez ciebie straciłem połowę filmu.
- Przepraszam... - szepnęła, spuszczając wzrok. - Ale nie zostawisz mnie tutaj samej, prawda?
- No nie. Prześpię się na kanapie w salonie. I obejrzę końcówkę filmu. - powiedział z uśmiechem, puszczając jej oczko. - Śpij dobrze. Musisz się wyspać.
- Tak... dzięki... - mruknęła i położyła się. Nick zgasił światło i poszedł do salonu. Shanell przez jakiś czas leżała na łóżku i patrzyła tępo w sufit, aż w końcu udało się jej zasnąć.

piątek, 11 stycznia 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 8.

witam. dziwne jest to, że dobry humor mnie nie opuszcza, jedynie straciłam go trochę na dzisiejszej na matematyce. ale co tam, zaczął się weekendzik, pośpię do 15 i będzie fajnie. w dodatku zaraz idę do Biedronki na zakupy, a o 20:00 lecę do kolegi na noc filmową. :D / co mogę powiedzieć o rozdziale? przedostatni z tych smutnych i przygnębiających. ostatni z tych rozdziałów, z którymi miałam największy problem. nie byłam w takiej sytuacji w której teraz znalazła się Judy (czyt. poinformowanie dzieci o śmierci Cliffa), więc trudno było mi to napisać. oprócz tego... poznacie również mamę Shanell. która według mnie nie jest jakaś super extra niesamowitą mamą, ale nie jest też taka jak mama Duffa w opowiadaniu Erin Everly. :D dowiecie się też czegoś o narkomańskiej przeszłości kilku bohaterów. w następnym rozdziale będzie duuużo opisanych dzieciaków (Masona, Sophii i Nathana). m.in. jak poznali się ich rodzice, jak tam zareagowali na ciążę itp. / ok, nie przedłużam, miłego weekendu i czytania.

Promienie słońca muskały skórę ludzi chodzących po ulicach San Francisco. Młoda dziewczyna zsunęła ze swojego nosa okulary przeciwsłoneczne i spojrzała na swoją towarzyszkę.
- O czym myślisz? - spytała, przyglądając się jej uważnie.
- Martwię się o Shanell... - mruknęła, patrząc na czubki swoich balerinek. - Odkąd wróciliśmy ze szpitala leży w łóżku i mówi, że chce tam umrzeć.
- Mel, dziwisz się jej? W końcu jakoś się ustatkowała, poradziła sobie ze wszystkimi problemami, od 6 lat była w szczęśliwym związku i wczoraj się to wszystko skończyło.
- Roxxi, wiem... Współczuję jej, bo po tym wszystkim co przeszła, po tych problemach rodzinnych, masie nieudanych związków, zasługiwała na trochę szczęścia, ale wie dobrze o tym, że są ludzie którym na niej zależy i nie powinna gadać takich rzeczy...
- Powiedziała to pewnie z tych wszystkich emocji, które się od wczoraj zgromadziły. - wyjaśniła Roxanne, siadając na ławce. - Nie masz się o co martwić. W dodatku Judy, Jaymz i Lars z nią zostali.
- No tak, wiem... - westchnęła i spojrzała na torbę swojej przyjaciółki. - Idziemy jeszcze do jakiegoś butiku?
- Najpierw to ja muszę się czegoś napić. - powiedziała Roxxi, wstając i poprawiając swoje dżinsowe spodenki. - Chodź, kupimy coś do picia i możemy dalej chodzić.
Melanie niechętnie podniosła się z ławki i poszła za Roxanne do najbliższego sklepu spożywczego. Zakupiwszy 2 butelki wody, postanowiły jeszcze trochę pochodzić po mieście i odwiedzić kilka butików.
W tym samym czasie Judy siedziała na łóżku Shanell, która leżała cała zakryta kołdrą.
- Shan, odkąd wróciłaś leżysz w łóżku i płaczesz. Wyjdź stąd w końcu.
- Nie chcę.
- A co chcesz?
- Umrzeć.
Dziewczyna westchnęła. Bez słowa jeszcze przez chwilę siedziała obok niej, aż nagle zadzwonił telefon. Zirytowała się, myśląc, że to znowu David. Niechętnie podniosła się z łóżka i poszła odebrać.
- Halo? - mruknęła do słuchawki.
- Dzień dobry Judy, czy mogłabyś dać mi do telefonu moją córkę? - usłyszała głos starszej zniecierpliwionej kobiety.
- Ooo, dzień dobry... Już ją daję. - rzuciła, a potem zawołała. - Shanell, twoja mama chce z tobą rozmawiać!
Dziewczyna ledwo wyszła z łóżka i poczłapała do telefonu. Wyrwała Judy słuchawkę z rąk i przyłożyła ją do ucha:
- Słucham...?
- Dziecko, jak możesz być tak nieodpowiedzialna?! Cały dzień próbowałam cię złapać telefonicznie, aż w końcu chłopak Judy podał mi ten numer. Gdzie ty jesteś? Martwię się o ciebie!
- Dlaczego się o mnie martwisz? - spytała Shanell.
- Zawsze się o ciebie martwię! Wydzwaniają do mnie z twojej agencji, że nie byłaś wczoraj na dwóch sesjach zdjęciowych, a dzisiaj powinnaś być na jakimś pokazie mody! Ja mam ważniejsze sprawy na głowie niż tłumaczenie się za ciebie w agencji! - krzyczała do słuchawki. - Gdzie ty jesteś?
- W San Francisco.
- W San Francisco?! Jeszcze tak spokojnie to mówisz?! Zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli nie będziesz chodzić na sesje zdjęciowe, wybiegi i pokazy to będziesz w tej branży skończona?!
- Mamo, Cliff zginął wczoraj w wypadku samochodowym! - krzyknęła, wybuchając płaczem. - Mam to wszystko zostawić w pizdu, mieć gdzieś to, że życie mi się zawaliło i lecieć na jakiś pierdolony pokaz mody?! Zastanów się!
- Kochanie, ale jak do tego doszło? - spytała drżącym głosem.
- Jechali na koncert i jakiś pijany facet wyjechał im zza zakrętu.
- A co z resztą?
- Już dobrze... Nic takiego im się nie stało.
- Shanell, przepraszam, że tak naskoczyłam na ciebie, ale nie miałam pojęcia, że coś takiego się stało... Gdybyś zadzwoniła wcześniej...
- W ogóle nie myślałam o tym... - przerwała jej i pociągnęła nosem. - Przez to wszystko zapomniałam o tym pokazie, o tych sesjach zdjęciowych...
- Kochanie, załatwię to. Nie martw się.
- Dzięki...
- Nie ma za co. Trzymaj się. Jak tylko wrócisz do LA to przyjedź do nas.
- Dobrze... Do zobaczenia.
- Pa. - powiedziała na pożegnanie kobieta i rozłączyła się. Shanell odłożyła słuchawkę i wróciła do łóżka, gdzie kilka chwil później zasnęła.

***

Kilka godzin później, tak jak wszyscy obiecali Kirkowi, poszli go odwiedzić. Prawie wszyscy, bo Shanell i Judy zostały w hotelu. Kiedy weszli do jego sali, zobaczyli go siedzącego na łóżku i patrzącego w ścianę.
- Hej. - przywitała się Roxanne, siadając obok niego. - Jak się czujesz?
- Lepiej. Jutro mnie wypisują.
- To super. - ucieszyła się Melanie. - Czyli jutro możemy już wrócić do LA.
Kirk bez entuzjazmu kiwnął głową. Rozejrzał się, a po chwili spytał:
- Gdzie Shan i Judy?
- W hotelu. - oznajmił James. - Shanell zaczęła coś świrować, dlatego Judie została z nią na wszelki wypadek.
- A co teraz będzie z tym wszystkim?
- Z czym? - zdziwił się Lars, patrząc na niego uważnie.
- No... z nami... z zespołem...
- Znajdziemy jakiegoś nowego basistę. - powiedział James, wzruszając ramionami.
- A co z Shanell?
Zapadła cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć. W końcu głos zabrała Melanie:
- Wydaje mi się, że powinna z kimś zamieszkać. Albo ktoś powinien się do niej wprowadzić...
- Przecież wiecie jaka ona jest. - odezwała się Roxxi. - Nie będzie chciała od nikogo pomocy. Nie pozwoli na to, żeby ktoś się do niej wprowadził, a żeby ona się do kogoś wprowadziła to już tym bardziej nie.
- Nie ma wyjścia, ona nie może być sama. Zobaczcie, jak zaczęła się zachowywać! - krzyknął Lars.
- Może pogadamy z jej rodzicami? - podsunęła pomysł Melanie. - Ich nie będzie obchodziło jej gadanie, tylko ją spakują i wezmą do siebie.
- Nie. - odradziła Roxanne. - Jej rodziców nigdy nie ma w domu, więc co by tam sama robiła? Równie dobrze mogłaby zostać u siebie, też byłaby sama.
- Niech pójdzie do Dave'a, albo on do niej. - zaproponował Lars.
- I mogę się założyć, że na drugi dzień Shan pójdzie na policję, żeby oskarżyć go o gwałt. - powiedział James. - Wiecie, że Dave jest do tego zdolny, a w dodatku jak ją tylko widzi to już zaczyna coś mruczeć o seksie.
- A z Martym i Kirkiem? - spytała Roxxi.
- Nie, bo będą co noc trójkąty. - odpowiedział James.
- Jaymz... - westchnęła Melanie.
- I co, zazdrościsz? - odezwał się Kirk.
- No widzisz, sam to potwierdził! - uniósł się James, patrząc uważnie na swoją dziewczynę.
- Dobra, to odpada. Zostaje nam jeszcze Nick. - oznajmiła Roxxi.
- Pogadam z nim. - zaoferowała się Melanie.
- Dobra, zbieramy się. - Roxanne pocałowała przelotnie Kirka w policzek i wstała z łóżka. - O której mamy jutro po ciebie przyjść?
- O 12:00 powinni mnie wypisać.
- To dobrze. - uśmiechnęła się Mel i położyła rękę na jego ramieniu. - Do zobaczenia!
- Ok, pa. - pożegnał się z przyjaciółmi Kirk, którzy po chwili wyszli z jego sali i wrócili do hotelu.

***

Poniedziałek był dla Davida horrorem. Z samego rana miał problemy z dobudzeniem Nathana i Masona. Jedynie Sophia wstała bez problemu. Kiedy w końcu się naszykowali, zawiózł ich do przedszkola i pojechał do pracy. Musiał zostać godzinę dłużej niż zwykle, więc nie miał kto odebrać dzieci. Przez pół dnia próbował dodzwonić się do Dave'a, który zgodził się iść do przedszkola, pod warunkiem, że David kupi mu paczkę Marlboro. Zgodził się tylko ze względu na to, że nikt inny nie mógł w tej chwili odebrać dzieciaków.
Gdy w końcu wrócił do domu, marzył o tym, żeby się położyć i zasnąć, ale postanowił odwiedzić go Marty wraz z Nickiem i Dave'em.
- Dav, dlaczego jesteś taki niemiły? - spytał Martin, siadając obok niego na łóżku. Chłopak nic nie odpowiedział tylko zakrył twarz poduszką.
- Zostaw go. Widzisz, jakie to agresywne. - powiedział Dave z uśmiechem.
- A jaki ja mam niby być?! - krzyknął David. - Nie dość, że moja dziewczyna pojechała sobie na wakacje do San Francisco, to sam muszę opiekować się trójką dzieci, pracować i jeszcze być szantażowanym przez narkomana, który z łaską mi pomaga, kiedy kupię mu paczkę papierosów!
- Tylko nie narkomana. - upomniał go Dave. - Po pierwsze, sam lepszy nie byłeś, a po drugie, nie biorę już narkotyków. Byłem na odwyku.
- 17 razy. - przypomniał mu Nick.
- Nie. Byłem tylko na 3 odwykach, pozostałe 14 to zwykłe detoksy.
- No widzisz, powiedziałeś, że byłeś na odwyku, a byłeś aż na 3!
- A ty na ilu byłeś?
- Ja nie byłem na odwyku.
Dave wybuchnął śmiechem.
- To jakim cudem przestałeś brać? Ćpałeś więcej ode mnie.
- Po pierwsze... nie znam człowieka, który ćpałby więcej od ciebie, a po drugie, sam poradziłem sobie ze swoim nałogiem, bo gdy któregoś razu zobaczyłem jak dajesz sobie w żyłę strzykawką znalezioną w koszu na śmieci to stwierdziłem, że nie chcę skończyć tak jak ty.
David przysłuchiwał się ich rozmowie i czekał na dalszy rozwój wydarzeń, Marty trzymał przy ustach swoją puszkę z colą, żeby nikt nie mógł zobaczyć jego uśmiechu, a Dave lustrował Nicka wzrokiem.
- Nie pamiętam kiedy to było.
- Ja pamiętam. Ponad rok temu, w marcu '87. Byłem wtedy w twoim mieszkaniu, złapał cię głód i grzebałeś w koszu na śmieci. Znalazłeś tam jakąś zaświnioną strzykawkę i...
- Dobra, koniec, bo się zaraz zrzygam... - przerwał z niesmakiem David.
- Ale ty robiłeś to samo, więc nie wiem, co cię tak obrzydza! - powiedział Dave.
- Ja? Jasne. Ciekawe kiedy.
- Chyba w czerwcu 81' twoja dziewczyna zadzwoniła do mnie zapłakana i powiedziała, że kupiłeś jakiś zanieczyszczony towar i tak cię po nim pozamiatało, że nawet nie zdążyłeś sobie igły z żyły wyjąć. - poinformował przyjaciela Nick. David podrapał się w głowę.
- I co się wtedy stało?
- Straciłeś przytomność. Miałeś zwężone źrenice i sine wargi. Ale po chwili się obudziłeś.
- A co to była za dziewczyna? - spytał David z dziwną miną.
- No... nie wiem... Judy...?
- Przecież w 81' jeszcze się z Judy nie spotykałem. A w dodatku kiedy się z nią związałem tak na poważnie to byłem już po odwyku. Pierdolnij się w łeb.
- Co to jest odwyk? - spytał Mason, wchodząc z Nathanem do pokoju.
- Nic takiego. - mruknął David i napił się soku ze swojej szklanki.
- Twój tatuś tam był. - powiedział Dave z uśmiechem.
- Mase, nie słuchaj go.
- Ale co to jest? Dlaczego nie chcesz nam powiedzieć? - dopytywał Nathan, siadając obok Nicka.
- Bo jesteście jeszcze za mali. Nie zrozumiecie tego.
- Ja rozumiem dużo rzeczy! - krzyknął Mason, a w tym samym momencie Sophia weszła do pokoju i usiadła obok Davida.
- Spokojnie, mały. - odezwał się Marty. - Jeśli pójdziesz w ślady tatusia, bądź w ślady chrzestnego. - tutaj spojrzał przelotnie na Dave'a. - To też tam skończysz.
- Chodź kochanie, idziemy stąd. - David wstał ze swojego miejsca i wziął Sophię na ręce. - Jesteś jedyną osobą w tym towarzystwie, która mnie nie wkurwia.
Kiedy weszli do przedpokoju, postawił ją na ziemi, żeby mógł spokojnie założyć swoje dunki. Sophia włożyła na nogi balerinki i po chwili wyszli z mieszkania. Gdy schodzili po schodach, zobaczyli Judy, Roxxi, Melanie, Shanell, Jamesa, Larsa i Kirka wchodzących do klatki schodowej.
- Tato! - krzyknęła dziewczynka, podbiegając do Jamesa. Ten wziął ją na ręce i przytulił do siebie. - Tęskniłam za tobą...
- Ja też za tobą tęskniłem. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Hej kochanie. - uśmiechnęła się blado Melanie, podchodząc do nich i całując swoją córkę w policzek. - Byłaś grzeczna?
- Tak! A kupiłaś mi coś?
- Kupiłam ci coś.
- Super! A co? - zaciekawiła się.
- Chodź na górę, pokażę ci. - powiedziała, biorąc ją za rękę. - Cześć Dav. - rzuciła, przechodząc obok niego.
- Cześć. - mruknął, a zaraz po tym przeszył wzrokiem swoją dziewczynę.
- No nie patrz tak na mnie! - jęknęła Judy.
- A jak mam patrzeć? Zostawiłaś mnie samego z dziećmi, a ty pojechałaś sobie na wakacje! Teraz masz jeszcze pretensje, że na ciebie patrzę! Zajebiście!
- Przestań już. Ja wcale nie byłam na wakacjach.
- To po co tam pojechałaś? - dociekał David.
- Chodź na górę, wszystko ci opowiem. - powiedziała cicho, wskazując ręką na schody. David wziął ją za rękę i poszli do mieszkania.
Kiedy weszli do środka, wszyscy siedzieli spokojnie w salonie.
- Ciociu, podoba ci się moja nowa sukienka? - spytała Sophia, podbiegając do Judy i robiąc obrót wokół własnej osi.
- Oczywiście, jest śliczna. - odpowiedziała z uśmiechem Judy. - Sofi, kochanie, mogłabyś iść do chłopaków? My musimy o czymś porozmawiać...
- Ale...
- Za chwilę do was przyjdę, dobrze?
- Dobrze. - uśmiechnęła się i pobiegła do pokoju Masona. Judie westchnęła i spojrzała na resztę.
- Gdzie jest Shanell?
- Poszła się położyć. - oznajmił Marty. - Co wy wszyscy macie takie grobowe miny? I w ogóle to gdzie jest Cliff?
- No właśnie o tym musimy pogadać... - powiedziała cicho Melanie.
- Został w San Francisco? - zapytał Dave.
- W pewnym sensie... - odpowiedziała Roxxi.
- Kurwa, mówcie w końcu o co chodzi! - krzyknął zdenerwowany Nick.
- Cliff nie żyje. Mieliśmy wypadek samochodowy. - powiedział James jednym tchem.
Wszyscy popatrzyli na nich zszokowani. Nikt nie mógł wydusić z siebie słowa. David usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach.
- Nie, nie wierzę... - szepnął ledwo słyszalnie.
- Jak to się stało? - spytał Marty drżącym głosem.
- Jakiś pijany facet wyjechał nam zza zakrętu. - wyjaśnił Lars. Dave wstał ze swojego miejsca i podszedł do okna.
- Kurwa, to jest niemożliwe! Dlaczego akurat jego to spotkało?!
- Dave, cicho... - upomniała go Melanie.
- Jak ja mam być cicho, skoro... - zaciął się. - Skoro mój przyjaciel nie żyje...
- Za 3 dni jest pogrzeb. W San Francisco. - poinformowała wszystkich Judy. - Jedziemy wszyscy, prawda?
- Tak, jasne. - powiedział bez zastanowienia Nick. - A co z dziećmi?
- Moi rodzice z nimi zostaną. - odezwał się David, patrząc tępo w jeden punkt.
- Pójdę z nimi pogadać. - oznajmiła Judy, wstając ze swojego miejsca. Poszła do pokoju swojego syna. Zapukała cicho i weszła do środka.
- Cześć mamo. - przywitał ją Mason, zerkając na nią. - Pokazać ci co wczoraj wymyśliłem?
- Mhm, później, dobrze? Teraz chciałam z wami porozmawiać... - powiedziała cicho, siadając na łóżku. - Chodźcie tu do mnie.
Sophia, Nathan i Mason usiedli obok niej, a ona ich do siebie przytuliła.
- Wiem, że to będzie dla was bardzo trudna sprawa, bo jesteście jeszcze dziećmi, ale jest coś, o czym musicie wiedzieć.
- To coś złego? - zmartwił się Nathan.
- Tego dnia, kiedy Cliff, Lars, Kirk i James pojechali na koncert, mieli oni wypadek samochodowy. Larsowi, Kirkowi i Jamesowi nic się nie stało, ale Cliffowi... niestety tak...
- Dlatego go nie ma? - spytał cicho Mason.
- Tak...
- Jest w szpitalu?
Judy pokręciła przecząco głową.
- Nie żyje? - powiedział cicho Nathan.
Judy przytaknęła. Dzieci zaczęły płakać i jeszcze bardziej się do niej przytuliły.
- Dlaczego lekarze go nie uratowali? - zapytała Sophia. Judie otarła jej łzy z twarzy i pocałowała ją w czoło.
- Lekarze zawsze robią co w ich mocy, ale po prostu nie zawsze udaje im się kogoś uratować... - wyjaśniła. - Ale wiecie co? Teraz Cliff jest w innym miejscu i na pewno mu tam lepiej. Zawsze będzie czuwał nad nami i będzie przy nas. Nie widzimy go, ale naprawdę jest obok nas.
- I nic nam nie zrobi? - dopytywał Mason, pociągając nosem.
- Nie, oczywiście, że nie. Będzie obserwował, czy się dobrze zachowujecie, będzie was pilnował, aż w końcu kiedyś się z nim spotkamy. W innym miejscu...
- Naprawdę? - spytał Nathan z nadzieją.
- Jasne. Będzie na nas wszystkich czekał. - powiedziała Judy ze łzami w oczach i jeszcze bardziej przytuliła dzieci do siebie.

wtorek, 8 stycznia 2013

Sad But True - dodatek.

napisałam to nad ranem w zeszłą sobotę. była może 4:00 rano. ta scena od kilku dni siedziała mi w głowie i musiałam to w końcu z siebie wyrzucić. nie wiem, skąd wziął się tam James. ale szczerze mówiąc tak podoba mi się najbardziej. nie informuję nikogo o tym. po prostu miałam jakąś potrzebę napisana tego. całość oczami Shanell.

+ w czwartek zacznę nadrabiać wszystkie wasze rozdziały.

Leżałam nieruchomo, owinięta grubym kocem, który ukrywał mnie przed ciemnością i chłodem. Nieprzyjemny wiatr wiał z mojego otwartego okna. Zimny powiew rozwiewał moje włosy i zadrżałam z powodu braku ciepła za mną.
Przewróciłam się na prawy bok i mocniej naciągnęłam na siebie nakrycie. Dziwnie się czułam. Odwróciłam na moment głowę w drugą stronę. Byłam przyzwyczajona do znanego mi ruchu ciała za mną i do silnych rąk owiniętych wokół mojej talii.
Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze z ust. Ciepło rozeszło się po moim ramieniu i obojczyku. Chciałam się wtulić w tak bliskie mi ciało, ale napotkałam ręką puste miejsce. Przymknęłam mocno powieki i położyłam głowę na Jego poduszce. Czułam się kompletnie zagubiona i starałam się jakoś zrelaksować.
Wyobraziłam sobie, że zasypiam przytulona do mojego chłopaka. Czułam Jego niesamowite ciepło, zapach perfum, delikatną skórę. Teraz już tego nie ma. Tylko zimne i puste miejsce obok mnie.
Pragnę Jego obecności. Nie ma Go tu. Nie ma Go, kiedy najbardziej potrzebuję Jego głosu, Jego dotyku, Jego zapachu...
Potrzebuję tego wszystkiego, co było kiedyś.
Odszedł, fizycznie. Przypomnienie o Jego braku nadchodzi do mnie, a ja leżę jak sparaliżowana. Powódź bólu zalewa całe moje ciało i pozostawia mnie w zimnych ramionach rozpaczy. Szpony są gotowe żeby wbić się w moją skórę i odsłonić strach i ból, który jest pod moim bladym ciałem.
Pomyślałam o Jego postaci, a łza spłynęła po moim policzku, rozmazując resztki porannego makijażu. Jego duże dłonie. Jego długie, kasztanowe włosy. Był tak łagodny i opiekuńczy, całował mnie z taką pasją, kochał mnie z taką troską i miłością. Myślałam, że moje serce eksploduje.
Moje ciało leżało nieruchomo. Serce biło powoli, ciężko mi było złapać oddech. Nie mogę o tym myśleć. Ale nie chcę, aby ktokolwiek odbierał mi te wspomnienia. Cokolwiek by się nie działo, chcę, aby na zawsze zostały w moim sercu.
Zawsze czułam się tak pewnie i bezpiecznie wiedząc, że mieliśmy siebie nawzajem. Zawsze mieliśmy Naszą miłość, Naszą więź. Chcieliśmy już zawsze być razem.
Posiadałam pełną wiarę w Naszą miłość. Była silna i prawdziwa. Zawsze byliśmy gotowi na to, aby pokonać wszystkie przeszkody i przeciwności w życiu. I psychicznie i fizycznie. Przez te sześć szalonych lat było wiele rozczarowań, ale nigdy nie wmawialiśmy sobie, że Nasza miłość będzie niepowodzeniem. Zawsze trzymaliśmy się na przekonaniu, że choćby nie wiem co, będziemy blisko siebie. Nasze uczucie było tak silne, że żadne słowa nie są w stanie tego opisać.
Potem w ciągu jednej nocy zawaliło mi się całe życie.
To była ciepła majowa noc w Los Angeles. Byłam podekscytowana, że spędzę miły wieczór z najlepszymi przyjaciółkami, a potem wrócę do domu i będę czekać na mojego mężczyznę. Cały czas myślałam o Naszej poprzedniej nocy. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, jak się kochaliśmy. To było takie delikatne, miłe i przyjemne. Potem leżałam przytulona do Niego i rozmawialiśmy, od czasu do czasu całując się czule i uśmiechając się do siebie. Nie zdawałem sobie sprawy, że to Nasza ostatnia noc razem.
Nie wiem nic więcej. Nie wiem, co będę robić. Nie wiem, co mam zamiar zrobić. Jestem taka zagubiona bez Niego. Chcę, żebyś był teraz obok mnie, Cliff.
Pamiętam, gdy po raz pierwszy spotkaliśmy. Był najbardziej miłą i czułą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam. Zakochałam się w tym samym dniu. Chociaż potrafiłam Mu to dopiero okazać po Naszym czwartym spotkaniu. Pamiętam dobrze tę noc. Byłam w w klubie Whisky z Davem i zostałam pobita przez jakiegoś człowieka. Dave stanął w mojej obronie, złamał mu nogę, a potem wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego samochodu. Drogę pamiętam jak przez mgłę, ale za to wciąż pamiętam wyraźne uczucie lekkości i dwa szepty. Jeden należał do Dave'a, a drugi do kogoś, kto niedługo później stał się najważniejszą osobą w moim życiu. Nigdy nie zapomnę uczucia przenoszenia mnie z rąk mojego przyjaciela do rąk mojej przyszłej długoletniej miłości...
Jestem zła. Zła i przestraszona. Zła na los za zabranie mojego chłopaka z dala ode mnie i przestraszona, bo nie mogę się teraz do kogo się zwrócić, gdy trzeba ciepła i czułości. Dźwięk Jego ostatnich słów wypowiedzianych do mnie przez telefon wciąż dzwoni mi w uszach. Potem najgorsza wiadomość w moim życiu, którą tak bardzo chcę wyrzucić ze swojej pamięci... Złość narasta we mnie. Wybucha furia. Tracę kontrolę. Czuję tylko ból i cierpienie. Mam dosyć! Ale czuję to każdej nocy, kiedy jestem sama z moimi myślami.
Chcę porozmawiać. Chcę pozbyć się myśli uwięzionych w moim umyśle. Chcę mówić, wyrzucić z siebie słowa żalu i złości. Ale też z potrzeby, z tęsknoty, obawy, niepewności i miłości, którą utraciłam. Zaciskam mocniej oczy, ale to nie ma sensu. Słone łzy i tak spływają po moich zimnych policzkach.
Wciąż jestem tutaj, pod moim ulubionym grubym kocem. Chociaż i tak nie czuję się już tak jak wcześniej, leżąc pod nim, kiedy jest przesiąknięty Jego zapachem... Teraz sprawia, że ​​czuję się słaba, bezbronna. Czuję się narażona na strach, a ja tego nienawidzę.
I nagle fala gniewu wobec Cliffa wznosi się we mnie. Czuję się tak wściekła. Zostawił mnie. Wyjechał bez pożegnania. On nigdy mnie ostrzegł. Ale jak On mógł? Nigdy nie wiedział, że umrze w wypadku samochodowym zimnej nocy podczas jazdy na koncert jednego ze swoich ulubionych zespołów.
Mam ochotę wyciągnąć rękę i dotknąć Go, pogłaskać Go po policzku, owinąć ramiona wokół Jego szyi i trzymać Go blisko, jak to tylko możliwe. Potrzeba ta jest tak silna, że nie potrafię tego wytrzymać. Jeśli Jego dotyk można było nazwać narkotykiem, to ja byłam uzależniona od tego najsilniejszego.
Był tylko mój. Był...
Wyobrażam Go za sobą, Jego ciepły oddech na mojej szyi. Wyobrażam Go za sobą, jak leżał obok mnie, noc po nocy. Przez chwilę miałam w myślach ten obraz. To wszystko było takie realistyczne... Dopiero gdy otworzyłam oczy zdałam sobie sprawę z tego, że to nieprawda...
Znowu odwracam się na drugi bok z nadzieją, że zobaczę Go tam, gdzie teraz powinien być. Po lewej stronie łóżka. Ale nie ma nic. Wtuliłam twarz w Jego poduszkę i starałam się wdychać Jego zapach, który zawsze sprawiał, że czułam się lepiej i bezpieczniej. Ale nawet tego już nie ma. Tylko materialistyczny zapach proszku do prania wita moje zmysły. I to nie jest ok, nic już nie będzie w porządku. Nie jesteśmy razem i to sprawia, że czuję się naprawdę źle. Nie mogę oddychać. Moje mięśnie napinają się. Moje serce, dusza i ciało pragną Go. Nic. Nie ma żadnego znaku Jego obecności.
Krzyczę. Krzyk jest smutny, chory. Żałosny szloch teraz wydobywa się swobodnie z mojego gardła.
Moje drzwi sypialni otwierają się i mam nadzieję, że to On. Wrócił do domu ze szpitala, żywy i zdrowy, gotów by być ze mną.
Postać ta jest wysoka, jak Cliff. Opada na moje łóżko z ciężarem. Silne ramiona owijają się wokół mojej talii i przyciągają mnie do siebie. 
- Cliff...? - wydobywam z siebie mój cienki głos.
Usłyszałam tylko ciche westchnienie. 
- Nie. - odezwała się w końcu postać. - James.
Wtulam się w koszulkę Jamesa i zaczynam mówić sama do siebie.
- Chcę mieć przy sobie Cliffa... - wyszeptałam.
Ale wiem, że już nie mogę go mieć.
Przykre, ale prawdziwe.




piątek, 4 stycznia 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 7.

cześć aniołki. kolejny rozdział, który było mi trudno napisać. tak naprawdę miałam problem tylko z 3 rozdziałami: 1. z tym, kiedy zginął Cliff, 2.z tym dzisiejszym, 3. i tym, w którym Judy powiedziała dzieciom o jego śmierci. zmieniam się na gwiazdę rocka. / +  może ja tego nie zauważam dlatego, że sama stworzyłam tą postać i jakoś ją tam idealizuję i nie dostrzegam jej wad, ale ja nic irytującego w Judy nie widzę. :D chyba nigdy nie zrozumiem, co wszyscy do niej mają! może to te blond włosy?

- Roxxi, podaj mi kawę. - poprosiła Judy, wstawiając wodę. Dziewczyna podeszła do szafki, wyciągnęła z niej opakowanie z kawą i podała je przyjaciółce.
- Nie wiem, mam ich już budzić? - spytała Melanie, stawiając na stole 6 kubków.
- Daj im jeszcze trochę pospać. - odezwała się Roxanne, po czym postawiła na stole cukierniczkę.
Judy zalała kawę, a Melanie nakryła do stołu. Wspólnie z Roxxi naszykowały razem śniadanie.
- Mhm, cześć dziewczyny. - powiedział Lars, po czym podszedł do Roxanne i pocałował ją w policzek. - Hej skarbie.
- Siadaj, zjemy śniadanie i pójdziemy do szpitala. - oznajmiła, obejmując go w pasie. Lars usiadł przy stole i przysunął do siebie bliżej kubek z kawą.
- Jaymz... - szepnęła Melanie, kładąc się obok niego i głaskając go delikatnie po plecach. - Wstawaj, śniadanie jest gotowe.
- Jeszcze 5 minut...
- Chodź, zjemy i pójdziemy do szpitala.
- Hmm... - mruknął i odwrócił się w jej stronę, po czym musnął delikatnie jej policzek. - Shanell śpi?
- Tak, zaraz będę ją budzić i...
- Nie budź jej. Daj jej jeszcze pospać.
- Ale przecież musimy... - zaczęła, ale jej chłopak po raz kolejny jej przerwał.
- Wiesz doskonale o tym, że ona nawet tego śniadania nie tknie.
- Masz rację... - westchnęła, a chwilę po tym pocałowała go lekko w ramię i zeskoczyła z łóżka. - Wstawaj. Ubierz się i chodź na śniadanie. Aha, nie zapomnij, że dzisiaj czeka nas poważna rozmowa.
- Jesteś w ciąży? - spytał, patrząc na nią przerażony.
- Nie jestem w ciąży! Chodzi o to, co zrobiłeś dzisiaj o 4:00 nad ranem!
- Co zrobiłem?
- Mówiłam, że porozmawiamy o tym później. A teraz wstawaj i chodź.
Melanie wyszła, a James niechętnie wstał z łóżka. Wciągnął na siebie spodnie, koszulkę z Faith No More i założył swoje białe dunki. Spojrzał przelotnie na Shanell, która jeszcze spała i wyszedł.
- Cześć. - powiedział, przeczesując palcami włosy.
- Hej. - odpowiedziała Roxxi, kończąc swoją kanapkę. - Siadaj i jedz.
Kiedy James usiadł przy stole, wszyscy bez słowa zaczęli jeść. Kilka chwil później zobaczyli Shanell wchodzącą do łazienki ze swoją torebką.
Wyszła po kilkunastu minutach. Nie wyglądała zachwycająco, ale też nie odstraszała. Miała zrobiony lekki makijaż, włosy związane w kucyk i była ubrana w szarą luźną koszulkę, obcisłe potargane dżinsy i czarną ramoneskę. Wzięła swoje wysokie koturny, które leżały obok łóżka i założyła je.
- Shan, zjesz coś? - spytała Judy.
- Nie, nie jestem głodna.
- To wypij chociaż kawę.
- Ehh, ok. - mruknęła, siadając przy stole i przysunęła do siebie kubek.
Kiedy skończyli śniadanie, opuścili hotel i pojechali do szpitala. Nie zatrzymywali się nawet przy recepcji, tylko od razu weszli do windy i wjechali na 2. piętro. Weszli do sali Kirka, a ten otworzył oczy i zmierzył ich wzrokiem. Wszyscy popatrzyli zszokowani, a Lars doskoczył do niego i zasypał go pytaniami.
- Kirk! Kiedy się obudziłeś?
- Dzisiaj w nocy. - powiedział, zamykając oczy.
- Jak się czujesz?
- Tak sobie.
- Wiesz w ogóle co się stało? - dopytywał.
- Tak. Miałem wypadek. - odpowiedział zachrypniętym głosem i rozejrzał się. - A gdzie jest Cliff?
- Ale... - zaczął James i popatrzył na wszystkich. - Ty nic nie pamiętasz?
Kirk pokręcił przecząco głową.
- Posłuchaj... Ja, ty, Lars i Cliff jechaliśmy do San Francisco na koncert. Mieliśmy wypadek... i Cliff nie żyje...
Chłopak spojrzał na niego zszokowany, a zaraz po tym zacisnął powieki.
- To przeze mnie... - szepnął.
- Co ty gadasz. - odezwała się Roxxi. - Jakiś pijany facet wyjechał wam zza zakrętu.
- Ja mu tego życzyłem... - powiedział głośniej, a po jego policzku spłynęła łza. - Jeszcze przed tym... wypadkiem, kiedy mieliśmy próbę, życzyłem mu, żeby zginął w wypadku samochodowym...
- Przecież to były tylko żarty... Kirky, daj spokój... -  odezwał się Lars.
Chłopak nic nie odpowiedział tylko ukrył twarz w dłoniach i dalej płakał. Judy rozejrzała się po pomieszczeniu i spytała zdziwiona:
- Gdzie jest Shanell?
Lars, James i Roxanne wzruszyli ramionami, a Melanie powiedziała:
- Może poszła do łazienki.
Shan szła wzdłuż szpitalnego korytarza i rozglądała się. Podeszła do drzwi gabinetu lekarskiego i zapukała cicho.
- Proszę. - usłyszała donośny męski głos. Otworzyła je i weszła do środka.
- Dzień dobry... Nazywam się Shanell Evans i wczoraj mój przyjaciel trafił tutaj nieprzytomny po wypadku samochodowym.
Doktor zmierzył ją wzrokiem i próbował rozszyfrować o kogo jej chodzi.
- Kirk Hammett. - domyśliła się jego pytania. - Obudził się w nocy.
- Aa, no tak...
- Mój chłopak zginął w tym wypadku...
- Bardzo pani współczuję.
- I chciałabym go zobaczyć... - powiedziała nieśmiało.
- Jest pani tego pewna? - spytał, patrząc na nią uważnie.
- Tak. Na pewno. - kiwnęła głową.
- Dobrze, proszę za mną. - powiedział, wstając z miejsca i wyszedł z gabinetu. Shanell poszła za nim. Kiedy weszli do ciemnego chłodnego pomieszczenia, rozejrzała się i zatrząsnęła z zimna.
- Ta pani to dziewczyna tego chłopaka, którego wczoraj przywieźli. Zginął w tym wypadku na Alemany Boulevard. - mruknął lekarz do pewnego wysokiego mężczyzny, który przeszył Shan wzrokiem. Kiwnął potakująco głową, a lekarz opuścił pomieszczenie.
- Cóż... Ludzie rzadko chcą oglądać takie rzeczy. Na pewno chcesz go zobaczyć?
- Tak. Na pewno. - powtórzyła mu to samo, co lekarzowi w gabinecie.
- Dobrze. - westchnął. - Podejdź do stołu.
Dziewczyna zrobiła to posłusznie. Wolnym krokiem podeszła do stołu, na którym leżał ktoś przykryty materiałem, a mężczyzna po raz kolejny uważnie na nią popatrzył.
- Gotowa?
- T-tak. - powiedziała drżącym głosem. Mężczyzna odsłonił nakrycie, a Shanell popatrzyła ze łzami w oczach na sztywne i zimne ciało swojego chłopaka, które było jeszcze bardziej blade niż zawsze, podchodzące pod lekko szarawy kolor. Dotknęła delikatnie jego lodowatej dłoni, a po chwili szybko się cofnęła i odwróciła. Ukryła twarz w dłoniach i powstrzymywała łzy. Mężczyzna bez słowa zakrył ciało.
- Ludzie często nie zabierają rzeczy, które były znalezione przy jego bliskim, ale ty pewnie nie należysz do grona tych osób. - mówił, podchodząc do innego stołu, na którym leżały różne rzeczy. Podeszła do niego i spojrzała na nie. - Proszę, to twój chłopak miał przy sobie. - wskazał palcem na pognieciony bilet na koncert, stare paragony, kartkę z tekstem piosenki, klucze do mieszkania i małe czerwone pudełeczko. Shanell wzięła je do ręki i otworzyła. Kiedy zobaczyła pierścionek, otworzyła usta ze zdziwienia.
- Ale... ale to nie jest moje... - zaczęła się jąkać, patrząc to na mężczyznę, to na pierścionek. - To nie jest moje, jego tym bardziej nie...
- Miał to w kieszeni. - oznajmił, biorąc w ręce pozostałe rzeczy. - Chcesz to zabrać?
- Tak, oczywiście. - ożywiła się i schowała do kieszeni pudełeczko z pierścionkiem, a resztę wzięła w dłonie. Przed wyjściem odwróciła się jeszcze i spojrzała na zakryte ciało. Wzięła głęboki oddech i wyszła z pomieszczenia. Pobiegła na 2. piętro i weszła do sali w której leżał Kirk. Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Gdzie byłaś tyle czasu? - spytała Melanie. - I co tam masz?
Shanell położyła na łóżku wszystkie rzeczy, które trzymała w dłoniach i sięgnęła do kieszeni dżinsów. Wyciągnęła z niej pudełeczko i otworzyła, pokazując wszystkim jego zawartość.
- Wiedzieliście o tym? - zapytała ze łzami w oczach, patrząc na chłopaków.
- Skąd to masz? - odezwał się Lars.
- Facet z kostnicy mi to dał. Cliff miał to w kieszeni.
- Shan... - zaczął James, podchodząc do niej i dotykając jej dłoni. - Planował to od kilku miesięcy... Wczoraj odebrał ten pierścionek od jubilera i powiedział, że chce ci się oświadczyć w dniu twoich urodzin...
Dziewczyna spojrzała zszokowana najpierw na Jamesa, a potem na resztę. Schowała pierścionek do kieszeni, a po chwili powiedziała łamiącym się głosem:
- Chcę wrócić do hotelu.
- Ok. - powiedziała Judy, wstając z krzesła przy łóżku. - Kirk, przyjdziemy jeszcze dzisiaj. Trzymaj się.
- Jasne. Pa. - szepnął ledwo słyszalnie, a reszta pożegnała się z nim i wyszła, zabierając mu z łóżka rzeczy, które Cliff miał w kieszeniach w dniu wypadku.
Po kilku chwilach opuścili szpital i wrócili do hotelu.

***

Rano Davida obudził dźwięk tłuczonego szkła. Przetarł oczy i rozejrzał się po swojej sypialni, po czym wstał z łóżka i poszedł do kuchni. Zobaczył tam Sophię i Nathana siedzących przy stole oraz Masona stojącego na blacie.
- Co wy tu robicie? - spytał, patrząc na stłuczony talerz na podłodze.
- Chciałem zrobić śniadanie. - mruknął Mason, zeskakując z blatu.
- Mogłeś mnie obudzić. - powiedział David i sięgnął do szafki kuchennej po 3 miseczki i płatki czekoladowe, po czym postawił je na stole. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej mleko. Podał je Masonowi i wziął do ręki miotłę. - Jedzcie, a ja to posprzątam.
Kiedy zamiatał podłogę, do kuchni wszedł Dave w samych bokserkach i z rozczochranymi włosami.
- Co tu się dzieje kurwa?
David podniósł wzrok znad podłogi i spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Co ty robisz w moim mieszkaniu o tej porze?
- Aaa... - przypomniał sobie i podrapał się w głowę. - Nie chciało mi się wczoraj wracać do domu i przekimałem się u ciebie na kanapie. Jest jakieś śniadanie?
- Jak sobie zrobisz to będzie.
- Ale wiesz, że ja lubię tę twoją jajecznicę i...
- Kurwa, dopiero wstałem! - krzyknął David. - Jak jesteś głodny to sam sobie coś zrób, z tego co widzę to masz 2 ręce!
- No dobra, dobra... - mruknął Dave i podszedł do lodówki, po drodze głaskając Sophię po włosach.
Kiedy dzieci skończyły jeść śniadanie, poszły się ubrać i razem z Davidem wyszli z mieszkania.
- Ejj! - zawołał za nimi Dave. - Poczekajcie!
- Co chcesz? - zirytował się David.
- Gdzie idziecie?
- Do mieszkania Jamesa i Melanie, żeby Nath i Sofi wzięli sobie kilka rzeczy.
- A wejdziecie po drodze do sklepu?
- Nie, bo ja niczego ze sklepu nie potrzebuję.
- Ale ja nie mam fajek... - powiedział nieśmiało Dave.
- To idź i sobie kup.
- Ale nie mam pieniędzy...
- To idź i zarób! - krzyknął David, wychodząc z dziećmi z mieszkania.
- Ale ja wypłatę dostanę dopiero za 2 tygodnie, nie mam nawet kasy na papierosy! - jęknął Dave, wychodząc na klatkę schodową.
- Jakbyś nie przepierdalał pieniędzy to pewnie byś je jeszcze miał.
- Ale...
- Dave! - uniósł się David. - Nie widzisz, że nie mam czasu?
- Ale...
- Zamilcz.
Dave wrócił zrezygnowany do mieszkania, a David westchnął i wszedł z dziećmi do windy. Kiedy opuścili budynek, weszli do samochodu i pojechali pod blok Melanie i Jamesa. Sophia pierwsza wyskoczyła z auta i pobiegła do klatki schodowej. Mason, Nathan i David weszli za nią. Gdy David wziął od sąsiadki klucze do mieszkania i otworzył drzwi, dziewczynka wleciała do środka jak huragan i pognała do swojego pokoju.
- Milo! - zawołała, kiedy dorwała w swoje ręce pluszowego misia leżącego na jej łóżku i przytuliła go. - Tęskniłam za tobą...
- Sofi, weź sobie tę maskotkę i kilka ubrań. - powiedział David, zaglądając do niej do pokoju. - A potem pomóż Nathanowi, ok?
- Dobrze. - odpowiedziała i podeszła do swojej szafy. Ukucnęła i zaczęła wyciągać z niej ubrania, które najbardziej jej odpowiadały. W pewnym momencie podszedł do niej Mason i przykucnął obok.
- W tej będziesz ładnie wyglądać. - oznajmił i wskazał palcem na różową koszulkę. David spojrzał uważnie na swojego syna.
- Mase, ona wie lepiej w czym będzie ładnie wyglądać.
- Ale ja tylko chciałem jej pomóc...
- Idź pomóc Nathanowi.
Mason wyszedł z jej pokoju i poszedł do swojego przyjaciela. Gdy skończyli pakować swoje rzeczy, już chcieli wychodzić z mieszkania, jednak Sophia krzyknęła w drzwiach:
- Nie wzięłam szczoteczki do zębów! - przypomniała sobie i weszła z powrotem do środka.
- Moją też weź! - krzyknął za nią Nathan.
Sophia wróciła po kilku chwilach, po czym dała swojemu bratu szczeteczkę do zębów, a swoją schowała do torby. Weszli do windy i zjechali na dół, po czym opuścili budynek.
- Tato, jedziemy już do domu? - spytał Mason, kiedy David otwierał drzwi samochodu.
- A gdzie ty chciałeś jechać?
- Chciałem iść na lody.
- Jest dopiero 9:00 rano.
- Też bym chciała iść... - odezwała się Sophia.
- Ja też. - przytaknął Nathan.
David westchnął i rozejrzał się po ich twarzach.
- Dobra, chodźcie. - mruknął, zamknął samochód i ruszyli w stronę lodziarni. Szybko złożył zamówienie, wręczył dzieciom lody i wrócili do domu.
Gdy weszli do mieszkania, Mason poszedł do swojego pokoju razem z Sophią i Nathanem. David wszedł do salonu i zobaczył Dave'a śpiącego na sofie z pilotem w dłoni. Zabrał mu go i wyłączył telewizor, po czym podszedł do telefonu i wybrał numer hotelu w którym zatrzymała się Judy.
- Halooooooo...? - usłyszał zaspany głos po drugiej stronie.
- Shan, daj mi Judy.
- Judieeeeee... - jęknęła Shanell, wymachując słuchawką w powietrzu. - Dav dzwoni.
Dziewczyna podeszła do niej i odebrała jej słuchawkę z rąk.
- Słucham?
- Kiedy wracacie? - spytał prosto z mostu.
- Nie wiem... Naprawdę postaramy się jak najszybciej.
- Posłuchaj, zostawiłaś mnie z trójką dzieci, pojechałaś sobie na wakacje do San Francisco z przyjaciółkami i nawet nie wiesz kiedy wrócisz. Nie wiem czy wiesz, ale jutro jest poniedziałek i idę do pracy. Nie ma kto zaprowadzić i przyprowadzić dzieci z przedszkola.
- Po pierwsze, nie jestem tu na wakacjach. A po drugie, Nick chodzi teraz na popołudnie do pracy. A Marty i Dave mają nocki, więc pewnie będą mogli ich zaprowadzić i przyprowadzić. Zadzwoń do któregoś z nich i po kłopocie.
- Ja nie będę...
- Przestań robić problemy. - przerwała mu zirytowana. - Mogę sama zadzwonić, jeśli dla ciebie to wielki problem.
- To nie jest problem, tylko...
- Daj spokój. Ja już muszę kończyć. Ucałuj Masona ode mnie.
Judy rozłączyła się, a David zdenerwowany odłożył słuchawkę. Wyciągnął z szufladę paczkę Marlboro, wziął zapalniczkę i wyszedł na balkon.