piątek, 27 lutego 2015

The Unforgiven - rozdział 28.

jest mi smutno przez dużą ilość wyświetleń przy ostatnim rozdziale, a tak mało komentarzy :c
kolejny rozdział! w końcu nowa bohaterka. aaaa, ja wiem, jakie teraz niektórzy możecie mieć myśli po pojawieniu się Kristen, ale mimo wszystko, zakończenie tej historii was zaskoczy, mam nadzieję, że nikt się go nie spodziewa... chociaż co chwilę się obawiam, że w ogóle nie umiem trzymać w napięciu i wiecie, co wydarzy się w każdym rozdziale, haha!
proszę o komentarze 

Susie
- Johnson!
Podniosłam głowę i rozejrzałam się. Poniszczone ławki, zapisana tablica, porysowana książka od historii, szydercze uśmiechy uczniów i zirytowany nauczyciel stojący obok. Wyprostowałam się i wzięłam głęboki oddech.
- Kto w 1801 roku został trzecim prezydentem Stanów Zjednoczonych?
- Nie wiem, nie uczyłam się...
- Johnson, czy ty w ogóle otwierasz książki w domu? Weź się do nauki, a nie imprezy ci w głowie.
- Przecież nikt jej nie zaprasza na imprezy. - powiedziała Emma, kapitanka drużyny cheerleaderek. Cała klasa wybuchnęła śmiechem, a nauczyciel pochylił się nade mną.
- Masz jakieś problemy?
Spojrzałam na niego zaszklonymi oczami.
- Przyjdź do mnie po lekcjach. - powiedział cicho i wrócił do prowadzenia zajęć.
Otworzyłam oczy i poprawiłam się na siedzeniu. Znowu ten przeklęty sen. Rozejrzałam się po samolocie. W końcu wracaliśmy do LA. Wiedziałam jednak, że nasze życie się diametralnie zmieni. Wszystko będzie inne. Nie miałam już szans na usunięcie ciąży. Musiałam urodzić to dziecko.
Spojrzałam na Jamesa, który siedział obok mnie. Spał, a włosy opadały mu na twarz. Przysunęłam się do niego i odgarnęłam mu za ucho kilka kosmyków. Poruszył się delikatnie i spojrzał na mnie, mrużąc oczy.
- Przepraszam...
- Wszystko ok... - powiedział lekko zachrypniętym głosem. Przytuliłam się do niego, a on objął mnie ramieniem.
- Skoro tak bardzo chcesz zostać ojcem to powinieneś przestać pić.
- Piję tyle co każdy.
- Będziesz miał dziecko. Jeśli myślisz, że będziesz się upijał do nieprzytomności, a ja będę sama je wychowywać, to się grubo mylisz.
- Do czego zmierzasz?
- Oddam je do adopcji.
- Myślałem, że już sobie to wyjaśniliśmy.
- Wyjaśniliśmy sobie sprawę ciąży. Nie twojego alkoholizmu. - powiedziałam poważnie, przyglądając mu się z boku.
- Tylko w trasie piję więcej. Ciężko nie pić... - spuścił wzrok. - W domu będę pił mniej, obiecuję.
Miałam ochotę powiedzieć, żeby przestał pić w ogóle. Ja musiałam skończyć z narkotykami całkowicie, a nie częściowo. Nie chciałam jednak się kłócić, kiedy w końcu zrobiło się trochę spokojniej. Najważniejsze, że obiecał przystopować z alkoholem.
Przymknęłam oczy. James pogłaskał mnie po włosach i pocałował w czoło.
- Kocham cię, Su.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Dawno mi tego nie mówił. Chwilę później zasnęłam, wtulona w niego.

James
Minęły dwa miesiące, odkąd wróciliśmy z trasy. Naprawdę cieszyłem się, że za parę miesięcy zostanę ojcem. Starałem się nie myśleć o tym, że organizm Susie jest słaby i jest szansa, że może stracić dziecko oraz że niedługo znowu trzeba będzie wejść do studia, a Su zostanie w domu sama. Najważniejsze, że teraz mogłem z nią być cały czas.
Susan jednak nie dawała mi powodów do zmartwień. Obawiałem się, że znowu będzie znikać na całe noce, nie wiadomo z kim i po co. Siedziała jednak cały czas w domu, bała się nawet wyjść do sklepu czy na spacer. Mimo że nie dostrzegałem jakichś większych zmian w jej wyglądzie, ona miała wrażenie, że tyje, brzydnie i starzeje się. Nie przejmowałem się tym ani trochę, tłumaczyłem to sobie tym, że jest w ciąży i takie zachowanie jest normalne.
Któregoś wieczoru wybrałem się z Jasonem i jego dziewczyną, Lauren, do House of Blues. Su siedziała grzecznie w domu i czytała magazyny o modzie, więc postanowiłem zabrać się razem z nimi. Chcieliśmy po prostu napić się i miło spędzić czas. Załapaliśmy się też na koncert miejscowego zespołu. Początkowo w ogóle nie zwracaliśmy na nich uwagi, dopóki na scenę nie weszła wokalistka. Nie widziałem jej za dobrze, bo siedziałem trochę za daleko. W oczy rzucała się burza długich kręconych włosów. Miała na sobie obcisłe dżinsy, kowbojki i koszulkę z rozcięciami pod pachami. Rozmawiała ze swoim gitarzystą, kręciła się po scenie i patrzyła, czy wszystko jest w porządku. Odwróciłem się znowu w stronę baru i napiłem się.
Kiedy jednak zaczął się koncert i usłyszałem wokal tej dziewczyny, prawie wypuściłem szklankę z ręki. Zespół grał dobrze, ale to właśnie ona skupiała na sobie największą uwagę i miała prawdziwą charyzmę. Nigdy nie słyszałem takiego damskiego głosu. Zachrypnięty, mocny rockowy głos, a w balladach miły, delikatny i czarujący, głos małej słodkiej dziewczynki. Patrzyłem na nią zahipnotyzowany. Mógłbym jej słuchać godzinami.
Po niecałej godzinie zeszli ze sceny. Jason odwrócił się w moją stronę.
- Wow! Niesamowita dziewczyna. - powiedział głośno, a ja i Lauren przytaknęliśmy.
Jakieś 30 minut później zobaczyłem, jak żegna się z kolegami z zespołu i wychodzi zza kulis. Kierowała się w stronę wyjścia.
- Poczekajcie. - wstałem i pobiegłem w jej stronę. Szarpnąłem ją za rękę, a ona popatrzyła zszokowana. - Przepraszam, nie chciałem...
Spojrzała na mnie swoimi brązowymi oczami spod długich czarnych rzęs.
- Jestem James. - wyciągnąłem rękę w jej stronę. Ściągnęła skórzaną rękawiczkę bez palców i podała mi dłoń.
- Znam cię... - odezwała się w końcu. - Kristen.
- Może wyjdziemy na chwilę na zewnątrz?
- W zasadzie trochę się spieszę...
- Zajmę ci chwilę.
- Dobrze... chodźmy. - wyszliśmy z klubu i usiedliśmy na schodach.
- Masz wspaniały głos. - powiedziałem szczerze, a ona się uśmiechnęła. - Dlaczego jeszcze o tobie nie słyszałem, nie mam twojej płyty?
- Może nie mam wystarczająco wspaniałego głosu? Albo za mało szczęścia?
- Skoro takiemu Larsowi się udało to tobie również.
Zaśmiała się cicho i odgarnęła włosy za ucho.
- Pogodziłam się z tym, że zawsze będziemy grali w klubach za marną kasę.
- Mogę zobaczyć? - spytałem, chwytając ją za dłoń. Zauważyłem tatuaż na zgięciu ręki. Drobny ozdobny napis. - Never Lose Hope...
Zaczerwieniła się.
- Chyba nie powinnaś tak mówić, mając taki tatuaż... masz jeszcze jakieś?
- Jeszcze kilka. - wstała ze swojego miejsca. - Muszę już wracać. Dzięki za rozmowę.
- Zaczekaj. - również wstałem. - Masz coś do pisania?
- No... - mruknęła niewyraźnie i zajrzała do torebki. Wyciągnęła z niej jakiś stary paragon i długopis. Zapisałem szybko mój numer.
- Zadzwoń do mnie. Może podrzucisz mi jakieś swoje nagrania, pokażemy paru właściwym osobom?
- Wybacz, ale raczej nie... - wrzuciła zapisany papierek do torebki.
- Kristen...
- Muszę iść. Cześć.
Zeskoczyła z dwóch ostatnich ostatnich schodów i pobiegła przed siebie. Patrzyłem na jej sylwetkę znikającą za zakrętem i wróciłem do klubu.

***

Leżałem już w łóżku, a po głowie chodził mi kawałek tekstu "Welcome Home". Susie spała obok jak zabita. Wcześniej mogla siedzieć całymi nocami i coś robić, a teraz potrafiła przesypiać jakieś 20 godzin na dobę. Obróciłem się na bok i utkwiłem swój wzrok w ścianie, którą oświetlało jasne światło z ulicy. Uświadomiłem sobie kilka rzeczy - nie wziąłem numeru telefonu do Kristen. Wątpiłem, że sama do mnie zadzwoni, a zależało mi na jej nagraniach. Nie znałem nawet nazwy jej zespołu, bo trafiliśmy na ich koncert przez przypadek. Jej nazwiska też nie znałem, adresu również. Chodzenie po każdym klubie, w którym mogła grać koncert, żeby o nią zapytać zajęłoby wieki.
Ta dziewczyna miała w sobie coś magicznego. Coś, co niesamowicie do niej przyciągało. Nie był to tylko jej głos i wygląd. Roztaczała wokół siebie dziwną aurę. Była tajemnicza i małomówna, zupełnie inna niż na scenie. Czułem potrzebę porozmawiania z nią, chciałem ją lepiej poznać. I zobaczyć resztę jej tatuaży.

6 komentarzy:

  1. O nie. O nie, o nie, o nie. James, do cholery, masz zakaz oglądania tatuaży należących do Kristen. Nie.
    Szczerze mówiąc to zaskoczyłaś mnie, bo myślałam, że ta dziewczyna znajdzie się u boku Devona, choć kto wie, wszystko jest możliwe... Niech tylko się nie kontaktuje z Jamesem, bo się wkurzę. To, że Susie go zdradzała wielokrotnie, nie znaczy, że on ją też musi, w dodatku jest z nim teraz w ciąży.
    No właśnie, co z tym dzieckiem? Rodzice, jak widać, nie są idealni. Matka myśli tylko, jak się go pozbyć i mieć wreszcie święty spokój, a ojciec twierdzi, że jeżeli będzie jeździł w trasy, koncertował, imprezował i upijał się do nieprzytomności, to z pewnością sam je wychowa. Oni się zachowują gorzej niż dzieci.
    Ich związek nadal mnie niepokoi. Niby jest dobrze, ale jednak... Jeszcze pewnie w najmniej oczekiwanym momencie Rudy wyskoczy i taki będzie finał. A Kristen, mówię to po raz kolejny, niech się wypcha.
    Swoją drogą ten sen Susie powiedział wszystko, zobrazował nie tylko to, co przeżyła, ale też to, czego się boi. Ona ma w sobie taki przestarzały żal z tamtego okresu, że teraz nie potrafi nikomu ufać. Niby kocha, ale nie potrafi stłumić tego uczucia nienawiści do ludzi, w szczególności do mężczyzn, które ciągle w niej tkwi. Ciężko jej będzie to pokonać.
    No nic, czekam na kolejny rozdział. Właściwie to wiem, co zrobią James i Kristen, ale nadal mam nadzieję, że jednak tego nie zrobią. Pozdrawiam cię i życzę mnóstwa weny ;) (standardzik -,-)

    OdpowiedzUsuń
  2. James! Przecież będziesz miał dziecko! Nie możesz! Automatycznie znienawidziłam Kristen, bo mam przeczucie, że zepsuje związek... Nie możesz tego zrobić! :(
    Mam nadzieję, że James ograniczy trochę picie, chociaż wiem, że może to być bardzo trudne gdy jest się w zespole thrashmetalowym xD
    Weny, weny, weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o, kochana :c pierwszy raz widzę Twój komentarz u siebie, dziękuję, że się ujawniłaś! :)

      Usuń
  3. O kurde! Susan chce urodzić! Nie wierzę. Niech tylko James ograniczy picie i będzie perfekt kopul.
    Nareszcie Kirsten. Byłam jej bardzo ciekawa. Nie spodziewałam się, że pojawi się u boku Jamesa. Myślałam, że jest tak skupiony na Su, że nie dostrzega żadnych kobiet wokół siebie. A tu proszę, jak poleciał do Kirsten. Jej reakcja mnie trochę zdziwiła. Spodziewałam się raczej, że gdy James do niej podejdzie to nie będzie mogła złapać tchu z zachwytu, a ona tak trochę na wyjebaniu. (Chyba tylko ja tak się jaram Jamesem :D) To jest trochę niepokojące, że James żałuje że nie wziął od niej numeru i że chce zobaczyć resztę tatuaży... Jeszcze tylko tego brakuje, żeby zdradził Susan.
    Mam nadzieję, że zakończenie historii będzie zaskakujące! Czekam na kolejny rozdział i na list :*
    U mnie nowy
    http://kick-some-ass-tonight.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam tak bardzo oczarowana narracją Su. Pogodziła się w miarę z tym, że urodzi dziecko. Niby dalej szuka drogi, żeby się go potem pozbyć, ale zawsze jest to jakiś postęp. Całkiem spory postęp. Później ona przejawiająca CZUŁOŚĆ (co nie zdarza jej się zbyt często, z tego, co zdążyłam zanotować) do Jamesa... James mówiący jej, że ją kocha... Myślę sobie: "Wow, na reszcie będzie chwila spokoju". Aż się zdziwiłam, serio. Jeszcze ten sen na początku... Skoro dalej męczą ją wspomnienia tego typu sprzed lat, to nic dziwnego, że jakoś nie umie normalnie funkcjonować, stworzyć związku, zaufać... Nic dziwnego, że szukała ucieczki w narkotykach. Lepiej, zdrowiej i bezpieczniej byłoby dla niej znaleźć przynajmniej jedną osobę, której w pełni by zaufała, z którą rozmawiałaby dużo i szczerze, ale najwyraźniej to nie jest dla niej ani oczywiste, ani proste. Szkoda, że wpadła przez to w nałogi. Gdyby nie taka niefortunna przeszłość, to częściej ujawniałaby się w jej zachowaniu ta dobra strona i byłaby świetną kobietą, wręcz idealną.
    Po tym uroczym fragmencie spodziewałam się więc, że druga narracja (w której pojawia się Kristen) będzie raczej należeć do Davona, a tu taka niespodzianka. Jak widać "chwila" spokoju, której się spodziewałam, okazała się być jeszcze krótsza niż myślałam. Ech. Z jednej strony jestem wkurzona na Hetfielda, no bo halo! Ma kobietę w ciąży w domu. Ale z drugiej tak czytam o Kristen, patrzę na jej zdjęcia... I jakoś nie umiem się dziwić. Polubiłam ją od razu. Fakt faktem, że może spieprzyć związek Jamesa i Su, ale póki co to na pewno nie będzie jej wina. Była chłodna w stosunku do niego, nawet nie chciała z nim rozmawiać. Ponad to być może nawet nie wie, że James kogoś ma. Nawet jeśli - to przecież nic nie zrobili, więc nie wiem, po co się tego tak uczepiłam... Coś wisi w powietrzu. (aaaa, włączyła mi się właśnie reklama na spotify i prawie zeszłam na zawał, one pojawiają się zbyt nagle. ;_;) O, właśnie! Muszę, po prostu MUSZĘ tutaj wcisnąć anegdotkę. Mój kolega chciał sobie zrobić tatuaż i zamierzał chyba właśnie "never lose hope". Jednakże znał średnio angielski, tatuażyści tak samo... I ze studia wyszedł z tatuażem "never LOST hope". xD No, tak czy tak - jestem zauroczona postacią Kristen. I jeśli coś będzie między nią a Jamesem, to nawet nie będę umiała się na niego gniewać (mimo że powinien chłop myśleć o Su, a nie głupoty mu w głowie).
    Czekam na kolejny rozdział i dużoo, duuuużooo weny życzę! ;*
    + to chyba mój najdłuższy komentarz na blogspocie od jakiegoś roku, jak nie więcej. o.O

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem, Parry, zajęło mi dotarcie tutaj dość sporo czasu, mam wrażenie, ale możemy zwalić winę na fakt, iż nie miałam komputera, a nienawidzę pisać komentarzy z telefonu, co jest chyba zrozumiałe, nie mam racji? :')

    Czuję się rozdarta po tym rozdziale i nie wiem aż, od czego zacząć, ale...od początku, haha.
    Pierwsze linijki zrobiły ze mną coś bardzo dziwnego, przeczytałam sobie ten pogrubiony fragment kilka razy, starając się sobie dobrze odtworzyć w głowie młodzieńczą traumę Susie, a chyba mogę tak to nazwać, prawda? Oj, no i patrz lepiej, co się dzieje: mam marzenie o dokładniejszym poznaniu dzieciństwa Su! Aczkolwiek jest ono wciąż mniejsze od mojej ukochanej blondynki i jej bliższego poznania (jakkolwiek nam to nie brzmi...). Chociaż sam sen jest chyba tutaj mniej istotny, istotny jest fakt, iż z Jamesa wychodzą bardzo brzydkie zachowania, siły i cała reszta złych duszków. Hipokryzja się kłania, o, i to jaka. Jestem na niego absolutnie wkurzona, muszę przyznać. Sam wciąż ganił Susan, że jest taka i owaka, że zachowuje się nieodpowiedzialnie, że Bóg wie, co jeszcze. A to wcale nie tak, że ona odstawi te używki, nazwijmy tak to wszystko, i będzie już super matką, a dziecko wyrośnie na ideał. Dziecko potrzebowałoby też ojca, a cóż zrobić w sytuacji, w której tatuś leży gdzieś pijany z kolegami z zespołu i zasłania się tylko tym, iż ''trasa''? Co z tego, że trasa, James...
    I już myślałam, że na tym będzie koniec tych problemów, ale jak widać nie. Czyżby ciężarna Susie nagle zrobiła się mniej atrakcyjna i spadła w notowaniach na tyle nisko, że nikt nie będzie miał najmniejszych zastrzeżeń, jeśli ten sobie znajdzie koleżankę? O ile mnie pamięć nie myli, to jakiś czas temu sam miał wielkie pretensje do swojej ukochanej...''ukochanej'' (?), że ta uciekała mu do Dave'a, a teraz co? Zapewne będzie się tym zasłaniał, jeśli przyjdzie co do czego, ponieważ takie wybryki wzajemne to wielka, niekończąca się historia.

    Sama postać Kristen mnie zaintrygowała, jej zagubienie, spokój, milczenie, dyskrecja. Podoba mi się, jak potraktowała Jamesa, ale nie podoba mi się, że on do niej zaczyna się tak lepić, to jest okropne, a ona sama wydała mi się być z lekka zażenowana i w ogóle niezainteresowana. Takie pierwsze wrażenie, a one przeważnie są trafne. Chciałabym usłyszeć jej głos, szkoda, że będzie mi to dane, haha. I ja bym mogła zobaczyć jej tatuaże i dać Hetfieldowi w pysk w jej imieniu. Kiedy oni się, cholera, wszyscy ogarną - czy w ogóle?

    To jest wszystko równią pochyłą, myślę. Niby stabilna, ale jednak lecimy powoli w dół i dalej... Co nie zmienia faktu, że kocham tych ludzi i Twoje wszystkie rozdziały, no ba!
    Uciekam teraz, dobranoc, kochana, czekam na kolejny, jak zapewne wiesz! ♥

    I zapraszam do mnie i do Arizony! :')

    OdpowiedzUsuń